Jak nie być hieną w czasach koronawirusa – opinia MAGDALENY KAWALEC-SEGOND

Swoimi materiałami grzejecie panikę. I ta panika, ze względu na to, jak działa ludzki układ odporności i jak działamy społecznie, może kosztować wiele osób zdrowie i życie. Nawet jeśli tego nie wiecie, to was nie usprawiedliwia. Bo jako dziennikarze, powinniście to wiedzieć.

 

Bardzo przepraszam, ale będzie ostro. Kto już się oburzył tytułem, zawsze może przestać czytać i obrazić się na mnie do śmierci. Może nas ona spotkać wkrótce (jak zwykle, memento mori to taka piękna antyfona postna) , więc w sumie, co mi tam. Jakoś to przeżyję. Jako nie-dziennikarz, tylko taka pani od przyrody, co lubi pisać do gazet, a gazety cierpliwie to czasem drukują od 25 lat, żeby i te giki, te mózgowce miały też jakiś kącik dla siebie w rzeczywistości medialnej, a jednocześnie jako jaki taki specjalista od drobnoustrojów chorobotwórczych (mam z tego doktorat, to niedużo, ale zawsze coś) walę pięścią w stół: BASTA!

 

Ja nie oglądam telewizji (żadnej) od grubo ponad ćwierć wieku w wyniku świadomej decyzji, więc pewne zjawiska związane ze szklanym ekranem docierają do mej świadomości dopiero wtedy, gdy jakiś Internet je pokaże. W tym wypadku, w momencie gdy w Polsce pojawił się czwarty potwierdzony przypadek COVID-19, strona na FB zwana „Polska w dużych dawkach” zamieściła wpis, którego sama nie ujęłabym lepiej, i zdjęcie, które mnie rozwścieczyło. Wpis zaś był tak mądry (i na miejscu), że go po prostu zacytuję: „Pacjent z podejrzeniem koronawirusa wychodzi ze szpitala, dziennikarze podstawiają mu mikrofon prosto w usta, pytają czy to fajnie być chorym. Trwa to pięć minut, mikrofony dalej napierają w otwór gębowy pacjenta, pocierają się i chłoną wirusa dosłownie jak gąbka. Następnie biegną na konferencje prasowe, podtykają te mikrofony politykom, następuje kwarantanna, tydzień plagi, populacja polityków zmniejsza się. Niestrudzeni dziennikarze obskakują jeszcze najmodniejsze imprezy, zjazdy influncerów i jakieś forum marketingu.

 

Mijają dwa miesiące i kraj zmienia się nie do poznania. Trzeba rozpisać nowe wybory. Polska nauka i kultura są nietknięte, bo kto by się nimi interesował, dziennikarze nie przyszli. Tworzy się nowa kultura polityczna, czas żałoby, ale i przemyśleń. Powinniśmy jakoś o siebie zadbać, przyda nam się działająca ochrona zdrowia, i żeby ludzie coś kumali, więc przyinwestujemy w edukację. Trzeba też się przygotować na okoliczność innych zagrożeń. Dziennikarze winni zarażania elit kraju zbierają się w tajnym miejscu. Z mroku wychodzi Mariusz Max Kolonko. Ubrany nie jak zwykle, w garniak z lat 90., tylko w dżinsy i czarną bluzę z kapturem. Każdemu ściska rękę i mówi:
– O waszym poświęceniu nikt się nigdy nie dowie. Jesteście cichymi bohaterami, którzy poprowadzili bliźnich przez ciemną dolinę. God bless you
.”

 

Ja wiem, że ci biedacy z mikrofonami sami się tam na te drzwi nie rzucili (do szefów i redaktorów wicenaczelnych jeszcze wrócę). To nie oni też wysłali nad szpital w Łodzi (który okazał się NIE-miejscem pierwszego przypadku COVID-19 w Polsce) drona z kamerą o nosie nadającym się do robienia zdjęć kraterów na Marsie z Ziemi. Ja wiem, że to jeszcze nie jest poziom obrzydliwego hienizmu zaprezentowany wobec pierwszego polskiego pacjenta z COVID-19 przez „gazetę, której nie jest wszystko jedno”. To było takie dno, że mi opadły ręce. I tu dodam z zawodowego obowiązku popularyzatora nauki, że na szczęście hiena cętkowana nazywa się obecnie wg systematyków krokuta. Dzięki czemu nikt nie łączy naturalnego sposobu zdobywania przez nią pożywienia ze zjawiskami z zakresu psychologii mediów, które są znacznie gorsze od stadnego rozszarpywania trucheł padłych zwierząt na afrykańskich sawannach.

 

Ja rozumiem, że to zwykła głupota, bo ufam, że na studiach dziennikarskich uczy się ludzi, jaka jest różnica w sprawozdawaniu konfliktu zbrojnego czy klęski żywiołowej (to chwalebne i heroiczne, że są odważni dziennikarze gotowi natychmiast jechać i relacjonować takie straszne rzeczy), a epidemii. A może tam się nie opowiada w ogóle o chorobach zakaźnych i medycynie, tajemnicy lekarskiej, prawie pacjenta do prywatności etc… To szkoda. Jak nie daj Boże wybuchnie jakaś masowa epidemia wieloopornego syfilisu, to też się dowiemy, z kim sypiał jakiś prominentny przypadek czy tylko do jakiej partii politycznej należał 10 lat temu? Choroby, w tym zakaźne, stygmatyzują. Słyszeliście o tym?

 

Mam jednak nadzieję, że sami dziennikarze są w stanie obejrzeć czy posłuchać materiałów przygotowanych na temat koronawirusa przez ich własne stacje telewizyjne i radiowe, przez ich własne gazety, i zrozumieć z nich (ja wiem, że to trudne, no ale kto tu winien?), że sprawa jest poważna, bo… jest zakaźna! Czyli nie widać, a można się rozchorować. I roznieść rzecz po innych. Jak patrzę, jak się zachowują, to domniemam, że po prostu dziennikarze miejscowi powszechnie nie rozumieją pojęć takich jak: wirus, choroba zakaźna przenoszona kropelkowo oraz epidemia i kontrola zakażeń. No to jeśli w sposób tak widoczny ich nie rozumieją, to jakże mogą komuś wytłumaczyć?  Ja nie wiem, jaką stratą dla Polski dziś byłby zanik mediów na kilka miesięcy – może wszyscy obudzilibyśmy się następnie w innym, spokojniejszym, mniej zantagonizowanym i w ogóle jakimś takim lepszym kraju. A może nie. Ale czy koniecznie musimy to sprawdzać w sposób tak głupi, bo niosący ryzyko dla zdrowia i życia innych, np. członków dziennikarskich rodzin, ich sąsiadów oraz ludzi, z którymi jeżdżą w autobusie lub spotykają się na siłowni i w knajpie?

 

Przecież każda z tych rąk wyciągniętych z mikrofonem w stronę biednego, nigdy wcześniej nie mówiącego do mediów człowieka, który ma im tyle do powiedzenia, iż „nie wie, jak to złapał”, co oczywiście jest newsem dnia, bez którego nie obejdzie się żaden posiadający telewizor i radio Kowalski, otóż każda z tych rąk zaraz popuka paluszkiem w mikrofonik przed następnym wywiadem, by sprawdzić działanie, a następnie ten paluszek poliże, żeby przeczytać jakąś swoją notatkę. Czyż nie?

 

Wiecie co, ja Wam to tak „po krasnoludzku, po prostu dzisiaj powiem”:  chcecie zrobić fajny, potrzebny I SŁUŻĄCY ODBIORCY (nie wykluczone, że ratujący mu życie i zdrowie) materiał o COVID-19? Podaję zestaw tematów, znajdzie tu każdy i śledczy, i społeczny, i gospodarka i polityczny, i zagranica. Tematy podaję za darmo, nie trzeba ze mnie robić współautora tekstu czy reportażu. Nauką zajmę się ja i moi koledzy, co się na tym znają, bo na tym to się jednak trzeba znać, żeby ludzi nie straszyć, tylko informować i mówić im prawdę.

 

Po pierwsze: kto kręci te lody z maskami i odkażaczami? Nieinteresujące? Moim zdaniem szalenie. I ci biedni ludzie, którzy wydali kilkaset złotych na pół litra spirytusu czy pięć masek przeciwazbestowych też się chętnie dowiedzą, czy kolo (kilku, a może legion), co tym kręci, będzie siedział i kiedy. A dlaczego nie zapytać polityków, prokuraturę i policję, co z tym zamierzają zrobić? A może pójść i zapytać wojska, jak jest przygotowane, w jakim zakresie ludność miejscowa może liczyć na wojsko. Może? Ja nie wiem, a chętnie się dowiem. A gospodarka – transport drogowy, turystyka… Konkrety. Można przepytać konkretnych wiceministrów (nie zawracajcie głowy ministrom, ten sztab kryzysowy już mało sypia, uwierzcie mi), jaką legislację szykują dla konkretnych branż, które już cierpią na zadyszkę w związku z epidemią, której jeszcze u nas nie ma. MEN – jak się szykuje do zdalnego kształcenia tysięcy dzieci w wieku szkolnym? Naprawdę już wszystko wiecie, tylko ludziom nie mówicie Kochani ? Czy ten człowiek, sam w strachu, wychodzący ze szpitala zakaźnego, powie Wam naprawdę więcej ważnych i potrzebnych odbiorcom informacji, głębiej coś skomentuje, niż konkretni urzędnicy czy naukowcy?

 

Rozumiecie, że swoimi materiałami grzejecie panikę, nie? I że ta panika, ze względu na to, jak działa ludzki układ odporności i jak działamy społecznie, może kosztować wiele osób zdrowie i życie, nie? Nawet jeśli tego nie wiecie, to Was nie usprawiedliwia. Bo jako dziennikarze, powinniście to wiedzieć. A już ci, co was z tymi mikrofonami posyłają na pierwszą linię, a potem podają Wam rękę i mówią „good job”, po czym idą nadal przewalać tą ręką papiery, podlizując paluszek, to wiedzą na pewno. Życzę dużo zdrowia.

 

Magdalena Kawalec-Segond

 

PS. Jak mi teraz który pobiegnie zawracać głowę jakiemuś lekarzowi specjaliście od chorób zakaźnych, co ma teraz Armagedon, a pies z kulawą nogą się latami nie interesował, w jakich warunkach i za jakie pieniądze (bo przecież zakaźnik nie dorobi w prywatnym gabinecie) ten człowiek pracuje, ilu pacjentom z chorobami tropikalnymi uratował życie etc., to osobiście pojadę i zabiorę takiemu „szczurowi z newsroomu” deser przez rok. Takim dziecinnym ludziom, niezorientowanym, że teraz nie jest na to czas, można bowiem tylko dać w skórę poniżej pleców – ale prawo tego zabrania i słusznie – albo nie dać deseru.