Rozmowa za płotem – ks. ARTUR STOPKA o mediach katolickich w czasie kryzysu w Kościele

Czy w diecezjalnym tygodniku albo w kościelnej stacji radiowej można skrytykować biskupa? Albo przynajmniej wytknąć błąd jakiemuś księdzu lub kościelnej instytucji? To bardzo ważne pytania dla Kościoła katolickiego w Polsce. W ich tle stoi poważny problem: jaką rolę mają do spełnienia w obecnej sytuacji katolickie media w Polsce?

 

Nie trzeba być ekspertem, żeby zauważyć, że liczba kłopotów, z którymi musi się obecnie mierzyć Kościół w naszym kraju (zarówno jako wspólnota ludzi złączonych wiarą, jak i jako instytucja) jest spora. Coraz liczniejsze analizy mówią o nadchodzącym, a nawet już trwającym kryzysie. Coraz częściej sięgają po to słowo również komentatorzy określani jako „katoliccy”. Tyle, że te ich wypowiedzi (z niewielkimi wyjątkami) pojawiają się w mediach wcale z Kościołem nie związanych. Czy to oznacza, że należy je traktować jak głosy z zewnątrz? Jako element medialnej nagonki na Kościół, o której można raz po raz usłyszeć z ust także jego bardzo wysokich rangą przedstawicieli? Przyjęcie takiej interpretacji jest wygodne. Ale niekoniecznie oddaje stan faktyczny.

 

Rozmowa i wolność

 

Jednym z najpoważniejszych problemów dotykających Kościół w Polsce w ostatnich dziesięcioleciach jest brak wewnętrznej rozmowy. Na dodatek jest to problem bardzo bagatelizowany. Mało kto go w ogóle dostrzega i wskazuje dialog, jako środek zaradczy w sytuacjach kryzysowych Kościół dotykających. Na szczęście są wciąż w Polsce katolicy, którzy potrzebę rozmowy o Kościele dostrzegają i chcą w niej wziąć udział. Jednym z naturalnych miejsc do jej prowadzenia wydają się katolickie, a zwłaszcza należące do Kościoła, media.

 

Kościół wciąż może się pochwalić sporą ich ilością, szczególnie tzw. mediów tradycyjnych. Jednak wystarczy rzucić okiem na ich zawartość, aby zauważyć, że niewiele tam wewnątrzkościelnego dialogu, rzetelnych debat, poważnych dyskusji o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości Kościoła na polskiej ziemi, ścierania się różnych koncepcji, ocen, propozycji. Można odnieść wrażenie, że nie są one zainteresowane nie tylko uczestnictwem w tej rozmowie, ale nawet udostępnianiem na nie miejsca i czasu. Taka sytuacja może rodzić pytania o zakres rzeczywistej wolności słowa w Kościele w Polsce.

 

Blisko, ale…

 

Efekt jest do przewidzenia. Ci, którzy chcą o Kościele rozmawiać, korzystają z innych środków komunikowania. W rezultacie faktyczna rozmowa o realnych problemach Kościoła w naszej Ojczyźnie toczy się w formie mocno okrojonej, by nie powiedzieć, szczątkowej, w świeckich mediach. Toczą ją w przeważającej mierze katolicy, którzy nie mogą znaleźć miejsca w kościelnych mediach. Nie prowadzą jej całkowicie poza Kościołem, ale jednak nie bezpośrednio na jego terenie. Można powiedzieć, że są blisko, ale jednak za płotem.

 

Odrobinę inaczej wygląda sytuacja w będących w dyspozycji Kościoła tzw. nowych mediach. W Internecie zdarzają się firmowane przez kościelne instytucje miejsca, gdzie podejmowane są z mniejszym lub większym zaangażowaniem próby rozmowy. Są to jednak inicjatywy zasługujące na miano jaskółek, które mogą, ale nie muszą zwiastować wiosnę i gwałtowną odwilż w całej pozostałej sferze komunikacyjnej, którą dysponuje Kościół w Polsce.

 

Trzeba też zauważyć, że nie wszystkie media uważane za katolickie w Polsce są własnością instytucji kościelnych. Istnieją też inicjatywy funkcjonujące poza jego strukturami. Ich głos jednak w niewielkim stopniu przebija się do świadomości większości katolików.

 

Wyjście

 

Kto jest dzisiaj w Polsce adresatem katolickich, a zwłaszcza kościelnych mediów? To podstawowe pytanie, ponieważ odpowiedź na nie pozwala zrozumieć ich rzeczywistą sytuację. Łatwo zauważyć, że głównie kierują się one do systematycznie praktykujących katolików. Szczególnie dobitnie widać to w sferze czasopism. Znaczna część ich nakładu sprzedawana jest w niedziele w kościołach wiernym wychodzącym po Mszy św. Co prawda są one dostępne także w innych sieciach dystrybucji, ale to sprzedaż w parafiach stanowi podstawę ich egzystencji. Równocześnie ten fakt definiuje głównego odbiorcę ich treści i wyznacza misję, którą starają się wypełnić. Tą misją jest przede wszystkim umacnianie w wierze i w pewnych utrwalonych wzorcach postępowania.

 

To jeden z bardzo ważnych elementów ewangelizacyjnego zadania Kościoła. Jednak nie jedyny. Potrzebne, a raczej niezbędne jest również to, o czym od pierwszych dni swego pontyfikatu mówi papież Franciszek – wyjście na zewnątrz. Dotarcie do tych, którzy z różnych przyczyn znaleźli się na obrzeżach Kościoła lub poza nim. Kościół jest ze swej natury misyjny i nie może ograniczać się jedynie do działań na rzecz zachowania i konserwacji „stanu posiadania”. Musi głosić Dobrą Nowinę wszystkim, nie tylko tym, którzy już ją znają i w różnym stopniu wpływa ona na ich codzienne życie. Dotyczy to również będących w gestii Kościoła mediów.

 

Nie tylko przekaz

 

Aktualny Następca św. Piotra świetnie zdaje sobie z tego sprawę i od dawna prowadzi działania zmierzające do gruntownej reformy i przebudowy mediów watykańskich. Minione lata jego pontyfikatu pokazują, jak trudne jest to zadanie i jak liczne opory trzeba pokonać. Franciszek wprost mówi, że media nie są dzisiaj dla Kościoła narzędziem przekazu, lecz są narzędziem komunikacji. Świadczy o tym nie tylko nazwa utworzonej przez niego w czerwcu 2015 r. nowej Dykasterii ds. Komunikacji Stolicy Apostolskiej. Świadczą o tym również gorące dyskusje, jakie wywołują materiały publikowane np. w „L’Osservatore Romano”. Na przykład te dotyczące kobiet w Kościele.

 

Jeśli z nadchodzącego (wg jednych) lub już obecnego (wg innych) kryzysu Kościół katolicki w Polsce ma wyjść wzmocniony, a nie osłabiony, niezbędne jest zweryfikowanie dotychczasowego sposobu traktowania posiadanych przez niego mediów i odkrycie, że są one w swej istocie narzędziem komunikacji, a więc nie tylko mówienia, lecz również słuchania. Potrzebne jest całościowe spojrzenie na kościelne i inne katolickie media, odejście od ambicjonalnych rywalizacji o tego samego odbiorcę, docenienie mediów o wydawałoby się niewielkim zasięgu, ale znacznym oddziaływaniu.

 

 

Nie ma czasu

 

Przede wszystkim konieczne jest przyjęcie do wiadomości, że w nadchodzącym czasie ewangelizacyjna rola mediów (zwłaszcza nowych mediów) będzie rosła i potrzeba jest dalekosiężna strategia korzystania z ogromnych możliwości docierania z Ewangelią i prowadzenia ludzi do Jezusa Chrystusa, jakie one niosą ze sobą. Nie ma już czasu na indywidualne eksperymentalne inicjatywy. Trzeba po prostu szeroko pojętą sferę komunikacyjną uwzględniać zarówno w dorocznych, jak i długofalowych programach duszpasterskich.

 

Brzmi to trochę urzędowo, ale im szybciej na poziomie decyzyjnym w Kościele w Polsce pojawi się zrozumienie dla znaczenia, jakie zmieniające się sposoby międzyludzkiej komunikacji mają dla realnego wypełniania ewangelizacyjnej misji, tym większa szansa, że w przyszłości nie trzeba się będzie tłumaczyć z poważnego grzechu zaniedbania w tej sferze.

 

Artur Stopka