„Spiskowiercy” i ludzie biznesu – MIROSŁAW USIDUS o teoriach spiskowych w świecie Internetu

Rząd Stanów Zjednoczonych wytępił wszystkie ptaki w 2001 r. i zastąpił je dronami inwigilującymi – twierdzą przedstawiciele ruchu „Birds Aren’t Real” (z ang. „ptaki nie istnieją naprawdę”). Ruch, niby miał być tzw. „beką” z teorii spiskowych, ale chętnie korzysta z owoców popularności szalonej teorii i sprzedaje gadżety. Sprawa sprawą, ale pecunia non olet, nieprawdaż?  

 

   W rzeczywistości kształtowanej przez Internet, sieci społecznościowe i memo-kulturę, zwanej czasem bardziej uczenie „rynkiem uwagi” (ang. „ettention economy”), przestaje mieć znaczenie, jaki mamy stosunek do teorii spiskowej, którą opisujemy – czy ją krytykujemy, demaskujemy, ośmieszamy, czy wierzymy w nią lub jesteśmy skłonni przekonywać, iż jest w niej ziarno prawdy. Ważne jest zwrócenie na siebie i na naszą publikację uwagi.  

 

   Nie jest natomiast ważne, że pisząc o „Imperium Lechitów”, czy Irlandczykach przywiezionych do Ameryki na statkach niewolniczych wymyślamy pseudohistoryczce dyrdymały dla żartu. Ważne, czy to, co piszemy, kreślimy lub nagrywamy, jest wystarczająco atrakcyjne, aby były kliki, udostępnienia, polubienia i dyskusje. Tak działa marketing  filmów Patryka Vegi i ruch antyszczepionkowców. To wszystko są ludzie, którzy doskonale rozumieją „attention economy”. Kto zrozumie tę grę, ten skorzysta, nie tylko krzewiąc teorie spiskowe, ale również teorie mające ośmieszyć teorie spiskowe, czy na przykład ruch kwestionujący istnienie prawdziwych ptaków.  

 

„Co najmniej kurczaki muszą być prawdziwe”  

 

   Lider „Birds Aren’t Real”, dwudziestolatek Peter McIndoe, mówił kilka miesięcy temu, w rozmowie z serwisem „The Daily Beast”, że całkowicie poważnie wierzy w to, że ptaki są tak naprawdę maszynami zaprojektowanymi do obserwacji i kontrolowania Amerykanów. Jednak wcześniej zarówno on sam, jak inni przywódcy ruchu przyznali, że powołali go, aby ośmieszyć i sparodiować inne teorie spiskowe. Dodatkowo chodziło tu o politykę, bo ruch na celownik wziął teorie zwolenników prawicy, nade wszystko QAnon, mówiącą o spisku lewicowych satanistycznych pedofilów, którzy walczą z Donaldem Trumpem i Ameryką.  

 

   Jednak satyryczna idea zyskała w amerykańskim Internecie pod koniec ubiegłego roku popularność samoistną. Pomógł filmik nakręcony przez znanego YouTubera PewDiePie z kilkoma milionami odsłon. A sklep internetowy zaczął przynosić dochody ze sprzedaży koszulek, kubków, itp. Niektórzy przedstawiciele spiskowej teorii, która była z założenia nieprawdziwa, zaczęli chyba rozumieć, że bardziej opłaca się krzewienie prawdziwej wiary w nieprawdziwość ptaków, niż powiedzenie: „OK., to był tylko żart. Tak naprawdę chodziło nam o satyrę z teorii spiskowych”. To może i zostałoby docenione przez wielu, ale zakończyłoby karierę teorii i… rozkręcający się biznes.  

 

   Zdaje się, że dobrze zrozumiał to McIndoe. Dlatego mówi to, co mówi. Jednak nie do wszystkich w ruchu to dotarło. Są tacy, którzy wciąż trzymają się korzeni. Np. instagramowe konto „Birds Aren’t Real NY” (nowojorski oddział) jasno komunikowało, że chodzi o parodię innych teorii spiskowych. Ale już działacze z Teksasu na Instagramie deklarowali szczerą wiarę w teorię nieistnienia ptaków, choć przyznawała, że niektórzy działacze skłaniają się na podstawie własnych doświadczeń do przyznania, że „co najmniej kurczaki muszą być prawdziwe”.  

 

Błędy poznawcze w spiskach – błędy w rozumieniu spisków  

 

   Nauka obecnie patrzy na spiskowe teorie nieco inaczej niż kiedyś, gdy z miejsca odrzucano je jako szaleństwa, niedorzeczności i groźne bzdury. Dziś badacze coraz częściej widzą w nich swoistą „normalność”, przejaw życia społecznego i psychologiczne mechanizmy, które są bardzo stare, znane i niejako rutynowe w procesach komunikacji na forum publicznym. Niektórzy eksperci nawet obawiają się, że próba zapobieżenia i radykalnego eliminowania teorii spiskowych mogłaby stanowić większe zagrożenie niż ich istnienie.  

 

   Internet zmienił sposób dystrybucji, natężenie publikacji o spiskowym charakterze, ale samo zjawisko występowało już dawno temu. Trudno jednak ocenić, czy przekonania o spiskach były kiedyś mniej czy bardziej intensywne, bo nie badano tego, lekceważąc tę sferę z miejsca, jako „stek bzdur” i „zajęcie szaleńców”. Niedawno Jan-Willem van Prooijen, psycholog z Vrije Universiteit Amsterdam i Michael Wood, profesor psychologii na brytyjskim uniwersytecie w Winchesterze, przeprowadzili badania, z których wynika, iż od co najmniej stulecia teorie spiskowe regularnie trafiają na strony amerykańskich gazet.  

 

   Inny naukowiec, Joseph Uscinski, politolog z Uniwersytetu w Miami, skatalogował ponad sto tysięcy listów do redakcji opublikowanych w „The New York Times” i „Chicago Tribune”, dochodząc do wniosku, że liczba listów zawierających domniemania istnienia konspiracji i przeróżne teorie spiskowe w ciągu ostatnich 120 lat była stała. Co oznacza, że funkcjonują od dawna w takim samym natężeniu. Ich liczba nie rosła, ani nie malała. Dopiero gdy znaczenie medialnych „gatekeeperów” spadło, wraz z rozwojem Internetu i każdy mógł nie tylko publikować ale również propagować swoje teorie w sieci, powstało wrażenie, że wiara w spiski rozkwitła dzięki Internetowi. To błąd poznawczy, jeden z takich, jakie często popełniają zwolennicy teorii spiskowych.  

 

   Innym częstym błędem jest przekonanie, że spiskowe teorie mają charakter marginalny a kultywuje je niewielka grupka „foliarzy”. Jedna z ankiet przeprowadzonych w 2014 r. w USA wykazała, że ponad połowa Amerykanów wierzy w co najmniej jeden spisek medyczny z długiej listy, na której znajdują się m. in. poglądy o szczepieniach, o których lekarze lub władze wiedzą, że są niebezpieczne, lub teorie, że amerykańska administracja leków (FDA) celowo zwalcza naturalne metody leczenia nowotworów z powodu presji ze strony przemysłu farmaceutycznego. Zdaniem Uscinskiego, który komentował te badania w mediach, jest całkiem prawdopodobne, że każdy człowiek ma swój ulubiony spisek, w który święcie wierzy.  

 

   Ciekawie pisze o spiskowych teoriach Carrie Leonard z Uniwersytetu w Lethbridge w Kanadzie. Badała dość szeroki wachlarz poglądów, które nazywa ogólnie „błędnymi przekonaniami”, wliczając do nich m. in. doświadczenia paranormalne i przekonania o oszustwach w grach hazardowych. Jej zdaniem, narodzinom spiskowych przekonań sprzyjają takie czynniki jak poczucie braku kontroli nad różnymi aspektami własnego życia, psychologiczna skłonność do myślenia paranoicznego, niezrozumienie i niewłaściwe korzystanie ze statystyk a także brak zdolności rozumowania probabilistycznego. To właśnie łączyć ma wiarę w UFO, duchy, oszukańcze mechanizmy w maszynach do gry i spiski polityczne. I to wszystko, zdaniem Leonard, łączy się wzajemnie ze sobą, czyli jeśli ktoś wierzy w zjawiska paranormalne, to z większym prawdopodobieństwem jest antyszczepionkowcem itd.  

 

   Ciekawe są także obserwacje społecznych aspektów skłonności do wiary w spiski w pracach Carrie Leonard, ale również innych badaczy. Wynika z nich, że, jeśli jesteś częścią grupy, która jest marginalizowana i czuje się pozbawiona wpływu na system polityczny, to teorie spiskowe zalęgną się w tobie z dużo większym prawdopodobieństwem niż w przedstawicielu grupy uprzywilejowanej i wpływowej. Dla polityków wynikałby stąd jasny wniosek, że zmniejszanie poziomu wykluczenia społecznego zmniejsza poziom nieufności opartej na spiskowych poglądach. Doświadczenie uczy jednak, że politycy nie chcą tego zrozumieć.  

 

   Wspomniany już Joseph Usciński po analizie spiskowej epistolografii medialnej, stanowczo zaprzecza, że skłonności do wiary w spiski przypisane są do jednej ze stron sporu politycznego. Mentalność ta nie ma zabarwienia, ani lewicowego, ani prawicowego.  Wiara w „onych” pociągających za sznurki i manipulujących krajem, jest szeroko rozpowszechniona we wszystkich częściach spektrum politycznego. Tu oczywiście można wskazać na kolejny błąd poznawczy popełniany przez publicystykę piętnującą spiskowe teorie, która zwykle wiąże je opcją przeciwną w stosunku do poglądów autorów „analiz”.      

 

   Uściński zauważył też ciekawe zjawisko, polegające na tym, że „ogromna infrastruktura teorii spiskowych” budowana przez formację polityczną, gdy jest w opozycji, natychmiast rozwiewa się po wygranych przez nią wyborach. Wszystkie teorie na temat Busha i jego administracji budowane w mediach i Internecie przez lewicę i Demokratów przez lata, zniknęły jak ręką odjął, gdy w 2008 roku wybory wygrał Obama. Zaczęło się za to budowanie „infrastruktury” po drugiej stronie.  

 

Moderatorzy Facebooka zarażeni spiskami  

 

   Mechanizmy psychologiczne mechanizmami psychologicznymi, ale raport serwisu internetowego „Verge” z lutego 2019 wskazuje, że silna ekspozycja na teorie spiskowe może zarażać nimi osoby, które do ich kontroli zostały zatrudnione. Dziennikarze odkryli, iż na niektórych moderatorach zatrudnionych przez Facebooka do usuwania obrazów szczególnie odrażających, np. obcinania głowy czy treści ukazujących zoofilię, oraz do kontroli publikacji propagujących spiski, czytane teksty i oglądane obrazy wywarły  silne piętno, ich reakcje przypominają syndrom stresu pourazowego a niekiedy widać w nich zaskakujące zmiany postaw, np. akceptację teorii spiskowych  

 

   Reporter Casey Newton opisuje przypadek jednego z moderatorów, który zaczął przekonywać wszystkich dookoła, że Ziemia jest płaska. Rozmówcy autora tekstu tłumaczą to dawką mediów społecznościowych. Jeśli użytkownika Facebooka porównać do palacza, to moderatorzy palą po dwie paczki mocnych dziennie. Duża ilość konsumowanych kontrowersyjnych treści sprawia, że stają się dobrze znane, oswajamy się z nimi a stąd już tylko krok do akceptacji.  

 

   „Im częściej to widzisz, tym to coś jest bardziej znajome, a im bardziej znajome, tym bardziej wiarygodne”, tłumaczy w „Verge” Jeff Hancock, profesor komunikacji i dyrektor Stanford Social Media Lab.  

 

 

   „Treści spiskowe zostały zaprojektowane tak, aby były przekonujące. Ludzie akceptują te teorie, ponieważ pomagają nadać sens światu, który jest przypadkowy i chaotyczny. Mogą zaoferować poczucie komfortu lub bezpieczeństwa. Widząc te teorie pojawiające się wielokrotnie na Facebooku, wydaja się nam coraz mniej obce i dziwaczne”, dodaje James Grimmelmann, profesor Cornell Law School.  

 

   Ponadto „powtarzająca się ekspozycja może sprawiać wrażenie, że teoria spiskowa jest bardziej rozpowszechniona niż jest w rzeczywistości”, uzupełnia Dominique Brossard, profesor Uniwersytetu Wisconsin-Madison.  

 

   Dochodzi do tego zjawisko psychologiczne nazywane „zarażeniem emocjonalnym”, znane z sytuacji gdy ktoś nieświadomie naśladuje wyraz twarzy lub inaczej odzwierciedla nastrój osoby, z którą rozmawia lub przebywa.  

 

   Badania grupy bardzo szczególnej, czyli moderatorów przeglądających ogromne ilości kontrowersyjnych treści społecznościowych demonstruje dość dobrze możliwy mechanizm rozpowszechniania się i popularyzacji teorii spiskowych. Jednak nie można automatycznie doświadczeń tak szczególnej grupy przekładać na resztę, zwykłych konsumentów Internetu. Wniosek płynący z publikacji „Verge” jest raczej taki, że bezkrytyczna konsumpcja takich treści w nadmiernych ilościach wystawia użytkownika na niebezpieczeństwo „zarażenia się”, niż, że używając Facebooka staniesz się w końcu „płaskoziemcem”.  

 

Lepiej zarobić niż zwalczać konspiracjonizm  

 

   Czy wyeliminowanie teorii spiskowych jest w ogóle możliwe? Wspomniany wcześniej holenderski badacz, Van Prooijen przeprowadza badania sprawdzające, czy fałszywe przekonania o spiskach można korygować, dając ludziom, którzy w nie wierzą, coś, czego im brakuje – poczucie władzy i kontroli nad własnym życiem. W eksperymentach laboratoryjnych wydaje się to działać. Upodmiotowienie ludzi, zaszczepienie im poczucia kontroli, wprowadzenie przejrzystości w działaniach – to sprawia, że atrakcyjność spiskowych teorii maleje. Jednak to, co działa w laboratorium, jest niełatwe do zastosowania w życiu, zwłaszcza, że ze spiskowymi teoriami chcą walczyć głównie ci, którzy są ich zwyczajowymi negatywnymi bohaterami: politycy, naukowcy, lekarze. To nie sprzyja wiarygodności w oczach spiskowierców.  

 

   W 2006 r. politolodzy Brendan NyhanJason Reifler opisali zjawisko zwane „backfire effect”. Wykazali, że wysiłki zmierzające do obalenia nieprawdziwych, niedokładnych informacji w dziedzinie polityki mogą sprawić, że wśród odbiorców wzrośnie przekonanie, że owe fałszywe informacje są prawdziwe. Wydaje się, że sama gorliwość w dementowaniu spiskowych teorii wzbudza podejrzliwość i działa przeciwskutecznie.  

 

   Internet oskarżany zwykle o to, że jest narzędziem do rozpowszechniania spiskowych teorii na nieznaną wcześniej skalę, może być zarazem świetnym narzędziem do ich neutralizacji. Zazwyczaj wystarczą fakty i dane, a tych w sieci nie brakuje. Jeśli osoba, której je podsuwamy, nie jest fanatykiem czy szaleńcem, to twarde fakty powinny wystarczyć do odwiedzenia jej od nieprawdziwych spiskowych wierzeń. W dodatku w sieci działają aktorzy równorzędni, czyli znajomi i życzliwi koledzy, a nie złowrogie kręgi polityków-iluminatów, międzynarodowej finansjery, lekarzy zblatowanych z demonicznym przemysłem farmaceutycznym, media i naukowcy eksperymentujący na ludziach.  

 

   W tym sensie Internet i społeczności są teoretycznie doskonałym narzędziem do obalania teorii spisku. Jednakże, jeśli ktoś tak jak np. ruch „Birds Aren’t Real” wyczuł w czymś, co miało być żartem i kpiną z innych teorii spiskowych, kuszący zapach rozgłosu i pieniędzy, to perspektywy walki z nimi nie wyglądają zbyt różowo. Wychodzi na to, że walka z „płaskoziemstwem”, „Imperium Lechitów”, „chemtrailsizmem”, „negacjonizmem lądowania na Księżycu”, jest mniej intratnym zajęciem niż propagowanie tych i dziesiątek innych teorii.  

 

Mirosław Usidus