Dłużej milczeć nie mogę – pisze MIKOŁAJ JULIUSZ WACHOWICZ

Przyrzekłem sobie ongiś, że jako dziennikarz będę zajmował się wyłącznie kulturą, sztuką, podróżami, religią, biografiami, organizacjami społecznymi, a do polityki nawiążę jedynie poprzez analogie historyczne. Ostatnia debata wyborcza i okołowyborcza zmusza mnie jednak do zajęcia stanowiska w kontrowersyjnych sprawach. Pasowałem się z tym problemem całe tygodnie. Dłużej milczeć nie mogę, zwłaszcza że kiedyś – gdy cywilizacja europejska będzie jeno nieodległym wspomnieniem – ktoś (może sam Bóg na Sądzie Ostatecznym) zapyta: – Gdzie wtedy byłeś? Czemu nie zabrałeś głosu, choć mieniłeś się człowiekiem pióra?

 

 

Trwa deprecjonowanie wyborców Andrzeja Dudy. Taki Zbigniew Boniek – cytuję za Onetem – stwierdza 30 czerwca na Twitterze:

 

Prezydent Polski dzisiaj może być wybrany głosami ludźmi środowiska wiejskiego, głosami emerytów i ludzi z podstawowym wykształceniem. To chyba trochę dziwne w tak pięknym i rozwijającym się kraju jak nasza Polska.

 

Prezes PZPN nawiązał przypuszczalnie do artykułu  Wyniki wyborów 2020. Podział głosów ze względu na wykształcenie (29 czerwca) z tegoż Onetu, gdzie czytamy:

 

Badanie exit poll IPSOS dla TVN, TVP i Polsatu pokazuje również, jak rozkładają się głosy ze względu na wykształcenie wyborców. Łatwo można zaobserwować, że wśród osób z wykształceniem podstawowym największym poparciem cieszył się prezydent Andrzej Duda 69,4 proc. (…) Niespecjalnie sytuacja ulega zmianie, gdy popatrzymy na wyborców z wykształceniem zasadniczym zawodowym. W tej grupie również niekwestionowanym liderem jest Andrzej Duda – 65,5 proc. – który wybory wygrałby już w pierwszej turze. (…) Sytuacja zmienia się już wśród osób z wykształceniem średnim i pomaturalnym. Choć nadal ci wyborcy w fotelu prezydenta widzieliby Andrzeja Dudę – 41,5 proc. – to jego przewaga nie jest już tak wyraźna. (…) Jedynie osoby z wyższym wykształceniem widziałyby w roli swojego nowego prezydenta Rafała Trzaskowskiego – tak wybrałoby 41,3 proc. wyborców. W przypadku tej grupy na drugim miejscu znalazłby się Andrzej Duda z wynikiem 25,7, a na trzecim Szymon Hołownia – 17,2 proc. głosów.

 

Inny onetowy artykuł, z którego Boniek mógł pobrać informacje  – Wyniki wyborów 2020. Jak głosowali mieszkańcy wsi i miast? (aktualizowany 29 czerwca) – wskazuje, że urzędującego Prezydenta poparło 54, 7 % mieszkańców  wsi, 37,9 % obywateli miast do 50 tys. i 39.3 % z miast liczących od 51 do 200 tys. Obnaża on jednak nieścisłość wypowiedzi Prezesa.

 

Ocena poziomu umysłowego i kulturalnego ogółu wyborców nie jest obiektywna bez wprowadzenia dodatkowych kryteriów – takich jak: tradycje rodzinne, historyczne pochodzenie społeczne, zainteresowania i hobby, kreatywność, czytelnictwo, uczestnictwo w życiu publicznym (w tym przynależność do różnych organizacji), posiadany majątek, sposoby poznawania świata.

 

Po uwzględnieniu ich mogłoby się np. okazać, że na Andrzeja Dudę głosuje głównie inteligencja odwieczna, o korzeniach szlacheckich, mieszczańskich, względnie odlegli potomkowie wolnych, zamożnych chłopów. Czy ktoś zbadał, z jakich historycznych stanów pochodzą wyborcy głosujący na wsi? Albo jakie tradycje rodzinne mają owi ludzie z najniższym wykształceniem i/lub mieszkający na prowincji? Mogłoby się okazać, że są szlachtą, w ich rodzinach ziemia przechodzi z pokolenia na pokolenie od Grunwaldu albo i wcześniej, zaś świadomość genealogiczna jest równie dawna. I na odwrót: wykryto by (wciąż tylko spekuluję), że część miejskiej inteligencji, głosującej na szeroko pojmowaną lewicę, wywodzi się od osób znikąd, które dysponowały wyłącznie pakamerą w bloku, suteryną w kamienicy albo komorą wynajętą u bogacza, zaś jej współcześni przedstawiciele nie znają nawet imion własnych pradziadków! To ci, przed którymi już w XVIII wieku ostrzegał Edmund Burke:

 

Ludzie, którzy nigdy nie oglądali się na przodków, nie będą myśleć o potomnych.

 

Znam mieszkańców małych miasteczek i wsi po zawodówce lub technikum, czasami z maturą, którzy znakomicie poznali świat i cudzoziemców np. dzięki pracy w branży transportowej. Inni spośród nich ożywiają lokalną kulturę, sami próbują sił w dziedzinie literatury, sztuki i zdobywają  prestiżowe nagrody, są kreatywni i innowacyjni. Odznaczają się dowcipem i błyskotliwym poczuciem humoru – w przeciwieństwie na przykład do ponurych feministek czy niektórych lewicowych posłanek ze stopniami naukowymi. Piszą w lokalnych periodykach, mają w domach pokaźne biblioteczki, pełnią funkcje społeczne, a ich więzi rodzinne są bardzo silne i potrafią godzinami opowiadać o swoich przodkach, nieraz bardzo zasłużonych lokalnie, czy też o barwnych zdarzeniach z własnego życia. Formalne wykształcenie nie było i nie jest im do niczego potrzebne. Inteligencją serca i zdobytym doświadczeniem biją nieraz na głowę utytułowane osoby i polityków z pierwszych stron gazet. Owi wspaniali ludzie mają zazwyczaj prawicowe poglądy. Ci, z którymi się przyjaźnię, mieszkają przeważnie w górach i na północnym Mazowszu.

 

A pośród inteligencji wielkich miast znam i taką, najczęściej w pierwszym czy drugim pokoleniu, w której domach próżno szukać chociażby jednej książki godnej polecenia, która to inteligencja nie wnosi wartości dodanej i która opuszcza swoją ubóstwianą metropolię tylko na 2 – 3 tygodnie w roku, udając się do enklaw (niekiedy zagranicznych), gdzie wszystko ma podane na tacy, ale już nie chce poznawać miejscowych ludzi i obyczajów. Polskiej prowincji także poznawać nie zamierza, lecz ją ocenia – najczęściej krytycznie. Ci ludzie nie należą do żadnych wspólnot czy organizacji, są przeważnie areligijni, niczego nie tworzą, jeno odtwarzają. A jeśli już, to ich dorobek naukowy bądź publicystyczny nie jest imponujący, bazuje na sekundarnych źródłach i powielanych stereotypach, rygorystycznym przestrzeganiu politycznej poprawności, zaś ich działalność społeczna polega przede wszystkim na negacji i kontestacji, przynosząc destrukcję. Choć uważają się za światowców, ich krąg towarzyski jest ograniczony, a takich jak ja – z trudnością tolerują i raczej nie zabiegają o spotkania z nimi. Krytykują duchowieństwo, ale wciąż nie podjęli wysiłku, by zaprzyjaźnić się z jednym choć księdzem bądź zakonnikiem. Ani nawet przez czystą ciekawość wysłuchać raz w tygodniu Mszy św. online, do czego ostatnio mają tyle okazji. Życie znają z lewicowych mediów, nie zaś z osobistego doświadczenia.

 

Jestem synem lwowiaka (ojciec ma stopień naukowy i – informuję Prezesa Bońka – dawno przeszedł na emeryturę, choć wciąż animuje lokalną wspólnotę parafialną, oraz zamieszkał na wsi), lecz urodziłem się w Sierpcu, co od zawsze i często podkreślam z dumą. To czyni mnie zresztą oryginalniejszym – w końcu mniej osób może się poszczycić przyjściem na świat w Sierpcu, niżeli w Warszawie. Moi przodkowie po kądzieli pochodzili ze wsi, jednak z własnych – więc byli tam lokalną elitą: nobileshonesti. Zawód nauczyciela wykonuję w czwartym pokoleniu, dziennikarza – w trzecim. Prowincję odkąd pamiętam, postrzegałem pozytywnie – zazdrościłem tamtejszym mieszkańcom (wśród nich licznym kuzynom) własnych domów i ziemi, zdrowej żywności, czystej wody, przestrzeni, dobrego snu, ciszy. Żony szukałem także na prowincji, w końcu zaś poślubiłem góralkę, dzięki czemu przebywam teraz w refugium. Również mój brat ożenil się z dziewczyną z małego, historycznego miasteczka. Z miasta staram się wybywać jak najczęściej, około 4 – 5 miesięcy rocznie, bo po prostu przejadłem się nim i męczy mnie ono na co dzień. Podróżując – zbieram doświadczenia: dobre i złe. Zwiedziłem niemal całą Polskę i Europę, szczególnie chętnie zaglądając do tzw. „dziur”; byłem też w USA. I to zalecam każdemu!

 

Zatem – kto nie zna prowincji z autopsji, najlepiej niech powstrzyma się od oceniania jej i wyborców stamtąd. A już szczególnie nie powinien kandydować na urząd Prezydenta RP.

 

Mikołaj Juliusz Wachowicz