Epidemia przyspieszyła nieuchronne – ŁUKASZ WARZECHA o tym, jak pandemia zmieniła prace redakcji

Jednym z najgorszych, a zarazem najbardziej odroczonych w czasie skutków epidemii będą konsekwencje atomizacji, zrywania społecznych kontaktów, wyobcowania. To temat w zasadzie nieobecny w wypowiedziach polityków – nie tylko rządzących, ale też większości opozycji. Ten skutek dotyczy jednak również mediów.

 

Sytuacja czeka na głębszą analizę, bo właśnie w świecie mediów rzecz jest bardziej skomplikowana. Po pierwsze – wiele redakcji, szczególnie drukowanych periodyków o cyklu przynajmniej tygodniowym, już wcześniej funkcjonowało na zasadzie zdalnej pracy. Działały tak zresztą również niektóre redakcje dzienników, przynajmniej w części. Po drugie – w niektórych wypadkach zdalne formy kontaktu wydają się mieć sens. Sprawdza się to na przykład przy krótszych komentarzach telewizyjnych. Ekonomia czasu bywała tu poważnie naruszana, gdy sama podróż do telewizji i z powrotem plus czas na przygotowanie gościa zajmował kilkakrotnie więcej niż występ. Po trzecie – wiele redakcji pracuje w trybie hybrydowym. To dotyczy zwłaszcza mediów elektronicznych, gdzie z powodów technicznych obecność części pracowników jest niezbędna, a praca wyłącznie z domu jest niemożliwa. Ekipy są więc podzielone na grupy, które się wymieniają, ale nie stykają ze sobą. Część prowadzących działa w studiu, łącząc się z gośćmi zdalnie, część robi to z domów.

 

Dla publicystów sytuacja niespecjalnie się zmieniła, ja sam więc odmiany w sprawach czysto zawodowych – poza tym, że wszystkie programy komentatorskie odbywają się zdalnie – nie odczuwam. Odczuwam natomiast generalną zmianę w sposobie funkcjonowania – a jest to również warsztat publicysty. Stanowią go rozmowy z ludźmi, spotkania, debaty – wszystkiego tego dziś nie ma i nie wiadomo, kiedy wróci. Nie da się tego zastąpić telefonem albo wirtualnymi seminariami. Choć w tym ostatnim przypadku zauważyłem, że zanim zostanie włączona transmisja wirtualnej debaty lub dopuszczona publiczność, coraz częściej trwają niezobowiązujące rozmowy, przypominające trochę to, co odbywa się w realu. Ludzie starają się przystosować – nic dziwnego.

 

Jeżeli natomiast zadajemy sobie pytanie, czy media coś generalnie straciły, przechodząc w epidemiczny tryb pracy, to odpowiedź nie jest co prawda definitywna, ale niemal w każdym przypadku jednak w części twierdząca. W mojej własnej redakcji zawieszone zostały bezterminowo cotygodniowe spotkania autorów, które stanowiły okazję do wymiany informacji i poglądów. Miały zatem jakiś wpływ i na zawartość pisma, i na nasz, publicystów, pogląd na sytuację. W mediach elektronicznych ograniczenia sprawiają, że zespoły nie mają ze sobą kontaktu tak ścisłego jak wcześniej, więc nawet tam wymiana informacji jest mniej intensywna niż wcześniej.

 

Być może najbardziej dotknięte są dzienniki. Miałem niedawno okazję odwiedzić siedzibę jednego z nich i wrażenie było przygnębiające. Nawet jeśli część dziennikarzy już od dawna pracowała tam w trybie zdalnym, to jednak sytuacja, gdy w redakcji w ciągu dnia jest tylko naczelny i ewentualnie jeden lub dwóch wicenaczelnych – nie ma nawet nikogo w recepcji – jest porażająca. Owszem, we wspomnianym dzienniku odbywają się dwa zdalne kolegia dziennie, ale przecież jasne jest, że nie zastąpi to bezpośredniego kontaktu.

 

Zagadką jest na razie – wymagałoby to przeprowadzenia badań, których tymczasem nie mamy – czy odbiorcy w jakiś sposób odczuwają tę zmianę. Czy w zawartości gazet, czasopism, w tym, co serwują telewizje informacyjne, odbija się jakoś brak codziennego kontaktu ludzi tam pracujących ze sobą? Ja sam nie jestem w stanie orzec, ale nie jestem też typowym odbiorcą mediów.

 

Dziś postawiłbym tezę, że epidemia nie zmieniła kierunku zmian, a jedynie je znacząco przyspieszyła. Wszystko i tak zmierzało ku atomizacji zespołów redakcyjnych, zwiększeniu zakresu zdalnej pracy, przeniesieniu kolegiów i narad do internetu. Tyle że bez SARS-Cov2 trwałoby to jeszcze pewnie kilka lat i miało ewolucyjny przebieg. Teraz nastąpiło w ciągu kilku miesięcy i zakładałbym, że powrotu do stanu poprzedniego nie będzie.

 

Kijem Wisły się nie zawróci. Za takimi zmiana stoi oszczędność czasu i pieniędzy oraz coraz lepsza technologia. Nie da się z tym zapewne nic zrobić, a wejście 5G te procesy jeszcze napędzi. Można nad tym jednak trochę polamentować, co niniejszym czynię. Jestem bowiem przekonany, że wartość realnych kontaktów między ludźmi jest nie do przecenienia, a to, co dzieje się za kulisami mediów, ostatecznie będzie mieć odbicie w ich kształcie. Może nie wprost w jakości – ona niekoniecznie musi być niższa, będzie jednak na pewno inna.

 

Łukasz Warzecha