MARIA GIEDZ: Rwanda – co mówią cmentarze, których nie ma

Rwanda. Pochówek w polu. Fot. Agnieszka Czajkowska

Podczas każdej podróży po najdziwniejszych i najbardziej odległych od Polski krajach zawsze odwiedzam cmentarze, gdyż cmentarz to przysłowiowa kopalnia wiedzy. Kiedy dotarłam do Rwandy, tego przepięknego, górzystego, pełnego jezior kraju, położonego w samym sercu Afryki, byłam przekonana, że tamtejsze cmentarze sporo mi powiedzą o miejscowych zwyczajach. Jakże się rozczarowałam.

Przez pięć tygodni włóczenia się po Rwandzie, kraju wielkości województwa lubelskiego, znalazłam tylko dwa i to współczesne cmentarze oraz kilka pojedynczych grobów przy dwóch kościołach: katedrze w Ruhengeri i dawnej kaplicy sióstr misjonarek, a obecnie centrum medytacji nad Jeziorem Ruhondo. Istnieją oczywiście liczne pomniki przypominające o tragedii – ludobójstwie, jaka rozegrała się w 1994 r., kiedy to zamordowano ponad milion osób. Ale nie o to chodzi.

Grobów zwykłych ludzi: babci, dziadka, rodzeństwa, dzieci, rodziców, sąsiadów –nie ma. I nie ma też tradycji pamiętania o zmarłych, jak to czyni się w Polsce, u Latynosów, w wielu krajach Azji, na Bliskim Wschodzie, w Europie. W Rwandzie ludzie nie troszczą się o zmarłych, gdyż czują przed nimi strach. Grzebią ich gdziekolwiek, najczęściej w okolicach własnego domu. Jak opowiada ojciec Bartek, karmelita bosy, mieszkający w Afryce od 1976 r., najpierw w Burundi, a obecnie w Rwandzie, cmentarzy tu właściwie nie ma, gdyż są zarośnięte trawą po pas, a groby są rozgrzebane przez dzikie zwierzęta, które w nocy wywlekają zmarłych. Miejsce pochówku nie jest niczym zaznaczone. Czasem żyjący wlewają tam bananowe piwo (bardzo kwaśne i mętne), aby zmarli nie mścili się na nich.

Grób dziecka, fot. Agnieszka Czajkowska

Kiedy ktoś umiera, to jego ciało owija się w matę z liści bananowych i tak wkłada się go do „grobu” – dziury w ziemi. Pochówkiem zajmują się mężczyźni, gdyż kobiety są od rodzenia i nie mogą się spotykać ze zmarłym, czyli ze śmiercią, gdyż każdy ma tu swoją rolę do odegrania. Jeszcze do niedawna istniał zwyczaj, że wszystkie rzeczy zmarłego wyrzucano z domu i zabijano jakieś zwierzę, aby śmierć nie powróciła. Dzisiaj to się nieco zmienia. W miejscu pochówku kładzie się krzyż i trochę kwiatków, czasem również zdjęcie zmarłej osoby. Kiedy kwiaty zwiędną można na grobie posadzić np. bananowca albo inne rośliny. Po pewnym czasie miejsce pochówku się zaciera i chodząc między domami, czy po polach, a raczej poletkach uprawnych nawet nie wiemy, że to dawne groby.

W Rwandzie nie ma miejsca na cmentarze, gdyż na jednym hektarze ziemi mieszka 700 osób, a nawet więcej i nie ma tam jak w Polsce wieżowców, albo zwyczajnych bloków. Oczywiście mówimy o terenach wiejskich i tych małomiasteczkowych.  W Kigali, stolicy kraju, gdzie mieszka ponad 1,5 mln osób, a na jednym kilometrze kwadratowym mieszka dwa tysiące osób też nie ma miejsca na pochówek, więc… Ziemia jest cenna, gdyż ludzie utrzymują się głównie z rolnictwa, a przecież nie każda ziemia nadaje się pod uprawę, ponieważ, jak wspomniałam wcześniej, wszędzie są góry albo jeziora, mimo że skały jest mało. Więc gdzie mają powstawać cmentarze? Każdy centymetr ziemi wykorzystywany jest pod uprawę. Nie ma osobnych sadów, warzywników. Między bananowcami sadzi się fasolę…, a pod bananowcami leżą zmarli.

Współczesny cmentarz. W całym kraju sa takie dwa cmentarze. Fot Maria Giedz

Obecna władza próbuję tę kwestię uporządkować i ostatnio powstały dwa cmentarze, na których wszystkie groby są takie same, więc być może był to jeden cmentarz, a ja fotografowałam go z różnych stron jadąc samochodem. To tam mają odbywać się ceremonie pogrzebowe. Nie wszyscy jednak akceptują to novum i nadal chowają, głównie małe dzieci na swoim polu czy podwórku.

Niektórzy na pogrzeb wkładają czarną bluzkę z wydrukiem podobizny osoby zmarłej oraz przypinają białą kokardkę, symbol żałoby. Fot. Maria Giedz

Kiedy dokonuje się pochówku zmarłego, to w ramach nowej mody niektórzy żałobnicy wkładają czarną bluzkę z wydrukowaną podobizną osoby zmarłej i do tego przypinają białą kokardkę (w Polsce jest to czarna kokardka, albo kir czy kotylion).

W Rwandzie 1 listopada, czyli dzień Wszystkich Świętych nie jest dniem wolnym od pracy. Podobnie jest z 2 listopada, czyli z dniem zadusznym. Są to zwykłe dni, jak każde inne. Wszystkich Świętych obchodzi się w pierwszą niedzielę po pierwszym listopada. Jednak nie ma takiej atmosfery jak u nas. Nie chodzi się na cmentarze, bo ich właściwie nie ma. W tym dniu nie wspomina się zmarłych. Chociaż zdarza się, że rodzina w rocznicę śmierci kogoś ważnego prosi o odprawienie za niego Mszy św., przynosi do kościoła świeczki i ustawia je na rozsypanym piasku, po czym je zapala i przy nich się modli.

Kibeho. Miejsce upamiętniające ofiary ludobójstwa. Fot. Maria Giedz

Rwandyjczycy boją się ducha zmarłego. Nie mówią o nim. Śmierć i zmarli to temat tabu. Podobny stosunek mają do osób pomordowanych w czasie ludobójstwa. Nie chcą o tym mówić, mimo że niemal w każdej rodzinie w latach 90. ubiegłego stulecia rozegrał się dramat. Aczkolwiek każdego roku w kwietniu, w rocznicę największych mordów przez tydzień odbywają się uroczystości upamiętniające tę narodową tragedię.

Grób zamordowanego w 1997 r. kanadyjskiego misjonarza. Fot. Maria Giedz

W Rwandzie, podobnie jak na całym świecie są też wyjątki. Rwandyjczycy pamiętają o białych misjonarzach. Stawiają im groby i nawet dbają o nie. Takim przykładem jest grób ojca Guya Pinarda, kanadyjskiego misjonarza pracującego w parafii Kampanga, który został zabity w kościele podczas odprawiania Mszy św. i to na oczach swoich parafian. Jego grób znajduje się nieopodal katedry w Ruhengeri. Dba się też o groby członkiń Foyers de Charite (Ogniska Miłości) znajdujące się niedaleko kaplicy, a obecnie nowo budowanego kościoła w Ruhondo. Generalnie można powiedzieć, że w Rwandzie dba się głównie o groby osób konsekrowanych. A co ze zwykłymi ludźmi? Może za osiemnaście wieków będą w Rwandzie cmentarze i będą wyglądały jak w Polsce. Bo przecież w tym kraju chrześcijaństwo istnieje dopiero od 124 lat, czyli Rwandyjczycy żyją w drugim wieku.

Jan Paweł II, kiedy przebywał w Rwandzie – w ramach pielgrzymki do tego kraju – we wrześniu 1990 r., zwracając się do Polaków powiedział: „Miejcie do tych ludzi cierpliwość, gdyż są to ludzie z czasów Mieszka I”.