Tekst i zdjęcia z muzeum w Pieniężnie Maria Giedz

MARIA GIEDZ: Świat w pigułce, czyli misyjne serce Polski

Muzeum Misyjno-Etnograficzne Księży Werbistów w Pieniężnie winno być obowiązkowym miejscem edukacji dziennikarzy turystycznych, korespondentów wojennych, wolontariuszy, a i misjonarzy. Dlaczego? Bo nie jest to jedynie zbiór bez mała dziewięciu tysięcy obiektów etnograficznych i ponad 600 przyrodniczych ładnie poustawianych na półkach lub czekających w magazynach na kolejne wystawy, ale zbierana przez lata kolekcja przedmiotów ukazujących pracę misjonarzy i ich codzienne życie wśród społeczeństw z 82 krajów świata.

Na dodatek prezentacja owej kolekcji, a raczej owych kolekcji jest tak przemyślana, że wprowadza zwiedzającego w przeszłość, teraźniejszość, ale i wychodzi w przyszłość świata, który chętnie krytykujemy, a którego nie znamy i którego nie zrozumiemy, o ile nie wejdziemy w jego głąb, nie poznamy jego duszy.

Należy zobaczyć

Po siedmiu latach remontów i najróżniejszych prac konserwatorskich Muzeum Misyjno-Etnograficzne Księży Werbistów w Pieniężnie ponownie udostępniono zwiedzającym. Nie jest to jedna wielka sala, a kilkanaście „boksów” czy raczej salek ze szklanymi gablotami, szafami pełnymi szuflad, tablicami wypełnionymi napisami, mapami, przepięknymi fotografiami, planszami połączonymi z elementami multimedialnymi.

Stroje ludowe
Kolekcja butów z całego świata

Te wszystkie elementy wprowadzają zwiedzającego w świat misji, który jest przebogaty.

Narzędzia łowieckie i broń

A cytując o. Sylwestra Grabowskiego, prowincjała Zgromadzenia polskiej prowincji, to „w Pieniężnie jest misyjne serce Polski”. Co to znaczy? Zacznijmy od początku.

Muzeum jak Warmia i świat

Zwiedzanie owej ekspozycji rozpoczyna się od historii Zgromadzenia, które jest stosunkowo młode, gdyż powstało dopiero w 1875 r. Potem są dzieje Pieniężna, ważnego miasta na Warmii – jednego z 12 miast, skąd po odpowiednich kilkuletnich działaniach formacyjnych młodzi misjonarze wyruszają w świat.

 

A jest to świat trudny, często niebezpieczny nie tylko z powodu klimatu, różnic wysokości, innej kultury, braku środków do życia, ale i dlatego, że trwają tam niekończące się konflikty zbrojne, takie miejscowe, nas Europejczyków niedotyczące – czyżby? A skąd biorą się rzesze migrantów, którzy nie chcą mieszkać u siebie?

Motocykl misjonarza pracującego na afrykańskiej ziemi

Wśród tej części ekspozycji można znaleźć odpowiedź na pytanie po co, w imię czego młody człowiek wyrusza w świat, do obcego kraju poświęcając się dla innych? Teoretycznie, zgodnie z podstawowym założeniem Zgromadzenia, jedzie, aby pracować tam, gdzie Ewangelii w ogóle nie głoszono albo gdzie głoszono ją w niedostatecznym stopniu lub gdzie miejscowy Kościół nie jest jeszcze zdolny do samodzielnego życia.

Biurko (sekretarzyk) misjonarza

Postronny obserwator, a zwłaszcza człowiek niewierzący mógłby powiedzieć, że misjonarz narzuca swoją religię innym ludom, a wręcz nawet swoim pobytem wśród nich zmusza ich do przejścia na chrześcijaństwo (chodzi głównie o Kościół katolicki). No cóż, większość społeczności na świecie już od dawna słyszało o Chrystusie, a przekazywanie innym Dobrej Nowiny bynajmniej nie ma nic wspólnego ze zmuszaniem do konwersji. Są kraje, w których znaczny procent społeczeństwa wyznaje inną niż chrześcijaństwo religię, a jednak ich dzieci uczą się w chrześcijańskich, najchętniej katolickich szkołach, co występuje np. w Hongkongu, w Indiach, czy wielu pozaeuropejskich krajach, o czym dowiedziałam się z autopsji.

Misjonarz w dalekim kraju

Wróćmy jednak do muzeum i do przedstawiania życia misjonarza w owym obcym kraju. I tu dowiadujemy się o szerokim spektrum działalności edukacyjnej, ale i medycznej. Otóż misjonarze prowadzą całą gamę szkół poczynając od przedszkola, poprzez szkołę podstawową do szkoły zawodowej. Często są to również szkoły średnie, a nawet uniwersytety. Zazwyczaj w większości państw szkolnictwo jest płatne, a jeśli występuje darmowe, to zaledwie kilka klas na poziomie podstawowym. Po takiej edukacji młody człowiek posiada jedynie umiejętność pisania, czytania, dodawania i bardzo niewielką wiedzę ogólną, która nie ułatwia mu wejścia w świat dorosłych.

Szkoły prowadzone przez misjonarzy teoretycznie są płatne, ale to właśnie misjonarze szukają najróżniejszych donatorów, dzięki którym biedna młodzież ma szansę na zdobycie zawodu, podniesienia swoich kwalifikacji, a tym samym już jako ludziom wykształconym pozwala na pozostanie we własnym kraju i przyczynianie się do jego rozwoju. To właśnie misjonarze edukując uczą miejscowych zakładać spółdzielnie, kooperatywy, warsztaty pracy, przygotowują do przyjmowania turystów. Ponadto otwierając szkoły często zatrudniają w nich swoich absolwentów.

Misjonarz jak lekarz i pielęgniarz

Kolejną działalnością misjonarzy jest pomoc medyczna. To dzięki nim powstają szpitale, ośrodki zdrowia, hospicja… Wielu misjonarzy przed wyjazdem do obcego kraju kończy studia medyczne. Są więc, oprócz osobami duchownymi, lekarzami, farmaceutami, pielęgniarzami…

W misyjnym ośrodku zdrowia

I o tym wszystkim „opowiada” muzealna ekspozycja. Ale to nie koniec. Misjonarz to człowiek, który potrafi słuchać i obserwować i to znacznie lepiej niż dziennikarz, bo on tam mieszka nie tydzień, miesiąc czy rok, ale kilkadziesiąt lat i wtapia się w miejscową społeczność. Żyje jak tamtejsi, jest jednym z nich, więc dla nas dziennikarzy stanowi „kopalnię wiedzy”. To oni podpatrują, jak w trudnych dla Europejczyków warunkach bytowania pozyskuje się pożywienie, czyli co się zbiera, łowi, uprawia… Jakie miejscowi ludzie mają zachowania, wyznają wartości, jakie są ich obrzędy również te inicjacyjne. Jest to przyjęcie dziecka lub młodzieńca do społeczności dorosłych, obrzędy zaślubin, obrzędy związane ze śmiercią, z pochówkiem zmarłego…

Religia codzienna

Aż sześć sal poświęcono na wierzenia, czyli jest tam zaprezentowany kult przodków – wizerunki duchów, rzeźby związane z kultem przodków. Właśnie w tych salach można dowiedzieć się o większości religii świata. Oprócz tablic informacyjnych są tam księgi, akcesoria towarzyszące modlitwie. Są też informacje dotyczące magii, zwłaszcza tej ochronnej.

Maski związane m.in. z kultem przodków

I w tym miejscu pojawia się cała gama masek, ale i fetyszy, amuletów chroniących przed nieszczęściami. Oczywiście nie brakuje eksponatów etnograficznych związanych ze sztuką chrześcijańską.

 

Stuły kapłanów pracujących w różnych rejonach świata

Są też ubiory, również te liturgiczne, biżuteria, zabawki dla dzieci, ale i wiele książek. Każda sala, to inny temat, inne zagadnienia. Jest sala poświęcona instrumentom muzycznym, a także sala z tablicą z magnesami, które dzieci mogą układać dopasowując teren do występujących na nim zwierząt.

Podsumowując, można stwierdzić, że muzeum w Pieniężnie jest swoistym zaproszeniem do wędrówki po życiu misjonarzy pracujących niemal na całym świecie.

 

Tekst i zdjęcia: Maria Giedz

 

Fot. HB

Władze PR zwolniły reportera, bo nie podobała im się jego relacja o próbie odebrania koncesji TV Republika i wPolsce24

Reporter polityczny Polskiego Radia Karol Darmoros po 13 latach został zwolniony z państwowej rozgłośni po wyemitowaniu relacji dziennikarza o próbie odebrania przez sąd koncesji TV Republika i wPolsce24 – podał portal Biznes Alert. 

Karol Darmoros pracował w Polskim Radiu od 2012 roku. Pracujący m.in. dla Informacyjnej Agencji Radiowej PR i zajmujący się głównie polityką Darmoros przygotował relację 9 kwietnia br. Prawie minutowy materiał dotyczył próby odebrania przez sąd koncesji TV Republika i wPolsce24.

Relacja nie spodobała się m.in. władzom radiowej Jedynki. „Po tzw. planowaniu w czwartek los Darmorosa był przesądzony” – poinformował Biznes Alert jeden z pracowników PR, który boi się podać nazwisko, bo to oznaczałoby także jego zwolnienie. „Kierownictwo miało pretensje, o to, co mówiono w relacji, czyli o wypowiedzi zwalczanego przez rząd przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Macieja Świrskiego i popierającego zwykle obecną koalicję członka rady profesora Tadeusza Kowalskiego. Nerwowo powtarzano, że w relacji o próbie sądowego odebrania koncesji konserwatywnym telewizjom wypowiedzi obu panów nie różniły się jakoś bardzo od siebie” – podkreślił pragnący zachować anonimowość pracownik Polskiego Radia w likwidacji.

Ani władze PR w likwidacji ani Darmoros nie chcą komentować sprawy. Na swoim profilu na X reporter potwierdził, że rozstał się z rozgłośnią. „(…) 10 kwietnia 2025 roku moja przygoda z Polskim Radiem dobiegła końca. W lipcu <<stuknęłoby>> 13 lat. To był bardzo dobry czas – ciężkiej pracy, materiałów zwykłych, codziennych, ale i niezwykłych, których nie miałbym szans zrealizować w innym miejscu” – podkreślił Darmoros dziękując wszystkim w PR za współpracę. „Taka praca. Starałem się jak najlepiej, by była to służba Słuchaczowi. Pracowałem na kilku kontynentach, w ponad 40 krajach i zapamiętam ten ogrom Dobra, którego doświadczyłem. Dziękuję!” – napisał reporter, którego relacja nie spodobała się władzom radia.

O zamiarze zwolnienia poinformował dziennikarza szef Informacyjnej Agencji Radiowej Artur Koziołek – przekazał BA. Od 2011 roku do 2015 roku, w drugiej kadencji koalicji PO-PSL, kiedy premierami byli Donald Tusk a potem Ewa Kopacz, Koziołek był rzecznikiem prasowym Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji. W tym resorcie szefowali wówczas dwaj politycy PO i obecny prezydent Warszawy, kandydat PO na prezydenta RP, czyli: Michał Boni, Andrzej Halicki i Rafał Trzaskowski.

Od połowy 2010 roku do stycznia 2011, obecny dyrektor IAR PR w likowdacji Artur Koziołek, kierował serwisami informacyjnymi TVP Info, gdzie wcześniej pracował też jako prezenter i reporter.

oprac. hub  – Biznes Alert/ X/ X – profil Karola Darmorosa

Nikt ze współpracowników kandydata PO na prezydenta nie pomógł reporterowi TV Republika, red. Januszowi Żuczkowskiemu z ZG SDP, kiedy "ochroniarze" Rafała Trzaskowiskiego brutalnie zaatakowali dziennikarza zdj. TV Republika

SDP złoży doniesienie ws. poturbowania dziennikarza TV Republika podczas wiecu wyborczego Rafała Trzaskowskiego

W związku z poturbowaniem dziennikarza TV Republika Janusza Życzkowskiego oraz zniszczeniem jego narzędzi pracy na wiecu wyborczym Rafała Trzaskowskiego Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich złoży do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa tłumienia krytyki prasowej i naruszenia nietykalności cielesnej dziennikarza w czasie wykonywania przez niego obowiązków służbowych. Było to 10 kwietnia 2025 roku w Wieluniu po zakończeniu wiecu wyborczego kandydata Platformy Obywatelskiej na prezydenta RP Rafała Trzaskowskiego.  Zawiadomienie będzie skierowane do Prokuratury Rejonowej w Wieluniu.

10 kwietnia 2025 roku po południu doszło do kolejnej skandalicznej sytuacji naruszającej zasadę wolności słowa demokratycznego państwa.  Dotyczy ona kampanii wyborczej w Polsce. Tym razem poszkodowanym jest red. Janusz Życzkowski, reporter TV Republika i członek Zarządu Głównego SDP. Red. Janusz Życzkowski próbował zadać pytanie kandydatowi na prezydenta obozu rządzącego Rafałowi Trzaskowskiemu podczas jego spotkania z wyborcami w miejscowości Wieluń, ale mu to uniemożliwiono. Dziennikarz próbował więc zadawać pytania Rafałowi Trzaskowskiemu po jego spotkaniu wyborczym, brutalnie uniemożliwiła mu to ochrona kandydata. Redaktor Janusz Życzkowski został przewrócony na ziemię i został poturbowany przez ochroniarzy kandydata, był popchnięty i uderzony, zniszczono mu także okulary i kamerę reporterską.

Nikt ze sztabu wyborczego Rafała Trzaskowskiego nie przeprosił za to zdarzenie, choć wydarzyło się ono na oczach tego kandydata na prezydenta. On sam mimo tego, że je widział, zupełnie je zignorował. Następnego dnia dziennikarz trafił do szpitala z bólem grzbietu i zaleceniem noszenia kołnierza ortopedycznego.

Zarząd Główny SDP stanowczo protestuje przeciwko takiemu traktowaniu dziennikarza, szczególnie podczas wykonywania przez niego pracy zawodowej czyli w tym wypadku w czasie relacjonowania wydarzeń podczas kampanii prezydenckiej. Wyjątkowo bulwersujące jest przy tym zachowanie ochroniarzy Rafała Trzaskowskiego, którzy popychając i przewracając dziennikarza za ziemię zniszczyli mu okulary oraz uszkodzili kamerę – główne narzędzie jego pracy. ZG SDP stanowczo podkreśla, iż takie traktowanie dziennikarza w pracy jest nieakceptowalne. ZG SDP stanowczo domaga się wyjaśnienia wszystkich okoliczności tego zdarzenia oraz pokrycia kosztów naprawy zniszczonego podczas wiecu wyborczego Rafała Trzaskowskiego sprzętu – okularów i kamery reporterskiej Janusza Życzkowskiego i kosztów jego rehabilitacji.

ZG SDP zwraca także uwagę na wyjątkowo negatywny wpływ takiego zdarzenia na przebieg kampanii wyborczej. Red. Janusz Życzkowski reprezentuje TV Republika, stację, która prezentuje opozycyjny wobec obozu rządzącego i mediów mainstreamowych punkt widzenia, przez co jest wyjątkowo źle traktowana przez rządzącą koalicję. Reporterzy tej telewizji nie są wpuszczani na konferencje prasowe premiera ani ministrów, nie otrzymują też akredytacji, a ze strony rządzących polityków są przedmiotem nieustannych ataków słownych w mediach tradycyjnych i społecznościowych. W ocenie SDP jest to sytuacja zagrażająca wolności słowa w Polsce.  Fizyczne ataki na dziennikarzy prowadzą bowiem do uruchomienia mechanizmu autocenzury w mediach czyli samoograniczania się nie tylko przez osobę, która została poturbowana, ale także przez innych dziennikarzy, po to by nie podejmowali w swoich publikacjach trudnych problemów społecznych, a odpowiedzialnym za to politykom by nie zadawali trudnych i niewygodnych dla nich pytań. W oczywisty sposób niszczy to zasadę wolnego słowa i prowadzi do ograniczenia swobód obywatelskich. Jest to tzw. efekt mrożący (ang. chilling effect), wielokrotnie opisywany zarówno na gruncie polskiego prawa mediów, jak i innych krajów, jako działanie przeciwko wolności słowa i wypowiedzi.  Wyjątkowo bulwersujące w opisywanej sytuacji jest to, iż działanie takie akceptuje zespół osób związanych z politykiem pretendującym do najważniejszego stanowiska w państwie – prezydenta RP, a członkowie sztabu Rafała Trzaskowskiego w w/w opisanej sytuacji świadomie manipulowali i deprecjonowali osobę poszkodowanego dziennikarza w mediach. Przykładowo poseł PO i członek sztabu wyborczego kandydata na prezydenta Agnieszka Pomaska przedstawia Janusza Życzkowskiego   jako „pana podającego się za dziennikarza”, mimo iż wykonuje on ten zawód od ponad 20 lat i jest laureatem wielu dziennikarskich nagród.

SDP zapowiada, iż złoży w sprawie ataków słownych i fizycznych na red. Janusza Życzkowskiego zawiadomienie do Prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa tłumienia krytyki prasowej przez polityków Koalicji Obywatelskiej. Jest to działanie polegające na używaniu przemocy w celu zmuszenia dziennikarza do zaniechania interwencji prasowej oraz tłumienia krytyki prasowej. Są to czyny przestępne określone w art. 43 i 44 ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. – Prawo prasowe (t.j. Dz.U. 2018 poz. 1914). Jednocześnie CMWP SDP po raz kolejny apeluje o zapewnienie dziennikarzom bezpieczeństwa w czasie wykonywania przez nich obowiązków zawodowych, szczególnie podczas trwającej aktualnie prezydenckiej kampanii wyborczej.

W imieniu Zarządu Głównego SDP:

 

Jolanta Hajdasz, prezes SDP

Wanda Nadobnik, wiceprezes ZG SDP

Mariusz Pilis, wiceprezes SDP

Aleksandra Tabaczyńska, skarbnik ZG SDP

Hubert Bekrycht, sekretarz generalny ZG SDP

 

 

Członek Zarządu Głównego SDP Janusz Życzkowski Fot. SDP

NIE MA NASZEJ ZGODY! – Protest Dolnośląskiego Oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

W całości publikujemy protest Zarząd Dolnośląskiego Oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

 

Zarząd Dolnośląskiego Oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich protestuje przeciwko:

– naruszaniu nietykalności cielesnej redaktora Janusza Życzkowskiego*;

– przeszkadzaniu w wykonywaniu obowiązków dziennikarskich;

– stosowaniu siły w życiu publicznym;

– niszczeniu narzędzi pracy.

 

Rafał Trzaskowski, jego najbliżsi współpracownicy i ochrona po raz kolejny przekroczyli granice prawa, wyborczej rywalizacji i kultury osobistej. Kolejne dni kampanii prezydenckiej pokazują brutalność ludzi ubiegających się o najwyższy urząd w Polsce.

 

Nie ma naszej zgody na lekceważenie polskich obywateli, polskich wyborców, polskich dziennikarzy.

Nie ma zgody na stosowanie przemocy.

Nie ma zgody na stosowanie kłamstw i fałszerstw w życiu publicznym.

 

Członkowie Dolnośląskiego Oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

 

Wrocław 11.04.2025 r.

*Reporter TV Republika Janusz Życzkowski jest członkiem Zarządu Głównego SDP oraz prezesem Zarządu Dolnośląskiego Oddziału SDP.

 

REPORTER TV REPBUBLIKA JANUSZ ŻYCZKOWSKI Z ZARZĄDU SDP ZAATAKOWNY PRZEZ OCHRONIARZY TRZASKOWSKIEGO

Reporter TV Republika i członek ZG SDP Janusz Życzkowski tuż po brutalnym ataku ochorniarzy kandydata PO na prezydenta RP Rafała Życzkowskiego zdj. z TV Republika

REPORTER TV REPBUBLIKA JANUSZ ŻYCZKOWSKI Z ZARZĄDU SDP ZAATAKOWNY PRZEZ OCHRONIARZY TRZASKOWSKIEGO

Skandal po prowokacji służb kandydata PO na prezydenta RP. Brutalny atak na reportera TV Republika Janusza Życzkowskiego, członka Zarządu Głównego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Napad służb ochrony Rafała Trzaskowskiego na dziennikarza w Wieluniu. Redaktor Życzkowski został poturbowany przez ludzi prezydenta Warszawy. Reporterowi zniszczono m.in okulary. Na szczęście zachowało się nagranie z uszkodzonej kamery.

W czwartek w Wieluniu, w regionie łódzkim, po wiecu sympatyków Trzaskowskiego reporter TV Republika Janusz Życzkowski chciał zadać pytanie kandydatowi PO o debatę w Końskich. Chodziło o bieżacą dyskusję, którą doraźnie zorganizował sztab Trzaskowskiego w województwie świętokrzyskim, po tym jak kandydat PO odmówił uczestnictwa w debacie kandydatów na prezydenta RP organizowanej 14 kwietnia br. przez TV Republika.

Atak w odpowiedzi na pytanie

Życzkowski szedł z kamerą obok Trzaskowskiego i zaczął pytać o kwestie debaty. Na zarejestrowanym materiale wideo widać, że dziennikarza brutalnie zaatakowano. Reporter TV Republika był przepychany przez ludzi z ochrony Trzaskowskiego i jego sympatyków, kamera upadła na ziemię. Mimo zniszczenia działała i nadal rejestrowała atak.

„Zostałem brutalnie zaatakowany przez ochroniarzy Rafała Trzaskowskiego, uderzono mnie w korpus” – relacjonował Życzkowski zostałem wypchnięty, a sprzęt upadł na ziemię, zniszczono mi okulary” – mówił reporter na natenie swojej stacji.

Kamera, mimo uszkodzedzenia, rejestrowała zajście, ale o tym nie wiedzieli jego uczestnicy i prowokatorzy, którzy przepychali reportera TV Republika.

Trzaskowski mówi co się nie wydarzyło

Zarejestrowano Trzaskowskiego wtrakcie ataku na dziennikrza. Materiał wideo pokazuje, że reporter i kandydat są odgrodzeni kordonem sympatyków polityka PO. Trzaskowski najprawdopodobniej zobaczył leżącą na ziemi kamerę i myśląc, że już nie nagrywa powiedział do Życzkowskiego:

„Niech pan na mnie nie pluje, niech pan nie pluje” – krzyczał Trzaskowski do reportera TV Republika, który w tym momencie mówił kandydatowi, o tym, że go poturbowano i wzywał pomocy. Nikt jej Życzkowskiemu nie udzielił.

Trzaskowski kilka raz mówił o pluciu, kiedy wyraźnie na nagraniu słuchać, że dziennikarz wzywa pomocy. „Agresja nieprawdopodobna” – komentował Trzaskowski myśląc, że nikt – z innych niż przychylne mu telewizje – go nie nagrywa.

Z relacji świadków obserwujących wydarzenie w Wieluniu wynika też, że jednym z przepychających reportera TV Republika mógł być sam kandydat PO na prezydenta RP.

 

***

Komentarz Huberta Bekrychta

To, że ponoć wykształcony i kulturalny kandydat PO na prezydenta RP zachowuje się jak członek osiedlowego gangu z lat 90. ubiegłego wieku można jeszcze wytłumaczyć. Traumą, chęcią zaimponowania kolegom z pracy, znajomym… Bywają takie przypadki.

Zaatakowano jednak reportera, dziennikarza wykonującego swoje obowiązki w telewizji Republika, którą wczoraj, wraz z inną konserwatywną stacją wPolsce24, próbował uciszyć sąd.

Zaatakowano członka Zarządu Głównego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polski, największej w kraju organizacji dziennikarskiej, która walczy o wolność słowa i toczy kolejne boje z cenzurą rządu Tuska. Rządu, który najpierw bezprawnie, siłowo przy użyciu prywatnych firm ochroniarskich, przejął media publiczne w grudniu 2023 roku. Rządu, który wbrew logice i prawu zainstalował w TVP, PR i PAP marionetkowe kierownictwo, które do dziś twierdzi, że sprawuje władze nad nielegalnie przejętymi mediami publicznymi.

Może te nikczemne słowa kandydata PO o rzekomym „pluciu” na niego w momencie, kiedy Życzkowski był w ogniu tej ochroniarskiej prowokacji atakowany, co rejestrowała kamera, wynikają z niewiedzy Trzaskowskiego o mediach. Albo głupoty jego doradców w sztabie wyborczym.

Napiszę wprost:

Panie Rafale, nie wolno robić z siebie idioty, kiedy nagrywa Pana kamera. Nawet, jak taki drogi sprzęt leży na ziemi, wytrącony przez Pana ochroniarzy i wygląda na uszkodzony, to nie oznacza, że urządzenie nie nagrywa…

A kilkanaście minut potem materiał wideo kompromitujący Pana i Pańską „ochronę” – może nawet sztab –  widzi cała Polska…

 

Januszu, trzymaj się! 

 

Hubert Bekrycht, ZG SDP

 

NIE MA NASZEJ ZGODY! – Protest Dolnośląskiego Oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

„Chcą podpalić Polskę…” Sąd uchylił koncesje TV Republika i wPolsce24

W środę po południu na stronie konserwatywnej TV Republika pojawiły się alarmujące informacje: „PILNE: Zamach na Republikę! Sąd uchyla decyzję KRRiT [NA ŻYWO]” – napisano na tzw. pasku. Koncesję może stracić też inna prawicowa telewizja wPolsce24. „Chyba chcą podpalić Polskę” – skomentował te informacje Cezary Krysztopa z Tysol.pl. W środę o godz. 18.00 na placu Bankowym w Warszawie odbędzie się manifestacja Klubów Gazety Polskiej w obronie wolności mediów.

Wyrok jest nieprawomocny, ale są poważne obawy, że przed wyborami prezydenckimi rząd bada, jakie kolejne granice tłamszenia wolności słowa może przekroczyć. W mediach społecznościowych pojawiły się komentarze, że wraca cenzura.

Komunikat TV Republika opublikowany po godz. 13.00 w środę 9 kwietnia br.: „Wojewódzki Sąd Administracyjny uchylił zaskarżoną decyzję KRRiT [ws. koncesji m.in. dla Republika] i uchwałę z dnia 21 czerwca 2024 r. i zasądza od przewodniczącego KRRiT na rzecz skarżących kwotę 10 tys. 480 złotych tytułem zwrotu kosztów postępowania” – napisano w komunikacie.

„Sąd nieprawomocnie odbiera koncesję TV Republika” – napisał portal Tysol.pl. „Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie nieprawomocnie odbiera koncesję na nadawanie Republice i wPolsce24. Oznacza to, że telewizje mogą zniknąć z multipleksu, co w efekcie przełoży się na drastyczny spadek widowni, wpływu na rynku i zarobków z reklam” – podał Salon24.

Dyrektor programowy stacji Michał Rachoń opublikował na X alarmujący wpis. „BREAKING News: Sąd nieprawomocnie odbiera koncesję @RepublikaTV! Największa telewizja informacyjna w Polsce może zniknąć z MUX!” – napisał Rachoń a do postu dołączono angielską wersję tekstu.

Tylko w pierwszych minutach po opublikowaniu postu Rachonia pod wpisem pojawiło się kilkaset wpisów. „Czyli trzeba wyjść na ulice i założyć majdan. To poszło już za daleko. Bez jakiejś rewolty będzie po wszystkim” – radził internauta Joe Doe.

„Chyba chcą podpalić Polskę…” – skomentował decyzję sądu Cezary Krysztopa z portalu Tysol.pl.

Samuel Pereira z wPolsce24 umieścił w swoim wpisie na X cytat.: „Nad Wisłą rozpoczyna się dość unikalny na skalę światową eksperyment, który może być nauką dla wielu innych krajów” Berliner Zeitung Klaus, 9.12.2023 r.” – przypomniał Pereira.

oprac. hub sdp.pl na podstawie Biznes Alert

 

Prace nad zwalczaniem SLAPP w UE ponoć trwają, ale czy poliykom naprawdę zależy na ułatwieniu pracy dziennikarzy i zniesienie absurdalnych procedur, z których pomocą eleiminuje się szkodliwą dla władz krytykę? For. HB

Niemcy alarmują: coraz więcej SLAPP; 60 proc. tzw. procesów nękających dotyczy dziennikkarzy. UE chce zwalczać SLAPP, ale…

Opublikowane niedawno niemieckie badania z jesieni ub. r. że procesy, które ciągną się latami i mają charakter nękający (SLAPP), corac częściej dotyczą dziennikarzy i pracowników mediów oraz samych redakcji – podano na stronie związku Deutsche Journalistinnen und Journalisten Union (DJU) in ver.di., co zacytował portal Biznes Alert

SLAPP (ang. Strategic Lawsuits Against Public Participation) są tzw. procesami zastraszającymi i mającymi zrujnować finansowo dziennikarzy i ich redakcje. Postępowania takie określa się po polsku, jako strategiczne postępowanie sądowe przeciwko udziałowi społecznemu. Z badań DJU wynika, że statystycznie „więcej niż co drugi” przypadek SLAPP, to praktyki prawne wykorzystywane przeciwko dziennikarzom. Służą jako narzędzie do uciszania reporterów, aktywistów i grup społeczeństwa obywatelskiego. Takie postępowanie sądowe jest kosztowne i czasochłonne.

Niemieccy dziennikarze z DJU wezwali rząd w Berlinie do podjęcia zdecydowanych działań przeciwko takim taktykom prawnym. Z badań zleconych przez DJU, Society for Civil Rights, Munich Environmental Institute i Otto Brenner Foundation we wrześniu 2024 roku na próbie prawie 300 osób wynika, że ok. 60 proc. osób dotkniętych procesami SLAPP to dziennikarze. Jedna trzecia z objętych badaniami dziennikarzy musi zmierzyć się z wysokimi żądaniami finansowymi w sprawach sądowych określanych jako nękające.

W badaniach podkreślono psychologiczny ciężar SLAPP i wpływ tych nadużyć na wolność słowa. Europejska dyrektywa anty-SLAPP ma zostać zatwierdzona przez państwa członkowskie UE do końca tego roku.

W Brukseli jednak urzędnicy zaznaczają, że nie są znane jeszcze szczegółowe założenia projektu tego aktu prawnego. Są informacje, że rośnie potężne lobby, polityczne i ponadpartyjne, które nie chce złagodzenia skutków SLAPP, bo to jedyna nieraz droga do wyeliminowania krytyki medialnej wobec władz różnego szczebla.

W Polsce od lat procesy SLAPP przeciwko dziennikarzom od lat obserwuje Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Liczba takich postępowań  wzrasta – zwracała niedawno uwagę dyrektor CMWP SDP i prezes SDP dr Jolanta Hajdasz.

„Apeluję o większy pluralizm i włączenie do europejskich raportów także spraw dotyczących mediów prawicowych i konserwatywnych. Procesy typu SLAPP dotyczą wszystkich dziennikarzy, nie tylko liberalnych i lewicowych. Apeluję, by zacząć je także dostrzegać – przekonywała Jolanta Hajdasz podczas II Europejskiej Konferencji Anty – SLAPP, jaka odbyła w listopadzie ub. r. w Strasburgu.

Nie ma statystyk dotkliwych procesów przeciwko dziennikarzom. Nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Tego typu szykany mające znamiona cenzury rzadko są, z oczywistych względów, opisywane przez wymiar sprawiedliwości jako nękające, bo to mogłoby zaszkodzić sędziom i prokuratorom.

Na podstawie Biznes Alert (Media Alert) red./ DJU/ EFJ/ IFJ/ CMWP SDP

 

Zdjęcia Janusz Wikowski

Spotkanie autorskie z red. Marią Giedz – reporterskie podróże, niesamowite historie

W kameralnej sali Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk” odbyło się spotkanie z reportażystką, podróżniczką z Gdańska, red. Marią Giedz. Było to pierwsze spotkanie z cyklu „Opowiedz nam swoją historię” a także w ramach planowanych w Stowarzyszeniu Warsztatów Dziennikarskich realizowanych z udziałem członków Gdańskiego Oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

Reportażystka dr Maria Giedz, członek Zarządu Głównego SDP, mieszka w Gdańsku, podróżuje po świecie, a także po naszej ojczystej ziemi.

Zawód i pasja

Jej pasją są podróże, obserwacje ludzi innych kultur i religii oraz rejonów międzynarodowych konfliktów. Jest autorką publikacji książkowych oraz tekstów w periodykach podróżniczych  a także reportaży o Kaszubach i Pomorzu. Pracując w „Dzienniku Bałtyckim” była autorką publikacji o tematyce społeczno –interwencyjnej oraz kulturalnej, w tym cyklu tekstów „Oddajcie nasze zabytki”, dotyczących zagrabionych przez Rosjan oraz Niemców z Gdańska i Pomorza zabytków. Tak się składa, że zwrotem zagrabionych obiektów zabytkowych zajmuje się również Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk”, bo sprawa ta nadal jest aktualna.

 

Obecny był wiceprezes Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk” Zbigniew Socha, który podziękował za organizację tego spotkania z udziałem dziennikarzy z mediów gdańskich.

Spotkanie aranżował i prowadził prezes OG SDP Janusz Wikowski.

Warsztat dziennikarski – blaski i cienie

Spotkanie składało się z dwóch części. W pierwszej zostały przedstawione zagadnienia dotyczące warsztatu dziennikarskiego reportażysty. Między innymi przytoczono jedną z definicji reportażu mistrza tego gatunku Egona Erwina Kischa:

„Widzi pan, zdradzę panu zawodowy sekret prawdziwego reportażu. I niech pan ten sekret dalej rozpowiada. Nic w nim zresztą nadzwyczajnego. Otóż, reporter musi mieć w sobie o wiele więcej ciekawości niż wszyscy jego czytelnicy. Musi być chorobliwie ciekawy. I to nawet wobec rzeczy najpowszedniejszych, bo inaczej nigdy nie odkryje prawdziwego oblicza. Jeżeli piszącemu brak tej błogosławionej ciekawości, to jak może spodziewać się, że ktoś będzie czytał jego pisaninę?”

Maria Giedz opowiadała o merytorycznych przygotowaniach do wyjazdu, podróży – w celu zbierania materiałów do reportażu. A więc chodzi o poznanie mapy regionu, po którym dziennikarz ma się poruszać, odkrywanie historii, sytuacji politycznej, gospodarczej, kulturowej, w tym religijnej, a także szukanie kontaktów, czyli ludzi mieszkających na danym terenie. Ludzi, od których można się wielu interesujących rzeczy dowiedzieć. Warsztaty te mają być kontynuowane m.in. przez dziennikarzy należących do Stowarzyszenia.

Bliski Wschód, Liban i Kurdystan

Tematyką relacji reporterskich red. Giedz na spotkaniu był m.in. Bliski Wschód, w tym Liban. Okazuje się, że w gdańskim kościele pw. Św. Katarzyny w sposób szczególny jest czczony św. Charbel (Szarbel) – libański mnich, pustelnik. Ten najważniejszy święty Libanu żyjący w latach 1828-1898 znany jest na całym świecie, a przede wszystkim uznawany za „świętego na ten nasz współczesny czas”.

Maria Giedz prezentowała zdjęcia z Annayi, gdzie znajduje się grób św. Charbela, a także z odległej o 1,3 km pustelni św. Piotra i Pawła, w której mnich spędził większość swojego życia. Opowiadała o cudownym uzdrowieniu pewnej Libanki Nohad Chami, niemal sto lat po śmierci św. Charbela i związanych z tym wydarzeniem comiesięcznych pielgrzymek z pustelni do sanktuarium w Annaya. Wspomniała też o sanktuariach z relikwiami tego najważniejszego świętego Kościoła maronickiego (to Kościół katolicki, ale o nieco innym rycie niż Kościół rzymski), które znajdują się w Polsce.

 

W kolejnej części spotkania red. Giedz przybliżyła niesamowite historie z podróży do Kurdystanu. Głównie do Regionu Kurdystanu, oficjalnej, usankcjonowanej iracką Konstytucją z 2005 r., kurdyjskiej autonomii w północnym Iraku. Region ten od 1991 r., a więc od ogromnego exodusu Kurdów wypędzanych przez wojska Saddama Husajna, którzy ginęli od bomb, min, głodu i mrozu, Maria Giedz odwiedziła wiele razy.

Jej czarno-białe zdjęcia prezentujące kurdyjskich peszmergów, fotografie obozów dla uchodźców w górach, a także późniejsze, już kolorowe obrazy ukazujące codzienną pracę kurdyjskich kobiet wywoływały duże zainteresowanie. Warto tu wspomnieć, że w Gdańsku i na Pomorzu jest spora grupa Kurdów, m.in.  studenci Uniwersytetu Medycznego. Mieszkają tutaj Kurdowie z Turcji, Kurdowie – Jezydzi z Armenii, a także przedstawiciele tego narodu z Syrii i Iraku.

Red. Giedz zaprezentowała przepiękne, reporterskie zdjęcia z podróży, ze spotkań, dokumentujące życie ludności (w tym z frontu, obozów przesiedleńczych, fotografie  z wywiadów z przywódcami kurdyjskimi).

Rwanda i życie jej mieszkańców

W kolejnej części spotkania autorskiego red. Giedz relacjonowała swoją ostatnią podróż do malutkiego afrykańskiego kraju Rwandy (państwo wielkości województwa lubelskiego, ale mieszka tam 14 mln osób). Kraju, w którym chrześcijaństwo istnieje dopiero 125 lat, a pierwszy biały człowiek pojawił się tam pod koniec dziewiętnastego stulecia. Barwne fotografie prezentujące życie codzienne Rwandyjczyków wzbudziły ogromną ciekawość. Dzieci uczące się w szkole, czy w przedszkolu – maluchy zaczynające czytać i pisać od najmłodszych lat – rowerowe „ciężarówki” transportujące po kilkaset litrów piwa bananowego, rolnicy posługujący się jedynie motyką i maczetą, kobiety noszące na głowach po kilkadziesiąt kilogramów – to tylko niektóre przykłady zdjęć z tej niezwykłej podróży. Maria Giedz dotarła także i do ośrodka zdrowia, hospicjum, ale i do wielu domów, również tych znacznie oddalonych od głównych rwandyjskich dróg.

Odwiedziła miejsca i rodziny, które mieszkają w domach wzniesionych za darowizny przekazane przez Stowarzyszenia Ruchu Maitri w Gdańsku. Organizatorkami budowy tych domów były polskie misjonarki. Zresztą Stowarzyszenia Maitri od lat wspomaga biedne rwandyjskie rodziny, w których dochód całej rodziny wynosi 1,5 – 2 USD na dzień. Forma pomocy jest bardzo różna. Zazwyczaj są to rozdawane raz na trzy miesiące produkty żywnościowe, czyli mąka, suszone ryby, fasola, ale także mydło.

Pomoc i edukacja

Ważną formą pomocy jest edukacja przynajmniej na trzech szczeblach: przedszkolna, podstawowa i zawodowa. Chodzi o pomoc w rozwoju państwa i pomoc ludności w Rwandzie. Już dzisiaj widoczne są tego efekty. Coraz mniej Rwandyjczyków jest zainteresowanych wyjazdem z własnego kraju, gdyż widzą szansę na życie u siebie.

Uczestnicy spotkania mieli także możliwość poznania reportaży podróżniczych red. Giedz – publikowanych m.in. w Magazynie Forum Dziennikarzy, wydawanym przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich.

Organizatorzy zapowiadają kolejne spotkania autorskie w cyklu „Opowiedz nam swoją historię” oraz warsztatów z udziałem dziennikarzy z mediów Pomorza.

(W.)

Fot. Janusz Wikowski

 

Zegara słonecznego nikt nie oszuka. Na zdjęciu średniowieczne obserwatorium astronomiczne w Jaipurze, stolicy stanu Rajastan w Indiach Fot. HB

HUBERT BEKRYCHT: Ciężkie czasy, czyli dziennikarskie kłamstwa powszednie

Oj, te piekielne eksperymenty na ludzkim śnie muszą się kiedyś źle skończyć. Obudziłem się godzinę wcześniej i od razu piszę felieton. Sprawdźcie, czy ta próba jest jeszcze senna. Wczesne wstawanie to skutek tego, że komuś w UE nie chce się regulować rozsądku. Ciężkie czasy są też dla dziennikarzy i „dziennikarzy”. Tym bardziej, że kłamstwa są teraz w wielu mediach prorządowych częstsze niż reklamy…

Przez ostatnie lata instytucje a nawet rządy wydawały i wydają setki milionów dolarów na walkę z manipulacją w mediach. Wojna z fake newsami trwa. Na razie, niestety, kłamstwa wygrywają. A my, odbiorcy, jesteśmy coraz bardziej skołowani.

Nikt na początku lat 90. ubiegłego wieku, kiedy zaczynałem pracę jako dziennikarz, nie przypuszczał, że po ponad trzech dekadach od powrotu demokracji w Polsce, większość głownych mediów ulegnie totalitarnej manierze wykrzywiania rzeczywistości. Cały czas w uśmiechu. Nerwowym teraz.

Fake newsy są policzalne, można je syntetyzować, analizować, poddawać „obróbce skrawaniem”, potępiać. Gorzej z kłamstwem, które w niektórych mediach egzystuje tak jak prognoza pogody. Przekaz jest częsty i mało precyzyjny. To znaczy, w czasach komercji medialnej prognozy pogody są mało precyzyjne, kłamstwo natomiast rozlewa się w mediach prorządowych jak fala rosyjskiej dezinformacji. Nie sposób odróżnić jedno od drugiego. Nie mogą tego zrobić badania naukowe. Tym bardziej odbiorcy.

Próby zamykania posłów opozycji są pokazywane, jako sprawiedliwa zemsta na opozycji za rzekome „rozkradanie” państwa; opresje i stronniczość obecnego wymiaru sprawiedliwości – chociażby polityczne wyczyny prokurator Wrzosek, która przesłuchuje świadka bez adwokata – są przez media sprzyjające teraz władzy, jako nie budzące wątpliwości postępowania; łamanie prawa w owych prorządowym mediach w związku z ich nielegalnym przejęciem, to – ich zdaniem – prawda, której przez osiem lat rządów PiS nie było… Można tak w nieskończoność – kłamstwo panoszy się wszędzie.

Rząd wspiera manipulacje i podawanie nieprawdy lub tzw. półprawd w mediach, szczególnie społecznościowych, bo się po prostu boi. A strach koalicji 13 grudnia wynika z podłości, które robili i robią. Nie tylko przecież w mediach.

Prościutkie podsumowanie – mieści się w kłamstwach prorządowych mediów i zwalczaniu przez koalicję mediów konserwatywnych, niezależnych – kłamstwo ma krótkie nogi. Coraz krótsze i nawet człowiek niewyspany z powodu zmiany czasu to rozumie.

Hubert Bekrycht

 

Grafika ze strony CMWP SDP

Apel ZG SDP do Prezydenta RP o zawetowanie ustawy cenzorskiej

Senat RP 26 marca przegłosował nowelizację kodeksu karnego, która pod pozorem walki z rzekomą „mową nienawiści” w rzeczywistości może służyć do cenzury  debaty publicznej. W zwiąku z tym Zarząd Główny SDP apeluje do Prezydenta RP Andrzeja Dudy o zawetowanie tej ustawy. Publikujemy treść tego apelu:

 

Szanowny Panie Prezydencie,

6 marca 2025 roku Sejm RP uchwalił rządowy projekt Ustawy o zmianie ustawy Kodeks karny, w którym zawarte są przepisy dotyczące penalizacji tzw. „mowy nienawiści”.  26 marca Senat przyjął bez poprawek te przepisy, a nowelizowana ustawa czeka teraz na Pana ostateczną decyzję.

W ocenie SDP jest to jeden z groźniejszych zamachów na wolność słowa w najnowszej historii naszego kraju.  Pod pretekstem walki z dyskryminacją wprowadza się przepisy, które mogą być wykorzystywane do cenzurowania debaty publicznej w Polsce, karania ludzi za wyrażanie swoich przekonań, a w konsekwencji tego marginalizacji nawet ogromnych grup społecznych np. katolików.

Ministerstwo Sprawiedliwości, które przygotowało propozycję nowelizacji, w jej uzasadnieniu napisało, że zmiana „zapewni pełniejszą realizację konstytucyjnego zakazu dyskryminacji ze względu na jakąkolwiek przyczynę, a także realizację międzynarodowych zaleceń w zakresie standardu ochrony przed mową nienawiści i przestępstwami z nienawiści”.

Tymczasem przyjęta ustawa w imię „równości” i „tolerancji” przewiduje rozszerzenie katalogu tzw. „cech chronionych” m.in. o orientację seksualną i tzw. płeć społeczną. W praktyce oznacza to np. że każdy, kto będzie mówić o małżeństwie jako związku mężczyzny i kobiety może zostać oskarżony o „mowę nienawiści” i być ukarany karą nawet 3 lat więzienia, a rodzic sprzeciwiający się edukacji seksualnej zgodnej z ideologią gender w szkole może zostać uznany za osobę szerzącą „dyskryminację”.

W szczególny sposób nowe przepisy zagrażają wolności wypowiedzi dla tych osób, które z racji wykonywanego zawodu zabierają głos publicznie. Są to przede wszystkim dziennikarze oraz  działacze społeczni, naukowcy i wykładowcy akademiccy,  nauczyciele, politycy czy kapłani, choć oczywiście ustawa ta narusza także prawo do wolności słowa  zwykłych obywateli.

Dla dziennikarzy i twórców mediów ustawa ta jest szczególnie niebezpieczna także ze względu na tzw. efekt mrożący. Obserwujemy na co dzień, iż debatę publiczną na dany temat można skutecznie wyciszyć, gdy straszy się jej uczestników procesami sądowymi, grozi  karą więzienia lub grzywny, a tak będzie w tym wypadku. Penalizacja tzw. „mowy nienawiści” w krajach zachodnich spowodowała m.in. ograniczenie dyskusji na tematy związane z płciowością, małżeństwem, rodziną i wychowaniem. Prowadzi to do absurdalnych, a nawet niedorzecznych sytuacji, gdy w przestrzeni publicznej zabrania się używania zaimków określających płeć (np. na uniwersytetach), gdy stawia się zarzuty karne osobom modlącym się pod klinikami aborcyjnymi czy osobom będącym zwolennikami  tradycyjnego małżeństwa i tradycyjnej rodziny.

Dlatego w imieniu Stowarzyszenia  Dziennikarzy Polskich zwracamy  się do Pana , Panie Prezydencie o zawetowanie wyżej opisanej ustawy cenzorskiej.

 

Zarząd Główny SDP :

 

Jolanta Hajdasz, prezes SDP

Wanda Nadobnik, wiceprezes SDP

Mariusz Pilis, wiceprezes SDP

Aleksandra Tabaczyńska, skarbnik SDP

Hubert Bekrycht, sekretarz generalny SDP

Maria Giedz, członek ZG SDP

Paweł Gąsiorski, członek ZG SDP

Krzysztof Gurba , członek ZG SDP

Michał Karnowski, członek ZG SDP

Andrzej Klimczak, członek ZG SDP

Anna Popek, członek ZG SDP

Krzysztof Skowroński, członek ZG SDP

Janusz Życzkowski, członek ZG SDP

 

Warszawa, 28 marca, 2025 r.