– Dlaczego oni wszyscy jeszcze nie siedzą?! – to dramatyczne pytanie niemieckiego blogera z Gazety Wyborczej Bartosza Wielińskiego, jest zarazem zabawne i całkiem poważne. No bo jeśli wziąć pod uwagę intencje red. Bartosza, to rzeczywiście, mają swoje sądy, bezprawnie przejęli prokuraturę, mają rząd, a co za tym idzie aparat przymusu, który zdjął z siebie więzy pułapki prawniczego formalizmu i generalnie jakiekolwiek przywiązanie do praworządności… i nic.
No prawie nic. Udręczyli księdza i dwie byłe urzędniczki, trochę w areszcie potrzymali Kamińskiego i Wąsika, no i kiedy pod przymusem i z wielkim hałasem doprowadzili przed oblicze nielegalnej komisji ds. Pegasusa byłego szefa ABW Piotra Pogonowskiego, ten zrobił im z głupich tyłków jesień średniowiecza.
To nie tak miało być. Ulicami miała płynąć pisowska krew i miały toczyć się głowy pisowców. Według wskazań niemieckiego „ideologischer Führer” tuskowskiej rewolucji, Klausa Bachmanna, Polska miała uginać się pod presją „policyjnych metod”. Pomniejsi pisowcy mieli zostać poddani powszechnemu ostracyzmowi i wystawiani publicznie ku przestrodze wytresowanego już wstydem i poczuciem niższości społeczeństwa. Bo przecież nie narodu. Miały być więzienia pełne pisowców, nawet im miejsce robią wypuszczając z więzień swój najwierniejszy elektorat – bandytów. I co? Ktoś powie – no nie ma za co ich wsadzać – ale czy to tuskowym pałkarzom przeszkadza? Jedyną więc logiczną odpowiedzią wydaje się być – bardzo chcieliby zbudować dyktaturę, ale nie potrafią. Są osłami, którym TVN dorobił wizerunki lwów.
Brukselscy Mogołowie
No chyba, że, wbrew intencjom red. Bartosza, pytanie rozszerzymy, w wyniku czego nabierze powagi. Bo takie pytanie jest całkiem zasadne jeśli chodzi o brukselsko-berlińską oligarchię. Te fałszywe mordy pełne „praworządności”. Dlaczego jeszcze nie siedzą? Ano dlatego, że zbudowali sobie wielce „demokratyczny” system, w którym jako „wielcy brukselscy Mogołowie” nie podlegają żadnej kontroli. Przekonał się o tym nawet Parlament Europejski, który usiłował przepytać Ursulę von der Leyen na okoliczność tajemniczej umowy z Pfizerem na bimbaliony szczepionek. Skutkiem było tylko to, że dowiedział się, nawet nie od von der Leyen, ta wysłała jakąś asystentkę, żeby wyjaśnić, że w zasadzie nie ma trybu, w jakim szefowa KE miałaby odpowiadać przed kimkolwiek.
Wymieniać można długo, Joanna d’Arc „praworządności”, specjalizująca się z „mrożeniu pieniędzy dla Polski”, Vera Jourova, spędziła w czeskim areszcie miesiąc. Śledztwo umorzono. Eva Kaili, grecka europoseł, członek antypolskiej komisji ds. Pegasusa w Parlamencie Europejskim, głosująca za antypolskimi rezolucjami, uderzała w polski Trybunał Konstytucyjny, pamiętacie Katargate? Walizki pieniędzy? Ciążą na niej poważne zarzuty korupcyjne, ale spokojnie bryluje sobie na brukselskich korytarzach. A to i tak małe miki wobec ich największej winy w postaci doprowadzenia do ruiny projektu Unii Europejskiej w imię, w najlepszym razie – oderwanych od rzeczywistości ideologii, a w najgorszym – jak niektórzy twierdzą, na zlecenie lobbystów, przed którymi brukselskie podwoje nigdy się nie zamykają.
No dobrze, jednego Reyndersa, również asa walki o „praworządność” w Polsce i patrona licznych czeladników nad Wisłą, zawinęli niedługo po zakończeniu roboty w Komisji Europejskiej i po ostatnim dniu immunitetu. Ciążą na nim zarzuty prania brudnych pieniędzy. A czy zaraz nie wróci na salony?
Rozbiegane oczy Tuska
Jeśli jednak nie wróci, to ten jeden przypadek może stanowić iskierkę nadziei na to, że i naszego, pomniejszego przedstawiciela brukselskiej nomenklatury dosięgnie sprawiedliwość. Donaldowi Tuskowi, zesłanego z brukselskiego Parnasu za głupotę i nieudolność do Warszawy, w ciągu roku udało się rozmontować dobrze prosperujące państwo.
A jednocześnie długo, pomimo ewidentnego łamania prawa przez przedstawicieli jego kamaryli, udawało mu się niczego osobiście nie podpisywać. Pierwszym przypadkiem kiedy mu się nie udało, była sprawa tzw. kontrasygnaty, którą „wycofał”, choć nie miał takiego prawa, a drugą, jak twierdzą mądrzejsi ode mnie, sprawa rzekomego „objęcia TVN i Polsatu ochroną strategiczną”, co, jeśli faktycznie będzie miało miejsce odbędzie się bez podstawy prawnej, ze złamaniem ustaw i konstytucji.
I Donald o tym wie. Dlatego jego oczy, tak pełne buty 13 grudnia zeszłego roku, są dziś jakby mocno rozbiegane.