LETNIE DZIENNIKARSKIE WARSZTATY DLA DLA DZIECI

Na prośbę pani Barbara Klimek portal sdp.pl publikuje wakacyjną propozycję dla najmłodszych „Dziennikarstwo – nowe media dla dzieci – letnie warsztaty” *

Jak przekazała organizatorka do przeprowadzenia warsztatów nie będzie potrzebna sala. „Poprowadzę zajęcia w terenie, jak to już wielokrotnie robiłam. Tym razem będzie to pięć dni zajęć na terenie ogrodu zoologicznego w Warszawie. Jest tam piękny park, w otoczeniu przyrody i zwierząt dzieci będą mogły spędzić ciekawie i przyjemnie czas ucząc się czegoś nowego i ciekawego” – poinformowała Barbara Klimek.

„Uczestnicy nauczą się jak zrobić zdjęcie (ustawianie parametrów w aparacie, kadrowanie, tło, kolory, perspektywa, światło, ruch itp.), jak napisać reportaż, jak przeprowadzić wywiad, jak zrobić sondę uliczną, jak korzystać ze źródeł i jak zaprojektować własną gazetkę z ciekawostkami, zagadkami, krzyżówkami” – dekalruje organizatorka i zapewnia, że każdy z najmłodszych uczestników otrzyma dyplom i nagrodę po ukończeniu tygodniowego kursu.

Organizatorka zapewnia, że ma wszelkie certyfikaty, w tym do wykonywania zawodu nauczyciela, uprawnienia do wykonywania funkcji kierownika wypoczynku i wychowawcy dzieci oraz doświadczenie w pracy dziennikarskiej i fotograficznej. Barbara Klimek jest dwujęzyczna, zatrudniana w Polsce jako „native speaker”.

Koszt letnich warsztatów prowadzonych w języku angielskim to: 800 zł na tydzień (plus dojazd i koszt wyposażenia uczestnika oraz wyżywienie we własnym zakresie). Nr kontaktowy: 451 298 624.

 

 

*Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich nie jest organizatorem warsztatów, portal sdp.pl publikuje jedynie informację na ten temat

 

 

 

 

 

 

 

Rada Programowa Polskiego Radia ma nowego szefa; władze PR nie wiedzą kiedy rozgłośnia przestanie być w likwidacji

Wybrana w marcu br. Rada Programowa Polskiego Radia wybrała w poniedziałek władze. Przewodniczącym rady został dziennikarz Jan Ordyński z Towarzystwa Dziennikarskiego, popierany przez KO. Władze państwowej rozgłośni przyznały, że nie wiedzą, kiedy z nazwy Polskiego Radia zniknie dopisek „w likwidacji”. Na pewno jednak z PR nie zniknie blblioteka, przeniesie się do dawnej stołówki, a  liczba książek będzie ograniczoona – mówił likwidator Polskiego Radia Paweł Majcher.

W Radzie Programowej PR bieżącej kadencji większość mają reprezentanci rządzącej koalicji rządowej wspierani przez niektórych reprezentantów organizacji medialnych i instytucji kultury. Tak jak się spodziewano, to właśnie przedstawiciel koalicji został szefem rady.

Na oddanych 14 głosów w 15-osobowej radzie 10 osób poparło dziennikarza. Nowy szef Rady Programowej Polskiego Radia w likwidacji pracował m.in. w Rzeczpospolitej, TVP, PR, lewicowym tygodniku Przegląd. Ordyński jest członkiem zarządu liberalno-lewicowego Towarzystwa Dziennikarskiego. Poparła go Koalicja Obywatelska.

Dla dobra Polskiego Radia

Ordyński zapewnił, że poglądy dziennikarza nie będą decydować o jego pracy w Radzie Programowej PR w likwidacji. „Będę działał dla dobra Polskiego Radia, jak, w co wierzę, wszyscy członkowie rady” – mówił Ordyński. „Przede wszystkim będę chciał działać na rzecz zwiększenia słuchalności” – deklarował.

„Liczę na to, że przychodząca z różnych stron uda nam się pracować w sposób normalny, merytoryczny, abyśmy zrozumieli, że po to zostaliśmy tu wybrani, żeby działać wyłącznie na rzecz Polskiego Radia. Nie ma innego wymogu postawionego nam przez tych, którzy nas rekomendowali, a przede wszystkim przez słuchaczy” – podkreślił Ordyński.

Zastępczyniami Jana Ordyńskiego w Radzie Programowej PR w likwidacji zostały Renata Butryn, była posłanka PO, która zasiadała w poprzedniej kadencji rady programowej (poparła ją KO) i dziennikarka Anna Kwiatkowska-Bieda, autorka programów telewizyjnych i filmów dokumentalnych, przez wiele lat związana z TVP – wybrana przez Radę Mediów Narodowych z tzw. puli społecznej z poparciem organizacji dziennikarskich i instytucji kultury.

Spadek słuchalności PR

Obecny na pierwszym posiedzeniu radiowej rady programowej był likwidator PR Paweł Majcher oraz jego zastępca Juliusz Kaszyński. Przedstawiciele kierownictwa państwowej rozgłośni przyznali, że po przejęciu PR przez rząd w grudniu 2023 roku słuchalność zmniejszyła się średnio z 20 do 8 procent. W tej chwili, jak zapewnił Majcher, trwa porządkowanie anten a Polskie Radio rozwija się.

Majcher narzekał na to, że pieniądze z abonamentu RTV, Polskie Radio otrzymywało w 2024 roku nieregularnie z powodu decyzji o wstrzymaniu wypłat przez przewodniczącego Krajowej Rady i Telewizji Macieja Świrskiego.

Szef KRRiT tłumaczył w ub. roku, że zabezpieczono pieniądze należne mediom publicznym w depozytach sądowych. Część abonamentu trafiła, m.in., do Polskiego Radia w likwidacji, kiedy we wrześniu południową część Polski dotknęła klęska powodzi, podczas której media odgrywały szczególną rolę w przekazywaniu komunikatów o bezpieczeństwie ludzi.

Nie widomo kiedy likwidacja likwidacji

Kierownictwo Polskiego Radia w likiwdacji nie odpowiedziało na wątpliwości zgłoszonego do radiowej Rady Programowej przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich a popartego przez PiS, dziennikarza i sekretarza generalnego SDP Huberta Bekrychta. Zwracał on uwagę, że „media publiczne, w tym Polskie Radio, w grudniu 2023 roku zostało bezprawnie przejęte przez rząd” – zaznaczył. „Pominięcie Rady Mediów Narodowych w ówczesnym składzie, spowodowało, że wybór władz Polskiego Radia należy uznawać za nielegalny” – mówił Bekrycht.

„To wstyd dla Polskiego Radia, aby w sto lat po jego utworzeniu w nazwie państwowej rozgłośni był dopisek <<w likwidacji>>. Co oczywiście jest fikcją, bo Polskie Radio nie jest wcale likwidacji. To jest nieuczciwe przede wszystkim wobec słuchaczy” – zaznaczył. „Szczęście w nieszczęściu, że po przejęciu radia nie wyłączono sygnału radiowego, tak jak w TVP, bo sygnał telewizyjny wielu programów wyłączono w Polsce, w kraju przyfrontowym, podczas barbarzyńskiej inwazji rosyjskiej na Ukrainę” – dodał. „Obyło się bez wyłączenia sygnału radiowego, tak jak w telewizji publicznej w grudniu 2023 roku i w mediach PRL w stanie wojennym” – podsumował Bekrycht.

Nie zajmujmy się tym…

Likwidator PR przekonywał, że uruchomiona procedura prawna nie podważa legalności przejęcia rozgłośni i legalności obecnych władz radia. „Proponuje, żebyśmy się tym nie zajmowali (…). Nie rozmawiajmy o nielegalnym przejęciu i tych bzdurach różnych, które się pojawiały w mediach, o tym, co się tu działo 20 grudnia 2023 roku. Mówiąc szczerze w poprzedniej kadencji [Rady Programowej Polskiego Radia – red.] za dużo o tym rozmawialiśmy” – mówił Paweł Majcher.

Przyznał, że nie wie do kiedy Polskie Radio będzie „w likwidacji”. „Jak długo będzie trwał ten stan, tego nie wiem, ale wiem, dlaczego tak się stało. Ponieważ została zawetowana ustawa okołobudżetowa, w której były przewidziane pieniądze na media publiczne i tym samym straciły one finansowanie” – przekonywał likwidator PR.

Biblioteka Polskiego Radia nie będzie zlikwidowana

Na inauguracyjnym posiedzeniu rady Majcher potwierdził także, że nie będzie likwidacji Biblioteki Polskiego Radia. „Zostanie ona przeniesiona do dawnej stołówki” – poinformował. „Będziemy jednak ograniczać liczbę książek” – przekazał likwidator członkom Rady Programowej i dodał, że najbardziej wartościowe woluminy trafiły już lub trafią do innych bibliotek, m.in. do Biblioteki Narodowej.

„Przez 20 lat, spośród 76 tysięcy książek, aż 46 tysięcy nigdy nie została wypożyczona” – argumentował Majcher. Decyzję o wstrzymaniu likwidacji biblioteki radiowej, kierownictwo podjęło po proteście pracowników PR.

 

 

 

O fatalnym losie artystów pisze STEFAN TRUSZCZYŃSKI: Pas de deux dla ubogich

Przyszedł do mnie młodzieniec wyjątkowej urody i mówi: „Chciałem być tancerzem tak jak mój ojciec, ale 15 lat temu te łobuzy przy obracaniu Ministerstwem Kultury zabrały nam emeryturę”. Od lat ponoć trwa bój by ją tancerzom przywrócić. Bo przecież nie mogą tańczyć w balecie do 65 roku życia. Tłumy urzędasów dostają pieniądze bo rzekomo 'o nas walczą’. Ale guzik prawda. „Więc nie pójdę do baletowej szkoły chociaż w Polsce mamy pięć znakomitych, bo potem ja i moje dzieci będziemy żebrać…”

 Idzie po czerwonym dywanie minister kultury rzekomo, jeden za drugim. Wspinają się po pięknych schodach Teatru Wielkiego. Idą na balet. Siedzą potem w miękkich pluszowych fotelach i klaszczą. Piękny balet wyszykował naczelny choreograf pan Pastor. A jeszcze większe zasługi ponoć ma pan Dąbrowski – dyrektor całości. Wspaniały repertuar choć coraz skromniejszy. I tylko nikt nie dba o tych na dole tancerzy. Co z nimi będzie. Ministrowie kultury przychodzą na spektakl zadowoleni, gromkie oklaski, wręczanie medali. Ale zatroszczyć się o tych, którzy przepracowali tu całe zawodowe życie to już nie łaska. To las ludzi. Ponad dwa tysiące osób jest pozbawionych od 15 lat środków do życia.

Jak można odpowiadając za kulturę państwa skazywać artystów zasłużonych na nędzę, na głodowe chałturzenie, na upokorzenia? Na bezsilny płacz i rozpacz. Tancerze to szczególnie delikatne stworzenia. Bo taka jest sztuka taneczna, którą z wielkim oddaniem, z wielką pasją, siłą woli i męstwem wykonywali. Póki mogli harowali, to nie była zwykła praca. To był codziennie wylewany pot, nieustające ćwiczenia i napięcie na spektaklach.

Kochali to co robili więc trwali przy tej tyradzie. Byli też kochani i nagradzani przez zwykłych ludzi, którzy walili do Teatru Wielkiego tłumnie, bili brawo i podziwiali. Ale to wszystko nagle się skończyło bo takie są prawa biologii. I nic nikt na to nie poradzi. Nie mniej dalsze przyzwoite życie artystom się należy. Życie godne. Tak jak dzieje się to w cywilizowanych krajach. Ale nie u nas. Gdy zabrano emerytury tancerzom w  2011 roku Unia Europejska decydowała o przedłużeniu ochrony praw wykonawców i producentów muzycznych z 50 do 70 lat od chwili publikacji utworu. Tak właśnie dba się o ludzi zdolnych.

Do pałaców sprowadzili się ludzie niegodni i rządzą. Pojawiają się tam nawet czasem ładnie uczesane typy i typki ale wkrótce gdy przejdą pod bramą przy kordegardzie zmienia się ich dobrotliwe oblicze. Co się z tymi ludźmi dzieje? Sprzedają za bezcen krajowe klejnoty jak choćby „Polskie Nagrania. Jeżdżą po Polsce tam i z powrotem  po to, aby ukazać swoją osobę, jakby nie wystarczyło jej telewizji. Notable się cieszą z wizyty władz, ale ludzie śmieją.

A tancerze? Od 15 lat dostają guzik nawet bez pętelki. Figę bez maku i na pewno bez pasternaku, bo nikt tej małej grupy ludzi, gdy skończą pracę, nie dostrzega. Urzędnik ma emeryturę. Dyrektor, minister nawet niezłą. Tancerzowi zostają zdarte baletki i wielki żal.

Dobry Boże, zanim ci zatańczą za niebieską bramą daj im trochę pożyć. To piękni ludzie. Nadal smukli, przystojni i szlachetni.

Pas de deux zróbcie a potem zdjęcie przed lustrem i wyślijcie decydentom. Można dołączyć zdrowaśkę choć wątpliwe czy pomoże. Tancerze wszystkich krajów łączcie się. Ale co możecie zrobić? Nie wiem.

 

 

Rys. Cezary Krysztopa

CEZARY KRYSZTOPA: No to sobie Hołownia wystartował

Wprawdzie za najbardziej żałosną postać systemu władzy Donalda Tuska uznaję upadły „aŁtorytet” Adama Bodnara, ale tuż za nim plasuje się pozbawiony kręgosłupa Szymon Hołownia. Trzeba im oddać, że dają z siebie wszystko, a konkurencja jest spora.

To jest w ogóle coś nieprawdopodobnego, że ten człowiek, tak plastyczny i pozbawiony właściwości, pochodzi z Podlasia. Choć może tłumaczy to fakt, że pochodzi z Białegostoku, który, z całą sympatią, Białystok to moje ulubione, jakże wyluzowane w porównaniu z wieloma innymi, miasto, nie jest jednak wolny od wszystkich wad dużych miast. Z drugiej strony, wielu spośród tych, którzy mieli do czynienia z jego działalnością charytatywną, go chwali.

Z Hołowni zostało niewiele

Fakt jednak faktem, że po roku funkcjonowania Koalicji 13 grudnia z noszonego na rękach i oglądanego w salach kinowych w ramach „Sejmfliksa” Hołowni, nie zostało nic ponad to, co zostać z niego mogło. Kupka żałosnego, bezkręgowego, czegoś.

A przecież jeszcze całkiem niedawno, wzorem iluś podobnych mu poprzedników, przywódców „ugrupowań protestu”, były gwiazdor TVN miał być „nośnikiem nowej jakości”, „praworządności”, „konstytucji” i wszystkich tych magicznych zaklęć. Tak naprawdę to on dał władzę Donaldowi Tuskowi, który, jak by nie liczyć, przegrał wybory w październiku 2023 z Prawem i Sprawiedliwością. Jeszcze całkiem niedawno swoją umiejętnością łączenia wszelkich możliwych poglądów uwodził całkiem przytomnych ludzi. Jeszcze niedawno celebrytki tarły kolanem o kolano na sam jego widok.

Atak saturacyjny

Co z tym kapitałem zrobił Hołownia? Został szmatą do podłogi Tuska. Podejmowanie bzdurnych uchwał – niby podstaw prawnych? Nie ma sprawy. Bezprawne kwestionowanie mandatów poselskich Kamińskiego i Wąsika? Ależ oczywiście „Najjaśniejszy Mój Panie Kierowniku”. Zdążył się chyba jeszcze z satysfakcją wypowiedzieć na temat odebrania pieniędzy PiS pod pretekstem wyciągniętym z nosa Kalisza, kiedy gruchnęła wieść, że zrządzeniem PKW Polska 2050 prawdopodobnie sama będzie miała kłopoty z pieniędzmi. A wcześniej były jeszcze przemilczane ostrzeżenia w postaci choćby reportażu w jego rodzimej TVN, na jego temat. Widać niewystarczająco się płaszczył, za mało pełzał u tuskowych stóp.

A teraz jeszcze ujawniona przez „zaprzyjaźnione media” sprawa Collegium Humanum, gdzie Szymon Hołownia ma figurować na liście studentów. Według doniesień Piotra Krysiaka i Newsweeka oceny „studentowi”, który miał nie przychodzić na zajęcia miał wpisywać sam rektor. Według doniesień studiować na Collegium Humanum miał też „mózg” Hołowni Michał Kobosko.

Ja nie stwierdzam winy czy też niewinności Szymona Hołowni. W czasach zdziczałej „praworządności” i „demokracji walczącej” są to prawdopodobnie wartości nieosiągalne. Pozwalam sobie jednak zadawać pytanie skąd teraz taki saturacyjny atak na niedawnego ulubieńca tłumów? Niektórzy twierdzą, że to ze względu na jego, jako kandydata w wyborach prezydenckich, krytykę innego kandydata – Rafała Trzaskowskiego, którego Hołownia nazwał „półpolskim”. E, chyba nie.

Hołownia generalnie nie pasuje Tuskowi do nadal realizowanej z uporem godnym lepszej sprawy, błędnej koncepcji „jednej listy”. Tusk nie zniesie żadnej konkurencji w mainstreamie. Jednak gwoździem do politycznej trumny Hołowni wydaje się być jego wypowiedź na temat wyborów prezydenckich – „Będziemy mieli za chwilę wybory prezydenckie. I to ktoś musi stwierdzić ich ważność, żeby prezydent mógł złożyć przysięgę. W pozostałych przypadkach wyborów jest domniemanie ważności wyborów, a Sąd Najwyższy może co najwyżej stwierdzić, że były nieważne, jeśli ma na to dowody. W przypadku wyboru prezydenta orzeczenie Sądu Najwyższego o ważności wyborów jest warunkiem, żeby mógł być wpuszczony na salę i składać przysięgę. Chyba nie muszę państwu mówić, co będzie, jeśli prezydent nie będzie mógł złożyć przysięgi. Kto będzie wtedy wykonywał jego funkcję w zastępstwie prezydenta? Ale to już mówię tak pół żartem, pół serio” – mówił Hołownia kilka dni temu w Sejmie, sugerując wyraźnie, że niezależnie od tego kto wygra wybory on, jako Marszałek Sejmu, w chorym i pozbawionym podstaw prawnych systemie Koalicji 13 grudnia, może pełnić rolę głowy państwa.

Plan Hołowni i plan Freda

Przyznaję, że na początku odruchowo założyłem, że to plan całej Koalicji i przez Tuska autoryzowany. Zadawałem sobie wprawdzie pytanie „czy na pewno Tusk chciałby tak bardzo zbudować Hołownię?”, ale tłumaczyłem sobie, że albo to desperacja, albo jeszcze nie wszystkie elementy układanki widać. No ale chyba jednak nie, ostatnie wydarzenia wokół Hołowni wskazują raczej na to, że nonszalancko i przedwcześnie ogłosił on „plan wydymania Freda”, ale się w swojej naiwności przeliczył i teraz to „Fred wydymał jego”.

W wypowiedzi dla wPolsce24 Szymon Hołownia mówi o „pomówieniach i kłamstwach” – (…) To oznacza, że sprawa jest bardzo poważna. I to oznacza, że dojdzie do bardzo poważnego kryzysu zaufania w naszej koalicji. Bo jeżeli służby za tym stoją, albo służby lub prokuratura miała w tym jakikolwiek udział, bo skądś te informacje musiały wyciec, no to będzie znaczyło, że nie jest to to na co się umawialiśmy (…).

Panie Szymonie, nie to żebym płakał po Waszej żałosnej Koalicji, ale myśleć to trzeba było o takich rzeczach wcześniej, myśleć i działać. Teraz to Pan sobie możesz pogadać.

 

Logo EFJ

EFJ umiera – walczy z USA zamiast bronić dziennikarzy np. w Polsce

Komentarz sekretarza generalnego SDP Huberta Bekrychta na ataki władz Europejskiej Federacji Dziennikarzy (EFJ) wymierzone w Donalda Trumpa i Elona Muska

EFJ tuż po ponownym wyborze Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych przypuściła na niego bezprzykładny atak. Wydano nie poparte konkretnymi przykładami, naszpikowane zdaniami wyjętymi z kontekstu oświadczenie EFJ. To deklaracja czysto polityczna, ale nie dyplomatyczną, bowiem władze Federacji okładają Donalda Trumpa i właściciela platformy X Elona Muska prymitywną pałką medialną. W rezolucji EFJ znalazły się sformułowania poniżej jakiejkolwiek formy oficjalnego komunikatu – obraźliwe wyrażenia, manipulacje i kłamstwa. Jak dzieci z piaskownicy obrażają się i tupią nogami włodarze EFJ – dają wyraz frustracji, że Trump i Musk nie mogą być poddani prawodawstwu UE, bo wtedy zbiliby ich grabkami albo szpadelkiem, a najlepiej – tak zrozumiałem deklarację EFJ – aby Europa i media europejskie bojkotowały USA i ich technologie medialne, czyli kiedy prezydentem będzie Trump platforma X powinna być w Europie zakazana. Jak w państwach totalitarnych.

Przedstawiciele EFJ wydali wojnę administracji najpotężniejszego kraju na świecie niezbyt dobrze chyba rozumiejąc co napisali w oświadczeniu. W XIX wieku, ba nawet pod koniec XX wieku takie dokumenty prowadziły do prawdziwych wojen. Takich z realnymi strzałami, czołgami, flotą wojenną, lotnictwem, żołnierzami wyposażonymi w ostrą amunicję i – przede wszystkim – do wojen z realną śmiercią i ludzkim nieszczęściem. Nieodpowiedzialność czy złe tłumaczenie a może jedno i drugie?

Pisali to Chorwatka i Belg, którzy jako podróżujące po Europie władze EFJ wydawałoby się, że dużo lepiej muszą posługiwać się angielszczyzną niż ja, a piszący te słowa ma już swoje lat i wiele z gramatyki angielskiej zapomniał. Nie zapominałem jednak słów. Czasem się mieszają, ale od czego są słowniki. Nie zapomniałem też uniwersalnego języka przekazu – niezależnie od tego czy jest to język polski, angielski, chiński, czy szwedzki, włoski, hebrajski, arabski a nawet język liczącego 7 osób plemienia afrykańskiego, którego nazwy nikt nie pamięta. Przekaz nie może zawierać waty słownej, przekaz powinien być konkretny, przekaz dziennikarski EFJ zaś musi być konkretny do kwadratu a nie wypowiadający powszechnie znane politycznie poprawne bzdury, w które nie wierzą nawet wielbiciele EFJ – politycy Unii Europejskiej. Tym bardziej, że przedstawiciele centrali EFJ są miłośnikami liberalnych polityków Unii Europejskiej, bo EFJ protestuje zawsze chętnie tam, gdzie zagrożone są media, które atakują demokratycznie wybrane, ale konserwatywne władze krajów w UE, zresztą poza UE, jak dowodzi przykład USA, też…

Nie w moim imieniu!

O tym przekazie zapomnieli jednak obrażający Trumpa i jego miliony wyborców przedstawiciele EFJ przywołujący fakty, które kompromitują także mnie, bo jako członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich – organizacji zrzeszonej w EFJ – nie zgadzam się z takim tandetnym wykorzystywaniem polityki przez przedstawicieli stowarzyszeń i zawodowych związków dziennikarskich w Europie. Miejmy inne poglądy, na przykład ci ludzie we władzach EFJ niech mają poglądy bliższe liberalno-lewicowej Komisji Europejskiej, ale pozwólcie nam, którzy doświadczyliśmy już w tej części Europy komunizmu mieć bardziej konserwatywne opinie na tematy społeczne i polityczne. Na tym polega demokracja.

„Wybór Trumpa powinien skłonić Europę do lepszej ochrony dziennikarzy” – to tytuł rezolucji, oświadczenia, stanowiska, informacji, czyli nie wiadomo czego, dokumentu sygnowanego przez władze EFJ. A co z Polską i SDP? Czy nie zasłużyliśmy na odpowiedź EFJ na nasze protesty przeciwko bezprawnemu niszczeniu mediów publicznych przez obecny polski rząd? Jakie macie, Koleżanki i Koledzy, prawo krytykować media w USA, skoro ignorujecie bezprawie medialne, które zgotowała w Polsce obecna administracja państwowa? Czy dlatego ignorujecie zdanie SDP, bo ten polski rząd jest liberalny a jego obecni członkowie, z premierem włącznie, atakowali bezceremonialnie jeszcze niedawno Trumpa? Kiedy władze EFJ zamierzają odpowiedzieć na protesty w sprawie manipulacji z ostatniego kongresu w Prisztinie w maju 2024 roku, kiedy to dosłownie zastąpiono projekt uchwały SDP innym projektem z kłamstwami i oszczerstwami a naszą poprawkę do innego dokumentu Komitet Sterujący EFJ i sekretarz generalny EFJ Ricardo Gutiérrez potraktowali jak cenzorzy. Wykreślono istotną datę dotyczącą bezprawnego zwalniania i szykanowania w Polsce setek dziennikarzy po bezprawnym, siłowym przejęciu mediów publicznych i represjach wobec innych mediów po 19 grudnia 2023 r. Co powiecie zwalnianym dyscyplinarnie przez rząd z mediów ludziom, ktorych nazwiska Wam nic nie mówią, bo to dziennikarze konserwatywni, np. Romaszewska, Przełomiec, Adamczyk, Tulicki, Gursztyn, Pereira i ja oraz wielu, wielu innych? Abyśmy sobie poszli do Trumpa, Muska, czy do diabła?

Tym bardziej, że straszycie nie mając pojęcia, że są ludzie o innych podglądach, na przykłąd konserwatywnych,  a może tych poglądów po prostu nie akceptujecie?

„Żaden dziennikarz nie powinien być obojętny na wybór Donalda J. Trumpa na 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jego związek z dziennikarstwem i podejście do sprawowania władzy będą miały globalne konsekwencje. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, w Europie i wszędzie na świecie, zawód musi stanowczo stanąć w obronie silnej prasy, która może swobodnie relacjonować fakty i bezpiecznie pociągać władzę do odpowiedzialności”. 

Na ironię zakrawa fakt, że domagając się prawdy, ostatnie zdanie tego akapitu oświadczenia  EFJ jest bezczelnym kłamstwem:

„Europejska Federacja Dziennikarzy (EFJ) i jej filie dołączają do wszystkich tych, którzy są zobowiązani do obrony dziennikarstwa jako kamienia węgielnego demokracji”

Które file? Pytam szefową EFJ Maję Sever – bo m.in. jej myśli są przytaczane w oświadczeniu. Czy jesteśmy filią, czy istotną częścią EFJ? SDP to największa polska organizacja dziennikarska licząca ponad 3 tysiące członków SDP. My, włądze SDP, nie podpisaliśmy się pod tym oświadczeniem EFJ. Jak mogliście tak szybko zebrać opinie setek ludzi w ponad 40 krajach Starego Kontynentu? Przecież duża część z nas pracowała relacjonując wybory w USA, nie zdążyliśmy się dobrze wyspać a władze EFJ już mają stanowisko druzgocące Trumpa. Chyba, że napisaliście to stanowisko przed wyborami, a to już byłoby fałszerstwo. Zresztą, najpierw są konsultacje! Pamiętacie Statut EFJ?

Organizacja – jak określa siebie EFJ – walcząca z cenzurą sama ocenzurowała i zdlekceważyłą opinię chociażby SDP. A może jeszcze innych organizacji zrzeszonych w Federacji. Cenzura EFJ polega w tym przypadku na tym, że nie ma jeszcze naszego zdania w sprawie, w której wydaliście oświadczenie powołując się na „filie”.

Przestaliście być dziennikarzami? Bo piszecie bzdury i niesprawdzone informacje nie powołując się zresztą na źródła. Kolejna część oświadczenia:

„Donald J. Trump wezwał do uwięzienia i zgwałcenia dziennikarzy za nieujawnianie swoich źródeł. Tydzień temu, na jednym ze swoich wieców, fantazjował o masowej strzelaninie dziennikarzy. A tuż po wyborach, Elon Musk, właściciel portalu społecznościowego X, który był aktywny w amerykańskiej polityce jako głośny i finansowy zwolennik Donalda J. Trumpa, powiedział, że tradycyjne media są martwe, twierdząc, że „większość tradycyjnych mediów bezlitośnie kłamała opinię publiczną”.

Gdyby, któreś z Was napisało coś takiego jako zwykły dziennikarz, o ile redakcja pozwoliłaby na powielanie takich bzdur, adwokaci Trumpa i Muska zmiażdżyliby Was, bo nic w tych słowach nie polega na prawdzie, w najlepszym razie to nacechowana politykierstwem manipulacja i dezinformacja, o której tyle piszecie i – jak mówicie – demaskujecie każdy jej przejaw.

Kolejne bzdury, jakie piszecie kompromitują nas tylko na świecie. Europa nie jest zaściankiem, nie jest też pępkiem świata. Najwyższy czas się obudzić. Oto kolejne zdania oświadczenia EFJ:

Napisaliście między innymi: „Antyprasowa retoryka Trumpa skłoniła już wielu jego wielbicieli na całym świecie i w Europie do odwetu na mediach. Z Donaldem J. Trumpem z powrotem w Białym Domu poczują się jeszcze bardziej upoważnieni do nękania prasy. Zwycięstwo pana Trumpa nie tylko rzuca wyzwanie amerykańskiemu dziennikarstwu, ale także dziennikarstwu europejskiemu” — powiedział sekretarz generalny EFJ Ricardo Gutiérrez.

Na Boga Ricardo, Ty nie masz w sobie genu samokrytycyzmu? W całej Europie, w trakcie kolejnej kadencji liberalno-lewicowej Komisji Europejskiej, za przyczyną idiotycznych przepisów monopolowych padają w krajach UE redakcje, tysiące dziennikarzy przez ostatnie kilkanaście lat poszło na bruk a Ty, zamiast walczyć o europejskie, w tym polskie, media z Ursulą van den Leyen, podżegasz do konfliktu z medialnym kapitałem USA. Oni mogą zainwestować w umierającej gospodarczo Europie. Europa nie podbije ekonomicznie ani Stanów Zjednoczonych ani żadnego istotnego finansowo kraju.

Dla Was w EFJ istotna jest tylko spiskowa teoria o przejęciu mediów przez Trumpa i Muska, bo piszecie w stanowisku:

„Najbardziej niepokojącym elementem (…) jest zmowa między prezydentem największej potęgi świata a najbogatszym człowiekiem na świecie, Elonem Muskiem, który ma przerażającą zdolność kontrolowania opinii publicznej za pośrednictwem sieci społecznościowych”.

Naprawdę Koleżanki i Koledzy z władz EFJ nie boicie się śmieszności? Walą się systemy medialne w Unii Europejskiej, której rządowi sprzyjacie, bo mają Wasze poglądy, a Wy tego nie zauważacie.?

Proszę Was wyśpijcie się po tej amerykańskiej kampanii i napiszcie inne oświadczenie, bo tego ani ja nie zaakceptuję ani – jak mi się wydaje – władze SDP nie poprą.

 

Hubert Bekrycht  – dziennikarz, sekretarz generalny SDP

Moje poglądy na powyższy temat nie są w żaden sposób związane z oficjalnym stanowiskiem władz SDP

 

Więcej na ten temat w oświadczeniu prezes SDP dr Jolanty Hajdasz – poniżej:

Prezes SDP JOLANTA HAJDASZ: Reakcja EFJ na wybór prezydenta USA jest dla mnie trudna do zaakceptowania

Krytycznie o EFJ pisze poniżej również Wiktor Świetlik:

O antydziennikarstwie Europejskiej Federacji Dziennikarzy – WIKTOR ŚWIETLIK: Wspólne wartości?

 

 

 

Janusz Życzkowski - ZG SDP

Janusz Życzkowski

Dziennikarz i publicysta, korespondent Telewizji Republika.

Z mediami związany od 1998 r. Pracę rozpoczynał w rozgłośniach radiowych min. Radio Zielona Góra, RMF FM, Radio Plus. Od 2009 r. w Polskim Radio Zachód, gdzie w latach 2016 – 2021 pełnił funkcję z-cy redaktora naczelnego. W 2021 r. został redaktorem naczelnym „Gazety Lubuskiej”, a w 2022 r. równocześnie „Gazety Wrocławskiej” (Polska Press). Współpracował z TVP i Polskim Radio.

W 2024 r. wybrany prezesem Dolnośląskiego Oddziału SDP

Maria Giedz - ZG SDP

Maria Giedz

Dziennikarz, nauczyciel akademicki, z wykształcenia historyk sztuki, teolog, konserwator zabytków, a nawet doktor politologii. Z zamiłowania podróżnik. Mieszka w Gdańsku. Do SDP należy od 1989 r.

Pracowała m.in. w „Tygodniku Gdańskim”, „Dzienniku Bałtyckim”, „Magazynie Solidarność”. Była korespondentem w rejonach objętych działaniami wojennymi (Irak, Bałkany, Syria).

Autorka książek: „Grabarka, Sanktuarium Kościoła prawosławnego”, „Węzeł Kurdyjski”, „Kurdystan – bez miejsca na mapie”, „Pomorze mniej znane”, „Pomorze na szlaku”.

Od 2018 członek Zarządu Głównego SDP. W 2020 r. otrzymała Srebrny Krzyż Zasługi.

Krzysztof Gurba - ZG SDP

Krzysztof Gurba

Doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, dyrektor Instytutu Dziennikarstwa i Stosunków Międzynarodowych na UP w Krakowie, członek Rady Uczelni.

Badacz, dydaktyk i analityk mediów. Wieloletni dziennikarz, redaktor i tłumacz. Założyciel i kierownik Laboratorium Dziennikarstwa Immersyjnego.

Prezes Oddziału Krakowskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich od 2014 roku.

Wanda Nadobnik

Wiceprezes SDP Wanda Nadobnik,
07.11.2024, Warszawa, SDP,
fot. Tomasz Jastrzebowski

WANDA NADOBNIK

Absolwentka Filologii Angielskiej na Uniwersytecie Warszawskim. W latach 1970 – 1975 r.  – dziennikarka w Polskiej Agencja Prasowej. Od 1 listopada 1975 r. do 30 września 2011 r.  (z przerwą w stanie wojennym) – dziennikarka w Telewizji Polskiej  zajmująca się głównie informacją i publicystyką międzynarodową.

W latach 90. dwukrotnie była kierownikiem Redakcji Publicystyki Międzynarodowej w Telewizyjnej Agencji Informacyjnej i Programie 1 TVP. Pełniła funkcję koordynatora ds. korespondentów zagranicznych w TAI oraz koordynatora Wymiany Newsowej TVP z Eurowizją EBU (European Broadcasting Union z siedzibą w Genewie). Była również członkiem 10-osobowego Kolegium Redakcyjnego Grupy Newsowej EBU w Genewie oraz szefową publicystyki w TVP Polonia.

Autorka i współautorka cotygodniowych programów cyklicznych w TVP m.in. „7 Dni – Świat”, „Racja Stanu”, „Komentator”  oraz filmów dokumentalnych m.in. o Prymasie Stefanie Wyszyńskim i Stanisławie Mikołajczyku.

Przewodnicząca i członek Komisji Etyki w TVP S.A. 4 kadencji.

Członek władz różnych szczebli Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, od października 2024 r. członek Zarządu Głównego SDP.  Wielokrotnie była członkiem Jury Selekcyjnego i Jury Głównego dorocznego Konkursu o Nagrody SDP.

Członek Rady Programowej PAP (2003 – 2007), wiceprzewodnicząca Rady Programowej  TVP 3 Warszawa (2017 – 2021) oraz od 2021 r. członek Rady Programowej TVP S.A. Członek NSZZ Solidarność.

 

Rys. Cezary Krysztopa

CEZARY KRYSZTOPA: Dlaczego Polacy nie lubią Niemców?

Znany z jednostronnego przedstawiania sytuacji w Polsce Philipp Fritz opisał w die Welt wyniki kompleksowego badania, z którego wynika, że stosunek Polaków do Niemców od lat się pogarsza. A sytuacja wcale nie zmieniła się po dojściu do władzy proniemieckiego Donalda Tuska.

Czy ktokolwiek z Państwa czuje się zaskoczony? Chyba nie. Tym bardziej, że kto ma oczy ten widzi, że nawet jeśli ktoś miał co do stosunku Niemców do Polaków jakieś złudzenia, to – w wyniku rządów realizującego niemiecką agendę wobec Polski Donalda Tuska – szybko się ich pozbywa.

Fascynujące „przyczyny”

Fascynujące są jednak przyczyny tego stanu rzeczy, a przynajmniej tak jak je widzi wieloletni korespondent w Warszawie i opowiada o nich rodakom na łamach jednego z najbardziej poczytnych niemieckich dzienników własnymi słowami i słowami ekspertów o polską brzmiących nazwiskach. Otóż wg. Fritza „winien jest rząd PiS, który oczerniał Niemców” i „telewizja państwowa zawsze malowała swojego zachodniego sąsiada w ciemnych barwach”. No może jeszcze trochę „historia”.

I te bzdury Niemcy, w tym Niemcy, którzy mają pogłębiać wiedzę Niemców nt. Polaków, tacy jak Fritz, powtarzają sobie od lat, jedocześnie głośno „dziwiąc się wzajemnemu niezrozumieniu”. Nie wiem, czy robią to celowo, czy też autentycznie nie mogą wyjść z jakiegoś rodzaju ograniczeń umysłowych, które nie pozwalają im zrozumieć oczywistości, ale spróbuję pomóc.

Panie Fritz

Zatem, Panie Fritz, tą drogą, bo na „X” Pan mnie zbanował, tak w telegraficznym skrócie:

Zacząć należałoby od tego, że Polacy coraz mniej lubią Niemców, ponieważ mija coraz więcej lat od rzezi, której Niemcy dokonali na Polakach, a najeźdźcy nie kwapią się do adekwatnego zadośćuczynienia. Właściwie nie kwapią się do żadnego, które nie byłoby obraźliwe wobec skali zbrodni niemieckich na obywatelach Polski. Polskie ofiary nie mają nawet pomnika w Berlinie, zrabowane przez Niemców polskie dzieła sztuki nadal leżą w niemieckich piwnicach, a polskiej mniejszości nie został oddany majątek odebrany dekretami Goeringa. Jakby tego było mało, Niemcy kłamią na temat wspólnej historii i przy użyciu niewątpliwie potężnych narzędzi propagandowych, utwierdzają niesprawiedliwe stereotypy na temat Polaków. Pan by kogoś takiego lubił?

Co więcej, Niemcy mieniąc się „sojusznikiem Polski” realizują geopolitykę sprzeczną z interesami Polski i innych państw Europy środkowej. Do Nord Stream już może nie ma po co wracać, ale kto chce widzieć, widzi jak Niemcy dążą do powrotu robienia interesów z Rosją, lub też nigdy nie przestali ich robić, jak choćby w przypadku sprowadzania do rafinerii Schwedt ropy rzekomo kazachskiej, ale cudem jakimś wykazującej cechy ropy rosyjskiej. Niemcy mają oczywiście prawo prowadzić taką geopolitykę jaką uznają za słuszną, ale trudno za „sojusznika” uznawać kogoś, kto prowadzi wobec nas politykę wrogą, jak choćby w przypadku zakulisowego rozbijania jedności państw regionu Trójmorza, korumpowania elit, czy blokowania inwestycji rozwojowych.

Być może najbardziej ostatnio irytuje Polaków traktowanie przez Niemcy Polski jak śmietnika. I to nie tylko śmietnika na szkodliwe niemieckie odpady, ale również na skutki nieudanych niemieckich eksperymentów politycznych, jak w przypadku masowej migracji, czy działających wbrew interesom Polaków rządów implementowanych siłami powolnych Niemcom mediów. Pan wybaczy Pnie Fritz, ale trudno Was w tym wszystkim lubić (przy czym mam na myśli głównie niemieckie elity różnych poziomów, ponieważ ze strony zwykłych Niemców bywało, że spotykałem się z zaskakującym zrozumieniem).

Co mogą Niemcy?

Czy można coś w tej sprawie zrobić? Można. Oddajcie co ukradliście, wypłaćcie reparacje, przestańcie mieszać nam się do naszych spraw, przestańcie kłamać na temat Polski i zabierzcie swoje śmieci. A kiedy nam przejdzie złość, zastanowimy się jak oprzeć wzajemne stosunki na możliwej synergii i poszanowaniu odrębności interesów.