Daj im, Panie, szczęście wyjechać i przeżyć… – ÓSMY fragment książki SERHIJA KULIDY „Bucza. Wiosenny strzał. Krótka kronika okupacji”

Ludzie pośpiesznie opuszczają miasto. Mieszkańcy Buczy jadą autobusami, własnymi samochodami, rowerami, idą pieszo. Aby jak najdalej od śmierci. Ale żaden z nich nie ma gwarancji, że dotrze do upragnionego celu. Świadectwem tego są spalone samochody na ulicach oraz okaleczone ciała obok – publikujemy kolejny fragment książki Serhija Kulidy „Bucza. Wiosenny strzał. Krótka kronika okupacji”.

„Bucza. Wiosenny strzał. Krótka kronika okupacji” to książka pisarza i dziennikarza Serhija Kulidy (napisana przy współpracy z Ihorem Bartkivem), poświęcona wydarzeniom na przedmieściach stolicy Ukrainy w pierwszych dniach rosyjskiej agresji. Jest to kronika wydarzeń (dzień po dniu), których świadkami są mieszkańcy Buczy, a także – pamiętnik autora, który trzy tygodnie spędził w piwnicy swojego domu chroniąc się przed ostrzałem. Wstęp i pierwszy fragment można przeczytać TUTAJ, kolejne dostępne są TUTAJ.  Tytuły fragmentów od redakcji portalu sdp.pl.

9 marca 2022 roku, środa

Godz. 8.13, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego. Z dziennika Serhija Kulidy

Rano Włodzimierz przeczytał, że rzekomo spodziewane jest przerwanie ognia i organizacja korytarzy humanitarnych dla ewakuacji mieszkańców Buczy z ratusza na Energetyków 12 przez Stojankę i Białogórę do Kijowa. Do autobusów będą mogły wsiadać tylko dzieci i kobiety. Daj im, Panie, szczęście wyjechać i przeżyć… Coś mi podpowiada, że jesteśmy, jak mówił Popandopulo z popularnej niegdyś komedii, „na progu wielkiej zapaści”. Muszę bardzo poważnie zastanowić się nad możliwością wyjazdu naszej rodziny z Buczy, bo już po raz drugi słyszę o listach tych, których szukają kacapy. Wśród „wrogów reżimu” są także dziennikarze. A ja jestem redaktorem naczelnym „ideologicznie szkodliwej” (według rosyjskich propagandystów) gazety. A Tamara to członkini NUJU (Narodowy Związek Dziennikarzy Ukraińskich — przyp. red.).

Godz. 11.23, Bucza, ulica Energetyków 12, ratusz miejski w Buczy. Z dziennika Serhija Kulidy

Spokój. Poszedłem zobaczyć, co się dzieje przy ratuszu. Ludzi — masa. Kolejka, bardziej przypominająca tłum, czeka na autobusy, ciągnie się od przychodni na Polowej do urzędu miasta. Chociaż ogłoszono o odjeździe tylko kobiet i dzieci, w tłumie jest pełno dorosłych mężczyzn w wieku poborowym. Być może tylko odprowadzają swoich bliskich. W kolejce widzę wielu emerytów i osób na wózkach. Dzieci trzymają na rękach klatki z kotami, chomikami i, niespodziewanie zauważyłem, białymi szczurami i żółwikami. Dorośli mają psy różnych ras i rozmiarów. „Arystokraci” z solidnym rodowodem i „bezdomne” szczeniaczki. Zauważyłem, że na czele kolejki (widocznie przybiegła jedna z pierwszych) stoi mieszkanka naszej klatki z piątego piętra o imieniu Walentyna, która udaje aktorkę. Albo udaje, albo naprawdę jest szalona. Chociaż jąka się, to bardzo dobrze wszystko rozumie i orientuje się w czasie i przestrzeni. Autobusów nie widać, ale wszędzie — zaparkowane samochody osobowe. Ich pasażerowie pławią się w nadziei, że przejadą na tereny kontrolowane przez Ukrainę w jednej wspólnej kolumnie, bo Rosjanie strzelają do pojedynczych aut. Czas płynie, ludzie wyczekują ewakuacyjnego transportu, ale bezskutecznie…

Godz. 14.40, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego, podwórko. Z dziennika Serhija Kulidy

Na ulicy mroźny wietrzyk. Stoimy w podwórku z chłopakami. Palimy i omawiamy sytuację: „sojusznicy” wciąż nam nie zamknęli nieba, nie dają samolotów, tylko „Bayraktary”, jak informują portale informacyjne, niszczą wrogą technikę. A jeszcze — Polska dostarcza nam czołgi i zaczęła przyjmować naszych uchodźców w niewiarygodnych ilościach. W końcu to my, przecież, chyba najbliżsi krewni. Pomimo historycznych, powiedzmy sobie, kłopotów i nieporozumień. To jak w każdej rodzinie: kłócą się, nawet biją, ale zawsze się godzą i dalej żyją w miłości i zgodzie. Tak i my z Polakami…

Godz. 17.32, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego. Z dziennika Serhija Kulidy

Zmierzcha się. Widzę, jak niektórzy nasi sąsiedzi wracają spod ratusza, zmarznięci i rozczarowani. Więc autobusy nie przyjechały. Włodzimierz czyta komunikat z ratusza o tym, że „Rosjanie złamali wcześniejsze porozumienia dotyczące Buczy — kolumna z 50 autobusami stoi na punkcie kontrolnym w Stojance. Rosyjscy żołnierze nie przepuszczają transportu do Buczy. Trwają negocjacje, aby odblokować ewakuację, ponieważ w centrum Buczy czeka trzy tysiące ludzi”. Kacapom nieważny jest los Ukraińców. Przyszli tu, by ich zabijać, gwałcić, okaleczać, grabić…

Godz. 22.05, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego, piwnica. Z dziennika Serhija Kulidy

Wieczorem zebrałem chłopców — Romana i Denisa — w zaułku naszej podziemnej „fortecy”.

— Jak chcecie, ale samochód trzeba „postawić na koła”.

— A co my możemy zrobić… — zaczął właśnie Roman, ale przerwałem mu ostro:

— Nawet nie zaczynaj. Wam się głowy nie tylko do jedzenia nadają. Myślcie… Okażcie się prawdziwymi mężczyznami. Musicie uratować nasze kobiety…

Zamilkli.

— Coś wymyślimy — stwierdził stanowczo Denis.

— No i dobrze. A teraz — spać…

10 marca 2022, czwartek

Godz. 10.14, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego, piwnica. Z dziennika Serhija Kulidy

Dziś „rocznica” – dwa tygodnie od rozpoczęcia pełnoskalowej wojny. I prawie cały ten czas spędziliśmy w piwnicy. Już się do tego przyzwyczailiśmy. Codzienne oczekiwanie na dobre wieści. Ale na razie ich nie ma. W całej Ukrainie, tak jak u nas w Buczy, śmierć zbiera swoje straszne żniwo. My, naiwni, mieliśmy nadzieję, że rosyjski naród sprzeciwi się tej awanturze Kremla, ale okazało się, że tępe kacapy tylko poparły niszczenie naszego kraju. Rozbrzmiewają wezwania: „Uciekaj, banderowcu, uciekaj faszysto!” Nacjonaliści, faszyści, okazuje się, że to my, a nie Rosjanie… Tu mówią, że im zawrócono w głowach. Kategorycznie się nie zgadzam. Zabijać, grabić – to jest zapisane, zaprogramowane w rosyjskim kodzie genetycznym. Nigdy nie byli inni. Nigdy…

Godz. 11.08, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego, dziedziniec. Z dziennika Serhija Kulidy

Rano Denis i Roman – przy samochodzie. Próbują odpalić. Nie wychodzi. Zięć rzuca klątwy, zapala kolejnego papierosa i znów pochyla się nad maską „cudu niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego”. Ale auto milczy jak zaklęte. Ani mru.., mru… No, to nie zabawa…

Godz. 11.20, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego. Z dziennika Serhija Kulidy

Dziś słoneczny, wiosenny dzień. Postanowiliśmy otworzyć okna, żeby trochę przewietrzyć mieszkanie, które od ponad dwóch tygodni nie było porządnie sprzątane. Korzystając z ciszy, zaparzyłem kawę na podwórkowej kuchni i wyszedłem na balkon, żeby zapalić papierosa. Jak kiedyś… Uważnie upewniwszy się, że bulwar jest pusty, wyjrzałem na zewnątrz. Nie ma żywej duszy ani jednego samochodu. Ale obok naszego kościoła działo się coś dziwnego. Wydawało mi się, że za kościołem, którego budynek zasłaniał mi widok, żółta koparko-ładowarka zaczyna kopać ziemię. Potem do ogrodzenia kościelnego zbliżyła się ciężarówka i wjechała na teren kościoła. Najpierw nie zrozumiałem, co się tam dzieje, ale potem się domyśliłem: chowają poległych. I dopiero teraz przekonałem się, że pogłoski o dziesiątkach zabitych są prawdziwe. I że na moich oczach przy kościele kopią „braterską mogiłę”.

Godz. 12.25, Bucza, ulica Energetyków 12, ratusz miejski w Buczy. Z dziennika Serhija Kulidy

Przy ratuszu znów zebrał się tłum, podobny do wczorajszego. Długo czekali. I nagle w oddali pojawiły się żółte „szkolne” autobusy… Patrzyłem, jak ludzie opuszczają Buczę, jak żegnają się (może na zawsze) z rodzinami: dzieci – z tatami, żony – z mężami, i nie mogłem powstrzymać łez… Nigdy nawet nie myślałem, że przyjdzie mi przeżyć coś takiego… Ostatecznie postanowiłem: z Buczy trzeba wyjechać. Jak najszybciej…

Godz. 19.34, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego, dziedziniec. Z dziennika Serhija Kulidy

Chłopcy opowiadają, że okazało się, iż Tatiana – ta z Doniecka, która agitowała sąsiadów, aby „przesiedzieć” – cicho wzięła nogi za pas z córką, wnukami i zięciem. Rano byli, a wieczorem ani śladu. Pytamy się: po co ludzi wprowadzała w błąd? Jaki w tym sens? Trochę nieprzyjemnie…

11 marca 2022, piątek

Godz. 10.10, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego, piwnica. Z dziennika Serhija Kulidy

Rano nasz „komendant” Sasza zajął się inwentaryzacją dostępnych produktów „wspólnego kotła” — konserw, mąki, ziemniaków, oleju, cukru, soli, różnych kasz, słodyczy itp. Wydaje się zadowolony:

—Powinno to wystarczyć na miesiąc, a może i dłużej.

To dobrze. Mamy zapasy wody (pitnej i technicznej) – stoją w trzylitrowych słoikach i w plastikowych kanistrach na podłodze wzdłuż piwnicznych ścian. Telefony i latarki ładujemy powerbankami. Drzwi są solidnie wzmocnione mocnymi podporami. Obok nich kilka siekier, łomów i łopat – do samoobrony. Jest gdzie spać i czym się przykryć. Ale leków i świec mało. Więc (chciałem napisać „żyć”) – można przetrwać…

Godz. 12.25, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego, podwórko. Z dziennika Serhija Kulidy

Chłopaki kopią volkswagena. Wściekli. Lepiej o nic nie pytać…

Godz. 14.30, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego. Z dziennika Serhija Kulidy

Ewakuacja z Buczy trwa, a my siedzimy… Może ktoś (a tacy na pewno się znajdą) powie: „Widzisz, chciał uciec… Tchórz!”. Ale jakoś nie chce mi się, żeby moi bliscy, przyjaciele przeczytali nekrolog o tym, że „w Buczy z rąk raszystów zginął redaktor naczelny ‘Literackiej Ukrainy’”… To bez sensu… Komu to przyniesie korzyść?…

Godz. 17.47, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego. Z dziennika Serhija Kulidy

Postanowiłem prowadzić ten dziennik, dopóki Bucza nie zostanie uwolniona. Wierzę, że my – z pewnością!!! – zwyciężymy. Że ten nazistowski gnój, ten wylęg z ‘kompleksu Napoleona”, ten łobuz, który siedzi na Kremlu, zdechnie. A jeszcze lepiej, żeby Pujło znalazł się na ławie oskarżonych w nowej Norymberdze. Razem ze swoimi poplecznikami-mordercami. Tak będzie! Niech Bóg błogosławi Ukrainę!

12 marca 2022, sobota

Godz. 9.33 Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego. Z dziennika Serhija Kulidy

Dzień zaczyna się od informacji, którą naszej rodzinie przekazuje Roma. Wiadomości, niestety, niezbyt pocieszające… Ale ukraiński wojsko nadal zadaje ciosy w odpowiedzi. Ach, ten wasz rosyjski sen o zajęciu Ukrainy w trzy dni. Cholera wam, a nie Ukraina! Jeszcze Roma pokazała obrazki rosyjskich jeńców, które grasują w Internecie. Panie, jacy oni degeneraci! Niskorosłe, krzywonogie, żałosne i jakieś osłabione. Ich twarze wyraźnie nie są obciążone „pieczęcią mądrości”. Przejawia się w nich bezgraniczna głupota tych, którzy, według dzielnego żołnierza Szwejka, przywykli „jeść wszystko, co rymuje się ze słowem ‘jeść’”. Ci prowodyrzy „rosyjskiego świata” w prążkowanych strojach przypominających tylko wojskowe mundury. A to są „wielkorosyjanie”, to jest „druga armia świata”, którą Rosja straszyła świat, jak zwykle, blefując i kłamiąc.

Godz. 10.11, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego, podwórko. Z dziennika Serhija Kulidy

Przy wejściu do naszej piwnicy mieszkańcy karmią bezdomne zwierzęta. Nałożyli jakąś kaszę na talerze, nalali wody. W kolejce pierwsza grupa kotów. Kilka psów siedzi i cierpliwie czeka na swoją porcję. Zauważyłem, że już w pierwszych dniach wojny na ulicach przybyło więcej zwierząt domowych. Widać było, że one – zazwyczaj rozpieszczone i zadbane – teraz są trochę zdezorientowane i przytłoczone. Psy i koty wyraźnie nie rozumiały, co się stało, ich smutne oczy były pełne łez (nie przesadzam), smutku i strachu. Nie rozumiały, dlaczego nagle znalazły się na ulicy, dlaczego je, jeszcze wczoraj przytulane i karmione, nagle zostawiły „mamusie” i „tatusie”. Czym zawiniły przed nimi?… Patrzenie na porzucone zwierzęta jest nie do zniesienia. I nic nie można zrobić, aby pomóc. Można tylko dać kawałek kiełbasy albo chleba. To uświadomienie bezsilności jeszcze bardziej pogłębiało ból, pogłębiało poczucie bezbronności.

Ale później, opowiadali ludzie, w mieście pojawili się wolontariusze, którzy podjęli się ratowania porzuconych „naszych mniejszych braci”. A te cholerne kacapskie trupy, przeciwnie, dla zabawy strzelały do nich, katowały, skórowały, nawet zjadały. Szczególnie smakowały im alabaje. O tym opowiedział mi jakiś człowiek, który przeniósł się do centrum miasta z Lisowej Buczy. A jeszcze opowiadał, że rosyjscy zbrodniarze zastrzelili konie ze stadniny buczyńskiej. Nawet hitlerowcy podczas II wojny światowej nie dopuszczali się takiego barbarzyństwa. Jacyż to krwiożerczy ci „narodobogosławieńcy”! To nie ludzie, to zbiorowa apokaliptyczna Bestia…

Godz. 11.09, Bucza, ulica Energetyków 12, ratusz miejski w Buczy. Z dziennika Serhija Kulidy

Przy ratuszu odbywa się ewakuacja. Ludzie pośpiesznie opuszczają miasto i porzucają wszystkie dobra, nie mając nadziei na „łaskę zwycięzcy”. W Buczy osiadł przytłaczający strach i złowieszczy mrok… Mieszkańcy Buczy jadą autobusami, własnymi samochodami (jeśli komuś jeszcze został benzyna w bakach), rowerami, idą pieszo. Aby jak najdalej od śmierci. Ale żaden z nich nie ma gwarancji, czy dojedzie lub dotrze do upragnionego celu. Świadectwem tego są spalone samochody na ulicach i na drodze „warszawskiej” oraz okaleczone ciała obok.

Godz. 14.23, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego. Z dziennika Serhija Kulidy

Tamara milczy o wyjeździe, ale to milczenie mówi więcej niż jakikolwiek krzyk.

— Jak się masz? — zwracam się do żony, rozumiejąc kompletny idiotyzm takiego pytania.

— Dobrze… Bardzo dobrze — odpowiada z sarkazmem. — Lepiej niż wszyscy…

Obraca się i odchodzi…

Chłopcy, obecni przy tej rozmowie, spuszczają oczy przed moim parzącym spojrzeniem i idą do przeklętego samochodu…

Godz. 21.18, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego, piwnica. Z dziennika Serhija Kulidy

Co tu pisać? Nie ma co… I tak wszystko jasne – z tej pułapki trzeba się wydostać. To nie gra w chowanego – Rosjanie znajdą cię czy nie. Nie gra w „kozaków – rozbójników” – stracą albo będą łaskawi. To prawdziwe reality show o przetrwanie…

Kolejny fragment wkrótce na naszym portalu.

Fot. Pixabay

WOŁODYMYR SYDORENKO: Rosja zmieniła prawo człowieka do informacji w przestępstwo

„Dyskredytacja armii rosyjskiej” lub „nadużycie prawa do wolności informacji” na takiej podstawie podporządkowane Rosji sądy na Krymie skazują dziennikarzy i obrońców praw człowieka, którzy chcą przekazywać społeczeństwu prawdziwe informacje.

Przewidując liczne protesty przeciwko wojnie na Ukrainie, rosyjska Duma Państwowa zmieniła przepisy prawne ten sposób, że każde krytyczne słowo na temat armii rosyjskiej może być uważane za „dyskredytujące”. Artykuł o „dyskredytowaniu armii rosyjskiej” pojawił się już po inwazji Rosji na Ukrainę na pełną skalę. Za jego naruszenie grozi wysoka kara pieniężna, a w przypadku recydywy postępowanie karne.

Jak poinformowało Biuro Prezydenta Ukrainy na okupowanym Krymie, według stanu na 15 kwietnia 2024 r. rosyjskie siły bezpieczeństwa sporządziły 780 protokołów w sprawie „dyskredytacji armii rosyjskiej”. Spośród nich wydano już 680 orzeczeń sądowych. „W tych sprawach sądy nałożyły już kary pieniężne w wysokości ponad 21 milionów rubli rosyjskich” – powiedział Denis Chistikov, pracownik biura prezydenta. Według jego danych, 41proc. orzeczeń kontrolowanych przez Rosję sądów na Krymie na mocy tego artykułu zostało wydanych przeciwko kobietom. Ogólnie rzecz biorąc, od marca 2022 r. do sądów Rosji wpłynęło ponad 9 000 protokołów w sprawie „dyskredytacji” armii. Świadczy to o masowym sprzeciwie wobec wojny.

Pewnego dnia na Krymie zatrzymano mieszkańca za „dyskusje na temat Ukrainy” na własnym podwórku. Według organów ścigania mężczyzna „organizował rozmowy z sąsiadami na temat Ukrainy”, podczas których „wypowiadał się przeciwko wojnie na Ukrainie, polityce prezydenta Rosji oraz ‘obraził armię’”. Policja przeprowadziła przeszukanie. W jego mieszkaniu „znaleziono ukraińskie symbole i rzekomo naboje. Rozważana jest kwestia wszczęcia postępowania karnego.”

Rosyjscy prokuratorzy wszczęli także dwie sprawy administracyjne przeciwko znanemu krymskiemu obrońcy praw człowieka Abdureszitowi Dżepparowowi z artykułów „dyskredytacji armii rosyjską” i „nadużycia wolności informacji”. Jak podano, istota oskarżenia jest taka, że ​​rzekomo administruje on stroną inicjatywy Qyrım Gayesi” („Idea krymska”), która publikuje artykuły na temat naruszeń międzynarodowego prawa humanitarnego na Krymie oraz raporty operacyjne na temat naruszeń praw człowieka na terytorium półwyspu. Dżepparow złożył apelację, ale kontrolowany przez Rosję Sąd Rejonowy w Biloghirskim uznał go za winnego „nadużycia wolności informacji”. Sędzia Nataliya Zinchenko nie uwzględniła apelacji i pozostawiła decyzję pierwszej instancji bez zmian. Posiedzenie sądu odbyło się przy drzwiach zamkniętych „w związku ze środkami zapobiegającymi terroryzmowi”.

Kilka tygodni temu kontrolowany przez Rosję Sąd Rejonowy w Symferopolu ukarał działaczkę na rzecz praw człowieka i dziennikarkę Lutfię Zudiewą grzywną w wysokości 2500 rubli z artykułu o „nadużywaniu wolności informacji masowej” za wpis w mediach społecznościowych. Według Zudiewy sąd podjął decyzję bez jej udziału i nie uwzględnił jej pisemnych zastrzeżeń. Działaczka na rzecz praw człowieka uważa, że ​​nie naruszyła prawa, podkreśliła iż śledczy zrównali jej osobistą stronę na Facebooku z zarejestrowanymi mediami.

Krymski prawnik Emil Kurbedinow stwierdził, że „funkcjonariusze policji nie mieli prawa wszczynać sprawy, ponieważ osobisty wpis na blogu nie jest środkiem masowej informacji”. Z tymi argumentami obrońcy nie zgodził się sąd w Symferopolu. Posiedzenie, na którym wydano wyrok skazujący, trwało 8 minut.

Krymscy prawnicy uważają także, że samo istnienie artykułu „nadużycie prawa do wolności informacji”, wprowadzonego do systemu prawnego Rosji przez Dumę Państwową, jest bzdurą. „Po pierwsze, w Rosji nie ma wolności informacji, więc jak można jej nadużywać? Po drugie, każdy człowiek ma prawo do wolności słowa, a ten artykuł bezprawnie ogranicza to prawo człowieka” – mówi prawnik Emil Kurbedinow.

Jednak on sam również stał się obiektem prześladowań. 15 lutego 2024 r. prawnik został zatrzymany w Symferopolu przez pracowników Rosyjskiego Centrum Zwalczania Ekstremizmu. Postawiono mu zarzut z artykułu o „nadużyciu wolności informacji masowej” za publikację na swoim kanale na Telegramie informacji o tym, w jaki sposób studenci mogą skorzystać z prawa do odroczenia poboru do armii rosyjskiej.

„Działalność tzw. Centrum Zwalczania Ekstremizmu ma charakter wyłącznie polityczny. Monitorują sieci społecznościowe, a także włamują się do e-maili i kont, aby znaleźć informacje, które mogą stać się formalnym powodem wszczęcia spraw administracyjnych. Bardzo często następnie kontaktują się z FSB, przekazują te wiadomości, aby można było już wszcząć sprawy karne. Jest to system, który zbudowano w ostatnich latach na okupowanym Krymie” – wyjaśnia szefowa krymskiej grupy praw człowieka Olga Skrypnyk. – „Strategia Rosji, także na zaanektowanym Krymie, polega na niszczeniu wszelkich przejawów niezależnego społeczeństwa obywatelskiego. Jej pierwszym celem są dziennikarze i obrońcy praw człowieka” – dodaje Skrypnyk. – „Rosja stara się uciszyć ich głos, dlatego wymyśliła takie artykuły w prawie, jakich nie ma w żadnym kraju na świecie…”

Emil Kurbedinow jest niezależnym prawnikiem, który broni krymskich więźniów politycznych oraz działaczy i dziennikarzy krymskotatarskich. Na swoim kanale na Telegramie wyjaśniał krymskim studentom, jak w ramach prawa powinni zareagować na otrzymanie wezwania do wojska. Śledczy zarzucili prawnikowi rozpowszechnianie „wstępnie niewiarygodnych informacji o znaczeniu społecznym”, choć były one w pełni wiarygodne. Emil Kurbedinow nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że rozpowszechniane przez niego informacje „wskazują na łamanie praw obywateli i obowiązującego ustawodawstwa przez komisarzy wojskowych”. Dodaje, że nadal będzie publikował w sieciach społecznościowych informacje o naruszeniach praw obywateli. „I z tego powodu nie mogę ponosić odpowiedzialności jako prawnik. Ta informacja jest wiarygodna. Inaczej bym tego nie umieścił” – mówi Emil Kurbedinow.

Według rosyjskiego prawnika Aleksandra Popkowa ściganie Lutfii Zudiyewej i Emila Kurbedinowa na podstawie artykułu dotyczącego „nadużycia wolności masowej informacji” jest sposobem wywarcia presji na nich jako obrońców praw człowieka. „W przypadku Emila Kurbedinowa, moim zdaniem, policja dąży do całkowitego milczenia prawnika i w dalszym ciągu wywiera na niego presję, aby zrezygnował z obrony tych, którzy się z tym nie zgadzają” – powiedział dziennikarzom RFE/RL Aleksandr Popkow. – „Artykuł ten został wymyślony w taki sposób, że może być środkiem prześladowania każdej osoby za publiczne wypowiedzi nielojalne wobec władz rosyjskich. Przepis tego artykułu jest na tyle niejasny i nieprecyzyjny, że można go zastosować do każdej osoby i każdego przypadku.”

 

Okładka książki Konrada W. Tatrowskiego „Bieg z przeszkodami. Autoportret w pękającym zwierciadle”

Niezwykły „Bieg z przeszkodami…” opisuje MIECZYSŁAW KUŹMICKI: Autoportret opozycjonisty

Spore grono spotkało się na promocji książki Konrada Tatarowskiego „Bieg z przeszkodami. Autoportret w pękającym zwierciadle”. Jej autor jest doskonale znany w środowisku akademickim i ludzi mediów, bo przez wiele lat pracował jako dziennikarz, badacz i teoretyk literatury, a potem mediów i komunikacji. Ale dla wielu był i pewnie na zawsze pozostanie człowiekiem demokratycznej opozycji.

Urodzony w Łodzi, tu skończył polonistykę na UŁ i rozpoczął dobrze zapowiadającą się karierę naukową. Równolegle Tatarowski włączył się w działalność opozycyjną. Najpierw była to naturalna, poniekąd odruchowa niezgoda na opresyjny, antydemokratyczny system PRL-u, a jej początkiem, dla niego i jego pokolenia, akcja strajkowa studentów w pamiętnym i pamiętanym Marcu’68. Także dzięki tablicy pamiątkowej na starym gmachu Biblioteki Uniwersyteckiej, który to budynek tamtej wiosny był centrum studenckiej opozycji dla całej Łodzi.

„Tak” i „nie”

Ukończenie studiów, wejście w dorosłość, początek pracy wcale nie oznaczały zgody i akceptacji kłamstwa partyjnej propagandy, wszechwładzy cenzury, arbitralności decyzji we wszystkich praktycznie przejawach życia artystycznego, kulturalnego, naukowego. I w ogóle życia społeczeństwa. Sprzeciw wydawał się logiczną konsekwencją. Prawda, nie był powszechny ani konsekwentny, tym większa cześć i chwała tym, którzy potrafili i chcieli mówić i działać zgodnie z własnym sumieniem i przekonaniami. Ci co, mówiąc słowami Norwida, „mają tak za taknie za nie”.

Bunt intelektualisty

 Konrad, Radek, bo tak nazywaliśmy go w czasie wspólnych studiów i takim też kryptonimem posłużyła się SB zakładając mu teczkę operacyjną, wcześnie dał się poznać jako ten, co się sprzeciwia. Zbierał podpisy i sam podpisywał petycje do władz, wśród nich tę wtedy najważniejszą: przeciw wpisaniu do polskiej konstytucji „nierozerwalnej przyjaźni polsko-radzieckiej”, którą przy jednym głosie wstrzymującym się Sejm przyjął w 1976. Niedługo potem przyszło zaangażowanie w działalność KOR-u, kolportaż wydawnictw drugiego obiegu, a wreszcie „Solidarność” i wspieranie studentów w trakcie akcji strajkowej zmierzającej do rejestracji NZS-u.

W stanie wojennym Tatarowski był internowany w więzieniach w Łowiczu, Łęczycy, Kwidzynie. Przesiedział pełne dziesięć miesięcy i wobec braku perspektyw, zdecydował się na emigrację do USA. Miał to być wyjazd w jedną stronę, o czym został nie tylko poinformowany, ale też taki paszport otrzymał. Więc trudne lata, bez jakiejkolwiek stabilizacji w Los Angeles, uwieńczone jednak perspektywą stałej pracy w Rozgłośni Polskiej RWE w Monachium. Powrót do Europy, szybka nauka nowego zawodu dziennikarza, komentatora i publicysty radiowego, kolejne dziesięć lat stabilizacji. A co najważniejsze – przekonanie o ważności tego, że pozostaje wierny swoim przekonaniom i że działa dla Polski. Wiem, słuchałem go czasami, częściej mój ojciec, który znał ze słyszenia wszystkich chyba dziennikarzy Wolnej Europy, więc kiedy mówiłem mu, że Konrad Tatarowski to mój kolega, rosłem w oczach swojego taty.

Dziennikarskie rozczarowania i uniwersyteckie spełnienie

Po zakończeniu misji – przez Radio i przez Konrada – powrót do kraju próby zakorzenienia się w dziennikarstwie. Próby przeniesienia doświadczeń i metod znanych z RWE do Radia Łódź, „Dziennika Łódzkiego” nie przyniosły powodzenia. Za to powrót na uniwersytet już tak. Wykłady, doktorat i habilitacja, publikacje naukowe, książki, współpraca z ważnym w Łodzi periodykiem „Tygiel Kultury”, profesura w końcu.

Teraz dostajemy to pełne zdarzeń, emocji, wzlotów, ale i rozczarowań życie inteligenta w postaci autobiografii. Zbudowanej z różnych materiałów, łączącej wątki, zdarzenia, wspomnienia, refleksje, obserwacje. Fragmenty ubeckich dokumentów i wyimki z osobistego pamiętnika – dziennika; listy z rodzinnego archiwum i więzienne grypsy, pisane do żony i korespondencja od żony i córki; wiersze powstające w różnych okresach, kiedyś dawno publikowane, teraz z autokomentarzem; cytaty z audycji i artykułów autorskich oraz tekstów innych autorów.

Życie poskładane

Książka, w której Konrad Tatarowski opisał, a po trosze i poskładał, pozlepiał swoje życie, jest dokumentem, którego wartość ocenią i docenią zapewne zawodowi historycy, badacze mediów oraz życia codziennego w Polsce drugiej połowy XX wieku i pierwszych dwóch dekadach wieku XXI.

Nie mam wątpliwości, że autor podejmując niemały trud przedstawienia siebie i swoich losów na przestrzeni ostatniego półwiecza czynił to w przekonaniu, że tworzy materiał źródłowy. Sam będąc źródłem, uczestnikiem, świadkiem, w jakimś stopniu kreatorem, starał się wszędzie tam, gdzie to było możliwe podeprzeć swoje relacje dokumentami. Osobistymi najczęściej, jak wspomniane listy czy grypsy albo niektóre cytowane lub reprodukowane dokumenty, ale też przez siebie samego sporządzanymi charakterystykami kilku osób, z którymi siedział w więzieniu. Wartość takich notatek i zapisków z pewnością rośnie wraz z upływem czasu.

Kamień i lawina

Poza bezspornym walorem dokumentalnym książki, który wzmacniają przypisy i indeksy – osobowy i miejscowy, jest to znakomita lektura. Można ją czytać jak pamiętnik okresu dojrzewania, jak literaturę inicjacyjną, jak pamiętnik spiskowca i relacje podróżnika. Właściwie wiele jest sposobów lektury i odczytania, ale najważniejsza dla mnie jest szczerość autora w pisaniu o sobie, swoich bliskich, swoich dalszych i swoich dalekich – jeśli bowiem ktoś znalazł się książce, z pewnością był albo jest w kręgu „swoich”. O nie-swoich czasami wspomina, ale nie zawsze wymienia ich imiona czy nazwiska. I on i my wiemy, że byli, ale pamiętnik nie musi być księgą donosów. Podobnie jak nie musi, nie powinien epatować ekshibicjonizmem w wielorakim znaczeniu.

Im więcej książka znajdzie czytelników, a autor naśladowców w sposobie narracji – powściągliwej, bez rozbuchanych emocji – tym lepiej. Dla czytelników, dla historyków, dla naśladowców opowiadających swoje małe lub nie tylko małe historie. Każdy, będąc jednym z kamieni, po których przetoczyła się lawina, wpłynął na jej kształt i może dać świadectwo.

 

Książka: Konrad W. Tatarowski, „Bieg z przeszkodami. Autoportret w pękającym zwierciadle” opublikowana w serii „Pokolenie Solidarności” staraniem Instytutu Literatury oraz Fundacji Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego; wydała ją Księgarnia Akademicka w Krakowie w 2023 roku

 

Minister kultury zbojkotował zaproszenie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bartłomiej Sienkiewicz nie skorzystał z zaproszenia, a tym samym z możliwości osobistego omówienia z Członkami KRRiT sposobów zażegnania kryzysu w mediach publicznych po jego decyzjach z grudnia 2023 r., dotyczących zmian zarządów i likwidacji mediów publicznych – poinformował przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Maciej Świrski.

W komunikacie KRRiT, podpisanym przez jej przewodniczącego, poinformowano, że w środę, 17 kwietnia, Rada spotkała się z likwidatorami Radia Dla Ciebie i Radia Poznań.

„Likwidator Radia dla Ciebie Emilia Benedykcińska poinformowała, że w marcu br. RDC otrzymało od Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego 1 mln 176 tys. złotych. Poinformowała także, że RDC nie składało wniosku o odrzucenie przez sąd depozytu pieniędzy z abonamentu, przekazanych przez KRRiT.

Likwidator Radia Poznań Piotr Michalak poinformował, że Radio Poznań otrzymało w marcu od Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego 1 mln 368 tys. zł. Poinformował także, że zwrócił się do sądu po odbiór środków przekazanych przez KRRiT do depozytu sądowego.

Obydwoje likwidatorzy podzielili podgląd Członków KRRiT, że plan likwidacji mediów publicznych w Polsce nie zostanie ostatecznie zrealizowany” – czytamy w komunikacie KRRiT.

Maciej Świrski podkreślił, że Rada „nadal oczekuje od ministra Sienkiewicza zastosowania się do wyroków Trybunału Konstytucyjnego z 2016 r (K13/16) i z 2024 (K29/23).” W tym ostatnim TK orzekł, że stosowanie przepisów Kodeksu spółek handlowych o rozwiązaniu i likwidacji spółki akcyjnej, do jednostek publicznej radiofonii i telewizji jest niezgodne z Konstytucją.

opr. jka, źródło: KRRiT

 

Sygnał Radia Maryja zakłócany był z terenu Rosji

„Celowe i nielegalne zakłócenia sygnału programu Radia Maryja dnia 10 kwietnia 2024 r. pochodziły z obszaru regionu kaliningradzkiego na terytorium Federacji Rosyjskiej” – wyjaśniła Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji Europejska Organizacja Telekomunikacji Satelitarnej IGO EUTELSAT.

Do zakłócania sygnału Radia Maryja doszło na początku kwietnia. Zaraz po tym zdarzeniu KRRiT poinformowała, że sprawa jest badana przez Europejską Organizacja Telekomunikacji Satelitarnej IGO EUTELSAT (pisaliśmy o tym TUTAJ). Niedawno polski regulator na swojej stronie internetowej zamieścił wyjaśnienia IGO EUTELSAT w tej sprawie

„Biorąc pod uwagę charakter nośników zakłócających, można stwierdzić, że zakłócenie to jest celowym zagłuszaniem zabronionym przez Artykuł 15.1 Regulaminu Radiokomunikacyjnego Międzynarodowego Związku Telekomunikacyjnego (ITU RR 15.1).

Za pomocą geolokalizacji zmierzono dokładną pozycję geograficzną źródła zakłóceń na 20,1374 na wschód (długość geograficzna) i 54,9583 na północ (szerokość geograficzna), tj. na północnym wybrzeżu Bałtyku w obwodzie kaliningradzkim” – poinformował przewodniczącego KRRiT sekretarz wykonawczy IGO EUTELSAT.

Dodał on również, że zwrócił się do francuskiego regulatora częstotliwości ANFR (Agence nationale des fréguences) o skontaktowanie się z odpowiednim organem Federacji Rosyjskiej w celu pilnego zbadania źródła wyżej opisanych emisji i podjęcia niezbędnych środków w celu zaprzestania szkodliwych zakłóceń i zapobieżenia ich wystąpieniu w przyszłości.

KRRiT podkreśliła w komunikacie, że oczekuje na informacje na temat działań podjętych przez rosyjskie władze ds. częstotliwości.

opr. jka, źródło: KRRiT

Fot. YT/TVP Info

Kolejna znana dziennikarka Telewizji Polskiej przechodzi do Kanału Zero

Maria Stepan, wieloletnia dziennikarka Telewizji Polskiej, specjalizująca się w tematyce wschodniej, przechodzi do Kanału Zero.

O tym, że Maria Stepan dołącza do redakcji Kanału Zero poinformował jego twórca Krzysztof Stanowski we wtorek w mediach społecznościowych.

Maria Stepan od wielu lat związana była z Telewizją Polską, przygotowywała materiały reporterskie dla „Wiadomości”, prowadziła cykle „Głębia ostrości” w TVP1 i „Kobiecym okiem” w TVP Info. Dziennikarka specjalizuje się w tematyce wschodniej. Jest m.in. autorką reportaży z wojny na Ukrainie, filmu dokumentalnego „Nie wolno ustępować!” o polityce zagranicznej prezydenta Lecha Kaczyńskiego i książki  „Człowiek to człowiek, a śmierć to śmierć”. Wcześniej Maria Stepan pracowała w Radiu ZET i Radiu Plus.

To już kolejny duży transfer z Telewizji Polskiej do Kanału Zero. Od kwietnia zespół Krzysztofa Stanowskiego wzmocniła Arleta Bojke, dziennikarka, która prawie 20 lat pracowała w TVP (pisaliśmy o tym TUTAJ).

opr. jka, źródło: X

 

 

Gościnie, naukowczynie, czyli kobiety w akcji – WALTER ALTERMAN: Fakty autentyczne

Zacznijmy od drobnych złośliwości, pod adresem NOWOCZESNYCH, kórych podnieca mówienie o „gościniach”, „ministerkach”, czy używając terminu „ministra” i innych objawach rewolucji feministycznej. Jeżeli miało być irytująco, to wspóczesne sufrażystki mają sukces. Jeżeli miało być równo – to odnotować trzeba klęskę.

Rzecz bowiem w tym, że nikt w Polsce nie traktuje kobiet jak obywatelki drugiego gatunku. W życiu codziennym, rodzinnym kobiety dominują. Jeżeli spotykam mężczyznę, który
mówi, że to on kieruje rodziną, to mamy wiadomy znak, że jego żona jest tak inteligentna, tak
przebiegła, że nie dość, że kieruje stadłem, to jeszcze stwarza pozory, które jej mąż bierze za
prawdę. Pantoflarz jest szczęśliwy – widać, że małżonka kocha go i pragnie mocno podbudowywać
jego ego.

Zatem rzucam na stół naszych XXI-wiecznych sufrażystek kolejne wyzwanie: należy natychmiast
wprowadzić do obiegu pojęcie „dama stanu” jako przeciwieństwo feminatywne wobec
dominującego jeszcze „męża stanu”. Pora kończyć z przykrą dla „polityczek i gościń” dominacją
panów, w języku oczywiście. Chyba oszalałem, one są w stanie to zrobić…

Hiperpoprawność, czyli głęboka nieznajomość

Ostatnio pewien młody polityk w swych licznych wypowiedziach telewizyjnych zaczął wymawiać
słowa, tak jak się pisze. Taka maniera, poza tym, że ów polityk umie czytać, niczego nie dowodzi.
Oto bowiem prawidła naszego języka są takie, że w przypadku łączników „z”, „w”, jeżeli
występują przed spółgłoskami bezdźwięcznymi, takimi jak „p”, „t”, „f” następuje
ubezdźwięcznienie tych spółgłosek. Czyli jest tak, że piszemy: „z frontu”, „w futrynie”, „pod
strzechą”, ale wymawiamy tak: „s frontu”, „f futrynie”, „pot strzechą”. I dlatego mówimy „w
Warszawie”, „w Gdańsku”, ale też „f Poznaniu”, „f Krakowie”.

Zakładam, że młody polityk uznał poprawne wymawianie za niechlujstwo językowe i zaczął mówić
tak jak piszą. W konsekwencji otrzymujemy mowę agresywną, szczekliwą i nie do zniesienia.
Ale, że ani on mi brat, ani swat, potraktuję go życzliwie: „S panem Bogiem, młodzieńcze”.

W komunizmie czy komuniźmie?

Podobną hiperpoprawność słychać coraz częściej w naszych telewizorach, a dotyczy ona
wymawiania niektórych wyrazów tak jak są napisane. Owszem, piszemy „tak to było w komunizmie”, ale wymawiamy „tak to było w komuniźmie”. Dlaczego? Bo mamy tu przypadek zmiękczenia „z”, przez następujące po nim „mie”.

Identyczna pomyłka zachodzi w wymawianiu „faszyzmie, liberalizmie, mechanizmie”. Bo czytamy
inaczej niż jest napisane, czyli: „faszyźmie, liberaliźmie, mechaniźmie”. Swoją drogą, kto tak mówi? Jedynie ten, który zostawszy posłem czy dziennikarzem nie dowierza, na skutek swego awansu społecznego ani rodzicom, ani szkole i uczy się na nowo języka polskiego z internetu. Żeby być lepszym od plebsu. Ale los też lubi się pośmiać i z uciechy bije się po udach, że zastawił taką pułapkę na zadufka.

Z czym zagrał tenisista

W czasie transmisji meczu tenisa sprawozdawca mówi: „Hubi zagrał z olimpijskim spokojem”.
Niby ładnie, bo z nawiązaniem do antyku, ale z potwornym błędem. Olimpijski – bowiem – był w antycznej Helladzie pokój, bo na czas igrzysk wstrzymywano się od działań wojennych. Natomiast spokój jest naprawdę czymś innym, choć oba pojęcia mają ten sam źródłosłów.

Cena a koszt

Portal wnp.pl informuje, 11 IV 2024 roku, że spółka Polska Grupa Militarna zajmie się produkcją
amunicji strzeleckiej. To dobra wiadomość na te czasy, ale sformułowana niezwykle koślawo, bo
napisana jest tak: „Spółka ma środki własne niezbędne do zapłaty ceny za dwie pierwsze linie
produkcyjne”.

W czym rzecz? Ktoś sobie wydumał, że poważniej będzie napisać, że w grę wchodzi cena. Gdy
naprawdę chodzi o to, że pojęcie cena jest nierozerwalnie związane z konkretną wartością. A w tym przypadku spółka nie podaje ile ma zapłacić, ergo – powinno się napisać, że Polska Grupa
Militarna ma własne środki na zakup dwóch linii produkcyjnych.

Na czym oparty jest film

Ostatnimi czasy coraz częściej natykam się na błędy językowe, za które w moim pokoleniu już
podstawówce można było wziąć cięgi od polonistki, a teraz uchodzi. Portal wp.pl informuje, że do kin wwchodzi nowy polski film, który: „…oparty jest na autentycznych faktach”. Otóż – fakty są zawsze autentyczne, proszę ja pań i panów z wp.pl. Tak samo jak akwen jest zbiornikiem, obszarem wody. I nie ma też „godziny czasu”, bo godzina jest czasu jednostką. Przykre, że muszę pisać o takich „oczywistych oczywistościach”.

Usieciowane kobiety

„Naukowczyni”, czyli pani naukowiec, pani socjolog Anna Jurek w TVN 24 tak mówi o upolitycznieniu współczesnych kobiet: „Obecnie kobiety się sieciują”. Chodziło je o to, że kobiety organizują się w internetowym świecie. Niemniej naukowczyni powiedziała jak wyżej. I co z takim przypadkiem robić? Nie wiem, ale coraz bardziej boję się agresywnych politycznie i usieciowanych kobiet. Bo mówią jak niedouczeni mężczyźni, zachowują się jak mężczyźni po dużej wódce i są agresywne jak niedopici mężczyźni. Czyli, na lepsze wcale nie idzie!

Rosyjskie ataki rakietowe, w których ofiarami jest głównie ludność cywilna, to zbrodnia wojenna. Fot. X/DRP

WOŁODYMYR SYDORENKO: Podwójne uderzenia, czyli szczyt podłości rosyjskich najeźdźców

Rosja stosuje na Ukrainie taktykę tzw. podwójnych uderzeń, czyli ataki rakietowe w to samo miejsce w krótkim odstępie czasu. Ich ofiarami często są służby ratownicze.

W ostatnim czasie Kreml znacząco zintensyfikował działania wojskowe na terytorium Ukrainy. Miasta i wsie są bombardowane rakietami, ciężkimi bombami kierowanymi i artylerią zarówno w dzień, jak i w nocy. Z reguły w Charkowie, Odessie, Zaporożu, Dnieprze, Mikołajowie, Chersoniu i Kijowie sygnały alarmowe rozbrzmiewają mniej więcej co 3 – 5 godzin. Szczególnie niebezpieczne są ataki rakietowe na infrastrukturę cywilną. Giną w nich dzieci i cywile.

Ukraińscy dziennikarze zauważają, że masowe bombardowania ukraińskich miast i wsi znacznie przekroczyły już intensywność nie tylko ataków rakietowych V-2, które wojska Hitlera przeprowadziły na miasta w Wielkiej Brytanii, na przykład Londyn, ale także alianckich bombardowań Drezna i Berlina, które miały miejsce w czasie II wojny światowej. Tak więc od 8 września 1944 r. do 27 marca 1945 r. wojska Hitlera wystrzeliły w kierunku Anglii 1359 rakiet, z czego 1054 dotarły na terytorium Wielkiej Brytanii. Jak poinformował w jednym ze swoich ostatnich przemówień prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, od rozpoczęcia wojny na pełną skalę z Ukrainą Rosja wystrzeliła na terytorium Ukrainy ponad 7400 rakiet, czyli 5 razy więcej niż hitlerowskie Niemcy wystrzeliły w stronę terytorium Anglii. Ponadto nowoczesne rosyjskie rakiety są znacznie potężniejsze, a przez to bardziej zabójcze, niż V-2. „Jedną trzecią tej liczby stanowiły rakiety S-300 i S-400. Około 900 to rakiety balistyczne Iskander-M. Wykorzystano już ponad 50 rakiet Dagger” – oznajmił prezydent Zełenski.

Ponadto od września 2022 r. Rosja wypuściła nad Ukrainę około 3800 irańskich dronów kamikadze Shahed. Siły obrony powietrznej zestrzeliły około 3000 z nich. Celem rosyjskiego ostrzału jest głównie infrastruktura cywilna, hotele, budynki mieszkalne, biblioteki, kościoły, obiekty transportowe i energetyczne.

Ponadto według stanu na luty 2022 r. Światowa Organizacja Zdrowia odnotowała ponad 1680 ataków na infrastrukturę medyczną i system opieki zdrowotnej Ukrainy, w wyniku których zginęło, wśród pacjentów i personelu medycznego, 128 osób, a 288 zostało rannych – podaje służba prasowa tej organizacji. Ponadto Światowa Organizacja Zdrowia zwraca uwagę, że pracownicy karetek pogotowia i inny personel obsługujący transport medyczny są narażeni na trzykrotnie większe ryzyko śmierci lub obrażeń niż inni pracownicy branży medycznej. „Wiele zespołów ratowniczych znajduje się pod ostrzałem w drodze na wezwanie lub w swoich bazach. Czterech naszych pracowników już zmarło, 12 osób zostało rannych i hospitalizowanych” – powiedziała Halina Saldan, kierownik Centrum Ratownictwa Medycznego obwodu chersońskiego. Stwierdzono, że spośród 68 ataków w pierwszym kwartale 2024 r. 12 (prawie 20%) było skierowanych przeciwko służbom ratownictwa medycznego, w tym dziewięć ataków na placówki ratownictwa medycznego, z których siedem zakończyło się uszkodzeniem karetek pogotowia.

Według Ministerstwa Energii Ukrainy, w zależności od regionu, od 30 do 50 procent ukraińskich przedsiębiorstw energetycznych zostało uszkodzonych w wyniku ataków rakietowych.

Miasta Berdiańsk, Mariupol, Chersoń, Melitopol zostały całkowicie lub prawie całkowicie zniszczone, a infrastruktura Odessy, Mikołajowa, Czernihowa, Charkowa, Sum i innych miast jest częściowo zniszczona. „Tylko w okresie od początku tego roku do chwili obecnej Rosja ostrzeliwała terytorium Ukrainy około 30 000 razy. Wróg wykorzystuje głównie kierowane bomby lotnicze i drony szturmowe. Rosjanie atakują ludność cywilną i obiekty infrastruktury krytycznej. Od początku inwazji na pełną skalę zniszczono 217 000 obiektów” – zeznał podczas swojej wizyty w Niemczech wiceminister spraw wewnętrznych Ukrainy Oleksij Siergiejew. Ogromne obszary wokół miast i wsi pozostają celowo zaminowane przez wroga, co uniemożliwia prace rolnicze i naprawę uszkodzonej infrastruktury transportowej, komunikacyjnej, energetycznej, wodnej i gazowej.

Według szacunków „Forbesa” (stan na październik 2023 roku) Rosja wydała na ataki rakietowe 22,8 miliarda dolarów, co równa się prawie połowie całej amerykańskiej pomocy wojskowej dla Ukrainy od 24 lutego 2022 roku.

Najbardziej podłe są tak zwane „podwójne uderzenia” Rosji na miasta Ukrainy, taktyka, której nie stosowali nawet niemieccy faszyści podczas II wojny światowej. Pewnego sierpniowego dnia 2023 roku armia rosyjska wystrzeliła dwie rakiety w odstępie 40 minut w ten sam rejon miasta Pokrowska w obwodzie donieckim. Oznacza to, że po dotarciu ratowników i krewnych ofiar na miejsce trafienia pierwszą rakietą i rozpoczęciu działań ratowniczych, Rosjanie wystrzelili w nich kolejną rakietę. W tym samym czasie zginęło 10 osób, prawie 90 zostało rannych. Byli wśród nich policjanci i ratownicy, którzy już po pierwszym uderzeniu wyciągali ludzi spod gruzów.

Jest to tzw. taktyka podwójnego uderzenia, którą Rosja stosuje od początku inwazji na pełną skalę. Wiadomo, że wykorzystywano ją już wcześniej podczas operacji wojskowych w Syrii.

„Najpierw uderzają w obiekt wojskowy lub coś innego. Następnie czekają na przybycie ratowników i ponownie celują w ten sam obszar. Strategia ta ma na celu zabijanie ludności cywilnej, więc jest zbrodnią wojenną” – wyjaśnił ukraińskim dziennikarzom Mark Harlasko, ekspert jednej z organizacji praw człowieka. Wcześniej Harlasko był śledczym ONZ i odnotował w szczególności konsekwencje podwójnych ataków, które syryjski reżim Bashara al-Assada i Rosjanie zadali Syrii. Miało to miejsce jeszcze przed przystąpieniem Rosji do wojny w 2015 r., ale potem takie ataki stały się częstsze, twierdzi Syryjskie Centrum Sprawiedliwości i Odpowiedzialności. Według ich danych, od 2013 do 2021 roku miało miejsce 58 takich podwójnych uderzeń.

Jeanine Di Giovanni, amerykańska dziennikarka, która relacjonowała prawie dwadzieścia wojen, a obecnie jest członkinią The Reckoning Project, międzynarodowej inicjatywy mającej na celu dokumentowanie zbrodni wojennych Federacji Rosyjskiej na Ukrainie, a także pracowała w Syrii, mówi: „Jednym z najokrutniejszych czynów Putina i armii rosyjskiej był atak na budynek w Aleppo w 2016 roku, kiedy pracownicy misji humanitarnej wydobywali spod gruzów dzieci, niemowlęta i starców. Część z nich miała połamane kości. Potem Rosjanie zaczęli bombardować to samo miejsce. Celowo wycelowali w ratowników. Nie ma czegoś takiego jak sprawiedliwa wojna, ale wojny Putina powodują niewypowiedziane cierpienie ludności cywilnej – dzieje się to niepotrzebnie i jest po prostu barbarzyńskie” – mówi Di Giovanni.

„Po interwencji rosyjskiej zaczęto stosować tę taktykę jeszcze szerzej. Załóżmy, że artyleria atakuje szkołę, rynek lub szpital, a potem nadlatują samoloty, aby uderzyć w to samo miejsce. Przez lata wojny w Syrii organizacja ratownicza ‘Białe Hełmy’ straciła ponad 300 ochotników, a większość z nich zginęła w podwójnych uderzeniach” – dodaje Di Giovanni. .

Dwie na dziesięć osób, które zginęły w wyniku podwójnego ataku rakietowego na Pokrowsk, to ratownicy. Wśród rannych byli także ratownicy i policjanci.

Już przed ostrzałem Pokrowska doszło do kilku epizodów, w których medycy, ratownicy i policjanci, czyli kategoria ludności cywilnej chroniona przez Konwencje Genewskie, ucierpieli w wyniku podwójnych ataków. Mark Garlasko wspomina: „1 marca 2022 roku doszło do znaczącego uderzenia na plac Swobody w Charkowie. Następnie Rosjanie wycelowali w budynek administracyjny, a gdy przybyli ratownicy, oni również zostali trafieni. 17 kwietnia 2022 r. w Charkowie doszło do ataku na pracowników Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża. A 3 sierpnia byliśmy świadkami takiego ataku w Chersoniu, gdzie uderzono w kościół.”

22 marca Rosjanie przeprowadzili „podwójny cios” na Charków. Wśród zabitych było trzech ratowników. Jak podał ukraiński kanał telewizji publicznej, w wyniku podwójnych ataków rosyjskiego wojska podczas masowej inwazji rosyjskiej na Ukrainę zginęło już 91 ratowników, a 348 specjalistów i ochotników zostało rannych. Wcześniej okazało się, że w nocy 4 kwietnia, podczas ponownego ataku Szahedów na Charków, zginęło trzech kierowców służb ratowniczych, dwóch na miejscu zdarzenia, jeden w karetce.

 

Fot. Wikipedia

Legendarny wokalista rockowy wyrzucony z Radia Poznań. Jego audycja znika z anteny

Tomasz Budzyński, znany artysta rockowy, wokalista m.in. zespołów Armia i Siekiera, stracił audycję w Radiu Poznań.

Tomasz Budzyński program „Melodramat – magazyn muzyki nieobecnej” w Radiu Poznań prowadził od października 2016 roku. O tym, że została on niespodziewanie zdjęty z anteny artysta poinformował we wtorek w mediach społecznościowych.

„Dziś otrzymałem telefon z Radja Poznań ,w którym poinformowano mnie ,że Radio Poznań rezygnuje z mojej audycji. Tak więc wczoraj był ostatni Melodramat na falach. Dziękuję wszystkim ,z którymi miałem okazję przez 377 audycji współpracować. Szczególnie dziękuje za pomoc panu Pawłowi Bajińskiemu ! No i wam drodzy słuchacze za wspólne przeżywanie pięknej muzyki nieobecnej” – napisał Tomasz Budzyński.

Decyzja poznańskiej rozgłośni oburzała wielu internautów.

„Na pewno większość z Was kojarzy- Tomasza Budzyńskiego – wokalistę Siekiery i Armii? Dobry człowiek pomagający innym. W Radiu Poznań od kilku lat prowadził świetny ‘Melodramat – magazyn muzyki nieobecnej’. Właśnie jakiś tępy zbir od  @BartSienkiewicz wyrzucił go z radia – skomentował w serwisie X dziennikarz Wojciech Wybranowski.

opr. jka, źródła: Fb,X

 

 

 

Fot. X/TV Republika

Służby zarekwirowały sprzęt Telewizji Republika

We wtorek, policja skonfiskowała drona i kartę pamięci należące do Telewizji Republika. Jak twierdzi reporter stacji, znajdowały się na niej materiały objęte tajemnicą dziennikarską.

Do zdarzenia doszło w Warszawie przy ul. Grzybowskiej, w pobliżu opuszczonej kamienicy, w której prowadzone są czynności związane z zabójstwem czterech osób, do jakiego doszło w tym miejscu w niedzielę. Ekipa TV Republika za pomocą drona nagrywała fasadę budynku. Jak relacjonuje portal Niezalenża.pl, po pewnym czasie na miejscu pojawili się funkcjonariusze policji, którzy skonfiskowali drona i kartę pamięci. Pytani przez reportera Michała Gwardyńskiego o podstawę prawną takiego działania odmawiali udzielenia jakichkolwiek informacji. Dziennikarz podkreślił, że na zarekwirowanej karcie pamięci były także inne materiały, objęte tajemnicą dziennikarską, m.in. nagrania pokazujące przeszukania domu byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.

„Jest to sytuacja zupełnie niesłychana – skomentował zajście, w rozmowie z portalem Niezalezna.pl, Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny TV Republika. –  Miejsce to nie było objęte strefą zakazu lotów, nie otrzymaliśmy żadnego ostrzeżenia od strony policji, że nie wolno filmować. Operator ma wszystkie możliwe zgody. Dron jest dziś zwykłym narzędziem pracy dziennikarzy, natomiast albo prokuratura i policja na widok drona zachowują się jak dzicy na widok parowozu, albo chodzi po prostu o samą Telewizję Republika, która budzi ich obawy i lęki, bo nie zawsze pokazuje to, co chce obecna władza”

opr. jka, źródło: Niezależna.pl