Fot. Facebook/Monika Andruszewska

Polska dziennikarka Monika Andruszewska została ranna w Kramatorsku. Zginął współpracownik Reutersa

Polska dziennikarka i wolontariuszka Monika Andruszewska ucierpiała podczas rosyjskiego ataku na Krematorsk, do którego doszło 24 sierpnia w Święto Niepodległości Ukrainy. Tego dnia rakieta uderzyła w hotel w tym mieście, zginął współpracownik agencji Reuters, a kilku dziennikarzy zostało rannych.

„Moja pierwsza osobista krew przelana za Ukrainę – akurat w Dzień Niepodległości. Po 10 latach wojny. Iskander tuż obok. Trochę pocięło mi tatuaż na prawej ręce, gdzie mam namalowane chabry przeplatane z kłosem zboża, nieprzypadkowo w kolorach ukraińskiej flagi” – napisała Monika Andruszewska na swoim profilu na Facebooku.

Zamieściła dwa zdjęcia – swoje z poranioną ręką oraz wnętrza uszkodzonego samochodu

„Tak może wyglądać każda możliwa osoba, w dowolnym miejscu Ukrainy, gdzie Rosjanie akurat postanowią uderzyć rakietą. Nie po linii frontu – po prostu po mieście w obwodzie donieckim, gdzie na przekór ludobójczym działaniom Rosji, wciąż trwa życie, pracują kawiarnie, salony piękności, dzieci bawią się na placach zabaw. Po prostu jedziesz po mieście. Po prostu żyjesz. Po prostu oddychasz. Rosjanom to wystarczy, by próbować cię zabić i walnąć Iskanderem tuż obok drogi, którą akurat jedziesz autem, zresztą po obiekcie cywilnym znajdującym się ze 20 metrów dalej” – czytamy we wpisie dziennikarki.

Andruszewska nie traci jednak optymizmu. „Skaleczenia opatrzę, to drobnostki. Tatuaż poprawię. Wyciągnę szkło z włosów i ręki. Auto trudno, wstawi się nowe szyby, w końcu nie pierwszy raz. I dalej będę pomagać ZSU”.

„Pomagam ZSU właśnie po to, by ruskie rakiety nie waliły w innych ludzi, którzy po prostu jeżdżą samochodami po swojej ziemi” – dodała dziennikarka.

24 sierpnia 2024 r., w Święto Niepodległości Ukrainy, wojska rosyjskie przeprowadziły atak rakietowy na hotel Sapphire w Kramatorsku, w którym przebywali dziennikarze. W wyniku ataku zginął pracownik brytyjskich mediów, a kilku innych dziennikarzy zostało rannych.

Według Reutersa zginął ich doradca ds. bezpieczeństwa, 38-letni Brytyjczyk Ryan Evans. Jak zauważa brytyjska gazeta „The Guardian” „Evans to były brytyjski wojskowy, który współpracuje z Reutersem od 2022 roku. Doradzał dziennikarzom agencji w kwestiach bezpieczeństwa na Ukrainie, w Izraelu i Igrzysk Olimpijskich w Paryżu.” Reuters podkreśla w swoim oświadczeniu: „Ryan pomógł wielu naszym dziennikarzom relacjonować wydarzenia na całym świecie; będzie nam go bardzo brakować.”

Według danych śledczych Prokuratury Okręgowej w Doniecku „24 sierpnia 2024 r. o godzinie 22.35 wojska rosyjskie uderzyły w miasto Kramatorsk, prawdopodobnie rakietą Iskander-M”. Okupanci zaatakowali dzielnicę mieszkalną, gdzie na terenie zniszczonego lokalnego hotelu rannych zostało dwóch dziennikarzy zagranicznych mediów w wieku 38 i 40 lat. Zdiagnozowano u nich obrażenia od wybuchu m.in., wstrząs mózgu, złamanie nogi, stłuczenie i rany cięte na ciele.

Według raportu policji wśród rannych jest czterech reporterów, obywateli USA, Niemiec, Łotwy i Ukrainy. A także dwóch mieszkańców.

Frontowa ukraińska dziennikarka Natalia Nagorna tak zareagowała na to wydarzenie w swoim poście na Facebooku: „Tak, Iskander poleciał do hotelu w Kramatorsku. Tak, mieszkali tam dziennikarze. Jedna osoba jest nadal poszukiwana. Nie, to nie byliśmy my. Rosjanie to szumowiny.”

Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy (NUJU) podaje, że Ryan Evans jest 17. pracownikiem mediów, który zginął na służbie od początku rosyjskiej inwazji na pełną skalę. W sumie, według NUJU, okupanci zamordowali co najmniej 94 pracowników mediów (w tej liczbie są ofiary cywilne i osoby zmobilizowane w szeregi ukraińskich sił obronnych).

NUJU zdecydowanie potępił ten kolejny atak rosyjskich najeźdźców na infrastrukturę cywilną, z której korzystają dziennikarze i pracownicy organizacji humanitarnych na obszarach frontu. Takie działania stanowią zbrodnię wojenną i rażące naruszenie międzynarodowego prawa humanitarnego. Związek wezwał społeczność międzynarodową do zwiększenia presji na Rosję, aby zaprzestała barbarzyńskich ataków na ludność cywilną i przedstawicieli mediów.

 

Svitlana Karpenko wśród ruin redakcji swojej gazety.

WOŁODYMYR SYDORENKO: Związek dziennikarzy walczących…

Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy (NUJU) to stowarzyszenie, które od ponad dwóch i pół roku walczy o swój kraj. Od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę zginęło już ponad 75 dziennikarzy. Ponad 80 redakcji gazet, agencji informacyjnych, rozgłośni radiowych i stacji telewizyjnych przerwało działalność. Pracę straciło około 200 pracowników mediów. Ale na terenach okupowanych udało się już wznowić wydawanie 32 gazet lokalnych…

Oleksij Pasiuga, redaktor naczelny gazety „Worskla”, spędza trzy dni w tygodniu w mieście Wełyka Pysariwka w obwodzie sumskim i osobiście dostarcza czytelnikom każdy nowy numer gazety. „Dostarczamy gazetę czytelnikom, zbieramy materiały do nowych publikacji. I na pewno udamy się do redakcji, żeby uprzątnąć kolejną partię potłuczonego szkła i innych śmieci, które powstały w wyniku regularnych rosyjskich ostrzałów naszego miasta” – mówi Oleksij.

Oleksij Pasiuga, redaktor naczelny gazety „Worskla”, dostarcza pismo swoim czytelnikom i zbiera materiały do kolejnego numeru.

Gazeta „Worskla” skończyła 94 lata. Redakcja zajmowała całe drugie piętro biurowca. Teraz pomieszczenia te została praktycznie zniszczona przez rosyjskie bomby: wybite okna i drzwi, połamane meble, poważnie uszkodzony dach. „Cieszymy się tylko, że udało się ocalić archiwum naszej gazety z 1944 roku” – mówi Oleksij Pasiuga.

Według redaktora, w Wełykiej Pysariwce nie ma teraz prądu, internetu, nie działają telefony komórkowe. Wszystko w mieście zostało zniszczone – poliklinika, biblioteka, poczta, sąd, prokuratura. Pozostało tu jednak kilkudziesięciu mieszkańców i pomimo trudnych warunków redakcja w dalszym ciągu przygotowuje dla swoich czytelników nowe wydania gazety. „Mamy czytelników nie tylko w Wełykiej Pysariwce, ale także w innych miejscowościach. Wszyscy potrzebują informacji i przekonania, że ​​nie zostaliśmy zhakowani, że kraj ich nie porzucił!” – podkreśla Pasyuga.

Zniszczona przez rosyjskie bomby redakcja gazety „Worskla”.

Redakcja gazety „Obrii Iziumszczyna” ukazująca się w Iziumie pod Charkowem. zmuszona została opuścić swój lokal. „Nasza redakcja mieściła się w starym budynku z dużą salą, który przetrwał nawet podczas II wojny światowej. Jednak na początku marca 2022 r. uległ zniszczeniu – rosyjskie bomby wybiły okna i drzwi, uszkodzony został dach” – mówi redaktor naczelny Kostiantyn Grihorenko. – „W czasie okupacji miasta rosyjscy żołnierze mieszkali na naszym terenie przez pięć miesięcy. Zrabowali całą naszą własność…”

10 września 2022 roku ukazał się „Izium”, a „Obrii Iziumszczyna”, po długiej przerwie, tydzień później wydała pierwszy numer. Pierwszą edycję sfinansował rząd, drugą Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy. Przez pewien czas gazeta była rozdawana mieszkańcom bezpłatnie wraz z pomocą humanitarną. W tym czasie w mieście nie było telewizji ani internetu…

W mieście Orihów w obwodzie zaporoskim budynek redakcji gazety „Trudova Slava” został doszczętnie zniszczony przez rosyjskich najeźdźców. Redaktorka Svitlana Karpenko, stojąca wśród ruin, z bólem wspomina: – „Kiedyś była tu moja praca… A teraz prawie całe miasto zostało zniszczone” – mówi Svitlana. – „Tęsknię za własnym domem, który został zniszczony, tęsknię za tym, na co przez wiele lat tutaj robiliśmy.” Pomimo bliskości Orihowa od linii frontu, Svitlana, wykazując się niesamowitym zaangażowaniem w swoją pracę, nadal dwa razy w miesiącu dostarcza mieszkańcom drukowane egzemplarze gazety.

Takich przykładów na Ukrainie jest wiele. NUJU prowadzi rejestr ataków rakietowych i bombowych na redakcje i drukarnie w Kijowie, Czernihowie, Sumach, Charkowie, Doniecku, Dniepropietrowsku, Zaporożu, Chersoniu, Mikołajowie oraz miastach w obwodach odeskim i żytomierskim.

Odpowiedzialność zawodową i ludzką odwagę wykazuje Wasyl Myrosznyk, redaktor gazety „Zorya” z miasta Złoczowa w obwodzie charkowskim, który co tydzień dostarcza swoją gazetę do osiedli w pobliżu granicy z Rosją. Ludzie chętnie czytają „Zoryę”, gdyż w obliczu braku prądu wielu z nich nie ma praktycznie innych źródeł informacji.

„Straciłem już rachubę, ile razy na redakcję padały bomby” – mówi Myrosznyk. – „Policzyłem do ośmiu i zgubiłem się. Znowu wypadła sklejka, którą wstawiliśmy w miejscu okien. Nie ma chyba sensu jej przywracać. Ale wszyscy wokół za każdym razem odnawiają ruiny i my też to robimy.”

W gminie Złoczowa często nie ma prądu, ale redakcja w dalszym ciągu pracuje na generatorze dostarczonym przez Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy. „Jestem zachwycony poświęceniem mojego zespołu dla gazety!” – mówi redaktor.

Aby pomóc dziennikarzom działającym na pierwszej linii frontu, Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy utworzył sześć Centrów Solidarności Dziennikarskiej Jeden z nich znajduje się w Charkowie. Koordynatorka charkowskiego Centrum, znana charkowska dziennikarka Hanna Czernienko, twierdzi, że niszczenie redakcji i drukarń przez Rosjan jest celowym aktem niszczenia kultury ukraińskiej. I tak 23 maja 2024 roku drukarnie Charków Factor Druk i Vivat zostały całkowicie zniszczone przez celowany strzał rakietowy. Zginęło tam 7 osób, 16 zostało rannych.. Niemniej jednak już po miesiącu wznowiono tam wydawanie gazet i książek.

W obwodzie charkowskim zniszczonych lub poważnie uszkodzonych zostało już ponad 200 obiektów dziedzictwa kulturowego, w tym muzeum ukraińskiego filozofa Hryhorija Skoworody. Dokonano ataku rakietowego na teatr „Postscriptum”, Charkowski Akademicki Teatr Dramatyczny, gmach, w którym mieści się redakcja publicznego radia, Uniwersytet Karazin, itp.

W zeszłym roku kilkudziesięciu fotoreporterów z Charkowa wzięło udział w projekcie UNESCO: dokumentowali skutki ataków na zabytki kultury różnego szczebla. Są to starożytne świątynie, instytucje edukacyjne, budynki mieszkalne, kompleksy pamięci itp.

Szef Narodowego Związku Dziennikarzy Ukrainy Serhij Tomilenko tłumaczy, że związek aktywnie wspiera redakcje, które ucierpiały w wyniku rosyjskich ataków, zapewniając niezbędny sprzęt i doraźną pomoc finansową. Na terenach okupowanych wznowiono wydawanie 32 gazet, a pomoc udzielono tysiącom dziennikarzy. – „Kluczowym narzędziem badania potrzeb i pomocy mediów jest sieć Centrów Solidarności Dziennikarskiej, która została założona przez NSJU wiosną 2022 roku i działa przy wsparciu Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy (IFJ) i Europejskiej Federacji Dziennikarzy (EFJ) oraz UNESCO” – mówi Serhij Tomilenko. – „Obecnie istnieje sześć takich ośrodków – w Charkowie, Zaporożu, Dnieprze, Iwano-Frankowsku, Lwowie – Czerniowcach i w stolicy – ​​Kijowie. Wsparcie udzielane przez te ośrodki ma często kluczowe znaczenie dla przetrwania lokalnych mediów w obliczu rosyjskiej agresji. Pomimo wszystkich trudności ukraińscy dziennikarze kontynuują swoją ważną misję, wykazując się niezłomnym duchem i oddaniem zawodowi

Niedawno w Brukseli z udziałem NUJU i EFJ odbył się okrągły stół „Trwałe wsparcie ukraińskich mediów: Dlaczego to ważne podczas wojny?”

„Od ponad dwóch lat ukraińscy dziennikarze wykonują swoją pracę w ekstremalnych warunkach zagrożenia fizycznego i kryzysu gospodarczego” – stwierdził sekretarz generalny Belgijskiego Związku Dziennikarzy (AGJPB-AJP), członek Komitetu Wykonawczego EFJ , Martin Simonis. – „Często mówimy o fizycznym zagrożeniu dla dziennikarzy, ale rzadko o sytuacji gospodarczej, w jakiej obecnie znajdują się środki masowego przekazu na Ukrainie. Ukraińska branża medialna nie ma bazy finansowej do ożywienia ze względu na takie czynniki, jak brak tradycyjnych źródeł dochodów, destrukcja rynków reklamowych, migracja ludności oraz brak instytucjonalnego programu wsparcia środki masowego przekazu. Dlatego większość ukraińskich mediów boryka się z niepewnością co do przyszłości i problemami finansowymi. Organizacje międzynarodowe, w szczególności Fundusz Nadzwyczajny, utworzony przez Europejską i Międzynarodową Federację Dziennikarzy, a także związki i stowarzyszenia dziennikarzy krajów europejskich, w najbardziej krytycznym okresie wspierały ukraińskich kolegów. Wraz z partnerami międzynarodowymi Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy (NUJU) pomógł ponad 4500 dziennikarzom i przywrócił wydawanie 32 gazet…”

 

Fot. Wikipedia

WOŁODYMYR SYDORENKO: Obywatele Rosji coraz częściej gardzą swoim państwem?

Incydent w jednej z rosyjskich szkół, w której cześć uczniów i rodziców nie wstała podczas wykonywania hymnu państwowego, wywołał dyskusję o rosnącej pogardzie Rosjan dla symboli swojego państwa i samego państwa.

Jak wynika z wpisów na portalach społecznościowych, pod koniec czerwca w szkole nr 33 w rosyjskim mieście Nalczyk, podczas ceremonii wręczenia świadectw dla uczniów klas dziewiątych, część licealistów i ich rodziców nie wstała podczas wykonywania rosyjskiego hymnu. Nagrania wideo, które w lipcu pojawiły się na kanałach Telegramu, pokazują, że niektórzy uczestnicy uroczystości podczas hymnu siedzieli.

Incydent ten zwrócił uwagę przewodniczącego Komisji Obrony Dumy Państwowej Andrija Kartapolowa, który zaapelował do „organów ścigania”. Dla rodziców i uczniów, którzy nie wstali do hymnu, sporządzono protokoły administracyjne. W gronie tym znaleźli się m.in. była żona trenera rosyjskiej kadry narodowej w judo i szef jednego z oddziałów holdingu energetycznego Rushydro. Firma stwierdziła, że ​​ich pracownik „zhańbił firmę i obraził 70-tysięczny zespół pracowników energetyki” i oczekiwała od niego „publicznych przeprosin”. Mężczyzna nie przeprosił, a jedynie złożył rezygnację.

Jak podaje TASS, rodzice i dzieci zostali już ukarani. Łącznie w tej sprawie wpłynęło dziewięć wniosków do sądu. Sędzia uznał ośmiu mieszkańców Nalczyka za winnych naruszenia procedury oficjalnego używania symboli państwowych Federacji Rosyjskiej i na każdego z nich nałożył karę w wysokości trzech tysięcy rubli.

Podobna sprawa doprowadziła do ostrego konfliktu w okupowanym przez Rosję krymskim mieście Sewastopol. Według lokalnego serwisu informacyjnego, ktoś w mieście wpadł na pomysł, aby podczas jazdy trolejbusem włączyć rosyjski hymn narodowy. Jeden z pasażerów odebrał to jako naruszenie jego praw. Doszło do bójki. Teraz policja poszukuje jej uczestników, aby pociągnąć do „odpowiedzialności prawnej”.

Komentatorzy na portalach społecznościowych twierdzą, że rosnącą pogardę Rosjan dla symboli swojego państwa i samego państwa, tłumaczy się faktem, iż państwo rosyjskie, w którym rządzi reżim dyktatorski, od wielu lat gardzi prawami swoich obywateli, takimi jak: wolności wyborów, wolności słowa, wyznania, zgromadzeń, prawa do swobodnego wyrażania swoich przekonań. Te i inne prawa człowieka są w Rosji nagminnie łamane.

Żywym przykładem ucisku praw wierzących są prześladowania wiernych Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego na okupowanym Krymie. Niedawno rozpoczęła się tu rozbiórka cerkwi pw. Podwyższenia Krzyża w Eupatorii. Świątynia ta została zbudowana według typowego projektu starożytnej świątyni zachodnio-ukraińskiej – wszystkie elementy wykonano ręcznie, zmontowano ją bez użycia gwoździ i innych elementów mocujących. Według planów świątynia ta miała stać się muzeum starożytnej ikony ukraińskiej na Krymie, ale najeźdźcy splądrowali cerkiew, usuwając z niej  wszystkie starożytne ikony. Teraz przyszedł czas na likwidację samej świątyni.

Prześladowania Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego przez władze rosyjskie, a także przez Rosyjską Cerkiew Prawosławną, doprowadziły do ​​tego, że Diecezja Krymska znalazła się na skraju przetrwania. O ile na początku 2014 roku liczyła ona 45 parafii pod opieką 14 księży, to dziś została ona zredukowane do jednej parafii.

Jak zauważono, rozbiórka cerkwi w Eupatorii narusza wymogi art. 147 Konwencji genewskiej o ochronie ludności cywilnej w czasie wojny, który zabrania niszczenia mienia nieuzasadnionego koniecznością wojskową. Działania władz rosyjskich naruszają także art. 56 Regulaminu haskiego z 1907 r. o prawach i zwyczajach wojennych, który przewiduje ochronę instytucji religijnych przed zdobyciem, zniszczeniem lub umyślnym uszkodzeniem.

Komentatorzy podkreślają, że reżim rosyjski wykazuje pokrewieństwo z reżimem faszystowskim w Niemczech lat 30. i 40. XX w., który prześladował wierzących Świadków Jehowy i doprowadził do ich zagłady. 20 kwietnia 2017 roku Sąd Najwyższy Federacji Rosyjskiej uznał Świadków Jehowy za organizację ekstremistyczną i zakazał jej działalności na terytorium Federacji Rosyjskiej. 16 sierpnia 2017 roku Ministerstwo Sprawiedliwości Federacji Rosyjskiej wpisało krymskie oddziały Świadków Jehowy do rejestru organizacji ekstremistycznych. Od 2018 roku rozpoczęły się prześladowania Świadków Jehowy w sprawach karnych. W 2020 roku zapadły pierwsze wyroki dla członków tej organizacji.

Na przykład Sąd Rejonowy w Sewastopolu skazał 31-letniego Świadka Jehowy Maksyma Zinczenkę z Teodozji na dwa lata ciężkich robót za udział w nabożeństwach.

Jak poinformowała Krymska Grupa Praw Człowieka, w Teodozji rano przeszukano mieszkanie małżeństwa Zinczenko, po czym 31-letni Maksym Zinczenko został zatrzymany i przewieziony do Sewastopola. Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej wszczął sprawę karną przeciwko niemu. Po przesłuchaniu Zinczenko został osadzony w areszcie na dwa dni. Postawiono mu zarzuty z artykuł o udziale w organizacji ekstremistycznej. Jak wynika ze śledztwa, od 2019 roku Zinczenko „zajmował się nielegalnym organizowaniem zgromadzeń, przemówień połączonych z badaniem materiałów religijnych, sam wygłaszał kazania na spotkaniach oraz propagował idee ekstremistyczne za pomocą Internetu”.

Jak przypomina organizacja, na Krymie zapadły już wyroki wobec trzydziestu wyznawców Świadków Jehowy. Wśród nich Artem Szablij otrzymał karę w zawieszeniu, a pozostali – Artem Gerasimov, Oleksandr Dubovenko, Jewhen Żukow, Oleksandr Litwinyuk, Wołodymyr Maladyka, Wołodymyr Sakada, Wiktor Staszewski, Serhij Filatow, Igor Schmidt – zostali skazani na kary więzienia od 5 do 6 lat.

Sąd Rejonowy miasta Irkuck skazał dziewięciu członków Świadków Jehowy. Jak podaje RFE/RL, otrzymali oni kary od 3 do 7 lat więzienia. Sześciu uznano za winnych finansowania działalności ekstremistycznej, usłyszeli oni wyrok 7 lat więzienia. Dwóch kolejnych uznano za winnych na podstawie artykułu o organizowaniu działalności stowarzyszenia ekstremistycznego i skazano na 6 lat i 4 miesiące więzienia. Dziewiąta osoba została uznana winną na podstawie artykułu o udziale w zabronionej organizacji i skazana na 3 lata więzienia. Całą grupę zatrzymano w 2021 roku. Według ich bliskich, zostali dotkliwie pobici. W sumie w Rosji skazano już ponad 450 Świadków Jehowy, a podejrzanych i oskarżonych jest prawie 800.

W czerwcu 2022 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał zakaz działalności Świadków Jehowy za sprzeczny z Konwencją o Ochronie Praw Człowieka i zażądał umorzenia spraw karnych i uwolnienia więźniów. Moskwa oświadczyła wówczas, że nie zastosuje się do wyroku sądu w związku z wykluczeniem Rosji z Rady Europy za jej inwazję na Ukrainę.

Czy zatem obywatele mają chęć szanowania i wspierania takiego państwa?

 

WOŁODYMYR SYDORENKO: Rosja to trujący kraj…

W ostatnich miesiącach armia rosyjska na frontach na Ukrainie zaczęła częściej używać zakazanej broni chemicznej.

I tak, w kwietniu tego roku, według ukraińskiej armii, odnotowano 444 przypadki użycia przez wojska rosyjskie amunicji zawierającej trujące chemikalia. To 71 razy więcej niż w poprzednim miesiącu. W maju liczba przypadków wzrosła do 480. W sumie od początku inwazji na pełną skalę do czerwca 2024 roku odnotowano ponad 2000 przypadków użycia przez Rosję amunicji wyposażonej w śmiercionośne chemikalia. Federacja Rosyjska niniejszym narusza międzynarodową „Konwencję o zakazie prowadzenia badań, produkcji, składowania, użycia i niszczenia broni chemicznej”, podpisaną przez ponad 150 krajów, w tym Rosję, a także ogólne prawa międzynarodowe i zwyczaje wojenne.

2 maja 2024 roku Departament Stanu USA oskarżył Rosję o użycie broni chemicznej przeciwko Ukrainie. Mówiono wówczas o chloropikrynie, gazie łzawiącym i duszącym, który był aktywnie używany podczas I wojny światowej. Oficjalnie amunicję chloropikrynową w Rosji uważa się za zniszczoną. W oświadczeniu Departamentu Stanu USA napisano, że „użycie tego typu środków chemicznych nie jest odosobnionym przypadkiem i wynika z chęci wojsk rosyjskich wyparcia sił ukraińskich z ufortyfikowanych pozycji i osiągnięcia przewagi taktycznej na polu walki”. Dane te zostały upublicznione przez Departament Stanu w kontekście wprowadzenia nowych sankcji wobec Rosji i krajów, które pomagają jej ominąć sankcje na produkcję broni.

Armia rosyjska sporadycznie używa broni chemicznej. Ale jeśli świat nie da na to zdecydowanej i twardej odpowiedzi, Rosja przejdzie do zakrojonego na szeroką skalę i śmiercionośnego użycia broni chemicznej, twierdzi Emma Nix, zastępca dyrektora Centrum Europejskiego w amerykańskim think tanku Atlantic Rada.

Ukraińska stacja nadawcza „Suspilne” twierdzi, że użycie różnej broni chemicznej, pomimo jej zakazu, było praktykowane w przeszłości i przez długi czas Rosja przechodziła drogę jej użycia z Syrii do nowiczoka. Rosja ze swej natury jest obecnie krajem trującym…

Jednym z pierwszych potwierdzonych przypadków użycia przez Rosję broni chemicznej było zabójstwo Stepana Bandery w październiku 1959 r. Agent KGB Bohdan Staszynski zrobił to w Monachium za pomocą pistoletu naładowanego roztworem cyjanku potasu.

Pierwszy przypadek użycia trucizny chemicznej przez niesowiecką Rosję wiąże się z otruciem prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki w 2004 roku.

Głośna na całym świecie była sprawa śmierci w jednej z brytyjskich klinik byłego funkcjonariusza FSB Aleksandra Litwinienki w wyniku zatrucia radioaktywnym izotopem polonu-210. Brytyjskie służby specjalne udowodniły, że stała za tym Rosja.

W 2018 r. rosyjskie służby wywiadowcze wykorzystały nowiczok, szczególnie silny środek paralityczno-drgawkowy opracowany w ZSRR, do próby otrucia Siergieja Skripala. Była to kara za szpiegostwo na rzecz Wielkiej Brytanii. Skripal nie zginął, zmarł natomiast mieszkaniec miasteczka Amesbury, który miał kontakt z rzeczami, w których znajdowały się szczątki nowiczoka. Brytyjskie służby specjalne po raz kolejny udowodniły udział Rosji w tym zdarzeniu.

W 2020 roku nowiczok został ponownie użyty w nieudanej próby otrucia przywódcy rosyjskiej opozycji Aleksieja Nawalnego podczas lotu z Tomska do Moskwy.

Pierwsze masowe użycie broni chemicznej w konfliktach zbrojnych XXI wieku odnotowano w sierpniu 2013 r. na przedmieściach Damaszku, w Ghouta, w Syrii. Syryjskie wojsko wystrzeliło serię rakiet wypełnionych środkiem paralityczno-drgawkowym sarinem, zabijając ponad 1400 osób. Rosja była i jest wojskowym sojusznikiem Syrii, dlatego pełniła rolę gwaranta, że ​​wojska syryjskie podają do publicznej wiadomości informację o zapasach broni chemicznej, która następnie zostanie zniszczona pod międzynarodowym nadzorem. Ale Rosja jak zwykle nie dotrzymała obietnic. Po 2015 roku, kiedy Kreml aktywnie włączył się w wojnę w Syrii, miało tam miejsce około 300 kolejnych ataków chemicznych z użyciem chloru. Chlor powoduje oparzenia skóry, błon śluzowych i wywołuje skurcz górnych dróg oddechowych, co prowadzi do bolesnej śmierci. Substancji tej używano do bombardowania dzielnic mieszkalnych miast i infrastruktury.

Jesienią 2016 roku Rada Bezpieczeństwa ONZ opublikowała wnioski ze śledztwa, w którym udało się wykazać udział syryjskiego wojska w użyciu trujących gazów w latach 2014 i 2015. Podczas śledztwa Rosja próbowała zablokować wszelkie działania międzynarodowe przeciwko swojemu syryjskiemu sojusznikowi, niezależnie od tego, jak mocne były dowody. Na przykład według międzynarodowej organizacji Human Rights Watch rakietami ziemia-ziemia wystrzelonymi w kierunku syryjskich miast były radzieckie rakiety M-14. W listopadzie 2017 roku Rosjanie zawetowali trzy rezolucje ONZ, wzbudzając podejrzenia społeczności światowej co do ich własnego zaangażowania w ataki chemiczne. Próba zamachu przy pomocy nowiczoka przekonała świat, że Federacja Rosyjska rozwija i używa broń chemiczną. Tak wynika z oświadczenia ONZ z grudnia 2020 r.

W 1997 roku Rosja przystąpiła do Konwencji o zakazie broni chemicznej. Działania rosyjskich władz świadczą jednak o pogardzie dla konwencji, a łamanie jej podstawowych zasad jest oczywiste. Moskwa broniła swojego syryjskiego sojusznika, wetując Radę Bezpieczeństwa ONZ i angażując się w globalną kampanię dezinformacji na temat użycia broni chemicznej. Dwa ataki przy pomocy nowiczoka pokazały, że Rosja ​​nielegalnie wspiera program broni chemicznej i posiada środki paraliżujące.

Philippa Lenza, dyrektor Centrum Studiów nad Nauką i Bezpieczeństwem w King’s College w Londynie, powiedziała, że ​​Rosja dysponuje szerokim asortymentem broni chemicznej, od wyrafinowanych środków paraliżujących po beczki z chlorem.

Jednocześnie Dan Cacheta, były członek Korpusu Chemicznego Armii Stanów Zjednoczonych i autor książki „Toxic: A History of Nerve Agents, from Nazi Germany to Putin’s Russia”, przekonuje, że broń chemiczna nie jest zbyt skuteczna w operacjach wojskowych. Jest kosztowna i nieprzewidywalna, gdyż jej skuteczność w uderzeniu wojsk wroga może zależeć od warunków naturalnych, w szczególności od kierunku i siły podmuchów wiatru. W historii jest tylko kilka przykładów, że użycie broni chemicznej mogło mieć decydujący wpływ na przebieg bitwy. Raczej może służyć do zabijania ludności cywilnej i dodatkowego nacisku na rząd i wojsko.

Kwietniowe dochodzenie przeprowadzone przez „The Telegraph” wykazało, że siły rosyjskie systematycznie prowadzą kampanię nielegalnych ataków chemicznych przeciwko ukraińskiej armii. Według dowódcy ukraińskiej grupy rozpoznawczej pod Czasowym Jarem armia rosyjska używa broni chemicznej, aby zmusić ich do opuszczenia fortyfikacji, co stwarza szansę na dalsze zniszczenia bronią konwencjonalną.

Swego czasu „Voice of America” zbierał reakcje na użycie przez Rosję broni chemicznej na Ukrainie. Przykładowo w grudniu 2023 roku Amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW) doniósł o użyciu przez wojsko rosyjskie zakazanej broni chemicznej przeciwko armii ukraińskiej w obwodzie chersońskim. Jak zauważono, 810. Brygada Morska Rosyjskiej Floty Czarnomorskiej potwierdziła później nawet celowe użycie granatów w aerozolu K-51 w tym rejonie. Agencja Reuters, powołując się na oświadczenia ukraińskiego wojska, podała również, że oprócz chlorpikryny wojska rosyjskie używają na froncie granatów z gazem łzawiącym CS, tzw. „Lilak”. Istnieją także liczne zeznania, dowody fotograficzne i wideo, że armia rosyjska używa przeciwko Siłom Zbrojnym Ukrainy amunicji fosforowej. W związku z tym Stany Zjednoczone nałożyły szereg sankcji, w szczególności wprowadzono ograniczenia wobec setek rosyjskich firm, które przyczyniają się do produkcji wojskowej.

Emerytowany pułkownik armii brytyjskiej Hamish de Bretton-Gordon napisał w felietonie dla „The Telegraph”, że widział na własne oczy, jak zabójcza może być broń chemiczna Putina. „Nie mogąc złamać morale i odporności sił Kijowa za pomocą broni konwencjonalnej, Kreml ucieka się do ataków gazowych w stylu I wojny światowej. Podczas gdy zachodni mężowie stanu są zajęci próbami uniknięcia eskalacji, którą niemal codziennie grozi Putin i jego bandyci, Rosja oszukała naszych przywódców, aby zignorowali zagrożenie chemiczne”. Według niego w ciągu ostatniego roku rosyjskie siły inwazyjne użyły broni chemicznej na dużą skalę. „To przerażająco genialna broń i jeśli nie masz moralności i nikt cię nie powstrzyma, będziesz jej używać cały czas. Putin i jego bandyci nie mają ani jednego, ani drugiego, a on ją wykorzystuje ze świetnym skutkiem i bez obawy przed karą” – podkreśla pułkownik.

 

WOŁODYMYR SYDORENKO: Polscy i ukraińscy naukowcy o historii walk z rosyjskim imperializmem

W Kijowie ukazała się książka „Polskie powstanie narodowe 1830-1831 na prawobrzeżnej Ukrainie: od mitów do faktów”. Mówimy o powstaniu, które przeszło do historii Polski i Ukrainy pod nazwą powstania listopadowego 1830 i 1831 r., a walki toczyły się m.in. na ziemiach Lubelszczyzny, Podola, Wołynia i Galicji.

Jak wiadomo, powstanie wybuchło 29 listopada 1830 roku w Warszawie atakiem na koszary wojsk rosyjskich i Belweder – pałac namiestnika, księcia Konstantego. Ten niepodległościowy zryw zakończył się 9 września 1831 roku klęską powstańców, lecz między tymi datami miało miejsce wiele wciąż często niezbadanych jeszcze wydarzeń. Powstanie objęło nie tylko Królestwo Polskie, ale też Litwę, terytorium Białorusi i Ukrainy, w tym nawet obwód kijowski.

Powstanie było dość masowe, jednak zostało stłumione przez wojska carskie ze względu na brak dobrej organizacji i słabe uzbrojenie walczących. Miało dwie negatywne konsekwencje. Po pierwsze, przez następną dekadę uczestnicy powstania byli brutalnie prześladowani, po drugie, zbuntowane regiony zostały z nową siłą poddane rusyfikacji. Powstanie listopadowe ma jednak ogromne znaczenie dla historii wyzwolenia zarówno Polski jak i Ukrainy, ponieważ pokazało siłę narodu, jego pragnienie wolności i sprawiedliwości.

Wspólna dla Ukraińców i Polaków historia walk wyzwoleńczych nie została jeszcze dostatecznie poznana. Dlatego polscy i ukraińscy naukowcy postanowili zatrzeć te białe plamy. Książka „Polskie powstanie narodowe 1830-1831 na prawobrzeżnej Ukrainie: od mitów do faktów” zawiera artykuły polskich naukowców reprezentujących instytucje naukowe w Warszawie, Kielcach, Olsztynie i Częstochowie. Natomiast Ukraińscy autorzy wywodzą się z placówek naukowych w Kijowie, Lwowie, Winnicy, Łucku, Mikołajowie, Humaniu, Chmielnickim i innych miastach.

Publikacja historyków ukraińskich i polskich ukazała się ze wstępem Emilii Jasiuk, doradcy ds. współpracy naukowo-dydaktycznej Ambasady RP na Ukrainie. Pisze ona: „Bezstronny i wyważony pogląd słynnych polskich i ukraińskich historyków pomoże każdemu, kto chce zrozumieć złożone wydarzenia końca XVIII wieku i pierwszej tercji XIX wieku na terenach przyłączonych do Rosji”. Swoją drogą ma to ogromne znaczenie, gdyż dwa wieki temu zachowanie rosyjskiego okupanta na tych terytoriach było takie samo, jak obecnie na okupowanych terytoriach Ukrainy – na Krymie i w Donbasie. Zakazy, represje, aresztowania, więzienia, nacjonalizacja mienia, zakaz wolności słowa, zgromadzeń, wolności przekonań, rusyfikacja oświaty i zakaz religii.

Monografię przygotowali naukowcy z Państwowego Uniwersytetu Pedagogicznego w Humaniu i Instytutu Historii Uniwersytetu Jana Długosza w Częstochowie pod redakcją Ihora Kryvosheyi i Norberta Morawca. W zbiorze znalazły się badania naukowe Tadeusza Epszteina z Warszawy na temat wkładu w historię Polski księcia Józefa Antoniego Poniatowskiego, bratanka ostatniego króla Rzeczypospolitej, Stanisława Augusta oraz badania Norberta Morawca o roli polskich powstań narodowych jako czynnika jednoczenia Ukraińców i Polaków. Naukowiec z Olsztyna Norbert Kasparek zgłębiał temat drogi wojsk polskich z Wołynia do Galicji w 1831 r., a naukowiec z Częstochowy Maciej Trombowski napisał o działalności oddziału partyzanckiego Karola Różyckiego w czasie powstania listopadowego. Badaczka z Kielc Lidia Michalska-Bracha zajęła się zaś tematem powstania Towarzystwa Opieki nad Polskimi Weteranami Wojskowymi 1831 we Lwowie w 1882 roku.

Mikołajowski naukowiec Maksym Zelinski poświęcił swoje badania ocenie powstań polskich XIX w. przez Romana Dmowskiego, Oksana Karlina z Łucka napisała pracę o procesie tworzenia nowej konstytucji po powstaniu listopadowym, a także problemach ustroju politycznego odrodzonej Polski. Yuliya Yartsun z Humania zajęła się zaś tematem udziału kobiet i dzieci w powstaniu listopadowym.

Omawiana wyżej książka jest drugą z serii publikacji naukowych poświęconych polsko-ukraińskiej walce o wolność przeciwko rosyjskiemu caratowi. Pierwsza publikacja ukazała się w 2014 roku, także w Kijowie. Dotyczyła powstania Tadeusza Kościuszki.

 

WOŁODYMYR SYDORENKO: Kolejna misja humanitarna dziennikarza Adama Zawadzkiego

18 czerwca 2024 r. polski dziennikarz i wolontariusz Adam Zawadzki, który od początku wojny na pełną skalę kilkakrotnie odwiedził już Ukrainę z misją humanitarną, przywiózł do Żytomierza kolejną partię pomocy. Tym razem są to apteczki taktyczne i sprzęt medyczny dla wojska.

Podczas swoich podróży na Ukrainę Adam odwiedził nie tylko Żytomierz, ale także miasta przygraniczne Ukrainy. „Najbardziej pamiętam miasto Izyum – pojechaliśmy tam zaraz po jego wyzwoleniu. Pamiętam, jak ludzie nas poznali. Cała Europa musi pamiętać, że Ukraina obecnie powstrzymuje Putina i jego armię – powstrzymuje i uniemożliwia Rosji dalszy postęp w Europie. Jeśli Ukraińcy nie powstrzymają Putina, pojedzie on dalej do Europy” – mówi Adam.

Wolontariusz zaczął pomagać Ukrainie 24 lutego 2022 roku w ramach fundacji „Dziękujemy za Wolność”, której jest prezesem. Ich pierwszą akcją była pomoc uchodźcom z Ukrainy na granicy w dotarciu do rodzin w Polsce i znalezieniu schronienia przed wojną.

„Najbardziej zapamiętałem dzieci” – mówi Adam Zawadzki. – Była na przykład jedna kobieta z pięciorgiem dzieci. Zostawiła je nam i poszła wypełniać jakieś formularze. Bawiliśmy się kilka godzin z dziećmi, które nam zaufały. Pamiętam także starsze osoby. Zostali u nas dwa, trzy dni, do tygodnia. Płakali, bo nie mieli dokąd pójść…”

„Przywieźliśmy apteczki i opaski uciskowe – to coś, co bardzo często ratuje życie żołnierzom na pierwszej linii frontu. Pomagają nam ludzie w Polsce – wiele fundacji współpracuje przy zakupie tego sprzętu medycznego dla Ukrainy. Przywieźliśmy też pudełko gier dla dzieci…” – opowiada Adam o swojej najnowszej akcji pomocy.

Oprócz sprzętu wojskowego i zabawek Adam Zawadzki przywiózł do Żytomierza także paszę dla zwierząt, którą przekazał organizacji ochrony żytomierskiego ogrodu zoologicznego ZOO Dozor. Na terytoriach okupowanych i niedawno okupowanych prawdziwym problemem są porzucone zwierzęta.

Szefowa organizacji ochrony ogrodów zoologicznych Ludmiła Okhotnikowa wyjaśnia to w następujący sposób: „Naszym głównym celem jest teraz sterylizacja zwierząt, a środki, które możemy zaoszczędzić, nie kupując żywności dla zwierząt, wydajemy właśnie na sterylizację. Wojsko sprowadza zwierzęta nawet ze strefy działań wojennych i ratuje je stamtąd.  Teraz sterylizacja jest najważniejsza, bo liczba bezdomnych zwierząt na ulicach jest po prostu katastrofalna.”

Podczas pobytu na Ukrainie Adam Zawadzki powiedział ukraińskim dziennikarzom, że zaledwie w ciągu pierwszych dziesięciu miesięcy rosyjskiej inwazji na Ukrainę na pełną skalę dostarczył dla ukraińskiego wojska ponad 20 ładunków humanitarnych. Oprócz Żytomierza Adam Zawadski przewoził pomoc humanitarną do okupowanego Chersonia, a także do Izyumu w obwodzie charkowskim. „Pod względem liczby mieszkańcówIzyum przypomina moje rodzinne miasto Mińsk Mazowiecki” – mówi Adam Zawadzki. – Dlatego jadąc tam myślałem, co by było, gdyby Rosjanie zbombardowali moje miasto? I dlatego stało się to jeszcze większym impulsem i spowodowało jeszcze większą chęć pomocy…”

Polscy wolontariusze zebrali zestawy niezbędnych leków – apteczki i plecaki dla wojska. Od początku masowej inwazji na Rosję ukraińskim żołnierzom przekazano już ponad 1000 plecaków i ponad 300 indywidualnych apteczek.

Natomiast w lutym 2024 r. Adam Zawadzki przywiózł do obwodu żytomierskiego apteczki ratunkowe i indywidualne, zupy w puszkach, nosze do przenoszenia rannych żołnierzy.

W ładunku znalazło się jeszcze pół setki plecaków ze sprzętem medycznym, a także nosze i apteczki osobiste. Dziesięć plecaków wysłano do lekarzy wojskowych w Chersoniu i Bachmucie, kolejne dziesięć otrzymała policja. Dwadzieścia plecaków zostanie przekazanych ukraińskim harcerzom, sześć zostanie wysłanych do ochotników w Malynie w obwodzie żytomierskim, a kolejne cztery trafią do polskiego ośrodka.

„Każdy z tych plecaków, w którym znajdują się wszystkie niezbędne materiały ratujące życie, kosztuje 30 000 zł. Ale problemem nie jest cena, tylko fakt, że po tylu dniach wojny na Ukrainie coraz trudniej jest pozyskać pomoc. Ludzie są zmęczeni, dlatego każdy gest dobrej woli jest na wagę złota. Ale nie przestajemy, bo wiara ludzi w zwycięstwo Ukrainy inspiruje nas do pomagania. Tylko razem odniesiemy to zwycięstwo” – mówi Adam.

„Wszystko, co przywiózł Adam, postaramy się jak najszybciej przekazać wojsku, bo te rzeczy mogą uratować niejedno czy dwa życia” – mówi Natalia Szumlanska, dyrektor Polskiego Centrum Edukacji i Nauki w Żytomierzu. W celu zbiórki i dostarczenia leków ukraińskiemu wojsku fundacja „Dziękujemy za Wolność” uruchomiła projekt „Apteczka dla Ukrainy”.

44-letni Adam Zawadzki jest wolontariuszem od 1986 roku, kiedy jako ośmioletni chłopiec wstąpił do Związku Harcerstwa Polskiego. Obecnie jest prezesem Fundacji „Dziękujemy za Wolność”. „Bycie wolontariuszem oznacza dzielenie się swoim dobrem. Nawet jeśli napotkamy pewne problemy, są one minimalne w porównaniu z problemami ludzi, którzy ucierpieli w wyniku wojny. I dlatego trzeba te potrzeby rozumieć, dostrzegać i pomagać ludziom – mówi Adam Zawadzki.

 

Fot. X

WOŁODYMYR SYDORENKO: Czy trumny pod Wieżą Eiffla to rosyjska prowokacja?

W pobliżu Wieży Eiffla w Paryżu znaleziono pięć trumien. Owinięto je we francuskie flagi, a w pobliżu umieszczono plakat z napisem „Francuscy żołnierze, którzy zginęli na Ukrainie”. Jak podała gazeta „Le Parisien”, policja zatrzymała w tej sprawie trzy osoby.

„1 czerwca o godzinie 9:00 trzy osoby umieściły w pobliżu Wieży Eiffla pięć trumien o standardowych wymiarach, przykrytych francuskimi flagami i plakat upamiętniający ‘francuskich żołnierzy poległych na Ukrainie’” – podała gazeta, powołując się na źródło w policji

Dzięki szybkiej reakcji organów ścigania 38-letni kierowca furgonetki przewożącej trumny został zatrzymany. Zatrzymano także dwóch mężczyzn w wieku 25 i 17 lat, którzy prawdopodobnie planowali wsiąść do autobusu do Berlina. Jak wynika z publikacji, trzej zatrzymani okazali się obywatelami Bułgarii, Ukrainy i Niemiec. Badania wykazały, że wszystkie pięć trumien było wypchanych workami gipsowymi. Zatrzymani przebywają w areszcie, wszczęto śledztwo w sprawie popełnienia umyślnego przestępstwa – poinformowała paryska prokuratura. Jak napisały francuskie środki masowego przekazu, prowadzone jest śledztwo „w celu ustalenia, czy akcja ta została zorganizowana z zagranicy”. Jak podano, francuski wywiad ma podstawy sądzić, że za akcją może stać Rosja.

Natomiast w sobotę, 8 czerwca rano w Paryżu zatrzymano trzech obywateli Mołdawii, którzy namalowali graffiti z wizerunkiem trumien i napisem „francuscy żołnierze na Ukrainie”. Poinformował o tym „Le Figaro”, powołując się na prokuraturę.

Graffiti odkryto w piątek w siódmej dzielnicy Paryża, gdzie znajduje się Wieża Eiffla. Jak zauważa gazeta, nie wiadomo jeszcze, ile takich rysunków powstało. U podejrzanych znaleziono farbę, rękawiczki i szablony. Wcześniej informowano, że mieszkaniec Donbasu posiadający obywatelstwo Rosji i Ukrainy został aresztowany we Francji pod zarzutem przygotowania ataku terrorystycznego. Według doniesień mediów, mężczyzna jest podejrzany o zamiar produkcji i użycia materiałów wybuchowych przeciwko sprzętowi wojskowemu wysyłanemu przez Francję na Ukrainę.

Tymczasem, jak zauważyły również ostatnio światowe media, Rosja jest sprawcą śmierci i zniszczenia w wojnie na Ukrainie. I tak „The New York Times” opublikował artykuł „Co Ukraina straciła”, w którym doniesiono, że „Na rozległym terytorium rozdartym 1300-kilometrową linią frontu i poza jej granicami, na Ukrainie zostało w różnych miejscach doszczętnie zniszczone prawie 210 000 budynków”. Nawet jeśli wojna zakończy się jutro, w wielu miejscach jej skutki będą nieodwracalne. Korzystając ze szczegółowej analizy wieloletnich danych satelitarnych, eksperci gazety sporządzili mapę każdego zniszczonego miasta, każdej ulicy i każdego budynku. Skala jest trudna do zrozumienia. Na Ukrainie zniszczono więcej budynków, niż gdyby wszystkie budynki na Manhattanie zostały zrównane z ziemią cztery razy. Części Ukrainy, oddalone od siebie o setki kilometrów, wyglądają jak Drezno czy Londyn po drugiej wojnie światowej, czy Gaza po sześciu miesiącach bombardowań.

Rosja zniszczyła także na Ukrainie 106 szpitali (w tym 18 w Mariupolu), 109 kościołów (34 w Mariupolu), 708 szkół (237 w Mariupolu). NYT pisze: „Te szacunki nie obejmują Krymu i obszarów Ukrainy, gdzie dokładne dane nie są dostępne. Prawdziwa skala zniszczeń jest prawdopodobnie jeszcze większa i nadal rośnie”.

 

WOŁODYMYR SYDORENKO: Putin boi się swoich generałów

Zdaniem analityków ostatnie zatrzymania i dymisje w rosyjskiej armii pokazują, że Władimir Putin nie ufa generałom. Podczas wojny armia zostaje wzmocniona, dlatego wzrasta też prawdopodobieństwo wojskowego zamachu stanu.

23 maja pod zarzutem korupcji aresztowano zastępcę szefa Sztabu Generalnego Rosji gen. Wadima Szamarina. Jak wynika ze śledztwa, w okresie od kwietnia 2016 r. do października 2023 r. generał otrzymał od dyrektora generalnego Permskich Zakładów Telefonicznych łapówkę w wysokości 36 mln rubli.

Tego samego dnia sąd w Moskwie aresztował także szefa wydziału zamówień obronnych Ministerstwa Obrony Rosji Władimira Wierteleckiego. Oskarżono go o nadużycie władzy publicznej przy wykonywaniu umowy państwowej, co spowodowało szkodę w wysokości 70 mln rubli. Jak wynika ze śledztwa, w 2022 roku Wierteletski przyjął niedokończone prace.

Zatrzymanie Wadyma Szamarina to kolejne aresztowanie wysokiego rangą przedstawiciela rosyjskiego dowództwa wojskowego w ciągu miesiąca. Jako pierwszy został zatrzymany wiceminister obrony Federacji Rosyjskiej Timur Iwanow, któremu postawiono zarzut przekupstwa na kwotę około 1 miliarda rubli, urzędnik został aresztowany 24 kwietnia. W połowie maja w sprawie o przekupstwo zatrzymano i aresztowano szefa departamentu personalnego Ministerstwa Obrony Rosji Jurija Kuzniecowa. 17 maja były dowódca 58. Armii Połączonej Armii, generał dywizji Iwan Popow, został aresztowany pod zarzutem oszustwa.

Wszystko to dzieje się w kontekście dymisji ministra obrony Rosji Siergieja Szojgu, którego zastąpił Andriej Biłousow. Ale jeszcze przed tym wszyscy wiedzieli, że ogromny budżet rosyjskiej armii został w dużej mierze zdefraudowany. To nie pierwszy przypadek kiedy Putin, chroniąc swoich najbliższych przyjaciół, pozwala na wszczynanie spraw karnych przeciwko osobom z drugiego, trzeciego i czwartego szczebla, którzy kradli „na zamówienie”. Wszystko wygląda dość logicznie, wojsko przyjmuje to spokojnie, Putin wzmacnia swoją władzę i wpływy w armii, a naród rosyjski wyraźnie popiera rozprawienie się ze skorumpowanymi urzędnikami.

W Rosji zwolennicy wojny bardzo się cieszą z pomysłu zwalczania złodziei i skorumpowanych urzędników w Ministerstwie Obrony. W internetowych wpisach wyrażają oni nadzieję, że sprawcy przestępstw zostaną nie tylko uwięzieni, ale wysłani na front, aby w jednostkach szturmowych krwią mogli odpokutować swoje winy.

Wielu Rosjan twierdzi też, że Putin wiedział o korupcyjnym procederze, ale prześladuje tych, którzy są przeciwko niemu. Na przykład pułkownik Igor Striełkow, który swego czasu działał na Krymie i w Donbasie, został wtrącony do więzienia po nadmiernej krytyce rosyjskiego prezydenta.

Zdaniem analityków zatrzymania i dymisje wskazują, że rosyjski przywódca nie ufa generałom. Podczas wojny armia zostaje wzmocniona, dlatego wzrasta prawdopodobieństwo wojskowego zamachu stanu. Putin boi się swoich generałów. Tymczasem Ministerstwo Obrony Rosji w dalszym ciągu publikuje fałszywe informacje o sukcesach na froncie, podczas gdy w rzeczywistości ofensywa armii rosyjskiej na Ukrainie uległa spowolnieniu.

Rosyjscy analitycy przebywający zagranicą twierdzą, że przyczyna ostatnich wydarzeń może być dwojaka. Albo w Rosji rzeczywiście nie ma już prawdziwych generałów, tylko na wysokim szczeblu w armii funkcjonuje klub łapówkarzy, albo powtarza się rok 1937, gdy Stalin za pomocą organów ścigania rozprawiał się z niewygodnymi mu osobami.

 

Zniszczone Aleppo. Fot. Wikipedia

WOŁODYMYR SYDORENKO: Putin stosuje na Ukrainie taktykę znaną z Aleppo

Wystarczy obejrzeć zdjęcia zniszczonego syryjskiego Aleppo, żeby zobaczyć ten sam rosyjski „charakter pisma” w ukraińskich miastach.

Jak poinformowała niedawno agencja Ukrinform, powołując się na byłego ambasadora Turcji w Moskwie Aydina Adnana Sezgina, wojska rosyjskie na Ukrainie powtarzają taktykę działań stosowaną wcześniej w syryjskim Aleppo, w szczególności chodzi o ataki na obiekty cywilne, sprzeciw wobec misji humanitarnych i ewakuacji ludności.

„Teraz Ukraina jest świadkiem trendu ataków podobnego do tych w Syrii. Armia rosyjska strzela na oślep. W miejscach ataków rakietowych i bombardowań lotniczych nie ma obiektów wojskowych, wszystkie są terenami mieszkalnymi” – powiedział Sezgin.

Według niego taktykę Aleppo Putin stosuje także podczas zdobywania miast. „Kiedy ludzie chcą opuścić miasto w obawie przed bombardowaniami, mówi, otwórzmy korytarz humanitarny. Kiedy korytarz humanitarny jest otwierany, jest on również bombardowany” – powiedział były ambasador.

Choć coraz częściej słyszy się porównania rosyjskiej inwazji na Ukrainę z II wojną światową, „The Guardian” sugeruje zwrócenie uwagi na nowszy przykład – wojnę w Syrii. Gazeta pisze także, że Rosja stosuje tę samą taktykę na Ukrainie, a wielu rosyjskich dowódców, którzy obecnie niszczą ukraińskie miasta, zdobyło doświadczenie w walce w Syrii.

Rosja dołączyła do rzezi w Syrii w 2015 roku, stając po stronie dyktatora Bashara al-Assada. Całe miasta zostały zmiecione z powierzchni ziemi. Według grupy monitorującej Airwars w wyniku rosyjskich nalotów zginęło prawie 25 000 cywilów.

W Aleppo i Ghouta, na przedmieściach Damaszku, rosyjskie bomby spadły na szpitale, szkoły, rynki i na kolejki ludności cywilnej oczekującej na chleb. Rosyjskie lotnictwo pomogło żołnierzom Assada oblegać miasto, powodując, że mieszkańcy dosłownie umarli z głodu. Rosja i armia dyktatora strzelały do ​​ludzi próbujących ewakuować się korytarzami humanitarnymi.

Była ambasador USA przy ONZ Samantha Power dostrzegła podobieństwa między blokadą Mariupola a zniszczeniem Aleppo. „Federacja Rosyjska pokazała, że ​​jej podejście do Mariupola będzie takie samo, jak podejście rządu syryjskiego do Aleppo” – powiedziała po przybyciu do Polski z prezydentem Joe Bidenem, jak donosił ukraiński kanał telewizyjny Suspilne.

W 2008 roku syryjskie miasto Aleppo liczyło prawie 1,7 miliona mieszkańców i było uważane za drugie co do wielkości miasto w Syrii. W 2016 roku wojska rosyjskie praktycznie zniszczyły miasto poprzez bombardowania „dywanowe”, ucierpiało wiele obiektów będących pomnikami UNESCO.

„The Guardian” wyróżnia pięć kluczowych elementów „metody syryjskiej”, którą Putin stosuje obecnie na Ukrainie. Po pierwsze, jest to oblężenie miast. Siły Asada i wojska rosyjskie oblegały miasta, aby zmusić je do poddania się z powodu głodu i wyczerpania mieszkańców. Tak wyglądało oblężenie Aleppo w 2016 roku. Powstańcom najpierw odcięto dostawy, a następnie, przez sześć miesięcy, systematycznie „czyszczono” ulicę po ulicy. Przez cały ten czas miasto było chaotycznie bombardowane. W 2017 r. łącznie 4,9 mln Syryjczyków znajdowało się na obszarach objętych oblężeniem lub na terenach, do których nie mogły dotrzeć dostawy.

Na Ukrainie to samo działo się w Mariupolu. Przypuszcza się, że wojska rosyjskie planowały również oblegać Charków i Kijów, jednak siły ukraińskie nie pozwoliły im na otoczenie tych miast, kontrolując szlaki zaopatrzeniowe.

Po drugie, są to ataki na infrastrukturę cywilną. Zarówno w Syrii, jak i na Ukrainie wojska rosyjskie wybierają obiekty cywilne jako cele wojskowe. Zabraniają tego oczywiście konwencje międzynarodowe, ale jest to bardzo skuteczne, przede wszystkim jako metoda zastraszania i podważania morale społeczeństwa. Podczas ośmiomiesięcznego oblężenia Aleppo przeprowadzono co najmniej 16 ataków na szpitale. Zbombardowano także szpitale w innych syryjskich miastach. Istnieje wiele udokumentowanych przypadków, gdy to lotnictwo rosyjskie przeprowadzało ukierunkowane, celowe ataki na szpitale. Od 24 lutego ONZ udokumentowała co najmniej 43 ataki na placówki medyczne na Ukrainie. Wielu pacjentów zostało bez pomocy, jak na przykład dzieci chore na nowotwór w Czernihowie, które nie mogły nawet dostać leków przeciwbólowych.

Od 2015 r. w Syrii odnotowano także 204 ataki na rynki żywności. Syryjskie dzieci zostały zbombardowane w szkołach podczas zajęć. Po pełnoskalowym ataku Rosji na Ukrainę proces edukacyjny został zawieszony, ale w szkołach ukrywali się cywile. Na przykład, w szkole artystycznej w Mariupolu schroniło się 400 osób, kiedy zrzucono na nią bombę. W Charkowie zniszczono około pół setki szkół.

Również w Syrii Rosjanie zbombardowali obiekty dostarczające wodę, gaz i energię elektryczną. Na Ukrainie Rosjanie zaczęli wyłączać taką infrastrukturę na kilka dni przed zakrojoną na szeroką skalę inwazją: 22 lutego w wyniku ostrzału ługański TPP, będący głównym źródłem ciepła i światła w regionie, został wyłączony.

Po trzecie, jest to masowe użycie broni, które zmienia całe dzielnice mieszkalne w ruiny. Całkowitemu zniszczeniu uległo 80–90 proc. Mariupola i Wołnowachy. Liczba osób zabitych w wyniku takiego ostrzału jest ogromna, ciała leżały na ulicach. Ludzie całymi dniami nie wychodzili ze swoich piwnic. Warto obejrzeć zdjęcia zniszczonego Aleppo, żeby zobaczyć ten sam rosyjski „charakter pisma” w ukraińskich miastach. W Syrii Rosja setki razy użyła ładunków termobarycznych („bomb próżniowych”), bomb kasetowych i wyrzutni rakiet Grad.

„Trudno opisać słowami to, co Rosja zrobiła w Syrii – intensywne ataki, które zniszczyły całe dzielnice. Co najmniej 12 samolotów zbombardowało jednocześnie obszary mieszkalne, a kiedy skończyły, przyleciało na ich miejsce kolejnych 12” – mówi Fadel Abdul Ghani, szef Syryjskiej Sieci Praw Człowieka.

Rosja wykorzystuje inne kraje jako poligon doświadczalny dla nowej broni. Minister obrony pochwalił się, że w Syrii przetestowano 300 nowych rodzajów broni. Teraz władze rosyjskie twierdzą, że na Ukrainie po raz pierwszy użyto rakiet naddźwiękowych, czyli je przetestowano.

Po czwarte, jest to manipulacja korytarzami humanitarnymi. Zarówno w Syrii, jak i na Ukrainie wojsko rosyjskie zgodziło się na korytarze, a następnie w ostatniej chwili rozpoczęło ich ostrzeliwanie. Kolejki autobusów z ludźmi czekającymi na otwarcie korytarza to był typowy widok podczas wojny w Syrii. Czasami Rosjanie ogłaszali utworzenie korytarza bez ostrzeżenia lub porozumienia z organizacjami humanitarnymi, przez co obserwatorzy nie mogli monitorować trasy. Nie było też czasu na przygotowanie, więc ludzie po prostu nie zdążyli z skorzystać z możliwości ucieczki. Inną rosyjską taktyką często stosowaną w Aleppo jest wyrażanie zgody na korytarze ewakuacyjne, a następnie twierdzenie, że wszyscy otrzymali możliwość opuszczenia miasta, więc ci, którzy pozostali, to „terroryści”.

Po piąte, jest to dezinformacja. Jak dotąd Rosja nie przyznała się do zabicia ani jednego cywila w Syrii. Po inwazji na Ukrainę machina propagandowa ruszyła z pełną mocą – w Rosji zabrania się nawet używania słowa „wojna”. Znamienna była reakcja na tak oczywiste zbrodnie wojenne jak zbombardowanie szpitala położniczego w Mariupolu. Jest film, na którym rosyjski dyplomata o kamiennej twarzy, pokazując zdjęcia rannej kobiet w ciąży, twierdzi, że to aktorka, która została przebrana specjalnie na potrzeby zdjęcia. Kobieta na tym zdjęciu zmarła później w wyniku odniesionych obrażeń wraz ze swoim nienarodzonym dzieckiem.

Co dalej?

Ponieważ na pewnym etapie w Syrii użyto broni chemicznej, wielu obawia się, że to samo może się powtórzyć na Ukrainie. Wiadomo, że Bashar Assad użył sarinu podczas wojny w Syrii, ale „pod obcą banderą” – tak jakby robili to sami rebelianci. Rosja oskarża także Ukrainę o użycie broni chemicznej, choć nie ma jej na terytorium tego kraju, bo nigdy tam nie została wyprodukowana.

 

Znany rosyjski artysta Filip Kirkorow odkupił swoje winy występem w Donbasie. Fot. YT/Meduza

WOŁODYMYR SYDORENKO: Wojna na Ukrainie pomaga wybielać życiorysy

Publiczne popieranie wojny na Ukrainie to w Rosji coraz powszechniejszy sposób na odkupienie swoich win dla osób, które popadły w konflikt z prawem lub naraziły się Kremlowi.   

Nie jest tajemnicą, że, Moskwa aktywnie rekrutuje więźniów na wojnę na Ukrainie. Jest to m.in. sposób na odciążenie przepełnionych więzień. Tysiące więźniów korzysta z takiej możliwości, gdyż jest to szansa na ulgę od brutalności i tortur, dość powszechnych w rosyjskich zakładach karnych. Nie odstrasza ich fakt, że Rosja tworzy z uwolnionych więźniów tzw. bataliony szturmowe, które rzuca w celu przedarcia się przez najniebezpieczniejsze rejony frontu. „Żywotność” takiego oddziału często ogranicza się do jednego, dwóch lub trzech ataków.

Niemniej jednak części uwolnionych więźniów udaje się przeżyć. Wracali oni później do swoich rodzinnych miejscowości i kontynuowali przestępczą działalność – popełniali morderstwa, rabunki. Dlatego władze rosyjskie zmieniły już zasady werbunku i przy zawieraniu umowy rekrutacyjnej decydują się nie ułaskawiać, a jedynie zwalniać pod nadzorem.

Taka metoda formowania armii zdążyła już jednak zrodzić kilka niebezpiecznych trendów w rosyjskim społeczeństwie.

Co ciekawe, nawet kobiety osadzone w zakładach karnych zaczęły wykorzystywać ten sposób wydostania się na wolność. Na przykład była szefowa rosyjskiego ministerstwa kultury Krymu Arina Nowosilska, skazana w 2022 roku na 10 lat więzienia za otrzymanie szczególnie dużej łapówki w wysokości 17 mln rubli, miesiąc temu złożyła władzom więziennym oświadczenie, że zamiast przebywać w więzieniu, wolałaby udać się na wojnę z Ukrainą. Poinformowały o tym rosyjskie środki masowego przekazu, powołując się na moskiewską Komisję Nadzoru Społecznego. Najwyraźniej Arina Nowosilska, która była także jedną z inicjatorów aneksji Krymu w 2014 roku, również ma nadzieję, że uda jej się dostać pracę nie w roli „szturmowca Z”, ale przetrwać na bezpiecznej pozycji i odzyskać wolność.

Nie jest to zaskakujące, ponieważ szereg rosyjskich „patriotów”, którzy zszargali swój wizerunek przed władzami rosyjskimi i popadli w niełaskę, próbuje wybielić swój życiorys, uczestnicząc w wojnie lub po prostu usprawiedliwiając wojnę. Jak zauważają niektóre rosyjskie media, wojna na Ukrainie stała się skuteczną pralnią dla rosyjskich pseudopatriotów, ponieważ dziś w Rosji cała sfera wizerunkowa dzieli się tylko na dwie części: albo jesteś przeciwny wojnie na Ukrainie, a wtedy jesteś wyrzutkiem i wszystkie drogi masz zamknięte, albo popierasz wojnę, a wówczas jesteś patriotą, „przyjacielem rządu” i wszystkie drogi są przed tobą otwarte. Co więcej, jeśli sam bierzesz udział w wojnie lub po prostu w jakikolwiek sposób ją wspierasz, to jesteś już bohaterem wartym wszystkich nagród i wyróżnień!

Sewastopolski serwis informacyjny ForPost donosi o typowym przypadku. W 2022 roku Rada Izby Adwokackiej pozbawiła adwokata Elmana Paszajewa statusu prawnika. Powodem było m.in. „przestępstwo dyscyplinarne Paszajewa”. Następnie udał się on na wojnę na Ukrainie. Były prawnik powiedział dziennikarzom, że od dwóch lat służy w 95. Pułku Strzelców.

Roman Bilik, solista zespołu „Bestie”, jako pierwszy rozwiązał problemy z reputacją wyjazdem na Donbas. W lutym 2022 roku potępił rozpoczęcie wojny. Kiedy jednak zabroniono mu koncertu na Międzynarodowym Forum Ekonomicznym w Petersburgu i przerwano tournée po Rosji, muzyk zmienił stanowisko i poszedł śpiewać na „linii frontu”.

Bloger Dmitr Portniagin i jego żona zostali oskarżeni o niepłacenie podatków w wysokości ponad 124 milionów rubli oraz legalizację środków uzyskanych w sposób przestępczy. Portniagin także próbował rozwiązać swoje problemy poprzez wojnę. Zorganizował transport humanitarny na linię frontu. Z ziemianki opowiadał, że został ostrzelany i jak niebezpieczna jest teraz praca jako ochotnika w Donbasie. Ale to mu nie pomogło. 12 kwietnia bloger został zatrzymany w Rostowie nad Donem, gdy wrócił ze strefy działań wojennych.

Za przykładem Romana Bilika poszedł znany rosyjski artysta Filip Kirkorow, którego występy pod koniec ubiegłego roku zostały „odwołane” po wzięciu udziału w „nagiej” imprezie Anastazji Iwlejewej (pisałem o tym TUTAJ). Artysta został „wycięty” z noworocznych przedstawień i musicalu „Iwan Wasyliowycz zmienia wszystko”. Po tym wszystkim artysta udał się do Donbasu. W lutym Kirkorow przemawiał w szpitalu nr 2 w Gorłówce. Obdarował rannych żołnierzy prezentami, wykonał piosenkę, wygłosił płomienne przemówienie. Po tym występie Kirkorow wrócił do telewizji, a także do przewodniczenia jury programu „Maska”. Wznowiono jego działalność koncertową. Zaczął nawet żartować ze sceny, jak „wszedł do niewłaściwych drzwi”.

Inna uczestniczka „nagiej” imprezy – Dima Bilan – również na początku roku udała się do Donbasu z misją humanitarną. Według TARS dostarczyła sprzęt i datki na rzecz schroniska dla zwierząt  w Doniecku. Artystce wybaczono: 21 lutego podczas ceremonii otwarcia „Future Games” w Kazaniu wykonał rosyjski hymn państwowy. Wśród słuchaczy był prezydent Władimir Putin.

Organizatorka „nagiej” imprezy Anastazja Iwlejewa również planowała wyjazd humanitarny do Doniecka. Jednak mieszkańcy sprzeciwili się takiej próbie wybielania reputacji. Podróż Iwlejewej nie doszła do skutku. Mimo to blogerka nadal publicznie wspiera wojnę na Ukrainie.

Wielu „patriotów” w Rosji popiera takie zachowania gwiazd. Tak, bohater Rosji, szef prezydium organizacji „Oficerowie Rosji”, generał dywizji Sergiej Lipowy powiedział „ForPost”, że nie widzi nic złego w tym, że „skruszone” gwiazdy i blogerzy pomagają Donbasowi i żołnierzom. W szczególności stanął w obronie Kirkorowa: „Artysta również ryzykuje, że stamtąd nie wróci. A fakt, że Kirkorow poszedł rzekomo wybielić swoją winę, to jedna z opinii. Jest inne zdanie – wszyscy podejmują takie samo ryzyko: wolontariusze, artyści, piosenkarze i pisarze” – tłumaczył Lipowy.

 

Fot. Pixabay

WOŁODYMYR SYDORENKO: Rosja zmieniła prawo człowieka do informacji w przestępstwo

„Dyskredytacja armii rosyjskiej” lub „nadużycie prawa do wolności informacji” na takiej podstawie podporządkowane Rosji sądy na Krymie skazują dziennikarzy i obrońców praw człowieka, którzy chcą przekazywać społeczeństwu prawdziwe informacje.

Przewidując liczne protesty przeciwko wojnie na Ukrainie, rosyjska Duma Państwowa zmieniła przepisy prawne ten sposób, że każde krytyczne słowo na temat armii rosyjskiej może być uważane za „dyskredytujące”. Artykuł o „dyskredytowaniu armii rosyjskiej” pojawił się już po inwazji Rosji na Ukrainę na pełną skalę. Za jego naruszenie grozi wysoka kara pieniężna, a w przypadku recydywy postępowanie karne.

Jak poinformowało Biuro Prezydenta Ukrainy na okupowanym Krymie, według stanu na 15 kwietnia 2024 r. rosyjskie siły bezpieczeństwa sporządziły 780 protokołów w sprawie „dyskredytacji armii rosyjskiej”. Spośród nich wydano już 680 orzeczeń sądowych. „W tych sprawach sądy nałożyły już kary pieniężne w wysokości ponad 21 milionów rubli rosyjskich” – powiedział Denis Chistikov, pracownik biura prezydenta. Według jego danych, 41proc. orzeczeń kontrolowanych przez Rosję sądów na Krymie na mocy tego artykułu zostało wydanych przeciwko kobietom. Ogólnie rzecz biorąc, od marca 2022 r. do sądów Rosji wpłynęło ponad 9 000 protokołów w sprawie „dyskredytacji” armii. Świadczy to o masowym sprzeciwie wobec wojny.

Pewnego dnia na Krymie zatrzymano mieszkańca za „dyskusje na temat Ukrainy” na własnym podwórku. Według organów ścigania mężczyzna „organizował rozmowy z sąsiadami na temat Ukrainy”, podczas których „wypowiadał się przeciwko wojnie na Ukrainie, polityce prezydenta Rosji oraz ‘obraził armię’”. Policja przeprowadziła przeszukanie. W jego mieszkaniu „znaleziono ukraińskie symbole i rzekomo naboje. Rozważana jest kwestia wszczęcia postępowania karnego.”

Rosyjscy prokuratorzy wszczęli także dwie sprawy administracyjne przeciwko znanemu krymskiemu obrońcy praw człowieka Abdureszitowi Dżepparowowi z artykułów „dyskredytacji armii rosyjską” i „nadużycia wolności informacji”. Jak podano, istota oskarżenia jest taka, że ​​rzekomo administruje on stroną inicjatywy Qyrım Gayesi” („Idea krymska”), która publikuje artykuły na temat naruszeń międzynarodowego prawa humanitarnego na Krymie oraz raporty operacyjne na temat naruszeń praw człowieka na terytorium półwyspu. Dżepparow złożył apelację, ale kontrolowany przez Rosję Sąd Rejonowy w Biloghirskim uznał go za winnego „nadużycia wolności informacji”. Sędzia Nataliya Zinchenko nie uwzględniła apelacji i pozostawiła decyzję pierwszej instancji bez zmian. Posiedzenie sądu odbyło się przy drzwiach zamkniętych „w związku ze środkami zapobiegającymi terroryzmowi”.

Kilka tygodni temu kontrolowany przez Rosję Sąd Rejonowy w Symferopolu ukarał działaczkę na rzecz praw człowieka i dziennikarkę Lutfię Zudiewą grzywną w wysokości 2500 rubli z artykułu o „nadużywaniu wolności informacji masowej” za wpis w mediach społecznościowych. Według Zudiewy sąd podjął decyzję bez jej udziału i nie uwzględnił jej pisemnych zastrzeżeń. Działaczka na rzecz praw człowieka uważa, że ​​nie naruszyła prawa, podkreśliła iż śledczy zrównali jej osobistą stronę na Facebooku z zarejestrowanymi mediami.

Krymski prawnik Emil Kurbedinow stwierdził, że „funkcjonariusze policji nie mieli prawa wszczynać sprawy, ponieważ osobisty wpis na blogu nie jest środkiem masowej informacji”. Z tymi argumentami obrońcy nie zgodził się sąd w Symferopolu. Posiedzenie, na którym wydano wyrok skazujący, trwało 8 minut.

Krymscy prawnicy uważają także, że samo istnienie artykułu „nadużycie prawa do wolności informacji”, wprowadzonego do systemu prawnego Rosji przez Dumę Państwową, jest bzdurą. „Po pierwsze, w Rosji nie ma wolności informacji, więc jak można jej nadużywać? Po drugie, każdy człowiek ma prawo do wolności słowa, a ten artykuł bezprawnie ogranicza to prawo człowieka” – mówi prawnik Emil Kurbedinow.

Jednak on sam również stał się obiektem prześladowań. 15 lutego 2024 r. prawnik został zatrzymany w Symferopolu przez pracowników Rosyjskiego Centrum Zwalczania Ekstremizmu. Postawiono mu zarzut z artykułu o „nadużyciu wolności informacji masowej” za publikację na swoim kanale na Telegramie informacji o tym, w jaki sposób studenci mogą skorzystać z prawa do odroczenia poboru do armii rosyjskiej.

„Działalność tzw. Centrum Zwalczania Ekstremizmu ma charakter wyłącznie polityczny. Monitorują sieci społecznościowe, a także włamują się do e-maili i kont, aby znaleźć informacje, które mogą stać się formalnym powodem wszczęcia spraw administracyjnych. Bardzo często następnie kontaktują się z FSB, przekazują te wiadomości, aby można było już wszcząć sprawy karne. Jest to system, który zbudowano w ostatnich latach na okupowanym Krymie” – wyjaśnia szefowa krymskiej grupy praw człowieka Olga Skrypnyk. – „Strategia Rosji, także na zaanektowanym Krymie, polega na niszczeniu wszelkich przejawów niezależnego społeczeństwa obywatelskiego. Jej pierwszym celem są dziennikarze i obrońcy praw człowieka” – dodaje Skrypnyk. – „Rosja stara się uciszyć ich głos, dlatego wymyśliła takie artykuły w prawie, jakich nie ma w żadnym kraju na świecie…”

Emil Kurbedinow jest niezależnym prawnikiem, który broni krymskich więźniów politycznych oraz działaczy i dziennikarzy krymskotatarskich. Na swoim kanale na Telegramie wyjaśniał krymskim studentom, jak w ramach prawa powinni zareagować na otrzymanie wezwania do wojska. Śledczy zarzucili prawnikowi rozpowszechnianie „wstępnie niewiarygodnych informacji o znaczeniu społecznym”, choć były one w pełni wiarygodne. Emil Kurbedinow nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że rozpowszechniane przez niego informacje „wskazują na łamanie praw obywateli i obowiązującego ustawodawstwa przez komisarzy wojskowych”. Dodaje, że nadal będzie publikował w sieciach społecznościowych informacje o naruszeniach praw obywateli. „I z tego powodu nie mogę ponosić odpowiedzialności jako prawnik. Ta informacja jest wiarygodna. Inaczej bym tego nie umieścił” – mówi Emil Kurbedinow.

Według rosyjskiego prawnika Aleksandra Popkowa ściganie Lutfii Zudiyewej i Emila Kurbedinowa na podstawie artykułu dotyczącego „nadużycia wolności masowej informacji” jest sposobem wywarcia presji na nich jako obrońców praw człowieka. „W przypadku Emila Kurbedinowa, moim zdaniem, policja dąży do całkowitego milczenia prawnika i w dalszym ciągu wywiera na niego presję, aby zrezygnował z obrony tych, którzy się z tym nie zgadzają” – powiedział dziennikarzom RFE/RL Aleksandr Popkow. – „Artykuł ten został wymyślony w taki sposób, że może być środkiem prześladowania każdej osoby za publiczne wypowiedzi nielojalne wobec władz rosyjskich. Przepis tego artykułu jest na tyle niejasny i nieprecyzyjny, że można go zastosować do każdej osoby i każdego przypadku.”

 

WOŁODYMYR SYDORENKO: Dziennikarze są celem rosyjskiej armii podczas wojny na Ukrainie

Według ukraińskiej prokuratury od początku rosyjskiej inwazji na pełną skalę na Ukrainę zginęło 49 dziennikarzy, a 43 zostało rannych. Ostatnio pracownicy mediów ucierpieli podczas ataków dronów w Charkowie i Zaporożu.

Zgodnie z międzynarodowym prawem dziennikarze relacjonujący działania wojenne nie są ich uczestnikami, dlatego walczące strony nie tylko nie mogą ich zatrzymywać, czy strzelać do nich, ale powinny też chronić przed przypadkowymi trafieniami. Jednak nie tak zachowuje się armia rosyjska podczas wojny na Ukrainie. Na konferencji przedstawicieli Rady Europy „Dziennikarze mają znaczenie” szef wydziału współpracy z międzynarodowymi organizacjami rządowymi i pozarządowymi Prokuratury Generalnej Ukrainy Oleksandr Ziuz stwierdził, że „dziennikarze są rozstrzelani, nielegalnie przetrzymywani, poddawani torturom i nieludzkiemu traktowaniu”.

Odpowiedzialny za śledztwo w sprawie zbrodni wojennych Ziuz mówił o przestępczej działalności rosyjskich okupantów wobec dziennikarzy na Ukrainie. Prokuratury okręgowe prowadzą 92, a Prokuratura Generalna siedem, postępowań karnych dotyczących zbrodni wojennych wobec dziennikarzy. Najwięcej takich zdarzeń odnotowano w obwodach donieckim, kijowskim, ługańskim, charkowskim, zaporoskim i chersońskim.

Według Oleksandra Ziuza od początku inwazji na pełną skalę zginęło 49 dziennikarzy, w tym 7 obcokrajowców, 43 dziennikarzy zostało rannych, w tym 19 obcokrajowców, a 19 pracowników mediów było bezprawnie przetrzymywanych lub pozbawionych wolności.

„Dziennikarze stali się ofiarami bezpośrednich strzelanin, ostrzału artyleryjskiego terytorium linii frontu, ataków rakietowych na Ukrainę. Byli poddawani nielegalnemu przetrzymywaniu, torturom i nieludzkiemu traktowaniu. Część z nich nadal przebywa na terytoriach czasowo okupowanych i terytoriach Federacji Rosyjskiej jako zakładnicy cywilni” – podkreślił Oleksandr Ziuz.

Od początku inwazji na pełną skalę do sądu trafiły już cztery akty oskarżenia w postępowaniach karnych przeciwko 10 osobom. Trzech z nich zostało już skazanych zaocznie.

Kijowska Prokuratura Okręgowa skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko żołnierzowi Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, który groził jednemu z dziennikarzy przemocą fizyczną. Został za to skazany na 9 lat więzienia. Chersońska prokuratura regionalna skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko dwóm osobom, które uwięziły dziennikarza w mieście Kachowka i spowodowały u niego obrażenia ciała. Wskazane osoby uznano za winne i skazano na kary pozbawienia wolności.

Oleksandr Ziuz przypomniał, że w ostatnim raporcie misji obserwacyjnej ONZ wskazano, że wielu dziennikarzy zaliczano m.in. do kategorii osób, które doświadczyły nielegalnego pozbawienia wolności, tortur i nieludzkiego traktowania.

„Pracujemy na arenie międzynarodowej, aby postawić przed sądem winnych zbrodni wojennych wobec dziennikarzy” – oznajmił prokurator. – „W każdym przypadku komunikujemy się z przedstawicielami innych krajów. Nasza grupa współpracuje już z właściwymi organami Irlandii i Francji w związku ze śmiercią dziennikarzy z tych krajów. Biuro Prokuratora Generalnego Ukrainy uczestniczy w tworzeniu Międzynarodowej Platformy Powrotu Więźniów Cywilnych przebywających na terytoriach czasowo okupowanych oraz na terytorium Federacji Rosyjskiej. Wśród nich są także dziennikarze”.

„Od początku wojny obserwujemy, jak rosyjskie wojsko poluje na dziennikarzy na Ukrainie” – powiedział szef Narodowego Związku Dziennikarzy Ukrainy (NSJU) Serhij Tomilenko w komentarzu dla Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy (IFJ).

„Rosjanie strzelają do dziennikarzy za pomocą dronów i karabinów snajperskich, nielegalnie ich zatrzymują, kierują rakiety i drony w miejsca, gdzie zwykle gromadzą się dziennikarze” – dodał Tomilenko. –  „Także taktyka ponownego ostrzeliwania miejsc, gdzie już doszło do trafień, w których działają ratownicy i pracownicy mediów, całkowicie wpisuje się w rosyjską wojnę z dziennikarzami”.

Podstępne podwójne ataki na Charków 4 kwietnia i na Zaporoże 5 kwietnia raniły czterech dziennikarzy, uszkodziły domy dwóch dziennikarzy i zniszczyły siedzibę jednej z redakcji.

„Rosyjski dron spadł 5 – 6 metrów ode mnie” – powiedziała charkowska dziennikarka Julia Bojko, która przygotowuje materiały dla telewizji Biełsat. W wyniku eksplozji doznała wstrząsu mózgu, mimo tego kontynuowała pracę. Według jej relacji, gdy około pierwszej w nocy rozpoczął się ostrzał Charkowa, najpierw jeden „shahed” poleciał w kierunku pobliskiej stoczni. Rodzina Julii zeszła na pierwsze piętro, po czym nowy dron uderzył w trzypiętrowy budynek obok. W wyniku tej eksplozji w domu Julii wypadły szyby z okien, uszkodzone zostały drzwi i dach. Dziennikarka opuścił budynek i udała się na miejsce wybuchu.

„Miałam czas na filmowanie przez 10 – 15 minut, a potem usłyszałem, jak ratownicy zaczęli krzyczeć: ‘Idźcie do schronu!’ Poszłam za medykami, ale usłyszałam, że ‘shaheed’ jest już zbyt blisko i odruchowo upadłam na ziemię – opowiadała Julia. – „Dron spadł niedaleko, od razu się zapalił, zrobiło się gorąco. Gdybym była trochę bliżej, prawdopodobnie bym już nie żyła”.

Tego samego dnia w wyniku eksplozji wyleciały także okna w mieszkaniu dziennikarza Wadyma Makaryuka. „Obudziłem się po eksplozji. Później zobaczyłem przez okno kolejny błysk. Szyba w oknie pękła i wyleciała w wyniku uderzenia. To częsta rzecz w Charkowie… Oczywiście, że to przerażające” – mówi Wadym.

Charkowski dziennikarz Wiktor Pichugin, który 4 kwietnia ucierpiał podczas rosyjskiego ataku na swoje miasto, nadal przechodzi leczenie i badania. Tej nocy Wiktor pojechał na miejsce eksplozji, gdzie dron uderzył w trzypiętrowy budynek mieszkalny.

„Zacząłem filmować pracę ratowników i medyków. W pewnym momencie usłyszałem „Leci na nas dron!” – wspomina Wiktor. – „Wbiegłem do samochodu ratowników medycznych. Ostatni z medyków zdążył wskoczyć do bagażnika. Fala uderzeniowa natychmiast zatrzasnęła drzwi – byliśmy piętnaście metrów od miejsca wybuchu. Część lekarzy, którzy byli ze mną w samochodzie, doznała urazu ciśnieniowego. Z głowy zerwało mi hełm, najprawdopodobniej w wyniku eksplozji. Po wybuchu filmowałem jeszcze pracę ratowników i medyków. Potem znowu ogłosili zagrożenie ze strony dronów i wszyscy udaliśmy się do schronu…”

Olga Zvonaryova, korespondentka ukraińskiej agencji informacyjnej „Ukrinform”, która 5 kwietnia w Zaporożu znalazła się pod ostrzałem wroga, przebywa w szpitalu. Dziennikarka ma uszkodzone udo, w które wbiło się wiele odłamków, oraz złamany nadgarstek.

„Stan pacjentki był dość poważny, na skutek rozległego urazu i utraty krwi. Wszystko jednak zrobiliśmy na czas – powiedział Ukrinform Petro Ryżenko, dyrektor miejskiego szpitala pogotowia ratunkowego.

Olga wspomina, że ​​po pierwszych trzech atakach rakietowych na Zaporoże ona i jej koledzy pracowali na miejscu wybuchów. Zjechali się tam ratownicy i policja. Wkrótce wszyscy usłyszeli czwartą rakietę i zaczęli uciekać.

„Ale ona leciała tak szybko, że zdążyła tylko upaść na bok w pobliżu samochodu, który stał obok mnie. Strona, na której leżałam, jest nieuszkodzona, ale górna została poraniona” – opowiada”. – „Szyba w samochodzie była rozbita, ze zbiornika wyciekała benzyna, dobrze, że się nie zapaliła… Jestem bardzo wdzięczny moim kolegom i lekarzom, którzy byli na miejscu i bardzo szybko mi pomogli Założyli opaski uciskowe, wezwali pogotowie dla mnie i innej dziennikarki, która również została tam ranna. Dzięki takim działaniom udało mi się wówczas uniknąć śmierci…” Mimo tego Olga pozostaje w optymistycznym nastroju. „Dużo pracy. Kiedy kości się zrosną, ponownie pójdę przygotować materiały” – mówi.

Dziennikarka ukraińskiej telewizji „1+1” Kira Oves odniosła ranę ciętą w głowę podczas tej samej eksplozji co Olga Zvonareva i przebywa w szpitalu. Od dwóch godzin pracowała w pobliżu miejsca wybuchu „Dokumentowaliśmy szkody, przeprowadziliśmy wywiady z ludźmi. Nagle nad głową usłyszałam gwizd i natychmiast eksplozję. Nie czułam rany, tylko krew spływającą po mojej twarzy. Pobiegliśmy szukać miejsca do ukrycia się, bo mógł nastąpić kolejny atak. Mogę powiedzieć, że i tak miałam szczęście – bardziej dotknęło to moją koleżankę Olgę Zvonarevę…” – dodaje Kira Oves.

W wyniku eksplozji w Zaporożu zniszczone zostało biuro wydawnictwa „RIA-Piwden”, które przeniosło się tam z Melitopola, czasowo okupowanego przez Rosjan.

„Obecnie oceniamy skutki ostrzału” – mówi dziennikarka Svitlana Zalizetska. – „Wynieśliśmy cały sprzęt ze zniszczonego biura i umieściliśmy go w dwóch różnych miejscach. Teraz szukamy nowej siedziby. Nie możemy dalej pracować w zniszczonym biurze”.

NSJU deklaruje solidarność z poszkodowanymi kolegami oraz z tymi, których domy i redakcje zostały zniszczone, zapewnia im niezbędną pomoc materialną i organizacyjną. „Podziwiamy odwagę dziennikarzy, którzy poświęcają się szybkiemu informowaniu odbiorców i pomimo zagrożenia nadal pracują w miejscach znajdujących się bezpośrednio przy linii frontu” – mówi Serhij Tomilenko, szef NSJU. Sieć Dziennikarskich Centrów Solidarności Narodowego Uniwersytetu Ukrainy niezwłocznie przetwarza i weryfikuje informacje o dziennikarzach i środkach masowego przekazu potrzebujących pomocy, nawiązuje z nimi kontakt i udziela doraźnej pomocy.

Amerykański Komitet Ochrony Dziennikarzy (CPJ) wzywa Rosję do zaprzestania ostrzału infrastruktury cywilnej na Ukrainie i wyraża solidarność z dziennikarzami z Charkowa i Zaporoża, którzy ucierpieli w wyniku ostatniego rosyjskiego ostrzału.

„Fakt, że dziennikarze, relacjonując następstwa poprzednich ataków, znaleźli się pod nowym ostrzałem, pokazuje stopień ryzyka, jaki podejmują, oraz ich zaangażowanie w dokumentowanie wojny Rosji na Ukrainie” – powiedziała Gulnoza Said, koordynatorka programu CPJ na Europę i Azję Środkową. „Władze rosyjskie i ukraińskie powinny zbadać niedawne ataki na ukraińskich dziennikarzy w Charkowie i Zaporożu, a Rosja powinna zaprzestać ataków na infrastrukturę cywilną na Ukrainie” – dodała.