Fot. Pixabay

WOŁODYMYR SYDORENKO: Tajemnica krymskich krematoriów

Czy rosyjska armia, aby ukryć straty, spala ciała swoich żołnierzy w krematoriach w Sewastopolu i Symferopolu?

Sewastopolskie media piszą o tym, że mieszkańcy skarżą się na portalach społecznościowych na duszący dym z krematorium, które znajduje się na obrzeżach miasta.

„Z powodu smogu nie można w nocy otworzyć okien. W tej chwili działa krematorium, od którego zabudowa mieszkalna jest oddalona o 350 – 450 metrów” – czytamy  na kanale Mash na Telegramie

Dyrektor firmy „Econa”, która zarządza pracą krematorium, był zdziwiony skargami. Zapewnia, że ​​przedsiębiorstwo posiada wszystkie pozwolenia, a emisje nie przekraczają norm. Ponadto obiekt odwiedziła specjalna komisja, która nie stwierdziła żadnych uchybień. Ludzie jednak temu nie wierzą, twierdzą, że eksperci dokonali pomiarów w dzień, kiedy w krematorium nic nie było spalane. W oficjalnym komunikacie napisano, że firma Ekon ma obowiązek utylizować odpady medyczne, resztki tkanek po operacjach, przeterminowane leki oraz zwłoki zwierząt laboratoryjnych. Nie ujawniono, co tak naprawdę się tam spala. Podkreślono jedynie, że krematorium istniało od dawna. Trzeba jednak zauważyć, że przed wojną na Ukrainie, zarówno charakter pracy krematorium, jak i parametry emisji spalin były zupełnie inne. Zakład nie pracował stale, lecz okresowo, a dym nie przeszkadzał ludziom i nie budził żadnych podejrzeń.

Podobnie jest w Symferopolu. Jednym z pierwszych obiektów w mieście, który wybudowała Rosja po zajęciu Krymu, był SIZO nr 2 – nowy tymczasowy areszt dla więźniów, oprócz już istniejącego – a także krematorium we wsi Gwardyjski pod Symferopolem. A trzeba zaznaczyć, że na miejscowym cmentarzu krematorium istniało już do dawna, ale pracowało dość rzadko, bo spopielanie zmarłych nie było tutaj popularne. Skąd więc nagle wzięło się tyle zwłok, aby dwa krematoria miały pracować bez przerwy?

Okazuje się, że zagadkę można prosto rozwiązać. Jak podaje Radio Swoboda, armia rosyjska ukrywa rzeczywistą liczbę ofiar walk w obwodach zaporoskim i chersońskim i w tym celu tuż przy linii frontu rozmieściła kilka mobilnych krematoriów, gdzie pali zwłoki swoich żołnierzy. Poległych jest jednak tak dużo, że mobilne krematoria nie są w stanie sobie z tym poradzić, trzeba więc ciała wysyłać specjalnym transportem do krematoriów stacjonarnych w okolicach Symferopola i Sewastopola.

Według Jewgieniji Horyunowej, ekspertki Radia Swoboda: „Widzimy i czytamy na kanałach Telegramu, że Rosjanie rozmieścili te mobilne krematoria niedaleko linii frontu, niedaleko swoich pozycji. Co więcej, na Krymie, we wsi Czerwona Gwiazda niedaleko Gwardii, Rosjanie jeszcze przed inwazją na pełną skalę zbudowali także nowe krematorium, które dziś są używane do palenia rosyjskich żołnierzy. Aby nie pokazywać swoich wielkich strat”.

W innym materiale Radio Swoboda podaje, że wojsko rosyjskie np. w pobliżu Bachmutu i innych zaludnionych obszarów obwodu donieckiego, ponosi ciężkie straty, które stara się ukryć. I tak na przykład rosyjska 126. brygada stacjonująca na Krymie, ale walcząca pod Chersoniem, straciła większość swojego personelu – według niektórych danych ponad 75 proc.! – ale krewni ofiar nigdy nie otrzymali jasnych wyjaśnień, dokumentów dotyczących ich śmierci ani też ciał swoich bliskich.

W pobliżu Bachmutu, jak powiedział Radiu Swoboda, ukraiński rzecznik prasowy „rosyjscy okupanci stracili już więcej personelu niż podczas obu wojen czeczeńskich razem wziętych”. Oczywiste jest, że starają się ukryć te straty. „W tym celu” –  jak wyjaśnił rzecznik prasowy – „wywożą ciała swoich poległych żołnierzy na zaanektowany Krym, gdzie w obwodzie symferopolskim znajduje się krematorium…”

Podobnie wygląda sytuacja w okupowanym mieście Mariupol na wybrzeżu Morza Azowskiego. Zginęła tam duża liczba cywilów, a także wielu rosyjskich żołnierzy. Na obrzeżach miasta pojawiło się obecnie kilka dużych masowych grobów, ale i one nie pomieściły wszystkich ofiar wojny.

Jeden ze świadków powiedział korespondentowi Radia Swoboda, że „właściwie zginęła cała ludność cywilna miasta Mariupol, z tych, którzy nie zdążyli wyjechać. Myślę, że jest to liczba przerażająca. Będzie większa niż Hiroszima i Nagasaki w czasie bombardowań nuklearnych razem wzięte. Ogólnie jest to gdzieś, powiedzmy, co najmniej 100 tysięcy.” Ciała, dla których zabrakło miejsc w masowych grobach, zostały spalone w mobilnych krematoriach, albo wywiezione do Symferopola.

Prasa Sewastopola pisze, że miasto przeznaczyło już ziemię pod nowe krematorium. „Mówimy o specjalistycznym obiekcie, który powinien powstać na terenie obecnego składowiska odpadów komunalnych w Perszotravnewej Bałce. Obiekt będzie wykorzystywany do kremacji zwłok zwierząt, konfiskat weterynaryjnych i innych odpadów”. Według opublikowanych informacji budynek krematorium będzie parterowy, o powierzchni około 1500 metrów kwadratowych. Podpisano umowę na opracowanie dokumentacji projektowej z lokalną firmą. Klientem w ramach kontraktu o wartości ponad 8,8 miliona rubli. W 2024 roku to krematorium również powinno zacząć działać…

 

WOŁODYMYR SYDRENKO: Rosja po raz kolejny zamienia się w „więzienie narodów”

Jak donoszą rosyjskie media, prezydent Rosji Władimir Putin przedłożył Dumie Państwowej, a posłowie poparli, ustawę o wystąpieniu kraju z Ramowej Międzynarodowej konwencji o ochronie ludności tubylczej i mniejszości oraz o wygaśnięciu współpraca z organizacjami międzynarodowymi w zakresie ochrony małych narodów.

Eksperci zauważają, że nie jest to przypadek, gdyż decyzja została podjęta w zgodzie z ogólną polityką Rosji wyrzeczenia się wcześniej przyjętych zobowiązań w zakresie ochrony małych narodów. Jednocześnie przedstawiciele narodowych ruchów społecznych uważają, że prawa nielicznych narodów Rosji nie były wcześniej respektowane, ale wcześniej państwo zachowywało przynajmniej pozory ochrony mniejszości narodowych, a teraz Putin zrzucił tę maskę i Rosja znów, tak jak za czasów cara, zamienia się w „więzienie narodów” już na poziomie legislacyjnym.

Przejdźmy do historii. Konwencja o ochronie ludności tubylczej i mniejszości została podpisana 1 lutego 1995 r. Rosja przystąpiła do niej po wejściu do Rady Europy w lutym 1996 r. i ratyfikowała ją dwa lata później. Dokument opisuje pracę państwa na rzecz ochrony praw przedstawicieli mniejszości do nauki ich języków, praktykowania religii oraz rozwijania kultury i przestrzegania tradycji narodowych. Kraje uczestniczące w Konwencji zobowiązały się nie utrudniać tworzenia programów edukacyjnych oraz wydawania gazet i książek w językach grup etnicznych. Wdrażanie Konwencji nadzoruje Komitet Doradczy i Komitet Ministrów Rady Europy. Konwencja miała jednak tę wadę, że nie przewidywała mechanizmu rozpatrywania indywidualnych skarg przedstawicieli mniejszości narodowych dotyczących naruszenia ich praw i jakiejkolwiek odpowiedzialności państwa za naruszenie postanowień tej umowy.

Na posiedzeniu Dumy Państwowej wiceminister spraw zagranicznych Rosji Serhij Wierszynin powiedział, że w latach obowiązywania Konwencji w sprawie Rosji prowadzono czterokrotne monitorowanie sytuacji w zakresie praw ludności tubylczej i małych narodów. Ostatni raz było to w 2018 roku. Jednocześnie odnotowano dużą liczbę naruszeń ich praw i zauważono nierówność statusu narodów w Rosji. Państwo jednak otwarcie nie chciało się do tego przyznać, a Serhij Wierszynin stwierdził, że wnioski z monitoringu „były szczerze upolitycznione”, a informacje o stanie małych narodów „były interpretowane wyłącznie negatywnie”.

Z kolei rząd rosyjski, który nalega na wystąpienie z konwencji, twierdzi, że we wrześniu 2022 roku Rada Europy znacząco ograniczyła uprawnienia przedstawiciela Moskwy w komitecie doradczym i pozbawiła go możliwości wyrażenia swojego stanowiska w sprawie „naruszenia praw mniejszości narodowych, przede wszystkim ludności rosyjskojęzycznej, za granicą”. Oznacza to, że przedstawiciel Moskwy próbował zmienić koncepcję i mówić nie o łamaniu praw mniejszości narodowych w Rosji, które było przedmiotem Konwencji, ale aby ukryć swoje zbrodnie wobec mniejszości w Rosji, mówił o rzekomego „naruszenia praw Rosjan w krajach europejskich”, co nie jest sferą regulacji konwencji. Co więcej, propagował sfabrykowane lub zmanipulowane fakty. A kiedy poproszono go o opowiedzenie o istocie Konwencji, czyli o prawach małych narodów w Rosji, poczuł się urażony i stwierdził, że to narusza jego prawa.

„Naruszanie praw grup etnicznych i małych narodów mogłoby zostać publicznie potępione na szczeblu Rady Europy, ale Rosja zignorowała te uwagi. Podczas Konwencji uchwalono ustawę, która czyni naukę języków narodowych fakultatywną – zauważył jeden z obrońców praw człowieka. – Jednocześnie jednak Rosja aktywnie wykorzystywała uczestnictwo w Konwencji do wypowiadania się na temat łamania praw mniejszości rosyjskojęzycznych w krajach bałtyckich i na Ukrainie. W ten sposób członkostwo w komitecie doradczym stało się kolejną dźwignią wpływów politycznych i propagandy…”

Poseł Dumy z Komunistycznej Partii Rosji Mykoła Kołomiejcew zaproponował natychmiastowe potępienie wszystkich międzynarodowych traktatów i konwencji zawartych przez Rosję w ramach współpracy z Radą Europy. Oprócz posłów za wyjściem z Konwencji o ochronie mniejszości narodowych poparli także lojalni wobec władzy członkowie federalnej Izby Ludowej, Prezydenckiej Rady ds. Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego i Praw Człowieka.

I to już stało się „ogólną linią” rosyjskiej polityki – w związku z wykluczeniem Rosji z Rady Europy jej MSZ systematycznie inicjuje wystąpienie ze wszystkich traktatów międzynarodowych. Tak, Rosja wycofała się już z konwencji o odpowiedzialności karnej za korupcję i planuje wycofać się z innych konwencji. „W naszym kraju wszystkie narody, niezależnie od ich liczebności, mają równe prawa etniczno-kulturowe” – powiedział Oleksandr Brod, członek Rady Praw Człowieka.

„Wystąpienie z Konwencji świadczy o chęci całkowitego pozbawienia organizacji międzynarodowych możliwości monitorowania sytuacji w kraju” – powiedział reporterom przedstawiciel ruchu narodowego Nogai Anvar Kurmanakajew. Jego zdaniem imperialni politycy Rosji obawiają się, że w związku z pogorszeniem się sytuacji małych narodów i łamaniem ich praw mogą zacząć domagać się oddzielenia od Moskwy. Aby temu zapobiec, władze rosyjskie stosują różne mechanizmy, m.in. faktyczne ograniczenia w nauce lokalnych języków, dyskryminację w kulturze, nie mówiąc już o ekonomii, a także represje wobec działaczy narodowych i zakaz omawiania kwestii praw ludności tubylczej i utworzenie autonomii.

„Wiadomość o wystąpieniu Rosji z Konwencji zszokowała mnie, ponieważ dawała ona formalną nadzieję na międzynarodową ochronę małych narodów – powiedział w rozmowie z portalem Kavkaz.Realii Aslan Beshto, szef Rady Koordynacyjnej Adyghe Public Associations. (projekt Radia Liberty) – a teraz tego nie ma.” Jednak po przeanalizowaniu sytuacji doszedł do wniosku, że Rosja nie spełniła dotychczas żadnego z wymogów zarówno Konwencji, jak i wewnętrznych przepisów dotyczących zapewnienia praw małych narodów.

„W ciągu ostatnich 20 lat miało miejsce systematyczne łamanie praw i ucisk małych narodów. Na przykład nauka w języku ojczystym jest ograniczona. Sytuacja zaostrzyła się po wprowadzeniu poprawek do Konstytucji, w szczególności poprawki stwierdzającej, że język rosyjski jest językiem ludzi tworzących naród. Zatem reszta narodów nie zalicza się do narodów tworzących państwo? To otwarta segregacja” – powiedział Aslan Beshto.

Według niego, w ostatnich latach nauczyciele w szkołach uporczywie namawiają rodziców, aby porzucili naukę języka ojczystego na rzecz wyłącznie rosyjskiego, podając zarzut „przeciążenia” i „niezbędności znajomości języka rosyjskiego w przyszłości”. Ponadto „nauczycielom przedszkoli zakazano kategorycznie rozmawiać z dziećmi w ich języku ojczystym. To nieoficjalny rozkaz, ale mamy małą Republikę Kabardyno-Bałkarską i takie informacje szybko się rozchodzą” – powiedział Aslan Beshto.

Już pięć lat temu w Rosji ukazał się obszerny raport Komitetu Doradczego ds. Praw Mniejszości Narodowych, w którym stwierdzono, że dochodzi do licznych naruszeń praw małych narodów, w tym prawa do nauki ich języków ojczystych. Może to prowadzić do dużych problemów w przyszłości. Mówiono także o bezpodstawnym prześladowaniu działaczy narodowych. Na przykład Rusłan Gwaszew, czerkieska osoba publiczna, został ukarany grzywną jedynie za to, że odprawił tradycyjne nabożeństwo modlitewne w intencji ludności w dystrykcie Tuapsyn na terytorium Krasnodaru.

Tym samym Rosja dzisiaj, zrywając stosunki z Europą, faktycznie powraca do lat panowania cara, czyli do Imperium Rosyjskiego, które nie bez powodu nazywano „więzieniem narodów”.

 

Pierwszy "atak terrorystyczny" na Krymie, miał miejsc po rosyjskiej aneksji półwyspu. Na zdjęciu sprawca masakry z 17 października 2018 r. na Politechnice w Kerczu . Fot. Wikipedia

WOŁODYMYR SYDORENKO: Rosja walczy z terroryzmem, który sama stworzyła

Po napaści Putina na Ukrainę, w Rosji zwiększyła się liczba przypadków kwalifikujących się jako „terroryzm”.

Rosjanie po raz pierwszy usłyszeli o terroryzmie podczas dwóch wojen rosyjsko-czeczeńskich. Moskwa uznała czeczeńskich patriotów za „terrorystów”. Zostali oni bezlitośnie eksterminowani, nie wyjaśniono społeczeństwu różnicy między terrorystami a ruchami wyzwolenia narodowego. W ten sposób wszyscy czeczeńscy patrioci, którzy walczyli o niepodległość i wolność Czeczenii, polegli pod rosyjskimi bombami z przyklejoną łatką „terrorystów”.

Jeszcze dziesięć lat temu na Krymie też nikt nie słyszał o terroryzmie, bo w okresie ukraińskim go tam nie było. Pierwszymi ofiarami „terroryzmu krymskiego” byli uczniowie i nauczyciele Politechniki w Kerczu 17 października 2018 r. Jeden ze studentów otworzył wówczas ogień do innych uczniów i nauczycieli. W wyniku strzelaniny rannych zostało ponad 60 osób, zginęło 20 uczniów. Sam „terrorysta” popełnił samobójstwo w szkolnej sali bibliotecznej. Wielu analityków uważa, że ​​student po prostu stał się ofiarą operacji specjalnej rosyjskich służb specjalnych. Po tym incydencie władze okupacyjne rozszerzyły kontrolę na wszystkie placówki oświatowe na Krymie, wprowadzając tam swoich „strażników”. Tym samym „terroryzm” przybył na Krym wraz z rosyjską okupacją. Co więcej, władza okupacyjna zaczęła udawać, że ze wszystkich sił walczy z „terroryzmem”, dlatego wprowadzono do ustawodawstwa odpowiednie artykuły i utworzono specjalne struktury.

Później do statystyk „terroryzmu” dodano zbrojny napad na lekarzy pogotowia ratunkowego, podczas którego napastnik zastrzelił z karabinu kilku medyków, a także przypadki porwania kilkorga dzieci.

Jak donosi kanał „Możemy wyjaśnić” na Telegramie, liczba obywateli skazanych za akty terrorystyczne w Rosji wzrosła ośmiokrotnie tylko w ciągu ostatniego roku! Skąd wzięło się tylu terrorystów?

Naukowcy zbadali statystyki Sądu Najwyższego Federacji Rosyjskiej za pierwszą połowę roku. Od stycznia do czerwca 2023 r. z artykułu o akcie terrorystycznym skazano 39 osób, a w tym samym okresie ubiegłego roku 5 osób. Jak widać, większość przypadków kwalifikujących się jako „terroryzm” miało miejsce po zakrojonym na szeroką skalę ataku Rosji na Ukrainę. Oznacza to, że rozpętana przez Putina wojna sprowadziła „terroryzm” do rosyjskich miast.

Według badaczy wzrost ten związany jest głównie z falą podpaleń komisariatów wojskowych po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę na pełną skalę i ogłoszeniu mobilizacji w Rosji. Początkowo podpalaczy klasyfikowano jako niszczenie mienia i chuligaństwo. Następnie Sztab Generalny Rosji ogłosił, że przypadki podpaleń dowództw wojskowych będą uznawane za akty terroryzmu, zagrożone karą do 15 lat więzienia.

W Symferopolu odbyła się konferencja prasowa, na której poruszono kwestię bezpieczeństwa w placówkach oświatowych. Eksperci zauważyli, że po tragedii w Kerczu stworzono dokumenty, zgodnie z którymi w placówkach oświatowych przewidziano ogrodzenia, ochronę, system nadzoru, system ostrzegania, oświetlenie zewnętrzne i zewnętrzne. Jednak w 10 procentach szkół nawet te środki nie zostały wdrożone. Dzieje się tak głównie w szkołach wiejskich.  Tamtejsze władze rozumieją, że ogrodzenie szkół nie zwiększy bezpieczeństwa uczniów. Tym bardziej, że do naruszeń bezpieczeństwa uczniów częściej dochodzi w szkołach miejskich, gdzie wydawałoby się, że z ochrona jest na wyższym poziomie – jest ogrodzenie monitoring, strażnicy, ale ataki na uczniów nadal się zdarzają.

Dlatego władze wzmacniają kontrolę nad uczniami i nauczycielami. Eksperci podkreślają znaczenie „pracy” z dziećmi. Specjaliści są pewni, że nauczyciele i psychologowie powinni monitorować procesy szkołach i zapobiegać„atakom terrorystycznym”. Prorektor jednej z krymskich uczelni, Angelik Łuchynkina zauważa, że „w szkołach wciąż brakuje specjalistów, którzy odpowiadaliby za rozwiązywanie konfliktów międzyludzkich. Dlatego w szkołach Rosja wprowadza nie tylko stanowiska oficerów wojskowych, ale także stanowiska pedagogów specjalnych, których zadaniem jest tworzenie w placówkach oświatowych sieci informatorów podążających za każdym uczniem i nauczycielem.

 

Fot. Pixabay

WOŁODYMYR SYDORENKO: Rosyjscy weterani zaczynają cierpieć na „syndrom ukraiński”

Zespół stresu pourazowego, który ujawnia się u rosyjskich żołnierzy wracających z wojny na Ukrainie, nieraz prowadzi do tragicznych zdarzeń.

Wieczorem 1 października 2023 roku bojownik grupy Wagnera Wołodymyr, który przybył do swojej rodziny w Lipiecku w Rosji, wdał się w konflikt z żoną i zranił jej 4-letnią córkę. Pogotowie, które przyjechało na wezwanie, jedynie potwierdziło śmierć dziecka. 31-letni podejrzany został zatrzymany, grozi mu kara dożywocia. Jak podaje kanał Baza Telegram, podczas kłótni podejrzany brutalnie pobił żonę, a następnie w jego ręce wpadła jej czteroletnia córka z pierwszego małżeństwa. Z ustaleń śledztwa wynika, że ​​dziewczynka zmarła w wyniku uderzeń w głowę zadanych przez mężczyznę.

To nie jedyna zbrodnia popełniona przez „bohaterów” wojny rosyjskiej po powrocie do życia cywilnego. Sewastopolski serwis informacyjny ForPost pisze, że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy doszło do kilku incydentów, gdy personel wojskowy po powrocie ze strefy działań wojennych kontynuował „walkę” w pokojowym życiu. Eksperci zauważają, że w w miarę powrotu zmobilizowanych z wojny takich przypadków będzie więcej…

Dziennikarze przytaczają inne przykłady. Latem 39-letni rosyjski żołnierz Ildar Bułatow zagroził, że zdetonuje granat na autostradzie w pobliżu Ufy. Przywódca Baszkirii Radii Chabirow osobiście uspokoił wzburzonego mężczyznę. Gubernatorowi udało się przekonać mężczyznę do poddania się. Jednak na tym historia się nie zakończyła. Kilka dni później Bułatow popełnił samobójstwo w areszcie śledczym.

Do kolejnego zdarzenia doszło w Kazaniu. Pijany mężczyzna w mundurze zaproponował dzieciom zdetonowanie granatu ogłuszającego. Chłopcy nie ryzykowali zabawy w wojnę. Ale „bohater” rzucił granat. Rozległa się eksplozja, którą było słychać w pobliskiej szkole. Okazało się, że sprawcą tego incydentu jest Kyryło Szulga, 37-letek z kryminalną przeszłością z jednostki wojskowej stacjonującej w Sewastopolu. Wcześniej był karany za rozbój, kradzież dokumentów, usiłowanie kradzieży, jazdę pod wpływem alkoholu i dwukrotnie za oszustwo. W tym roku był sądzony za rozbój.

Ostatni przypadek miał miejsce w tym miesiącu. Około północy w mieście Budonowk koło Stawropola wybuchła kłótnia między mężczyzną a gośćmi restauracji Gogol. Po pewnym czasie wyjął on granat i rzucił go pod nogi przeciwników. 4 osoby zostały ranne. Człowiekiem z granatem okazał się 23-letni chorąży z pułku śmigłowców. Kiedy siły bezpieczeństwa przyszły go zatrzymać, żołnierz otworzył drzwi i wrzucił do wejścia jeszcze dwa granaty. Przeciwko chorążemu wszczęto sprawę karną na podstawie trzech artykułów – usiłowania zabójstwa, ataku na funkcjonariusza policji i nielegalnego posiadania broni.

Inny przypadek miał miejsce latem. W jednym z apartamentowców w Rostowie nad Donem mężczyzna wyjął zawleczkę z granatu, który następnie eksplodował mu w dłoni. Okazało się, że niedawno wrócił z wojny na Ukrainie.

Psycholog Temyr Khagurov przyznaje, że „ludzie, którzy wrócili ze strefy działań wojennych, nie zawsze zachowują się odpowiednio…”. Zauważył: uczestnicy wojny „przechodzą ogromne napięcie psychiczne i stres”,  są stale w stanie pełnej mobilizacji psychicznej. „Po powrocie do spokojnego życia u niektórych osób może rozwinąć się zespół stresu pourazowego. Stąd trudności z adaptacją, powrotem do spokojnego życia” – powiedział Khagurov.

Dziennikarze zauważają, że proces opisany przez niemieckiego pisarza Ericha Marię Remarque w powieści „Droga powrotna” ma obecnie miejsce w Rosji. Książka opowiada o życiu zwykłych niemieckich żołnierzy, którzy powrócili z I wojny światowej. Z powodu traumy psychicznej nie mogą znaleźć dla siebie miejsca w spokojnym życiu i zmuszeni są szukać nowego celu. Ktoś wraca do wojska z nadzieją odzyskania poczucia „braterstwa na pierwszej linii frontu”, inni trafiają do świata przestępczego, albo do „rewolucji”, niektórzy popełniają samobójstwo.

W Rosji nie jest to nowa sytuacja, wcześniej kraj ten miał już do czynienia z „syndromem czeczeńskim”, który objawił się u wielu uczestników działań wojennych w Czeczenii. Znany był też „syndrom afgański”, który doprowadzał do zabijania ludności cywilnej, a teraz pojawia się i rozwija „syndrom ukraiński”…

Psychologowie w Rosji, aby naprawić sytuację, radzą tworzyć różne organizacje „weteranów” i angażować wracających z wojny w prace publiczne, ale nie zawsze to pomaga.

Z drugiej strony psychologowie zalecają całkowitą kontrolę nad takimi weteranami, a to już rutynowe zadanie rosyjskich służb specjalnych. Specjaliści podkreślają potrzebę prowadzenia wśród Rosjan prac nad zapobieganiem przestępstwom, jakie mogą popełniać „pracownicy frontowi”, m.in. w stanie upojenia alkoholowego i narkotykowego. W tym celu powstał już ruch społeczny „Dla bezpieczeństwa”. Jego pracownicy nie tylko rejestrują uczestników wojny, ale także prowadzą z nimi rozmowy na temat zapobiegania przestępstwom. Komisje wojskowe mają obowiązek przyjmować pokwitowania, w których „żołnierz pierwszej linii” potwierdza, że rozumie pełen stopień odpowiedzialności, w tym także karnej, jaka spadnie na niego w przypadku, gdy w życiu cywilnym zdecyduje się zdetonować granat lub zastrzelić kogoś z pistoletu karabin maszynowy. Ale w tym przypadku „pracownicy pierwszej linii”, którzy uważają się za „bohaterów”, poczują się jak „ludzie drugiej kategorii” będący pod presją kontroli. Funkcjonariusze organów ścigania zobowiązani są bowiem nie tylko do prowadzenia rozmów prewencyjnych, ale także do przeprowadzania rewizji mających na celu wykrycie nielegalnej broni automatycznej czy granatów.

 

W kwietniu 2022 roku rosyjscy okupanci zniszczyli cmentarz w Czernihowie. Spoczywają tam ukraińscy żołnierze, którzy od 2014 roku walczyli z agresją Moskwy. Fot. X/@EmineDzheppar

WOŁODYMYR SYDORENKO: Rosja mści się nawet na umarłych

Ataki na kondukty pogrzebowe i celowe niszczenie cmentarzy, na których chowani są polegli ukraińscy żołnierze, to kolejna zbrodnia wojenna rosyjskiej armii.

Miesiąc temu marszałek okupacyjnego parlamentu Krymu Wołodymyr Konstantinow stwierdził, że Rosjanie nie rozliczają się z poległymi żołnierzami. Miał na myśli fakt z odległej przeszłości, że na Krymie znajdują się cmentarze żołnierzy angielskich, francuskich i włoskich z czasów wojny krymskiej.

Już wtedy jego słowa nie były do ​​końca prawdą, bo wszystkie te nekropolie są zaniedbane, nawet cmentarz żołnierzy rosyjskich. Teraz jednak rzeczywistość całkowicie obaliła zapewnienia Konstantinowa. Rosja wyrównuje rachunki nawet z martwymi przeciwnikami, robi to celowo i planowo. Na przykład 5 października wojska rosyjskie celowo wystrzeliły rakietę „Iskander” w kawiarnię we wsi Groza pod Charkowem dokładnie w tym czasie, gdy mieszkańcy zebrali się tam, aby uczcić pamięć swojego rodaka Andrija Kozyra, który zginął wraz z synem Denysem na froncie ukraińskim, a teraz został pochowany w rodzinnej wsi. W wyniku ostrzału zginęło 55 osób, w tym dziecko i wszyscy krewni Andrija Kozyra, a 6 zostało rannych. Życie straciła właściwie połowa mieszkańców tej wsi.

Ukraina poruszyła kwestię tej zbrodni wojennej na forum ONZ. Podczas przesłuchań przedstawiciel Rosji przy ONZ Wasyl Nebenzia oświadczył, że we wsi Groza pochowano „wysokiego szczebla neonazistę”, dlatego armia uznała ten pogrzeb za cel wojskowy i uderzył w „grupę nazistów”. Nie jest to prawdą, ponieważ w pogrzebie uczestniczyli tylko mieszkańcy wsi.

Ukraińscy śledczy postawili już zarzuty Wołodymyrowi Mamonowi i jego młodszemu bratu, 23-letniemu Dmytro Mamonowi, którzy od początku wojny przeszli na stronę wroga. To oni podali Rosjanom współrzędne kawiarni, wydając wyrok na swoich sąsiadów, z którymi ich rodzina mieszkała od dziesięcioleci.

Wydarzenia w podcharkowskiej wsi to tylko jeden z przykładów, że zemsta na martwym wrogu jest powszechną praktyką rosyjskiej armii. 11 października na przedmieściach Chersonia Rosjanie za pomocą drona zaatakowali procesję pamięci w pobliżu miejscowego cmentarza. Jak poinformował szef administracji wojskowej miasta Roman Mrochko, materiał wybuchowy z bezałogowca zniszczył pojazd przewożący zmarłego i ranił trzy osoby. Pozostałym uczestnikom pogrzebu udało się w porę uciec.

Ukraińska prokuratura twierdzi, że ataki na kondukty pogrzebowe i miejsca, w których odprawiane są nabożeństwa żałobne, a także celowe niszczenie cmentarzy, gdzie chowani są polegli żołnierze, stały się typową zbrodnią wojenną rosyjskiej armii.

Fot. Pixabay

WOŁODYMYR SYDORENKO: Taniec w okupowanym Sewastopolu oznacza koniec kariery

 Według niemieckich i rosyjskich mediów baletnica Prisca Zeisel z Baletu Bawarskiego została zwolniona z pracy po występie w okupowanym Sewastopolu. Z kolei służba prasowa teatru podaje, że tancerka opuściła Bawarski Balet Państwowy z własnej woli na początku września 2023 roku. Nie zaprzecza jednak, że ma to związek z faktem, że Zeisel podczas wakacji wystąpiła na galowym koncercie tanecznym w Sewastopolu.

Jak wyjaśniły ukraińskie media, Prisca Zeisel faktycznie dopuściła się dwóch nielegalnych działań. Po pierwsze, związała się z instytucją kultury w Sewastopolu, co stanowi naruszenie sankcji nałożonych na Rosję przez Niemcy i Unię Europejską. Po drugie, jej przybycie do okupowanego Sewastopola przez Rosję było nielegalnym przekroczeniem granicy ukraińskiej.

Ponadto zauważono, że Prisca Zeisel wzięła udział w festiwalu opery i baletu nie na profesjonalnej scenie, ale na terenie starożytnego muzeum Chersonez Turydzki, które znajduje się pod ochroną UNESCO i nie powinno być wykorzystywane na tego typu imprezy.

Prisca Zeisel tańczyła na festiwalu z rosyjskim tancerzem Dmytrem Sobolewskim. W pierwszym występie wykonali duet „Baroque” do muzyki Antonio Vivaldiego, który ukazał rozwój relacji mężczyzny i kobiety, począwszy od pierwszej znajomości, a skończywszy na finale życia małżeńskiego. W drugim przedstawieniu zatańczyli pas de deux z baletu „Don Kichot”.

Jak domyślają się miłośnicy baletu, Prisca Zeisel zgodziła się wystąpić w Sewastopolu ze względu na wysokie wynagrodzenie obiecane jej przez jej byłych kolegów Ksenię Ryżkową i Johna Cooka, którzy także kiedyś pracowali w Balecie Bawarskim, ale zostali wyrzucony stamtąd właśnie ze względu na wcześniejsze występy w Sewastopolu.

Powrocie z Sewastopola i „kilkukrotnej wymianie poglądów z dyrekcją Bawarskiego Baletu Państwowego i Bawarskiej Opery Państwowej Prisca Zeisel poprosiła o rozwiązanie kontraktu na początku sezonu”, a dyrekcja baletu „zgodziła się z tą decyzja.”

Bawarski Balet Państwowy przypomina, że ​​Prisca Zeisel kształciła się w Szkole Baletowej Wiedeńskiej Opery Państwowej, Szkole Tańca Rosella Hightower w Cannes i Akademii Princess Grace w Monte Carlo. W latach 2011-2016 tańczyła w Wiedeńskim Balecie Państwowym.

Po przeprowadzce do monachijskiej trupy szybko przeszła drogę od solistki do pierwszej solistki. Jest laureatką wielu nagród krajowych i międzynarodowych. W ostatnich latach tańczyła w prawie wszystkich nowych przedstawieniach. Jej debiuty w Monachium obejmowały tytułową rolę w „Giselle”, rolę Eginy w „Spartakusie”, rolę Odety/Odilii w „Jeziorze Łabędzim”. Ostatnio, wczesnym latem 2023 roku, zadebiutowała w roli Nikii w „Bayaderce” Ludwiga Minkusa.

Ostatnie wydarzenia oznaczają jednak koniec kariery Priscy Zeisel jako tancerki na scenach cywilizowanego świata, może z wyjątkiem Sewastopola i innych miast Rosji, gdzie rozwój baletu odbiega daleko od poziomu światowego. Skandal rozpoczął się od publikacji w niemieckiej gazecie „Süddeutsche Zeitung” w sierpniu 2023 roku, kiedy dziennikarze potępili udział artystów Bawarskiego Baletu Państwowego w galowym koncercie w Sewastopolu, a także nazwali nienormalnymi powiązania europejskich tancerzy z przedstawicielami instytucji kultury okupowanego przez Rosję Sewastopola, objętego sankcjami. Ponadto niemieccy miłośnicy baletu na forach internetowych zauważyli, że Prisca Zeisel uczestniczyła w podobnym galowym koncercie w Sewastopolu w 2019 roku, ale wówczas nie poświęcono temu zbyt wiele uwagi i uszło jej to na sucho.

Jak pokazuje analiza forów internetowych Sewastopola, ludność miasta tak naprawdę nie docenia ani opery, ani baletu. Mieszkańcy piszą, że w okupowanym mieście urzędnicy powinni myśleć o wojnie, a nie o Vivaldim. Gorąca dyskusja rozpętała się niedawno, po zakończeniu festiwalu operowego, który również zorganizowano na terenie rezerwatu muzealnego Chersonez Turydzki.

Internauta o pseudonimie „To proste” napisał: „Dziękuję Ci, Panie, że opera się zawaliła. Nie, nie jestem przeciwny operze jako takiej, ale w Chersonez nie ma na nią miejsca! I nie warto śpiewakom śpiewać na zimnie, blisko morza…”

„Aleksd” podsumował zaś: „Obecny rząd pasożytuje na wszystkim, co pozwala mu usłyszeć przyjemny dźwięk monet w kieszeniach. Na zasobach kraju, na ludziach, na pamięci, na przyrodzie, historii… Ktoś z pokolenia na pokolenie odkopał Chersonez, a teraz państwo, którego bezpośrednim obowiązkiem jest jego zachowanie i dalsze badania, barbarzyńsko go wykorzystuje, nie dając nic w zamian i bez myślenia o swojej przyszłości. Powstaje pytanie, czy to jest nasze państwo?”

 

Fot. Pixabay

WOŁODYMR SYDORENKO: Strzały i wybuchy w rosyjskich szkołach

Po zajęciu Krymu kult brutalnej polityki w Rosji rozwija się coraz bardziej. Skutkiem tego może być coraz większa liczba terrorystycznych ataków w rosyjskich placówkach edukacyjnych.

Przed zajęciem Krymu przez Rosję w 2014 roku w regionie tym nie dochodziło do żadnych wydarzeń terrorystycznych. W szczególności dzieci w przedszkolach i szkołach mogły się czuć bezpiecznie, nikt ich nie porywał, nikt do nich nie strzelał. Sprawa zastrzelenia studentów Politechniki w Kerczu w 2018 roku głęboko poruszyła mieszkańców Krymu. Większość postrzegała to wydarzenie jako operację specjalną FSB mającą na celu zastraszenie nauczycieli i stanowiącą pretekst do wprowadzenia wzmożonych środków bezpieczeństwa i policyjnego monitoringu sytuacji w szkołach. Jak zauważa RFE/RL, strzelanina w szkole kerczeńskiej była pierwszym tego typu wydarzeniem w historii Krymu „Są ludzie w Rosji przyzwyczajeni do takich ataków terrorystycznych, tragedii, zgonów i masowych morderstw. Niestety Krymczycy, którzy odnaleźli się w rosyjskich realiach, muszą się do tego przyzwyczaić. Wiele osób mówi to między sobą: >Czego chcesz, jesteśmy teraz w Rosji, musimy się do tego przyzwyczaić<” – opisywano.

Prawda jest taka, że ​​w rosyjskich szkołach i na uniwersytetach było wiele podobnych tragedii. Dziennikarze próbowali sporządzić przybliżoną listę takich tragicznych, wydarzeń. W latach 90. odnotowano tylko jeden taki przypadek – w 1997 r. w Wyższej Wojskowej Szkole Dowodzenia i Inżynierii Budowlanej w Kamyszynie 18-letni podchorąży Serhij Lepnyow zastrzelił innych kadetów z karabinu maszynowego. W wyniku masowego mordu zginęło 6 osób, 2 osoby zostały ranne.

Później zbrojne ataki na placówki oświatowe, czyli „strzelaniny w szkołach”, zdarzały się znacznie częściej.

1 września 2004 r. 32 uzbrojonych terrorystów wzięło jako zakładników ponad 1100 osób w Szkole nr 1 w Biesłanie i przetrzymywało je w zaminowanym budynku przez ponad dwa dni. Po pierwszych eksplozjach zakładnicy zaczęli uciekać z budynku. W wyniku ataku terrorystycznego zginęły 333 osoby (314 z nich to zakładnicy, 186 to dzieci), a co najmniej 783 osoby zostały ranne.

2 sierpnia 2011 roku w przedszkolu w Komsomolskiej nad Amurem doszło do eksplozji, ranna została pięcioletnia dziewczynka. Wszczęto postępowanie karne z artykułu „atak terrorystyczny”.

Po zajęciu Krymu kult brutalnej polityki w Rosji rozwija się coraz bardziej. Dlatego liczba ataków terrorystycznych w rosyjskich placówkach edukacyjnych tylko wzrosła. W 2014 roku były trzy takie przypadki. 3 lutego 15-letni uczeń 10. klasy uzbrojony w karabinek i karabin otworzył ogień w szkole nr 263 w Moskwie, w wyniku czego dwie osoby zginęły, a jedna została ranna.

20 października uczeń dziewiątej klasy uzbrojony w nóż i kij baseballowy zaatakował w jednej ze szkół w mieście Elektrostal. Ochroniarz szkoły zginął po tym, jak napastnik dwukrotnie uderzył go kijem i kilka razy dźgnął nożem.

4 grudnia były uczeń otworzył ogień z pistoletu pneumatycznego w sali gimnastycznej w Tomsku. Ranne zostały cztery osoby – dyrektor i trzech uczniów liceum.

W 2015 roku miały miejsce dwa ataki terrorystyczne w szkołach. 20 marca uczeń dziewiątej klasy otworzył ogień z pistoletu pneumatycznego w szkole nr 64 w Tomsku. Dwóch uczniów ósmej klasy odniosło lekkie obrażenia. Z kolei 30 listopada w budynku Liceum nr 62 w Saratowie, podczas zajęć pokazowych sztuk walki, podczas kłótni z trenerem karate, ojciec jednego z uczniów otworzył ogień z pistoletu. Trener zginął, dwóch kolejnych rodziców zostało rannych.

Rok 2016: 18 marca w mieście Nachodka na Kraju Nadmorskim 19-letni chłopak w gabinecie dyrektora szkoły zabił nożem 15-letnią dziewczynę, a następnie popełnił samobójstwo.

5 września 2017 roku w budynku Centrum Wychowawczego nr 1 w mieście Iwantiówka 15-letnia uczennica 9. klasy uderzyła siekierą nauczycielkę informatyki w głowę, a następnie postrzeliła ją w brzuch i twarz z wiatrówki. Później zaczęła detonować ładunki wybuchowe. Trzej uczniowie w obawie o swoje życie wyskoczyli z okna na drugim piętrze i doznali złamań. W wyniku ataku 4 osoby zostały ranne.

1 listopada w moskiewskim Zachodnim Zespole Kształcenia Ustawicznego odnaleziono ciała nauczyciela i ucznia. Uczeń zabił nauczyciela, opublikował zdjęcie zwłok w Internecie, a następnie popełnił samobójstwo.

Rok 2018 był rekordowy pod względem ataków terrorystycznych w rosyjskich szkołach. Oprócz strzelaniny w Kerczu doszło jeszcze do czterech innych tragicznych zdarzeń. 15 stycznia 16-letni były uczeń szkoły i uczeń 10. klasy uzbrojeni w noże przyszli na lekcje w czwartej klasie w szkole nr 127 w Permie. Napastnicy zaczęli dźgać dzieci i nauczycielkę (otrzymała 17 ran). Później przestępcy uderzali się nożami, próbując popełnić samobójstwo. W wyniku ataku rannych zostało 15 osób: 12 uczniów 4. klasy, nauczyciel i obaj napastnicy.

19 stycznia 15-letni uczeń 9. klasy szkoły we wsi Sosnowy Bir na przedmieściach Ułan-Ude (Buriacja) wrzucił do klasy koktajl Mołotowa i zaczął uderzać siekierą osoby wybiegające z budynku. W wyniku ataku rannych zostało 7 osób: nauczyciel i 6 uczniów, w tym sam napastnik.

21 marca 13-letni uczeń oddał kilka strzałów z pistoletu pneumatycznego w szkole nr 15 w mieście Szadrinsk (obwód kurgański) podczas lekcji, gdy nauczyciel opuścił klasę. Rannych zostało siedmiu uczniów 7. klasy.

18 kwietnia w szkole nr 1 w Sterlitamak (Baszkortostan) 17-letni uczeń 9. klasy poprawczej dźgnął nożem dwie 15-letnie uczennice (jedna z nich w panice wyskoczyła przez okno i została ranna).

10 maja 16-letni student otworzył ogień z karabinu myśliwskiego w filii Nowosybirskiej Wyższej Szkoły Technologii Transportowych w mieście Barabińsk. Po czym wyszedł na korytarz i popełnił samobójstwo.

W 2019 roku odnotowano cztery ataki terrorystyczne. 13 maja w sali gimnastycznej nr 7 w Kazaniu (Tatarstan) 17-letni uczeń 10. klasy wziął jako zakładników 4 nauczycieli i 12 kolegów, grożąc im nożem kuchennym i wiatrówką. 28 maja 15-letni uczeń siódmej klasy wrzucił do swojej klasy koktajle Mołotowa. Na szczęście nie zapaliły się. Przestępca uderzył jednak siekierą w głowę 12-letniego ucznia 6. klasy.

31 października pijany mężczyzna włamał się do przedszkola i zamordował 6-letnie dziecko. 14 listopada 19-letni student otworzył ogień w Wyższej Szkole Budownictwa i Mieszkalnictwa Amur w Błagowiszczeńsku (obwód amurski). Przestępca zaczął także strzelać do policji, która odpowiedziała ogniem. 3 osoby zostały ranne, 2 osoby zginęły, napastnik zastrzelił się.

2021 rok – pięć ataków terrorystycznych. 11 maja w Kazaniu – masowy mord w gimnazjum nr 175. 19-letni Ilnaz Galiawiew, były uczeń gimnazjum, spowodował eksplozję i otworzył ogień do osób znajdujących się w budynku. Zginęło 9 osób (7 uczniów i 2 nauczycieli), 32 osoby zostały ranne.

21 maja 17-letni uczeń 10. klasy dźgnął w gardło 74-letniego nauczyciela w Liceum nr 1 w mieście Berezniki w obwodzie permskim.

20 września 18-letni student Timur Bekmansurow popełnił masowe morderstwo na Uniwersytecie w Permie, otwierając ogień do ludzi ze strzelby. W wyniku ataku zginęło 6 osób, a 47 zostało rannych. 13 grudnia 18-letni absolwent gimnazjum Władysław Strużenkow zdetonował ładunek wybuchowy na werandzie gimnazjum w Sierpuchowie w obwodzie moskiewskim. W wyniku eksplozji 13 osób, w tym napastnik, zostało rannych.

Groza aktów terrorystycznych i ich liczba zaczynają jeszcze bardziej narastać po rozpoczęciu wojny na Ukrainie przez Władimira Putina.

W 2022 roku 28 marca w Krasnojarsku 19-letnia Polina Dworkina, po zabiciu ojca w domu, przyszła z karabinem gładkolufowym do przedszkola nr 31, została jednak rozbrojona i zatrzymana.

26 kwietnia 26-letni mężczyzna otworzył ogień w przedszkolu w wiosce Veshkaima w obwodzie uljanowskim. Najpierw zranił przed budynkiem asystenta nauczyciela, następnie wszedł do przedszkola, zastrzelił nauczyciela, który próbował go powstrzymać, zabił dwójkę dzieci w wieku 5 i 6 lat, a następnie zastrzelił się.

26 września w szkole nr 88 Iżewskiej Republiki Udmurcji jej absolwent, 34-letni Artem Kazantsev, otworzył ogień z dwóch pistoletów, zabił 18 osób (w tym 11 dzieci), ranił 23 osoby i zastrzelił się.

W 2023 roku, 3 kwietnia, w szkole nr 633 w Petersburgu uczeń dziewiątej klasy otworzył ogień z pistoletu pneumatycznego. W wyniku ataku czwórka dzieci odniosła lekkie obrażenia.

Psychologowie od dawna zauważają tendencję, że brutalna polityka państwa w stosunku do innych krajów i narodów prowadzi do wzrostu poziomu okrucieństwa jego ludności, co skutkuje większą liczbą wszelkiego rodzaju przestępstw. To nieszczęście wydarzyło się w Rosji. Teraz niezwykle trudno będzie się wyrwać się z tego błędnego koła, a najgorsze jest to, że wynikiem tego znów może być śmierć niewinnych ofiar.

 

Fot. Pixabay

WOŁODYMYR SYDORENKO: Wojna na Ukrainie wpędza Rosjan w depresję

Na depresję może obecnie cierpieć około 15 milionów obywateli Rosji, co stanowi ponad 10 proc. populacji tego kraju. To dwa razy więcej niż średnia dla całego globu szacowana przez WHO.

Według opowieści kremlowskich propagandystów, Rosjanie to najszczęśliwszy naród na świecie. Wszyscy cieszą się z sukcesów swojego kraju, z najbardziej postępowej polityki rządu na świecie, z poziomu życia i w ogóle – „nie znam drugiego kraju, w którym człowiek oddycha tak swobodnie”, jak powiedziane zostało w hymnie Rosji. Jednak w rzeczywistości wszystko nie jest tak radosne.

Jak podaje rosyjska gazeta „Kommersant”, analitycy Agencji Inicjatyw Strategicznych (ASI) podali, że według wyników jednego z ich badań w głębokiej depresji znajduje się obecnie około 15 milionów obywateli Rosji, co stanowi ponad 10 proc. populacji całego kraju. Takie dane przedstawiła niedawno dyrektor generalna ASI Swietłana Czupszewa w przemówieniu na V Forum Innowacji Społecznych Regionów w Moskwie.

Tym samym analitycy posługujący się metodami naukowymi ustalili, że Rosja jest jednym z krajów na świecie najbardziej dotkniętych depresją. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) na depresję cierpi bowiem 5 procent dorosłej populacji globu. Co ciekawe, Rosja jest bardziej dotknięta chorobami psychicznymi nawet niż Ukraina, której ludność cierpi z powodu zbrodniczej i straszliwej wojny rozpętanej przez Putina na jej terytorium. I tak, według Światowej Federacji Zdrowia Psychicznego na Ukrainie, jedynie 8,4 proc. respondentów zgłosiło objawy odpowiadające klinicznemu rozpoznaniu depresji.

Według ASI do głównych przyczyn depresji w Rosji zalicza się długotrwałą chorobę samego respondenta lub osoby mu bliskiej, niespodziewaną śmierć bliskiej osoby, śmierć lub poważne obrażenia na froncie, długoletnią samotność, przemoc w rodzinie. Taka gradacja przyczyn depresji sugeruje, że duża część chorych na to schorzenie pojawiła się w wyniku wojny Rosji na Ukrainie. Jak podaje Ukraiński Sztab Generalny, na frontach zginęło już ponad 270 000 rosyjskich żołnierzy. Mogło więc spowodować to depresję w co najmniej 270 tysiącach rosyjskich rodzin, w których matki, żony i dzieci dowiadywały się o śmierci swoich bliskich.

Jak wiadomo, żołnierze, którzy wracają z wojny do spokojnego życia, nawet jeśli nie są ranni, również cierpią na pewne zaburzenia psychiczne. W wielu przypadkach zmienili oni swoje podejście do współobywateli, a nawet członków swoich rodzin, którzy nie byli na wojnie. A według ASI jedną z przyczyn głębokiej depresji jest długotrwała samotność i przemoc w rodzinie. Jak wynika z badań, każdego roku nawet 700 000 obywateli mogło spotkać się z przemocą w rodzinie. Można zatem stwierdzić, że większość przyczyn depresji Rosji ma swoje źródło w wojnie rozpętanej przez Kreml na Ukrainie, gdyż samotność, śmierć, choroby, okrucieństwo, sankcje ze strony społeczność światowej i niska jakość życia w Rosji, są ściśle związane z tą agresją. Wszystkie te czynniki prowadzą obywateli do niepokoju, utraty optymizmu, a ostatecznie do depresji. A od niej do nadużywania alkoholu i narkotyków, utraty więzi społecznych, braku optymizm co do dalszego życia, a ostatecznie do samobójstwa.

„Dziś, w nowoczesnych warunkach, nie możemy podejmować decyzji bez zweryfikowanych danych z różnych źródeł. Przeprowadziliśmy duże badanie, badając opinie osób z różnych aspektów sfery społecznej. Wiele osób boryka się z depresją i samotnością… Musimy zrozumieć, w jaki sposób polityka społeczna może odpowiedzieć na to wyzwanie” – podkreśliła Swietłana Czupszewa. Dlatego ASI wybrało do dalszych prac w tym kierunku ponad 50 sytuacji życiowych, dla każdej z nich „budowane są hipotezy i wybierane rozwiązania”. W najbliższej przyszłości agencja planuje rozpocząć pracę w regionach, dostarczając władzom obiektywny obraz sytuacji na ich terytorium i pokazując konkretne problemy obniżające jakość życia ludzi.

Na całym świecie środowisko medyczne jest zaniepokojone tempem rozprzestrzeniania się chorób psychicznych. Według przewidywań socjologów do 2030 roku depresja stanie się pierwszą przyczyną niezdolności ludzi do pracy.

Nie tak dawno temu niemieccy naukowcy z Uniwersytetu w Münster opublikowali wyniki swoich badań dotyczących rozpowszechnienia głównych zaburzeń psychicznych ofiar wojny. W toku pracy autorzy wykorzystali informacje z Uppsala Confused Database (Uppsala Data Program on Armed Conflikty – program do gromadzenia danych na temat zorganizowanej przemocy, założony na Uniwersytecie w Uppsali w Szwecji). Według naukowców około 1,45 miliarda ludzi na całym świecie przeżyło jakąś wojnę toczącą się w latach 1989 – 2015 i nadal żyło w 2015 r., w tym 1 miliard dorosłych. Na podstawie metaanalizy naukowcy oszacowali, że około 354 miliony dorosłych, którzy przeżyli wojnę, cierpi na zespół stresu pourazowego (PTSD) lub depresję. Spośród nich około 117 milionów cierpi jednocześnie na zespół stresu pourazowego i depresję.

Depresja wywołana wojną może mieć różny stopień nasilenia, od łagodnych, przejściowych epizodów smutku do trwałego stanu przygnębienia.  Oczywiście depresję można leczyć, ale w tym celu należy wyeliminować główne i najsilniejsze przyczyny – w przypadku Rosji jest to wyniszczająca społeczeństwo wojna na Ukrainie.

 

Fot. Pixabay

WOŁODYMYR SYDORENKO: Rosja na Krymie narusza wolność sumienia i wyznania

Rosja wszczęła ponad 100 spraw karnych przeciwko mieszkańcom Krymu z powodów religijnych, najbardziej prześladowaną grupą religijną są Świadkowie Jehowy.

Jak podaje Europejskie Stowarzyszenie Świadków Jehowy, w czterech miastach Krymu – Armiańsku, Symferopolu, Sakach i Dżankoju – niedawno rosyjskie siły bezpieczeństwa przeprowadziły dziewięć przeszukań członków organizacji religijnej Świadkowie Jehowy. W Symferopolu rewizję przeprowadzono np. w mieszkaniu Kateryny Melnychuk. Kobieta została poinformowana o wszczęciu przeciwko niej sprawy karnej i po przesłuchaniu została zwolniona. 11 sierpnia 2023 roku kontrolowany przez Kreml Sąd Rejonowy w Dżankoj po dwóch tygodniach pozbawienia wolności umieścił Wiktora Ursę, przedstawiciela organizacji religijnej Świadkowie Jehowy, w areszcie domowym.

Przeszukano także mieszkańca Symferopola Dmytro Zacharewicza, zięcia Oleksandra Woronczikina, zamieszanego w jedną z podobnych spraw w Symferopolu. Tego samego dnia mężczyzna otrzymał decyzję o postawieniu go w stan oskarżenia w sprawie karnej. Na wniosek śledczego sąd umieścił jego oraz innego wyznawcę ŚJ w areszcie domowym.

W mieście Armiańsk siły bezpieczeństwa przeszukały jeden z dwóch domów członków organizacji ŚJ. W miejscowości Saki siedem grup sił bezpieczeństwa, w tym cztery uzbrojone, przeprowadziły dwugodzinne przeszukanie domu 62-letniego Świadka Jehowy, którego nazwisko nie zostało ujawnione. Zabrano mu urządzenia elektroniczne.

Szczegóły przeszukań w Dżankoju nie są obecnie znane, poza tym, że jednym z zatrzymanych był starszy członek grupy. „Odbywał spotkania z zwolennikami za pośrednictwem łącza wideo, promował idee zakazanej organizacji i emitował materiały ekstremistyczne. Zajmował się także pozyskiwaniem nowych zwolenników, zbieraniem i dystrybucją datków” – podała służba prasowa Komitetu Śledczego Rosji. Podejrzany został zatrzymany i oskarżony za udział w „zakazanej organizacji religijnej”. Podczas przeszukania zabezpieczono literaturę ekstremistyczną.

Tym samym do chwili obecnej 25 mieszkańców Krymu zostało oskarżonych w związku z przynależnością do Świadków Jehowy. Sześciu z nich zostało już skazanych na karę pozbawienia wolności na okres 6 lat lub więcej i odbywa karę w rosyjskich koloniach.

Podstawę do ścigania karnego wyznawców Świadków Jehowy dał policji Sąd Najwyższy Rosji, który w 2017 roku uznał „Centrum Zarządzania Świadków Jehowy w Rosji” za organizację ekstremistyczną i zakazał jej działalności. Na całym świecie grupa Świadkowie Jehowy liczy ponad osiem milionów wyznawców. W żadnym kraju nie jest ona zabroniona i zwalczana. W Rosji wszystkie podmioty prawne związane ze Świadkami Jehowy zostały uznane za ekstremistyczne i zakazane.

Na Krymie procesy Świadków Jehowy odbywają się przynajmniej raz na sześć miesięcy. I tak w lutym 2023 roku kontrolowany przez Rosję Sąd Miejski w Jałcie wydał wyroki przeciwko czterem Świadkom Jehowy. Trzej organizatorzy zbiorowych wydarzeń religijnych zostali skazani na różne kary – od 6 lat i 6 miesięcy do 6 lat i 1 miesiąca  –  które będą odbywać w kolonii poprawczej na zasadach ogólnych.

Według Dmytro Lubynetsa, Rzecznika Praw Człowieka Rady Najwyższej Ukrainy, Rosja wszczęła ponad 100 spraw karnych przeciwko mieszkańcom Krymu z powodów religijnych, w tym 17 przeciwko przedstawicielom Świadków Jehowy. Pozostała część spraw to postępowania karne wobec zwolenników tureckiej partii Hizb ut-Tahrir, której ideę pokojowego utworzenia globalnego kalifatu podziela wielu Tatarów krymskich. Ale to inna historia.

Zdaniem rzecznika prześladowanie członków organizacji religijnych stanowi naruszenie przez Rosję art. 18 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka oraz art. 9 Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, zgodnie z którym każdy ma prawo do wolności myśli, sumienia i wyznania.

„Rosja w dalszym ciągu ignoruje rezolucję Rezolucja Zgromadzenia Ogólnego ONZ nr 74/168, w której społeczność międzynarodowa wzywa ten kraj do zapewnienia wolności religii i przekonań bez dyskryminacji” – dodał Dmytro Lubynets.

Polowanie na członków Świadków Jehowy odbywa się w całej Rosji. Jakiś czas temu Departament Stanu USA skrytykował wyrok wydany w Rosji na dwóch wyznawców tej organizacji religijnej: „Potępiamy decyzję rosyjskiego sądu, który skazał wyznawcę Świadków Jehowy Dmitrija Golika na siedem lat więzienia więzienia, a Oleksija Berczuka na osiem lat więzienia” – napisał na Twitterze rzecznik Departamentu Stanu Ned Price.

 

Fot. Pixabay

WOŁODYMYR SYDORENKO: Rosyjscy barbarzyńcy opustoszyli ukraińskie biblioteki

Na okupowanych terenach Ukrainy Rosjanie mogli zniszczyć nawet setki tysięcy książek. Teraz trwa akcja odtwarzania księgozbiorów w bibliotekach, które ucierpiały w wyniku najazdu barbarzyńców.  

Wojna Rosji na Ukrainie, zwłaszcza w okresie zakrojonej na szeroką skalę agresji po lutym 2022 roku, bezdyskusyjnie dowodzi, że pojęcia kultury i Rosji są nie do pogodzenia. Mordowanie ludności cywilnej, w tym dzieci, bombardowania w dzień i w nocy miast, rabunki fabryk, magazynów, muzeów, wywózki sprzętu, zboża, dzieł sztuki, grabieże domów prywatnych – oto opis działań okupantów. Jednak to nie wszystko. Bardzo znamienny jest też stosunek okupantów do książek i bibliotek.

Na Krymie, po zdobyciu półwyspu w 2014 roku, okupanci zabrali z bibliotek, w tym szkolnych, i wywieźli wszystkie podręczniki w języku ukraińskim. Następnie w kilku miejscach odnotowano palenie skonfiskowanych ksiąg. Ogólnie, splądrowano setki bibliotek i ukradziono setki tysięcy woluminów.

Jak donosi Centrum Oporu Narodowego Ukrainy, z bibliotek w samym tylko Donbasie Rosjanie wywieźli prawie 10 tys. książek w języku ukraińskim. Do tej pory, w wyniku ostrzału i tymczasowej okupacji rosyjskiej obwodów zaporoskiego i chersońskiego, co najmniej 116 ukraińskich bibliotek całkowicie straciło swoje księgozbiory, a kolejnych 400 częściowo.

W jednej ze wsi Nova Basan w obwodzie niżżyńskim wojsko rosyjskie zniszczyło w czasie okupacji około 7 tys. książek, głównie w języku ukraińskim: część spalono, część po prostu podarto, a część wykorzystano do rozpalenia ognisk, na których podgrzewano żywność. A we wsi Rowenki w obwodzie ługańskim odnotowano przypadki masowego palenia literatury ukraińskiej w lokalnych kotłowniach, informuje kanał telewizyjny „Nastojasze Wremia” (utworzony przez RFE/RL przy udziale „Głosu Ameryki”) .

Dziś Ukraińcy na terenach wyzwolonych ratują biblioteki. Wolontariusze z Centrum Oporu Narodowego Ukrainy podkreślają, że niszczenie książek jest standardową praktyką sił okupacyjnych. Ogłosili oni zbiórkę książek dla bibliotek, których księgozbiory ucierpiały w czasie rosyjskiej okupacji. W budżecie państwa nie ma bowiem pieniędzy na uzupełnienie niedoboru.

Weźmy jako przykład wieś Nowy Byków w obwodzie czernihowskim. Przetrwała ona dość krótką rosyjską okupację. Ale jej skutki długo nie zostaną zapomniane przez Ukraińców. Kierownik biblioteki, Tetiana, powiedziała dziennikarzom: „Kiedy po okupacji przyszliśmy do biblioteki, był tam napis, że kościami waszych dzieci nakarmimy psy”. Taka jest rosyjska kultura.

Kierownik biblioteki mówi, że okupacja wsi trwała tylko kilka tygodni, ale okupanci znaleźli czas na zrobienie rewizji w miejscowej bibliotece. Według niej wiele książek, zwłaszcza dotyczących historii współczesnej Ukrainy, literatury ukraińskiej, podręczników i encyklopedii, zostało po prostu spalonych przez rosyjskie wojsko. Zabrali wszystko, co było w jakiś sposób związane z Ukrainą.

Podobnie sytuacja wygląda w sąsiedniej wsi Nova Basan. Kierownik miejscowej biblioteki Natalia powiedziała dziennikarzom, że w czasie okupacji rosyjskie wojsko zniszczyło około 7 tysięcy książek: część podarto, a część po prostu spalono. „Przed tym barbarzyństwem wszystkie półki w bibliotece były wypełnione książkami, teraz są prawie puste” – opowiada Natalia.

Wolontariusze ogłosili teraz kampanię zbierania książek dla splądrowanych bibliotek w całej Ukrainie. PEN Center Ukrainy ogłosiło akcję zbierania i przekazywania ukraińskich książek. Wielu blogerów prowadzi akcje przywracania funduszy bibliotecznych. Zapowiedzieli zbiórkę pieniędzy, za które zakupią książki i przekażą je potrzebującym bibliotekom. Z początkiem nowego roku szkolnego biblioteki w wielu szkołach odnowiły już swoje księgozbiory. Z inicjatywy wolontariuszy do akcji włączyło się wiele lokalnych firm, przedsiębiorców i rodziców, którzy kupili książki dla szkół i przekazali je nauczycielom.

Nie ma wątpliwości, że biblioteki ukraińskie, które ucierpiały z powodu rosyjskiego barbarzyństwa, zostaną odrestaurowane, ale poziom kultury rosyjskiej Ukraińcy zapamiętają na długo.

 

Fot. Pixabay

WOŁODYMYR SYDORENKO: Po leki tylko z rosyjskim paszportem

Wyznaczony przez Rosję sołtys wsi Lazurne w okupowanej części obwodu chersońskiego Ołeksandr Dudka zapowiedział, że insulina nie będzie wydawana mieszkańcom, którzy nie otrzymali rosyjskich paszportów. W przemówieniu wideo straszył, że mieszkańcy wsi, którzy pozostali obywatelami Ukrainy, nie otrzymają żadnych leków, a także zostaną pozbawieni pomocy humanitarnej i emerytur.

To nie pierwszy przypadek wykorzystywania przez Moskwę leków jako broni przeciwko Ukraińcom. Po zajęciu Krymu przez Rosjan, mieszkało tam około 800 byłych narkomanów, którzy przeszli kurację i zostali poddani terapii tramadolem. Każdy z tych pacjentów otrzymywał od państwa lek uwalniający od cierpienia i pozwalający prowadzić normalne życie. Jak się okazało, w Rosji w ogóle nie ma terapii tramadolem,  nie jest ona tam uznawana, pomimo pozytywnych doświadczeń europejskich. Pacjentom z Krymu odmówiono więc podawania niezbędnych dawek tramadolu, co doprowadziło do tragedii. Jedna trzecia narkomanów zmarła, jedna trzecia powróciła do nałogu, a pozostałym udało się wyjechać do innych regionów Ukrainy i ponownie zdobyć ratujący życie lek.

Podobna sytuacja powstała w okupowanym Donbasie, a potem powtórzyła się po zajęciu przez Rosję części obwodów chersońskiego i zaporoskiego. Z całkowitej liczby narkomanów, którzy zostali faktycznie wyleczeni, około jednej trzeciej udało się przeżyć, a dwie trzecie zmarło w taki czy inny sposób. Czyżby teraz taki sam los miał czekać pacjentów insulinozależnych?

Warto przy okazji zwrócić uwagę, na sytuację w służbie zdrowia na okupowanych terenach. Do 2022 roku Ukraina wdrożyła postępowy europejski system opieki zdrowotnej i leczenia chorób, z lekarzami rodzinnymi, lecznictwem ambulatoryjnym i zaopatrzeniem w nowoczesne leki. Rosja przeniosła jednak swój niedoskonały i niereformowany od lat system opieki zdrowotnej na okupowane regiony Ukrainy i zaczęła wdrażać to, co od dawna zostało tam uznane za niedoskonałe. Rosjanie wprowadzili swój system dostarczania leków i okazało się, że rosyjskie specyfiki są znacznie gorsze niż ukraińskie. Po drugie wielu lekarzy odmówiło pracy na rosyjskich warunkach i złożyło rezygnację. Nastąpił katastrofalny brak lekarzy, a także ratowników medycznych i pielęgniarek. Znacznie wydłużyły się kolejki do specjalistów.

Poza tym już w pierwszych miesiącach okupacji okazało się, że Rosja ma zupełnie inny system wynagradzania lekarzy i zaczęli oni otrzymywać pensje stanowiące prawie połowę tego, co dostawali wcześniej. Wszyscy mówili o kryzysie służby zdrowia na terenach okupowanych.

Na Krymie Rosja od dawna walczy z kryzysem, która sama stworzyła. Praktycznie siłą i groźbami władze okupacyjne zmuszały lekarzy do pracy, stopniowo zwiększały im również pensje. Niedobór lekarzy został nieco załatany w związku ze zwiększonym i przyspieszonym kształceniem specjalistów na Krymskim Uniwersytecie Medycznym. Od czasu do czasu okupowane regiony dotknięte są kryzysami związanymi z dostępnością leków, ponieważ Rosja nie rozwinęła produkcji wysokiej jakości medykamentów wszystkich kategorii, a nie może kupować ich od innych krajów.

A teraz Ukraińcom na terenach okupowanych odmawia się leczenia i sprzedaży leków z powodu braku rosyjskiego paszportu. Nic więc dziwnego, że Ukraińcy traktują paszport rosyjski z nienawiścią, nazywając go tak samo, jak nazywano paszport niemiecki w czasie II wojny światowej – Ausweiss.

 

Fot. Pixabay

WOŁODYMYR SYDORENKO: Rosjanie nadal kradną ukraińskie zboże

Jak donosi Ukraińskie Centrum Narodowego Oporu, Rosjanie kradną zboże z elewatorów w tymczasowo okupowanej części obwodu chersońskiego i eksportują je przez krymskie porty do swojego kraju lub sprzedają na rynku światowym.

„Okupanci wykorzystują infrastrukturę portową Krymu do eksportu zrabowanego zboża z obwodu chersońskiego i obwodu zaporoskiego. Prawdopodobnie zrabowane ukraińskie zboże trafia na rynki afrykańskie” – czytamy w raporcie UCNO. Nie bez powodu Władimir Putin na szczycie z państwami afrykańskimi obiecał im darmowe dostawy rosyjskiego zboża.

Poza tym Rosjanie eksportują też dużymi ciężarówkami zboże przez Mariupol do Rostowa nad Donem, a stamtąd na całą Rosję.

Część zboża okupanci zabierają ze składów za darmo, a drugą część pozyskują w ten sposób, że zmuszają rolników do jego sprzedaży po ustalonych przez okupantów cenach, o wiele niższych od rynkowych.

Mieszkańcy półwyspu niejednokrotnie obserwowali, jak zboże z kontynentalnej Ukrainy było transportowane na terytorium anektowanego Krymu dużymi ciężarówkami, a następnie w terminalu zbożowym portu w Sewastopolu przeładowywano je na statki płynące do innych krajów. Władze rosyjskie wielokrotnie też publicznie potwierdzały, że eksportują ukraińskie zboże z terenów okupowanych na anektowany półwysep. Rosyjski przywódca Krymu Serhij Aksjonow przyznał, że Rosja sprzedaje ukraińskie zboże. Jak ustaliły agencja Associated Press i Fundacja Frontline we wspólnym śledztwie, Rosja mogła ukraść ukraińskie zboże o wartości co najmniej 530 mln dolarów. W rzeczywistości liczba ta jest kilkakrotnie wyższa, ponieważ kradzież zboża nie tylko z elewatorów, ale także bezpośrednio z pól okupowanych terenów wciąż trwa.

Jak donoszą krymskie media, tygodniowo na rynki krymskie z obwodów chersońskiego i zaporoskiego trafia również około 1000 ton produktów rolnych. Ministerstwo Przemysłu Krymu twierdzi, że dostawy warzyw i owoców są realizowane na potrzeby rosyjskich jednostek wojskowych, rosyjskich szpitali i innych organizacji okupacyjnych. W tym celu na terenie symferopolskiego rynku „Pryvoz” nadal działa strefa handlowa dla rolników z obwodu zaporoskiego i obwodu chersońskiego.

Tutaj, na przykład, rolnik Valentyn, który przybył do Symferopola z okolic Chersonia, ziemniaki i marchew sprzedaje za 20-25 rubli (około 0,25 dolara), podczas gdy krymskie warzywa kosztują prawie dwa razy więcej. Często rano produkty chersońskich i zaporoskich rolników są masowo odbierane przez wojsko lub przedstawicieli organizacji handlowych, które sprzedają je po wyższej cenie na rynkach kurortów Krymu.