Fot. NUJU.org

WOŁODYMYR SYDORENKO: Jak Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy działa w wojennych warunkach

Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy (NUJU) mobilizuje ukraińskich i zagranicznych dziennikarzy do relacjonowania wydarzeń na froncie i za jego kulisami, a także stara się chronić ich życie i pracę.

Wojna Rosji z Ukrainą radykalnie zmieniła życie i pracę dziennikarzy na Ukrainie. Wielu z nich trafiło na front, ale nie porzucili swojego zawodu i często zostawali korespondentami z miejsca walk. Dziennikarze pism ukraińskich na terenach okupowanych w większości wyjeżdżali na wolne terytoria ukraińskie, przenosili swoje publikacje w nowe miejsca, włączali się do pracy w lokalnych mediach w rejonach ewakuacji lub pomagali w Dziennikarskich Centrach Solidarności utworzonych przez Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy wraz z UNESCO. Powstały one m.in. we Lwowie, Iwano-Frankowsku, Czerniowce, Dnieprze i Kijowie. W takich ośrodkach ukraińscy i zagraniczni dziennikarze mogą otrzymać środki ochrony osobistej do pracy w niebezpiecznych miejscach – kamizelki kuloodporne, hełmy, apteczki taktyczne. A także pomoc techniczną – kamery wideo, aparaty fotograficzne, laptopy, inny profesjonalny sprzęt. Centra świadczą też doraźną pomoc materialną, czy pomagają w opuszczeniu strefy działań wojennych lub terytoriów okupowanych. Zapewniają również pomoc prawną i psychologiczną. Działa na przykład całodobowa infolinia udzielająca wsparcia psychologicznego dziennikarzom i członkom ich rodzin.

Obecnie Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy w dużej mierze przekształcił się w organizację praw człowieka, która mobilizuje dziennikarzy do relacjonowania wydarzeń na froncie i za kulisami, a także chroni życie i pracę ukraińskich i zagranicznych dziennikarzy.

W Kijowie odbyło się zainicjowane przez NUJU spotkanie okrągłego stołu z udziałem przedstawicieli Prokuratury Generalnej, Policji Państwowej i Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, na którym dyskutowano na temat postępów śledztwa w sprawie zbrodni wojennych popełnianych przez Rosjan przeciwko ukraińskim i zagranicznym dziennikarzom.

Zastępca Komendanta Głównego Policji Ukrainy Maksym Tsutskiridze poinformował, że w czasie wojny Rosji z Ukrainą na pełną skalę wszczęto 66,7 tys. postępowań karnych, w tym 54 postępowań dotyczące naruszeń praw dziennikarzy. Odnotowano 29 przypadków śmierci dziennikarzy podczas wykonywania obowiązków służbowych,17 rannych oraz 12 przypadków pozbawienia wolności pracowników mediów na czasowo niekontrolowanym terytorium państwa. Wszystkie te fakty są badane. Zastępca szefa ukraińskiej policji podkreślił wagę i znaczenie śledztw w sprawie przestępstw przeciwko przedstawicielom środków masowego przekazu, którzy w trudnym dla kraju czasie relacjonują nieludzkie zachowania przedstawicieli władz okupacyjnych Federacji Rosyjskiej.

Maksym Tsutskiridze skupił się na konkretnych przypadkach. Na przykład na sprawie uprowadzenia w obwodzie chersońskim i pozbawienia wolności dziennikarza gazety „Novy Den” Olega Baturina. Dziennikarz został uwolniony przez ukraińskie wojsko, bierze udział w śledztwie i dostarcza dowodów w sprawie zbrodni wojennych przedstawicieli władz okupacyjnych w Chersoniu, którzy przyczynili się do pozbawienia go wolności.

Śledztwa prowadzone są też w sprawie sześciu dziennikarzy, którzy stracili życie w wyniku ataku rakietowego na wieżę telewizyjną w Kijowie, śmierć szefa służby prasowej połączonej brygady szturmowej Sił Zbrojnych Ukrainy Jurija Lelawskiego oraz zastrzelenia przez rosyjskie wojsko dziennikarza Serhija Puszczenko służącego w obronie terytorialnej.

Maksym Tsutskiridze mówił o pracy policji na terenach okupowanych: „Tam znajdujemy najwięcej okropności. Są to masowe pochówki, obozy tortur i miejsca tymczasowego przetrzymywania naszych obywateli, w tym dziennikarzy”.

Policja zarejestrowała 25 sal tortur i więzień w obwodzie charkowskim, 16 w obwodzie chersońskim, 3 w obwodzie kijowskim i 6 na innych terenach okupowanych. Według Maksyma Tsutskiridze największe masowe pochówki znaleziono w Iziumie w obwodzie charkowskim, gdzie zginęło 941 osób oraz w rejonie kijowskim, gdzie znaleziono ciała 1374 osób. Oczekuje się, że po wyzwoleniu Mariupola, Melitopola i Berdiańska wyjaśnione zostaną kolejne zbrodnie. Wiceszef ukraińskiej policji podkreślił, że trwają prace nad dokumentacją rosyjskich zbrodni wojennych, a zebrane dowody pomogą postawić winnych przed sądami ukraińskimi i międzynarodowymi.

Serhij Tomilenko, szef Narodowego Związku Dziennikarzy Ukrainy, na posiedzeniu Komitetu Wykonawczego Europejskiej Federacji Dziennikarzy (EFJ) wypowiedział się na temat działań jego organizacji w sprawie wzmocnienia bezpieczeństwa pracowników mediów podczas wojny w Ukrainie. W spotkaniu wzięli udział przedstawiciele stowarzyszeń i organizacji dziennikarskich z Włoch, Francji, Belgii, Hiszpanii, Danii, Polski, Wielkiej Brytanii i innych krajów europejskich. Tomilenko powiedział, że „dzięki pomocy i współpracy z innymi organizacjami Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy może dziś wspierać tysiące ukraińskich dziennikarzy pracujących w warunkach wojny. Jesteśmy wdzięczni europejskim dziennikarzom za ich solidarność, apelujemy o inicjatywy na rzecz ukraińskich mediów”.

W ciągu ostatnich sześciu miesięcy NUJU, z pomocą światowych mediów, zdołał wesprzeć finansowo ponad 20 gazet ukazujących się blisko linii frontu i znaleźć regularne finansowanie dla 12 gazet regionalnych na terenach okupowanych o łącznym miesięcznym nakładzie około 100 000 egzemplarzy. Ale to niestety nie wystarczy. Tomilenko zaznaczył, że wciąż nierozwiązana pozostaje kwestia odrodzenia lokalnych gazet na terenach okupowanych i frontowych, które zostały zmuszone do zaprzestania działalności po rosyjskim ataku na pełną skalę.

Serhij Tomilenko wezwał Europejską Federację Dziennikarzy do zainicjowania kampanii solidarnościowej wspierającej publikacje ukazujące się na terenach bliskich linii frontu i na okupowanych terytoriach Ukrainy, gdzie przy braku internetu, a często i elektryczności, prasa drukowana pozostaje alternatywnym źródłem informacji.

Szef NUJU zasugerował również, aby Europejska Federacja Dziennikarzy zorganizowała w Brukseli specjalną wystawę fotograficzną „Sparks of War”, którą przygotowało NUJU pod kuratelą jednego z najlepszych fotoreporterów Ukrainy, Efrema Łukackiego. Ekspozycja ta posłuży zwróceniu uwagi Europejczyków na problemy i potrzeby ukraińskich dziennikarzy, którzy odważnie bronią frontu informacyjnego walki z okupantem.

Koledzy z kierownictwa EFJ – zarówno prezydent Maya Sever, jak i sekretarz generalny Ricardo Gutierrez oraz członkowie Komitetu Wykonawczego – a także przedstawiciele zagranicznych związków dziennikarzy wyrazili poparcie dla ukraińskich dziennikarzy i gotowość do dyskusji na temat praktycznego wdrożenia nowych form solidarności z kolegami z Ukrainy.

 

Fot. Wikipedia

WOŁODYMYR SYDORENKO: Czy Rosja powinna nazywać się Moskowia?

Nazwa Rosja została skradziona, nasz północno-wschodni sąsiad powinien nazywać się Moskowia – uważają Ukraińcy, którzy wystąpili do prezydenta Wołodymyra Zełenskiego z petycją w tej sprawie.

Wszystko zaczęło się od tego, że na stronie internetowej prezydenta Ukrainy pojawiła się petycja Walerii Szabołostowej z propozycją zmiany nazwy Rosji na Moskowia. W apelu tym stwierdzono, że kraj otrzymał nazwę „Rosja” w wyniku fałszowania historii. Petycję poparło ponad 25 tysięcy osób, co oznaczało, że musiał ją rozpatrzyć prezydent. Ponadto, z podobnymi żądaniami – zmiany nazwy Federacji Rosyjskiej na Moskowię zwrócili się do prezydenta Wołodymyra Zełenskiego deputowani sejmiku lwowskiego i rówieńskiego.

Równieńska Rada Obwodowa uważa, że ​​konieczne jest przywrócenie historycznej sprawiedliwości na wszystkich szczeblach (państwowym, dyplomatycznym, urzędowo-biznesowym) i zamiast nazwy „Federacja Rosyjska” lub „Rosja” należy używać historycznej nazwy sąsiedniego państwa – „Moskowia” i nazywać Rosjan „Moskalami”.

Deputowani Rówieńskiej Rady Obwodowej piszą: „Jesteśmy przekonani, że przywrócenie historycznej sprawiedliwości, przywrócenie jej prawdziwego imienia północnemu sąsiadowi, będzie miało znaczący wpływ na procesy społeczno-polityczne na Ukrainie, na sam rozwój państwa ukraińskiego”.  A deputowani Rady Lwowskiej zauważają, że Rosjanie ukradli nazwę „Ruś” dawnemu państwu Rusi Kijowskiej. „W ciągu ostatnich kilkuset lat nasz północno-wschodni sąsiad, który nieustannie wkracza na nasze terytorium, nielegalnie używa skradzionej państwowej i geograficznej nazwy >Rosja<, którą przyjął dekretem cesarza Piotra I dopiero w 1721 r.” – podkreślają autorzy apelu i dodają, że zmiana nazwy Księstwa Moskiewskiego „stanowiła poważne wyzwanie dla tożsamości narodu ukraińskiego i jest uzasadnieniem dla okupacji części terytorium współczesnej Ukrainy”.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski odpowiedział na petycję w sprawie zmiany nazwy Rosji na Moskowię. Zlecił premierowi Denysowi Szmyhalowi wypracowanie stanowiska w tej kwestii z udziałem instytucji naukowych. „Pytanie postawione w petycji wymaga zatem starannej analizy, zarówno pod względem kontekstu historycznego i kulturowego, jak i w świetle możliwych międzynarodowych konsekwencji prawnych” – czytamy w odpowiedzi na petycję. Prezydent zauważył również, że nazwy obiektów geograficznych używane na Ukrainie, w tym w innych krajach świata, podlegają rozliczaniu i rejestracji przez specjalnie upoważniony organ władzy wykonawczej do nazw geograficznych.

Rzeczniczka rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rosji Maria Zacharowa wyraziła oburzenie pomysłem autorów petycji. W komentarzu na Telegramie stwierdziła, że ​​w ten sposób ukraińscy politycy próbują stworzyć państwo całkowicie przeciwne Rosji.

Istnieją jednak pewne fakty, które wskazują, że nazwa „Moskowia” może mieć zwolenników także w Federacji Rosyjskiej.  W grudniu 2021 r., w Rosji odbyło się spotkanie online z członkami Rady ds. Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego i Praw Człowieka. Reżyser filmowy Ołeksandr Sokurow stwierdził na nim, że Rosja prowadzi politykę zagraniczną, która drogo kosztuje budżet „tak biednego kraju”. Rosja „zabezpiecza” Białoruś, Osetię Południową, Abchazję, Krym oraz „konieczną pomoc” Syrii i subsydiowanym regionom. Reżyser mówił też o „rosnącej niechęci do Rosjan na Kaukazie”. Tam cała władza jest skoncentrowana w rękach „tubylców”. Dlatego Sokurow sugeruje „puścić wszystkich, którzy nie chcą z nami mieszkać”.

Władimir Putin ostro mu odpowiedział i zarzucił mu, że nie kocha Rosji. „Czy naród rosyjski, którego interesy właśnie wymieniłeś, jest zainteresowany rozpadem Federacji Rosyjskiej? Czy będzie to zatem Rosja, która powstała jako kraj wieloetniczny i wieloreligijny? Chcesz nas zamienić w Księstwo Moskiewskie? Cóż, właśnie tego chce NATO” – podsumował Putin.

Jednak, jak widzimy, pomysł zmiany nazwy Rosji zyskuje coraz większą popularność i to nie tylko w Ukrainie. Więc być może prędzej czy później czas na jego wdrożenie nadejdzie.

 

Aleksander Puszkin uważany jest za twórcę literackiego języka rosyjskiego. Rozwijał go dzięki zapożyczeniom z języków obcych. Fot. Wikipedia

WOŁODYMYR SYDORENKO: Polityka zaszkodzi językowi rosyjskiemu

Prezydent Rosji Władimir Putin podpisał nową ustawę o czystości języka rosyjskiego. Zabrania ona używania obcych słów, z wyjątkiem tych, które nie mają odpowiedników w języku rosyjskim. Powodem wprowadzenia nowych przepisów nie jest jednak rzeczywista troska o język tylko chęć jego upolitycznienia.   

Ustawa przyjęta przez Dumę Państwową ma na celu „ochronę języka rosyjskiego przed nadmiernym używaniem obcych słów”. Dokument doprecyzowuje listę dziedzin działalności człowieka, w których obowiązkowy jest tylko język rosyjski i to bez użycia obcych słów. Obszary te obejmują instytucje edukacyjne, struktury usług publicznych, oficjalną korespondencję organizacji wszystkich form własności z ludnością, rejestrację adresów przy wysyłaniu listów, paczek i telegramów, instrukcje dla konsumentów towarów. W szczególności, zgodnie z prawem, niedopuszczalne jest używanie wyrazów obcych w mediach, reklamie, działalności kin i druku. Inicjatywa wprowadza również dystrybucję słowników normatywnych, gramatyk normatywnych i przewodników normatywnych, które stają się obowiązkowe dla wszystkich nadawców. Rząd zatwierdzi katalogi na podstawie wniosków komisji ds. języka rosyjskiego.

W rzeczywistości ustawa ta odda dla języka rosyjskiego „niedźwiedzią przysługę”, jak powiedzieliby sami Rosjanie, to znaczy tylko mu zaszkodzi. Jest na to wiele dowodów, najważniejszy to taki, że nowe przepisy zatrzymają dalszy rozwój języka rosyjskiego. Filolodzy wiedzą, że każdy język rozwija się między innymi poprzez zapożyczanie nowych słów z innych języków. A także tworząc nowe słowa na podstawie obcych. Nazywa się je neologizmami. Zakaz używania obcych słów oznacza zatrzymanie rozwoju języka.

Z drugiej strony żaden żyjący i rozwijający się język nie jest w stanie pozbyć się obcych słów. Sam język rosyjski składa się dziś w 80 procentach ze słów pochodzenia obcego, a tylko 20 procent stanowią specyficznie rosyjskie. Większość zapożyczonych słów należy do języka tatarskiego, wiele do łaciny, francuskiego, angielskiego, niemieckiego i innych. Co by się stało gdyby 80 procent słownictwa zostało wyrzucone z języka?

Dlaczego pomimo tego Rosja przyjęła taką ustawę? Powodem nie była troska o sam język, ale nadanie mu znaczenia politycznego. Z jednej strony Rosja uważa, że walczy o prawa i czystość języka rosyjskiego na Białorusi, w Mołdawii, a tym bardziej w Ukrainie, którą oskarża o rzekome prześladowanie i zakaz używania tam języka rosyjskiego, chociaż w rzeczywistości tak nie jest. Z drugiej strony to ci Rosjanie, którzy z powodów politycznych walczą o czystość i prawa języka rosyjskiego, sami bardzo słabo nim władają. Co tu ukrywać – język samego Władimira Putina jest daleki od doskonałości, zarówno pod względem słownictwa, jak i ortografii. Ustawa ma więc znaczenie wyłącznie polityczne, a nie filologiczne.

W rzeczywistości przez wiele stuleci nikt w Imperium Rosyjskim nie uważał języka rosyjskiego za wartościowy, uważano go za słabo rozwinięty i niegodny „wyższego” świata. Car Piotr I preferował język niemiecki i holenderski, ponieważ w tych językach nauczył się budować statki. Od XVII do XX wieku cała szlachta od najmłodszych lat uczyła się języka francuskiego, a warstwy wyższe także niemieckiego i angielskiego. Rosyjscy carowie od Aleksandra I do Mikołaja II rozmawiali w domu z żonami i dziećmi po francusku. W Liceum Carskim Siole, głównej instytucji edukacyjnej Rosji w tym czasie, studiowano głównie języki europejskie. Dekabryści pisali swoje traktaty po francusku. Aleksander Puszkin, nazywany twórcą literackiego języka rosyjskiego, pisał nawet listy intymne i miłosne po francusku. Tak więc jeszcze przed XIX wiekiem język rosyjski był szorstki, chłopski, pełen idiomów i przestarzały. Panie z wyższych sfer często nie potrafiły nawet zrozumieć „języka ludu”.

Na archaizm języka rosyjskiego zwrócono uwagę dopiero wtedy, gdy rozpoczął się zaciekły spór między tymi, którzy uważali, że Rosjanie powinni przede wszystkim kochać swój kraj i wyrzekać się wszystkiego, co europejskie a „ludźmi Zachodu”, broniącymi stanowiska, że Rosja powinna się uczyć od Europejczyków i zapożyczać doświadczenia światowe. Wtedy zauważono, że język ma znaczenie polityczne. To świetny znak rozpoznawczy: jeśli mówisz po rosyjsku, jesteś rusofilem, jeśli nie mówisz po rosyjsku, jesteś rusofobem. Ale żeby nie wstydzić się archaiczności języka rosyjskiego, Michaił Łomonosow i Aleksander Puszkin zaczęli rozwijać go zapożyczając nowe słowa, a Władimir Dal podjął się opracowania normatywnego słownika języka rosyjskiego. Stworzył go w taki sposób, że brakujące słowa zapożyczył z innych języków europejskich, dostosowując je do rosyjskiego stylu. Tak więc znany „Słownik Dala”, główny dla Rosjan, składa się w 80 procentach z zapożyczonych słów. I wtedy nikogo to nie dziwiło ani nie martwiło, inaczej niż teraz..

 

WOŁODYMYR SYDORENKO: Na okupowanych przez Rosję terenach Ukrainy działają obozy filtracyjne

Na terenach Ukrainy czasowo okupowanych przez Rosję stworzono miejsca do przetrzymywania, przesłuchiwania i sortowania” zarówno jeńców wojennych jak i ludności cywilnej.

W pierwszą rocznicę rosyjskiej inwazji na Ukrainę Unia Europejska przyjęła 10. pakiet sankcji wymierzonych w Rosję. Na nowej liście sankcyjnej znalazło się wielu rosyjskich urzędników, w tym komisarz ds. Praw człowieka Federacji Rosyjskiej Tatiana Moskalkowa.

Trafiła tam ponieważ zarzuca się jej, iż zaprzecza istnieniu obozów filtracyjnych, przez które według UE mogło już przejść od 900 tys. do 1,6 mln Ukraińców, w tym tysiące dzieci. Są dowody potwierdzające istnienie takich miejsc. Na przykład raport naukowców z Uniwersytetu w Yale, którzy przy wsparciu Departamentu Stanu USA, pod koniec ubiegłego roku zidentyfikowali co najmniej dwadzieścia obozów filtracyjnych na terenach Ukrainy czasowo okupowanych przez Rosję. Miejsca te służą do przetrzymywania, przesłuchiwania i „sortowania” zarówno jeńców wojennych jak i ludności cywilnej.

Przy tworzeniu raportu wykorzystano m.in. zdjęcia satelitarne. Dokładna analiza danych pomogła z dużą dokładnością zidentyfikować 21 obozów filtracyjnych. W pobliżu jednego z takich miejsc można zobaczyć groby świadczące o masowych pochówkach. Wyniki badań pokazały również, że Rosja i sprzyjające jej władze w Donbasie na kilka tygodni przed inwazją na pełną skalę stworzyły system filtrowania, aby „segregować” ludzi na terenach znajdujących się pod rosyjską okupacją. Według raportu ten rosyjski system filtrowania osób w obwodzie donieckim obejmuje stosowanie pozasądowego przetrzymywania w odosobnieniu, które narusza liczne elementy międzynarodowego prawa humanitarnego. Można więc stwierdzić, że putinowska Rosja powiela najstraszniejsze metody pozbawiania ludzi wolności, jakie stosowały Związek Sowiecki i faszystowskie Niemcy w XX wieku. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski nazwał deportacje Ukraińców i obozy filtracyjne, które wojska rosyjskie utworzyły na okupowanych terenach Ukrainy, „imitacją” nazistowskich deportacji i obozów koncentracyjnych. Ukraińscy urzędnicy państwowi porównują je również do systemu „filtracji” stosowanego w Czeczenii, kiedy tysiące Czeczenów było brutalnie przesłuchiwanych w tymczasowych obozach, a wielu z nich zaginęło.

Rosyjscy urzędnicy zaprzeczają deportacjom, nazywając je „ewakuacją ludności cywilnej opuszczającej strefę aktywnych działań wojennych”, a obozy filtracyjne określają jako „punkty kontrolne”. Wicepremier Ukrainy Iryna Wereszczuk powiedziała, że ​​z kontrolowanych przez Rosję terytoriów Ukrainy bez porozumienia z Kijowem wysiedlono setki tysięcy ludzi. Podaje się, że po przejściu „filtracji” Ukraińcy są często przymusowo wywożeni na daleki wschód Rosji.

Według świadków, w marcu 2022 r. wojska rosyjskie nakazały kobietom i dzieciom opuszczenie schronu w Mariupolu. Zostali siłą wywiezieni autobusami w liczbie 200 lub 300 osób do Nowoazowska, gdzie musieli godzinami czekać, zanim otrzymali rozkaz przejścia przez grupę namiotów do tak zwanego „obozu filtracyjnego”. Rzeczywiście, zdjęcia satelitarne pokazują grupę namiotów w Bezymennym koło Nowoazowska. Przedstawiciele władz okupacyjnych twierdzili, że utworzyli tam „miasteczko namiotowe” z 450 miejscami. Rządowa „Rossijskaja gazieta” poinformowała, że ​​​​w obozie w Bezymennym przetrzymywano 5000 Ukraińców, którzy przechodzili kontrole, aby „ukraińscy nacjonaliści nie wjechali do Rosji przebrani za uchodźców i nie uniknęli kary”. Jeden ze świadków powiedział, że był dokładnie przesłuchiwany przez mężczyzn, którzy twierdzili, iż są z FSB. Pytali go o przeszłość, świadek określił przesłuchanie jako „bardzo upokarzające”. Następnie grupa została przewieziona do Rostowa.

Tatiana Lokszina, dyrektor Human Rights Watch na Europę i Azję, powiedziała: „Zgodnie z międzynarodowym prawem dotyczącym praw człowieka, wysiedlenie lub deportację uważa się za przymusowe, gdy ludzie zostali postawieni w sytuacji, w której nie mieli wyboru”.

Zauważyła, że ​​Konwencja Genewska zakazuje indywidualnych lub masowych przymusowych transferów, a także deportacji osób z okupowanego terytorium. Ambasador USA przy ONZ Linda Thomas-Greenfield stwierdziła: „Nie muszę wyjaśniać, jak wyglądają te tak zwane >obozy filtracyjne< ”. Odniosła się do doniesień o konfiskowaniu Ukraińcom przez funkcjonariuszy FSB paszportów, dowodów osobistych i telefonów komórkowych. Poinformowała również o przymusowej separacji ukraińskich rodzin.

Pod koniec ubiegłego roku OBWE przedstawiono badania dotyczące rosyjskiej „filtracji”. W analizie zauważono, że Rosja podczas wojny w Ukrainie, poprawiając swoje dotychczasowe doświadczenia kryminalne w Czeczenii i naśladując nazistowskie rozwiązania deportacji i obozów koncentracyjnych, stworzyła system filtrowania i przetrzymywania obywateli Ukrainy na czasowo okupowanym terytorium. Jego atrybutami stały się presja psychiczna i fizyczna, tortury, a nawet morderstwa. Delegacja Ukrainy do OBWE przy wsparciu misji amerykańskiej zorganizowała 27 lipca w Wiedniu wydarzenie, podczas którego zaprezentowano badania prowadzone przez ukraińską organizację pozarządową „Media Initiative for Human Rights” i przedstawiono tragiczne historii bezpośrednich świadków i ofiar obozów filtracyjnych. Eksperci zauważają, że według rosyjskich władz wszyscy Ukraińcy powyżej 14 roku życia muszą przejść tzw. „filtrację”. I jeśli na początku wojny proces ten był jeszcze chaotyczny, teraz nabrał ogromnej skali i został już usystematyzowany. Rzeczywistość wygląda tak, że na kontrolowanym przez Rosję terytorium wszyscy Ukraińcy są poddawani próbie lojalności wobec władz okupacyjnych. Proces ten ma trzy poziomy. Pierwszy to filtracja wstępna. Zwykle odbywa się na blokadach drogowych lub w samym mieście czy wsi. Sprawdzane są dokumenty i rzeczy osobiste danej osoby, czasami towarzyszy temu przeszukanie domu lub samochodu. Następnie osoba kierowana jest do specjalnych punktów, w których rozmieszczone są obozy filtracyjne. Stanowią one drugi i główny rodzaj filtrowania. Ludzie stoją tam w kolejkach przez wiele dni i tygodni. Gdy przyjdzie ich kolej są sprawdzani, pobiera się od nich odciski palców i odciski dłoni, a także robi zdjęcia. Nierzadko podczas takiej kontroli stosuje się przemoc psychiczną i fizyczną, znane są przypadki użycia broni. Trzeci poziom filtrowania to areszty śledcze i kolonie karne. Trafiają tam osoby, które nie zostały „pozytywnie zweryfikowane” podczas wcześniejszych etapów. Zatrzymani są brutalnie torturowani, nie otrzymują wystarczającej ilości jedzenia i wody, przetrzymywani są w nieludzkich, niehigienicznych warunkach, nie są objęci opieką medyczną. Często giną.

Międzynarodowa Federacja Dziennikarzy (IFJ) zawiesiła członkostwo Związku Dziennikarzy Rosji (RUJ)

W środę, 22 lutego komitet wykonawczy Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy (IFJ) podjął decyzję o zawieszeniu członkostwa Związku Dziennikarzy Rosji (RUJ) w tej organizacji. Powodem tego było poparcie rosyjskich dziennikarzy dla agresji Putina na Ukrainę – poinformował serwis prasowy IFJ.

Przypomnijmy, że Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich (SDP) już kilka dni po rosyjskiej agresji na Ukrainę wystąpiło do międzynarodowych organizacji dziennikarskich z apelem o wykluczenie z nich rosyjskich związków dziennikarskich (czytaj TUTAJ). Tego samego zażądał Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy (NUJU).

Niemal rok po tych apelach komitet wykonawczy Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy (IFJ) podjął decyzję o zawieszeniu członkostwa w tej organizacji Związku Dziennikarzy Rosji (RUJ).

„IFJ jest organizacją zbudowaną na solidarności międzynarodowej, na zasadach współpracy między związkami członkowskimi i poszanowania praw wszystkich dziennikarzy. Działania Związku Dziennikarzy Rosji mające na celu utworzenie czterech przedstawicielstw na zaanektowanych terytoriach ukraińskich wyraźnie zniszczyły tę solidarność i zasiały niezgodę” – powiedział szef IFJ Dominique Pradalje.

Odrzucił zarzuty, że decyzja podejmowana była zbyt długo i wezwał do „znalezienia sposobów dalszego wspierania niezależnych dziennikarzy w Rosji i poza nią, którzy są zagrożeni lub potrzebują pomocy”.

​​Międzynarodowa Federacja Dziennikarzy przypomniała, że może zastosować wobec swoich członków jedynie zawieszenie członkostwa. Decyzję o ostatecznym wykluczeniu podejmuje Światowy Kongres IFJ.

Tymczasem Rosja już zareagowała na decyzję IFJ. Szef Moskiewskiego Związku Dziennikarzy Pawło Gusiew powiedział, że „decyzja kierownictwa Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy nie ma żadnych konsekwencji dla rosyjskich dziennikarzy, ale nie doprowadzi do niczego dobrego dla międzynarodowego dziennikarstwa” – donosi TASS.

 

WOŁODYMYR SYDORENKO: Statystki pokazują jak okupacyjne władze Krymu zwalczają Ukraińców

Okupacyjne władze rosyjskie przeprowadziły kolejny spis ludności na Krymie. Jak donoszą miejscowe media, jego wyniki pokazały, że liczba osób uważających się za Ukraińców na Krymie zmniejszyła się o połowę w ciągu siedmiu lat okupacji od 2014 do 2021 roku. Jak to się mogło stać? Gdzie podziała się połowa Ukraińców? Jak zmieniła się struktura ludności na półwyspie?

Według opublikowanych wyników spisu w 2021 roku Rosjanie stanowili 72,9 proc. ludności półwyspu, podczas gdy w 2014 roku było ich 65,2 proc., a według ukraińskiego spisu przeprowadzonego przed okupacją – 56 proc. I ta druga liczba jest bardziej prawdopodobna. Na drugim miejscu uplasowali się Tatarzy Krymscy, których teraz jest 14,1 proc., a w 2014 roku było 12,6 proc..

Uderzająca jest dynamika liczby Ukraińców na Krymie. Według rosyjskich spisów powszechnych w 2014 roku 16 proc. respondentów określiło się jako Ukraińcy, a w 2021 roku już tylko 8,2 proc. Rosyjskie statystyki za 2014 r. są manipulacją, bo ukraińskie spisy powszechne wykazały, że na Krymie mieszka co najmniej 25 proc. Ukraińców, którzy szczególnie aktywnie zaludniali półwysep po 1954 r., przyjechali budować Kanał Północnokrymski, fabryki, uczyć dzieci, pracować w szpitalach i w placówkach kulturalnych. A teraz jest ich tylko 8,2 proc.? Jeśli więc wyjdziemy z danych z bardziej prawdopodobnego przedokupacyjnego ukraińskiego spisu powszechnego, teraz liczba Ukraińców na Krymie zmniejszyła się nie o dwa, ale o cztery razy!

Krymscy socjologowie, których opinie cytują okupacyjne media, twierdzą, że zmiany te nastąpiły, ponieważ wielu Ukraińców wyjechało z półwyspu na nieokupowane terytorium Ukrainy lub nawet za granicę. Jednak same przepływy migracyjne nie mogą wyjaśnić takich zmian. Zdaniem socjologów, podczas spisu powszechnego z 2021 roku Ukraińcy po prostu bali się nazywać siebie Ukraińcami i wskazywali jakąkolwiek inną narodowość, próbując w ten sposób odwrócić od siebie uwagę służb specjalnych i policji, bo nie jest tajemnicą, że w okupowanym Krymie wszyscy Ukraińcy są rejestrowani w celu zwiększenia kontroli nad ich zachowaniem. Zjawisko to nazywane jest wymuszoną zmianą samoidentyfikacji.

Obecnie, według Instytutu Badań Strategicznych Morza Czarnego, na Krymie mieszka ponad 2 miliony ludzi. W porównaniu z 2014 r. liczba ta znacząco wzrosła z powodu przymusowej migracji Rosjan z odległych regionów tego kraju, z Syberii, Dalekiego Wschodu i regionów północnych. O niekorzystnych warunkach życia na Krymie może świadczyć jednak fakt, że w ostatnich latach obserwuje się tendencję do skracania się tam średniej długości życia. Wynosi ona 65,3 lata dla mężczyzn i 73,9 dla kobiet, czyli mniej niż średnie wskaźniki europejskie.

Drastyczny spadek liczby Ukraińców (o 4 razy!) na Krymie może potwierdzać politykę władz okupacyjnych półwyspu intensywnie zwalczającą tę narodowość. Jeszcze w 2014 roku szef okupacyjnego parlamentu Krymu Wołodymyr Kostiantynow zlecił władzom jak najszybsze pozbycie się wszystkiego co ukraińskie. Na Krymie całą edukację przestawiono na język rosyjski, zlikwidowano ukraińskie gimnazja, zamknięto ukraińskojęzyczne media, zniszczono ukraińskie pomniki. Usunięto nawet oznaczenia drogowe w języku ukraińskim. Życie w takiej sytuacji stało się dla Ukraińców niemożliwe. Dlatego wielu wyjechało.

Wielu zostało zmuszonych do wyjazdu przez ciągłe prześladowania Ukraińców, przeciwko którym wszczęto sprawy karne i uznano ich za terrorystów, sabotażystów i szpiegów. Ukraińcy na Krymie nie mają gdzie porozumieć się w języku ukraińskim. W szkołach zaprzestano nauki języka ukraińskiego, wprowadzono zintensyfikowaną rusyfikację, zwiększono ilość rosyjskiego szkolenia wojskowego.

Zakazanie znacznej części społeczeństwa, liczącego kilkaset tysięcy osób, nauki i używania ich języka jest klasycznym przejawem walki z tym narodem.

Ogólnie rzecz biorąc, historia rosyjskich i sowieckich spisów powszechnych wskazuje, że trudno im ufać, ponieważ są one zawsze politycznie manipulowane. Na przykład dane spisu powszechnego w ZSRR z 1937 r. nie satysfakcjonowały stalinowskiego kierownictwa, gdyż wskazywały, że represje i głód doprowadziły do ​​znacznego ubytku ludności kraju. Dlatego represjonowano nawet niektórych autorów takich statystyk. W 1939 r. przeprowadzono kolejny „poprawny” spis ludności. Pokazał on, że ludność Krymu po raz pierwszy przekroczyła milion osób, choć według spisu z 1937 r. było ich tylko nieco ponad 700 tys.

 

Olimpijska flaga symbolizuje wartości, których zaprzeczeniem jest rosyjska agresja na Ukrainę. Fot. Pixabay

WOŁODYMYR SYDORENKO: Dla Rosji sport to także broń hybrydowa

Ukraińscy parlamentarzyści uważają, że ​​dopuszczenie rosyjskich i białoruskich sportowców do międzynarodowych zawodów podczas pełnej agresji na Ukrainę „będzie wsparciem dla tej wojny i próbą uspokojenia agresora”.

Rada Najwyższa Ukrainy podjęła uchwałę, w której zaapelowała do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl), międzynarodowych federacji sportowych, a także parlamentów, narodowych komitetów olimpijskich innych krajów, w której stwierdza, że ​​dopuszczanie rosyjskich i białoruskich sportowców do międzynarodowych zawodów pod neutralną flagą, zgodnie z propozycją MKOl zagrozi bezpieczeństwu sportowców.

Szefowie MKOl chcą, aby sportowcy z Rosji i Białorusi występowali pod flagą olimpijską i publicznie nie popierali wojny, którą Rosja prowadzi z Ukrainą. Parlamentarzyści Ukrainy skrytykowali ten pomysł. Twierdzą, że decyzja ta nie uwzględnia „niezwykle okrutnego i barbarzyńskiego charakteru wojny prowadzonej przez Federację Rosyjską przeciwko Ukrainie”.

Deputowani przypomnieli zbrodnie wojenne wojsk rosyjskich i zwrócili uwagę na szkody wyrządzone ukraińskiemu sportowi. Rezolucja stwierdza, że ​​podczas rosyjskiej agresji na Ukrainę zginęło już ponad 220 ukraińskich sportowców, ponad 320 obiektów sportowych zostało trafionych bombami i rakietami, z czego 87 uległo całkowitemu zniszczeniu. W sumie straty Ukrainy w wyniku zniszczenia infrastruktury sportowej według stanu na styczeń 2023 roku przekroczyły 250 mln dolarów.

Rezolucja mówi, że „wraz z początkiem rosyjskiej inwazji na pełną skalę 24 lutego 2022 r. hasło >Sport poza polityką< straciło prawo do istnienia. Rosyjscy i białoruscy sportowcy, w tym mistrzowie olimpijscy i medaliści igrzysk olimpijskich, aprobują wojnę z Ukrainą, dopuszczają się przemocy, mordów i ludobójstwa narodu ukraińskiego, otwarcie uczestniczą w paradach z symbolem Z lub po cichu wspierają tę najokrutniejszą wojnę na pełną skalę ”.

Deputowani do ukraińskiego parlamentu twierdzą, że Rosja i Białoruś mogą wykorzystywać swoich sportowców jako broń ideologiczną. Autorzy apelu obawiają się też konsekwencji przebywania razem z nimi ukraińskich sportowców na tych samych boiskach.

„Szczególnie niebezpieczne pod tym względem są walki na torach szermierczych, matach zapaśniczych, na sektorach strzelectwa z broni palnej oraz zawody łucznicze. Doprowadzi to również do napięć, ewentualnych kłótni i bójek wśród sportowców i organizatorów zawodów w wioskach olimpijskich. Poza tym nie sposób sobie wyobrazić umieszczenia ukraińskich sportowców na piedestałach honorowych obok rosyjskich i białoruskich. Niedopuszczalne jest również sędziowanie zawodów z udziałem ukraińskich sportowców przez przedstawicieli Federacji Rosyjskiej lub Białorusi” – stwierdzili deputowani.

Co więcej, zdecydowana większość rosyjskich sportowców to personel wojskowy, posiadający wysokie stopnie oficerskie, specjalności wojskowe, przydzielony do jakiejś jednostki wojskowej.

Rada Najwyższa Ukrainy uważa, że ​​dopuszczenie rosyjskich i białoruskich sportowców do międzynarodowych zawodów podczas pełnej agresji na Ukrainę „będzie wsparciem dla tej wojny i próbą uspokojenia agresora”.

Parlament Ukrainy zaapelował do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego oraz międzynarodowych i narodowych organizacji sportowych o wprowadzenie zakazu udziału przedstawicieli Rosji i Białorusi w międzynarodowych zawodach, w tym igrzyskach olimpijskich, do czasu zakończenia rosyjskiej agresji na Ukrainę.

Niektórzy rosyjscy sportowcy cieszyli się z decyzji MKOl. Argumentowali, że sportowcy chcą występować w każdym przypadku – muszą kontynuować swoje szybko rozwijające się kariery, dlatego państwo powinno pozwolić im na występy pod neutralną flagą. Ale przedstawiciele władz Rosji stwierdzili, że ich sportowcy „nie mogą być neutralni”.

Stanowisko to poparli „patrioci”. Mówili, że po rozpoczęciu wojny partnerzy na Zachodzie starają się stosować wobec Rosji środki dyskryminujące z powodów narodowych. Twierdzili, że państwo szkoli sportowców, tworzy drużyny narodowe, finansuje, organizuje zawody, dlatego powinni być mu oni wdzięczni i zobowiązani do pokazywania „znaków suwerenności”, takich jak flaga, hymn i barwy. Sportowcy z drużyn narodowych otrzymują pensje właśnie jako reprezentanci swojego kraju, którzy wypowiadają się w jego imieniu. Innymi słowy, sportowcy nie mogą rezygnować ze swoich narodowych barw. Bez tego są po prostu niepotrzebni. Rosyjscy urzędnicy twierdzą też, że wycofanie się Rosji z Komitetu Olimpijskiego będzie oznaczać śmierć całego ruchu olimpijskiego. Są też i krytycy takiego rozumowania, którzy uważają, że wycofanie się Rosji oznaczać będzie tylko jedno – wycofanie się jednego państwa i nic więcej.

Rosyjscy urzędnicy zapominają, że państwo nie korzysta z własnych środków, ale pieniędzy społeczeństwa z podatków, także samych sportowcach. Ale co najważniejsze nie chcą pamiętać, że ruch olimpijski opiera się na zasadach pokoju, odrzuceniu wojny i wrogich stosunków między państwami, dlatego rosyjscy sportowcy są zobowiązani do publicznego potępienia wojny i nie popierania jej.

 

Wojna w Ukrainie pokazała jak bardzo zacofana jest rosyjska broń. Na zdjęciu czołg zniszczony przez ukraińską armię. Fot. Twitter/ Defense of Ukraine

WOŁODYMYR SYDORENKO: Rosja chce „badać” i kopiować zachodnią broń

Wojna na Ukrainie stała się dla Moskwy miejscem szpiegostwa zachodniej broni i „ośrodkiem szkoleniowym” rosyjskich konstruktorów do studiowania światowych osiągnięć w dziedzinie uzbrojenie.

Wojna w Ukrainie pokazała Władimirowi Putinowi jak bardzo zacofana jest rosyjska broń. Widać, że czołgi, samoloty, działa, transportery opancerzone, broń przeciwpancerna, broń piechoty i wszystko inne znacząco odstają od zachodniego sprzętu pod względem siły, zasięgu, celności i wydajność. Rosyjscy przywódcy oczywiście to rozumieją, ale nie chcą się do tego przyznać. Temat ten stał się nawet przedmiotem żartów. Pojawił się na przykład mem opisujący przestarzałą rosyjską broń hasłem „analogovnet”. I rzeczywiście uzbrojeniu temu nie jest daleko do „analogów” z drugiej wojny światowej.

Według brytyjskiego wywiadu Rosja w miarę wyczerpywania się własnych zapasów coraz częściej kupuje broń od innych państw objętych sankcjami, takich jak Iran czy Korea Północna.

Dlatego, jak poinformowała rosyjska agencja informacyjna „RIA Novosti”, na spotkaniu w sprawie rozwoju kompleksu obronno-przemysłowego Władimir Putin zobowiązał inżynierów i konstruktorów do zapewnienia rozwoju i produkcji, dostaw „środków klęski” dla żołnierzy, a także nakazał zbadanie zachodniej broni używanej w Ukrainie. Wojna na Ukrainie stała się zatem miejscem szpiegostwa zachodniej broni i „ośrodkiem szkoleniowym” rosyjskich konstruktorów i inżynierów do studiowania światowych osiągnięć w dziedzinie uzbrojenia.

Władimir Putin powiedział: „Organizacje kompleksu obronno-przemysłowego muszą zapewnić zaopatrzenie wojsk w niezbędną broń i sprzęt, środki do pokonania…” Jednocześnie podkreślił, że zamierza rozmawiać z przedstawicielami przemysłu zbrojeniowego o dostawach broni specjalnie dla wojsk stacjonujących w Ukrainie. Wezwał także do zbadania próbek zachodniej broni używanej przez ukraińską armię. „W ramach wsparcia obecnego reżimu w Kijowie, jak wiecie, rzucono praktycznie wszystkie zapasy arsenałów NATO, co oznacza, że ​​powinniśmy i możemy badać te arsenały oraz to, co tam jest i co jest użyte przeciwko nam” – powiedział prezydent Rosji.

Przemawiając na uroczystej imprezie poświęconej 15-leciu firmy naukowo-inżynieryjnej Rostec, która zajmuje się opracowywaniem broni, Władimir Putin stwierdził potrzebę wykorzystania zachodnich doświadczeń do poprawy właściwości rosyjskich produktów wojskowych. Jak poinformował wcześniej minister obrony Rosji Sergiej Szojgu, „specyficzne cechy” uzbrojenia NATO używanego przez Siły Zbrojne Ukrainy są brane pod uwagę w celu doskonalenia metod prowadzenia działań bojowych i zwiększania efektywności rosyjskiego sprzętu. Według ekspertów badanie zachodniej broni zwiększy zasięg, celność i skuteczność rosyjskiego uzbrojenia.

„Doświadczenie, które otrzymaliśmy i otrzymujemy podczas operacji specjalnej i zwalczania nowoczesnych zachodnich modeli sprzętu wojskowego, jest bardzo dobrym doświadczeniem, które należy wykorzystać do poprawy jakości, niezawodności i właściwości bojowych krajowych produktów wojskowych — powiedział Wołodymyr Putin. – „Oznacza to, że powinniśmy i możemy badać arsenały, to, co jest użyte przeciwko nam, jakościowo zwiększać nasze możliwości i na podstawie doświadczenia ulepszać nasz sprzęt, naszą broń. Należy to zrobić tak szybko i skutecznie, jak to możliwe”.

W sierpniu, przemawiając na otwarciu 10. Moskiewskiej Konferencji Bezpieczeństwa Międzynarodowego, Sergiej Szojgu powiedział, że rosyjscy specjaliści dokładnie badają zdobytą zachodnią broń. Według niego wyniki tych badań pomagają ulepszyć rosyjskie produkty. „Bierzemy pod uwagę osobliwości i specyficzne cechy zachodniej broni, aby udoskonalić metody prowadzenia operacji bojowych i zwiększyć skuteczność rosyjskiej broni” – powiedział Szojgu.

Eksperci, z którymi rozmawiali dziennikarze, uważają, że największe zainteresowanie rosyjskich specjalistów do spraw uzbrojenia budzą nowoczesne produkty zachodniego przemysłu wojskowego: kompleksy artyleryjskie, systemy bezzałogowe, sprzęt wywiadowczy i obserwacyjny, różne systemy rakietowe. „Dotyczy to przeciwpancernych systemów rakietowych i stanowisk walki przeciwpancernej oraz innych jednostek znaczącego uzbrojenia. Doświadczenie ich badań jest brane pod uwagę przy modernizacji kompleksów uzbrojenia, które już są w Rosji i tych, które będą rozwijane” – powiedział ekspert wojskowy Ołeksij Leonkow w rozmowie z Rush Today.

Możliwe, że Rosja użyje unowocześnionej, dzięki wojnie w Ukrainie, broni w nowych konfliktach, które rozpęta na świecie. W wywiadzie dla gazety „Krasnaja Zwiezda”, głównodowodzący rosyjskich sił lądowych Oleg Saliukow powiedział, że wszystkie rosyjskie produkty wojskowe, które są w służbie, przeszły testy bojowe w Syrii, a teraz są z powodzeniem używane w Ukrainie, potwierdzając jednocześnie, że mają wysokie parametry taktyczne i techniczne”.

W szczególności Saliukow dał wysokie oceny kompleksowi rakiet operacyjno-taktycznych „Iskander-M”. Z punktu widzenia dowódcy wojskowego jest to najlepsza broń na świecie w swojej klasie. Przypomniał, że może używać zarówno pocisków balistycznych, jak i manewrujących z jednej wyrzutni, „nie pozostawiając wrogowi żadnych szans w promieniu do 500 km”.

Dowódca sił lądowych zwrócił również uwagę na skuteczność bojową systemów przeciwpancernych Chrysanthemum-SP i Kornet, rodziny wieloprowadnicowych systemów rakietowych Tornado, zestawów przeciwlotniczych S-300B, Buk i Tor, systemów Msta-S samobieżnych haubic, zdolnych „działać jak„ burza ognia ”. Jego zdaniem wysokie zdolności bojowe mają rosyjskie pojazdy opancerzone i czołgi T-72, T-80 i T-90, z których większość przeszła już głęboką kompleksową modernizację. „Wszystkie nowe rosyjskie czołgi, zmodernizowane T-72B3 (M), T-80BVM i T-90M, a także zachodnie, są wyposażone w celowniki termowizyjne z automatycznym śledzeniem celu, co pozwala na ich użycie w nocy i przy trudnych warunkach pogodowych warunków, a także nowoczesne systemy kierowania ogniem” – powiedział Saliukow.

Ale to jest tylko ustna deklaracja. W praktyce wszystko wygląda inaczej. Pokazuje to choćby ten przykład. Według RFE/RL rosyjskie Ministerstwo Obrony podpisało umowę na dostawę co najmniej 50 opancerzonych gąsienicowych pojazdów terenowych „Płastun”. Ma je produkować w Nowosybirsku kompania jednego z kazachskich oligarchów, oskarżonego o oszustwo, który z tego powodu przeniósł się do Rosji. Jako były właściciel firmy związanej z fabryką VAZ, która produkuje samochody Łada, zaczął robić interesy w Rosji. Samochód pancerny „Płastun”, który zaproponował Rosjanom, został wykonany na bazie… Łady. Jednocześnie proponowana cena pojazdu terenowego (6 mln rubli, czyli 85 tys. dolarów) jest wyższa niż cena nowego Mercedesa klasy E czy Toyoty Land Cruiser 200 w salonach samochodowych w Moskwie.

Inżynierowie, którzy testowali „Płastuna”, zauważają wiele jego mankamentów: zagłówek fotela sięga tylko do łopatek kierowcy, dźwignia mechanicznej skrzyni biegów została nietypowo umieszczona po lewej stronie i jest tak krótka, że ​​trzeba się schylić, żeby ją dosięgnąć, nie można zmieniać biegów w ruchu. Jakość montażu auta mogłaby być lepsza: centymetrowe szczeliny w kabinie, okablowanie ściągane opaskami z węży ogrodowych. Zbiornik paliwa znajduje się bezpośrednio pod fotelami kierowcy i pasażera z przodu, komora akumulatora wbrew przepisom bezpieczeństwa nie jest oddzielona od wnętrza. Drzwi „skrzydła mewy” podnoszą się, więc nie ma możliwości umieszczenia ładunku na dachu pojazdu terenowego. Gdy samochód się przewróci, załoga nie będzie mogła się wydostać, ponieważ okna są zamknięte kratami ochronnymi.

Model objęty testem ma deskę rozdzielczą Łady, hamulce tarczowe UAZa, przełączniki i oświetlenie z różnych modeli Żiguli, kierownica z Nivy z jakiegoś powodu jest podgrzewana. Silnik „Płastuna” z Łady ma pojemność zaledwie 1,6 litra i moc tylko 106 koni mechanicznych. To konstrukcja z 1997 roku, która jest zbyt słaba do napędzania pojazdu terenowego o masie 2,5 tony.

 

Jewgienij Prigożyn, założyciel Grupy Wagnera, rekrutuje w więzieniach chętnych do walki w Ukrainie. Fot. YT

WOŁODYMYR SYDORENKO: Czy w Rosji przestępcy będą mogli być deputowanymi?

W Rosji rozgorzała „kontrolowana dyskusja”, czy powinno się umożliwić przestępcom, objętych „amnestią” za udział w wojnie w Ukrainie, kandydowanie w wyborach.  

Prywatna firma wojskowa „Wagner” z Rosji została uznana w USA za „międzynarodową organizację przestępczą”. Departament Skarbu USA opublikował informacje o firmach z Rosji, Chin i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, które pomagają „wagnerowcom”. Ich aktywa, konta i mienie za granicą zostaną zablokowane. Za współpracę z nimi przewidziana jest odpowiedzialność karna. „>Wagner< to organizacja przestępcza, która popełnia przestępstwa na dużą skalę i łamie prawa człowieka na całym świecie. Zidentyfikujemy jej uczestników i tych, którzy im pomagają” – powiedział przedstawiciel Rady Bezpieczeństwa Narodowego Białego Domu John Kirby.

Oddziały „Wagnera” aktywnie walczą na Ukrainie. Większość tych jednostek została zwerbowana przez właściciela firmy Prigożyna w ostatnich miesiącach spośród przestępców odbywających wyroki za ciężkie przestępstwa w rosyjskich więzieniach. Są to mordercy, osoby skazane za rozboje i inne poważne przestępstwa. Karę więzienia zamieniono im na udział w formacjach wojskowych podczas wojny w Ukrainie.

W samej Rosji stosunek do bandytów, którzy wyróżnili się już w konfliktach i wojnach na całym świecie, jest zupełnie inny. Pisze o tym sewastopolski portal ForPost. Na przykład rosyjski deputowany Andrij Gurulew, członek komitetu obrony Dumy Państwowej, powiedział, że „uczestnicy wojny na Ukrainie, w tym >wagnerowcy< rekrutowani spośród byłych więźniów, są godni angażowania się w politykę i kandydowania na deputowanych”. Uważa on, że ​​„są wśród nich ludzie dobrze wykształceni, o szerokich horyzontach, posiadający kompetencje do działalności prawodawczej”.

Pomysł deputowanego ewidentnie kłóci się z obowiązującym prawem, chociaż w Rosji dostosowywanie przepisów do bieżących potrzeb nie jest wielkim problemem. I tak Jewhen Kolyushin, członek Centralnej Komisji Wyborczej Rosji, przypomniał w rozmowie z dziennikarzami, że zgodnie z obowiązującym prawem osoby skazane za poważne i szczególnie poważne przestępstwa mogą być wybierane do organów państwowych nie wcześniej niż 10 – 15 lat po usunięcie wpisu w rejestrze karnym. „Obecne ustawodawstwo zawiera 54 artykuły, które zabraniają wyboru osób skazanych za drobne przestępstwa, jeśli minęło mniej niż pięć lat od ich skazania. Do tej pory nikt nie anulował tych norm prawnych” – podkreśla Kołushin.

Jednak wszystko może się zmienić i to dość szybko. Jak pisze rosyjska gazeta „Wiedomosti”, partia „Jedna Rosja” już przygotowuje się do nominacji byłych żołnierzy, ochotników , którzy walczyli w Donbasie, w wyborach w 2023 roku, zarówno do organów ustawodawczych, jak i wykonawczych. Udział w wojnach i bitwach będzie liczył się jako czynnik dający im przewagę.

Następnie, 17 stycznia podczas otwarcia wiosennej sesji w Dumie Państwowej lider partii „Sprawiedliwa Rosja” Serhij Mironow zaproponował zalegalizowanie prywatnej firmy wojskowej „Wagner”, w której setki więźniów służy jako ochotnicy i nadania im wszystkim statusu prawnego. Członek Komitetu Obrony Dumy Państwowej, generał rezerwy Andrij Gurulew powiedział, że „wielu z nich dokonało bohaterskich czynów i należy to docenić”. Opowiadał się za nominacją na deputowanych ułaskawionych bohaterów, czyli byłych zbrodniarzy, którym więzienie zamieniono na udział w wojnie.

„Dlaczego byli kombatanci nie zostaną dobrymi politykami? Tak, byli więźniami z różnych artykułów, ale zgłosili się na ochotnika do obrony Ojczyzny. Co więcej, byli w prywatnej firmie „Wagner”, gdzie istnieje dość surowe podejście do wykonywania misji bojowych. Myślę, że w przyszłości mogą być zaangażowani w politykę” – powiedział generał i poseł Gurulew.

Wniosek jest więc taki, że prawo trzeba zmienić. Niektórzy eksperci nie zaprzeczają, że artykuły z ograniczeniami dotyczącymi ułaskawionych przestępców, uczestników wojny na Ukrainie, mogą zostać w najbliższym czasie usunięte. Od pomysłu do zmiany prawa może być bardzo krótka droga. Dziś „Jedna Rosja” ma konstytucyjną większość w Dumie Państwowej. Nic nie stanie na przeszkodzie, by jej posłowie głosowali za dopuszczeniem przestępców do walki o mandaty poselskie.

Obecnie w Rosji toczy się „kontrolowana dyskusja” na ten temat. W rolę przeciwnika propozycji generała Gurulewa wcielił się adwokat i były śledczy śledczy Ihor Markiełow. Mówi, że „pytanie nie dotyczy nawet więźniów. Nie mamy ZSRR, żeby każdy kucharz, jak powiedział Lenin, mógł rządzić państwem. To bardzo nieprzyzwoita inicjatywa. Dlaczego więc od razu nie zaproponować objętym amnestią przestępcom stanowiska prezydenta lub wysłać ich na podbój galaktyki?” – powiedział dziennikarzom Markiełow.

„Najpierw szkolisz człowieka, dajesz mu odpowiednie doświadczenie, a potem on sam podejmie decyzję o uczestnictwie w wyborach. Błędem jest po prostu przekazanie mandatu posła komuś tylko dlatego, że jest byłym sportowcem, artystą, czy objętym amnestią przestępcą” – uważa.

Politolog Ołeksij Makarkin również wytyka wady pomysłu uchylenia furtki prawnej, która umożliwiałaby przestępcom start w wyborach. „Oczywiście teoretycznie w obowiązujących przepisach można wprowadzać wszelkie poprawki i uzupełnienia. Ale wtedy konstrukcja prawa stanie się bardzo dziwna. Osoba, która popełniła szczególnie poważne przestępstwo, a następnie walczyła, będzie miała prawo startu w wyborach, a osoba, która popełniła przestępstwo średniej wagi, mniej niebezpieczne, ale nie walczyła, nie uzyska tego prawa. Powstanie paradoks” – powiedział Ołeksij Makarkin.

Politolog wątpi też, czy świadomi wagi swojego głosu wyborcy będą chętnie głosować na kandydatów-przestępców. „Jest mało prawdopodobne, aby głosowali na kandydata z przeszłością kryminalną, oczywistego przestępcę” — uważa Makarkin.

 

Czy za to świat ma "kochać" Rosjan? Na zdjęciu doszczętnie zniszczony Mariupol. Fot. Twitter

Czy są powody, dla których świat ma „kochać” Rosjan? – pyta WOŁODYMYR SYDORENKO 

Jak donoszą rosyjskie media, w Moskwie odbyło się posiedzenie Rady Praw Człowieka pod przewodnictwem Władimira Putina, na którym jeden z uczestników spotkania, Kyryło Wyszynski, zaproponował Putinowi wprowadzenie nowelizacji kodeksu karnego która określiłaby negatywny stosunek do Rosjan jako przestępstwo zagrożone postępowaniem karnym i karą. Zapis spotkania został opublikowany na stronie internetowej Kremla.

Autor poprawki pomylił jednak grzeszników ze sprawiedliwymi. Nazywa bowiem wszelkie „negatywne nastawienie do Rosjan” rusofobią, chociaż termin ten oznacza jedynie bezprzyczynowy negatywny stosunek do Rosjan. Światowi analitycy uważają jednak, że obecnie na świecie nie ma bezpodstawnego negatywnego stosunku do Rosjan, czyli typowej rusofobii. Negatywna opinia o Rosjanach zawsze ma swój powód – szerzenie przez Moskwę kłamstw na temat innych krajów, złośliwe ataki na „zbiorowy Zachód” czy prowadzenie na całym świecie informacyjnych i psychologicznych operacji specjalnych. Ale największe potępienie ze wszystkich krajów świata wywołują rosyjskie groźby nuklearne i prowadzenie przez Rosję niesprowokowanej wojny napastniczej w Ukrainie, która spowodowała już takie negatywne procesy, jak niedobory żywności, podwyższona inflacja, nowy wyścig zbrojeń, śmierć setek tysięcy ludzi na frontach itp.

Innymi słowy, dlaczego świat miałby kochać Rosję, która grozi wszystkim krajom nuklearną apokalipsą, zabija cywilów, w tym dzieci, rabuje sąsiedni kraj, próbuje obalić jego prawowity rząd i przywłaszczyć sobie wszystkie jego wartości, rolnictwo, i przemysł?

Rosja chce, aby mogła szerzyć zło, ale mimo to świat nadal ją „kochał”, a rosyjskie zbrodnie nie wywołały „negatywnego nastawienia”.

Ze względu na wrogie działania wobec całego świata i niewłaściwe zachowanie Rosja została już wykluczona z Rady Europy, Trybunału Europejskiego, formacji G20 i G7, mówi się o wykluczeniu Rosji z Rady Bezpieczeństwa ONZ. Okazuje się, że Rosja niczego się nie nauczyła: tak jak ZSRR został wyrzucony z Ligi Narodów za wojnę z Finlandią, tak teraz jest kwestia usunięcia Rosji z głównego korpusu ONZ za wojnę z Ukrainą.

Jednak w Moskwie wszystko to nazywa się „bezsensowną rusofobią”, chociaż powody potępienia, zarówno prawne, jak i moralne, są bardzo silne.

Ponadto na posiedzeniu Rady Praw Człowieka w Moskwie porównano „negatywny stosunek do Rosjan” do Holokaustu, czyli ludobójstwa Żydów. Jednak porównanie to jest żałosne. Antysemityzm, który leżał u ideologicznych źródeł faszyzmu, jest zbrodnią przeciwko Żydom na tle narodowym bez żadnego powodu. Niechęć do Rosjan na świecie tłumaczy się nie tylko zbrodniczym zachowaniem Kremla wobec krajów demokratycznych, ale także ich hałaśliwym, chuligańskim, nietolerancyjnym zachowaniem w światowych kurortach i stolicach świata, poniżaniem kultur innych niż rosyjska, pogardą dla praw innych ludzi i narodów. Rusyfikacja i „rosyjski świat” stały się ideologicznymi źródłami nowej ideologii – raszyzmu, porównywanego z faszyzmem.

 

Fot. Pixabay

WOŁODYMR SYDORENKO: Rosyjskie wychowanie batem, czyli „odrodzenie tradycji edukacyjnych”

Jak donosi sewastopolski serwis informacyjny ForPost, uczniowie stawropolskiej szkoły podchorążych (region w pobliżu Kraju Krasnodarskiego, gdzie urodził się Michaił Gorbaczow) są bici za naruszenie dyscypliny. Ponadto w zatwierdzonym regulaminie szkoły podchorążych oficjalnie przewidziano kary cielesne, a wysyłając swoje dziecko do kadetów, rodzice zobowiązani są do podpisania zgody na taką karę. Jak się okazuje, wielu rodziców uważa to za normalne.

Ta sprawa daje jednak dużo do myślenia. Po tym, jak jeden z nauczycieli w jednej ze szkół przesadził i wychłostał uczniów batem, nauczyciel został zwolniony „za przekroczenie uprawnień”, jednak… rodzice zaczęli domagać się przywrócenia zwolnionego nauczyciela na stanowisko. Twierdzili, że „uczynił prawdziwych mężczyzn z ich dzieci”.

Historia biczowania jednego z uczniów i opinia jego ojca stały się powszechnie znane po opublikowaniu zdjęcia niebieskich pleców ukaranego szóstoklasisty na portalach społecznościowych. Kiedy syn wrócił ze z bliznami na plecach, okazało się, że chłopiec został ukarany za „drobne wykroczenie”. „Myślałem, że to tylko groźba uczynienia dzieci bardziej posłusznymi, myślałem, że taka kara może się zdarzyć w skrajnym przypadku” – przyznał jego ojciec Denys Serba.

Mężczyzna twierdzi, że inni rodzice już wcześniej zauważyli ślady biczowania u swoich dzieciach.

W następstwie publikacji na temat kar cielesnych prokuratura przeprowadziła w szkole oględziny i ustaliła okoliczności zdarzenia. Potwierdzono fakt fizycznego ukarania ucznia. Stawropolski Komitet Śledczy wszczął postępowanie karne w sprawie niedopuszczalności stosowania kar cielesnych wobec nieletnich w ogólnej placówce oświatowej. W rezultacie zwolniono dwóch pracowników szkoły. To nauczyciel, który użył bata, oraz jego bezpośredni przełożony wicedyrektor placówki oświatowej. Dyrektor szkoły został ukarany.

Zaraz po tym ktoś zorganizował zbiórkę podpisów za przywróceniem ich do pracy. W obronie zwolnionego nauczyciela stanęli rodzice niektórych uczniów. W apelu skierowanym do dyrektora szkoły odwołany nauczyciel został nazwany „najlepszym przyjacielem i nauczycielem”, a jego sposób wychowania batem był akceptowalny. Obrońcy zwolnionego nauczyciela uznają chłostę za dobrą metodę wychowawczą i proszą o niestosowanie wobec „pedagoga” środków karnych. Ich zdaniem tylko dzięki niemu dzieci wiedzą, czym jest dyscyplina i co to znaczy być mężczyzną. Przedstawiciele organizacji społecznej „Zgromadzenie Rodziców Stawropola” stwierdzili również, że podobne metody nauczania powinny być stosowane we wszystkich szkołach. Nazwali użycie bata „odrodzeniem tradycji edukacyjnych”. Ogólnie rzecz biorąc, rodzice chłopca powinni byli zrozumieć, że znajdują się w wyspecjalizowanej instytucji, w której edukacja jest budowana z naciskiem na dyscyplinę. W rezultacie rodzicom chłopca zalecono przeniesienie dziecka do zwykłej szkoły, jeśli nie zgadzają się regulaminem placówki.

Klasy kadetów i całe szkoły kadetów stały się popularne w Rosji i na Krymie po aneksji półwyspu. W Sewastopolu, Symferopolu, Jałcie, Kerczu i innych miastach Krymu powstały klasy podchorążych, które są pod patronatem Departamentu Śledczego Rosji, Ministerstwa Policji, Straży Granicznej i innych struktur paramilitarnych. Wiedziano o surowych dyscyplinarnych metodach nauczania uczniów (np. o poruszaniu się tylko w szyku, o obowiązkowym umundurowaniu itp.), ale o stosowaniu kar cielesnych, a tym bardziej o wprowadzeniu tej normy do regulaminu szkolnego i zgody rodziców na takie karanie, informacja pojawiła się po raz pierwszy. Okazuje się, że dyktatura w kraju żyje według swoich surowych zasad i nieubłaganie rozprzestrzenia swoje formy rządzenia na inne dziedziny życia, w tym na instytucje edukacyjne. Jak wiadomo z historii Rosji, kary cielesne, podobne do metod inkwizycji, były szeroko stosowane zarówno w sferze cywilnej, jak i w wojsku od XVI do XIX wieku, a później, wraz z rozwojem cywilizacji, zostały zniesione jako niedopuszczalne. W szkołach kary cielesne zlikwidowano na początku XX wieku. Jednak za milczącą zgodą władz tortury są stosowane w Rosji do dziś.

Na Krymie wiadomość o karach cielesnych kadetów została przyjęta inaczej. Na przykład internauta o pseudonimie Elena Elena (Sewastopol) pisze: „Tak się okalecza dusze dzieci… Wyrośnie pokolenie >silnych< ludzi, którzy problemy rozwiążą siłą”. Czytelnik o pseudonimie Serggio (Sewastopol) pyta: „Czy to jest >tradycja wychowawcza<? Powrót do korzeni, że tak powiem? Piernik dla pana, bat dla niewolnika?”.

Jednak wielu czytelników wyraża poparcie dla takich metod edukacji. Na przykład czytelnik o pseudonimie Ailant (Sewastopol) pisze, że „Kto sam bije swoje dziecko, najbardziej ostentacyjnie oburza się na fizyczne karanie dzieci. Wszak zarówno stanie w kącie, jak i >masowanie< uszu mają zapomniany sens przywracania dziecku przytomności. Kara cielesna nie jest tak bolesna jak kara wychowawcza…”

 

Fot. Pixabay

Czy niskie ceny ropy pomogą zakończyć wojnę w Ukrainie? – zastanawia się WOŁODYMYR SYDORENKO

Jak podała w swoim raporcie Międzynarodowa Agencja Energetyczna, z powodu sankcji i niskich cen ropy Rosja w samym grudniu 2022 roku straciła ponad 3 miliardy dolarów.

Ogólnie rzecz biorąc, w wyniku sankcji i ograniczeń cen ropy dochody Rosji spadły w grudniu 2022 r. do 12,6 mld dolarów. W grudniu eksport rosyjskiej ropy zmalał łącznie do 7,8 tys. milionów baryłek. Jak informowała wcześniej agencja Bloomberg, Rosja traci codziennie 172 mln dol. z powodu restrykcji cen ropy.

Wynika to z faktu, że 5 grudnia UE zdecydowała o zastosowaniu nowych sankcji związanych z ograniczeniem cen rosyjskiej ropy i produktów naftowych do poziomu 60 dolarów za baryłkę. Do tej decyzji dołączyły kraje „Wielkiej Siódemki” (G7) oraz Australia i Szwajcaria. W pierwszym tygodniu sankcji eksport z Rosji spadł o 54 proc.. W odpowiedzi prezydent Władimir Putin zakazał dostaw rosyjskiej ropy i produktów ropopochodnych do krajów stosujących ceny maksymalne. Bloomberg poinformował, że rosyjska ropa Urals była notowana 6 stycznia po cenie poniżej 38 dolarów za baryłkę. To ponad połowa wartości benchmarku Brent, a także poniżej pułapu ceny ropy z Rosji, wprowadzonej przez Unię Europejską i kraje G7 w celu ograniczenia rosyjskiej zdolności do finansowania wojny w Ukrainie.

Jednocześnie Ministerstwo Finansów Rosji poinformowało, że średnia cena rosyjskiej ropy Urals od 15 grudnia do 14 stycznia wyniosła 46,5 USD za baryłkę. I to pomimo tego, że w budżecie na 2023 rok cena Uralu jest ustalona na 70 dolarów. Czy zatem Unia Europejska i G7 osiągnęły swój cel?

Co prawda, jak zauważa Bloomberg, eksport ropy z Rosji częściowo wzrósł. Nie oznacza to jednak, że Moskwa znalazła mechanizmy omijania sankcji. Po prostu, jak wyjaśnił doktor nauk ekonomicznych Ihor Lipsits w kanale telewizyjnym „Nastoyastchee vremya”, „flota tankowców, którą kupiła Rosja, właśnie zaczęła działać szybciej. Moskwa nabyła niedawno 109 starych tankowców. Zaczęli transportować ropę na całym świecie. Ale najprawdopodobniej ceny są niskie, bo jeśli przewoźnicy muszą podejmować ryzyko, to przy wysokiej opłacalności przewozu, a więc po niskiej cenie. Dlatego wielkość eksportu rośnie, ale pieniądze z tego są dość kiepskie. Według wyników finansowych sytuacja w Rosji staje się bardzo nerwowa, napięta i przerażająca…”

Uważa on, że ​​„46 dolarów za baryłkę to już ogromny problem dla rosyjskiego budżetu”. Aby poprawić sytuację, konieczna jest albo dewaluacja rubla z obecnych 68 do 115 rubli za dolara, albo rozpoczęcie sprzedaży waluty, np. chińskiego juana, ze specjalnego funduszu. Ale to bardzo zły pomysł, ponieważ juan jest obecnie jedyną prawdziwą walutą, jaką posiada rosyjski rząd. Wszystkie dostępne rozwiązania nie są dobre. Wszystkie decyzje zniszczą gospodarkę w Rosji.

Ponadto nad Rosją wisi embargo na dostawy produktów ropopochodnych. A to bardzo mocno uderzy w krajową gospodarkę, bo trzeba będzie zatrzymać produkcję w rafineriach.

To wszystko powoduje niszczenie gospodarki i finansów Rosji. Władimir Putin mówi, że wszystko jest w porządku, że kraj ma normalną sytuację finansową. Rzeczywiście, przez ostatnie lata Rosja starała się zapewnić poziom deficytu budżetowego do PKB nie większy niż 3 proc. A jeśli sankcje przyniosą efekty, to deficyt budżetowy wyniesie 4-5 proc. produktu brutto, a Rosja raczej nie znajdzie sposobu na jego pokrycie.

Tak więc dzisiaj Rosja ma rezerwę pieniędzy na wojnę na Ukrainie, według dr. Ihora Lipsitsa, na lata 2023 – 2024. Następnie rosyjski rząd zacznie zabierać pieniądze obywatelom, czyli wprowadzi np. obowiązkowe obligacje wojskowe dla ludności. To jest bardzo niepokojące dla Putina, bo wtedy ludzie nie będą już milczeć, jak teraz.

Nie jest to jednak ostateczna konkluzja. Faktem jest, że braliśmy pod uwagę wpływ tylko jednego czynnika, pieniędzy. Będzie on jednak działał w interakcji z innymi czynnikami – presją polityczną całego świata, zagrożeniem międzynarodowego trybunału, niedoborem broni i siły roboczej, gdyż straty ludzkie są ogromne i nieuzasadnione, a także ogólnym kryzysem gospodarki. Wniosek jest więc tylko jeden – wszystkie te okoliczności powinny zmusić Rosję do zakończenia wojny w Ukrainie przed końcem 2023 roku.