Fot. archiwum

WALTER ALTERMANN: Potrawa z tenisisty, czyli OK Panie Boże

„The Chosen” – to serial produkcji USA, emitowany aktualnie w jednej z naszych stacji telewizyjnych. W wolnym tłumaczeniu powinien nazywać się „Wybrany”, ale – nie wiedzieć czemu – ma angielski tytuł.

 W jednym z odcinków serialu Jezus spotka dwie małe dziewczynki, jedna z nich pokazuje mu swoją lalkę.

– A jak ma na imię? – pyta Jezus.

– Sara – odpowiada dziewczynka.

– Ładna – mówi Jezus.

– O.K., muszę już iść – mówi dziewczynka i odchodzi.

A ja pozostaję w zdumieniu i mam wątpliwości czy przypadkiem twórcy serialu nie przesadzili, w tak modnym ostatnio „przybliżaniu młodzieży” wielkich tematów. Wiemy, że OK jest zwrotem amerykańskim. I takim powinien pozostać. Wplatanie go w Nowy Testament wydaje mi się grubym nietaktem.

Pozostaje jeszcze obawa, że ktoś tam już kombinuje nad „uwspółcześnieniem” Dziesięciorga Przykazań. Byłoby by bluźnierstwem przypuszczać, jak brzmiałyby „współcześnie” przykazanie szóste, siódme i ósme… Więc przestanę.

Aktor słuchowy

Mówią, że Wikipedia jest teraz portalem bardziej wiarygodnym, bo ktoś tam ją kupił… Nie wiem, a nie wiedząc nie wierzę, bo nadal są w nim takie perełki, jak ta o Bohdanie Łazuce, cytuję” Bohdan Cezary Łazuka (ur. 31 października 1938 w Lublinie) – polski aktor teatralny, filmowy i głosowy, piosenkarz, artysta estradowy, prezenter telewizyjny i radiowy, konferansjer.

Co trzeba zrobić, żeby zostać aktorem głosowym? Prawdopodobnie trzeba w dubbingu podkładać głos, pod aktorów i postacie (na przykład) z kreskówek. Ale tego portal nie wyjaśnia. Stwierdza jedynie, że istnieje kategoria „aktor głosowy”. A kim są w takim razie słuchacze radia? Najpewniej są to „odbiorcy słuchowi”.

Nie mają litości… Mordują nas i nasz język z zimną krwią. Lub też „z krwią poniżej przeciętnej ciepłoty ciała, czyli poniżej 36,5 stopnia Celsjusza”.

Czy oni są nas w stanie zrozumieć?

Ryszard Horovitz, wybitny fotografik, mówi w filmie dokumentalnym, że w czasie spotkania z dziećmi, w jednej ze szkół w Nowym Jorku, jakiś 10-latek zapytał go o to, jakie miał zabawki w Auschwitz.

Z kolei Melchior Wańkowicz wspominał o pewnej dziennikarce z USA, która przeprowadzał z nim wywiad. Gdy Wańkowiczowi zdawało się, że wywiad dobiega już końca, dziennikarka powiedziała; „Bardzo panu dziękuję, bo już bardzo wiele dowiedziałam się o wojnie i okupacji Polski. Ale niech mi pan jeszcze powie, żebym miała pełny obraz tamtych czasów – jak Polacy spędzali weekendy podczas tej okupacji.

Nie sądzę, żeby Zachód był w stanie zrozumieć koszmar, który Niemcy zgotowali Europie Wschodniej, a głównie Polakom, Żydom, Ukraińcom i Rosjanom. Informacje o holokauście jakoś do głów ludzi Zachodu dotarły, ale już o naszym losie nie wiedzą nic.

Duża w tym rola Amerykanów, którzy zaraz po zakończeniu II wojny światowej dostrzegli w Niemcach sojuszników, w ewentualnej wojnie z Sowietami. I nie chcą nowych przyjaciół stawiać w złym świetle, woleli nie mówić za wiele o tak niedawnym bestialstwie Niemców. Do tego doszło i to, że Francuzi, Norwegowie, Holendrzy, Duńczycy i parę winnych krajów nie zaznali niczego, co mogłoby – choć w istotnym procencie – przypominać nasz los. No i jeszcze spryt niemieckiej propagandy – powojennej – która odpowiedzialnością za zbrodnie własnego narodu, czyli Niemców, uczyniła jakichś faszystów, hitlerowców i nazistów. I tak się to jakoś rozmyło. Myślę, że też powojenni Niemcy sami uwierzyli we własną propagandę, i są dzisiaj bardzo zdziwieni, że Polska mówi o reparacjach.

Czy uda się nam wrócić do rozrachunku z Niemcami za lata wojny? Myślę, że będzie bardzo ciężko.

Dramaturgia

W czasie meczu tenisa Hubert Hurkacz – Aleksander Szewczenko, sprawozdawca mówi: „Znów zaczyna się dramaturgia…”.  Gdyby powiedział, że zaczyna się dramat – zrozumiałbym. Ale czymże jest, w przypadku tenisa dramaturgia? Nie wiadomo.

 

Według słowników dramaturgia to: 1. twórczość dramatyczna; 2. teoretyczna wiedza o budowie dramatu; 3. napięcie w przebiegu wydarzeń, głównie w utworze literackim. I tak to jest. Gdzieś coś dziennikarz słyszy, coś brzmi ładnie – to mówi. A że bez sensu? Gdyby jeszcze, ale to po meczu, sprawozdawca powiedział, że mecz miał swoją dramaturgię… uszłoby.  A jeszcze można usłyszeć, że: „Mecz miał wspaniały scenariusz”! Przecież scenariusz jest czymś dopiero do zrealizowania. Film może mieć scenariusz, program telewizyjny też, ale już w teatrze nie funkcjonuje pojęcie scenariusza. W teatrze są do wyreżyserowania, zagrania utwory sceniczne – tragedia, dramat, komedia, opera, operetka, farsa, wodewil. Ale scenariusza nie ma!

 

Wracając do sportu – nie można powiedzieć, że w zawodach sportowych istnieje założona wcześniej, napisana dramaturgia. Chyba, że mecze są ustawiane – wtedy tak, ale to jest gruba karalne. I co tu robić z takim językiem? Przecież nikt sprawozdawcom za takie gadanie głowy nie urwie, więc mówią szybko, ale za to byle co. A z tym urywaniem głowy… Niby to tylko figura retoryczna, ale może przydałoby się?

Tenisista z papryką

Mecz tenisa w Indian Wells, grają: Chilijczyk Cristian Garin i Casper Ruud z Norwegii, a sprawozdawca sportowy Tomasz Tomaszewski mówi: „Garin prowadzi, czyli kibice z Chili mogą być zadowoleni”.

Co do faktów sportowych zgoda, ale z tym chili, pan Tomaszewski wiedzie nas na manowce. Otóż – Chile to państwo, a chili to rodzaj papryki, a także potrawy. Jest taka teksańska potrawa chili con carne, czyli mięso w chili. Potrawa naprawdę pochodzi z Meksyku. Ale Amerykanie, po wojnie z Meksykiem, zająwszy Teksas, przywłaszczyli także narodowe dania Meksykanów.  Zatem, potrawka z Chilijczyków? Śmieszne to, czy głupie?

 

Fot. NUJU.org

WOŁODYMYR SYDORENKO: Jak Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy działa w wojennych warunkach

Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy (NUJU) mobilizuje ukraińskich i zagranicznych dziennikarzy do relacjonowania wydarzeń na froncie i za jego kulisami, a także stara się chronić ich życie i pracę.

Wojna Rosji z Ukrainą radykalnie zmieniła życie i pracę dziennikarzy na Ukrainie. Wielu z nich trafiło na front, ale nie porzucili swojego zawodu i często zostawali korespondentami z miejsca walk. Dziennikarze pism ukraińskich na terenach okupowanych w większości wyjeżdżali na wolne terytoria ukraińskie, przenosili swoje publikacje w nowe miejsca, włączali się do pracy w lokalnych mediach w rejonach ewakuacji lub pomagali w Dziennikarskich Centrach Solidarności utworzonych przez Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy wraz z UNESCO. Powstały one m.in. we Lwowie, Iwano-Frankowsku, Czerniowce, Dnieprze i Kijowie. W takich ośrodkach ukraińscy i zagraniczni dziennikarze mogą otrzymać środki ochrony osobistej do pracy w niebezpiecznych miejscach – kamizelki kuloodporne, hełmy, apteczki taktyczne. A także pomoc techniczną – kamery wideo, aparaty fotograficzne, laptopy, inny profesjonalny sprzęt. Centra świadczą też doraźną pomoc materialną, czy pomagają w opuszczeniu strefy działań wojennych lub terytoriów okupowanych. Zapewniają również pomoc prawną i psychologiczną. Działa na przykład całodobowa infolinia udzielająca wsparcia psychologicznego dziennikarzom i członkom ich rodzin.

Obecnie Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy w dużej mierze przekształcił się w organizację praw człowieka, która mobilizuje dziennikarzy do relacjonowania wydarzeń na froncie i za kulisami, a także chroni życie i pracę ukraińskich i zagranicznych dziennikarzy.

W Kijowie odbyło się zainicjowane przez NUJU spotkanie okrągłego stołu z udziałem przedstawicieli Prokuratury Generalnej, Policji Państwowej i Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, na którym dyskutowano na temat postępów śledztwa w sprawie zbrodni wojennych popełnianych przez Rosjan przeciwko ukraińskim i zagranicznym dziennikarzom.

Zastępca Komendanta Głównego Policji Ukrainy Maksym Tsutskiridze poinformował, że w czasie wojny Rosji z Ukrainą na pełną skalę wszczęto 66,7 tys. postępowań karnych, w tym 54 postępowań dotyczące naruszeń praw dziennikarzy. Odnotowano 29 przypadków śmierci dziennikarzy podczas wykonywania obowiązków służbowych,17 rannych oraz 12 przypadków pozbawienia wolności pracowników mediów na czasowo niekontrolowanym terytorium państwa. Wszystkie te fakty są badane. Zastępca szefa ukraińskiej policji podkreślił wagę i znaczenie śledztw w sprawie przestępstw przeciwko przedstawicielom środków masowego przekazu, którzy w trudnym dla kraju czasie relacjonują nieludzkie zachowania przedstawicieli władz okupacyjnych Federacji Rosyjskiej.

Maksym Tsutskiridze skupił się na konkretnych przypadkach. Na przykład na sprawie uprowadzenia w obwodzie chersońskim i pozbawienia wolności dziennikarza gazety „Novy Den” Olega Baturina. Dziennikarz został uwolniony przez ukraińskie wojsko, bierze udział w śledztwie i dostarcza dowodów w sprawie zbrodni wojennych przedstawicieli władz okupacyjnych w Chersoniu, którzy przyczynili się do pozbawienia go wolności.

Śledztwa prowadzone są też w sprawie sześciu dziennikarzy, którzy stracili życie w wyniku ataku rakietowego na wieżę telewizyjną w Kijowie, śmierć szefa służby prasowej połączonej brygady szturmowej Sił Zbrojnych Ukrainy Jurija Lelawskiego oraz zastrzelenia przez rosyjskie wojsko dziennikarza Serhija Puszczenko służącego w obronie terytorialnej.

Maksym Tsutskiridze mówił o pracy policji na terenach okupowanych: „Tam znajdujemy najwięcej okropności. Są to masowe pochówki, obozy tortur i miejsca tymczasowego przetrzymywania naszych obywateli, w tym dziennikarzy”.

Policja zarejestrowała 25 sal tortur i więzień w obwodzie charkowskim, 16 w obwodzie chersońskim, 3 w obwodzie kijowskim i 6 na innych terenach okupowanych. Według Maksyma Tsutskiridze największe masowe pochówki znaleziono w Iziumie w obwodzie charkowskim, gdzie zginęło 941 osób oraz w rejonie kijowskim, gdzie znaleziono ciała 1374 osób. Oczekuje się, że po wyzwoleniu Mariupola, Melitopola i Berdiańska wyjaśnione zostaną kolejne zbrodnie. Wiceszef ukraińskiej policji podkreślił, że trwają prace nad dokumentacją rosyjskich zbrodni wojennych, a zebrane dowody pomogą postawić winnych przed sądami ukraińskimi i międzynarodowymi.

Serhij Tomilenko, szef Narodowego Związku Dziennikarzy Ukrainy, na posiedzeniu Komitetu Wykonawczego Europejskiej Federacji Dziennikarzy (EFJ) wypowiedział się na temat działań jego organizacji w sprawie wzmocnienia bezpieczeństwa pracowników mediów podczas wojny w Ukrainie. W spotkaniu wzięli udział przedstawiciele stowarzyszeń i organizacji dziennikarskich z Włoch, Francji, Belgii, Hiszpanii, Danii, Polski, Wielkiej Brytanii i innych krajów europejskich. Tomilenko powiedział, że „dzięki pomocy i współpracy z innymi organizacjami Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy może dziś wspierać tysiące ukraińskich dziennikarzy pracujących w warunkach wojny. Jesteśmy wdzięczni europejskim dziennikarzom za ich solidarność, apelujemy o inicjatywy na rzecz ukraińskich mediów”.

W ciągu ostatnich sześciu miesięcy NUJU, z pomocą światowych mediów, zdołał wesprzeć finansowo ponad 20 gazet ukazujących się blisko linii frontu i znaleźć regularne finansowanie dla 12 gazet regionalnych na terenach okupowanych o łącznym miesięcznym nakładzie około 100 000 egzemplarzy. Ale to niestety nie wystarczy. Tomilenko zaznaczył, że wciąż nierozwiązana pozostaje kwestia odrodzenia lokalnych gazet na terenach okupowanych i frontowych, które zostały zmuszone do zaprzestania działalności po rosyjskim ataku na pełną skalę.

Serhij Tomilenko wezwał Europejską Federację Dziennikarzy do zainicjowania kampanii solidarnościowej wspierającej publikacje ukazujące się na terenach bliskich linii frontu i na okupowanych terytoriach Ukrainy, gdzie przy braku internetu, a często i elektryczności, prasa drukowana pozostaje alternatywnym źródłem informacji.

Szef NUJU zasugerował również, aby Europejska Federacja Dziennikarzy zorganizowała w Brukseli specjalną wystawę fotograficzną „Sparks of War”, którą przygotowało NUJU pod kuratelą jednego z najlepszych fotoreporterów Ukrainy, Efrema Łukackiego. Ekspozycja ta posłuży zwróceniu uwagi Europejczyków na problemy i potrzeby ukraińskich dziennikarzy, którzy odważnie bronią frontu informacyjnego walki z okupantem.

Koledzy z kierownictwa EFJ – zarówno prezydent Maya Sever, jak i sekretarz generalny Ricardo Gutierrez oraz członkowie Komitetu Wykonawczego – a także przedstawiciele zagranicznych związków dziennikarzy wyrazili poparcie dla ukraińskich dziennikarzy i gotowość do dyskusji na temat praktycznego wdrożenia nowych form solidarności z kolegami z Ukrainy.

 

Ubiegłoroczni laureaci Konkursu im. S. Pieniężnego.

Konkurs im. Seweryna Pieniężnego – wydłużony termin nadsyłania prac

Decyzją Zarządu Warmińsko-Mazurskiego Oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich termin nadsyłania prac do Konkursu im. Seweryna Pieniężnego został wydłużony do 21 marca 2023 r.

Do konkursu można zgłosić teksty drukowane, materiały radiowe i telewizyjne oraz opublikowane w Internecie. Każdy uczestnik może zgłosić maksymalnie trzy prace, które zostały opublikowane od 1 stycznia do 31 grudnia 2022 roku.

W ramach Konkursu przewidziane są następujące nagrody: Nagroda Główna, Nagroda Wolności Słowa oraz Nagroda dla Młodego Dziennikarza (żurnaliści, którzy nie ukończyli 30. roku życia).

Kapituła Konkursu może przyznać także specjalne wyróżnienia za publikacje w następujących kategoriach:

–  dziennikarstwo prasowe/internetowe,

–  dziennikarstwo telewizyjne,

–  dziennikarstwo radiowe/podcast,

–  książka stworzona przez dziennikarza/dziennikarska książka gatunkowa (esej, dziennik, reportaż, autobiografia, książka publicystyczna itp.)

Zgłoszenia (kartę zgłoszenia oraz materiały) należy przesłać na adres e-mail: [email protected]

Karta zgłoszenia TUTAJ.

Regulamin konkursu TUTAJ.

 

Mateusz Kossakowski i Zdzisław Piaskowski.

Dużo pomysłów i chęci do działania – rozmowa o Kole SDP w Mrągowie

W Mrągowie kilka lat temu powstało jedno z nielicznych w Polsce kół Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Jakie były jego początki, jak wygląda obecna działalność i jakie są plany na przyszłość?   –  opowiadają prezes Koła Mateusz Kossakowski oraz wiceprezes Zdzisław Piaskowski w rozmowie z Hanną Szymborską.

Hanna Szymborska: Z jakiej przyczyny powstało w Mrągowie Koło Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich? Pytam, bo wiem, że to ewenement, rzadkość, żeby w strukturach oddziału terenowego istniało koło powiatowe.

Mateusz Kossakowski: Tak, jest to niezwykle rzadkie. W Polsce funkcjonuje obecnie kilkanaście oddziałów terenowych SDP, które zgodnie ze statutem mogą w swoich strukturach tworzyć koła. Ale, jak widać, nie rwą się do tego. Masz rację, to nie jest normalna praktyka. Wszystkie działające koła w Polsce można policzyć na palcach jednej ręki, w tym jest jedno zagraniczne we Lwowie.

Kiedy koło powstało?

MK: Założył je cztery lata temu śp. Andrzej Badurek. I to on namówił dziennikarzy powiatu mrągowskiego do wstąpienia w szeregi SDP i do powołania koła. Ja byłem nie tylko przeciwnikiem idei powołania koła, ale wręcz przez dłuższy czas nie chciałem wstąpić do stowarzyszenia. Byłem wtedy pracownikiem Referatu Strategii, Rozwoju i Promocji Urzędu Miejskiego w Mrągowie, a tym samym nieformalnym rzecznikiem prasowym burmistrza. Znajdowałem się po drugiej stronie barykady. Do moich obowiązków należała m.in. współpraca z dziennikarzami oraz informowanie ich o pracy burmistrza i urzędu. Współtworzyłem z dziennikarzami audycje i programy, ale moja praca różniła się od pracy stricte dziennikarskiej i dlatego skutecznie Andrzejowi odmawiałem. Poza pracą w urzędzie publikowałem też materiały prasowe i dlatego po półrocznych zmaganiach uległem Andrzejowi i zostałem członkiem SDP. Taki też był urok Andrzeja, któremu trudno było odmówić. W sprawie powołania koła też on miał rację. Potrafił połączyć ze sobą ludzi nieoczywistych, którzy później stawali się kolegami a nawet przyjaciółmi. Prawda, Zdzisławie?

Zdzisław Piaskowski: Tak, Andrzej miał w sobie dużo rozsądku i ciepła, i kiedy widział, że  gdzieś materiał  zaczynał słabnąć, interweniował i zszywał zagrożone miejsce zanim się przerwało. Dzięki tej umiejętności zebrał grupę osób różniących się od siebie w sposób zasadniczy i zainicjował działania, które potem tych ludzi do siebie zbliżyły i  teraz, kiedy Andrzeja  od trzech lat już nie ma, z radością się spotykamy i wspólnie działamy. I… żeby nie być gołosłownym; pomiędzy nami, Mateuszu, też na początki iskry się sypały, ale Andrzej je skutecznie ugasił. Dlatego mogliśmy zaistnieć w Olsztynie i włączyć się w działania organizacji wojewódzkiej. Współorganizujemy większość działań, współtworzymy wydarzenia kulturalne i publikujemy swoje teksty w periodykach. Ty zostałeś  zastępcą prezesa Warmińsko-Mazurskiego Oddziału SDP, a ja członkiem Komisji Rewizyjnej. Dzięki temu mamy szersze pole działania.

MK: Tak, masz rację. A wszystko zaczęło się od współpracy z Biblioteką Pedagogiczną w Mrągowie, której inicjatorem był również Andrzej Badurek, a także od organizacji VI Dni Seweryna Pieniężnego, kończących się właśnie na terenie Mrągowa. Program mrągowskiej części uroczystości obejmował między innymi projekcję filmu „Sto lat polskiego sportu”, spotkanie autorskie z autorem filmu Zbigniewem Rytelem, prezesem Warszawskiego Oddziału SDP, a także otwarcie wystawy „Sukcesy sportowe młodzieży ZOS Baza Mrągowo”.

Wystawy fotograficzne, spotkania autorskie, wystawy rysunku prasowego, liczne spotkania okolicznościowe – to wszystko jest udziałem członków koła.

MK: Wszystkie działania zainicjowane przez naszych członków są realizacją ich pomysłów. Każdy z nas się angażuje, czego efektem jest coraz większa liczba wydarzeń. Na pewno chciałbym, żeby tych inicjatyw było jeszcze więcej, ale na wszystko przyjdzie odpowiednia pora. Obecnie wraz z nowymi członkami wypracowujemy nowe standardy by nie tylko spotykać się częściej, ale żeby zaplanować działania na ten rok. Czas pokaże ile z tych planów uda się zrealizować.

W czerwcu ubiegłego roku  podczas Gali Dziennikarzy Warmii i Mazur otrzymałeś, Mateuszu,  prestiżowe wyróżnienie „Dla młodego dziennikarza” w 13. już edycji Konkursu Dziennikarskiego im. Seweryna Pieniężnego.

MK: Każda nagroda cieszy, a kto twierdzi inaczej to nie mówi prawdy. Dla mnie liczy się jednak nie samo wyróżnienie, a to że zostałem wyróżniony przez doświadczonych dziennikarzy i naukowców. To mobilizuje do dalszej pracy. Miło też poczuć się po raz ostatni „młodym”, bo nagroda jest przyznawana dla dziennikarzy do 30. roku życia (śmiech). Warto podkreślić, że to nie jedyna nagroda, która wróciła do Mrągowa. Wyróżnienie w kategorii „książki” otrzymała mrągowianka Agnieszka Beata Pacek.

W lipcu 2022 roku podczas Dni Mrągowa miała premierę pokonkursowa wystawa IV Ogólnopolskiego Konkursu na Rysunek Prasowy im. Aleksandra Wołosa. Organizatorem tego  konkursu był Warmińsko-Mazurski Oddział Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w Olsztynie, a faktycznym  wykonawcą Mrągowskie Koło SDP.

MK: Dla uściślenia – pomysłodawcą konkursu jest Zbigniew Piszczako, który był przyjacielem śp. Aleksandra Wołosa. Zresztą to za jego sprawą pojawił się w naszym dziennikarskim stowarzyszeniu.  Zbyszek wszystkim kieruje i zawiaduje, a my cieszymy się, że możemy być tego częścią. Co roku organizujemy kilkanaście wystaw pokonkursowych w całym kraju, w tym od 3 lat również w Mrągowie. Gdy tylko pojawiła się możliwość organizacji wystawy w Mrągowie wspólnie z Centrum Kultury i Turystyki (obecnie Mrągowskie Centrum Kultury), grzechem było z tego nie skorzystać. Tym bardziej, że wcześniej zajmowałem się naukowo komiksem. Uznałem, że to nie może być przypadek. Mrągowska wystawa to też „dziecko” Zdzisława Piaskowskiego, który nie tylko od początku prowadzi mrągowskie wernisaże, ale również namówił jednego z naszych lokalnych autorów do uczestniczenia w konkursie.

ZP: Wspomnę tylko, że nieżyjący już niestety Józef Jabłoński, bo o nim mowa, to nie tylko lokalny rysownik, ale autor rysunków wystawianych w całej Polsce i na całym świecie. Był wielokrotnie nagradzany i wyróżniany. Tym razem poprosiłem, go aby wystawił swoją pracę pod tytułem „Muszę coś robić”. Pochwalę się , że podpowiedziałem wtedy panu Józefowi temat, a on to przemyślał i doskonale zinterpretował. Rysunek swoją treścią sięga do czasu, kiedy Szpital Powiatowy w Mrągowie był w dużym kryzysie.

W sierpniu 2022 roku odbyły się  warsztaty dziennikarskie w Mrągowie. Ideą projektu była współpraca z dziennikarzami z Kresów.

MK: W  tym przypadku włączył się mój młodzieńczy bunt. Przez 2 lata miałem przyjemność „opiekować się” dziennikarzami przyjeżdżającymi w ramach Festiwalu Kultury Kresowej. Efektem naszych działań były nie tylko wspólne spotkania, ale również gazeta festiwalowa – „Kresówka”. Gdy dowiedziałem się, że z powodu braku środków finansowych projekt upadł, porozumiałem się z Mrągowskim Centrum Kultury bym mógł go przejąć. I tak „na gorąco” powstawały pierwsze zręby projektu, który później przerodził się w warsztaty integracyjno-dziennikarskie. Wzięli w nich udział dziennikarze z Polski i z Kresów, a prelegentem była między innymi dr Jolanta Hajdasz, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Oprócz samych warsztatów i uczestnictwie w Festiwalu Kultury Kresowej, zwiedziliśmy Świętą Lipkę i Reszel. Wspólnie z zaproszonymi dziennikarzami wydaliśmy tematyczny numer ogólnopolskiego czasopisma „Bez Wierszówki” w całości poświęcony tematyce kresowej.

Pod koniec zeszłego roku ukazała się twoja debiutancka książka, Zdzisławie,  pod tytułem „BezKresy Ryszarda Bitowta”. Co cię skłoniło do jej napisania i jaki jest wkład Koła w wydanie i promocję tej publikacji?

ZP: Co mnie skłoniło? Wszystko! A przede wszystkim ciekawość „BezKresów” Wileńszczyzny i ludzi z nią związanych, ciekawość niezwykłych losów Ryszarda Bitowta i jego rodziny. A kiedy już razem z Ryszardem dotarłem: Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,/ Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych;/ Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,/Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem; to mnie omotało, uwiodło i wciągnęło głęboko. Nie mogłem się oprzeć „BezKresom” Wileńszczyzny i Oceanu Atlantyckiego, bezkresom argentyńskich Pamp i bezkresnym pragnieniom Rysia – małego chłopca, a potem dorosłego mężczyzny. Trzeba przeczytać książkę, żeby to zrozumieć. We wstępie książki wymieniłem wszystkie osoby i instytucje, które przyczyniły się do jej wydania i za każdym razem składam podziękowania wszystkim zasłużonym podczas spotkań oficjalnych i mniej oficjalnych. Wspominam o dofinansowaniu kosztów wydania książki przez Urząd Marszałkowski Województwa Warmińsko-Mazurskiego, o wydawcy, czyli o Zarządzie W-M Oddziału SDP i o indywidualnych darczyńcach. Ale niech mi będzie wolno podziękować też wszystkim członkom Koła SDP w Mrągowie i paniom: Ani Wysuwie-Szefler i Joli Hellis z Powiatowej Biblioteki Pedagogicznej; Krzysiowi Matusiakowi i Ali Sobeckiej za zaangażowanie w promocję książki. Wszystkim Wam dziękuję i jestem bardzo wdzięczny.

Opowiedz jeszcze Mateuszu o najbliższych planach.

MK: Doba ma niestety tylko 24-godziny, choć uwierz mi, próbowałem ją wydłużyć. Mam jeszcze wiele planów, ale godzę się z tym, że nie wszystko uda się zrealizować. Miałem w tym roku zrezygnować ze swojej aktywności żeglarskiej, ale zostałem poproszony by zorganizować jubileuszowy 10. cykl Żeglarskiego Grand Prix Mrągowa. Później jednak zamierzam zawiesić „żeglarską karierę” na kołku. Co do dziennikarstwa – mam jeszcze trochę werwy i pomysłów. Nauczyłem się, że nie ma rzeczy niemożliwych, ale nie ma też we mnie już takiego wewnętrznego przymusu. Ostatnie spotkania w Oddziale oraz Mrągowskim Kole napawają optymizmem. Mam wokół siebie ludzi, którzy chcą działać i mają w głowie ambitne przedsięwzięcia. Moją rolą jest nie przeszkadzać. Dzięki wspólnemu zaangażowaniu te działania nabierają barw. Przed nami wybory zarówno w Warmińsko-Mazurskim Oddziale, jak i w Mrągowskim Kole. Co się później wydarzy? Zobaczymy.

Rozmawiała Hanna Szymborska

Międzynarodowa Federacja Dziennikarzy (IFJ) zawiesiła członkostwo Związku Dziennikarzy Rosji (RUJ)

W środę, 22 lutego komitet wykonawczy Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy (IFJ) podjął decyzję o zawieszeniu członkostwa Związku Dziennikarzy Rosji (RUJ) w tej organizacji. Powodem tego było poparcie rosyjskich dziennikarzy dla agresji Putina na Ukrainę – poinformował serwis prasowy IFJ.

Przypomnijmy, że Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich (SDP) już kilka dni po rosyjskiej agresji na Ukrainę wystąpiło do międzynarodowych organizacji dziennikarskich z apelem o wykluczenie z nich rosyjskich związków dziennikarskich (czytaj TUTAJ). Tego samego zażądał Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy (NUJU).

Niemal rok po tych apelach komitet wykonawczy Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy (IFJ) podjął decyzję o zawieszeniu członkostwa w tej organizacji Związku Dziennikarzy Rosji (RUJ).

„IFJ jest organizacją zbudowaną na solidarności międzynarodowej, na zasadach współpracy między związkami członkowskimi i poszanowania praw wszystkich dziennikarzy. Działania Związku Dziennikarzy Rosji mające na celu utworzenie czterech przedstawicielstw na zaanektowanych terytoriach ukraińskich wyraźnie zniszczyły tę solidarność i zasiały niezgodę” – powiedział szef IFJ Dominique Pradalje.

Odrzucił zarzuty, że decyzja podejmowana była zbyt długo i wezwał do „znalezienia sposobów dalszego wspierania niezależnych dziennikarzy w Rosji i poza nią, którzy są zagrożeni lub potrzebują pomocy”.

​​Międzynarodowa Federacja Dziennikarzy przypomniała, że może zastosować wobec swoich członków jedynie zawieszenie członkostwa. Decyzję o ostatecznym wykluczeniu podejmuje Światowy Kongres IFJ.

Tymczasem Rosja już zareagowała na decyzję IFJ. Szef Moskiewskiego Związku Dziennikarzy Pawło Gusiew powiedział, że „decyzja kierownictwa Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy nie ma żadnych konsekwencji dla rosyjskich dziennikarzy, ale nie doprowadzi do niczego dobrego dla międzynarodowego dziennikarstwa” – donosi TASS.

 

Rysuje Cezary Krysztopa

CEZARY KRYSZTOPA: Żal mi Barta Staszewskiego. Naprawdę

Na świecie upowszechnił się mit o tzw. „strefach wolnych od LGBT” w Polsce.I nie w żadnej tam przenośni, tylko na wzór stref „judenfrei” w III Rzeszy i na terenach okupowanych przez Niemców podczas II Wojny Światowej.

Są ludzie, którzy wyobrażają sobie, że w Polsce istnieją „strefy”, do których nie mają wstępu lesbijki, geje, biseksualiści i transseksualiści. Nie jest do końca jasne jak wyobrażają sobie „weryfikację” na granicy „strefy”.

Bart Staszewski

Do implementacji tego fake newsa w międzynarodowej opinii publicznej przyczynił się twórca jednego dzieła, tabliczki z napisem „strefa wolna od LGBT”, Bart Staszewski. Ten podopieczny Fundacji Obamy jeździł ze swoją tabliczką do gmin i miasteczek, które podjęły prorodzinne uchwały różnego rodzaju (ani jedna nie zawiera zapisów o jakichś „strefach”, niektóre sprzeciwiają się ideologii LGBT, żadna nie ma skutków prawnych), przykręcał ją do znaków drogowych z oznaczeniami miejscowości, robił zdjęcia i puszczał w eter. Oczywiście wyglądało to jak oznaczenie autentycznej „strefy”. Staszewski coś tam czasem bąkał o „performansie”, ale w międzynarodowej przestrzeni publicznej funkcjonowały już tylko zdjęcia, płomienne przemówienia Biedronia na ten temat w Parlamencie Europejskim i plotka urastająca szybko do rozmiaru „faktu medialnego”.

Niestety miało to również konsekwencje praktyczne. Mieszkańcy miasteczek określonych jako „strefy wolne od LGBT” spotykali się z hejtem i niechęcią i to przecież nie tylko w Polsce. Mało tego, oskarżane o „homofobię” samorządy traciły konkretne dotacje liczone w milionach. Zaprzedane Gazecie Wyborczej powtarzającej „tezy” Staszewskiego sądy orzekały na korzyść „performera”, minister podobno konserwatywnego rządu Waldemar Buda, pisał do samorządów, że powinny ze swoich prorodzinnych uchwał zrezygnować. A Komisja Europejska, nasza kochana Komisja Europejska wszczęła przeciwko Polsce… tzw. postępowanie naruszeniowe.

KE zamyka postępowanie

No i słuchajcie ta nasza Komisja Europejska sobie teraz to postępowanie po cichutku zamyka. Jednocześnie nie słychać, żeby ktoś przepraszał mieszkańców lżonych samorządów. Nie słychać, żeby ktoś miał im zwrócić ich pieniądze. Nikt nie prowadzi na świecie kampanii wyjaśniającej, że w Polsce nie ma żadnych „judenfrei”, a sądy, gdyby tak komuś przyszło do głowy pozwać Staszewskiego, zapewne wymyśliłyby jakiś rebus, żeby się „aktywiście” krzywda nie stała.

Można się wściec. I nikt się nie ma prawa dziwić. Ja jednak oprócz tego przepełniony jestem jakimś zażenowaniem i litością dla tego nieszczęsnego człowieka, który w jakimś sensie zaprzedał dusze diabłu dla pięciu minut sławy. I dziś, mało komu potrzebny, być może, o ile były w nim jakieś szczere intencje, siedzi w kącie i zadaje sobie pytanie – czy jego akcja zwiększyła poziom sympatii dla środowisk, które chciałby reprezentować, czy raczej mocno obniżyła?

 

Beata Pawlikowska porozumiała się z dr Mają Herman. W obronie dziennikarki występowało CMWP SDP

Dziennikarka i podróżniczka Beata Pawlikowska i dr Maja Herman, psychiatra i prezes Polskiego Towarzystwa Mediów Medycznych, zakończyły spór, który powstał po filmie „Depresja. Najnowsze badania naukowe”. Lekarka groziła Pawlikowskiej pozwem sądowym. W obronie dziennikarki występowało Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP.     

Beata Pawlikowska w styczniu br. na swoim kanale na YouTube zamieściła film „Depresja. Najnowsze badania naukowe”, w którym przedstawiła m.in. historię powstania leków przeciwdepresyjnych oraz wyniki niektórych badań naukowych na temat ich działania na podstawie anglojęzycznych, medycznych źródeł naukowych. W filmie dziennikarka podkreślała, że nie jest lekarzem ani naukowcem, niczego nie zaleca, ani nie odradza i zamieściła wyraźną informację o tym, że zaprzestanie stosowania leków może być groźne dla zdrowia i taką ewentualną decyzję należy podjąć wspólnie z lekarzem.

Po opublikowaniu tego materiału dr Maja Herman psychiatra i prezes Polskiego Towarzystwa Mediów Medycznych zagroziła dziennikarce procesem sądowym i założyła zbiórkę publiczną na zebranie środków na ten cel, zarzucając jej, że podała „nieprawdziwe informacje stanowiące niebezpieczeństwo dla zdrowia i życia setek tysięcy osób chorujących na depresję”.

CMWP SDP wydało wówczas oświadczenie (TUTAJ), w którym tłumaczyło, że film Pawlikowskiej został zrealizowany zgodnie z zasadami sztuki i etyki dziennikarskiej, a skierowanie pozwu przeciwko jego autorce będzie próbą ograniczenia wolności słowa i niezależności dziennikarskiej.

W środę Beata Pawlikowska na Facebooku poinformowała, że jej spór z Mają Harman zakończył się ugodowo.

„Wczoraj z okazji Walentynek spotkałam się z panią Mają Herman. Zaproponowałam jej prywatne spotkanie bez prawników, bez mediów i dziennikarzy po to, żeby poznać się i porozmawiać jak dwie ludzkie istoty.
Pani Maja przeprosiła mnie najpierw za to, że nazwała mnie w mediach >Beatą P.< i wyjaśniła, że zrobiła to nie zdając sobie sprawy, że może to być postrzegane jako powiązanie mnie ze światem przestępczym.
Rozmowa była serdeczna i ciekawa.
Zrozumiałam, że wykłady amerykańskich i angielskich naukowców zawierające wyniki najnowszych badań niekoniecznie trafią na podatny grunt w Polsce, więc we wrażliwych kwestiach lepiej wypowiadać się bardziej delikatnie i dyplomatycznie oraz zapraszać do wypowiedzi specjalistów, którzy są autorytetami w swoich dziedzinach.
Pani Maja przyznała, że miałam prawo do wypowiedzi w filmie >Depresja. Najnowsze badania naukowe< w ramach wolności słowa” – czytamy we wpisie Pawlikowskiej.

„Zgodziłyśmy się, że przy ściśle naukowej analizie mojego filmu znajdują się w nim pewne nieścisłości, np. mówiąc o benzodiazepinach pomyłkowo pokazałam zdjęcie barbituranu, nie wspomniałam jakich grup dotyczyły badania ani jakie były ich ewentualne ograniczenia.
Pani Maja przyznała, że nie ma zamiaru wytoczyć przeciwko mnie sprawy sądowej. Ja zaproponowałam, że po opublikowaniu tego oświadczenia wycofam pozew o naruszenie dóbr osobistych” – dodała dziennikarka.

opr. jka, źródło: Facebook/Beata Pawlikowska

 

„Prawda” z 16 marca 1917 r. "informuje" o "deklaracji niepodległości" Polski Zdj.: Wkipedia

HUBERT BEKRYCHT: A jeśli TVN nie tylko kłamie?

Pytanie jak najbardziej zasadne w kraju, w którym opozycja protestuje przeciwko sytuacji, kiedy przegrywając wybory nie może rządzić. W Polsce samorządy PO administrują podsycając nienawiść do legalnych władz krajowych a eurodeputowani opozycji uprzejmie donoszą na swój kraj do wszystkich instytucji Unii Europejskiej szkodząc wszystkim Polakom, nawet wyborcom PO, PSL i postkomunistów. Dopełnieniem jest telewizja TVN, która chce, w ramach „zabezpieczeń” procesowych, zabronić cytowania polityków mówiących, że TVN kłamie. Zabronić na rok. Oznacza to cenzurę prewencyjną. To nic, że to wbrew Konstytucji RP opozycja i jej media rozstrzygają, co jest a co nie jest zgodne z polską ustawą zasadniczą. Sytuacja przypomina zmagania łyżwiarza figurowego (media publiczne i konserwatywne), który w Igrzyskach Olimpijskich został zgłoszony jako hokeista (TVN, GW, Onet oraz inne media wspierające opozycję w walce z rządem).

Podczas posiedzenia sejmowej komisji kultury i środków przekazu z udziałem przedstawicieli Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz dziennikarzy doszło do czołowego zderzenia medialnej ciężarówki TVN i innych mediów komercyjnych zwalczających rząd z przestrzegającymi przepisów kierowcami mediów publicznych a także konserwatywnych.

Nic to…

To nic, że m.in. dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich dr Jolanta Hajdasz, redaktor naczelny Gazety Polskiej Tomasz Sakiewicz, szef portalu TVP Info Samuel Pereira i wreszcie sam przewodniczący KRRiT Macieja Świrski tłumaczyli cierpliwie, że TVN chce po prostu kneblować usta mediom, które krytykują tę manipulującą prawdą stację wymachując amerykańskim paszportem właścicieli. To nic, że TVN ma zamiar „zabezpieczać” swoje procesowe dobra na rok usiłując uzyskać sądowy zakaz cytatów krytykujących stację. To nic, że cenzura prewencyjna jest w Polsce zakazana…

Groch z kapustą i wybory

To  nic, że włączając kolejny manipulacyjny bęben i mieszając sprawę ukarania TVN za reportaż „Siła kłamstwa” maszyneria opozycyjnych mediów próbowała zakrzyczeć opinie o promoskiewskiej wymowie filmu. To nic…

Ważny w tym wszystkim jest kontekst. Zbliżające się wybory znowu skutecznie wyeliminowały otwartą dyskusję o kodeksie prasowym, o dziennikarstwie, o skandalicznym artykule prawa, przy pomocy którego można wyeliminować każdego dziennikarza. Do całego arsenału środków wyłączających możliwość krytykowania polityków opozycji, jej czołowy propagandowy organ, czyli TVN, stara się włączyć cwany sposób na „zabezpieczenie dóbr”, który jest skuteczniejszy niż zabicie dziennikarza i wysadzenie w powietrze nieprzyjaznej redakcji – przypomnieć należy, że takich właśnie sposobów imały się – całkiem niedawno – na przykład niemieckie lub pochodzące z Bliskiego Wschodu komunistyczne, lewackie i anarchistyczne organizacje terrorystyczne. Skuteczności prawa nad przemocą chyba nie trzeba udowadniać.

Prawda i g…. prawda

Jeśli ktoś nie sięgnie do wiarygodnych źródeł a postawi na komiksowy przekaz mediów antyrządowych może dowiedzieć się, tak jak z Gazety Wyborczej, że: „Sakiewicz długo opowiadał o sobie, mówił, że ‘niejeden dureń się do naszego zawodu dostał’, że ‘ma prawo powiedzieć, że manipulacja jest manipulacją’, oraz że stacja TVN ‘nosi piętno komunizmu, kremlowskie’” – do tej pory w relacji GW wszystko się zgadza.

A dalej ci, którym nie jest wszystko jedno piszą: „Krzysztof Mieszkowski (KO) skomentował słowa Sakiewicza jako ‘wylewanie krokodylich łez przez reżimowego dziennikarza’. Gdy Mieszkowski poradził jemu i jego kolegom, by mieli odwagę zmierzyć się z rzeczywistością, by nie beczeli jak takie beksy, cholera jasna bądźcie damami, Sakiewicz wykrzyknął: ‘Czy ten cham może przestać nas obrażać?!’ – I nawet zaproponował mu bójkę przed Sejmem. – Jak chce się sprawdzić, kto jest mężczyzną, to proszę przed Sejm – krzyczał” –  napisano w GW.

Nie warto…

No cóż, taka interpretacja, bo przecież nie informacja, nie jest w mediach antyrządowych związanych z opozycją – m.in. w GW i TVN – niczym nowym. Na dowód wystarczy przytoczyć tytuł artykułu w GW: „Dziennikarz prorządowych mediów nazwał posła KO ‘chamem’. I chciał się bić z nim przed Sejmem”. Równie dobrze moglibyśmy w portalu sdp.pl dać taki tytuł: „Poseł Mieszkowski (KO) obraził szefa Gazety Polskiej i uciekł”. Bo przecież pan Mieszkowski nie uciekł?

Rozumiem Tomasza Sakiewicza. Honor jest sprawą najważniejszą i należy się o to nawet bić, ale w przypadku niektórych posłów… nie warto.

W tym przypadku opisu obrad komisji sejmowej prawda w antyrządowych, opozycyjnych mediach ma tyle wspólnego z prawdą, co dziennik o tej samej nazwie redagowany niegdyś na Kremlu.

Pozostaje tylko początkowe pytanie: A jeśli TVN nie tylko kłamie?

 

 

 

Lutowe spotkanie Klubu Historycznego SDP o przedwojennym kinie

Klub Historyczny Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich  serdecznie zaprasza  w czwartek 23 lutego  2023 roku  o godzinie 18 do Domu Dziennikarza przy ul. Foksal 3/5 w Warszawie na kolejne spotkanie.

Tym razem  tematyka będzie zupełnie inna, dowiemy się fascynujących rzeczy o kinematografii przedwojennej, poznamy,  kim byli wybitni reżyserzy tamtego okresu, skąd czerpali pomysły i fundusze na realizację filmów, kogo z chęcią angażowano do mniejszych i większych ról, a kogo skrupulatnie pomijano, no  i ile płacono aktorom.   Dowiemy się  też, kto komponował muzykę do filmów. Tajemnice hermetycznego środowiska zdradzi  nam Piotr Kitrasiewicz, wybitny  znawca tematu, autor książki „Filmowcy przedwojennej Warszawy”.

Serdecznie zapraszam na spotkanie

Hanna Budzisz – Przewodnicząca Klubu Historycznego SDP

Fot. Tomasz Białaszczyk

Wrocławska Lwowianka. Jubileusz pracy red. Marii Woś

65 lat temu, dokładnie 1 lutego 1958 roku rozpoczęła pracę we wrocławskiej rozgłośni Polskiego Radia, pani Maria Woś. Jedna z najbardziej utytułowanych dolnośląskich dziennikarek, słynąca z emocjonalnych felietonów i dbałości o język polski. Porusza w nich tematykę kulturalną, społeczną, historyczną i niemalże zawsze nawiązuje do wspomnień z dzieciństwa we Lwowie.

Fot. Tomasz Białaszczyk

Niezwykle szanowana przez wrocławskie środowisko dziennikarskie i słuchaczy Radia Wrocław. Doceniona przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, który odznaczył ją medalem Gloria Artis. Państwo polskie uhonorowało ją Złotym Krzyżem Zasługi i Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Jej radiowe felietony wydrukowane w książce pod tytułem „Pomnieć przypomnieć zapomnieć” były wykorzystywane w nauce zawodu dziennikarza. Ten zbiór wspomnień to historia jej życia, przemyśleń, wzruszeń. Jest to jednocześnie historia Wrocławia, Dolnego Śląska i Polski. Naszej kultury, naszej historii. Przeczytanych lektur, obejrzanych wystaw czy filmów. Nie brak tam opisów wrażliwych i utalentowanych ludzi, bez których nie zmienialibyśmy otaczającego nas świata.

Swoim talentem obdzieliła także młodych dziennikarzy podczas nauczania w dwuletnim Studium Dziennikarskim przy Papieskim Wydziale Teologicznym, współpracując z Katolickim Radiem Rodzina i z innymi mediami.

W stanie wojennym zaangażowana w działalność Arcybiskupiego Komitetu Charytatywnego. Uczestniczyła w procesach politycznych podczas których rejestrowała wypowiedzi zarówno sądu, prokuratorów, adwokatów i oskarżonych. Te relacje pomogły przygotować raport o stanie praworządności.

Od 1975 roku swoim bogactwem wiedzy i wrażliwością na czystość mowy wspiera Oddział Dolnośląski SDP, a także czuwa nad naborem nowych członków stowarzyszenia.

Tomasz Białaszczyk

Redaktor Maria Woś była gościem jednego z odcinków naszego cyklu „SDP Cafe”. Rozmowę można obejrzeć TUTAJ.