Dziennikarz, publicysta. Od 1992 r. w mediach. Pracował m.in. w prasie, Polskim Radiu, TVP (w latach 2016-18 dyrektor - red.nacz TVP3 Łódź). W połowie czerwca 2024 r. zwolniony dyscyplinarnie z PAP za publikacje o niszczeniu mediów publicznych w Polsce i reprezentowanie SDP jako sekretarz generalny stowarzyszenia. Zawsze po dobrej stronie. Od 2009 r. we władzach łódzkiego SDP - wiceprezes oddziału. Od jesieni 2021 r. w ZG SDP, sekretarz generalny SDP. Od 1 stycznia 2022 r. redaktor naczelny portalu sdp.pl, delegowany na to stanowisko przez ZG SDP. Delegat ZG SDP na międzynarodowe zjazdy dziennikarskie European Federation of Journalists. W październiku wybrany ponownie do ZG SDP. Zawsze przeciwko cenzurze, SLAPP, czyli procesach nękających dziennikarzy i niszczeniu polskich mediów, szczególnie publicznych, które bezprawnie przejął 19 grudnia 2023 r. rząd.
Precz z komuną!
Dziennikarze popierający rząd Donalda Tuska mają spory kłopot, bo tzw. rozliczenia Zjednoczonej Prawicy przekroczyły już poziom absurdu. W Polsce wyraźnie widać łamanie zasad prawnych i obyczajowych, którymi od setek lat kieruje się cywilizacja judeochrześcijańska. Widzą to młodzi i starzy, widzą to też politycy. Wszystkich partii.
Niestety niesprawiedliwość w wymiarze sprawiedliwości zdaje się potwierdzać śmierć śp. Barbary Skrzypek trzy dni po przesłuchaniu jej w prokuraturze. Po przesłuchaniu, które prowadziła nie ukrywająca niechęci do prawicy prok. Ewa Wrzosek. Po przesłuchaniu, do którego nie dopuszczono adwokata wieloletniej dyrektor biura PiS i bliskiej współpracownicy prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Przesłuchaniu, którego celem był powrót do tzw. sprawy dwóch wież, sprawy dawno już wyjaśnionej. Przesłuchaniu, w którym uczestniczyli prawnicy powszechnie i bez zażenowania okazujący pogardę do ugrupowań konserwatywnych, w tym PiS.
Nie wolno mysleć
Media liberalne i lewackie związane z obecnym rządem już kilka godzin po ogłoszeniu śmierci śp. Barbary Skrzypek orzekły, że nie można powiązać zgonu kobiety z przesłuchaniem jej przez prokurator Wrzosek. Czy te media są rzetelne? Nie. Bo nie można niczego wykluczyć. A dziennikarz musi przynajmniej pytać. Pytać o związek przesłuchania z nagłą śmiercią osoby, która od lat pracowała na rzecz głównej polskiej partii prawicowej.
Może media rządowe przeraziły się gróźb prokuratury i prawników? Chodzi o mało subtelne oświadczenia o karach dla tych, którzy odważą się wątpić w to, że śmierci Barbary Skrzypek nie można łączyć z jej przesłuchaniem bez adwokata, za to w obecności znanych z prorządowych sympatii prawników. Media nie są nieomylne, ale nie mogą być naiwne. Słysząc oficjalne rządowe, koalicyjne, „komunikaty” o „absurdalności” zarzutów wobec orwellowsko-kafkowskiego przesłuchania pod nieobecność obrony, przypomina mi się ton mojej niespokojnej młodości.
Dojrzewanie do buntu
Otóż dorastałem, jak zdychała hydra komuny, zbrodniczy potwór, który najpierw sprzymierzył się z faszyzmem w 1939 roku, a potem dominował w naszej części Europy, zresztą nie tylko tutaj. W 1989 roku miałem 20 lat i wpatrywałem się w Okrągły Stół jak alkoholik w inny stół, gdzie stoją butelki. Jak człowiek, który jednak chcąc się wyrwać z jednego nałogu wpada w inne uzależnienie. Z tego uwielbienia dla koncesjonowanej przez Wałęsę, Michnika i Geremka opozycji wyrwały mnie zbrodnie komunistycznej bezpieki. Oficjalnie popełnione przez „nieznanych sprawców” morderstwa księży Stefana Niedzielaka, Stanisław Suchowolca i Sylwestra Zycha.
Myślano, że mordercy duchownych to pogrobowcy komunizmu, ale to byli i są komuniści. Milicjanci i esbecy wmawiali wszystkim, że jeden z księży spadł z krzesła a inny nadużył alkoholu. I dlatego zmarli… Odrażające. Komunizm to nie tylko obecny ustrój opresyjny Korei Północnej czy Kuby, ale to także mentalny stan wielu Polaków wierzących w bezstronność wymiaru sprawiedliwości bez prawa do adwokata dla osoby przesłuchiwanej.
Pęknięcia
Dlaczego o tym opowiadam? Bo po kłamstwach PRL o masowych morderstwach kapłanów tuż przez objęciem władzy przez liberalne skrzydło Solidarności, w wielu młodych ludziach, we mnie też, coś pękło. Przekonaliśmy się właśnie wówczas, że komuna przemalowana na socjaldemokratów nigdy nie przestanie łżeć. Tak jest do dzisiaj.
A media, które powtarzają albo, co gorsza, wierzą w kłamstwa komuny AD 2025, powinny się same rozwiązać płonąc ze wstydu. I już nigdy nie powracać do życia publicznego. Kiedy coś pęknie w zmanipulowanych młodych ludziach nienawidzących konserwatyzmu? Nie wiem, ale oby jak najszybciej.
Smutne i dziwne czasy nastały. 36 lat po upadku komuny rząd w Polsce chce cenzury treści internetowych. Dlaczego? Bo tak chce rząd i władze UE. Liberałowie i lewacy panując udzielnie nad unijnymi strukturami chcą też rządzić w poszczególnych państwach członkowskich. Także rząd RP zatęsknił za dyktaturą demokracji i komunistycznymi urzędami kontroli publikacji i widowisk.
Czy da się zarządzać przy pomocy cenzury? Da się. Chociaż na razie Unia Europejska jest wspólnotą, a nie związkiem przypadkowych krajów z cesarzami niemieckimi lub francuskimi na czele. Jeszcze. Już jednak da się cenzurować treści internetowe na terenie UE. I publikując te słowa nie wiem, czy one do kogoś dotrą, czy może ktoś zechce coś tu „pozmieniać”, ale ja zawsze będę pisać i mówić, co myślę.
Strach przed samodzielnością
Zamysł kontrolowania procesów politycznych poprzez autorytarne działania, mające pod prasą cenzorską ścisnąć wolność słowa, nie jest niczym nowym. Historia cenzury to przecież dzieje urzędników zdjętych strachem i wizją pozbawienia ich władzy. Tak jest teraz w wielu krajach UE, w Polsce też.
U nas cenzura, którą chce nam na wybory prezydenckie zafundować rząd pod „parasolem” kontrolującym Internet „dla dobra obywateli”, to propozycje haniebne, ale wynikające z prawa unijnego. Prawa, które – przypominam – nie jest nad naszym prawem krajowym. Na szczęście. W ogóle nie da się skutecznie cenzurować Internetu podczas kampanii wyborczej. Orędownicy tego pomysłu UE – czyli, między licznymi działaczami polskiej demokratury, premier Tusk i wicepremier, minister cyfryzacji Gawkowski – dobrze o tym wiedzą.
Cenzura i kara
Rząd chce po prostu karać opozycję i konserwatywne media za coś, co zawsze będzie mógł wytłumaczyć „unijnymi regulacjami”, m.in. DSA – aktem o usługach cyfrowych. Koalicji zależy na nie mającej reguł walce wyborczej i zainstalowaniu swojego człowieka w Pałacu Prezydenckim. I tylko temu jest podporządkowane cenzurowanie „treści niezgodnych z DSA”. Na przykład za napisanie, co czynię, że DSA to bzdura.
Zatem, jeśli rząd uruchomi do walki wyborczej zakazy internetowe, to o ile nie zdąży bezprawnie wsadzić do aresztów takich parlamentarzystów opozycji jak poseł Matecki, obejmie restrykcjami i karami pozostałych polityków konserwatywnych mających olbrzymie grono obserwatorów na profilach społecznościowych, tzw. zasięgi. I o taką, w istocie komunistyczną, cenzurę chodzi. Nie tylko o treści chodzi, lecz o piszących słowa krytykujące rząd Tuska. Mam nadzieję, że nie aparat władzy nie zdąży do 1 czerwca br.
Precz z komuną!
Był taki skecz Kabaretu Moralnego Niepokoju. Radiowiec tłumaczył praktykantce kto to był Jaruzelski emitując przemówienie zbrodniarza, który wprowadził stan wojenny. „A to taki sympatyczny dziadunio” – mówi dziewczyna. Radiowiec precyzuje. „Dziadunio… On mógłby ci wyłączyć fejsbuka” – wyjaśnia. I wówczas praktykantka niszczy płytę z nagraniem dyktatora.
I tak, bardzo prosto, trzeba tłumaczyć, co to jest wolność słowa… Jeśli przestaniemy nostalgicznie i głupio patrzeć na PRL, tak jak na „najweselszy z baraków obozu komunistycznego”, wtedy cenzura prewencyjna UE, rządu w Polsce i ta najgorsza, w nas, w końcu upadnie.
*** *** ***
Czy nic się, do cholery, nie zmieniło? Czy urząd cenzury przeniósł się z ulicy Mysiej w Warszawie do budynku przy al. Ujazdowskich? Ponoć na Mysiej przy Brackiej, nad tablicą sławiącą wolność słowa, unosi się krztuszące się ze śmiechu cenzorkie echo Polskiego Apatycznego Prewencyjnego Ducha Ustawy Prawie Aktualnej.
Ten wyrok to więcej niż skandal. W niejawnym procesie red. Mateusz Teska, dziennikarz śledczy Magazynu Anity Gargas został prawomocnie skazany z art. 212 kk za zniesławienie poprzez zadanie pytania mailem. Teska ma zapłacić prawie 5 tysięcy złotych grzywny i jak przestępcy będzie w rejestrze skazanych. CMWP SDP apeluje o odtajnienie materiałów z tego procesu oraz zapowiada wystąpienie do prezydenta RP Andrzeja Dudy z prośbą o ułaskawienie niesłusznie skazanego.
5 marca 2025 r. Sąd Okręgowy w Płocku w niejawnym procesie apelacyjnym skazał prawomocnie red. Mateusza Teskę za skierowanie do rzecznika prasowego instytucji państwowej pytań, dotyczących sędzi w stanie spoczynku. Wytoczyła ona dziennikarzowi proces karny z art. 212 Kodeksu karnego, zarzucając mu zniesławienie. Dziennikarz nie opublikował materiału prasowego, zbierał jedynie informacje do przyszłej publikacji. Sędzia Sadu Okręgowego podtrzymał wyrok sądu I instancji, iż dziennikarz jest winny przestępstwa zniesławienia, zmienił jedynie wymiar kary, zniesiono bowiem karę 2 miesięcy ograniczenia wolności zamieniając ją na karę grzywny ok. 5 tysięcy zł. Sąd zrezygnował z nakazu przeproszenia oskarżycielki, podtrzymał jednak konieczność zwrotu kosztów procesu przez dziennikarza. 17 lipca 2024 roku red. Mateusz Teska został skazany z art. 212 kk przez Sąd Rejonowy w Płocku na dwa miesiące ograniczenia wolności z obowiązkiem nieodpłatnej kontrolowanej pracy na cele społeczne w wymiarze 40 godzin miesięcznie.
Ze względu na to, iż procesy w obu instancjach toczyły się w trybie niejawnym, nie możemy podać żadnych szczegółów dotyczących okoliczności tego procesu
W ocenie Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP wyrok ten to próba zastraszania dziennikarzy i próba wprowadzenia zakazanej przez Konstytucję RP cenzury prewencyjnej poprzez eliminowanie z przestrzeni publicznej niewygodnych dla niektórych środowisk i osób materiałów dziennikarskich. Szczególnie bulwersujące jest w tym wypadku to, iż dziennikarz postępował zgodnie z zasadami dziennikarskiego profesjonalizmu – zbierał materiał do publikacji prasowej zadając pytanie mailem rzecznikowi prasowemu publicznej instytucji. Dochował więc rzetelności i staranności, działał w interesie społecznym chcąc wyjaśnić ważny problem, o którym posiadł wiedzę. Niczego nie opublikował, a mimo to jest osobą skazaną w procesie karnym. Będzie wpisany do rejestru osób skazanych na równi z pospolitymi przestępcami, złodziejami czy nawet mordercami, oznacza to także, że nie będzie mógł znaleźć zatrudnienia w jednostkach publicznych i nie będzie mógł otrzymać kredytu w banku, gdyż nie będzie mógł otrzymać „zaświadczenia o niekaralności” , które jest wymagane w w/w sytuacjach. CMWP SDP stanowczo przeciwko temu protestuje.
CMWP SDP zwraca uwagę, iż zgodnie z art. 10 ust. 1 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, każdy ma prawo do wolności wyrażania opinii, a prawo to obejmuje wolność posiadania poglądów oraz otrzymywania i przekazywania informacji i idei bez ingerencji władz publicznych i bez względu na granice państwowe. Artykuł 19 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka stanowi, iż Każdy człowiek ma prawo wolności opinii i wyrażania jej; prawo to obejmuje swobodę posiadania niezależnej opinii, poszukiwania, otrzymywania i rozpowszechniania informacji i poglądów wszelkimi środkami, bez względu na granice. Zasady te dotyczą także, a nawet przede wszystkim dziennikarzy, którzy mają prawo wykonywać swój zawód w wolny i nieskrępowany sposób, bez obawy, iż samo zadanie pytania skutkować będzie procesem karnym i zagrożeniem ograniczenia wolności.
Skazanie dziennikarza w procesie karnym za to, że za pośrednictwem rzecznika prasowego usiłuje wyjaśnić jakąś sprawę i uzyskać odpowiedź na pytania w związku z materiałem dziennikarskim, nad którym pracuje, jest skandalicznym naruszeniem zasady wolności słowa i w istocie służy jedynie tłumieniu krytyki prasowej. Skutkuje to niszczeniem wolnej debaty i godzi w jeden z fundamentów porządku prawnego Rzeczypospolitej Polskiej, jakim jest wolność słowa. W konsekwencji powoduje to także tzw. efekt mrożący, czyli służyć będzie zastraszaniu dziennikarzy, by nie podejmowali trudnych i kontrowersyjnych tematów z obawy o niebezpieczeństwo uwikłania w żmudny i kosztowny proces karny. Jest to także nie do pogodzenia z aktywnością i profesjonalizmem dziennikarzy, którzy w interesie publicznym mają prawo żądać wyjaśnień, wyświetlać kontrowersyjne sprawy, krytykować polityków i bronić w ten sposób państwa prawa (art. 2 Konstytucji RP).
CMWP SDP stanowczo apeluje o odtajnienie materiałów z tego procesu oraz zapowiada wystąpienie do Prezydenta Andrzeja Dudy z prośbą o ułaskawienie niesłusznie skazanego dziennikarza.
W Sądzie Rejonowym dla m.st. Warszawy przy ul. Marszałkowskiej 82 odbyło się kolejne posiedzenie w sprawie o ustalenie stosunku pracy z powództwa Państwowej Inspekcji Pracy przeciwko TVN S.A. Powodem w procesie jest były operator stacji Kamil Różalski, który zarzuca swojemu byłemu pracodawcy m.in. stosowanie niezgodnej z prawem formy zatrudnienia oraz mobbing.
Już na początku rozprawy sędzia Alicja Paplińska przychyliła się do wniosku pełnomocnika pozwanej spółki o wyłączenie jawności postępowania. Zdaniem Kamila Różalskiego takie działanie sądu jest niezasadne. Zaskoczony byłem tym, co wydarzyło się na początku rozprawy, ponieważ sąd przyjął wniosek pełnomocnika TVN o wyłączenie jawności postępowania sądowego. Ja próbowałem złożyć wniosek o to, by rozprawa odbywała się przy drzwiach otwartych, ale sędzia nie umożliwiła mi tego. Mam w planie wysłać go pocztą i sąd będzie zmuszony go rozpatrzyć. Kompletnie niepojęte jest dla mnie to, dlaczego sądy tak bezkrytycznie wyłączają jawność postępowań w sprawach przeciwko TVN S.A – komentuje były operator.Kamil Różalski argumentuje, że sprawa ma istotne znaczenie społeczne, ponieważ dotyczy dużej spółki medialnej. Jego zdaniem zgodnie z art. 45 Konstytucji RP każdy obywatel ma prawo do jawnego procesu, a wyłączanie jawności powinno być wyjątkiem, np. w sytuacjach dotyczących ochrony dobra osobistego ofiar przestępstw.
Podczas tej rozprawy sąd przesłuchał świadka – byłą bezpośrednią przełożoną Kamila Różalskiego. Z uwagi na wyłączenie jawności nie ujawniamy szczegółów jej zeznań. Mogę tylko powiedzieć, że sama końcówka przesłuchania była bardzo interesująca, ponieważ świadek potwierdziła swoją rolę w wykluczaniu mnie z pracy – relacjonuje Kamil Różalski.
Były operator TVN S.A. podkreśla, że po utracie pracy w 2020 roku wciąż zmaga się z konsekwencjami tzw. „czarnego HR-u” oraz „wilczego biletu”, ponieważ od prawie pięciu lat pozostaje bez stałego zatrudnienia. Tym razem w sądzie nie towarzyszył mu pełnomocnik. Jestem zablokowany na rynku pracy przez TVN. Mam na to dowody i na jakimś etapie będą one użyte w sądzie. Niestety przez brak dochodów musiałem tym razem występować bez prawnika – tłumaczy Różalski.
Następne posiedzenie w tej sprawie Sąd Rejonowy wyznaczył na 13 maja br. o godzinie 10.30. Tego dnia mają zostać przesłuchani kolejni świadkowie. Sędzia zdecydowała również o ponownym wezwaniu dyrektora departamentu produkcji TVN S.A. Z uwagi na procedurę sądową i błąd związany z udziałem ławników w poprzednim terminie, sąd zapowiedział konieczność jego ponownego przesłuchania.
– Cieszę się, że Jarosław Potasz wróci na salę rozpraw, bo pojawiły się nowe pytania i będę miał okazję je zadać. Mogę powiedzieć trochę sarkastycznie, że w ostatnim czasie dyrektor produkcji spędza chyba więcej czasu w sądach niż w siedzibie firmy, a to z powodu licznych procesów, w których jest powoływany na świadka – mówi Kamil Różalski. Do tego czasu powód planuje złożyć formalny wniosek o przywrócenie jawności postępowania. Mam nadzieję, że mój wniosek zostanie rozpatrzony i tym razem korzystna decyzja zapadnie jeszcze przed następnym posiedzeniem. Sprawy przeciwko takim podmiotom jak TVN S.A. powinny być jawne z uwagi na interes społeczny – uważa były operator.
Proces Kamila Różalskiego przeciwko telewizji TVN S.A. ruszył na jesieni 2024 r. po ponad 2 latach oczekiwania przed sądem pracy. Pozew w imieniu powoda złożyła Państwowa Inspekcja Pracy, zarzucając nadawcy m.in. stosowanie niezgodnej z prawem formy zatrudnienia (tzw. „umowy śmieciowe” w warunkach właściwych umowie o pracę). Różalski domaga się również uznania, iż przez lata padł ofiarą mobbingu i wykluczenia zawodowego.
Sprawa jest objęta monitoringiem CMWP SDP od czerwca 2021 r.
Skandal na żywo. Policja po wtargnięciu do budynku TV Republika wyprowadziła posła Zbigniewa Ziobro do auta, którym przewiozła go na posiedzenie komisji śledczej. Komisji, która nie istnieje. Istnieje natomist wstyd. Bo władze państwa, które atakują polityków opozycji i niezależne media powinny się wstydzić! I powinny też za to bezprawie odpowiedzieć…
Kilkudzesięciu funkcjonariuszy policji i służb specjalnych polowało w piątek rano na Zbigniewa Ziobro. Mieli go zatrzymać w domu lub mieszkaniu. Miał być show. W tym czasie b. minister sprawiedliwości udzielał wywiadu w TV Republika. Wiedziało o tym kilka milionów widzów. Czy, Ziobro nie uciekał z TV Republika? Nie. Skojarzyli to przełożeni słub i aby „uratować” show, wysłali policjantów uzbrojonych jak na odparcie ataku terrorystycznego do siedziby TV Republika.
Chociaż Ziobro tłumaczył podczas wywiadu, że nie może z własnej woli stanąć przed nielegalną sejmową komisją śledczą ds. Pegasusa, polityk PiS nie stawiał oporu, kiedy go wyprowadzano z Telewizji Republika i konwojowano na posiedzenie komisji.
Potem znowu był show zafundowany przez koalicję rządową. Kiedy polityk wchodził na posiedzenie komisji nagle jej członkowie pospiesznie przegłosowali wniosek o 30-dniowy areszt dla Ziobry. Nie chcieli już go przesłuchiwać…
To sytuacja bez precedensu w historii polskiego życia publicznego. B. minister sprawiedliwości jest w asyście kamer zatrzymywany w Relewizji Republika która przeprowadzała z nim wywiad. Chaos? Nie, świadome działanie koalicji 13 grudnia i rządu.
Co dalej? Nie wiadomo, bo Polska nie jest bezpiecznym państwem. I dla polityków opozycji i dla dziennikarzy.
W związku z mnożącymi się manipulacjami wobec FSD i SDP a także władz Stowarzyszenia, publikujemy odpowiedź Krzysztofa Skowrońskiego z ZG SDP na ataki w tekście z miesięcznika Press 1-2/ 2025
Miesięcznik Press w artykule „Stowarzyszenie Dziennikarskich Przelewów” zapoczątkował kolejny atak na Stowarzyszenie dziennikarzy Polskich i Fundację Solidarności Dziennikarskiej. Do tej pory nie odpowiadałem na rozmaite nieprawdziwe teksty Press, bo nie poważam redakcji, której jednym z zadań jest zniesławianie dziennikarzy i instytucji których światopogląd odbiega od lewicowo-liberalnej sztampy, a w świecie, gdzie kłamstwo i manipulacja stały się normą człowiek obojętnieje na takie zdarzenia.
Teraz też zachowałbym się podobnie, gdyby nie fakt, że tym razem atak nie jest skierowany przeciwko mnie, ale wziął na cel dwie instytucje którymi przez lata kierowałem, czyli Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i Fundację Solidarności Dziennikarskiej. Ten atak, natychmiast wsparty przez Towarzystwo Dziennikarskie, uznałem za kolejną próbę zniszczenia niezależnych od władzy instytucji.
Przejdźmy do faktów. Zacznijmy od jednego z akapitów pan Boczka. Tytuł brzmi: „Cztery miliony od dobrej zmiany”. Początek jak w każdym tekście dramatyczny. Skarga jakiegoś anonimowego działacza, że nigdzie nie może znaleźć informacji na temat grantów fundacji i SDP (choć one są w sprawozdaniach zjazdowych i innych dokumentach dostępnych publicznie).
Po tym płaczliwym wstępnie pojawiają się konkretne liczby. W sumie, przez 10 lat swojego istnienia Fundacja pozyskała 2 023 000 złotych. Cztery duże granty. Jest się czym chwalić. Ale czy dziennikarz, którego zadaniem jest dokopać Fundacji pochylił się nad tym, czego one dotyczyły, na co były wydawane pieniądze? Nie!
Niech pan Boczek sobie wyobrazi, że w 2015 roku nastąpiło pewne istotne przewartościowanie polegające na odzyskiwaniu podmiotowości w rozmaitych sferach publicznego życia. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich postanowiło wykorzystać sytuację i zbudować swoją pozycję międzynarodową. Tak powstały projekty konferencji i wyjazdów studyjnych. Do Warszawy do Domu Dziennikarza przy ulicy Foksal przyjeżdżali publicyści z całego świata. Tu spotykali się dziennikarze z Estonii, Ukrainy, Niemiec z reporterami z USA, Libanu, Indii czy Afryki. Gościliśmy władze zarówno europejskiego, jak i światowego stowarzyszenia dziennikarzy.
My pokazywaliśmy polskie media, inicjowaliśmy dyskusje na temat cenzury, politycznej poprawności czy wolności słowa, a w wolnych chwilach gościom pokazywaliśmy Warszawę. Tak w FSD powstawały projekty na takie konferencje czy wyjazdy studyjne do krajów środkowej Europy na spotkania z dziennikarzami Litwy, Łotwy, Estonii, Czech, Słowacji, Węgier, Rumuni. Z tych ostatnich powstał raport o mediach w krajach Europy Środkowej. Tak chcieliśmy stworzyć niezależny ośrodek monitorowania wolności słowa, tworzyć własne raporty konkurencyjne do, naszym zdaniem. skażonych ideologią raportów np. Reporterów Bez Granic.
Na takie cele przeznaczyliśmy pieniądze które FSD otrzymała od Polskiej Fundacji Narodowej (983 450 zł). Podobnie Fundacja Solidarności Dziennikarskiej może się rozliczyć ze wszystkich grantów i te rozliczenia były wielokrotnie weryfikowane.
I tak Fundacja PKO to wsparcie dla dziennikarzy, tytułów prasowych, pomoc prawna, pomoc przy powstawaniu filmów dokumentalnych. Narodowy Instytut Wolności dobrze ocenił i przyznał finansowanie na stabilizację i rozwój Fundacji w wysokości 591 000 złotych. Wynajęcie lokalu, zakup mebli, komputerów, drukarek wyposażenie sali konferencyjnej i przygotowanie dalekosiężnej strategii fundacji było celem tej dotacji. Wszystko powstało, ale pewno pan Boczek nie pamięta, że wybuchła pandemia przerywająca projekty fundacji, później Rosja napadła na Ukrainę, co też zmieniło cele i działania FSD.
Tak jak w Fundacji również w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich potrafimy rozliczyć się z każdej złotówki. A dalej w tekście pana Boczka same insynuacje: 40 000 zł dla Jolanty Hajdasz to 40 000 zł dla firmy, która zrealizowała w trakcie obostrzeń pandemicznych 33 godziny nagrań z operatorem i dźwiękowcem, którzy przyjechali spoza Warszawy. Powstało z tego około 9 godzin emisyjnych audycji na profilu SDP na YouTube. To była usługa, dzięki której mogliśmy zrealizować projekt (inne oferty były wielokrotnie droższe).
A dalej – pomijam informacje na temat moich honorariów, które otrzymywałem zgodnie z intencją fundatorów grantów – kilka kolejnych fake newsów:
Robert Kawałko wykonał swoją pracę (choć pandemia zaważyła na efektach), nie był w żaden sposób związany z Radiem Wnet, księgowy nie był związany z Radiem Wnet, informatyk obsługuje SDP i dziesiątki innych firm od 2012 roku. Mariusz Pilis dostał nagrodę, ale nie dlatego, że był członkiem władz tylko dlatego, że nakręcił najlepszy film, Aleksandra Tabaczyńska (nagroda Fundacji Solidarności Dziennikarskiej) dostała nagrodę za wieloletnie uczestnictwo w procesie zabójców dziennikarza i nigdy nie pracowała w Radiu Wnet. Wszystkie projekty które realizowała fundacja z Radiem Wnet, pochodziły z Radia Wnet i Radio Wnet było oficjalną stroną porozumienia z granatodawcami.
Dziennikarze, którzy występowali w projektach dostawali za to honoraria i słusznie pan Boczek pisze, że pieniądze z grantu „dziennikarze – twórcy kultury” głównie trafiły do członków SDP, ale tak był ten grant pomyślany. Można tylko dodać, że to byli dziennikarze z całej Polski.
Nie było żadnych sprzeniewierzeń, nie było zawyżonych cen, wszystkie projekty zostały prawidłowo rozliczone. Pan profesor Marek Wroński z Głównej Komisji Rewizyjnej SDP, po burzy którą starał się wywołać na zjeździe w 2021 roku otrzymał wsparcie… Fundacji Solidarności Dziennikarskiej, bo uległ wypadkowi – to był właśnie wyraz solidarności dziennikarskiej z chorym kolegą, który wcześniej próbował zdyskredytować FSD.
I jeszcze jedno, na koniec swojego „artykułu” pan Boczek chwali się, że zadał mi poprzez SMS pytanie o kondycje SDP, a ja mu nie odpowiedziałem. To prawda, ale znam Press i wiem od lat, że nie jest wiarygodnym medium i nie udzielam mu żadnych wywiadów, nie przesyłam wypowiedzi i nie odpowiadam na żadne pytania.
Pan Boczek w swoim „artykule” napisał takie zdanie: „konkluzją debaty w Warszawie było, że najważniejsze w zawodzie dziennikarza jest…nie kłamać”. Jak będzie kiedyś okazja zaprosimy pana Boczka na taką konferencję.
Krzysztof Skowroński – członek Zarządu Głównego SDP, prezes SDP w latach 2011 – 2024, prezes Fundacji Solidarności Dziennikarskiej
*** *** ***
Komentarz Huberta Bekrychta ws. ostatnich ataków na SDP:
Oprócz oczywistych manipulacji, w artykule Press „Stowarzyszenie dziennikarskich przelewów”, znalazło się przesłanie wszystkich zależnych od rządu Donalda Tuska pracowników mediów: SDP jest złe i trzeba je zdelegalizować. Autor tego paszkwilu, Pan Boczek, który usiłuje uprawiać publicystykę, sam złapał się w pułapkę własnych insynuacji. Uwierzył w to, co napisał.
Praca dziennikarza polega na tym, że sprawdza się fakty. Te podane w artykule nie są w ogóle w jakikolwiek sposób fachowo zweryfikowane. Teza o ich sensacyjnym podłożu pochodzi sprzed 4 lat.
Osoby spotwarzone przez Press dawno wytłumaczyły się z prac na rzecz FSD, co więcej na ten temat sporządzono dokumenty, które rozliczyły wszystkie dotacje jakie kiedykolwiek FSD dostała. Nie stwierdzono nieprawidłowości. Co robi Press? Podważa to wszystko raz jeszcze przygotowując grunt do ostatecznego rozwiązania kwestii SDP.
Nie ma dowodów na „sprzeniewierzenie” pieniędzy przez Fundację Solidarności Dziennikarskiej ani Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich.
Nie udała się próba powiązania rzekomo „sprzeniewierzonych” pieniędzy z FSD z działalnością SDP poprzez szefa Fundacji i Stowarzyszenia Krzysztofa Skowrońskiego.
Przeinaczenia powtarzane przez Press pochodzą z „raportu” przedstawionego przed zjazdem wyborczym w 2021 roku, w którego tezy nie uwierzyły organy wymiaru sprawiedliwości a nawet ci, którzy ten „dokument” inspirowali.
Powtarzanie tych kłamstw i manipulacji teraz, kiedy prezesem po 13 latach przestał być Skowroński ma skłaniać do myślenia, że w FSD działo się coś niepokojącego, a były prezes SDP (obecnie członek Zarządu Głównego SDP) był w to zaangażowany. Tak mają myśleć zwykli członkowie SDP. Na szczęście tak nie myślą, bo to nieprawda, a SDP będzie broniło swojego dobrego imienia i dobrego imienia swoich członków oraz przedstawicieli władz.
Nie chodzi o liczby, kwoty, daty i to, co rzekomo ustalił sam Pan Boczek, a raczej co firmuje pan Boczek. Tu chodzi o zasianie wątpliwości, w to co jest istotą działalności SDP – skuteczność obrony dziennikarzy. Przed cenzurą, ale także przed atakami bezczelnie politycznymi. A obecny rząd od 20 grudnia 2023 roku, kiedy to bezprawnie przejęto media publiczne, próbuje „unieważniać” swoich krytyków. Szczególnie dziennikarzy.
Prasowy napad na Skowrońskiego ma także osłabić działające pod jego kierownictwem Radio Wnet, rozgłośnię, która stała się ważnym ośrodkiem opinii w przestrzeni medialnej stopniowo zawłaszczanej przez koalicję 13 grudnia. Zarówno ataki taki na Krzysztofa Skowrońskiego, byłego prezesa SDP, jak i obecną prezes SDP i dyrektor Centrum Monitoringu i Wolności Prasy Jolantę Hajdasz i innych członków władz Stowarzyszenia są jakże żałosnymi próbami zdyskontowania ludzi, którzy od lat są zaangażowani w działalność SDP.
Paszkwile wobec SDP, które ostatnio często są w obiegu publicznym mają osłabić środowisko związane z największym w Polsce stowarzyszeniem dziennikarskim, zdeprecjonować je i przygotować do likwidacji. To skutek politycznych ataków kręgów związanych z rządzącą od roku koalicją. Te hańbiące działania spowodowane są obroną podejmowaną przez SDP i CMWP SDP tej części środowiska dziennikarskiego, która nie godzi się na rządową cenzurę i łamanie zasad wolności słowa w Polsce.
Nie było jeszcze takiej szarży lewicowych polityków na konserwatywne media. Wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski chce odebrania koncesji telewizji, która nie chwali rządu. Dalej idzie minister ds. równości Katarzyna Kotula. Sama nie wie gdzie, ale idzie…
Jak politycy nie znają się już na niczym, szczególnie zaś ministrowie, to premier kieruje ich na front medialny. Lewicowcy wiodą tutaj prym, bo i wicepremier Gawkowski i minister Kotula znają się na mediach… O ile mają w domu centralne ogrzewanie, prąd i gaz. A chyba mają.
Kotula atakuje mową nienawiści „mowę nienawiści” a zwałaszcze niewygodne pytania zadawane Owsiakowi. Mowę, której „nienawiści” nikt poza szefową resortu równości nie udowodnił. Naparza pani minister w TVP Republika, ale nie prostuje, że zarzuty wobec konserwatywnych mediów pojawiły się i zniknęły, bo policja nie przesłuchała podejrzewanego starszego pana, który tym samym przestał być podejrzanym.
Wicepremier Gawkowski z charyzmatycznym podejściem do spraw cyfryzacji przesadził. Nikt mu nie powiedział, że nie jest od telewizji? Bo jest przecież jednak KRRiT, chociaż politykowi może doradzono, aby jej nie uznawać. Komu można odebrać koncesję na nadawanie też Gawkowski orientuje się średnio.
Pan minister nie uczy się na błędach. Bo już mu kiedyś wyjaśniono, że cyfryzacja to nie są numery telefonów jego ministerstwa. Tym bardziej, że czasem takich zestawów cyfr nie ma.
Mam kolegę, który mawia, że może być prezesem telewizji, bo ma telewizor w domu. Nie wiedziałem, że mam z Gawkowskim i Kotulą wspólnych znajomych. I zupełnie bezpłatna rada dla premiera – odebrać panu wicepremierowi od cyfryzacji koncesję na wypowiadanie się a pani minister ds. równości zabronić mówić o nierównościach.
Od 15 stycznia Euronews ma być nadawany także po polsku. Uruchomiono stronę internetową, również po polsku: pl.euronews.com.
Szefem biura Euronews w Warszawie, wg. medialnych przekazów, ma być dziennikarz ekonomiczny Paweł Blajer (pracował w TVP a wcześniej w TVN24).
W listopadzie do Euronews dołączyła dziennikarka, publicystka i pisarka Dominika Cosić, wieloletnia korespondentka z Brukseli pracująca przez ostatnie lata m.in. dla TVP. Nadal ma przygotowywać relacje dotyczące działalności struktur unijnych.
Kanał Euronews rozpoczął działalność w 1993 r. Przekazuje m.in. informacje polityczne, ekonomiczne, kulturalne, sportowe. Ważnym elementem serwisu jest też prognoza pogody dla Europy. Euronews produkuje także programy telewizyjne. Nadaje w kilkunastu językach.
„[Jerozolima; o poranku]. Z potwierdzonych pustynnych źródeł dowiadujemy się, że ciągną do nas w bogatej karawanie trzej goście. Idą ze Wschodu zasłyszawszy pogłoski. Ponoć zmierzają do Betlejem. A jak wiemy to tam gdzie były zamieszki w związku z tym, że w nocy z 24 na 25 dzień ostatniego miesiąca ubiegłego roku urodziło się zdrowe dziecko żydowskie, w skali Eskulapa 10, z matki Marii z d. Judejskiej, gospodyni domowej i Józefa Cieślaka, stolarza z Nazaretu” – tak mogliby napisać wówczas w „Wieściach z Betlejem” lub „Bethleiem Post” czy w „Galilea Zeitung”. Ani słowa o Istocie, ani słowa o Nadziei.
„Tam właśnie, w Betlejem, owego dnia pijani pasterze wszczęli burdę z powodu decyzji właściciela restauracji <<U Chama>> – Kaanana N., który nie chciał wpuścić do gospody Marii i Józefa. Pasterze zaprowadzili parę do pobliskiej groty, gdzie brzemienna niewiasta powiła syna a sami poszli wymierzyć sprawiedliwość szynkarzowi. Nagle, z groty zaczęły wydobywać się jakieś niezidentyfikowane ognie i poblaski, co pracownicy zakładu owczarskiego tłumaczyli <<cudem>> i <<początkiem końca>>. Pasterzy aresztowano. Na Kaanana N. nałożono karę. Zawiadomiono Kwiryniusza, bo obawiano się spisku i Heroda, bo dobrych miał szpiegów. Strat nie oszacowano. Galilejski Sąd Najwyższy zbierze się w tej sprawie po najbliższym szabacie” – tak mogłaby wyglądać depesza z owej Nocy. A Jezus? A Dobra Nowina? No cóż, to się też i wtedy „nie klikało”…
Dawno, dawno temu, kiedy nie było CNN…
Dobrze, że ponad 2 tysiąca lat temu nie było Fox News i CNN, Haaretz i Die Welt, Guardiana, Le Monde i Corriere della Sera. No i dzięki Bogu – nigdy to nie było aż tak adekwatne – nade wszystko, podczas Nocy Narodzin, nie było mediów społecznościowych. Chociaż pierwsi dziennikarze pojawili się grubo wcześniej, to chwała Panu, że nie mieli Internetu i laptopów z szybkim transferem danych.
Nawet św. Łukasz Ewangelista mając już „dziennikarską legitymację” pomylił się sporządzając ten opis na podstawie większej dawki informacji. Bo to Sencjusz wówczas, a nie Kwiryniusz był namiestnikiem Rzymu w Syrii i administrował pobliską Judeą. Taki błąd zresztą i teraz uszedłby płazem.
Dlaczego postawiłem tezę, że gdyby wówczas dziennikarze mieli transmitery, routery i te wszystkie inne dziennikarskie narzędzia nie dowiedzielibyśmy się o Narodzinach Zbawiciela? Z ich przekazów na pewno nie. Wszystko to przez dziwne zamiłowanie ludzkości do plotek, pogłosek i ćwierć prawd, które towarzyszą nam od zarania. Gdyby anioły rządziły w redakcjach gazety i portale padłyby z braku pieniędzy.
Najważniejsze…
2 tysiące lat temu – gdyby byli tam dzisiejsi dziennikarze – wybuchłyby kłótnie o płeć, narodowość, pochodzenie a nawet kolor skóry Zbawiciela. Dalej – gdyby działały w Galilei współczesne redakcje – dziennikarze szukaliby haków na rodziców Bożego Dziecięcia.
I gdyby wreszcie jakiś przytomniejszy pismak, dajmy na to z Jerozolimy, opisał ładnie najważniejsze Narodziny w historii świata, zaraz padłby ofiarą kolejnej afery. Dziennikarze, powiedzmy, że z Nazaretu, obwiniliby go o plagiat. A na dowód przedstawili pergamin, ale za to spisany w Rzymie, bo skąd miał niby być Król nad Królami? Niemożliwe?
Na szczęście istnieje jeszcze nadrzędne pismo. Pismo Święte.
Dobrego Święta Objawienia Pańskiego, wspaniałych informacji od Trzech Króli i radosnych wieści w całym Nowym Roku 2025 !
Tak się akurat ułożył medialny przełom roku 2024 i 2025, że – oprócz spekulacji na temat sprzedaży TVN – najwdzięczniejszym tematem jest nowy program Jacka Kurskiego na antenie telewizji wPolsce24. U nas taki komentarz to wciąż novum, ale w wielu krajach Europy polityk w roli dziennikarza to nic nadzwyczajnego. Zresztą dziennikarz w roli polityka też.
Publicysta kierujący telewizją wPolsce24 Michał Karnowski zaznaczył, że były prezes TVP jest na antenie politykiem prawicy, który rozmawia z dziennikarzami prowadzącymi wieczorne pasmo. To po prostu komentarz polityczny Kurskiego pod trochę przestarzałym tytułem „Barwy kampanii”.
Po co mu ten program?
Czy szef telewizji publicznej w latach 2016 – 2022 wita się z nową rolą polityka w telewizji, czy jest politykiem w wPolsce24? I tak i nie. Stacje poza Polską nie boją się obsadzać polityków w roli oficjalnych komentatorów. I tutaj ukłon pod adresem braci Karnowskich, którzy są odważnymi wydawcami. Nie są jednak eksperymentatorami. Wiadomo, że mocno kontrowersyjny – i jako dziennikarz i jako szef TVP i jako polityk konserwatywny – Jacek Kurski zapewni oglądalność. Czy tylko w pierwszych odsłonach „Barw kampanii”? Zobaczymy.
Na pewno Kurski nie będzie owijać w bawełnę. Na pewno nie będzie unikał trudnych tematów na „przedpolach” procesu. Na pewno nie będzie się krygował. Bo Jacek Kurski chce być i jest wyrazisty.
Dobry
Byłego szefa TVP spotkałem przed świętami Bożego Narodzenia w siedzibie SDP podczas konferencji o roku bezprawia po nielegalnym przejęciu przez rząd Donalda Tuska mediów publicznych. Był to temat szczególnie bliski Kurskiemu. I to było widać i słychać. Były szef TVP jak ryba w wodzie czuł się wśród dawnych współpracowników, podwładnych, których bezprawne działania medialnych akolitów Tuska pozbawiły pracy i spowodowały, że przenieśli się do mediów konserwatywnych.
Kurski był skupiony, podając sporo szczegółów nie popadał w pułapkę dygresji a swoje dokonania w TVP przedstawiał, jak na siebie, w dosyć skromny sposób. Jedno jest pewne, mimo wielu zastrzeżeń – także moich – stwierdzić należy, że Kurski to najlepszy prezes TVP. Jak to mawia młodzież „ever”.
Lepszy
Oczywiście – „propagandowy przekaz”, „mocna ręka”, „zdecydowane działania” wobec konkurencji to fakty. Tylko czy polityk na stanowisku szefa narodowego nadawcy ma być słaby, czy raczej ostro stosować dostępne przepisy dozwolone przez prawo?
Może trochę wbrew sobie, jako wolnej dziennikarskiej duszy, odpowiadam taki Kurski w latach 2016 – 2022 musiał być „zamordystą”, bo do czego doprowadzili następcy oddając telewizję praktycznie bez walki (nie piszę o dziennikarzach broniących się przed medialnym zamachem stanu na Placu Powstańców), co stało się, kiedy zabrakło silnej ręki Kurskiego? Ten polityk prawicy znający się na mediach, który nie jest ulubieńcem nawet niektórych swoich kolegów z formacji, nie musi być uwielbiany. Ma być skuteczny.
Najlepszy?
Taki był Kurski. Bo to dzięki niemu TVP stała się wreszcie dobrze funkcjonującą spółką państwową a otwarcie pluralizmu na telewizję publiczną nie było tylko propagandowym hasłem. Poza tym, jak mawia mój znajomy, po co nam rząd bez wpływu na media? A że trzeba mądrzej, lepiej i zgodnie z zasadami prawa, to wiedzą wszyscy. Tylko robić tego pluralizmu nie było komu. Kurski się odważył.
Może nie zrobi „kariery” w wPolsce24, ale na pewno znowu Kurski zrobił szum w mediach. I to taki ożywczy. Będzie zatem politykiem wykorzystującym media? Tak, ale media, w tym przypadku wPolsce24, też skorzystają na polityku.
Już słyszałem tych komentatorów, że „Kurski to polityk, nie publicysta, nie powinien zatem…” i że były szef TVP „niszczy dziennikarstwo”. Ręce opadają. Puknijcie się w głowę „krytycy”. Kurski nie jest z mojej idealistycznej dziennikarskiej konserwatywnej bajki, ale to tacy ludzie jak Kurski właśnie mogą doprowadzić do odrodzenia się wolnych mediów w Polsce. Nawet jeśli jedne będą wolne i prawicowe a inne wolne i – wybacz Panie Boże – liberalno-lewackie. Ale wolne…
Latem br. cały świat obserwował wymianę podejrzewanych o szpiegostwo ludzi z kręgów kulturowych Zachodu i Wschodu. Wymianę dokonały między sobą USA i Rosja. Wśród ludzi ważnych dla Putina był Pablo Gonzales alias Pawel Rubcow – pułkownik rosyjskich służb specjalnych, szpieg udający dziennikarza, który w Polsce inwigilował m.in. środowisko medialne. Miał nawet dziewczynę, dziennikarkę m.in. stacji Euronews. I coraz głośniej słychać, że to nie było małe grono osób.
Są takie sprawy, które tradycyjnie trzeba dokończyć w starym roku. Postaram się, chociaż nie jest to łatwe. Zmowa milczenia? Gorzej, mafijna solidarność i to niestety w naszym środowisku. Udającemu dziennikarza szpiegowi Gonzalesowi – Rubcowowi, jeszcze w pierwszej połowie 2024 r. otwarcie sprzyjały międzynarodowe – liberalne i lewackie środowiska medialne, międzynarodowe, też głównie politycznie poprawne, organizacje dziennikarskie i… spore grono pracujących w Polsce dziennikarzy.
Więzień sumienia, szpiegowskiego
Wspierali też Rubcowa, do czasu powitania przez Putina na moskiewskim lotnisku, nawet politycy liberalni bajdurząc o prawie do obrony i to w momencie, w którym każde dziecko wie, że pan udający Hiszpana i mający dwa paszporty w tym Federacji Rosyjskiej, mógł być, a był, kremlowskim kretem w Polsce i na Ukrainie. Chociaż nie tylko.
Rubcow siedział w polskim areszcie jako „więzień sumienia” – tak przynajmniej określały go niektóre narodowe stowarzyszenia (m.in. hiszpańskie) zrzeszone w Europejskiej Federacji Dziennikarzy (EFJ). Te obrażające wszystkich bzdury o „więźniu sumienia” powtarzali też polscy dziennikarze. Rubcow siedział w areszcie od zatrzymania go na ukraińskiej granicy w czwartym dniu inwazji Moskwy na Kijów. Zresztą wcześniej był wydalony z Ukrainy. Po tym jak Gonzalesa w sierpniu br. witał w Moskwie Putin z Internetu nie zniknęły protesty przeciwko „przetrzymywaniu wbrew prawom człowieka Rubcowa w polskim areszcie” autorstwa lewicowych krajowych i międzynarodowych organizacji dziennikarskich, a nawet autorstwa liberalnych i lewackich polityków oraz kilku organizacji obrony praw człowieka. I szpiega.
Znikające punkty i pytanie b. premiera
Zniknęły natomiast z globalnej sieci materiały z rozmaitych towarzyskich imprez dziennikarskich, podczas których był obecny Rubcow, bo jeszcze niedawno, kilkanaście osób przyznawało, że widywały szpiega w różnych miejscach rozrywkowej Warszawy. Z dziennikarzami. I nie tylko.
I skończyłbym na tym, bo wiatru w polu ani w sowieckich stepach, tajgach i tundrach nie pogonię, ale…
Pracownica państwowej telewizji, znowu, Pani Justyna Dobrosz-Oracz – obecnie TVP w likwidacji – słynąca z niebywale konsekwentnych prorządowych zachowań, była uprzejma zapytać b. premiera Mateusza Morawieckiego z PiS o to, czy prokuratura przesłuchała go już na okoliczność kampanii „Stop Russia Now”? Chodziło o kampanię, w którą zaangażował się ponad dwa lata temu polski rząd, a która to akcja miała uświadomić Europie bestialstwo Kremla i przypominać o zbrodniach wojsk Putina na Ukrainie. Dlaczego Dobrosz-Oracz teraz pytała o to byłego szefa rządu? Nie wiem, ale nie potrafię osiągnąć takiego poziomu dziennikarstwa jak pani Justyna, zatem zostaję ze swoją niewiedzą. Zainteresowała mnie jednak odpowiedź Morawieckiego.
„A co pani powie o swoich kontaktach z panem Rubcowem” – zapytał były premier/ Pracownica TVP w likwidacji zaczęła grozić Morawieckiemu pozwem. „No, będzie miał pan proces, bo nie miałam żadnych kontaktów, panie premierze, proszę nie trzaskać drzwiami, bo to jest poniżej krytyki”. Tak, trzaskanie drzwiami kulturalne nie jest, ale premier Morawiecki nie miał okazji trzasnąć, bo natychmiast we framudze pojawiła się pani Justyna. Ona szybka jest i w słowach i w kocich ruchach, którymi zaskakuje swoich rozmówców, głównie z prawicy, pędząc za nimi korytarzami sejmowymi jak ekspres „Leśmian” przez Żyrardów.
Straszenie polityków opozycji?
Czy pani Justyna wytoczyła proces o zniesławienie byłemu premierowi dwóch konserwatywnych rządów? Nie słyszałem, ale to nie znaczy, że nie wytoczyła. Zresztą, może szef resortu sprawiedliwości Adam Bodnar uruchomił specjalny dyskretny tryb takich pozwów, szczególnie dla skrzywdzonych przez prawicę dziennikarzy. Dziennikarzy i „dziennikarzy”. A coraz ich więcej, bo niektórzy, nawet na wysokich stanowiskach w mediach publicznych w latach 2016 – 2024, czyli za PiS, najpierw pracowali kilka lat w tych samych mediach, a tuż przed objęciem rządów przez PO i jej akolitów stawali się wrogami prawicy.
Powróćmy jednak do zasadniczego wątku ruskiego szpiega, pułkownika Rubcowa. Czyli Gonzalesa udającego hiszpańskiego dziennikarza i mającego w Polsce kontakty z dziennikarzami. Czy premier Morawiecki pozwoliłby sobie na pomawianie przedstawicielki mediów albo błąd wobec niej, gdyby czegoś ważnego nie wiedział na temat kontaktów Dobrosz-Oracz? W końcu to on był premierem kiedy służby aresztowały Rubcowa za szpiegostwo.
Murem za murem
Cały ten dialog emitowała TVP w likwidacji jak zdartą płytę. Tak jakby bezprawnie przejęta przez obecny rząd telewizja publiczna w likwidacji chciała, aby jej malejące grono odbiorców usłyszało, że będzie proces byłego premiera z pracownicą TVP. Ale może jestem przewrażliwiony.
Nielegalnie przed rokiem wybrane władze TVP w likwidacji demonstracyjnie we wszystkich mediach społecznościowych ogłosiły, ze są „Murem za Justyną”. Nawet sam pan nielegalny dyrektor generalny TVP w likwidacji Tomasz Sygut na swoim profilu na X, jako „Tomek Sygut” umieścił grafikę z Dobrosz-Oracz stojącą pod ścianą i banerem „Murem za Justyną”.
Nielegalny generalny dyrektor TV w likwidacji napisał „Telewizja Polska jednoznacznie stoi za dziennikarzami odkrywającymi prawdę”. W pierwszym odruchu pomyślałem, że Sakiewicz, Rachoń, bracie Karnowscy, Skowroński, Krysztopa czmychają teraz znacznie dalej niż na Węgry nie chcąc być bronieni przez Syguta. Człowieka, który w TVP pełnił chyba więcej funkcji niż partii zaliczył Korwin-Mikke. Syguta, który trochę kiedyś podpadł asystentowi i ministrowi Tuska, ale potem „odszczekał” – jak to dziennikarz gończy – i od tej pory jest za pan brat z władzą liberalno-lewicowo-lewacką.
Kto widział partnerkę szpiega?
Zaraz, zaraz, czy to już nie Sygut pełnił funkcję jednego z władców TVP, kiedy rok temu pacyfikowano jej budynki a w jednej z reżyserek stała sobie skromnie pod ścianą, ale oko kamery ją wychwyciło, uważaną za dziewczynę Rubcowa panią Magdalenę Ch? No bo stała – widzieli wszyscy i wszyscy wiedzieli, że z ludźmi służb rządu Tuska, w niedostępnym dla wszystkich pomieszczeniu pani będąca partnerką ruskiego szpiega udającego hiszpańskiego dziennikarza.
Kto jej tam pozwolił wejść? Chyba ktoś mogący decydować… Czy partnerka Gonzalesa też udawała dziennikarkę? Jakich stacji? Euronews, TVP, TVN a może innych? Nie, nie, po trzykroć nie – ona była dziennikarką utrzymującą w Warszawie i innych stolicach Europy rozległe środowiskowe kontakty do pierwszych dni sierpnia, kiedy Rubcowa na moskiewskim lotnisku powitał Putin.
Potem kobieta rozpłynęła się. Zlikwidowała konto na profilach społecznościowych, nie odbierała telefonów, prokuratura milczy, czy toczy się przeciwko niej jakieś postępowanie w związku ze znajomością z towarzyszem pułkownikiem GRU. Słowem była, nie ma. I nawet martwiłbym się o człowieka, ale ktoś mnie niedawno przekonał, że wróci. Gdzieś się ta pani w końcu pojawi, jak nie u nas, to w innym kraju. I to jako dziennikarka…
Częściowe przejaśnienia
Teraz po roku od bezprawnego napadu rządu Tuska na polskie media i blisko pięć miesięcy od powrotu Rubcowa do Rosji, wiele spraw się wyjaśnia. A to ktoś z wysoko postawionych urzędników w TVP współpracował z uzurpatorami. A to ktoś inny pomógł dziwnemu prawnikowi i wspomnianemu, nielegalnie wybranemu dyrektorowi Sygutowi wjechać na podziemny parking TVP przy ul. Woronicza w Warszawie i stamtąd w tajemnicy wjechać na dziesiąte, tzw. prezesowskie piętro, aby z urzędującym prezesem podpisać protokół przejęcia telewizji państwowej wartej setki miliardów złotych.
Ktoś teraz dopiero, chociaż od kilku miesięcy głośno o tym w sieci i mediach, przypomniał sobie, że widział Magdalenę Ch. w reżyserce TVP podczas medialnego zamachu stanu. Ktoś połączył kropki i zaczął szperać w Internecie. Niewiele jest już zdjęć Rubcowa w Polsce, niewiele fotek jego partnerki i tej partnerki koleżanek i kolegów ze środowiska dziennikarskiego. Ale coś tam zostało. Internet jednak nie płonie. A i pojawiły się ciekawe memy, które wzburzyły niektórych dziennikarzy posądzanych o znajomość z Rubcowem.
Pytania bez odpowiedzi. Na razie
Były premier i były zwierzchnik polskich sił specjalnych pytał jednak w obecności kamer jedną z „dziennikarek” TVP o jej kontakty z ruskim szpiegiem Rubcowem. I wtedy wszystkie siły nielegalnie przejętych mediów publicznych stanęły „Murem za Justyną”. Pewność czy desperacja? Wyrachowanie czy złośliwość? Nie znam odpowiedzi na te pytania. I właśnie dlatego je stawiam.
Co dalej z Rubcowem? Pewnie już go szykują do następnej misji. Może tym razem pan pułkownik zostanie kobietą, dziennikarką i pojedzie do Korei Południowej a tam poda się za azylantkę z północy półwyspu. Nie mam siły się nad tym zastanawiać. Dziennikarze liberalni i lewaccy w Polsce są wystarczająco ciekawym środowiskiem, aby przyciągnąć nie tylko szpiegów, ale i cyrkowców, chińskich producentów wiecznych piór i drwali ze Skandynawii…
***
Wszystkim wypatrującym pierwszej gwiazdki życzę szybkiego wyjaśnienia polskich afer medialnych i w mediach, a ci, którzy chcą prawdy o Rubcowie niech cierpliwie poczekają…
Dobrych Świąt Narodzenia Pańskiego i wspaniałego Nowego Roku, powrotu wolności słowa i kresu cenzury w Polsce a nade wszystko końca niebezpiecznych rządów prowadzących nasz kraj na skraj przepaści!
W siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich przy ul. Foksal w Warszawie odbyła się w czwartek konferencja „Zbrodnia bez kary. ‘Likwidacja’ mediów publicznych w Polsce 2023 -2024”.Jak podkreślała organizator spotkania prezes SDP i dyrektor Centrum Monitoringu i Wolności Prasy SDP dr Jolanta Hajdasz o w rocznicę bezprawnego przejęcia przez rząd mediów publicznych w Polce i brutalnej pacyfikacji budynków TVP, PR i PAP, nadal trzeba przypominać o zamachu na wolność mediów, którego dopuściła się obecna koalicja.
(Wykorzystano jedną z części relacji z portalu Media Alert)
W konferencji uczestniczyli m.in. menadżerowie mediów i dziennikarze zwolnieni po tym, jak rok temu rząd bezprawnie przejął TVP, PR i PAP.
O roku bezprawia w mediach publicznych i prześladowania mediów komercyjnych dyskutowali m.in. prezes SDP i dyrektor CMWP SDP Jolanta Hajdasz, szef Radia Wnet i wieloletni prezes SDP Krzysztof Skowroński, wiceprezesi SDP Wanda Nadobnik i Mariusz Pilis, członkowie Zarządu Głównego SDP: Aleksandra Tabaczyńska, Maria Giedz, Hubert Bekrycht i Michał Karnowski – jeden z szefów i dziennikarz telewizji Polsce24 – oraz były prezes TVP Jacek Kurski, obecny, prawomocnie wybrany prezes TVP Michał Adamczyk. W dyskusji uczestniczyli również prezes PAP Wojciech Surmacz – obecnie szef Media Alert, Tomasz Sakiewicz – prezes TV Republika, Michał Rachoń dyrektor programowy stacji TV Republika, dawna dziennikarka TVP Anita Gargas, obecnie mająca swój kanał na YT, a także Adrian Borecki, Anna Popek – dawniej TVP, obecnie TV Republika i Janusz Życzkowski z TV Republika, który rok temu był jednym z szefów Gazety Wrocławskiej a wcześniej, jak inni uczestnicy konferencji, Łukasz Brodzik i Marek Poniedziałek, był jednym z szefów Radia Zachód. W panelu dotyczącym liwkidacji TV Biełsat wzięła udział pomysłodawczyni projektu i wieloletnia szefowa stacji zwolniona dyscyplinarnie przez TVP Agnieszka Romaszewska-Guzy i jej zastępca Aleksy Dzikawicki, który niedawno odszedł z Biełsatu.
Na konferencji był przez kilkanaście minut obecny dawny dziennikarz TVP Krzysztof Ziemiec a obecnie niezależny publicysta na YT, który – jak to określiła prezes Hajdasz „i jest i go nie ma”, bo z względu na warunki odejścia z TVP nie może nic powiedzieć. „Stanowi to wymowny przykład tego o czym rozmawiamy” – dodała szefowa SDP wskazując na puste krzesło dla Ziemca z jego wizytówką.
Bezprawie i odbiorcy
Przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Maciej Świrski podsumował krótko działalność nielegalnych – w rozumieniu prawa, bo wybranych z pominięciem Rady Mediów Narodowych – władz TVP, PR i PAP.
„Mamy do czynienia z kompletnym bezprawiem – uchwały podjęte przez obecne, nielegalne władze mediów publicznych nie mają znaczenia prawnego” – podkreślił Świrski. „Strumień reklam został skierowany do tych, których rząd objął ochroną, czyli mediów komercyjnych – wspierającej koalicję rządządzą TVN i do Polsatu” – akcentował szef KRRiT.
Prowadząca konferencję prezes SDP Jolanta Hajdasz prezentując kolejnych uczestników spotkania zwracała uwagę na ogromne szkody po roku niszczenia mediów publicznych. „Stracili odbiorcy. Przede wszystkim oni. To ma swoje konsekwencje. Oglądalność na przykład TVP sięgnęła dna” – mówiła.
Szef TVP w latach 2016 – 2022 Jacek Kurski zwrócił uwagę na to, że TVP za jego prezesury realizując misję publiczną wyznaczała standardy pluralizmu medialnego w Polsce. „Tak drastycznego ataku i szybkiego przejęcia można było uniknąć, TVP miała instrumenty prawne” – mówił Kurski, którego kilka godzin wcześniej – na wniosek rządu premiera Tuska, zwolniono ze stanowiska w Banku Światowym w USA.
Wbrew wolności słowa
„Przede wszystkim relacja z rozwalania telewizji była kontr skuteczna dla strony, która zaatakowała polską wolność słowa. Przejęto TVP w warunkach przyzwolenia – zdrady części naszego obozu. Na przykład ówczesny dyrektor spraw korporacyjnych wwiózł bezprawnie poprzez parking służbowy uzurpatorów – podającego się za szefa rady nadzorczej pana Zemłę i nielegalnego szefa TVP pana Syguta – na 10 piętro, aby podpisać dokumenty” – opowiadał Kurski.
Zdj. z konferencji „Zbrodnia bez kary” od lewej: były prezes TVP Jacek Kurski, prezes SDP i dyrektor CMWP SDP Jolanta Hajdasz, wybrany 26 grudnia 2023 r. prezes TVP Michał Adamczyk, prezes PAP w latach 2018 – 2024 Wojciech Surmacz
Były prezes TVP podkreślił, że była możliwość „przeciągania” przejęcia TVP, gdyby wcześniej uszczelniono ochronę budynków, przede wszystkim gmachu H przy ul. Woronicza, skąd emitowano sygnał.
Przejęcie i „Wejście”
Świadkowie pacyfikacji budynków TVP przypuszczali, że atakujący skupią swoje siły na Placu Powstańców Warszawy, a nie na Woronicza. Wspominali, że ówczesny prezes TVP Mateusz Matyszkowicz był w siedzibie TV Republika skąd telefonował do Michała Adamczyka i Marcina Tulickiego prosząc o przyjazd do TV Republika.
Tulicki i Adamczyk, później wybrany na prezesa TVP, zostali w siedzibie telewizji publicznej w centrum Warszawy. I stamtąd kierowali protestem.
„Przejęciu mediów publicznych nie można było zapobiec, ale można było odwlec ją w czasie, opóźnić” – powiedział Michał Adamczyk.
Podczas nielegalnego przejęcia mediów publicznych doszło do bezprecedensowego brutalnego wtargnięcia wynajętych przez neo prezesów i późniejszych likwidatorów TVP, PR i PAP firm ochroniarskich, których pracownicy poturbowali nawet broniących mediów publicznych posłów prawicy. W opnii publicznej zapisał się fakt działania tzw. grupy Wejście złożonej m.in. z nielegalnego szefa i likwidatora PAP i członków władz Polskiego Radia. „Wejście” czuwało nad pacyfikacją mediów publicznych i całym procesem przejęcia TVP, PR i PAP. Mówiono o najgorszym – zdaniem wielu dziennikarzy – akspekcie zamachu na media publiczne – wyłączenia na kilkanaście dni sygnału TVP Info i oddziałów regionalnych TVP oraz wstrzymaniu na kilka dni emisji programów informacyjnych
Wiceprezes SDP i członek Rady Programowej TVP Wanda Nadobnik zwróciła uwagę, że telewizyjny polski nadawca publiczny, od siłowego i nielegalnego przejęcia przez rząd, systematycznie traci prestiżowo na arenie międzynarodowej. Przypomniała, że TVP od zmian ustrojowych jest członkiem Eurowizji. ” I to nie tylko w rozumieniu festiwalu Eurowizji. TVP dwadzieścia lat temu, w ramach tzw. News Group – forum wymiany materiałów między innymi reporterskich, byliśmy na 6. miejscu” – przypomniała Nadobnik. „Teraz zdarza się, że materiały do wymiany opisują kierownicy produkcji. I Genewa [siedziba Eurowizji – red.] zwróciła się do TVP z pytaniem, czy może zacznie tam jakiś dziennikarz pracować” – relacjonowała wiceprezes SDP.
Opisujący brutalne przejęcie Polskiej Agencji Prasowej, jej prezes w latach 2018 – 2024 Wojciech Surmacz – obecnie prezes Media Alertu – mówił o szczegółach prób pacyfikacji budynku PAP przy ulicy Brackiej w Warszawie. „Nie rozważaliśmy nigdy wariantu siłowego w PAP” – mówił Surmacz.
Prezes PAP w latch 2018 – 2024 Wojciech Surmacz – szef Biznes Alert
„Gdybyśmy mieli taką ekipę jak w TVP na Placu Powstańców, to PAP do dziś nie byłaby przejęta” – powiedział „Teraz powinno się powołać nowe media publiczne. A media konserwatywne, adresuje to również do siebie, powinny się uczyć zarabiania pieniędzy” – podsumował Surmacz.
***
(częśc relacji sdp.pl)
Brak sygnału
Druga część debaty dotyczyła m.in. sposobu niszczenia mediów publicznych i zwolnień dziennikarzy z TVP, PR i PAP. Dyskuje na te tematy prowadził szef Radia Wnet i wieleoletni prezes SDP Krzysztof Skowroński. Ostrzegł on przed bagatelizowaniem skutków ataku na media publiczne sprzed roku i przedstawił dziennikarza Adriana Boreckiego, który 20 grudnia był reporterem TVP Info. „Mamy tutaj redaktora Boreckiego – świadka wyłączenie sygnału, jak to przebiegało” – zapytał Skowroński.
Borecki przypomniał, że sygnał TVP Info wyłączono 20 grudnia 2023 r. o 11.18, o 12.00 nie wyemitowano południowych „Wiadmości” i wówczas Borecki wszedł, za zgodą swoich ówczesnych, szefów na antenę TVP1 i podczas „Agrobiznesu” poinformował widzów o medialnym zamamchu stanu i próbie przejęcia TVP. PR i PAP. „Była decyzja – spróbujmy powiedzieć ludziom prawdę. Mówiłem co mi serce podpowiadało i co powinienem wówczas do ludzi powiedzieć. Trwało to ponad 30 sekund” – relacjonował Borecki. Potem zablokowano także to, co mówił dziennikarz. Wieczorem mailowo Boreckiego i wielu innych dziennikarzy zwolniono z obowiązku świadczenia pracy. Borecki w styczniu 2024 r. o 7.00 rano przed swoim domem został zaczepiony przez – jak mówił – „dziwnych ludzi”, którzy próbowali mu wręczyć zwolnienie dyscyplinarne.
Odzieranie z godności
Anita Gargas autorka programu śledczego w TVP podkreśliła, że przez lata rządów prawicy telewizja publiczna starała się równoważyć przekaz tzw. mainstreamu. „To była próba balansowania przekazów informacyjnych w tamtych czasach” – oceniła dziennikarka. Anna Popek z TV Republika, która wiele lat pracowała w TVP zwróciła uwagę na próbę wykluczania dziennikarzy mediów publicznych ze środowiska. „Czyli przypisywanie nam, dziennikarzom wszystkich wyimaginowanych win partii politycznej. Słowa << Ty nie masz prawa, jesteś propagandystką>> odzieranie ludzi z godności” – przypominała Popek.
Michał Karnowski dziennikarz konserwatywnych mediów, m.in. telewizji wPolsce24 i wPolityce, opowiadał, że miał poczucie, że robi coś ważnego, kiedy spędził poprzednie święta i Sylwestra wspierając protestujących z TVP. „Myślę, że każdy, kto bronił mediów publicznych, także w TVP na Palcu Powstańców, dobrze się zapisał w historii polskiego dziennikarstwa” – mówił Michał Karnowski.
Szef TV Republika i Gazety Polskiej Tomasz Sakiewicz zaauważył, że bezprawne przejęcie mediów publicznych było efektem pewnych przygotowań koalaicji 13 grudnia. „To. co o zaczęło się 19 grudnia jest oczywiście efektem rodzącego się autorytaryzmu władzy, która jak wszystkie władze autorytarne zaczyna od ataku na wolność słowa” – wskazał Sakiewicz.
Usunąć można wszystko
Sekretarz generany SDP, rok temu dziennikarz PAP Hubert Bekrycht, wyrzucony dyscyplinarnie z pracy za publikacje o nielegalnym przejmowaniu mediów publicznych podkreślił, że w protestach przeciwko temu „medialnemu zamachowi stanu” ważni są przede wszystkim niezależni dziennikarze. „To jest czas próby. Próby dla protestujących przeciw medialnemu bezprawiu rządu Tuska” – powiedział Bekrycht „Czas próby dla dziennikarzy” – dodał.
Dyrektor programowy TV Republika Michał Rachoń zaznaczył, że w przewidywaniu eskalacji ataków na media publiczne zawiodła wyobraźnia atakowanych dziennikarzy medió publicznych. „Jest nam trudno sobie wyobrazić, aby jednego dnia z archiwów wszytskich polskich bibliotek zniknęły wszystkie papierowe egzemplarze, na przykłąd Gazety Wyborczej czy Gazety Polskiej” – podkreślił Rachoń. „Rzeczywistośc cyfrowa, w której żyjemy, daje możliwość każdemu pułkownikowi rympałkowi usunąć, co tylko będzie chciał” – zaznaczył współautor Resetu (wraz z prof. Sławiowirem Cenckiewiczem).
W dyskusji o mediach lokalnych i przejmowaniu ich przez nielegalne władze mediów publicznych wzięli udział, między innymi, Janusz Życzkowski z TV Republika związany rok temu z prasą dolnośląską, Łukasz Brodzik i Marek Poniedziałek związani z województweem lubuskim dziennikarze, którzy pozwali m.in. Radio Zachód. „Mamy już sukces, sąd nakazał dalsze zatrudnienie nas [Brodzika, Poniedziałka i Daniela Sawickiego – red.] w rozgłośni” – powiedział Brodzik.
***
Trzecią część konferencji poświęcono likwidacji TV Biełast po dyscyplinarnym zwolnieniu z pracy szefowej stacji Agnieszki Romaszewskiej-Guzy i odejściu jej zastępcy Aleksego Dzikawickiego. Dyskusję na ten temat prowadził wiceprezes SDP Mariusza Pilis, który – co podkreślał – również „dołożył swoją cegiełkę” do utworzenia stacji.
TV Wolność
„Biełsat to było przedsięwiżięcie znakomicie przygotowane do swojej roli. Kanał, przez kilkanaście lat rozwinął się w sposób absolutnie spektakularny” – jest to jedna z najlepszych inicjatyw, jaka zdarzyła się państwu polskiemu” – mówił podczas konferencji Pilis. „Zwłaszcza w obszarze informacji i przestrzeni tworzenia wolności, na wschód od polskiej granicy, w sferze państwa postsowieckiech” – dodał wiceprezes SDP zwracając uwagę, że to nie tylko kilkanaście godzin programu dziennie po białorusku, rosyjsku i ukraińsku, ale w Biełsat stworzył znakomite narzędzia internetowe dla swoich odbiorców.
Zwolniona dyscyplinarnie z TVP w marcu br. wieloletnia dyrektor Biełsatu Agnieszka Romaszewska-Guzy zwróciła uwagę, że los TVP został przesądzony już w grudniu 2023 roku. Wówczas – jak wspominała – na Woronicza w budynkach TVP zaroiło się od służb i policji. „To, muszę przyznać, zrobiło na mnie duże wrażenie. Pierwsz raz coś takiego wydarzyło się od 32 lat, kiedy związana byłam z Telewizją Polską.Wszystko było poobstawiane służbami, jakby tam miała być okupacja” – mówiła Romaszewska-Guzy.
„Przy końcu stycznia 2024 roku wiedziałam już, że będzie źle, zwałaszcza, iż MSZ zapowiedział ograniczenia w finansowaniu Biełsatu” – wspominała była szefowa stacji. Prezes SDP Jolanda Hajdasz zwróciła uwagę, że sprawa Biełsatu pokazuje bez maski atakujących rok temu media publiczne. „Biełsat i jego likiwdacja to bardzo sprawa ważna, ukazująca oblicza tych, którzy niszczą media publiczne” – powiedziała Hajdasz.
Kontynuując przeglądanie strony zgadzasz się na instalację plików cookies na swoim urządzeniu więcej
The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.