Hubert Bekrycht: DUŻY ZJAZD, CZYLI SZARPANIE KWORUM I RZUCANIE MANDATU

Może z tego zjazdu trzeba zapamiętać tylko urocze widoki? Collage/ Lum/ fot.: ii HB i archiwum zjazdów burzliwych

Przednówek to ciężka pora dla poszukiwaczy sensacji. W przeciwieństwie do przednówków w folwarkach dziennikarskich, teraz, gdzie nie gdzie kilka złotych na jedzenie jest i nie trzeba ciężko pracować a ponieważ wszyscy są apatyczni można coś zaatakować. Na przykład Zjazd Statutowo-Programowy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, ktory odbył się w Kazimierzu Dolnym 16 i 17 marca br. Wielkanocne króliki, które z trudem budzą się po zimie, opowiadają, że atak kilku osób ze stołecznego oddziału SDP nie tylko nie odzwierciedla stanowiska większości delegatów warszawskich, ale jest wyłącznie sprawą urażonej ambicji szefa oddziału.

Idea zjazdu była bardzo prosta: uchwalenie statutu w miejsce przestarzałej już konstytucji SDP oraz przyjęcie kilku ważnych uchwał w sprawie bezprecedensowego i bezprawnego ataku rządzących na wolne media. Scenariusz niewymagający. Wystarczyło kilkanaście godzin koncentracji, ale oczywiście zawsze znajdą się malkontenci.

Poszło o to, że nadal najliczniejszy, ale – jak mówili delegaci – nie najważniejszy w kraju oddział warszawski zgłaszał ustami swej sekretarz pretensje, bo – jej zdaniem – delegatów stołecznych było za mało (ok. 40 proc.). Nic to, że ZG SDP prosił nie raz, aby wybrano ich przed zjazdem, bowiem ci, którzy – w ocenie protestujących – nie dostali delegacji nie byli „ustępującymi władzami”, jak to jest przyjęte, tylko trzy lata temu nie wybrano ich ponownie do władz naczelnych (automatyczny mandat zjazdowy), co było m.in. dla późniejszego prezesa OW SDP niemałym szokiem.

W Kazimierzu wczesną wiosną, gdzie ambicje wszystkich rosną…

Zanim zatem na dobre zjazd się zaczął zaplanowana wcześniej awantura nieco przyćmiła jego poważną wymowę. Zaprotestował osobiście szef warszawskiego oddziału, który przyjechał specjalnie na zjazd z miną męczeńską. Podkreślał, że źle go potraktowano i nie słyszał pytań, dlaczego nie wybrano w lutym dziesięciorga delegatów. Czyżby bał się, że nie zostanie wybrany? Nie wierzę. Obnosił się prezes OW SDP z bólem w imieniu „odrzuconych”. Na moje pytanie w sobotę rano, czy jadł już śniadanie, odparł oburzony, że nie jest przecież delegatem. Mój Boże, jedna z najważniejsza w SDP osób narzeka w taki sposób. Nasz Dom Pracy Twórczej jest znany z gościnności. Bułka z serem czy wędliną albo jajecznica i kawa na pewno znalazłaby się. Poza tym goście zjazdu, a statut taki potwierdzono w przypadku prezesa, mają prawo do zakwaterowania i wyżywienia.  Zatem, poza jedzie na ambicji płozach… Może właśnie dlatego, że ów dygnitarz stołecznego SDP nie jadł śniadania był w słabej formie i nie mógł wytłumaczyć pretensji z jakimi przyjechał.

Nie szukajcie piasku w maku, lecz napiszcie dobry statut

Nie można było mu wytłumaczyć, tego, co pięćdziesiąt razy już wcześniej tłumaczono. W informatyce nazywamy to trwałą przerwą w półprzewodnikach. W życiu określa się to jako ośli upór i chęć rozwalania wszystkiego, co usiłuje się przez lata złożyć. Bo nikt nie zajmował się tym, co w statucie ma być zmienione, tylko trzeba było brnąć w dawno rozstrzygnięte sprawy formalne. Prezes OW, jak księżniczka w bajce, zniknął przed obiadem. Może był głodny. I jeszcze ktoś go próbował zdyskredytować opowiadając, że wrócił do Warszawy, „bo się spieszył na swoje przyjęcie imieninowe a nic nie postawił”. To nie ludzie, to wilki.

Na zjeździe jednak narastał nastrój szarpania kworum, bo główny dokument SDP mógł być uchwalony tylko przy określonej liczbie zarejestrowanych elektronicznie delegatów. Była sobota przed południem, zatem wielu z dziennikarzy miało jeszcze zajęcia. Dojeżdżali z najdalszych zakątków Polski, aby wziąć udział w uchwalaniu statutu. Nieliczna grupa rekonstrukcji starych porządków – kilkoro osób z OW SDP, nie wiadomo, czy z poparciem swojego szefa – przekonywała, że zjazd powinien być powtórzony. Czyli, logiczne – zdaniem rozłamowców – było, iż kolejne dziesiątki tysięcy złotych ze wspólnej kasy stowarzyszenia miały być wydane, bo ktoś nie policzył, że i tak statut będzie uchwalony, że i tak dojadą delegaci, że kworum będzie i można już procedować ewentualne poprawki, bo wspomnianego kworum wymaga tylko głosowanie nad najważniejszym w SDP dokumentem.

Najdziwniejsze było to, że rozłamowcy zwrócili się do Naczelnego Sądu Dziennikarskiego SDP, aby rozstrzygnął spór o liczbę ich delegatów i w ogóle, aby stwierdził, że statut jest do luftu. Z tym, że nikogo przedtem nie zawiadomiono, a niektórzy członkowie NSD mnie pytali o co chodzi? Zatem odpowiadałem, że sąd działa jawnie i nie jest tworem kapturowym, ale małą liczebnie, wesołą warszawską grupę rekonstrukcji starych porządków to nie obchodziło i mało sprytnie, krzycząc na całą salę zapowiadali rokosz.

W szczytowym momencie, kiedy było już kworum niezbędne do uchwalenia statutu, dlatego, że grupa zbierała podpisy (chyba 7) pod protestem i się zwyczajnie spóźniła, zarządzono głosowanie. Chcieli oddać tzw. klucze do elektronicznych paneli do głosowania, ale było już za późno. Statut przegłosowano dużą większością głosów a oni nawet nie byli przeciw, bo stali w kolejce do zwrotu aparatury… Smutne i komiczne zarazem. Oczywiście firma nadzorująca głosowania musiała im tłumaczyć, że ich głosu nie policzono, bo…nie głosowali, ale nie wylogowano ich z sytemu, bo trwało głosowanie. W mojej rodzinie są przedszkolaki, które rozumieją takie „subtelności”.

Nic to, wściekli i poczerwieniali na twarzy ludzie z warszawskiej grupy rekonstrukcji socjalizmu podczas głosowań nawet tak ochoczo nie wymachiwali szablami, czyli aparatami fotograficznymi, którymi cały czas rejestrowali zjazd. Oni po prostu byli zaskoczeni.

Przy okazji chylę czoła przed większością obecnych na zjeździe członków OW SDP, że mimo swoich wątpliwości i sprzeciwów nie dołączyli do grupy rozłamowców i nie przyłączyli się do szalonego tańca rozszarpującego kworum.

Także przy okazji wypada powiedzieć, że oprócz dwóch osób z władz warszawskiego oddziału nikt prominentny nie brał udziału w tym pożal się Boże puczu. Za to szalała trójka, a właściwie należałoby napisać „trojka”, zawsze wiernych ideałom rozpienienia każdej dyskusji miłych i kulturalnych mężczyzn, o których nie słyszano w żadnej polskiej redakcji.

Suma summarum statut przyjęto. Przegłosowano też kilka ważnych uchwał o bezprawnych wobec mediów działaniach rządu powstałego 13 grudnia ub. r. i o skandalicznym wyrzuceniu z TVP twórczyni telewizji Biełsat red. Agnieszki Romaszewskiej i zawieszeniu programu Studio Wschód red. Marii Przełomiec. Tekst uchwał PONIŻEJ:

Uchwały Nadzwyczajnego Statutowo-Programowego Zjazdu Delegatów Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

Porzuć mandat delegata – oto losu pierwsza rata

Z mandatu delegata zrezygnowała prezes honorowa SDP Krystyna Mokrosińska, bo nie podobało jej się, że w statucie znalazła się, uwaga, uwaga MOŻLIWOŚĆ pobierania gratyfikacji finansowej przez członków zarządu. Chodziło tylko o to, aby władze nie musiały pożyczać na hotele i paliwo, bo oficjalne zwroty kosztów nie obejmują wielu grup wydatków.

Życzliwe pani prezes grono rozesłało dramatyczny apel do „prawdziwych działaczy” SDP, którzy momentalnie zrobili, przepraszam za wyrażenie, „spory syf” w sieci. Na profilach społecznościowych o gigantycznych zarobkach członków ZG SDP donosili z reguły ci, którzy przepadli w głosowaniach zjazdów wyborczych i zmuszeni są do „anonimowej” pracy w oddziałach. Jednemu z nich – jak mówimy na łódzkich Bałutach – dałbym po pysku, ale nie warto, nie ma zdolności honorowych.

Niewiele osób – podczas tej internetowej „zemsty” – miało zauważyć, że to nie zarobki zarządu, niewielu też wie, że taka MOŻLIWOŚĆ jest od następnej kadencji, czyli nie dotyczy naszego składu. A następny zarząd… No cóż, kandydaci na start. Prężcie się obiecujcie, zrezygnujcie ze wszystkich swoich aktywności zawodowych, dajcie się wybrać. I przypominam następna kadencja – to też jest w nowym statucie – potrwa nie trzy, jak teraz, ale aż cztery lata.

No i argument – „KRS tego statutu nie przyjmie”, od prezes honorowej SDP aż na szeregowych członkach oddziału regionalnego kończąc były ostrzeżenia w sprawie KRS. Skąd oni to wszyscy wiedzą, skoro sam KRS jeszcze nie ma nowego statutu? Chyba, że już ma… Przypomnę może, że poprzedniego statutu KRS nie przyjął – i stąd ten zjazd – ponieważ jeden z członków władz zjazdowych nie złożył podpisu…

I mieliśmy zjazd morałów – kanonada niewypałów

Zatem pani prezes honorowa, po raz kolejny, zamiast łączyć podzieliła nas na zwolenników „zarabiania” – jak twierdzi – na majątku SDP i tych o „czystych intencjach” tych, którzy nawet na emeryturach mogą, jak się ich grzecznie poprosi, być we władzach, bo teraz mogą a przez lata, kiedy byli we władzach mieli etaty, stanowiska i pieniądze z reguły w topowych mediach. Teraz nie są we władzach, to się wściekają, że ktoś dostanie parę złotych na przykład na części do prywatnego komputera lub oponę do samochodu. Też prywatnego. Praca społeczna, pracą społeczną, ale czasy się bardzo zmieniły, jeśli my nie będziemy profesjonalnie zarządzać stowarzyszeniem, to kto to zrobi? Specjalistyczne firmy – jak proponują rozłamowcy – czy, przy całym szacunku, emeryci, którzy mogą posiedzieć w naszym biurze.

Mandat oddać i w strumieniu pływać wciąż w stowarzyszeniu

Naprawdę szanuję prezes honorową SDP Krystynę Mokrosińską i wielokrotnie dawałem temu świadectwo. Nie przeszkadzała mi jej wyniosłość, bezkompromisowy styl prowadzenia niektórych spraw, pouczanie wszystkich. Spierałem się z nią odważnie narażając na „razy” jej bezmyślnych akolitów, nie mylić z przyjaciółmi pani Krystyny, którzy ją zawsze wspierają.

Dla mnie Mokrosińska pozostanie legendą. Legendą SDP. Tylko szkoda, że znowu zrobiła dziwny ruch polegający na „połowicznym działaniu”. Nie rozumiem jej. Złożyła mandat i co? To tylko zjazd a statut pozostanie. Jeśli się z czymś nie zgadzam, rezygnuję. Broń Boże nie namawiając pani Krystyny do rezygnacji z członkostwa, myślę, ze znowu ktoś wykorzysta zasługi prezes honorowej i skorzysta, że jest ona nadal w SDP i zaatakuje jesienią na zjeździe wyborczym…

Komentarz wiceprezes SDP Jolanty Hajdasz PONIŻEJ:

Nowy statut to nie żadna rewolucja: Komentarz JOLANTY HAJDASZ po zjeździe SDP

Rymowanka nie dla dzbanka

Aby nieco rozluźnić nieco atmosferę, napisałem małą rymowankę, która nie jest nawet w dziesiątej części tak dobra, jak owiany legendą hymn minionego zjazdu autorstwa naszego barda Marcina Wolskiego (gratulacje Marcinie), ale pozwolą Państwo, że pośmieję się z pani honorowej prezes SDP.

Z życzliwości i wdzięczności za to, co zrobiła, nie chcę jej pouczać i kierować przyciężkie uwagi.

 

Są w Madrycie i w Samarze,

Są w Toronto, koło Mińska,

Są w Nairobi dziennikarze

I Krystyna Mokrosińska.

 

Są na świecie kwiaty piękne,

Każdy, nawet narośl chińska,

Lecz dziennikarz o nich nie wie

I Krystyna Mokrosińska.

 

Są rozsądni na tym globie,

Są i głupi – nie ich wina,

Dziennikarze i królowie,

Mokrosińska też Krystyna.

 

Dziwne gry są na tym świecie,

Ktoś gra w klipę, ktoś bez atu,

Nawet w durnia gra dziennikarz,

Lecz nie zrzeka się mandatu…

 

(edytowane 26.03)

Aby zakończyć te zjazdowe i pozjazdowe wątki, z dziennikarskiego obowiązku, dodam, że za ten komentarz, rymowanki i całokształt zostałem ostro zaatakowany przez prezesa oddziału warszawskiego. No, cóż, jego zdaniem obrażam wszystkich przeciwników statutu i samą prezes Honorową tymi „wierszydłami” ( a pisałem, że rymowanką). Wolno mu. W końcu jest prezesem. Dodał prześmieszny wiersz Juliana Tuwima, który każdy mądrzejszy licealista dedykuje swoim adwersarzom. Ten o psie, mezaliansie i tym, co ten pies robi podmiotowi, którego lży koncertowo Poeta. Prezes OW SDP podparł się na koniec „roliczania mnie” słowami Tuwima a ja, ponieważ raczej piszę prozą, w odpowiedzi prezesowi oddziału stołecznego zacytowałem Ryszarda Kapuścińskiego. PONIŻEJ:

Lulu i inne przypadki, czyli: nie rób ze mnie bazyliszka – Hubert grzecznie prosi Zbyszka