Lulu i inne przypadki, czyli: nie rób ze mnie bazyliszka – Hubert grzecznie prosi Zbyszka

Kochany Zbyszku, szefie oddziału stołecznego,

to, że nie rozumiesz przesłania mojego tekstu z 20 marca 2024 r. „Duży zjazd, czyli szarpanie kworum i rzucanie mandatu” nie jest niczym wstydliwym. Wiele osób pojęło jednak, o co chodzi, toteż troszkę Ci się dziwię. No, ale rano w sobotę 16 marca musiałeś być zmęczony. Tyle zniosłeś przecież, aby zdążyć na obrady z Warszawy do Kazimierza.

Dziwi fakt, że moim skromnym nazwiskiem – za które całkiem niedawno zginęło w Łodzi kilka osób – opatrujesz tytuł tekstu (dzięki, że nie pomyliłeś nazwiska, bo trudne), który jest Twoim – a może nie Twoim, bo Ty piszesz dużo, dużo lepiej – zdaniem na temat mojego poczucia humoru. Trudno, co zrobić. Twojego żartu nie ocenię, bo to piekielne trudne. Semantycznie i logicznie.

Robisz ze mnie potwora i głupka – wolno Ci. Próbujesz mnie ośmieszyć – także Ci wolno, przypisujesz mi szkalowanie naszych członków – również możesz, ale że zarzynasz puentę dowcipu – tego nikt Ci nie wybaczy!

Zbigniewie,

mieszkam w Łodzi, mieście – jak wiesz  – położonym na bagnach i moczarach, toteż czasem może mnie zaduch męczyć. Nie jestem – jak Ty – wielkim autorem i wybitną osobą dziennikarską, z tego powodu mogę sobie pozwolić na rzemiosło, nie na artyzm, który Ty kierujesz na swoją karierę.  Powtarzam, moje słowa do Ciebie mają sens tylko wtedy, kiedy to Ty pisałeś o moim komentarzu, bo wydaje mi się, że tak złej polemiki Ty nie napisałbyś nawet w stanie, który Jan Himilsbach określał mianem „bajkowego”.

Zatem, zamiast dowodzić, że to wszystko, co napisałeś to bzdura, ja piszę: moim zdaniem to bzdura – jeśli, zastrzegam, to Ty pisałeś, bo przy Twojej wrażliwości wątpię, ze tak wrażliwy człowiek mógł coś podobnego wymyślić. No cóż, inaczej niż Tobie lub Twemu literackiemu sobowtórowi, wielu osobom się podobało, a przecież o gustach się nie dyskutuje.

Zbyszku,

nie jesteś w stanie mnie obrazić, dlatego, że nie masz takiej siły i właściwości! Tuwim zresztą nie mógł pisać o mnie, nie tylko dlatego, że mnie nie znał. Zaś ja – cytując Ryszarda Kapuścińskiego – mniemam, że pisarz często krytykował takich osobników, jak ta kreatura korzystająca z Twojego nazwiska pod szkalującym mnie, nieskutecznie zresztą, tekstem:

„To był mały piesek rasy japońskiej. Nazywał się Lulu. Miał prawo spać w łóżku cesarskim. W czasie różnych ceremonii uciekał cesarzowi z kolan i siusiał dygnitarzom na buty”

Ryszard Kapuściński „Cesarz”