Spacer po miejscach zadumy – MARIA GIEDZ o Kazimierzu Dolnym mniej znanym

Kazimierz Dolny. Łysy szczyt Krzyżowej Góry z trzema drewnianymi krzyżami. Fot. Maria Giedz

Mekka artystów, malarzy, literatów, miejsce licznych imprez, usytuowana nad Wisłą, przyciąga rzesze turystów, zachwyca renesansowymi kamienicami rozlokowanymi wokół rynku z drewnianą studnią, pięknymi spichlerzami ustawionymi wzdłuż rzeki, kościołami, zamkiem, urokliwymi wąwozami…. Czegoż tu nie ma? A i ileż tu znakomitości można spotkać! Oczywiście chodzi o miasteczko Kazimierz założone, jak nam się wydaje, przez znakomitego polskiego króla Kazimierza Wielkiego, który „zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną”.

Nie do końca jest to prawda, gdyż za czasów rządu Kazimierza Wielkiego miejscowość już istniała, a król wzniósł jedynie niewielki murowany zamek. Ponadto piękne kazimierskie murowane kamienice powstały nieco później, za rządów innego władcy, ale prawdą jest to, że Kazimierz Wielki nadał Kazimierzowi prawa miejskie. Natomiast co do nazwy, to wiąże się z innym władcą, Kazimierzem Sprawiedliwym, który w 1181 r. osadę Wietrzna Góra podarował klasztorowi Zgromadzenia Sióstr Kanoniczek Regularnych Zakonu Premonstratensów, potocznie zwanych norbertankami. Na cześć darczyńcy zakonnice zaczęły ową osadę zwać Kazimierzem i pod taką nazwą zapisano ją w Roczniku Kapituły Poznańskiej w 1249 r.

Wczesną wiosną, a raczej na przedwiośniu, zazwyczaj jest to okres Wielkiego Postu, w Kazimierzu jest pusto. Turystów brak. Nieliczni snują się po miasteczku, szukają miejsc, w których można pokontemplować, wyciszyć się, zadumać i niekoniecznie muszą to być wnętrza kościołów. Co ciekawe Kazimierz znakomicie się do tego nadaje. Cisza, czyli brak wielkomiejskiego gwaru, rozpraszających świateł, śpieszących się ludzi, za to są ładne obiekty zabytkowe, jest piękna przyroda i niezwykłe, historyczne miejsca, które w tę atmosferę świetnie się wpisują. Niestety są mało znane i często niezauważane. Proponuję więc spacer po miejscach zadumy, który można podzielić na kilka odcinków.

Zapomniany powstaniec

Niemal w centrum miasta, w bok od głównej drogi odchodzi brukowana ulica Juliusza Małachowskiego, którą poprowadzono wąwozem zwanym Małachowskiego. Może nie jest to najpiękniejszy wąwóz w Kazimierzu i jego okolicach, ale wiedzie w górę obok Domu Pracy Twórczej Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Kuncewiczówki (rodzinny dom pisarki Marii Kuncewiczowej i jej męża Jerzego, m.in. polityka ruchu ludowego) do mogiły powstańca listopadowego. To właśnie tam 18 kwietnia 1831 r. zginął Juliusz Małachowski, o czym wspomina napis wyryty na kamiennej płycie: „Juliusz Hr. Małachowski ur. 1802 r. poległ 18 kwietnia 1831 r. pod Kazimierzem w tem miejscu. Wieczny odpoczynek racz mu dać PANIE”. Co prawda ten polski poeta, a jednocześnie podpułkownik, dowódca piechoty, a dokładnie kosynierów został pochowany w rodzinnym grobowcu w Końskich (woj. świętokrzyskie), ale w miejscu jego śmierci ułożono płytę nagrobną, niestety dość zaniedbaną.

Symboliczny grób Juliusza Małachowskiego, , który w tym miejscu, w górnej partii wąwozu zginął w 1831 r. broniąc Polski. Fot. Maria Giedz

O samym powstańcu niewiele wiadomo poza faktem, że był hrabią herbu Nałęcz, synem generała Stanisława Aleksandra Małachowskiego i Anny z domu Stadnickich. W czasie powstania listopadowego dowodził batalionem strzelców sandomierskich, których utrzymywał na własny koszt. Podczas powstania, w walce z „Moskalami”, dokonał kilku brawurowych akcji, za co został odznaczony Złotym Krzyżem Orderu Virtuti Militari. W Kazimierzu doszło do starć wojsk rosyjskich z przeprawiającymi się przez Wisłę wojskami polskimi. Batalion Małachowskiego osłaniał Polaków. Dzień wcześniej udało się Małachowskiemu uratować wojska polskie od klęski. Dobę później takiego szczęścia nie miał. Zginął od kul nieprzyjaciela.

Kazimierska „ściana płaczu”

Z Wąwozu Małachowskiego, jakieś 200 m za symboliczną mogiłą powstańca, można skręcić w lewo i zejść innym, stromym, dość zarośniętym wąwozem, do ulicy Czerniawy. To kolejny, głęboki wąwóz. Na jego przeciwnym zboczu znajduje się przedziwny pomnik – ściana w połowie pęknięta, z obu stron obłożona połamanymi macewami.

Na owym zboczu w 1851 r. powstał cmentarz żydowski (kirkut). Żydzi w Kazimierzu osiedlili się dość wcześnie, bo już w połowie XV w. Ich pierwszy cmentarz, prawdopodobnie założony w XVI w., znajdował się u podnóża góry Sitarz, przy ulicy Lubelskiej, gdzie dzisiaj znajduje się boisko szkolne.

Tuż po rozpoczęciu wojny w 1939 r., a dokładnie 19 września do „opróżnionego” z zakonników klasztoru Ojców Reformatów wprowadzili się Niemcy i ich tajna policja, czyli Gestapo. To oni w klasztornych piwnicach zorganizowali więzienie, a raczej katownię dla Polaków i Żydów. Od momentu wprowadzenia się do Kazimierza Niemców rozpoczęły się zbiorowe egzekucje. Przeprowadzano je głównie na żydowskim kirkucie na Czerniawach. Niemcy rozstrzeliwali tam nie tylko Żydów, ale i Polaków. To również tam powstało żydowskie getto. Od kwietnia 1942 r. do marca 1943 r. straciło życie około 3 tyś. Żydów z Kazimierza i okolicznych miejscowości. Zaledwie kilku udało się uratować. Niestety nie wiemy ilu Polaków tam rozstrzelano, podaje się tylko, że sporo. W 1939 r., czyli przed wkroczeniem do Kazimierza Niemców mieszkało tam 4641 osób, w tym 2,5 tys. Żydów. Po wojnie liczba mieszkańców zmniejszyła się prawie o połowę.

Kazimierska ściana płaczu – symboliczny pomnik poświęcony Żydom z Kazimierza zabitym przez Niemców. Fot. Maria Giedz

Niemcy w Kazimierzu niszczyli wszystko, nie tylko ludzi, ale najbardziej nie podobał się im cmentarz żydowski, który niemal zrównali z ziemią a kamienne macewy wykorzystali do wybrukowania drogi dojazdowej i dziedzińca siedziby Gestapo w klasztorze franciszkanów. Dopiero w 1984 r. pozbierano z różnych miejsc rozbite macewy i wzniesiono z nich „ścianę płaczu”.  W ten sposób w 1986 r. powstał symboliczny pomnik autorstwa Tadeusza Augustynka. Jest on „przecięty” pionowym pęknięciem, które ma upamiętniać tragiczną historię narodu żydowskiego. Autor po lewej stronie umieścił macewy z grobów kobiet, a po prawej mężczyzn. Na większości płyt znajdują się płaskorzeźbione lub ryte przedstawienia o bogatej symbolice. Są to świece, najczęściej złamane, informujące, że zmarły odszedł z tego świata, są też księgi, korona, dzban i misa, drzewa, kwiaty, a także zwierzęta jak lwy, jelenie, gryfy, ptaki… Niektóre odpowiadają imionom zmarłego, inne ukazują cechy zmarłego. Jeśli widzimy szafę z księgami, to oznacza, że zmarły oddawał się studiowaniu Tory – świętej księgi Judaizmu. Często pojawiają się świeczniki, przypisywane nagrobkom kobiecym, gdyż to kobieta dbała o świece szabasowe.

Kazimierz. fragment macewy z nagrobka kobiety odznaczającej się pobożnością, mądrością i troskliwą. Fot. Maria Giedz

O miejscu tym można by jeszcze długo opowiadać, bo jest niesamowite. Zresztą wszystkie cmentarze wprowadzają w nastrój nostalgii, ale czasem i radości, czego przykładem jest cmentarz w miejscowości Săpânța na terenie Rumunii. Ktoś mógłby zapytać po co chodzić po cmentarzach, jeśli nie leżą na nich bliscy? Otóż każdy cmentarz, niezależnie od kultury, religii, to kopalnia wiedzy. Ja zawsze odwiedzam cmentarze w każdym zakątku świata, do którego docieram. Cmentarz „mówi” więcej o społeczeństwach zamieszkujących dany region niż niejedna kamienica czy pałac.

Krzyżowa Góra

Po powrocie do centrum miasta, o ile nie jest się jeszcze zmęczonym i ma się ochotę trochę powspinać można wybrać się na Górę Trzech Krzyży. Nie jest to co prawda miejsce odosobnione, gdyż wzbudza zainteresowanie wśród wielu turystów. Bowiem właśnie z tej góry można zaobserwować najpiękniejszą panoramę Kazimierza, miasta i okolicznych wzgórz oraz dolinę Wisły.

Widok z Góry Krzyżowej na miasto, kościół Ducha Świętego i Świętej Anny, okoliczne wzgórza i na dolinę Wisły. Fot. Maria Giedz

Góra wznosi się nad kościołem p.w. Ducha Świętego i św. Anny (ponoć wysoka jest na 190 m n.p.m., a tylko 90 nad poziomem Rynku), jednak, aby wejść na nią trzeba dotrzeć do kościoła farnego p.w. św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja. Z ulicy Zamkowej poprowadzonej obok kościoła odchodzą schody wiodące niemal wprost na szczyt góry z „łysym” wierzchołkiem, na którym stoją trzy drewniane krzyże. Mają odzwierciedlać jerozolimską Golgotę i chronić miasto przed najróżniejszymi klęskami. Nie wiadomo od kiedy stoją na tej górze krzyże (są wymieniane co 30-40 lat), gdyż pierwsza o nich wzmianka pojawiła się w księgach miejskich z 1577 r. Chociaż ten środkowy wyraźnie nawiązuje do panującej w Kazimierzu i okolicy epidemii cholery zwanej morową zarazą, która występowała na początku XVIII w., a dokładnie w latach 1705-1708, co uwzględnia wyryta na krzyżu data oraz napis: „Od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas Panie”.

Na prawym krzyżu umieszczono zupełnie inny napis, dotyczący naszej ojczyzny: „Boże pobłogosław ojczyźnie naszej”. Być może ma to związek z którąś z wojen. Natomiast na lewym krzyżu napisano: „Boże zbaw lud nasz polski”.

Interesujące jest również to, że właśnie na szczycie tej góry w 1852 r. odkryto kurhan grzebalny i ludzkie kości. Przypuszcza się więc, że mogło to być wczesnochrześcijańskie miejsce kultu. No cóż, góra jest miejscem dość tajemniczym.

Zakątek patriotyczny

Schodząc z Góry Krzyżowej i przechodząc przez Rynek warto udać się jeszcze w okolice kościoła p.w. Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny i klasztoru Ojców Franciszkanów Reformatów, tego samego, gdzie w czasie II wojny światowej stacjonowało Gestapo. Właśnie tam, przy klasztornym murze znajdują się dwa obeliski. Jeden z nich jest pomnikiem upamiętniającym dzień 18 listopada 1942 r., a była to środa, w którym w ramach akcji pacyfikacyjnej Niemieccy żołnierze rozstrzelali ponad 140 osób. Dzień ten nazwano „krwawą środą”. Akcja pacyfikacji trwała tydzień, a jej kulminacja przypadła właśnie na środę. Niemcom chodziło o wymuszenie posłuszeństwa wśród mieszkańców Kazimierza i uległości wobec niemieckiej władzy. W ciągu tych siedmiu dni najpierw bez powodu uwięziono ponad 300 osób, a potem ich zabijano.

Obelisk poświęcony marszałkowi Polski Józefowi Piłsudskiemu w 78 rocznicę cudu nad Wisłą. Fot. Maria Giedz

Obok obelisku, na klasztornym murze znajdują się kamienne tablice poświęcone pamięci osób poległych i pomordowanych podczas wojny oraz w pierwszych latach powojennych. Są tam nazwiska ofiar, niestety nie wszystkich, bo do dzisiaj nie udało się ustalić kto zginął w tym miejscu, kto na ulicach miasta, na zesłaniu, czy w niemieckich obozach i więzieniach.

Na tym granitowym obelisku – pomniku widnieje wyryty napis: „Ku czci pomordowanych w latach 1939-1944 przez okupanta hitlerowskiego i ofiar krwawej środy 18 XI 1942 społeczeństwo Kazimierza”. W górnej partii kamienia umieszczono metalowy wizerunek orła w koronie – godło Polski. Co ciekawe, w przewodnikach podaje się, że do wydarzeń „krwawej środy” doszło w roku 1943, a na pomniku wyryto datę 1942.

Drugi obelisk stojący niemal obok pierwszego jest dość nietypowy, gdyż poświęcono go marszałkowi Polski Józefowi Piłsudskiemu. Postawiono go, jak podaje napis: „w 78 rocznicę „cudu nad Wisłą” zwycięskiej bitwy wojska polskiego z nawałą bolszewicką uznanej za 18-tą bitwę w dziejach świata w 1920 r.” Bitwa ta została stoczona w dniach 13-25 sierpnia 1920 r., ale pod Warszawą, a nie w Kazimierzu, więc… Oprócz napisu, na obelisku umieszczono metalowy krzyż, pod nim wizerunek marszałka Józefa Piłsudskiego oraz orła wieńczącego obelisk.

Groby potrafią mówić

Pierwszy kazimierski cmentarz parafialny znajdował się na zboczu wzgórza zamkowego. W XVIII w. zmieniono jego lokalizację przenosząc na stok pod Plebanią Górą. Poświęcono go w 1869 r., nazywając go Cmentarzem Parafialnym św. Jana i tak już zostało. Dojście do cmentarza jest proste. Można iść ulicą cmentarną, która jest przedłużeniem ulicy klasztornej, albo wprost z „zakątka patriotycznego” przez klasztorny dziedziniec.

Nagrobek proboszcza kazimierskiej parafii z 1897 r. Fot. Maria Giedz

Turyści rzadko do tego miejsca docierają, a szkoda, bo jest to jedna z niewielu nekropolii tak ładnie położonych. Składa się z dwóch części: starszej i nowej poświęconej w 1924 r. Spoczywają tam różne ważne i znane osobistości nie tylko w Kazimierzu, ale i w Polsce. Między innymi Maria i Jerzy Kuncewiczowie, małżeństwo pisarki i prawnika. Najbardziej znanym dziełem autorki jest powieść „Cudzoziemka”, uznawana za jedną z najwybitniejszych powieści psychologicznych dwudziestolecia międzywojennego. Dzisiaj o Marii Kuncewiczowej niewiele się mówi. Jest zapomnianą pisarką, a o tym, że była też śpiewaczką to już chyba nikt nie wie.

Wracając do cmentarza, warto poszukać tam starych grobów m.in. powstańców z 1863-4 r., często zniszczonych, ale jakże pięknych, wyraźnie odcinających się od tych lastrykowych. Przypominających, że kiedyś w tym malowniczym mieście żyli i zwykli i niezwykli ludzie.