Rys. Cezary Krysztopa

Śmiałą tezę stawia CEZARY KRYSZTOPA: PiS ukradł sto bilionów

Na jakiej podstawie twierdzę, ze „PiS ukradł sto bilionów”? A wziąłem sobie z sufitu. Wolno rządzącym, to i mnie wolno. Kamaryla Donalda Tuska została z pomocą sił zewnętrznych osadzona w Warszawie nie dla powodzenia Polski czy Polaków – ale że Polska jakimiś resztkami suwerenności, czy demokracji się wykazuje – kamaryla owa przed polską opinią publiczną nie jest w stanie wykazać się żadnymi sukcesami.

Gospodarka leży i kwiczy, inwestorzy uciekają z Polski, nie czytałem jeszcze kompleksowej analizy, ale prawdopodobnie w związku z wynikającym z katastrofalnego tzw. „Zielonego Ładu” szybkim wzrostem cen energii i waleniem się w gruzy wiarygodności otoczenia prawnego, szybko rośnie inflacja, katastrofa unijnej tzw. „procedury nadmiernego deficytu”, zatrzymywany jest każdy strategiczny projekt, który mógłby zbudować jakąś naszą przewagę konkurencyjną nad Niemcami, trwa niepewność wokół kontraktów zbrojeniowych, co jest wyjątkowo groźne wobec wojny za płotem i zagrożenia wojną światową.

Polityka zagraniczna miała być pod rządami Tuska, który „nie da się ograć” pasmem klapsów ze strony jego „europejskich przyjaciół”. Nawet te słynne, oparte na żądzy zemsty „Silnych Razem” rozliczenia PiS, wobec ośmieszenia komisji sejmowych i substytutu prokuratury w jakże wielu przypadkach, prawdę mówiąc wyglądają (choć trzeba pamiętać o tym co się robi ks. Olszewskiemu i byłym urzędniczkom Ministerstwa Sprawiedliwości) bardziej śmieszno niż straszno. Być może jedynym sukcesem Koalicji 13 grudnia jest stanięcie przez Tomasza Lisa murem za polskim mundurem i jego zachwyt nad defiladą w Święto Wojska Polskiego, tą samą defiladą, która w zeszłych latach tak go drażniła.

No ale przecież ludzie Donalda Tuska słyną z talentu do tzw. „polityki przykrywkowej” – Co robić? Co robić? – rozlega się na korytarzach Kancelarii Premiera – Już wiem, ogłosimy że to wszystko to wina PiS – pada genialna propozycja – Wyciągnijmy z nosa jakąś bzdurę i wdrukujmy ją w głowy Polakom. No i wyciągnęli. Ale nie wdrukowali. Bo problem w tym, że i Polacy są inni niż w latach 2007 – 2014 roku, kiedy to Tusk robił z nimi co chciał i osłony medialnej nie ma tak szczelnej jak wtedy.

Zresztą, w gruncie rzeczy Donald Tusk wcale nie powiedział, że „PiS ukradł 100 miliardów”. Tusk powiedział tylko, nie przedstawiając żadnych dowodów zresztą, że „podejrzana kwota wydatków publicznych, ustalona w wyniku kontroli Krajowej Administracji Skarbowej, osiągnęła 100 miliardów złotych”. „PiS ukradł 100 miliardów” usiłowali wdrukować w głowy Polakom wyłącznie jego polityczni i medialni dobosze, którym niespecjalnie się to udało, ponieważ hasztagi, które miały ponieść to coś, zdechły w sieci jeszcze tego samego dnia. A później dobił to minister finansów Domański mówiąc w Polsat News, że „100 mld to kwota, która jest objęta badaniem, 5 mld zł to kwota, gdzie już są ustalone nieprawidłowości, z kolei ponad 3 mld zł to kwota odnośnie, której złożono zawiadomienie do prokuratury”, co potwierdził również szef Krajowej Administracji Skarbowej.

Już sam fakt hucznego podpisywania „porozumienia o współpracy” trzech ministrów Tuska, którzy jako ministrowie jednego rządu są do współpracy zobowiązani, sprowadzał ich do poziomu pajaców skaczących w rytm marnej jakości propagandowej melodii, a po tym jak pękł balonik „100 miliardów”, Andrzej Domański, Tomasz Siemoniak i Adam Bodnar, zostali z tym wszystkim jak Himilsbach z angielskim.

Nie jestem ekonomistą, ale nie jestem również naiwny. Zdaję sobie sprawę z tego, że do każdej władzy i każdej partii władzy w trakcie rządzenia przykleja się coraz więcej cwaniaków i złodziei, ale również jako laik mam prawo zadawać sobie pytanie: „Jak to jest, że PiS tak strasznie kradł i na wszystko wystarczało, a przyszli ci którzy nigdy nie kradli i nie kradną i nagle na wszystko brakuje?”

Fot.: arch

HUBERT BEKRYCHT: Od czego gorsza jest nadgorliwość?

Jeden z portali, które opisują media kierując ostrze krytyki wyłącznie w kierunku konserwatywnych dziennikarzy, zwrócił tym razem uwagę na pracownika neo TVP. Ów dziennikarz miał czelność napisać coś złego o koalicyjnym PSL na, uwaga, uwaga prywatnym profilu w mediach społecznościowych.

Bezprawnie przejęta w grudniu 2023 r. Telewizja Polska, potem w likwidacji, była uprzejma zawiesić reportera Panoramy TVP Bartłomieja Bublewicza a sprawę skierować do Komisji Etyki. Chodziło o niezadowolenie owego dziennikarza wyrażone na profilu społecznościowym. Niezadowolenie opisane bardzo emocjonalnie i – chyba – szczerze.

Sami swoi i tylko swoi

„Nie ma miejsca na PSL w koalicji rządzącej. Na miejscu premiera zaryzykowałbym nawet wcześniejsze wybory” – napisał na X Bublewicz sfrustrowany postępowaniem ludowców podczas debaty w sprawie aborcji. Nie mógł? Zdaniem nielegalnych władz TVP w likwidacji nie mógł. Dlaczego? Bo jego wpis wystawia na szwank koalicyjną jedność? Bo nadal PSL domaga się większej liczny „swoich” ludzi w TVP, jak to jeszcze do 2016 roku bywało…

Reporter chciał się pewnie podlizać PO, ale przeszarżował. Powinien przecież wiedzieć, że arytmetyka jest bezlitosna i bez PSL nie ma żadnej koalicji. I nie ma też bezprawnie wybranych po 19 grudnia 2023 roku władz mediów publicznych. Zawieszono go, ale w przeciwieństwie do innych dziennikarzy w TVP, nikt się chyba za nim nie wstawi. Tak się teraz „robi” media.

Trójpodział władzy: media, nasze media i tylko nasze media

Drugi błąd jaki popełnił Bublewicz to komentarz na platformie X dotyczący bezprawnego zatrzymania b. wiceministra sprawiedliwości Michała Romanowskiego. „Kompromitacja to mało powiedziane. Nieprzygotowana prokuratura, wiarygodność działań na zerowym poziomie. Decyzja sądu pokazuje jak ważny jest i powinien być trójpodział władzy dla całej klasy politycznej” – napisał Bublewicz.

W sumie to reporter Panoramy napisał w tej akurat sprawie z sensem, ale znowu przeszarżował. Zapomniał, że jego nielegalnie wybranie szefowie właśnie dlatego są jego nielegalnymi szefami, że taką krytykę mają dusić w zarodku…

Zawieszony wisi teraz jak relikty komunistycznych i postkomunistycznych czystek w TVP i dziwi się pewnie, że za taką krytykę został potraktowany jak prawicowiec. Nie dziw się chłopie, będzie gorzej.

Sztandar Młodych powraca?

Dziwi coś innego. Zwykle wyrozumiały dla liberalnych mediów portal udający specjalistyczne forum o mediach tym razem „obnażył”, „podkreślił”, „uwypuklił”, że takie zachowanie „niezależnych” reporterów „nie licuje”. Zespół dawnego komunistycznego Sztandaru Młodych byłby dumny z takich interpretacji (SM to w PRL takie przedszkole dla obecnego mainstreamu i nowoczesnych neoreporterów). Zresztą, kilkoro dawnych dziennikarzy Sztandaru Młodych jest jeszcze w obiegu dzisiejszych głównych środków masowego przekazu – na przykład na Mokotowie i Wilanowie.

 

Hubert Bekrycht (FB i X)

Fot.: arch./ h/ re

WALTER ALTERMANN: Letnie wakacje i inne dzikie atrakcje

Czas letnich wakacji przypada w Polsce w lipcu i sierpniu, gdy dzieci i młodzież mają wolne od szkoły, a ich rodzice biorą urlopy. Tak jest dla większości, ale są jeszcze w kraju emeryci. Ci z kolei czatują na okres przed lipcem i sierpniem, oraz po, bo wtedy jest o wiele taniej.

W ostatnich latach bardzo wielu naszych rodaków wybiera wakacje poza Polską. I nie ze względu na klimat, bo i u nas jest latem okropnie gorąco, i u nas można dostatecznie się poparzyć na słońcu i z trudem oddychać. Również i u nas są już luksusowe hotele.

Decydującą przesłanką przemawiającą za wyjazdem wakacyjnym do obcych krajów, jest – niestety – szpan. Chęć pokazania się, zaimponowania znajomym. Niestety staropolskie postępowanie, wedle staropolskiego porzekadła, nadal jest aktualne. A brzmi ono: „Zastaw się, a postaw się”.

Oczywiście nikt się do tego nie przyzna, ale wystarczy popatrzeć na mówiących, że byli na Seszelach, w Hurgadzie czy na Korfu, a zobaczymy dumę i poczucie wyższości, które ich rozpierają. Niestety egalitaryzm nigdy nie był u nas w modzie, już od czasów Siemowita, Lestka i Siemomysła.

Trzy cele wakacji w Polsce

O ile chodzi o krajan, którzy spędzają wakacje w Polsce, bo są i tacy, to głównie ciągną nad Bałtyk, w góry lub na Mazury. Jednak ich opowieści i przesyłane znajomym zdjęcia, świadczą, że  najbardziej cenią sobie wygodne hotelowe łóżka, dobrą kuchnię i baseny.

I nikt, z obu grup wakacjuszy,  nie wspomina o przyrodzie, jej urokach, pejzażach i czystym powietrzu. Po prostu wakacjusze nasi przenoszą się z wygodnych mieszkań do jeszcze wygodniejszych hoteli. I najbardziej ich cieszy, że na wakacjach nie muszą po sobie sprzątać.

Drogo wszędzie, pusto wszędzie, co to będzie

Z roku na rok umacnia się w narodzie przekonanie, że wakacje w Polsce są bardzo drogie, nawet droższe niż te w Grecji czy w Egipcie. Patrząc na rachunki z restauracji, z pewnością tak. Ale narzekający na nadbałtycką drożyznę jakoś nie doliczają do swoich zagranicznych wakacji kosztów przelotu czy jazdy samochodami. A są przecież niemałe.

Jest jednak faktem, że w polskich kurortach, lub wczasowiskach jest bardzo drogo. Drogie jest jedzenie w budkach i restauracjach, drogie jest wypożyczenie leżaka, karuzela dla dzieci, zjeżdżanie na pupie w dmuchanym zamku czy przejście po rozpiętych linach, nie mówiąc już o pójściu na potańcówkę,

Skąd taka drożyzna

Skąd się bierze ta drożyzna? Przede wszystkim z naszej polskiej pazerności. Właściciele usług gastronomicznych i rozrywki są przekonani, że ciężko pracując (po 18 godzin dziennie) muszą po pięciu – sześciu latach odłożyć na przyzwoity dom i nieprzyzwoicie drogi samochód. Poza tym, ludzie prowadzący te wakacyjne interesy są w ogromnej części osobami przyjezdnymi, muszą wynajmować lokale, magazyny i miejsca do spania personelu.

Inaczej jest w górach, szczególnie pod Tatrami. Tamtejsza ludność, przez wieki doświadczająca niebywałej nędzy ma niejako „nerwicę głodową”. To znaczy, górale boją się, że umrą z głodu i dlatego rżną ceprów do gołej skóry. Nadto, z biegiem lat górale stali coraz mniej mili i mniej sympatyczni. Obcując z nimi odnosi się wrażenie, że patrzą na człowieka jak ich dziadowie na „owiecki”, które muszą dawać dużo mleka na oscypki, wełnę na swetry, a w końcu skórę na barani kożuszek.

Zadziwiające jest to, że żadna z wakacyjnych gmin nie powołała do życia spółdzielczości usługowej, w której zatrudnienie i zarobek znaleźliby miejscowi obywatele. Co zresztą obniżyłoby  też ceny. Tu na przeszkodzie stoi odwieczna polska zasada, że nie chodzi o to, żeby moja krowa dawała więcej mleka niż „sąsiadowa”, ale żeby sąsiada krowa po prostu zdechła.

Wątpliwe poznawanie świata

Wojażujący po świecie twierdzą, że poznawanie świata jest dla nich wielką nauką i wypoczynkiem. Czyli mają absolut edukacyjno-rekreacyjny. Prawda jest jednak mniej oczywista. Sporo osób rusza  na ekspresowe zwiedzanie świata, które polega na tym, że siedzą w ekspresowych autobusach, z podkurczonymi nogami przez osiem godzin. I ten autobus przenosi ich ekspresowo w dalekie od punktu startu miejsca. Następnie w ekspresowym tempie biegają po uliczkach historycznych miast, nie zatrzymując się nigdzie na dłużej, nie kontemplując piękna architektury, kunsztu antycznych rzemieślników, uroku i tajemnic minionych cywilizacji. Nic tylko pędzą jak Struś Pędziwiatr. Wracają do kraju wykończeni fizycznie i umysłowo. Ale przecież za nic i nigdy, nawet sobie samym, nie powiedzą prawdy, że przeżyli koszmarne wakacje.

Podaję ten przykład, bo pewien mój znajomy wybrał się na dwa tygodnie na zwiedzanie kilkunastu azjatyckich miast. Wrócił ledwo żywy, ale twierdził, że to była wycieczka jego życia. Zapewne miał rację, bo ledwo przeżył.

Poznawanie Polski 

Jest jeszcze jeden przykry aspekt polskich wakacji. Młode pokolenia nie znają już ojczystego kraju. Najpierw rodzice wożą ich w typowe miejsca hotelowe – Bałtyk, Tatry i Mazury. Gdy ci młodzi dorosną powtarzają trasy rodziców, a potem raczą tym samy swoje dzieci.

Po I Wojnie Światowej, zaraz po odzyskaniu niepodległości władze państwowe stanęły przed poważnym zadaniem kulturowego scalenia kraju. Bo przez 123 lata dla poznaniaka nieznane było Mazowsze, Podole, czy cała Galicja. Wprzęgnięto więc do prac nie tylko państwową propagandę, która miała w prasie przybliżać Polakom całą Polskę. Na pomoc ruszyło również harcerstwo, które organizowało obozy „poznawcze”. Oczywiście nie tak to się nazywało, ale harcerze z byłego zaboru pruskiego jeździli na terany byłej Galicji, byli Galicjanie obozowali na Mazurach, a kongresowiacy urządzali obozy w na terenach byłych zaborów – austriackiego i pruskiego. W ten sposób przynajmniej część młodych ludzi mogła znać i uznać całą Polskę za swoją.

Turystyczne co dalej

Zadbano także o to, dając na ten zbożny cel państwowe pieniądze, żeby uczniowie jeździli na trzydniowe wycieczki nad Bałtyk, właśnie odzyskany. Żeby wiedzieli, że to ich.

Ten sam rozsądny zabieg zastosowały władze PRL wobec Ziem Odzyskanych. Po 1956 roku większość obozów harcerskich z Polski przedwojennej organizowano na terenach, które po wojnie stały się polskie. Oczywiście władze PRL-u nigdy nie przyznały się do skopiowania zabiegów sanacji, ale tak było. I Bogu dzięki. Również szkoły miały obowiązek organizować wycieczki, w czasie których młodzież mogła zobaczyć Kraków, Góry Świętokrzyskie, Tatry, Gdańsk i Lublin.

To były świetnie i głęboko przemyślane akcje, które pozwalały młodym ludziom zobaczyć własny kraj. I podziwiać go. Dzisiaj niby też go poznają, ale głównie z okien rodzinnych samochodów, które ekspresowo zawożą ich autostradami na Bałtyk, Tatry i Mazury.

I jest to naprawdę wielki problem, który poruszam przy okazji sprawy wakacji, ale jest on całoroczny. W ostatniej swojej kadencji rządowej PiS zabiegał o te wycieczki krajoznawcze dla młodzieży, ale co z tego wyszło nie wiem. A co będzie teraz? Nie wiem jeszcze bardziej.

 

Graf.: Anonimowe memy w sieci stanowią symbol oporu przeciw poprawności politycznej

O zjawiskach zwiastujących katastrofę społeczną pisze WIKTOR ŚWIETLIK: Sport to szczerość. Niekiedy…

Znana polska sprinterka Ewa Swoboda zapytana czy pójdzie przejść się po Paryżu odparła, że nie, bo to nie jest miasto dla samotnych kobiet. Zapewne dla wielu środowisk politycznych i medialnych w Polsce ta wypowiedź plasuje panią Ewę wśród najbardziej czarnosecinnej prawicy. A przecież powiedziała to po prostu normalna, racjonalna kobieta, która dba o swoje bezpieczeństwo i jest przy tym szczera.

Rzeczą dość nieprawdopodobną jest jednak, jak zmieniły się europejskie miasta i stolice. Inna sprawa, że Paryż ostoją bezpieczeństwa i porządku społecznego w swojej historii nigdy nie był. Rzeczą jednak dużo bardziej nieprawdopodobną, niesamowitą, jest to, że wszyscy w gruncie rzeczy przyzwyczailiśmy się do sytuacji, w której stwierdzenie tego faktu będzie aktem odwagi cywilnej, złamaniem tabu, czymś, co może być naznaczone, napiętnowane. Przypomina to rezultaty badań psychologów dotyczące tego jak ludzie adaptują się do ekstremalnych lub nagle zmienionych warunków, łącznie z więźniami obozów lub rozbitkami ze słynnego samolotu, który runął w Andach. Po etapach zaprzeczenia, rozpaczy, buntu, nadchodzi etap adaptacji. No więc świat zaadaptował się do absurdów.

Na tle znanych nam cenzur z przeszłości, niezwykłe jest to, że ta obecna zdołała w większym stopniu wykształcić samoregulacyjny mechanizm i na nim głównie polega, a nie na jakiejś centralnej rozdzielni. Pilnowani są strażnikami. Dominujący liberalni i postępowi dziennikarze są żandarmami pilnującymi się nawzajem. “Gazeta Wyborcza” zwraca “Newsweekowi” uwagę na seksizm w jednym z tekstów. “Newsweek” poprawia telewizję TVN. TVN krytykuje “Gazetę Wyborczą”.

Do tego dochodzi druga strona, mniej liczna, ale dużo bardziej wolna, do której zalicza się pewnie i piszący te słowa. Ta druga strona z upodobaniem podważa wszystkie świętości strony dominującej i przedstawia rzeczywistość na odwrót. Ma to swoje pułapki, moim zdaniem, proszę rzucajcie się na mnie o to, co teraz napiszę, było zniechęcanie ludzi do szczepień, bez względu na wałki jakie Pfizer zrobił przy okazji z panią von der Leyen. Ludzie niezaszczepieni częściej umierali. Po prostu. Tu zresztą znowu pojawia się pewna mechanika, ba gdzieniegdzie występują znowu strażnicy. Ten pochwalił za coś Bidena, ten jest zbyt proukraiński, ten pochwalił podatek progresywny. Oczywiście, wygląda to tu już zupełnie inaczej. Każdy strażnik ma swój kodeks, więc co chwila wszyscy rzucają się sobie do gardła.

Dziennikarz Piotr Gursztyn porównał kiedyś polskich dziennikarzy liberalnego mainstreamu do salonowych pudli, a “prawicę” do wilków, gryzących się między sobą. Tylko, że tu znowu dominują narracje. Systemy. Poprawności. Wszyscy się grupują. Jest dużo więcej wolności, ale w ramach wzajemnych walk i walki zasadniczej z “mainstreamem” pewien bardzo istotny element tej wolności, nadający jej wartość, często zanika. To uczciwość, która nakazuje szukać prawdy i tylko prawdy.

Pani Swoboda nie musi o tym wszystkim nawet myśleć. Dla niej to, co dla jednych jest straszniejszą herezją niż wiara Katarów dla krzyżowców, a dla drugich strzelistym aktem protestu i walki o odzyskanie Europy, to po prostu stwierdzenie tzw. oczywistej oczywistości wygłoszone bez namysłu, bo i nad czym tu myśleć. Bardzo to ożywcze. Szkoda, że inne, kilka lat młodsze gwiazdy polskiego sportu, także te najjaśniejsze, już dokładnie edukowane są w sprawie tego, co mówić, czym się zachwycać i wzruszać, a od czego trzymać z daleka. Całkiem jak media.

 

Zdj.: fragment screenu z audycji

CMWP SDP w „Rozmowach niedokończonych” w Radiu Maryja i w TV Trwam

Cena wolności słowa staje się coraz wyższa. Musimy wkładać coraz więcej wysiłku w to, by dotrzeć do prawdy. Kiedyś była ona łatwiejsza do odkrycia i szukano tylko kanałów do jej przekazu. Dziś tych kanałów mamy w nadmiarze, tylko pytanie, który z nich poda nam prawdę o życiu – mówiła dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, dr Jolanta Hajdasz, w programie „Rozmowy niedokończone” na antenie TV Trwam i Radia Maryja w środę 7 sierpnia 2024 r.  Trwająca ponad godzinę w telewizji i ponad dwie godziny w radiu audycja  na żywo odbywa się z telefonicznym udziałem słuchaczy.  Prowadził ją o. Grzegorz Woś CSsR.

Dr Jolanta Hajdasz odniosła się do sprostowania, które opublikowało Radio Zet. 6 maja na portalu internetowym „wiadomości Radio ZET.pl” opublikowany został artykuł pod tytułem „To jedna z największych tajemnic ojca Rydzyka. Wszystko to zawdzięcza seniorkom”. Materiał ten zawierał nieprawdziwe informacje i bezpodstawnie obmówił założyciela Radia Maryja, o. dr. Tadeusza Rydzyka. Są to próby oczerniania Dyrektora Radia Maryja, dlatego też – jak wskazała gość TV Trwam – niezbędne są działania prawne. Nie można już dzisiaj odpuszczać. Machina medialna jest rozpędzona. Nie da się przeciwstawić i obronić faktami wypowiedzianymi tylko w „swoich mediach”, na „swojej antenie”, bo większa część ludzi w ogóle nie sięga do tych mediów, ponieważ mają nieprawidłowo wyrobiony wizerunek przez inne media. Swoich odbiorców nie trzeba przekonywać, że nie ma się majątku, czy w innych sprawach, w przypadku o. Tadeusza Rydzyka. Jednak inni wierzą w to – można by powiedzieć – jak katolik w Biblię. Później nie da się tych ludzi przekonać do tego, że to jest nieprawda. Bardzo dobrze się stało, że żądania przeprosin i sprostowania nieprawdziwych informacji poszły do tych mediów– podkreśliła dr Jolanta Hajdasz.

Z jednej strony presja społeczna, ale także działania prawne, są w tym przypadku niezbędne. Jednak – jak dodała dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich – wiele razy o. Tadeusz Rydzyk nie usłyszał przeprosin, choć sądy przyznawały mu rację. Jest to bolesny temat – jak dodała – że przez tyle lat można bezkarnie krzywdzić człowieka. Dr Jolanta Hajdasz wskazała również, że upłynęło dość sporo czasu od pojawiania się szkalującego artykułu do momentu opublikowania sprostowania. To nie jest tak, że od maja do sierpnia minęło parę godzin. Dzisiaj w mediach trzeba być tu i teraz. Ten artykuł na pewno się rozszedł w zawrotnych ilościach w stosunku do tego, że sprostowanie jest dopiero teraz. Przez cały czas w przestrzeni medialnej niepotrzebnie żyło kłamstwo. To jest bolączka naszych współczesnych czasów – zwróciła uwagę.

Ataki wymierzone w środowisko Radia Maryja nasiliły się, gdy władzę w Polsce przejęła tzw. koalicja 13 grudnia. Ekipa rządząca zaczęła też wtedy bezprawnie i siłą przejmować media publiczne. Dr Jolanta Hajdasz, odnosząc się do sytuacji zawieszania red. Przemysława Babiarza, który komentował Igrzyska Olimpijskie w Paryżu, podkreśliła, że to pokazuje machinę niszczenia dziennikarzom kręgosłupów.  Gość TV Trwam wskazała też, że dzisiaj brakuje edukacji medialnej, a dzieci  już od najmłodszych lat są wpatrzeni w ekran telewizora.

Cena wolności słowa staje się paradoksalnie coraz wyższa. Musimy włożyć coraz więcej wysiłku w to, aby dotrzeć do prawdy. Kiedyś była łatwiejsza do odkrycia i szukano tylko kanałów do przekazu. Dziś tych kanałów mamy w nadmiarze, tylko pytanie, który z nich poda nam prawdę o życiu – powiedziała dr Jolanta Hajdasz. Dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich wskazała również na problem influencerów, którzy często w przekazie informacji mają wpływ na społeczeństwo.

– Chodzi o to, czy ten, kto ogląda, ma świadomość, że podgląda rodzinę, która dzieli się swoimi radościami, smutkami i pokazuje produkty ułatwiające zajmowanie się małymi dziećmi, że  to nie jest ich spontaniczna praca, którą robią dla nas społecznie – a tak się przedstawiają – tylko że jest to po prostu zwykła umowa, rodzaj reklamy, taki story telling, w którym między wierszami przemyca się produkty, postawy, zachowania, lansuje się język (…). Jest to ogromna możliwość wpływania na ludzi, którzy nie zdają sobie sprawy, że miesiącami obserwują kogoś, kto np. opiekuję się tylko zwierzętami domowymi, bo chce im pomagać i mówi, jak to robić, po czym okazuje się, że to jest jeden wielki biznes – zauważyła gość programu.

cała audycja jest tu : https://www.radiomaryja.pl/informacje/dr-j-hajdasz-cena-wolnosci-slowa-staje-sie-paradoksalnie-coraz-wyzsza-musimy-wlozyc-coraz-wiecej-wysilku-w-to-aby-dotrzec-do-prawdy/

tekst: radiomaryja.pl, zdjęcia – screeny z audycji

Rys. Cezary Krysztopa

CEZARY KRYSZTOPA: Uważasz, że jesteś człowiekiem? A masz na to jakieś dowody?

Kiedy piszę ten felieton, wiadomo już, że polska pięściarka Julia Szeremeta zmierzy się w finale Igrzysk Olimpijskich w Paryżu w kategorii do 57 kilogramów z Lin Yu-ting, budzącą ogromne kontrowersje zawodniczką/zawodnikiem z Tajwanu, która/który nie przeszedł testu płci Międzynarodowego Stowarzyszenia Boksu, ze względu na zbyt wysoki poziom testoteronu i posiadanie męskiego zestawu chromosomów XY.

Nie jest to jedyny tego typu przypadek, dość wspomnieć przypadek Imane Khelif, pięściarki/pięściarza z Algierii. Zresztą całe Igrzyska w Paryżu rozpoczęły się od skandalu podczas otwarcia, które zamieniło się w swego rodzaju progresywno-satanistyczną orgię z elementami antychrześcijańskiego świętokradztwa. Jednocześnie groźba kary wisi nad brązową medalistką igrzysk olimpijskich w Paryżu w skateboardingu, Brazylijką Rayssą Leal, która ośmieliła się na wizji przekazać w języku migowym „Jezus jest drogą, prawdą i życiem”. Międzynarodowy Komitet Olimpijski chowa jak może głowę w piasek, ale jeśli francuscy organizatorzy Igrzysk planowali przy ich pomocy pokazać siłę „wartości europejskich”, to z użyciem ogromnych środków pokazali raczej schyłkową dekadencję, upadek idei olimpijskiej i zwyczajną małpią złośliwość.

Skandale

W tym duchu utrzymany jest również ciąg skandali związanych ze startem zawodników, których płeć łatwo zakwestionować. Skandali wynikających nie tylko z zaprzeczenia podstawowej sportowej uczciwości, ale przecież również ogromnego zagrożenia zdrowia, a być może również życia zawodniczek, które z natury są słabsze od zawodników o męskiej budowie i z wyższym poziomem testosteronu.

Jak donoszą media obydwa przypadki nie są przypadkami transseksualistów, choćby takich którzy nawet nie przeszli żadnych „modyfikacji”, a tylko „deklarują” swoją „kobiecość”, ale przypadkami zaburzeń rozwoju płciowego. To nieco inna sytuacja, ale również w takiej, choćby ze względu na bezpieczeństwo zawodniczek, nie powinni z nimi rywalizować. A jeśli wbrew duchowi sportu rywalizują, to tylko po to, żeby zaspokoić cywilizacyjne roszczenia pozostających w mniejszości, ale wpływowych progresywnych inżynierów społecznych.

Ktoś powie – no a co, mamy wykluczać z życia społecznego ludzi z problemami rozwoju płciowego? – z życia społecznego nie – odpowiem – ale ze sportu kobiecego, choćby ze względu na bezpieczeństwo kobiet, tak. Załóżmy nawet, że taki natłok, szczególnie w olimpijskim boksie, bardzo rzadko w naturze występujących przypadków zaburzeń rozwoju płci, jest czymś zwyczajnym, to chyba nie ma chyba przeszkód, żeby rywalizowali z mężczyznami? Tam nie będą budzić takich kontrowersji.

Człowiek kontra goryl

I jeszcze jeden, może nico bardziej długookresowy aspekt całego tego żałosnego przedstawienia. Otóż dziś elementem mainstreamu jest kwestionowanie definicji płci. Natomiast w drodze jest już kwestionowanie definicji człowieczeństwa, ponieważ właśnie do tego zmierzają różne „ruchy transgatunkowe”, które wprowadzają do głównego nurtu językowego pojęcie „osoby zwierzęcej”. Być może więc w przyszłości naszym zmartwieniem będzie nie bicie w ringu kobiety przez mężczyznę, ale np. człowieka przez goryla albo niedźwiedzia.

A jakie to daje pole do popisu przemocowym reżimom, czasem dziś nieco zakłopotanym tzw. „prawami człowieka”.

 

TV Republika "Dzisiaj" 8 sierpnia 2024 r.

PROTEST W OBRONIE TV BIEŁSAT PRZED SIEDZIBĄ POLSKIEGO RZĄDU

W czwartek 8 sierpnia w Warszawie przed siedzibą rządu Donalda Tuska odbył się się protest przeciwko likwidacji TV Biełsat.„Białoruska diaspora w Warszawie na czele z Zianonem Paźniakiem zwołała na 8 sierpnia ma 18.30 pikietę w obronie Biełsatu pod Kancelarią Premiera napisała na portalu X była szefowa stacji Agnieszka Romaszewska. Relację z manifestacji przekazała TV Republika.
W demonstracji wzięli udział m.in. przedstawiciele niepodległościowych środowisk białoruskich w Polsce protestujące przeciw próbie liwidacji przez polski rząd i polskie MSZ TV Biełsat, jako osobno nadawanej stacji. Biełsat – co przypominają reprezentanci białoruskiej diaspory – nadaje prawdziwe wiadomości, co bradzo przeszkadza białoruskiemu dyktatorowi Łukaszence i jego mocodawcy zbrodniarzowi wojennemu Putinaowi.

Po demonstacji, w piątek 9 sierpnia uczestnikom pikiety podziękowałą na swoim profilu FB Agnieszka Romaszewska:

Największą radość sprawiło mi spotkanie na pikiecie w obronie Biełsatu kolegów, którzy rozstali się z Biełsatem jakiś czas temu z różnych przyczyn a niekiedy i nie bez mojego udziału…Aleksiej, Żenia, Siarhiej głęboki ukłon dla Was i szacunek!” – napisała b. szefowa Biełsatu.
W środowej (7.08) porannej audycji Radia Wnet Romaszewska podkreśliła: „Nie ma teraz woli politycznej, żeby wspierać media związane z białoruską opozycją w Polsce, bo ten rząd nie prowadzi własnej polityki wschodniej, nie chce wychodzić przed szereg na tle UE” – zaznaczyła b. red. nacz. Biełsatu.
Na profilu FB zwolnionej dyscyplinarnie z TVP i nękanej nieprawdziwymi sugestiami o „winie” za nieprawidłowe zarządzanie sferą informatyczną, twórczyni TV Biełsat red. Agnieszki Romaszewskiej ukazało się kilka dni temu wyjaśnienie, które dziennikarka zatytułowała przewrotnie cytując słowa osoby z kierownictwa TVP: „Nie wyobrażajcie sobie, ze to białoruska telewizja”…
Publikujemy wyjaśnienie Agnieszki Romaszewskiej w całości [zaznaczenia od redakcji]: 
„Ostatnio dziennikarz ważnej gazety zapytał mnie czemu obecne „reformy” Biełsatu przeprowadzane przez TVP i MSZ nie podobają się znacznej części zespołu? No i co ja o tych „reformach” sądzę? I to pytanie jest naprawdę kluczowe. W końcu i TVP i MSZ odpowiadając dziś na pytania dziennikarzy podkreślają, że Biełsat dalej będzie istniał, przecież znak towarowy Biełsatu zostanie zachowany, będzie nadawanie po białorusku, oczywiście będzie pełna niezależność redakcyjna ( jasne…), a że Biełsat ma być tylko jedną z redakcji językowych w większej jednostce produkującej i nadającej programy dla zagranicy, która zostanie utworzona na bazie TVP World, to przecież jakie to ma znaczenie… Czyli o co właściwie tu chodzi?
Otóż problem polega na tym, że ta nowa koncepcja uderza w rzecz podstawową i fundamentalną, jaką była FILOZOFIA utworzenia i funkcjonowania kanalu Biełsat i jego misja niemal po dzień dziesiejszy. [Nowa koncepcja Biełsatu – red.] Uderza w to wszystko, co pozwoliło nam za stosunkowo niewielkie pieniądze, zbudować potężne i bardzo profesjonalne narzędzie polskiej soft power.
Biełsat był utworzony na bazie przekonania, że najcenniejsze w polityce międzynarodowej, a już w szczególności w polityce „miekkiej siły” są te sytuacje, gdzie interesy różnych partnerów się nakładają. I tak jest zasadniczym polskim interesem działanie na rzecz wolności ważnego kraju sąsiedzkiego, jakim jest Białoruś, pozyskiwanie białoruskich elit dla świata zachodniego, wspieranie białoruskiego ruchu niepodległościowego, wspomaganie demokratycznie nastawionej opozycji rosyjskiej – robienie wszystkiego tego co osłabia dyktaturę Łukaszenki i Putina.
Takie same były interesy białoruskich niepodległościowo i wolnościowo nastawionych dziennikarzy, a takze dziennikarzy rosyjskich opowiadających się przeciw wojnie i dyktaturze w Rosji. W imię tego właśnie wspólnego interesu Biełsat był POMOCĄ udzielaną białoruskiej opozycji na wzór pomocy jakiej Polsce udzielano przed 89 r. Dlatego Bielsat był w znacznej mierze tworzony nie tylko DLA Białorusinów ale i PRZEZ Białorusinów, dla wspólnej polsko – białoruskiej sprawy.
Następnie w duchu podobnej filozofii tworzyliśmy część rosyjską. To wszystko wiązało sie ze specyficzną kulturą instytucji inkluzywną, gdzie sami pracownicy utożsamiając się z firmą i z jej misją tworzyli swoje miejsce pracy. To właśnie ta cecha spowodowała, ze byliśmy w stanie zbudować za stosunkowo niewielkie pieniądze medium bardzo sprawne i skuteczne. Bo sami zainteresowani budowali je dla siebie i swoich rodaków.
17 ludzi poszło siedzieć na Białorusi za współpracę ze stacją [TV Biełsat – red.] – to nie była zwyczajna praca redakcji białoruskiej TVP…
Gdy teraz słyszę, że Michal Broniatowski mówi by koledzy „przestali sobie wyobrażać, że to jest białoruska telewizja”, gdy w odpowiedzi na pytania o to czemu kolejne kroki i zmiany nie są w ogóle konsultowane z zespołem, odpowiada że to nie Sejm, a w korporacji regulamin ustala zarząd – to ja już wiem, że to co powstanie, to nie ma być Biełsat.
Nie mam nic przeciwko powołaniu POLSKIEJ TV dla zagranicy w rożnych językach, pod warunkiem,ze będą na to wystarczające środki ( a potrzebne są środki bardzo duże), tak żeby przedsięwzięcie nie wyglądało śmiesznie i kompromitująco na tle innych telewizji dla zagranicy. Niemniej jednak to nie będzie Biełsat.
Żadne sekcje językowe polskiej telewizji dla zagranicy, nie bedą miały w najbliższych latach takiego wpływu i takiego oddziaływania, jakie budowała i jakie mogła zwiększać nasza stacja.
Bardzo proszę o udostępnianie tego wyjaśnienia, bo narazie mam niewiele innych sposobów przekazania swojego stanowiska wobec rozpętywanej obecnie przez Onet kampanii oszczerstw i pomówień wobec mnie i moich współpracowników” – napisała na swoim profilu FB Agnieszka Romaszewska.

Po 32 latach pracy w Telewizji Polskiej, w tym 17 w Biełsacie, została zwolniona Agnieszka Romaszewska.

Agnieszka Romaszewska, dyrektor i założycielka Biełsatu, o zwolnieniu z TVP napisała w marcu br.  na swoim profilu na Facebooku. Zaznaczyła, że pierwotnie zaproponowano jej odejście na własną prośbę i „na niezwykle korzystnych warunkach”.

„Nie zgodziłam się na to. Powiedziano mi też, że budżet stacji ma zostać obcięty o 47% i jest to decyzja MSZ. Stacja ma zostać rozkawałkowana czyli programy rosyjskojęzyczne mają prawdopodobnie przejść docelowo do TVP World . To według mnie wielki błąd i zasadnicze złamanie tworzonej przez lata koncepcji.

Biełsat miał sens i służył Polsce jako stacja skierowana na wschód w obecnej trudnej i wręcz niebezpiecznej sytuacji międzynarodowej” – napisała Agnieszka Romaszewska.

Podkreśliła, że według niej „demolowanie takiego unikalnego dzieła”,  jakim jest Biełsat, „to więcej niż zbrodnia.”

„A co do mnie to nikt mnie nie 'robił’ szefową kanału Bielsat i nikt mnie przekupstwem stamtąd nie wygoni ani nie zamknie mi ust umowami, którymi pozwolę się zakneblować w zamian za ‘złoty spadochron’. Dzieła któremu się poświęciło prawie już 18 lat życia, dobrego dla Polski i jej sąsiadów się nie sprzedaje dla wygody kolejnych jakże przemijających zarządów (?)TVP” – zaznaczyła Agnieszka Romaszewska.

Jak napisano w serwisie internetowym Biełsatu, likwidator TVP Daniel Gorgosz, proponując dyrektor Romaszewskiej rozwiązanie umowy za porozumieniem stron „na bardzo korzystnych warunkach” nie przedstawił zastrzeżeń do jej pracy ani do obecnego funkcjonowania kanału, decyzję uzasadnił potrzebą „nowego otwarcia”.

Budżet Biełsatu ma być obcięty o prawie połowę (TUTAJ),  stanowczy protest w tej sprawie wystosowało Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP (TUTAJ).

Protest Zarządu Głównego SDP przeciwko zwolnieniu Agnieszki Romaszewskiej TUTAJ.

Komentarz Huberta Bekrychta, sekretarza generalnego SDP, redaktora naczelnego portalu sdp.pl TUTAJ.

Ostatecznie w połowie marca br. Romaszewska została zwolniona z TVP dyscyplinarnie.

O pozwie twórczyni Bełsatu przeciwko TVP i jej walce z kierownictwem  telewizji publicznej- poniżej

AGNIESZKA ROMASZEWSKA pozywa Telewizję Polską

Na AGNIESZKĘ ROMASZEWSKĄ trwa nagonka – Likwidator TVP likwiduje TV Biełsat i zdrowy rozsądek + OŚWIADCZENIE

SDP ma nowy Statut! Wpisano go do Krajowego Rejestru Sądowego

Sąd Rejonowy dla m. st. Warszawy, XII Wydział Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego 30 lipca 2024 r. wpisał w KRS nowy Statut Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich uchwalony podczas Nadzwyczajnego Zjazdu Statutowego 16 marca 2024 r. w Kazimierzu Dolnym. 

Tym samym Sąd  Rejestrowy nie uznał skargi , jaki na przebieg Zjazdu  złożyły delegatki z Oddziału Warszawskiego  – prezes honorowa SDP Krystyna Mokrosińska, Lidia Oktaba-Ostatek i  Dorota Bogucka.

Postanowienie Sądu jest prawomocne. Nowy Statut obowiązuje od 30 lipca 2024 r. 

Tekst nowego statutu poniżej:

STATUT_16.03.2024 Rej._KRS

 

 

Graf.: Kanał Zero/ X.com/ YT/ re/ h/ r

HUBERT BEKRYCHT: Szef Kanału Zero udowodnił, to co wielu wiedziało, ale wstydziło się zapytać…

Po prowokacyjnym żarcie Krzysztofa Stanowskiego, wielu nabranych przez niego dziennikarzy i „dziennikarzy” próbuje zaczerpnąć powietrza. Kilku broni się w fortecy swej głupoty i uporu. Co nam mówi bezkrytyczne pozbawione jakiejkolwiek weryfikacji powielanie „sensacyjnej” wiadomości? Przede wszystkim to, że dziennikarstwo to nie zabawa, chociaż 5 sierpnia 2024 r. – paradoksalnie – twierdzenia tego dowiódł właśnie żart szefa Kanału Zero. Fakt, okrutny żart – prowokacja, ale to nie zmienia sytuacji, w której „gwiazdy” polskich mediów nabierają się na to, na co nie nabrałby się niejeden stażysta.

Kanał Zero to bardzo potrzebne medium. Nie wszystko mi się podoba, ale nie tylko dla mnie jest ten projekt. Wiem jednak, że jeśli napiszę coś krytycznego, to ktoś z KZ normalnie odpisze, a jeśli nawet nie, to nie daje mi od razu po głowie i nie rzuca się do gardła. To też nowa jakość u nas. Po prostu ludzie z redakcji Stanowskiego są wierni wielu zasadom dziennikarstwa w większym stopniu niż inni dziennikarze i „dziennikarze”.

Ziarno

Oburzeni tym, co zrobił Stanowski są medialni poszukiwacze zaginionego sensu. Trudno. Chodzi im o to, że jak nie rządzi PiS, to ich artykuły żółkną, głos staje się chropowaty a obraz mętnieje. Nowe projekty, szczególnie w sieci, dość szybko odbierają tradycyjnym mediom, jeśli nie życie, to wielu sympatyków. Krzysztof Stanowski jest szczuty codziennie, ale najcięższy z zarzutów, czyli upolitycznienia redakcji nikt mu nie udowodnił. Szef KZ jest konsekwentny, nawet jak coś już staje się nudne, potrafi z tej nudy wyskoczyć i pojawić się tam, gdzie coś się dzieje.

Plewy

Nerwy i malejące zarobki krytyków Stanowskiego to skutki sytuacji, kiedy się kogoś pomija, kiedy bez żadnego sensu atakuje się przedsięwzięcie, które nawet nie ma roku na rynku. Dziennikarze nabrani na to, że Stonoga zdobył od „zdrajcy” Stanowskiego nagranie kompromitujące szefa KZ, gdzie przyznaje się on do ulegania prawicy, są dowodem na niedojrzałość coraz większej liczby mediów w Polsce. To zadziwiające, skoro nabrani na filmik od szemranego typa, kreują się, szczególnie po powstaniu 13 grudnia ub. r. nowego rządu, na autorytety i to nie tylko w prasie radiu i telewizji a nade wszystko w Internecie.

Po żniwach?

Co wynika z okrutnego żartu Stanowskiego? Odpowiedź tylko na to jedno pytanie będzie nadchodziła falami. Przede wszystkim, niestety, prawie nikt nie zostanie zmieciony z planszy dziennikarskiej. Wyjątki to ludzie, których i tak na tej planszy nie ma. Co dalej? Nabrani przez szefa Kanału Zero długo będą lizać rany, ale – stawiam dolary przeciwko akcjom Gońca – zamiast przyznać się do głupoty już obmyślają „zemstę”. I to może ich tylko pogrążyć, bo dziennikarstwo nie jest dla dziennikarzy. Jest dla Odbiorców naszej pracy.

Nad politykami na razie się nie znęcam… Oni to robią sami sobie. Z wyboru.

Fragment utworu „Autsajder” (1993 r.) wykonywanego przez zespół „Dżem” i niezapomnianego Ryszarda Riedla; słowa i muzyka Ryszard Riedel, Mirosław Bochenek; produkcja Benedykt Otręba:

 

Ale jedno wiem po latach,

Prawdę musisz znać i ty:

Zawsze warto być człowiekiem,

Choć tak łatwo zejść…

Zejść na psy!

 

Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,dzem,autsajder.html

 

 

Hubert Bekrycht (FB i X)

Arch./ BBC/ Intependent/ The Sun/The Mirror/ Daile Express? HuffPost,/ IRN/ Guardian/ h/ re. e.studio/ briTT

HUBERT BEKRYCHT: Niewielka Brytania kilku prędkości informacji, czyli: „Zamieszki? Jakie zamieszki?”

Trwają protesty uliczne w Wielkiej Brytanii po wybuchu zamieszek będących skutkiem ataku nożownika w Southport. Zginęły trzy dziewczynki. Ludzie na ulicach żądają restrykcyjnej polityki przyjmowania imigrantów. Media liberalne i lewicowe tłumaczą, że to „prawicowe grupy” sieją zamęt, bo uwierzyły w dezinformację o tym, iż morderca to niedawno przybyły do WB wyznawca islamu. Właśnie ten fake news służby porządkowe podają jako zarzewie konfliktu. A co robią brytyjskie media, z jednej strony ikoniczna dla wielu dziennikarzy na kontynencie państwowa BBC i legendarne ze swej stronniczości i nierzetelności tabloidy?

Nie wiem jakie może mieć to znaczenie czy bandyta jest na brytyjskiej ziemi od urodzenia, bo tak jest w istocie, czy jest tu od niedawna. Zdaniem protestujących to właśnie liberalna polityka migracyjna Zjednoczonego Królestwa spowodowała tragedie w Southport i może być przyczyną kolejnych zbrodni popełnionych przez przybyszy z krajów o innej kulturze.

I tak nic nie wiadomo

Media często wskazuje się jako źródło informacji zachęcające do określonych działań. A jest jednak na świecie tęsknota, aby środki masowego przekazu zajmowały się czystą wiadomością, którą trzeba podać w odpowiedniej oprawie. W dobie wielu światowych i lokalnych kryzysów to właśnie media ponoszą odpowiedzialność za skutki swoich newsów i „newsów”. W Wielkiej Brytanii – moim zdaniem – to w jaki sposób i czym zajmują się telewizje, rozgłośnie, prasa i portale internetowe może nie mieć wpływu na sam proces zainteresowania zjawiskiem, bo od lat w Zjednoczonym Królestwie massmedia są podzielone na przekazy różnych prędkości.

Czy można nie usłyszeć o ostatnich zamieszkach będąc Brytyjczykiem? Można. Po pierwsze ludzie – nie tylko na Wyspach – bardziej się izolują. Po drugie, rozmaite media sprzedają mieszkańcom Królestwa, produkty informacyjnopodobne dostosowane do ich pozycji, systemu nerwowego i nastroju.

BBC – By Było Cudnie

Kiedy zaczynałem przygodę z dziennikarstwem na początku lat 90. ubiegłego wieku wzorcem były zachowania medialne z BBC, państwowego brytyjskiego koncernu, który latami obrastał w tłuszcz i brytyjską butę, bo przecież „my to wiemy najlepiej”. Był jednak najpierw niepisany a potem nieudolnie przetłumaczony na polski zbiór zasad, który zawierał coś w rodzaju rad dla reporterów bardziej telewizyjnych i radiowych niż prasowych. Dziennikarze naszej młodej wówczas postkomunistycznej demokracji przyjęli te zalecenia jako pewnik nie bacząc, że systemy prasowe w Polsce i Wielkiej Brytanii są tak różne jak kryminały Agaty Christie i powieści sensacyjne Joe Alexa (Macieja Słomczyńskiego). I to dobre i to dobre, ale dla kogoś innego napisane. Przez te prawie 35 lat dziejów polskich mediów, BBC już nie było piękną panną na wydaniu i zdążyło kilka razy stracić dobrą reputację. Zresztą byli ludzie, którzy już pół wieku temu włączali BBC do systemu medialnego wszystkich odmian wyspiarskiego przekazu i podkreślali, że mimo formalnego braku cenzury, można robić wszystko, tylko Broń Boże nie wolno obrażać ówczesnej Królowej Elżbiety II, teraz Króla Karola III. Czasy się zmieniły i w BBC coraz częściej zdarza się krytyka monarchii.

BBC podczas ostatniego kryzysu zachowuje się właśnie jak medium dostojne formą, ale różnej prędkości treści. Co to oznacza? Brytyjczycy, w zależności jakich mediów są odbiorcami dostają papkę dostosowaną do swojej diety – tłusto mają odbiorcy tabloidów, a inną bardziej wegańską i droższą „żywność” przekazu dostają miłośnicy mediów opiniotwórczych, w tym tzw. publicznych, państwowych. Oba sposoby odżywiania naszego zmysłu informacji nie są dobre, prowadzą nawet do różnych chorób cywilizacyjnych.

Obserwacja brytyjskich internetowych odbić różnych mediów w poniedziałkowe popołudnie 5 sierpnia 2024 roku zdaje się to potwierdzać, ale winę za poniższą ocenę ponosi wyłącznie autor.

BBC dla wszystkich – chude mleko

BBC po angielsku jest podobne do potrawy bez pieprzu i soli a nawet kminku lub czegoś ostrzejszego (papryka), co dla Brytyjczyków jest torturą, niemniej oglądają. Nie ma w czołówce tego serwisu bezpośrednich relacji z buntu, który dosłownie rozlał się na cały kraj i są to zamieszki nie notowane przez policję od kilkunastu lat. Odbiorca znajdzie za to relacje z protestu w Bangladeszu i jeśli przypomni sobie, że to kiedyś były Indie i część Imperium Brytyjskiego, to będzie mniej więcej wiedział, gdzie leży ten mały kraj. Nic więcej.

BBC dla Brytyjczyków – pudding z rybami na mleku z orzechami nerkowca

Jeśli jeszcze możecie czytać, to właściwie to samo, co owa potrawa i też w języku angielskim. Ten serwis BBC też nie jest zbyt szybki i dociekliwy. Za to analiz z giełdy całe mnóstwo, w końcu londyńskie City musi działać – to ostatnie to posolony nerkowiec.

BBC UK – trochę ostrego sosu

Ta internetowa strona internetowa ma już w czołówce dramatyczną fotografię z zamieszek. Nie ma jednak niczego, co – oprócz zdjęcia – dawałoby wiedzę o wydarzeniach. Plastyczny, ale ostrożny opis całej prawdy nie czyni.

 

BBC po rosyjsku – prawie wszystko ruskie

Na pierwszym obrazku zdjęcie w bardzo ciasnym planie – tak jak język rosyjski, którym posługuje się strona brak kontekstu, czyli cenzura. Mężczyzna w średnim wieku z flagą Anglii i policjant, który stoi na ministrowie Tuska podczas powitania przed posiedzeniem rządu.

Nuda i cyrylica.

 

BBC po arabsku – nie ma najważniejszego

Nie jestem w stanie odczytać strony BBC po arabsku, ale nie ma (nie było 5 sierpnia) tu nic o zamieszkach w Wielkiej Brytanii a przecież, podobno, miały wybuchnąć przez fake newsa związanego ze światem arabskim, z islamem…

BBC po chińsku – pięć smaków i nic 

Także nie odczytałem nic w BBC China chociaż mówiono mi, że to chiński uproszczony. Trochę sportu, gospodarki i coś o zdrowiu. Chyba. Potrawy z Państwa Środka też mogą być niestrawne. Aha, na pierwszych miejscach poniedziałkowej strony nic o zamieszkach.

BBC Spain – paella z kurczakiem bez ryżu, warzyw i bez kurczaka

BBC po hiszpańsku, aby nie utrwalać w społecznościach latynoamerykańskich schematów buntu też nie proponuje się w czołówce nic o brytyjskich zamieszkach. Astronomia, sport, hakerzy – żadnych przypraw. I mięsa.

 

IRN – komercyjna papka

Independent Radio News – medium komercyjne. Strona internetowa radia z kapitałem brytyjskim i niemieckim. Notatka z zamieszek otwiera serwis, ale poza tym, że nie mówi się tu o tym „kto zabił Laurę Palmer”, to autorzy pewnie też nie słyszeli o serialu „Twin Peaks”.

Sky news – zawodowcy bez pistoletów

Komercyjny internetowy serwis telewizji Sky – jak to mówi teraz młodzież – daje radę. Poza profesjonalizmem tytułów dominuje jednak letnia temperatura. Bez fajerwerków, ale czytając tę stronę przynajmniej wiem, co się dzieje w kraju Harrego Kane’a – obecnie imigrant zarobkowy w Niemczech.

Independent – sucho jak na pustyni, słowa ostre jak kaktus

W Independent musi pracować wielu dziennikarzy po masowych zwolnieniach z BBC. W sieci to medium jest puste, jak oskarżenia posła Treli podczas obrad komisji śledczej, zapomniałem w jakiej sprawie. Informacje nie przekraczają poziomem niczego, co dotąd przeczytałem. Dziwne zdjęcie porządków po zamieszkach tak skadrowane, jakby ochroniarze sprzątali po dyskotece w małym angielskim mieście. Infografika może jednak zainteresować, bo słowami, chyba, inteligencji brytyjskiej, znajduje się tam przekaz o tym, że Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej jest w kryzysie.

Huffington Post – Nikt się nie naje pieniędzmi

Kiedy coś ważnego się dzieje nie lubię, kiedy dziennikarze zamiast ekspertów pytają o doniosłe bądź dramatyczne wydarzenia bogaczy. HuffPost taki błąd popełnił 5 sierpnia 2024 r. Kiedy, być może – tak można założyć na potrzeby tego mojego eksperymentu – Wielka Brytania płonie, znane medium bawi się w analizowanie słów Elona Muska. „Wojna domowa jest nieunikniona” – cytuje cybernetycznego nababa HuffPost. No i co? Podsycanie konfliktu przez faceta, który w każdym momencie może ci zablokować „X” nie jest poważne. Tak jak redakcja podająca tego rodzaju „newsy”.

The Guardian – jesteśmy w Zjednoczonym Królestwie

Strona mającego tradycje dziennika osadza wreszcie zamieszki w odpowiednim kontekście. Nie tylko „prawicowi” buntownicy z jednej strony i obrońcy „ładu prawnego” z drugiej. Masz tu Czytelniku wszystko, co można mieć, aby swoim autem nie wjechać w zamieszki. Przy okazji wyimki z przemówienia premiera, bo przecież sam polityk tych słów, chyba nie przeczytał.

Brytyjskie tabloidy – krwisty befsztyk, a nawet surowe mięso

Co tu kryć, brytyjskie bulwarówki zasłużenie cieszą się opinią najgorszych na świecie. Ale za to jak się sprzedają!

„Daily Expres” – sięgnąć ideału

Fotografia młodego mężczyzny w kapturze rzucającego olbrzymi, wyrwany z ulicy kamień brukowy, przeraża tak, że gdybym był Brytyjczykiem na dłużej zostałbym teraz w Polsce. Mimo wszystko…

„The Mirror” – trudno stłuc, ale próbować trzeba

Politycy i ogień na jednym z protestów. Wszystko wymieszane z prognozą pogody i sportem. I konkurs na najlepiej reagującego na zamieszki dzielnicowego. Czytelnicy „Mirror” po tej lekturze muszą bardzo wspierać brytyjską akcyzę.

 

„The Sun” – gimnastyka umysłu?

Ten tabloid na stronie internetowej umieszcza na początku dramat kontuzjowanej gimnastyczki. Na dole strony premier Keir Starmer krzyczy do uczestników zamieszek: „Będziecie ukarani”. Panie Premierze, nie przestraszą się…

Taka dawka wiedzy na temat brytyjskich mediów spowodowała, że zatęskniłem za naszymi kochanymi telewizjami, rozgłośniami i polskimi portalami prasowymi. Nic więcej o brytyjskich zamieszkach nie napiszą, ale chociaż po polsku. I z polskimi potrawami w tle.

 

Hubert Bekrycht (także FB i X)