Zdj.: Obrady ZG SDP - od lewej - skarbnik SDP Aleksandra Tabaczyńska, wiceprezes SDP Mariusz Pilis, wiceprezes SDP i dyrektor CMWP dr Jolanta Hajdasz, przewodnicząca EFJ Maja Sever, prezes SDP Krzysztof Skowroński, dyrektor biura ZG SDP Katarzyna Lipska. Fot.: RW/ sdp.pl

Przeciwko SLAPP, niszczeniu polskich mediów publicznyc i cenzurze – obrady Zarządu Głównego SDP

W czwartkowym posiedzeniu Zarządu Głównego SDP wzięła udział przewodnicząca European Federation of Journalists (EFJ), chorwacka dziennikarka Maja Sever (na zdjęciu pomiędzy Jolantą Hajdasz, wiceprezesem SDP a Krzysztofem Skowrońskim, prezesem SDP). Rozmowy dotyczyły m.in. procesów SLAPP, które mają charakter represywny i mają utrudnić pracę a niekiedy i życie dziennikarzom piszącym krytycznie, na przykład o samorządach ale także o najważniejszych dla kraju sprawach.

Szefowa EJF nie musiała nas przekonywać jak ważne jest przeciwstawianie się procesom SLAPP (ang. Stategic Lawsuit Against Public Participation). Pozwy przeciwko tak zwanej partycypacji społeczeniej stanowią – jak podkreśliła Maja Sever – poważny problem w Europie.

W naszej polskiej rzeczywistości dziennikarskiej ma to wyraz w pozywaniu polskich dziennikarzy z art 212. Kodeksu Karnego. Kiedyś było to zniesławienie, ale ze względu na postępowanie, kiedy mamy do czynienia z opublikowaniem ustaleń faktycznych dziennikarza w mediach z artykułu 212 robi nam się paragraf 22.

Wszyscy wiemy, jak boleśnie są doświadczani są dziennikarze pozywani z tego artykułu jeszcze przez orzeczeniem ewentualnej winy. W praktyce w większości takich postępowań mamy do czynienia z „zabezpieczeniem” praw pozywającego najczęściej poprzez wyłączenie jawności postępowania. To oznacza, że o procesie dziennikarza nie mogą mówić… sami dziennikarze. Zdaniem dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP i wiceszefowej SDP dr Jolanty Hajdasz problem art. 212, czyli polskiej odmniany SLAPP, narasta. Podobne zaniepokojenie wyraziła przewodnicząca EFJ Maja Sewer.

W rozmowie z członkami zarządu SDP i prezesem Krzysztofem Skowrońskim podczas czwartkowego posiedzenia przedstawicielka EFJ została poinformowana, że SDP wraz z innymi organizacjami dziennikarskimi w Polsce i Europie będzie działało na rzecz likwidacji patologii prawnej w postaci SLAPP.

Maja Sever obiecała także przyjrzeć się stanowi mediów w Polsce po przejęcia mediów publicznych przez  koalicję rządzącą w grudniu 2023 r.

Naszym zdaniem, zdaniem SDP wyrażanym wielokrotnie w licznych oświadczeniach i stanowiskach, 4 miesiące temu doszło do bezprawnego zawłaszczenia mediów publicznych poprzez siłowe, bezprawne próby a potem likwidacji oraz do skandalicznych decyzji skutkujących zwolnieniem wielu dziennikarzy. SDP uznała to za przykład bezprecedensowego, całkowicie niezgodnego z prawami Polski i Unii Europejskiej niszczenia mediów w Polsce, m.in Telewizji Polskiej, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej.

Poniżej treść niektórych oświadczeń SDP z początku br.:

 

Także media konserwatywne – w naszej, SDP, opinii – są zwalczane przez rządzącą od 13 grudnia 2023 r. koalicję chociażby poprzez utrudnianie pracy m.in. dziennikarzom TV Republika, wPolityce, Gazety Polskiej, Do Rzeczy, Radia Wnet i lokalnym portalom oraz wielu innym mediom.

Sever obiecała, że wnioski ze spotkania z SDP przedstawi władzom EFJ i zachęcała nas do dalszej walki ze SLAPP i o niezależność mediów, likwidację cenzury narzucanej przez pracodawców medialnych oraz o prawa dziennikarskie.

red/ re

 

Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP w obronie TV Biełsat

CMWP SDP stanowczo protestuje przeciwko planowanemu, drastycznemu zmniejszeniu budżetu Telewizji Biełsat w 2024 r.  przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych i TVP S.A. oraz apeluje do wszystkich odpowiedzialnych osób i instytucji o podjęcie działań w celu utrzymania tej stacji. W ciągu 14 lat swojego istnienia telewizja Biełsat TV wypracowała sobie znaczące miejsce w systemie prasowym państw Europy Wschodniej, przede wszystkim na Białorusi, w Rosji i na Ukrainie. Stała się także ważnym narzędziem realizacji w tej części Europy zasady wolności słowa oraz niezależności i pluralizmu mediów. Próby osłabienia tego znaczenia są obecnie wyjątkowo niepokojące i niebezpieczne.

Biełsat TV jest jedynym, niezależnym, białoruskojęzycznym kanałem telewizyjnym. Kanał powstał w 2007 roku z inicjatywy redaktor Agnieszki Romaszewskiej – Guzy oraz grupy białoruskich i polskich dziennikarzy, jako integralna część polskiego nadawcy publicznego – Telewizji Polskiej S.A. Od początku współfinansuje go polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych przy wsparciu rządów kilku europejskich krajów oraz szeregu fundacji.

7 marca 2024 r. na swoim profilu na Facebooku dyrektor Biełsat TV Agnieszka Romaszewska – Guzy poinformowała, iż MSZ zaplanowało zmniejszenie tegorocznego budżetu Biełsatu  o prawie 50%. Żadna instytucja nie przeżyje cięcia budżetu prawie o połowę.  Zeszłoroczny budżet Biełsatu to 74 mln (w tym 63 mln z MSZ, a 11 z TVP).  W roku 2024 to 40 mln z MSZ, a TVP nie da nic, bo nie ma – napisała dyrektor Biełsat TV. Dla stacji oznacza to w praktyce początek likwidacji, ponieważ w/w budżet nie wystarczy na utrzymanie obecnej aktywności telewizji w mediach tradycyjnych i społecznościowych.

Aktualnie Biełsat (biał. Белсат, ros. Белсат, ang. Belsat) to platforma multimedialna, na którą składa się białoruska telewizja i rosyjskojęzyczny kanał Vot Tak, a także 13 kanałów na YouTube, portale internetowe w 4 językach (białoruski, rosyjski, polski, angielski) i szereg profili w mediach społecznościowych, takich jak Facebook, Instagram czy X (dawny Twitter). Łącznie stacja nadaje w językach białoruskim, rosyjskim i ukraińskim blisko 21 godzin programu dziennie. Oryginalną ofertę stacji przygotowuje prawie 300 współpracowników – dziennikarzy przebywających w krajach postsowieckich, a także wydawców, managerów i techników w Polsce. Dodatkowe materiały dostarczają korespondenci pracujący w głównych, europejskich stolicach. Stacja wyprodukowała prawie 200 filmów dokumentalnych, a jej produkcje otrzymały około 80 nagród na międzynarodowych festiwalach.  Dziennikarze Biełsat TV od początku istnienia stacji swoje programy tworzą w języku białoruskim, co stanowi istotny wyróżnik stacji w medialnej przestrzeni Białorusi. Jak informuje na swojej stronie internetowej Biełsat, podczas, gdy władze państwowe z wrogością odnoszą się do przejawów białoruskości w życiu publicznym, Biełsat konsekwentnie pracuje na rzecz popularyzacji tego języka nie tylko przez jego ciągłą obecność na antenie, lecz także propagując białoruską literaturę oraz wspierając inicjatywy edukacyjne. Zapraszanym do studia gościom pozostawia się jednak swobodę wyboru między językiem białoruskim, a wciąż dominującym rosyjskim.

Zaangażowanie Biełsatu w walkę z białoruską i rosyjską propagandą w krajach postsowieckich spotkało się z brutalnymi represjami wobec jego dziennikarzy. Aktualnie w więzieniach na Białorusi przebywa 28 dziennikarzy, część z nich to współpracownicy telewizji Biełsat.

CMWP SDP stanowczo apeluje do Premiera i Ministra Spraw Zagranicznych oraz pozostałych przedstawicieli obecnego Rządu RP o przywrócenie finansowania Biełsat TV przynajmniej  na dotychczasowym poziomie.

 dr Jolanta Hajdasz, dyrektor CMWP SDP 

Warszawa, 11 marca 2024 r.

Dodatkowe informacje: TUTAJ, TUTAJTUTAJ.

 

Fot.: re/h/a

HUBERT BEKRYCHT: Mój bełkot kontra niestrawny twarożek polityczny

W sprawie krytycznego wobec Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich artykułu zabrał głos szef Press, miesięcznika chwalącego media sławiące obecny rząd i ganiącego wszystkie inne. Oczywiście, że sdp. pl i piszący te słowa nie spodobali się szefowi Press. Szydziłem nieco z miesięcznika i elektronicznego rejestru sukcesów „dobrych” mediów oraz porażek mediów „złych” – nie dziwię się frustracji kierownictwa periodyku, który mój wstęp do odpowiedzi prezesa SDP Krzysztofa Skowrońskiego nazwał „bełkotem” – z tego określenia wkurzonego szefa Press jestem dumny.

Publikacja Press poświęcona była w całości zmanipulowanej przez SDPR (organizacja, która sprzyjając Jaruzelskiemu, w stanie wojennym ukradła Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich) informacji, że z powodu instalacji monitoringu w Domu Dziennikarza użytkownicy i goście budynku przy ul. Foksal 3/5 mają trudności z wejściem do środka.

Moja odpowiedź we wstępie listu prezesa SDP Krzysztofa Skowrdońskiego była adekwatna do ekscytacji Press.

STOWARZYSZENIE DZIENNIKARZY POLSKICH: Kto ryje pod domem na Foksal?

W odpowiedzi na publikację sdp.pl z 2 marca szefostwo Press wyjaśnia, że autorzy publikacji nie mogli się dowiedzieć wszystkiego, bo SDP nie odpowiada na prośby o komentarz. Nie pisze kierownictwo miesięcznika, kiedy ta próba miała miejsce. Przyznaje się tym samym redakcja miesięcznika poświęconemu m.in. dziennikarstwu, iż zasad dziennikarskich nie dopełniła i napisano bzdury. Chyba głównie na podstawie jednego źródła, czyli członka SDRP, który opisał, jak to dotyka go, że nie wita go już „uśmiechnięty portier” a nie bezduszne maszyny monitoringu.

Prezes Skowroński wysłał odpowiedź na nieprawdziwe informacje Press. I tutaj zaczął się dramat szefa periodyku. Opisuje to w takich słowach:

„Zanim zdążyłem wczytać się w odpowiedź Skowrońskiego (przyszła pocztą we wtorek), portal Sdp.pl już opublikował ten list u siebie. Towarzyszył mu z założenia chyba humorystyczny wstęp Huberta Bekrychta, naczelnego serwisu” – piszę wyraźnie poruszony szef Press jadąc po mnie jak 12 lat temu premier po nie oddanych jeszcze do użytku autostradach.

„Z nieskładnego tekstu zrozumiałem, że autor (…) udziela nam serii redaktorskich rad, po czym konkluduje: ‘Działacie, aby uśmiechnięta władza rządu 13 grudnia, była uśmiechnięta jeszcze bardziej’”.

Ano tak, tak napisałem, bo nie podobała mi się publikacja w poświęconemu dziennikarstwu miesięczniku. Publikacja łamiąca wszelkie standardy dziennikarstwa właśnie. Publikacja przemycająca pogłoski przeplatana wynurzeniami człowieka tęskniącego za PRL.

Dalej jest tylko dla mnie lepiej, bo biorąc pod uwagę trudną pisownię mojego nazwiska, redakcja nie popełnia tu błędu (dziękuję), jak to dawniej bywało. Najbardziej ucieszyła mnie bezsilność szefa Press, który pisze na koniec:

„Wciąż wolę więc myśleć, że SDP trzyma intelektualny poziom Skowrońskiego, który co prawda basuje PiS-owi, ale potrafi pisać, a nie Bekrychta, którego bełkotu nie pojąłby nawet Sasza Pastuszew – Marek Twaróg, Press.pl”.

Epitety jak epitety, ale dawno, dawno temu na moim podwórku przy trzepaku autora powitałby tylko śmiech, bo z takiego groteskowego powodu moja banda nie wytaczała armat.

Cóż zrobić, choć niechętnie, ale odpowiadam:

  1. Nie jestem po imieniu z bandytą Pastuszewem i nie wiem, czy to z sympatii, czy z innego powodu redakcja zdrabnia jego imię;
  2. Nie wzięto pod uwagę, że może celowo wstawiłem „bełkot”, aby nasi wrogowie nie zrozumieli;
  3. Dla was moje zdania o Press to „bełkot”, znam takich dziennikarzy, dla których moje określenia waszego stylu pracy to prawda;
  4. Wydaje mi się, że redakcję rozjuszyło moje odniesienie się bezpośrednio do Press: „Działacie, aby uśmiechnięta władza rządu 13 grudnia, była uśmiechnięta jeszcze bardziej”;
  5. Konwencja napisanego przeze mnie wstępu była istotnie, w założeniu, żartobliwa. Nie każdy jednak musi mieć poczucie humoru. Nawet kierownictwo Press;
  6. Po „niestety” w tytule waszego „artykułu” z 5 marca br. powinien być chyba przecinek;
  7. I to jest najważniejsze, prezes SDP odniósł jednak sukces – Press publikując odpowiedź Skowrońskiego wreszcie przyznało się do błędu. Oczywiście nieświadomie.

 

W pojedynku na krytyczne zdania o czymkolwiek i „intelektualne poziomy” i kto potrafi pisać niech zabrzmi pulitzerowska fraza szefa Press, wówczas szefa Dziennika Zachodniego:

„Rozprawiono się z Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Prof. Adamowi Bodnarowi skończyła się kadencja, a w kwestii nowego rzecznika władza nie zamierza dogadywać z opozycją. Pat.”

Marek Twaróg, Dziennik Zachodni 15 kwietnia 2021 r.

Czyli, szach i mat. Koniec publicystyki.

I jeszcze przypowieść. Wyjaśniam szefostwu Press – to żart.Pewna hrabina dowodząc swojej odwagi kupiła sobie trzy nocniki. Złoty, srebrny i brązowy. A jak weszli ruscy to i tak się… Nie zdążyła po prostu…

 

Hubert Bekrycht

red. nacz. portalu sdp.pl

 

Zdj. Dawno, dwno temu tak w USA reklamowano broń i amunicję. Górny napis "Najtańsza amunicja w Ameryce" Dolny napis: "Z reguły działa..."

HUBERT BEKRYCHT: Nie mamy Pańskiego statutu…, czyli Born in the Pi aR eL

Przykre to, ale trzeba to w końcu napisać – w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich każdy, no prawie każdy, chce mieć swój statut. Przed zjazdem, a szczególnie przed zjazdem statutowo-programowym, który odbędzie się w Kazimierzu 16 i 17 marca br. dyskusja z reguły kończy się awanturą. Bo wszyscy właśnie tuż przed głosowaniem mają genialne pomysły na zapisy naszej stowarzyszeniowej konstytucji, ale tylko kilkanaście osób brało udział w trwających półtora roku posiedzeniach Komisji Statutowej.

Ludzie, teraz chcecie wszystko jeszcze raz przerabiać, nie powiedzieli Wam szefowie oddziałów, że możecie zgłaszać poprawki? Kontaktowaliście się z Waszymi reprezentantami w komisji? Jeśli nie, to czy naprawdę uznajecie, że teraz komisja przyjmie setki poprawek?  Macie oczywiście do tego prawo. Ale jeśli dopiero teraz włączył wam się „redaktor krytyczny”, to odpowiem jak szatniarz z „Misia”: Nie mamy Pańskiego statutu…

Zmiany

Bo wszyscy nie mogą osobiście pisać statutu. A nowy jest konieczny, ponieważ prawnie obecny dokument jest z legislacyjnego średniowiecza, a na pewno sprzed czasów wolności obywatelskiej i gospodarczej.

Dyskusja to jedyny sposób, aby rozstrzygnąć jak nasza stowarzyszeniowa konstytucja ma wyglądać. Musi być to jednak debata nad jakimś projektem. Toteż Komisja Statutowa SDP przedstawiła taki projekt. Na pewno nie jest idealny, ale wynika z kilkudziesięciu godzin spędzonych przed komputerem lub w naszej siedzibie, kiedy to analizowaliśmy każdą propozycję, każdy punkt statutu, każdą analizę prawną. Tak, były to trudne obrady i czasem bardzo do siebie podobne, bo nie raz trzeba było zajmować się przecinkami lub frazeologią prawniczą. Obrady – wybaczcie sarkazm – podczas których nie kłóciliśmy się o to, kto ma być w następnych władzach stowarzyszenia a cierpliwie – jakkolwiek banalnie to zabrzmi – myśleliśmy o przyszłości SDP w tych najtrudniejszych od 1989 roku czasach.

To jeszcze nie wybory

Oczywiście bardzo się cieszę, że będziemy dyskutować na temat statutu i wcale teraz nie martwią mnie odgłosy wyborcze, bo przecież jeszcze w tym roku wybierzemy nowe władze. Tylko na tym marcowym zjeździe nie postępujmy tak, żeby utopić statut w różnego rodzaju jałowych dyskusjach. Kampania wyborcza do władz SDP będzie latem i jesienią. Tam proszę wylewajcie swoje „żale” pod adresem Zarządu Głównego, promujcie się zachęcajcie do głosowaniu na Was. Dlatego nie o tym, no może nie przede wszystkim o tym, powinniśmy rozmawiać na marcowym zjeździe, bo na pierwszym planie jest projekt statutu.

Nie cofajmy zegarów

Wybaczcie, ale postawa roszczeniowa wobec statutu nic nie zmieni. Nie każdemu musi się wszystko podobać, tak jak Konstytucja Polski, kodeks spółek handlowych, regulaminy pływalni lub placu zabaw. Ważny jest kompromis i debata nad tym konkretnym projektem.

Byłem dawno temu jako reporter na pewnym zjeździe pewnej partii politycznej. Jeden z jej młodych członków proponował, aby ugrupowanie się zmieniło na bardziej – jak to nazwano – progresywne (pewnie wiecie już, co to za partia). Starszy członek oburzył się i odparł, że on też za tym jest, ale nie mogą członkowie owej partii zapominać, kiedy się urodzili. I na dowód swoich nowocześnie „konserwatywnych” poglądów zacytował, w mało chyba przemyślany sposób, piosenkę Bruce’a Sprinsteen’a „Born in the USA” chcąc podkreślić przywiązanie do… Polski. Pudło. Konsternacja i cisza na sali. Nagle słychać głos partyjnego nestora prowadzącego obrady:

– Chciałeś chyba powiedzieć: Born in the Pi aR eL.

Nie cofajmy czasu, nie miejmy pretensji o to, że biegnie. Pozostańmy na marcowym zjeździe głównie przy sprawach statutowych i programowych.

Protest CMWP SDP przeciwko niewpuszczeniu TV Republika na konferencję prasową ministra kultury 15.02.24

CMWP SDP stanowczo protestuje przeciwko naruszaniu zasady pluralizmu i wolności słowa demokratycznego państwa przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego podpułkownika Bartłomieja Sienkiewicza poprzez uniemożliwienie uczestnictwa w jego konferencji prasowej 15 lutego  2024 r. dziennikarzowi i ekipie telewizyjnej Telewizji Republika. Ekipa ta nie została wpuszczona na otwartą konferencję do budynku tego ministerstwa kultury i dziedzictwa narodowego. Tymczasem dla innych mediów konferencja ta była ogólnodostępnym wydarzeniem, uczestniczyło w niej kilkudziesięciu dziennikarzy, redaktorów, operatorów i fotoreporterów. Ekipa TV Republika dochowała należytej staranności i w stosownym czasie przekazała wszystkie niezbędne informacje , by uzyskać akredytację i móc wejść na tę konferencję.

 Reporter Telewizji Republika Michał Gwardyński i jego ekipa telewizyjna jako jedyni nie zostali wpuszczeni do budynku ministerstwa i nie mogli uczestniczyć w konferencji. To skandaliczne wydarzenie, które nie ma prawa zdarzyć się w demokratycznym państwie. 

W kontekście tej odmowy szczególnie wymowne jest to, iż obecnie TV Republika jest jedyną x niewielu stacji telewizyjnych, która na żywo relacjonuje bezprawne i kontrowersyjne  działania rządu Donalda Tuska. Po siłowym przejęciu przez ten rząd mediów publicznych telewizja ta stała się dla milionów Polaków głównym, a często jedynym źródłem aktualnych informacji. Telewizja Republika jest przy tym tą ogólnopolską telewizją, która rzetelnie prezentuje opozycyjny wobec rządu punkt widzenia  problemów politycznych i społecznych. Brak zgody na uczestnictwo TV Republika w publicznych wydarzeniach organizowanych przez urzędujących ministrów należy traktować jako szykanę wobec tych mediów, które przedstawiają krytyczne wobec rządu analizy  i opinie. Jest to  brutalne niszczenie  pluralizmu i zasady wolności słowa w naszym kraju.

Niedopuszczalne i wyjątkowo skandaliczne jest przy tym publiczne szkalowanie dziennikarzy i pracowników TV Republika przez polityka- członka aktualnego rządu . Minister podpułkownik Bartłomiej Sienkiewicz użył wobec  dyskryminowanej przez siebie stacji zniesławiających słów  „instytucja złodziei”   mówiąc : Póki nie będę miał pewności, że ta instytucja to instytucja dziennikarska, a nie instytucja złodziei, nie widzę żadnego powodu, żeby zapraszać tych przedstawicieli na moje konferencje. Jest to bezpodstawne atakowanie mediów przez  podważanie ich wiarygodności, a gdy takie słowa wypowiada urzędujący minister, za którym stoi władza i policja staje się to wyjątkowo jaskrawym naruszeniem zasady wolności słowa. Minister jest bowiem zobowiązany do równego traktowania wszystkich dziennikarzy i przedstawicieli świata mediów, gdyż w demokratycznym państwie to one reprezentują opinię publiczną.

CMWP SDP podkreśla, iż w ten sposób przedstawiciele obecnego rządu Donalda Tuska naruszają konstytucyjną zasadę wolności słowa demokratycznego państwa, która to obejmuje nie tylko wolność wyrażania swoich poglądów, ale także  pozyskiwania  i rozpowszechniania  informacji. Zarówno na gruncie prawa krajowego jak i międzynarodowego wolność słowa i prasy stanowią podstawowe swobody i wartości, do których ochrony obowiązane są zarówno instytucje państwowe oraz inne organizacje działające w przestrzeni publicznej. Opisana praktyka wykluczania dziennikarzy z dostępu do informacji budzi więc zdecydowany sprzeciw, nie sposób bowiem przyjąć, by opisane wyżej działania  miały się przyczynić do wzmocnienia demokracji czy respektowania zasady wolności słowa.

CMWP SDP zapowiada, iż będzie wspierać kierownictwo i właścicieli TV Republika , jeśli zdecydują się skierować do sądu pozew przeciwko ministrowi kultury i dziedzictwa narodowego.

dr Jolanta Hajdasz, dyrektor CMWP SDP 

Warszawa, 16 lutego 2024 r.

Rys. Cezary Krysztopa

CEZARY KRYSZTOPA: Koalicja 13 grudnia przegra

Wydaje się, że do komentowania bieżących wydarzeń politycznych bardziej dziś nadają się prawnicy niż publicyści. Ale odkładając na bok skutki prawne, postaram się przyjrzeć skutkom wizerunkowym, tego co stało się wokół Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika.

Oczywiście najważniejsze, że wyszli. Wielodniowa głodówka mogła się skończyć różnie, zapewne nie bez powodu ostatniego dnia odsiadki Mariusza Kamińskiego do szpitala odwiozła karetka na sygnale. A jednak obydwaj są już z rodzinami, wydają się być w niezłej formie i w bojowych nastrojach.

Mogli to wygrać…

Warto się jednak przyjrzeć co ta sytuacja zmienia w ogólnym bilansie politycznych naprężeń. A wydaje mi się, że Koalicja 13 grudnia miała tu wszelkie narzędzia, by tę sprawę, szczególnie w oczach najtwardszego elektoratu, wizerunkowo wygrać. Z pomocą „nadzwyczajnej kasty”, która bezczelnie zakwestionowała sobie konstytucyjną prerogatywę Prezydenta dotyczącą prawa łaski, założyli Prezydentowi „podwójnego nelsona”. Z jednej strony presja emocjonalna – pozostający w więzieniu ludzie, którzy za walkę z korupcją powinni dostać medale, a nie pozostawać w więzieniu, z drugiej presja prawników (bo nie prawa) żeby przyznał, że w praktyce rezygnuje ze swojej konstytucyjnej prerogatywy. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że celem działań ludzi Tuska, oprócz chęci zemsty na zwalczających korupcję i wysłania sygnału, że „już można kraść”, był Prezydent, jego poniżenie i odebranie mu możliwości działania. Być może nawet przede wszystkim Prezydent.

I nie pomógłby tutaj nawet sprytny wybieg Prezydenta, który ponownego ułaskawienia dokonał w zupełnie innym trybie, nie konstytucyjnym, a kodeksu postępowania karnego, w którym, o ile dobrze rozumiem, nawet nie był inicjatorem procedury. Chyba mało kto zrozumiał istotę tego wybiegu, a też nikt nikomu tego specjalnie nie tłumaczył. Prawnie sprytne, wizerunkowo, zapewne byłoby nieskuteczne. Tym bardziej, że grube medialne ryby usiłowały sprawić wrażenie, że „Prezydent się złamał i ułaskawił drugi raz”. Sam nie od razu pojąłem na czym to polega. Wizerunkowo to było dla Koalicji 13 grudnia absolutnie do wygrania.

 

..ale przegrają

Ale nie będzie. Nie będzie ponieważ wywołano potężną histerię. Zawziętość i pospiech z jakim ścigano Kamińskiego i Wąsika, wyzywanie od „przestępców”, „kryminalistów”, „zbrodniarzy”, ludzi, którzy zostali skazani w dość wątpliwym procesie za błędy proceduralne w śledztwie ws. korupcji, po którym miały miejsce skazania (!), skumulowały potężny negatywny ładunek emocjonalny, zupełnie nieadekwatny do skali ich „winy”.

„Elyty” medialne dostały czegoś w rodzaju ataku szału. Arleta Zalewska z TVN usiłowała dopytywać na korytarzach sejmowych o to jak ukarać uwięzionych posłów za głodówkę, która prowadzą, Kamila Biedrzycka z Super Expressu zrobiła na Twitterze aferę o to, że żona Mariusza Kamińskiego puściła do swojego syna „oczko” z radości po informacji o uwolnieniu męża, Patryk Michalski z Wirtualnej Polski wypuszczał kolejne tweety (xity?) z szybkością pepeszy ideowego matrosa. A to tylko trzy z wielu przykładów.

I nie ma się czemu dziwić, że konsumentom ich przekazu odwaliło. Jak zauważył Piotr Semka, na profilach „wiodących mediów” pojawiły się komentarze, w których ośmiogwiazdkowcy wygarniali swoim ukochanym przekaziorom, które w ich mniemaniu po wyjściu z więzienia „za dużo już pokazywały Kamińskiego i Wąsika”. Nie mogli znieść widoku uśmiechniętych posłów PiS, nie mogli znieść widoku padających w objęcia rodzin, nie mogli znieść słów jakie padały z ich ust, słów godnych i pozbawionych skazy strachu czy pokory skruszonych przed potęgą „przestępców”. Oczywiście, że jeśli wywołało się histerię żądzy zemsty, nie mogą być sukcesem wizerunkowych obrazy ludzi duchowo silnych i szczęśliwych.

Dlatego uważam, że tę bitwę, na własne życzenie, Koalicja 13 grudnia przegra. To czy wygra ją PiS, jest już tematem na oddzielny tekst.

Fot. Pixabay

Papież Franciszek o sztucznej inteligencji w Orędziu na 58. Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu

„Wykorzystanie sztucznej inteligencji może wnieść pozytywny wkład w dziedzinę komunikacji, jeśli nie unieważni roli dziennikarstwa w terenie, ale wręcz przeciwnie będzie je wspierać – napisał papież Franciszek w Orędziu na 58. Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, które poświęcone zostało szansom i zagrożeniom jakie niesie rozwój AI.

Orędzie pod tytułem „Sztuczna inteligencja i mądrość serca: dla komunikacji w pełni ludzkiej” opublikowane zostało 24 stycznia 2024 r., we wspomnienie św. Franciszka Salezego, patrona dziennikarzy.

Papież zwraca w nim uwagę, że rozwój sztucznej inteligencji w radykalny sposób zmienia informację i komunikację. Budzi zdumienie, które oscyluje między entuzjazmem a dezorientacją, i przede wszystkim stawia nas przed pytaniem jaka będzie przyszłość człowieka w erze sztucznej inteligencji?

W dalszej części orędzia Franciszek podkreśla, że „tylko odzyskując mądrość serca, możemy odczytać i zinterpretować nowość naszych czasów i na nowo odkryć drogę do komunikacji w pełni ludzkiej”. Przypomina, że w rozumieniu biblijnym serce jest siedzibą „wolności i najważniejszych życiowych decyzji, jest symbolem integralności, jedności, ale przywołuje także uczucia, pragnienia, marzenia, i przede wszystkim jest wewnętrznym miejscem spotkania z Bogiem”.

„Mądrość serca jest zatem tą cnotą, która pozwala nam łączyć całość i części, decyzje i ich konsekwencje, wzniosłości i słabości, przeszłość i przyszłość, ja i my” – pisze papież. Dalej podkreśla, że takiej mądrości nie można oczekiwać od maszyn. Zwraca uwagę. że w przypadku terminu „sztuczna inteligencja”, słowo „inteligencja” może być mylące.

„Maszyny z pewnością mają niezmiernie większą zdolność niż człowiek do przechowywania danych i korelowania ich ze sobą, ale to człowiek i tylko człowiek musi rozszyfrować ich sens” – zauważa Franciszek.

Przypomina, że jak każdy wytwór techniki sztuczna inteligencja może być dla nas szansą lub zagrożeniem.

„Systemy sztucznej inteligencji mogą przyczynić się do procesu wyzwolenia z niewiedzy i ułatwić wymianę informacji między różnymi narodami i pokoleniami. Mogą na przykład sprawić, że ogromne bogactwo wiedzy, zapisanej w minionych wiekach, stanie się dostępne i zrozumiałe, lub sprawić, że ludzie będą komunikować się w nieznanych im językach. Ale jednocześnie mogą być narzędziami ‘skażenia poznawczego’, przekształcenia rzeczywistości poprzez częściowo lub całkowicie fałszywe narracje, w które się wierzy – i którymi się dzieli – tak, jakby były prawdziwe” – pisze papież i dalej zwraca uwagę na problemy takie jak dezinformacja, fake newsy czy deep fake.

Franciszek widzi konieczność regulacji, które zapobiegłyby rozwojowi sztucznej inteligencji w złym kierunku.

„Podobnie jak wszystko inne, co wyszło z umysłu i rąk człowieka, algorytmy nie są neutralne. Dlatego konieczne jest działanie prewencyjne, proponując modele regulacji etycznych w celu powstrzymywania szkodliwych i dyskryminujących, niesprawiedliwych społecznie implikacji systemów sztucznej inteligencji, oraz w celu przeciwdziałania ich wykorzystywaniu do ograniczania pluralizmu, do polaryzacji opinii publicznej lub do budowania jednolitego myślenia” – pisze papież.

Franciszek w dalszej części orędzia podkreśla, że wielkim możliwościom dobra płynącego z wykorzystywania nowych narzędzi komunikacji i poznania „towarzyszy ryzyko, iż wszystko zostanie przekształcone w abstrakcyjną kalkulację, która sprowadza ludzi do danych, myśl do schematu, doświadczenie do przypadku, dobro do zysku, a przede wszystkim, że dojdziemy do zaprzeczenia wyjątkowości każdej osoby i jej historii, niszcząc konkretność rzeczywistości w serii danych statystycznych.”

„Niedopuszczalne jest, aby wykorzystanie sztucznej inteligencji prowadziło do anonimowego myślenia, do gromadzenia nieuwierzytelnionych danych, do zbiorowego zaniedbania odpowiedzialności redakcyjnej” – ostrzega papież.

Zwraca uwagę, że rzeczywistości nie można przedstawiać tylko za pomocą  dużych zbiorów danych, gdyż prowadzi to do utraty prawdy o rzeczach, utrudnia komunikację międzyludzką i grozi zniszczeniem naszego własnego człowieczeństwa. Zdaniem Franciszka informacji nie da się oddzielić od prawdziwych relacji.

„Wykorzystanie sztucznej inteligencji może wnieść pozytywny wkład w dziedzinę komunikacji, jeśli nie unieważni roli dziennikarstwa w terenie, ale wręcz przeciwnie będzie je wspierać– podkreśla papież.

Na koniec orędzia Franciszek stawia szereg pytań, na które musi opowiedzieć człowiek, aby zastanowić się „czy sztuczna inteligencja doprowadzi do utworzenia nowych kast opartych na dominacji informacyjnej, rodząc nowe formy wyzysku i nierówności; czy wręcz przeciwnie, przyniesie więcej równości, promując poprawną informację i większą świadomość przeżywanych obecnie przemian dziejowych, sprzyjając wysłuchaniu różnorodnych potrzeb osób i narodów, w zróżnicowanym i pluralistycznym systemie informacyjnym”.

Odpowiedź, zdaniem papieża, zależy od nas.

„To człowiek decyduje, czy stać się pokarmem dla algorytmów, czy też karmić swoje serce wolnością, bez której nie wzrastamy w mądrości. Mądrość ta dojrzewa, doceniając czas i uwzględniając słabości. Rośnie w przymierzu między pokoleniami, między tymi, którzy pamiętają przeszłość, a tymi, którzy mają wizję przyszłości. Tylko razem wzrasta zdolność do rozeznania, do czujności i do postrzegania rzeczy z perspektywy ich spełnienia” – przypomina Franciszek w Orędziu na 58. Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu.

opr. jka, źródło:eKAI.pl

HUBERT BEKRYCHT: Mikrodziennikarstwo i nakładanie klapek odbiorcom mediów publicznych

Szarmanckie podniesienie mikroportu Justyny Dobrosz-Oracz z Gazety Wyborczej przez lidera KO jest hołdem Donalda Tuska wobec wiernych mu mediów. Znając miłość do amatorskiej reżyserii tych dwóch osób nie zdziwiłbym się, gdyby to była zwykła ustawka. Niektórzy pewnie się oburzą, boć to przecież premier premierów był uprzejmy wobec kobiety. Zastanówmy się zatem, co stałoby się, gdyby mikroport wypadł dziennikarce TVP czy Polskiego Radia? No właśnie. I to jest ta różnica.

Skandaliczne wypowiedzi polityków KO, TD i NL a także cichego koalicjanta, czyli Konfederacji, wobec ludzi pracujących w mediach publicznych oraz mediach konserwatywnych nigdy nie mogą stać się standardem.

Eskalacja

Musimy je piętnować i po prostu mówić o tym odbiorcom. Straszenie dziennikarzy przez polityków, którzy zrobili z tego amunicję wyborczą to już poważniejsza sprawa, tu trzeba natychmiast zgłaszać taki fakt odpowiednim organom.

Na osobne potraktowanie zasługuje jednak szczególne naruszenie wolności słowa. Otóż służby niezaprzysiężonego jeszcze rządu we wtorek odmówiły akredytacji TVP i Polskiemu Radiu podczas wizyty premiera Tuska w Brukseli. Tak, Tusk ma to, co chciał. Nie lubi dziennikarza, nie dostanie ów dziennikarz akredytacji. Potem, pomimo miłosiernie usuniętych barierek, będzie zakaz wejścia na teren parlamentu – najpierw dla mediów publicznych, potem dla mediów konserwatywnych.

Polowanie

Pogarda dla dziennikarzy, którzy nie sprzyjają ekipie Tuska? Też, to jednak przede wszystkim pogarda, dla odbiorców prześladowanych w ten sposób dziennikarzy. Odbiorców, którzy korzystają (jeszcze) z pluralizmu medialnego.

Ten rządowy już zamach na niezależność mediów pod hasłem tzw. odpolitycznienia ma szansę stać się większym skandalem niż atak na żydowski symbol i zdrowy rozsądek w wykonaniu posła Grzegorza Brauna z Konfederacji. Konfederacji oswajanej przez nową koalicję i hodowanej przez KO, TD i NL. Dlaczego? Aby osłabić PiS. Czyli, nic nowego, ale forma tej politycznej intrygi śmierdzi szkołą moskiewską na kilometr.

Polowanie z nagonką trwa, ale wielu dziennikarzy nie będzie iść pod kule pijanych ze szczęścia myśliwych. Atakowani potrafią się odgryźć. Praworządnie, demokratycznie a nawet stomatologicznie.

Supermeming

Rubryka zabawna i przez to smutna bardzo – HUBERT BEKRYCHT: Neo-dziennikarstwo

Nigdy nie zastanawiałem się, kto przez ostatnie osiem lat był neo-dziennikarzem i dla kogo.  Pewne jest jednak, że sam termin wyszedł już mody jak buty zimowe Relax, bo wszystko, co „za ponurych rządów PiS” było „neo” teraz w obliczu „światłości” staje się normalne. I przez myśl „normalnym” nie przejdzie, że dawni „neo” mogą – teraz ich – też nazywać „neo”. Czy neo-dziennikarstwo to zemsta ambicji nad prawdą? Chyba tak. Jak nabzdyczony marszałek Hołownia, który gniewa się, że niektórzy dziennikarze nazywają go, z sympatią przecież, laleczką Chucky. No, to coś innego…

 

Postanowiłem od czasu do czasu zaprezentować przegląd postów na portalach społecznościowych rozmaitych dziennikarzy z wielu redakcji. Oczywiście będzie to przegląd mój, czyli stronniczy, konserwatywny w najgorszym dla progresistów wydaniu. Czyli, uwaga, „neo” – przegląd zatytułowany „Ogłoszenia najdrobniejsze”.

Oto, tuż po „wzięciu Sejmu” – zdaniem niektórych dziennikarzy postępu i powracającej wolności – należy koncertowo przykładać PiS, bo przedtem były tylko spontaniczne ataki przeciwko prawicy „pragnącej przywrócić cenzurę”.

 

Przypadek pierwszy: Konrad Piasecki  

(metryczka na X /d. Twitter/)

 

O czymże pisze i kogo zaszczyca uwagą najsławniejszy poszukiwacz rtęci w Wiśle? A pisze, nieoczekiwani zupełnie, o tym, że nie lubi ministra kultury i dziedzictwa narodowego.

„Podłość” powiada Piasecki  wypominając Glińskiemu, że przychodził do jego programów. A jednak minister nie napisał o stacji redaktora „komunistyczna”. A mógł.

 

Przypadek drugi: Cezary „Trotyl” Gmyz

 (metryczka na X /d. Twitter/)

 

Rozbawił mnie, jak zwykle, Gmyz, bo jest niepowtarzalny. Nawet jeśli prezentuje nie swoją twórczość.

 

Szczególnie podoba mi się to, że Gmyz podaje dalej mem, w którym marszałek Hołownia jest przedstawiony w inny sposób niż jako laleczka Chucky… Gmyz, jak my wszyscy, będzie siedział za powielanie propagandy PiS.

 

Przypadek trzeci: Kamil Dziubka

(metryczka na X /d. Twitter/)

Boże jak ja lubię te bezstronne, obiektywne relacje – te perełki redaktora Dziubki… 🙂

„Dojmujące” – pisze redaktor. Tak jak pozostałe jego doniesienia? To chyba u KD z O a dawniej z TVP  jest niemożliwe…

 

Do zobaczenia w lepszym neo-świecie

 

HB

 

Fot.: HB

O nieznośniej lekkości zarabiania pieniędzy przez tzw. dziennikarzy pisze HUBERT BEKRYCHT: Klikarze

Podczas politycznych przełomów jak nigdy widać naszą pracę. Odbiorca praktycznie od ręki dysponuje obrazem, dźwiękiem i opisem tego, co dzieje się np. podczas poniedziałkowego (13.11.2023 r.) rozpoczęcia nowej kadencji parlamentu. Niestety, oprócz dziennikarzy, w tym gorącym czasie dorabiają tzw. klikarze, czyli dawni dziennikarze albo – częściej – ludzie będący pracownikami mediów zatrudniani po to, aby rozliczne portale miały się czym karmić. To tzw. kontent (content), czyli zawartość głów chcących kreować news’y ludzi. Kiedy zaczynałem, jako dziennikarz nie można było nawet pomyśleć o „kreacji wiadomości”. Ale, kto bogatemu (wydawcy) zabroni?

Nie ma żadnych nowoczesnych regulacji prawnych dotyczących nowych form dziennikarskich – to pierwszy problem szkodliwego wpływu klikarzy na nasz zawód. Prawnicy redakcyjni dosłownie wyrębują wąskie ścieżki w dżungli przepisów. Jeśli są nieuczciwi, mogą – jak łyżwiarze figurowi – omijać przeszkody przepisów oczywistych wynikających z kodeksów. Często zresztą przepisów ze sobą sprzecznych. Robią miejsce dla klikarzy i ich pseudoinformacji. Jeśli zaś prawnik redakcyjny jest uczciwy i chce działać ws. klikarzy zgodnie z literą prawa… Może stracić pracę.

Fikcja prawa i prawo fikcji

Pseudowiadomości są w tej chwili podstawową zawartością wielu dużych serwisów informacyjnych. Przy czym klikalność jest tu osobnym zagadnieniem, chodzi też o liczbę cytowań. Kiedyś śmialiśmy się z prasy bulwarowej, z pracujących tam koleżanek i kolegów, z tego, że muszą pisać o tym, że człowiek pogryzł psa lub we wsi opodal dużego miasta na świat przyszło cielę z trzema głowami. Brrr.

Teraz jest gorzej, choć z pozoru niewiele zwiastuje gnicie zawodu. Dziennikarskie, reporterskie relacje, korespondencje, łączenia bezpośrednie – tzw. live’y, felietony, analizy – wszystko to możemy znaleźć bez względu na charakter i formułę działalności mediów. W kilkanaście sekund. Na popularnych portalach, które słyną z tego, że są popularne, jak wrzód na siedzeniu wielu redaktorów naczelnych wyskakują problemy z nowym dziennikarstwem, w tym z wymyślaniem bzdur powielanych potem przez koncerny medialne. Koncerny, które odpowiadają prawnie za pierdółki wypisywane przez swoich „dziennikarzy” – klikarzy.

Tak, ale nie

Dziesiątki przykładów bagnistych wiadomości prezentowanych każdego dnia dostarczają nam portale nowe i te istniejące przy dużych gazetach, rozgłośniach telewizjach.

Rozbawił mnie „dziennikarz” (tak się przedstawia na profilu społecznościowym), który opisywał sytuację po obradach Sejmu, gdzie sensacyjnym tonem obwieszczał, że minister rządu premiera Mateusza Morawieckiego nie został wypuszczony z gmachu na ulicy Wiejskiej. Dlaczego? Bo w kuluarach trwało świętowanie wybrania dwóch posłanek na wicemarszałków KO. Sensacja? Jeszcze nie. Otóż minister został zmuszony do „zmiany trasy” i wyjścia z parlamentu innym wyjściem, bo nie chciał się przepychać… W tym przypadku zamiast ministra internauci wyśmiewali klikarza – „dziennikarza”.

Potem jeszcze, chyba to już „news” kogoś innego, ktoś z sejmowych kondorów (aby nie pisać sępów) do zadań specjalnych zauważył post nowego posła, orzełka z partii mającej malutki klub (sprawdzić, czy okna zamknięte), który opisywał tego samego ministra stojącego w kolejce do aktywacji tabletu „mimo, że wszyscy posłowie dostali kod”. Ów nowy poseł ani klikarz nie zauważyli, że takich procedur nie da się wykonać samemu bez złamania zasad bezpieczeństwa. Wszystko można w komputerze zrobić samemu, tylko później nie należy narzekać na ataki hakerskie Moskwy lub Mińska, chyba, że jakaś partia lubi.

Oddzielną kwestią jest zamierzony atak polityczny, podczas którego z ministra próbuje zrobić się człowieka zagubionego, niekompetentnego…

Ostrzejszy obraz uzyskamy dodając do tego, że gorącym towarem są teraz newsy o latającym „normalnymi” samolotami D.Tuskiem a od rana do wieczora media klikane podają, że jeden z posłów lewicy przerwał konferencję, bo na oczach polityków i dziennikarzy wybuchł pożar. Ów poseł za brawurową decyzję o przerwaniu konferencji jest wychwalany pod niebiosa – to klikarze. Informacja została przekazaa przez klikarzy w takim tonie, jakby parlamentarzysta poskomunistycznej formacji sam ten pożar gasił. Chyba tylko dwóch dziennikarzy dodało, że i tak musiał przerwać, bo na miejsce, gdzie stał powinien wjechać samochód Staży Pożarnej.

Kasa, kasa, kasa…

Wśród durnoty klikarskiej braci zdarzają się też wiadomości prawdziwe, ale podane tak, aby sensacja przelewała się z tych kilku zdań i kilku zdjęć, jak wezbrana rzeka przez tamę. Np. prawdą jest, że znany aktor ukradł smakołyki z cukierni. Nikt jednak nie wspomina, że było to 60 lat temu a cukiernia należała do babci aktora. Nikt nie wspomina na początku tego „wstrząsającego wyznania”. Obłęd. Tyle, że bardzo lukratywny dla mediów tworzących takie odpady uchodzące przez kilka dni za objawienia „dziennikarskiego” kunsztu a nawet „dziennikarskiego śledztwa”.

O szkodliwości procederu uprawianego przez klikarzy, który trwa w najlepsze od kilku lat bez żadnych ograniczeń, świadczy fakt, że tych „newsów” nie trzeba oznaczać – „Uwaga, wiadomość potencjalnego sponsora” albo „Uwaga, to nie do końca prawda, ale i tak nam nic nie zrobicie, zatrudniamy dużą korporację prawniczą i sporo jej płacimy”.

Jeszcze przed pandemią, takie produkty dziennikarsko-podobne łatwo było wychwycić. Teraz, nawet specjaliści nie nazywają tych wykwitów fejkami a relacjami kreowanymi… Koniec świata? Jeszcze nie, jest jeszcze AI, czyli sztuczna inteligencja. I nie piszę o rozumowaniu klikarzy, niektórych dziennikarzy, czy wielu polityków oderwanych od pługa swych dawnych dobrych zawodów.

Kontynuując przeglądanie strony zgadzasz się na instalację plików cookies na swoim urządzeniu więcej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close