
Tag: 03

Rubryka zabawna i przez to smutna bardzo – HUBERT BEKRYCHT: Neo-dziennikarstwo
Nigdy nie zastanawiałem się, kto przez ostatnie osiem lat był neo-dziennikarzem i dla kogo. Pewne jest jednak, że sam termin wyszedł już mody jak buty zimowe Relax, bo wszystko, co „za ponurych rządów PiS” było „neo” teraz w obliczu „światłości” staje się normalne. I przez myśl „normalnym” nie przejdzie, że dawni „neo” mogą – teraz ich – też nazywać „neo”. Czy neo-dziennikarstwo to zemsta ambicji nad prawdą? Chyba tak. Jak nabzdyczony marszałek Hołownia, który gniewa się, że niektórzy dziennikarze nazywają go, z sympatią przecież, laleczką Chucky. No, to coś innego…
Postanowiłem od czasu do czasu zaprezentować przegląd postów na portalach społecznościowych rozmaitych dziennikarzy z wielu redakcji. Oczywiście będzie to przegląd mój, czyli stronniczy, konserwatywny w najgorszym dla progresistów wydaniu. Czyli, uwaga, „neo” – przegląd zatytułowany „Ogłoszenia najdrobniejsze”.
Oto, tuż po „wzięciu Sejmu” – zdaniem niektórych dziennikarzy postępu i powracającej wolności – należy koncertowo przykładać PiS, bo przedtem były tylko spontaniczne ataki przeciwko prawicy „pragnącej przywrócić cenzurę”.
Przypadek pierwszy: Konrad Piasecki
(metryczka na X /d. Twitter/)
O czymże pisze i kogo zaszczyca uwagą najsławniejszy poszukiwacz rtęci w Wiśle? A pisze, nieoczekiwani zupełnie, o tym, że nie lubi ministra kultury i dziedzictwa narodowego.
Im dalej od PRL tym bardziej @PiotrGlinski dostrzega w TVN postkomunizm. Choć były czasy, gdy z lubością przyjmował, choćby moje, zaproszenia do tej stacji. Może więc coś złego dzieje się nie z TVN, a z panem ministrem? A serio i osobiście – takie epitety to zwykła podłość https://t.co/icJ198rxv3
— Konrad_Piasecki (@KonradPiasecki) November 14, 2023
„Podłość” powiada Piasecki wypominając Glińskiemu, że przychodził do jego programów. A jednak minister nie napisał o stacji redaktora „komunistyczna”. A mógł.
Przypadek drugi: Cezary „Trotyl” Gmyz
(metryczka na X /d. Twitter/)
Rozbawił mnie, jak zwykle, Gmyz, bo jest niepowtarzalny. Nawet jeśli prezentuje nie swoją twórczość.
— Supermeming (@Supermeming) November 16, 2023
Szczególnie podoba mi się to, że Gmyz podaje dalej mem, w którym marszałek Hołownia jest przedstawiony w inny sposób niż jako laleczka Chucky… Gmyz, jak my wszyscy, będzie siedział za powielanie propagandy PiS.
Przypadek trzeci: Kamil Dziubka
(metryczka na X /d. Twitter/)
Boże jak ja lubię te bezstronne, obiektywne relacje – te perełki redaktora Dziubki… 🙂
PAD właśnie desygnował MM na premiera. Wrażenie groteski coraz bardziej dojmujące. pic.twitter.com/ab7QX5nmBi
— Kamil Dziubka 🇵🇱🇺🇦 (@KamilDziubka) November 13, 2023
„Dojmujące” – pisze redaktor. Tak jak pozostałe jego doniesienia? To chyba u KD z O a dawniej z TVP jest niemożliwe…
Do zobaczenia w lepszym neo-świecie
HB
O nieznośniej lekkości zarabiania pieniędzy przez tzw. dziennikarzy pisze HUBERT BEKRYCHT: Klikarze
Podczas politycznych przełomów jak nigdy widać naszą pracę. Odbiorca praktycznie od ręki dysponuje obrazem, dźwiękiem i opisem tego, co dzieje się np. podczas poniedziałkowego (13.11.2023 r.) rozpoczęcia nowej kadencji parlamentu. Niestety, oprócz dziennikarzy, w tym gorącym czasie dorabiają tzw. klikarze, czyli dawni dziennikarze albo – częściej – ludzie będący pracownikami mediów zatrudniani po to, aby rozliczne portale miały się czym karmić. To tzw. kontent (content), czyli zawartość głów chcących kreować news’y ludzi. Kiedy zaczynałem, jako dziennikarz nie można było nawet pomyśleć o „kreacji wiadomości”. Ale, kto bogatemu (wydawcy) zabroni?
Nie ma żadnych nowoczesnych regulacji prawnych dotyczących nowych form dziennikarskich – to pierwszy problem szkodliwego wpływu klikarzy na nasz zawód. Prawnicy redakcyjni dosłownie wyrębują wąskie ścieżki w dżungli przepisów. Jeśli są nieuczciwi, mogą – jak łyżwiarze figurowi – omijać przeszkody przepisów oczywistych wynikających z kodeksów. Często zresztą przepisów ze sobą sprzecznych. Robią miejsce dla klikarzy i ich pseudoinformacji. Jeśli zaś prawnik redakcyjny jest uczciwy i chce działać ws. klikarzy zgodnie z literą prawa… Może stracić pracę.
Fikcja prawa i prawo fikcji
Pseudowiadomości są w tej chwili podstawową zawartością wielu dużych serwisów informacyjnych. Przy czym klikalność jest tu osobnym zagadnieniem, chodzi też o liczbę cytowań. Kiedyś śmialiśmy się z prasy bulwarowej, z pracujących tam koleżanek i kolegów, z tego, że muszą pisać o tym, że człowiek pogryzł psa lub we wsi opodal dużego miasta na świat przyszło cielę z trzema głowami. Brrr.
Teraz jest gorzej, choć z pozoru niewiele zwiastuje gnicie zawodu. Dziennikarskie, reporterskie relacje, korespondencje, łączenia bezpośrednie – tzw. live’y, felietony, analizy – wszystko to możemy znaleźć bez względu na charakter i formułę działalności mediów. W kilkanaście sekund. Na popularnych portalach, które słyną z tego, że są popularne, jak wrzód na siedzeniu wielu redaktorów naczelnych wyskakują problemy z nowym dziennikarstwem, w tym z wymyślaniem bzdur powielanych potem przez koncerny medialne. Koncerny, które odpowiadają prawnie za pierdółki wypisywane przez swoich „dziennikarzy” – klikarzy.
Tak, ale nie
Dziesiątki przykładów bagnistych wiadomości prezentowanych każdego dnia dostarczają nam portale nowe i te istniejące przy dużych gazetach, rozgłośniach telewizjach.
Rozbawił mnie „dziennikarz” (tak się przedstawia na profilu społecznościowym), który opisywał sytuację po obradach Sejmu, gdzie sensacyjnym tonem obwieszczał, że minister rządu premiera Mateusza Morawieckiego nie został wypuszczony z gmachu na ulicy Wiejskiej. Dlaczego? Bo w kuluarach trwało świętowanie wybrania dwóch posłanek na wicemarszałków KO. Sensacja? Jeszcze nie. Otóż minister został zmuszony do „zmiany trasy” i wyjścia z parlamentu innym wyjściem, bo nie chciał się przepychać… W tym przypadku zamiast ministra internauci wyśmiewali klikarza – „dziennikarza”.
Potem jeszcze, chyba to już „news” kogoś innego, ktoś z sejmowych kondorów (aby nie pisać sępów) do zadań specjalnych zauważył post nowego posła, orzełka z partii mającej malutki klub (sprawdzić, czy okna zamknięte), który opisywał tego samego ministra stojącego w kolejce do aktywacji tabletu „mimo, że wszyscy posłowie dostali kod”. Ów nowy poseł ani klikarz nie zauważyli, że takich procedur nie da się wykonać samemu bez złamania zasad bezpieczeństwa. Wszystko można w komputerze zrobić samemu, tylko później nie należy narzekać na ataki hakerskie Moskwy lub Mińska, chyba, że jakaś partia lubi.
Oddzielną kwestią jest zamierzony atak polityczny, podczas którego z ministra próbuje zrobić się człowieka zagubionego, niekompetentnego…
Ostrzejszy obraz uzyskamy dodając do tego, że gorącym towarem są teraz newsy o latającym „normalnymi” samolotami D.Tuskiem a od rana do wieczora media klikane podają, że jeden z posłów lewicy przerwał konferencję, bo na oczach polityków i dziennikarzy wybuchł pożar. Ów poseł za brawurową decyzję o przerwaniu konferencji jest wychwalany pod niebiosa – to klikarze. Informacja została przekazaa przez klikarzy w takim tonie, jakby parlamentarzysta poskomunistycznej formacji sam ten pożar gasił. Chyba tylko dwóch dziennikarzy dodało, że i tak musiał przerwać, bo na miejsce, gdzie stał powinien wjechać samochód Staży Pożarnej.
Kasa, kasa, kasa…
Wśród durnoty klikarskiej braci zdarzają się też wiadomości prawdziwe, ale podane tak, aby sensacja przelewała się z tych kilku zdań i kilku zdjęć, jak wezbrana rzeka przez tamę. Np. prawdą jest, że znany aktor ukradł smakołyki z cukierni. Nikt jednak nie wspomina, że było to 60 lat temu a cukiernia należała do babci aktora. Nikt nie wspomina na początku tego „wstrząsającego wyznania”. Obłęd. Tyle, że bardzo lukratywny dla mediów tworzących takie odpady uchodzące przez kilka dni za objawienia „dziennikarskiego” kunsztu a nawet „dziennikarskiego śledztwa”.
O szkodliwości procederu uprawianego przez klikarzy, który trwa w najlepsze od kilku lat bez żadnych ograniczeń, świadczy fakt, że tych „newsów” nie trzeba oznaczać – „Uwaga, wiadomość potencjalnego sponsora” albo „Uwaga, to nie do końca prawda, ale i tak nam nic nie zrobicie, zatrudniamy dużą korporację prawniczą i sporo jej płacimy”.
Jeszcze przed pandemią, takie produkty dziennikarsko-podobne łatwo było wychwycić. Teraz, nawet specjaliści nie nazywają tych wykwitów fejkami a relacjami kreowanymi… Koniec świata? Jeszcze nie, jest jeszcze AI, czyli sztuczna inteligencja. I nie piszę o rozumowaniu klikarzy, niektórych dziennikarzy, czy wielu polityków oderwanych od pługa swych dawnych dobrych zawodów.
Odroczona apelacja w sprawie zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary
6 października Sąd Apelacyjny w Poznaniu po raz kolejny odroczył rozprawę apelacyjną po wyroku uniewinniającym byłego senatora Aleksandra Gawronika od zarzutu podżegania do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary w 1992 r. Były senator został uniewinniony 24 lutego 2022 r, prokuratura zaskarżyła ten wyrok.
Po rozpoczęciu rozprawy sędzia Grzegorz Nowak poinformował, że tuż przed procesem wpłynęło pismo do biura podawczego, w którym wezwany na dziś świadek tłumaczy swoją nieobecność chorobą i wyjaśnia, że stosowne zwolnienie lekarskie dostarczy w późniejszym terminie. Pismo, jak się wyraził sędzia było w „formie wydruku komputerowego” i bez podpisu. W opinii sądu takie usprawiedliwienie świadka było niewłaściwe i nie do zaakceptowania. Sędzia oświadczył, że świadek został prawidłowo zawiadomiony i w lipcu odebrał wezwanie. W związku z tym została nałożona na niego kara pieniężna w wysokości 3 tys. złotych.
Poniedziałkowa rozprawa miała być przełomem w sprawie o podżeganie do zabójstwa Jarosława Ziętary. Świadek – są to informacje nieoficjalne – być może zezna, że na początku lat 90. XX wieku Aleksander Gawronik miał szukać płatnego zabójcy, który zlikwiduje niewygodnego dziennikarza. Ze względu na jego nieobecność w sądzie, sędziowie oraz zgromadzenia na sali dziennikarze nie mogli wysłuchać tej relacji. Kolejna rozprawa ma się odbyć 27 listopada. Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP jest obserwatorem tego procesu i przesłało do Sądu Apelacyjnego w Poznaniu opinię amicus curiae, w której poparło apelację krakowskiej prokuratury od wyroku uniewinniającego byłego polityka.
Opinia amicus curiae CMWP SDP w sprawie wyroku dot. zabójstwa red. Jarosława Ziętary TUTAJ.
Protest CMWP SDP przeciwko groźbom polityków Koalicji Obywatelskiej pod adresem red. Michała Rachonia
CMWP SDP stanowczo protestuje przeciwko próbom zastraszania dziennikarzy przez polityków Koalicji Obywatelskiej poprzez kierowanie pod ich adresem gróźb czego kolejnym przykładem jest zachowanie polityków opozycji wobec red. Michała Rachonia w czasie konferencji prasowej KO przed siedzibą TVP w Warszawie. W ocenie CMWP SDP było to zarówno utrudnienie, jak i tłumienie krytyki prasowej , które zgodnie z art. 44 Prawa prasowego zagrożone jest karą grzywny lub ograniczenia wolności. Biorąc pod uwagę ważkość tematów politycznych poruszanych w autorskich programach publicystycznych przez red. Michała Rachonia oraz zagrożenie dla bezpieczeństwa jego i jego bliskich będące konsekwencja tych gróźb, CMWP SDP zapowiada złożenie w najbliższym czasie zawiadomienie do Prokuratury z wnioskiem o wszczęcie śledztwa w tej sprawie.
We wtorek 19 września przed budynkiem TVP Placu Powstańców w Warszawie podczas swojej konferencji prasowej Donald Tusk wygłaszał oświadczenie, w trakcie którego dziennikarz TVP Michał Rachoń usiłował zadać pytania szefowi Platformy Obywatelskiej. Dziennikarz pytał m.in. o charakter jego relacji z Angelą Merkel i Władimirem Putinem, cyt. 9 maja 2010 r. Angela Merkel poinformowała Bronisława Komorowskiego, że nagroda Karola Wielkiego była dla pana nagrodą za politykę resetu. Czy pan był tego świadom? – pytał Michał Rachoń. Zamiast odpowiedzi spotkał się z agresją polityków PO, dziennikarza TVP popychał poseł Koalicji Obywatelskiej Piotr Borys, a inny kandydat na posła z listy KO Michał Kołodziejczak mu wygrażał. Donald Tusk ignorował wszystkie pytania i zapowiedział, że po wygranych przez KO wyborach dziennikarza czeka odpowiedzialność karna. Inne osoby z otoczenia lidera Platformy Obywatelskiej m.in. Hanna Gill-Piątek i Andrzej Rozenek zagłuszali zadawane pytania. Najdalej w swoich groźbach posunął się kandydat do Sejmu z listy KO Andrzej Rozenek, który zapytał red. Michała Rachonia wprost: „ile masz mieszkań kupionych na wynajem, ile masz mieszkań, sześć czy siedem”? – A wiesz, że mamy adresy tych mieszkań? – dodał. Andrzej Rozenek to były bliski współpracownik Jerzego Urbana, rzecznika prasowego rządu komunistycznego w czasie stanu wojennego, związanego z najbardziej okrutnymi akcjami komunistycznych służb specjalnych przeciwko podziemnej „Solidarności”, A. Rozenek był związany z wydawanym przez Urbana tygodnikiem NIE od 1997 roku, w latach 2006–2011 i 2015–2019 pełnił w nim funkcję zastępcy redaktora naczelnego. Ze względu na jego związki ze środowiskiem byłym służb komunistycznych kierowane przez niego groźby należy traktować wyjątkowo poważnie.
W ocenie CMWP SDP sytuacja ta jest szczególnie bulwersująca i niepokojąca także ze względu na to, iż red. Michał Rachoń jest współautorem serialu dokumentalnego „Reset” emitowanego w TVP w b.r. Do tej pory ukazało się 11 odcinków serialu. W trwających około godziny odcinkach serial „Reset” opisuje politykę międzynarodową, relacje Polski z Rosją oraz krajami NATO m.in. Niemcami oraz ujawnia kulisy prowadzenia tej polityki w prezentowanych dokumentach, archiwalnych materiałach filmowych oraz w rozmowach ze gośćmi, uczestnikami i analitykami omawianych zdarzeń. Donald Tusk nie odniosł się do tej pory do stawianych mu w filmie zarzutów , nie odpowiedział też w żaden sposób na ujawniane dokumenty i inne okoliczności uprawianej przez jego rząd tzw. polityki „resetu z Rosją”.
CMWP SDP zapowiada iż złoży w sprawie ataków słownych i fizycznych na red. Michała Rachonia zawiadomienie do Prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa tłumienia krytyki prasowej przez polityków Koalicji Obywatelskiej . Jednocześnie CMWP SDP po raz kolejny apeluje o zapewnienie dziennikarzom bezpieczeństwa w czasie wykonywania przez nich obowiązków zawodowych , szczególnie podczas trwającej aktualnie kampanii wyborczej do Parlamentu.
dr Jolanta Hajdasz, dyrektor CMWP SDP
Warszawa, 19 września 2023
Apel CMWP SDP o oddalenie zarzutów dla red. Jakuba Świderskiego w procesie z powództwa Prezydenta Sopotu
CMWP SDP z pełnym przekonaniem apeluje o uniewinnienie red. Jakuba Świderskiego od zarzutów stawianych mu przez Prezydenta Sopotu jako reprezentanta Miasta Gminy Sopot. Opinia Amicus Curiae w obronie pozwanego dziennikarza została przesłana do Sądu Okręgowego w Gdańsku. Kolejna rozprawa w tej sprawie zaplanowana jest na 19 września br. Sprawa objęta jest monitoringiem CMWP SDP. Jej obserwatorem jest red. Maria Giedz.
W związku z pozwem o ochronę dóbr osobistych wniesionym m. in. przeciwko pozwanemu Jakubowi Świderskiemu oraz objęciem niniejszej sprawy monitoringiem pod kątem przestrzegania praw człowieka i obywatela, Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP przedstawiło Sądowi swoje stanowisko w tej sprawie, działając w charakterze amicus curiae. Red. Jakub Świderski jest dziennikarzem, był współpracownikiem Telewizji Polskiej (TVP S.A.) – Oddział w Gdańsku. Od października 2017 r. do maja 2018 r. na antenie TVP3 Gdańsk wyemitowano audycje dotyczące spraw związanych z zarządzaniem Miastem (Gminą) Sopot. Spowodowało to wniesienie przeciwko dziennikarzom TVP: Jakubowi Świderskiemu oraz ówczesnej dyrektor TVP 3 Gdańsk Joannie Strzemiecznej -Rozen powództwa będącego przedmiotem niniejszego postępowania.
CMWP SDP w swoim stanowisku zwraca uwagę, iż analiza treści pozwu wskazuje, że Prezydent Miasta Sopot, nie mając podstaw do osobistego wytoczenia powództwa przeciwko dziennikarzowi, posłużył się w tym przypadku Miastem (Gminą) jako „powodem zastępczym”. Mimo iż nie został on w żaden sposób obrażony, niejako utożsamia on swoje działania i odczucia z powodem (tj. Miastem / Gminą Sopot), a to z kolei – z dobrami osobistymi mieszkańców miasta. Na gruncie prawnoprocesowym jest to jednak działanie pozbawione podstaw, bowiem nie można utożsamiać krytyki funkcjonowania jednostki samorządowej, czy też określonych jej służb ani z naruszeniem dóbr osobistych tej jednostki, ani też jej władz, ani tym bardziej obywateli. Są to bowiem odrębne podmioty prawa, z których każdy może korzystać z przysługujących mu prawnie środków. Przeciwna, czysto subiektywna opinia powoda w tym zakresie (niemająca podstaw w ugruntowanym przecież orzecznictwie) nie może stanowić podstawy do dochodzenia roszczeń. Działanie powoda jest w tym wypadku szczególnie niebezpieczne, bowiem posługując się taką konstrukcją myślową można sformułować powództwo przeciwko każdemu dziennikarzowi, który odważy się poddać krytyce działalność jakiejkolwiek wspólnoty samorządowej. Zwłaszcza, że powód dopuścił się nadinterpretacji inkryminowanych materiałów (audycji), co też strona pozwana wykazała w odpowiedzi na pozew wskazując miejsca, w odniesieniu do których powód „dopowiedział” treści z nich niewynikające, interpretując je przy tym niejako na swoją „niekorzyść” (tzn. tak, aby łatwiej mu było uzasadnić powództwo). Tymczasem materiały stworzone z udziałem pozwanego zawierały krytykę określonych aspektów działalności miasta (gminy), których jednak w żaden sposób nie da się utożsamić z naruszeniem dóbr osobistych władz miasta (gminy) ani całej wspólnoty samorządowej. Dodać należy, że pozwany w żaden sposób nie poniżał ani nie obrażał mieszkańców gminy, nie przypisywał im żadnych negatywnych cech, przeciwnie – działał dla ich dobra jako rzecznik interesu społecznego.
Kolejnym wymagającym uwagi Sądu aspektem, na który zwraca uwagę CMWP SDP, jest to, że znaczna część materiałów przygotowanych z udziałem powoda zawiera opinie, które w przeciwieństwie do faktów nie poddają się prostemu potwierdzeniu lub falsyfikacji. Powód zdaje się tego nie rozróżniać, na co wskazuje m. in. użyte przez niego stwierdzenie, jakoby pozwany miał wyrazić „fałszywą opinię”. Tymczasem opinia z natury rzeczy ma charakter subiektywny, więc przypisywanie jej prawdziwości lub fałszywości jest nieporozumieniem i nie ma na gruncie przepisów prawa logicznego uzasadnienia.
CMWP SDP jednoznacznie stoi na stanowisku, iż w swoich publikacjach dziennikarskich pozwany J. Świderski realizował gwarantowaną mu swobodę wypowiedzi dziennikarskiej, która podlega ochronie na mocy krajowego i międzynarodowego porządku prawnego. W tym miejscu zwrócić należy uwagę na specyficzne okoliczności sprawy. Przede wszystkim powód nie może być traktowany w niniejszym procesie tak samo, jak osoba fizyczna, która poczuła się urażona cudzą wypowiedzią. Powód jest bowiem osobą prawną i chociaż osobom prawnym przysługuje również prawo do ochrony dóbr osobistych (co też powód starał się uwypuklić w pozwie), to jednak nie ulega wątpliwości, że stopień nasilenia tej ochrony jest zupełnie inny. Wynika to m. in. z faktu, iż osoba prawna jako podmiot istniejący wyłącznie jurydycznie, nie posiada przymiotów typowych dla osoby fizycznej. Wizerunek osoby prawnej nie może być więc wprost utożsamiany co do znaczenia z reputacją osoby fizycznej. W orzecznictwie sądowym panuje w tym zakresie zgodność. Kolejną kwestią jest, iż powód ma status osoby prawa publicznego (jednostki samorządu terytorialnego), a nie osoby prywatnej. W krajowym i europejskim orzecznictwie sądowym przyjmuje się, że na gruncie prawa do krytyki osoby publiczne mają tzw. „grubszą skórę”. Oczywistym jest, że analizowanie i wyrażanie ocen osób publicznych i ich działalności leży w interesie społecznym i jest ważnym zadaniem dziennikarzy prasowych i telewizyjnych. Jest także kluczowe dla istnienia wolnego społeczeństwa, gdyż bez możliwości formułowania takich ocen opinia publiczna byłaby zdeformowana i nie mogłaby prawidłowo funkcjonować, czego dowodem były cenzorskie praktyki występujące w ustrojach totalitarnych: nazistowskim i komunistycznym.
Należy również wskazać, że analizowanie i roztrząsanie kwestii publicznych należy do ustawowych zadań prasy, bowiem prasa, zgodnie z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej, korzysta z wolności wypowiedzi i urzeczywistnia prawo obywateli do ich rzetelnego informowania, jawności życia publicznego oraz kontroli i krytyki społecznej (art. 1 ustawy z dn. 26 stycznia 1984 r. – Prawo prasowe, t. jedn. Dz.U. 2018 r. poz. 1914). Powyższe odnosi się również do telewizji, bowiem w myśl art. 3 ustawy z dn. 29 grudnia 1992 r. o radiofonii i telewizji (t. jedn. Dz.U. 2022 poz. 1722), do rozpowszechniania programów radiowych i telewizyjnych stosuje się przepisy prawa prasowego, o ile ustawa nie stanowi inaczej. Pozwany miał więc wszelkie prawa ku temu, aby poddać krytyce aspekty związane z funkcjonowaniem Gminy (Miasta) Sopot. Skoro pojawiły się wątpliwości dotyczące działań powoda (będącego osobą publiczną, tyle, że osobą prawną), do zadań dziennikarzy – jako reprezentantów opinii publicznej – jak najbardziej należy przedstawianie swojego stanowiska i to nawet wówczas, gdyby forma przyjęła charakter karykatury czy satyry (który byłby przecież dla powoda bardziej dolegliwy, niż umiarkowana w sumie krytyka, z jaką się zetknął w tym przypadku). Działanie takie leży w interesie społecznym, bowiem jednym z warunków prawidłowego funkcjonowania społeczeństwa obywatelskiego jest wolność słowa. Dlatego też powód powinien liczyć się z krytyką społeczną, a nie ją tłumić.
W tym kontekście red. J. Świderskiemu nie można zarzucić niedopełnienia wymogów szczególnej staranności i rzetelności, ani uchybienia etyce dziennikarskiej szczególnie, że opierał się on także na dokumentach urzędowych. W świetle zaistniałego stanu faktycznego i prawnego, CMWP stoi na stanowisku, że wniesione przeciwko dziennikarzowi powództwo budzi poważne zastrzeżenia z punktu widzenia wolności słowa. Dlatego też CMWP kwalifikuje go jako tzw. SLAPP (strategic lawsuit against public participation), czyli strategiczny proces przeciwko partycypacji publicznej. Jest to narzędzie, które w istocie nie służy celom nakreślonym przez ustawodawcę, ale tłumi publiczną debatę i powoduje tzw. efekt mrożący (chilling effect), mając skutecznie odstraszyć nie tylko pozwanego, ale i innych dziennikarzy od wyrażania opinii na temat spraw związanych z zarządzaniem Gminą (Miastem) Sopot. Jest to nie do pogodzenia ze społeczną funkcją telewizji, która – tak samo, jak prasa – jest obserwatorem życia publicznego i jednym z fundamentów demokratycznego państwa prawnego (art. 2 Konstytucji RP). Ma to szczególnie istotne znaczenie, jeżeli zważyć, że interwencja dziennikarska dotyczyła w tym przypadku jednostki samorządu terytorialnego. W związku z powyższym, kierując się potrzebą ochrony praw człowieka i obywatela, CMWP przedstawia niniejszą opinię i z pełnym przekonaniem stoi stanowisku, że powództwo wniesione w niniejszej sprawie powinno zostać oddalone.
Proces toczy się od 2018 r. Przedmiotem sporu jest emisja programów nadawanych przez TVP 3 Gdańsk od października 2017 r. do maja 2018 r. Chodzi o materiały, które ukazały się w programach: „W imieniu Sopocian”, „Forum Panoramy”, „Przegląd prasy polskojęzycznej”, oraz „Pomorze samorządowe”. Te publicystyczne materiały, częściowo autorstwa Jakuba Świderskiego lub jemu przypisywane przez władze Sopotu, ukazywały etapy renowacji i zagospodarowywania obiektów potocznie nazywanych „dworcem kolejowym” wraz z terenami do niego przyległymi, które tylko w niewielkim stopniu są owym dworcem. Gmina Sopot pozwała re. Joannę Strzemieczną – Rosen i red. Jakuba Świderskiego za przedstawienie przez TVP3 Gdańsk, jak twierdzi, nieprawdziwych informacji dotyczących wypadków na sopockich kąpieliskach oraz popadającego w ruinę byłego szpitala przeciwgruźliczego na Stawowiu (historyczna dzielnica Sopotu), mieszczącego się w zabytkowym zespole parkowo-pałacowym, do niedawna najpiękniejszym w Sopocie (obecnie prywatna własność), a także Centrum Haffnera.
Więcej na ten temat TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ.
Wolność mediów w Polsce przed wyborami. Przedstawiciele Media Freedom Rapid Response na spotkaniu z CMWP SDP
W Polsce przestrzegana jest zasada wolności słowa, a nadchodzące wybory parlamentarne odbędą się zgodnie z prawem i wg wszelkich demokratycznych reguł, jedynie ze względu na silną polaryzację stron politycznych oraz będące także ich konsekwencją podziały w mediach spodziewany się ostrej i bardzo brutalnej kampanii wyborczej – powiedziała Jolanta Hajdasz, dyrektor CMWP SDP podczas spotkania z delegacją organizacji partnerskich Media Freedom Rapid Response (MFRR) , jaka przebywa w Warszawie w dniach 11–13 września 2023. Spotkanie odbyło się w Domu Dziennikarza , wzięła w nim udział także red. Aleksandra Tabaczyńska, skarbnik ZG SDP i obserwator CMWP SDP w procesach dziennikarzy.
Media Freedom Rapid Response to organizacja, która monitoruje naruszenia wolności prasy i mediów w państwach członkowskich UE i krajach kandydujących oraz z założenia reaguje na nie udzielając praktycznego i prawnego wsparcia. W skład jej delegacji weszli przedstawiciele zagranicznych organizacji zajmujących się wolnością słowa. Organizacje te zamierzają przygotować raport zawierający wnioski i rekomendacje dla zwycięzcy wyborów w październiku 2023 r. na temat sposobów poprawy sytuacji w zakresie wolności mediów. Przedstawiciele MFRR zainteresowani byli rozmową na temat kluczowych wyzwań, przed jakimi stają aktualnie dziennikarze w Polsce, zwłaszcza w kontekście zbliżających się wyborów. Pytania i rozmowa dotyczyła polaryzacji, upolityczniania przekazu, zmian na rynku medialnym po przejęciu wydawnictwa Polska Press czy pozywania dziennikarzy za ich śledztwa. Goście podkreślali iż ich misja ma charakter „badawczy i rozpoznawczy”.
W swoich wypowiedziach Jolanta Hajdasz zwróciła uwagę na te wydarzenia dotyczące mediów, które rzadko podejmują inne organizacje pozarządowe np. skandaliczne potraktowanie dziennikarza TVP podczas wiecu wyborczego PO 8 sierpnia b.r w Legionowie, w pierwszym dniu kampanii wyborczej, gdzie reporter został opluty i był popychany, a to nie spotkało się z potępieniem ani organizatorów w/w wiecu politycznego, ani tych, którzy na nim występowali. Jolanta Hajdasz przedstawiła także informację dotyczącą procesów typu SLAPP, z jakimi mają do czynienia dziennikarze mediów prawicowych, przeciwko którym występują politycy opozycji , a nawet zagraniczne media np. TVN, czy wydawnictwo RASP. I co szczególnie naganne, procesy te są zwykle utajnione, a pozywający żądają w tych procesach za krytykę prasową ogromnych sum odszkodowania (np. 100 tysięcy zł).
Szczególne zainteresowanie przedstawicieli MFRR budziła sytuacja w wydawnictwie Polska Press oraz sytuacja w TVP. Jolanta Hajdasz w odpowiedzi wskazała raporty przygotowywane przez CMWP SDP na temat sytuacji w wydawnictwie Polska Press z czasów, gdy było ono własnością niemieckiego koncernu Verlagsgruppe Passau z 2021 r. oraz opracowanego przez SDP „Raportu na temat wolności słowa w krajach Trójmorza” z 2019 r. Dyrektor CMWP SDP zaprezentowała wielokrotnie publikowane stanowisko CMWP SDP w sprawie zmiany właściciela Polska Press. Dla nas jest to poszerzenie pluralizmu w mediach i poszerzenie oferty dla odbiorców mediów, od początku SDP popierało tę zmianę właściciela – powiedziała Jolanta Hajdasz. W wypowiedzi na temat TVP Jolanta Hajdasz wskazała na korzystne dla odbiorców elementy programowe, jakie zaszły w mediach elektronicznych po zmianach 2016 – np. poszerzenie oferty programowej o tematy tabu, których wcześniej nie poruszała telewizja nt. najnowszej historii Polski, materiałów śledczych, afer i kulisów wydarzeń politycznych z ostatnich 30 lat. Media publiczne są dziś gwarantem rzeczywistego pluralizmu w treściach przekazu, jaki mamy w polskich mediach – powiedziała Jolanta Hajdasz.
Na spotkaniu z przedstawicielami CMWP SDP było 8 osób z organizacji tworzących MFRR – Mogens Blicher Bjerregård z Europejskiej Federacji Dziennikarzy, Sanni Laine i Oliver Money- Kyrle z International Press Institute, Lutz Kinkel z European Center for Press Media Freedom, Edyta Iwaniuk z Free Press Unlimited, Jordan Higgins z European Centre for Press and Media Freedom oraz Joanna Szymańska i Katarzyna Mierzejewska z organizacji Artickle 19.
Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP na Forum Ekonomicznym w Karpaczu
Jolanta Hajdasz, dyrektor CMWP i wiceprezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich reprezentować będzie SDP podczas rozpoczynającego się we wtorek 5 września w Karpaczu XXXII Forum Ekonomicznego. Odbywa się ono pod hasłem : „Nowe wartości Starego Kontynentu – Europa u progu zmian” . Na zaproszenie organizatorów Jolanta Hajdasz weźmie udział w panelu dyskusyjnym pt. „Media apolityczne. Na ile to realne?”
Forum Ekonomiczne jest największą konferencją polityczno-gospodarczą w Europie Środkowej i Wschodniej. Dyskutuje się na niej o bezpieczeństwie, perspektywach rozwoju gospodarczego, współczesnych wyzwaniach i przezwyciężaniu kryzysów, na niej przedstawiane są także konkretne rozwiązania i innowacyjne idee. W ciągu trzech dni trwania imprezy zaplanowano aż 470 paneli dyskusyjnych, w sumie weźmie w nich udział blisko 5 tys. gości z Polski i ze świata. Dyskusje toczyć się będą w oddzielnych działach m.in. Cyfryzacja, Człowiek i Kultura, Europa w świecie, Nowa gospodarka, Nowe technologie, Odbudowa Ukrainy, Państwo i reformy, Polityka międzynarodowa oraz Media i komunikacja. Organizatorem Forum Ekonomicznego jest Fundacja Instytut Studiów Wschodnich.
WALTER ALTERMANN: Kilka życzliwych przestróg dla dziennikarzy – cz. III
Osobnym problemem dla dziennikarzy politycznych, chociaż lepiej powiedzieć – zajmujących się polityką, jest kontaktowanie się z młodymi politykami. Ci – przed wyborami – zachowują się jak stado wściekłych hien, wietrzących padlinę. A tą padliną są ich polityczni przeciwnicy.
Atak młodych jest w przed wyborami szczególnie widoczny. Po pierwsze – mają więcej witalności niż starsi, po drugie – nie mają żadnych zahamowań. Przy czym to drugie jest bardziej istotne. Partie potrzebują bowiem multum kandydatów na listy sejmowe. Zmusza je do obsadzania pełnej listy w każdym okręgu prawo, które pozwala zbierać fundusze na każdą z osób. I choć wiadomo, że z mniejszych partii ma szanse najwyżej jedynka, to opłaca się mieć na listach pozostałych 19-tu. I te dalsze miejsca zapełniają najczęściej młodzi, dla których jest to wspaniała okazja, żeby w ciągu kilku ustawowych minut zaistnieć, mając nadzieję na przyszłe wybory. Liczy się też, ile głosów zbiorą kandydaci z dalszych miejsc, wtedy najlepsi z nich mają silniejszą pozycję w partii.
Uważaj na młodych
Do młodych zaliczam tu młodych, będących już posłami i młodych nowicjuszy na listach. Łączy ich to, że młodzi nie mają hamulców. Powiedzą wszystko, będą krzyczeć, będą agresywni do bólu. Przy czym – nieistotne jest z jakim hasłem, przesłaniem startują. Liczy się tylko to, żeby w jak najwścieklejszy sposób powtarzać ogólne, zatwierdzone hasła swojej partii, i bez pardonu kopać po kostkach.
To przykry widok, a słuchać nie sposób. Młodzi nigdy nie nawiązują do tzw. wartości wspólnych, nigdy nie wspierają się kulturowymi cytatami, jakby niczego nie czytali, a „Krzyżaków” znają jedynie z filmu. Za to budują zdania piętrowe, w których mylą wołacz z dopełniaczem. Nie mają szacunku nawet dla dawnych opozycjonistów, dla nikogo. Ważni są tylko oni i jedynie oni sami. Są naprawdę jak hieny, które od tygodni nic nie jadły.
Co z takimi młodymi ma robić dziennikarz, jeśli przyjdą do jego audycji? Poskromić ich nie poskromi, bo nie można opanować takiego żywiołu. W takich przypadkach radziłbym przynajmniej się nie uśmiechać, bo uśmiech młodzi biorą za pochwałę pod swoim adresem. Radziłbym wypełnić swe zadanie do końca, ale bez okazywania nawet „minimalnej szczęśliwości”.
Nie spiesz się z newsami
Bywa i tak, że właściciele stacji, a zatem ich szefowie i kierownicy różnych stopni ważności, walczą o newsy, czyli najnowsze wiadomości. Szczytem marzeń jest zdobycie informacji jako jedyni i jako pierwsi podać ją odbiorcom.
W tym przypadku łatwo można wdepnąć na minę. Taka mina głównie razi dziennikarza, któremu przypadło nieszczęście odczytywać, prezentować te nowości na antenie. Bo często zdarza się, że są to wiadomości celowo podrzucone przez konkurencję, także polityczną. Chociaż… przyzwyczailiśmy się już, że stacje nie przepraszają za nic. Chyba po sądowym wyroku, a i to z ociąganiem.
Zdarza się też, że z pogoni za sensacjami stacje ujawniają informacje, które powinny pozostać tajne. Bywa, że ktoś z władz lub nie tylko władz się wygada na jakiś temat związany z obronnością, na przykład związany z inwazją Rosji na Ukrainę. A stacja natychmiast rzuca to na antenę. Bywało, że narażało to poważne interesy państwa i naszych sojuszników.
Ale też ludzie niewiele pamiętają, bo również są nastawieni jedynie na nowości. Ja, niestety, mam tę przypadłość, że pamiętam kto i kiedy palnął głupotę. Ale może dlatego że jestem już bardzo wiekowy.
Jaki z tego morał dla dziennikarzy? Nie wierz w to, że media to czwarta władza, a Ty też masz cząstkę władzy. Zachowuj się skromnie. Czwarta władza – to tylko chwyt propagandowy, taki sam jak stalinowska teza, że media są pasem transmisyjnym i dostarczają informację od władzy do obywatela a od obywatela przekazują władzy jego wątpliwości i niezadowolenie. Taka to była teoria, ale wszyscy byli niezadowoleni – władze łącznie z dziennikarzem-pasem transmisyjnym – spotykali się w Gułagach.
Uważaj na kobiety
Zasada głosi, że dobrze jest mieć w stacji dużo kobiet, bo one z racji natury „ocieplają wizerunek anteny”. No, nie wiem. Moim zdaniem kobiety dziennikarki są bardziej agresywne niż mężczyźni. Gorzej, bo domagają się szacunku jako kobiety – gdy następują spięcia i tarcia w audycjach.
I tu następuje grube nieporozumienie, bo wybierając męskie zawody kobiety nie chcą jednocześnie przyjąć wszystkich niedogodności zawodu. Chcą być nietykalne, gdy same bywają gorsze od dziennikarzy mężczyzn. Czyli, chcą być kobietami, gdy im to wygodne.
Kilkadziesiąt lat temu pewien naukowiec z USA zauważył, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat kobiety bardzo obniżyły swój głos i teraz nie sposób znaleźć pani, mówiącej sopranem. Według naukowca zadziałało tu prawo dostosowywania się do wymogów rynku pracy.
Kobiety będące politykami są także bardziej agresywne niż mężczyźni. Łatwo się zaperzają a nawet histeryzują. Bardzo często też czują się obrażone – wtedy właśnie żądają „ogólnego” szacunku dla kobiety.
Nie radziłbym panom zadzierać w pracy dziennikarskiej z koleżankami – one nigdy nie wybaczają. Nie radziłbym również mieć racji na antenach – wtedy mogą nawet zabić. Krótko mówiąc – z kobietami trzeba uważać, bo one są bardziej niż panowie biologiczne. A wiadomo, że biologia jest okrutna i bezwzględna.
Nie myśl, że jesteś politykiem
- Nigdy nie startuj w żadnych wyborach. Masz piękny zawód, więc go szanuj.
Bardzo wielu dziennikarzy zajmujących się polityką uważa się za polityków. A to może być bardzo kosztowny błąd. Owszem politycy „używają” dziennikarzy, ale nie powinno to dziennikarzy zwodzić. To są dwie różne rzeczywistości. Polityk to zupełnie inny zawód.
Nigdy nie pouczaj polityków, bo to osoby pełne niepewności wewnętrznej, a Twoje najlżejsze uwagi zawsze odbiorą jako znak Twojej wyższości, przewagi nad nimi.
Tu przypomniała mi się anegdota z czasów gierkowskiego PRL. W jednym z nowych miast wojewódzkich dziennikarz napisał przemówienie dla I sekretarza i cały spięty siedział na sali, słuchając, jak jego tekst wygłasza władza. Po referacie I sekretarz wojewódzki szedł wolno wśród burzy oklasków przejściem dla zebranych na sali, zatrzymał się przy dziennikarzu i cicho zapytał: – Jak było?
– Świetnie – odpowiedział dziennikarz – ale pomylił towarzysz pociąg z tramwajem, bo ja napisałem dosłownie jak powiedział Piłsudski, że on wysiadł z tramwaju socjalizm, na przystanku niepodległość.
Sekretarz poklepał po ramieniu dziennikarza i odchodząc, łaskawie powiedział:
– Uczcie się towarzyszu, uczcie.
2. Na antenie wysłuchaj pilnie tych, których nie lubisz politycznie. Nie bądź nonszalancki.
3. Pamiętaj, że wszystkie funkcje w stacjach, redakcjach są tymczasowe.
Tu, na zakończenie jeszcze jedna anegdotka. Było to dawno temu, ale było naprawdę. Po wyborach samorządowych jeden ze startujących, przegrawszy z kretesem, skarżył się w swojej politycznej centrali, że media nie dały mu żadnego wsparcia. Skutkiem takiego donosu odbyła się krótka rozmowa Kogoś Ważnego z szefem regionalnego radia.
– Słyszeliśmy, że nie wsparliście mocno naszego kandydata… – powiedział Ktoś Ważny – i dlatego przepadł w najważniejszej debacie.
– Przecież ja mu dałem tydzień wcześniej wszystkie pytania, tylko jemu… – odpowiedział szef radia.
– Ale nie daliście mu odpowiedzi…
Skutkiem czego szef przestał być szefem.
HUBERT BEKRYCHT: Problemy opozycji z dziennikarzami, czyli polityczne kotlety medialne
Jak świat światem politycy i dziennikarze żyjąc w jednym medialnym systemie nie zawsze się ze sobą zgadzają, delikatnie mówiąc. Może jestem staroświecki, ale wciąż uważam, że szacunek do pracy w redakcjach, podobnie jak szacunek dla pracy ekip politycznych, powinien być fundamentem współpracy mediów z osobami kreującymi życie publiczne. Niestety, coraz częściej politycy opozycji w Polsce – jak ujął to mój znajomy przypominając fachowy termin – niebezpiecznie przesuwają granice. Ba, to już nawet nie aneksja terenu dziennikarskiego, to agresja wobec dziennikarzy. Jeśli nawet nie wszystkich, to wkrótce może się tak stać a wtedy nie tylko polityczna opozycja zacznie wybierać sobie pytania na konferencji prasowej, czy dziennikarzy, którzy mają je zadać. A może niedługo politycy będą sami sobie zadawać pytania i sami na nie odpowiadać. Po co im będą media? Bo są. Na razie.
Podczas pisania tego tekstu nie ucierpiał żaden z polityków. Chyba… No, przynajmniej nie powinien.
Życie publiczne i w ogólne życie się brutalizuje. Jesteśmy bardziej nieuprzejmi wobec siebie, żeby nie napisać chamscy, ale i takie skrajne zachowania nie są dziś niczym dziwnym. Ludzie słuchając innych koncentrują się nie na przekazie, tylko na tym co ich najbardziej interesuje, czasem są niecierpliwi, nawet agresywni. W mediach powstają specjalne zespoły, które pracując praktycznie całą dobę – mają jedno zadanie – dostarczyć informację, najlepiej sensacyjną. W polityce całe grupy sztabowców pracują nad zagłuszaniem najgorszych – ich zdaniem – przekazów dotyczących własnych ugrupowań.
Pan chyba jest nienormalny, panie redaktorze
To zdanie adresowane do mnie usłyszałem, podczas konferencji prasowej nieistniejącej już partii w parlamentarnej kampanii wyborczej w 1997 roku. Polityk nie żyje, eksperymentalne ugrupowanie polityczne nawet komornikowi nic nie zostawiło, ale pamięć tego dnia jednak pozostała. Wówczas mnie to śmieszyło, teraz już nie. Zadałem zwyczajne pytanie o źródła finansowania kampanii. Polityk się wściekł. I był to wówczas niechlubny przykład, że tak nie wolno. Dziennikarz, co nie jest dziś dla wszystkich oczywiste, też człowiek. Niestety, takie obcesowe traktowanie reporterów to teraz norma.
Są całe zestawy technik manipulacyjnych dla polityków. Uczy ich się, nawet na drogich specjalnych kursach, jak wykiwać dziennikarzy, jak żurnalistów zdenerwować, straszyć pozwami sądowymi. I kto prowadzi te kursy? W większości dziennikarze, którzy przeszli „na drugą stronę mocy”, choć i czynnych pismaków tam nie brakuje.
Bowiem, dziennikarz wobec polityka też nie jest bez winy (patrz cykl Waltera Altermanna na sdp. pl). Otóż w wielu redakcjach – i tutaj się narażę – jak grzyby po deszczu powstawały i powstają tzw. działy śledcze. Ten twór pochodzi z anglojęzycznych krajów, a jego nazwa, niestety źle przetłumaczona, dotyczy zespołów zajmujących się tropieniem ważniejszych afer. Z tym, że zespoły owe nie miały wcale zastępować policyjnych i prokuratorskich śledczych.
Po latach nie tylko w Polsce okazało się, że nie ma dziennikarstwa śledczego, są tylko źle zabezpieczone dokumenty… I tzw. źródła, które nie są prawdziwymi dziennikarskimi informatorami a prowokatorami podstawionymi przez zagrożone publikacją podmioty.
Lata temu dwóch dobrych dziennikarzy nabrał policyjny kapuś, bo artykuł miał być o korupcji w policji. W kampaniach wyborczych zdarzają się jeszcze gorsze manipulacje. Podsuwa się żądnym politycznej krwi dziennikarzom „kwity” na polityków rozmaitych ugrupowań. Wartość tych dokumentów, poza kampanią jest dyskusyjna, ale przed wyborami gorączka władzy odbiera czasem rozum i dziennikarzom i politykom. Ale częściej politykom.
Redaktorze, trzymajmy się tematu
To najczęściej wypowiadane przez polityków zdanie w reakcji na niewygodne pytanie. Nasi politycy, teraz częściej opozycyjni niż rządowi, zupełnie odlecieli narzucają konferencjom prasowym tematy, nadając nazwy, kryptonimy i sens. Tak, tak, organizacja bardzo wielu konferencji prasowych nie ma sensu, bo partia i tak nie zamierza odpowiadać na aktualne pytania.
Ostatnio w Łodzi politycy KO krytykowali po raz 534. brak pieniędzy z KPO, sprawę ważną, ale na Boga, ileż to można powtarzać. Tym bardziej, że nie odpowiadają na pytania o to, czy przypadkiem politycy opozycji donosząc w PE na polski rząd nie utrudniają odblokowanie tej puli dotacji i pożyczek.
Kiedy pojawiło się wiele pytań o skandaliczne zachowanie lidera Agrounii Michała Kołodziejczaka przytulonego do konińskiej listy wyborczej KO, politycy opozycji oskarżyli media, szczególnie publiczne, o wszystko, co najgorsze. A Kołodziejczak – ich zdaniem – jest „zaszczuty”. To interesujące, bo widziałem kilkakrotnie podczas blokad Agrounii, jak jej szef, w przerwach między wylewaniem gnojówki przed kościołem w Srocku (woj. łódzkie) lżył policjantów wskazując tłumowi rolników funkcjonariuszy bez munduru…
Liderzy KO w Łodzi – poseł i były baron SLD w regionie Dariusz Joński oraz „jedynka” KO w Sieradzu – poseł i dawny rzecznik rządu PO-PLS Cezary Tomczyk beż zmrużenia oka obrażali dziennikarzy zapewniając, że przecież tego nie robią, pokrzykiwali, pouczali, pytali reporterów o ich poglądy, przerywali nawet ludziom ze stacji z niebiesko-żółtym logo, ale dominowało wmawianie wszystkim, że do „podzielenia” naszej Ojczyzny przyczyniły się TVP i inne media publiczne. Po kolejnej personalnej uwadze kierowanej przez polityków KO do reportera TVP, piszący te słowa na krótko „przerwał” konferencję a konkretnie wylewanie tych pomyj i jako sekretarz generalny Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, w imieniu SDP właśnie, zaprotestował wobec skandalicznego linczu w wykonaniu polityków opozycji.
Polityk nie ogląda telewizji?
Oczywiście po mojej interwencji ton Jońskiego i Tomczyka się nie zmienił. Jak nakręceni jakimś szaleństwem nadal drwili i obrażali dziennikarzy. Stojący obok mnie kolega z redakcji, którą tolerują (jeszcze) przedstawiciele opozycji, właśnie wówczas zauważył, że następuje przesunięcie granicy, czyli ci którzy mają patrzeć na ręce politykom są lustrowani przez owych polityków. Złodziejska zasada „to nie moja ręka”, niestety, coraz częściej zaczyna pojawiać się w polityce. Przykład pojawił się pod koniec wspominanej konferencji prasowej łódzkich liderów list KO. Nie bacząc na uwagi dziennikarzy, politycy rozgrzani kampanią i ponad 30-stopniowym upałem, znowu zaczęli atakować media publiczne, bo nie brakowało niewygodnych dla opozycji pytań, także łodzian, gdyż konferencja odbywała się w południe na ul. Piotrkowskiej w Łodzi:
Tomczyk (KO): Nigdy w TVP nie zobaczymy rzeczy, które dotyczą rządu PiS (niekorzystnych dla PiS relacji – sdp.pl). Bardzo szkoda, bo pluralizm powinien być wszędzie (…) ale wszyscy, jak tu jesteśmy składamy się na TVP… Również na pana pracę (do reportera TVP), także na moją pracę i każdy powinien być obiektywny…
H.Bekrycht (dziennikarz, m.in. sdp.pl – do C. Tomczyka i D. Jońskiego): Czy płacicie panowie abonament radiowo-telewizyjny?
Tomczyk (KO): Ja nie mam telewizji.
D.Joński (KO): Nie oglądam telewizji.
I nagle konferencja prasowa posłów KO skończyła się przecięta dziwną ciszą i moim pytaniem: To skąd panowie orientujecie się, że telewizja publiczna i media publiczne robią te wszystkie rzeczy, o których panowie mówiliście, bo dosyć dobrze znacie program TVP?
Panowie Joński i Tomczyk nie odpowiedzieli, ale może dlatego, że dla nich wszystkiemu zawsze winni są dziennikarze. A może dlatego, że gdyby zapomnieli, że mają jakiś sprawny telewizor z działającą anteną i dostępem do kilkunastu kanałów TVP na przykład pod schodami, czy w ogrodowej altance, to byłoby wykroczenie skarbowe. Przecież nie uwierzę, że Joński i Tomczyk nie wiedzą, że opłata abonamentowa jest obowiązkowa albo że są już na emeryturze albo że wynajmują pokój u emeryta, bo seniorzy nie muszą płacić za posiadanie telewizora. Chyba też nie obchodzą prawa oglądając telewizję używając komputera i sieci, bo, wg. dyrektyw unijnych, ekran laptopa i smartfon to też telewizor, kiedy ogląda się na nim telewizję.
Wspomnicie moje słowa, także po wyborach za wszystko opozycja obwini dziennikarzy, nie tylko mediów publicznych…