CMWP SDP PROTESTUJE PRZECIW WKROCZENIU ŻANDARMIERII WOJSKOWEJ DO DOMU EWY STANKIEWICZ

Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich z najwyższym niepokojem przyjmuje wkroczenie Żandarmerii Wojskowej do prywatnego mieszkania red. Ewy Stankiewicz-Jørgensen i stanowczo domaga się poszanowania prywatności dziennikarki oraz jej prawa do zachowania tajemnicy dziennikarskiej.

W piątek 7 marca b.r. we wczesnych godzinach porannych Żandarmeria Wojskowa wkroczyła do mieszkania red. Ewy Stankiewicz-Jørgensen oraz jej męża Glenna Jørgensena.  Funkcjonariusze ŻW przeszukali wszystkie pomieszczenia, łącznie z komórką lokatorską i piwnicą. Przeszukano także szafy, w których dziennikarka przechowuje materiały archiwalne, będące dokumentacją jej pracy zawodowej. Nakaz wydał prokurator Prokuratury Okręgowej, delegowany do Prokuratury Krajowej pułkownik Tomasz Mackiewicz.  Żandarmeria niczego nie znalazła. Dziennikarka została wezwana do prokuratury 11 marca br.

CMWP SDP stanowczo apeluje o poszanowanie prywatności dziennikarki oraz jej prawa do zachowania tajemnicy dziennikarskiej. Jest to szczególnie istotne w kontekście jej pracy zawodowej. Red. Ewa Stankiewicz-Jørgensen to dziennikarka i reżyserka badająca przez lata sprawę katastrofy smoleńskiej. Jest autorką m.in. filmów „Solidarni 2010”, „Lista pasażerów” czy „Stan zagrożenia”. W 2023 roku za film dokumentalny „Stan zagrożenia” została laureatką Nagrody Głównej Wolności Słowa SDP.

CMWP SDP przypomina, iż tajemnica dziennikarska ma na celu zapewnienie anonimowości, ochronę źródeł informacji dziennikarskiej i zapobieganie naruszeniom prawem chronionych interesów osób trzecich. Jest ona szczególnie chroniona, o czym świadczy szczególny tryb zwalniania jej dysponenta z obowiązku jej zachowania w postępowaniu karnym. Dlatego środowiska dziennikarskie we wszystkich krajach świata z najwyższym niepokojem przyjmują się wszelkie próby wkraczania organów ścigania jak policja, agencje bezpieczeństwa, służby specjalne czy wojskowe do miejsc pracy i zamieszkiwania dziennikarzy. To samo dotyczy Polski. Wkraczanie policji, ABW, czy jak w tym wypadku – Żandarmerii Wojskowej na tereny redakcji, czy mieszkań dziennikarzy jest zawsze związane z zagrożeniem nieuzasadnionego naruszenia nie tylko ich prywatności, ale także tajemnicy dziennikarskiej. Spektakularnie widowiskowy charakter takiego wkroczenia np. wczesne godziny poranne, kominiarki na twarzach funkcjonariuszy, brak informacji prasowych na ten temat, potęgują przy tym poczucie zagrożenia, a tym samym zastraszenia dziennikarzy, którzy przez to mogą obawiać się wyjątkowo negatywnych konsekwencji swojej pracy zawodowej. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w dniu dzisiejszym w mieszkaniu red. Ewy Stankiewicz-Jørgensen.

CMWP SDP zwraca także uwagę, iż w tym wypadku ogromne znaczenie mają także specyficzne okoliczności zdarzenia. Zostało niewiele ponad miesiąc do  15. rocznicy katastrofy smoleńskiej, jest to czas intensywnej pracy społecznej środowisk patriotycznych,  które przypominają tragedię z 10.04.2010 r. W ich działalność red. Ewa Stankiewicz – Jørgensen zaangażowana jest od pierwszych dni po zamachu smoleńskim. Należy do nich także założone m.in. przez nią stowarzyszenie Solidarni 2010. Oboje wraz z mężem bezinteresownie i z wielkim zaangażowaniem włączyli się w poszukiwanie prawdy o przyczynach, przebiegu i konsekwencjach katastrofy smoleńskiej.

Według oceny CMWP SDP, w niniejszej sprawie zachodzi zagrożenie naruszenia praw obywatelskich red. Ewy Stankiewicz-Jørgensen. W związku z powyższym CMWP SDP zapowiada objęcie monitoringiem wyżej opisanej sprawy zgodnie z przepisami prawa, co jest uzasadnione celami realizowanymi przez Centrum oraz potrzebą ochrony istotnych dóbr chronionych prawem, w tym konstytucyjnych praw i wolności.

 

dr Jolanta Hajdasz

dyrektor CMWP SDP

                                                                                  Warszawa, 7 marca 2025 r.

na zdjęciu: przekazanie starodruków Polskiego Radia do Biblioteki Narodowej przez Pawła Majchera (z lewej), likwidatora Polskiego Radia, 18.12.24; źródło: https://www.bn.org.pl/

CMWP SDP przeciwko LIKWIDACJI Biblioteki Polskiego Radia S.A.

Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich stanowczo protestuje przeciwko likwidacji Biblioteki Polskiego Radia i wspiera dziennikarzy oraz innych pracowników i współpracowników radia w działaniach mających na celu zachowania tego unikatowego, bezcennego księgozbioru.

Protest przeciwko likwidacji Radiowej Biblioteki podpisało już blisko 500 pracowników i współpracowników PR. W ocenie CMWP SDP obecne działania likwidatora Polskiego Radia w tej sprawie prowadzone są w sposób chaotyczny i nie transparentny.  Nie uwzględniają także misji mediów publicznych oraz związanej z nią konieczności zapewnienia dziennikarzom fachowych narzędzi pracy, służących poszerzaniu ich wiedzy i kompetencji. Likwidacja Radiowej Biblioteki jest przy tym jaskrawym przykładem lekceważenia przez obecne kierownictwo Polskiego Radia S.A. w likwidacji jego roli, zadań oraz historii. W konsekwencji nie służy to realizacji misji mediów publicznych i jest złamaniem zasady wolności słowa, której istotnym elementem są media publiczne, w tym Polskie Radio.

Działanie to ma przy tym wyjątkowo cyniczny charakter. W 2025 r. Polskie Radio obchodzi bowiem jubileusz 100 – lecia swego istnienia.  1 lutego 1925 roku została nadana pierwsza próbna audycja radiowa Polskiego Towarzystwa Radiotechnicznego, a 18 sierpnia 1925 oficjalnie powstała spółka „Polskie Radio”, która miała już koncesję na nadawanie programu radiowego na terenie całej Polski.  Z przyczyn oczywistych nie zachowały się przedwojenne zbiory Polskiego Radia, w tym jego księgozbiór, ale od pierwszych tygodni funkcjonowania po II wojnie światowej jego pracownicy rozpoczęli restytucję zasobów bibliotecznych Radia. Dziś zbiory te liczą ponad 70 000 książek, wśród nich jest ponad 800 dzieł z XVIII i XIX wieku – najstarsze pochodzą z 1780 r.

W zbiorach tych jest także około 4000 książek wydanych w pierwszej połowie XX wieku. Pracownicy Radiowej Biblioteki gromadzili je od 1947 roku, dzięki czemu Polskie Radio posiada w swoich zasobach tytuły, których wydania nie były wznawiane po wojnie. Biblioteka zawiera także obszerny zbiór wydawnictw dokumentujących historię polskiej radiofonii oraz innych środków masowego komunikowania. Wielu nieżyjących już i emerytowanych radiowców przekazało nieodpłatnie swoje zbiory książkowe do Radiowej Biblioteki. Dzięki temu jej zbiory mają obecnie unikatowy, historyczny charakter, choć należy także podkreślić ich wielką i nieoszacowaną wartość antykwaryczną. Doceniali to wszyscy poprzedni prezesi Polskiego Radia, dbając o księgozbiór i jego nierozpraszanie.  Mieści się on w specjalnie wybudowanym w 1997 roku do przechowywania archiwów dźwiękowych oraz Biblioteki budynku Polskiego Radia. Został on wyposażony z specjalną konstrukcję budowlaną nie przenoszącą drgań oraz umożliwiającą kontrolę odpowiedniej wilgotności i temperatury. W świetle tych faktów decyzja obecnych władz Polskiego Radia jest  zupełnie niezrozumiała, niejasna i nieakceptowalna.  I co szczególnie bulwersujące – podejmowana była w sposób nietransparentny.

We wrześniu 2024 roku Zarząd Polskiego Radia w likwidacji podjął uchwałę nr 167/L/2024 w której poinformował jedynie, że „Dział Nutoteki, Fonoteki i Biblioteki zmienia nazwę na Dział Fonoteki”, a w innym punkcie tej uchwały napisano , że „w dziale Fonoteki likwiduje się Sekcję Nutoteki, Sekcję Fonoteki oraz Sekcję Biblioteki”. Jedynie pracownicy Polskiego Radia S.A. w likwidacji zorientowali się, że pod tymi zapisami kryje się ukryta przed opinią publiczną operacja całkowitej likwidacji Biblioteki Polskiego Radia i rozpoczęli zbiórkę podpisów w obronie księgozbioru. Zostały one przekazane Zarządowi Polskiego Radia już 12 września 2024 r.  Pod Apelem o cofnięcie decyzji dotyczącej likwidacji Biblioteki Polskiego Radia do 5 grudnia 2024 r. podpisało się 492 osoby.

W obronie Biblioteki wystąpiły także 4 związki zawodowe na 6 działających w Polskim Radiu. Zadaniem radia nie powinno być prowadzenie biblioteki wypowiadał się on w mediach Paweł Majcher, likwidator Polskiego Radia, nazywając w swoich oficjalnych pismach radiową Bibliotekę „podręczną biblioteką zakładową”.  Zamierza on przekazać księgozbiór Bibliotece Narodowej, udostępniając w zamian dziennikarzom jej cyfrowe zbiory na kilku stanowiskach komputerowych w Polskim Radiu za pośrednictwem systemu Acadamica. Dostęp do tego systemu jest ograniczony, korzystanie z niego jest możliwe dopiero  po uzyskaniu loginu od administratorów systemu, a  wielu jego użytkowników w całej Polsce zgłasza problemy dotyczące jego funkcjonalności.  18 grudnia ub. roku Paweł Majcher, likwidator Polskiego Radia już przekazał w darze Bibliotece Narodowej  dziewięć starodruków z drugiej połowy XVIII wieku. Biblioteka Narodowa poinformowała o tym na swojej stronie internetowej dopiero 30 grudnia 2024 r.

Tekst informacji TUTAj

CMWP SDP wyraża zdecydowany sprzeciw wobec zamiaru zakończenia działalności Biblioteki Polskiego Radia, jednej z najważniejszych instytucji kultury  w naszym kraju i historycznie jednego z najważniejszych mediów w polskim systemie prasowym. Współcześnie biblioteki coraz częściej stają się centrami rozwoju i dostępu do nauki i wiedzy, mogą i powinny także aktywizować społeczność lokalną ( w tym przypadku dziennikarzy i radiowców), a ich przestrzenie  mogą spełniać ważne i różnorodne funkcje.  Biblioteka Radiowa stanowi zaplecze intelektualne pracy merytorycznej dziennikarzy , a przy odrobinie dobrej woli mogłaby rozszerzyć swoją działalność służąc dziennikarzom innych mediów, miedioznawcom oraz studentom dziennikarstwa.

Dlatego CMWP SDP apeluje o zachowanie kompletnego, istniejącego księgozbioru Polskiego Radia oraz ocalenie go przed zniszczeniem oraz  apeluje do Zarządu Polskiego Radia S.A. w likwidacji o cofnięcie decyzji dotyczącej likwidacji Biblioteki Polskiego Radia. CMWP SDP apeluje także do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Rady Mediów Narodowych oraz Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego o podjęcie działań mających na celu powstrzymaniu destrukcji historycznych zasobów książkowych Polskiego Radia .

                                                                                     dr Jolanta Hajdasz, dyrektor CMWP SDP 

 

 

PROTEST RADY PROGRAMOWEJ POLSKIEGO RADIA WS. LIKWIDACJI BIBLIOTEKI PR

 

 

Zdj. Jan Martini podczas manifestacji w obronie Piotra Lisiewicza przez Radiem Poznań

JAN MARTINI: „Demokracja walcząca” w poznańskim radiu

Członkowie Rady Programowej poznańskiej rozgłośni (w tym niżej podpisany) otrzymali 14 stycznia br. list – apel kolegium redakcyjnego Radia Poznań w likwidacji „z prośbą o ocenę i opinię, czy pan Piotr Lisiewicz powinien nadal przewodniczyć Radzie Programowej Radia Poznań (…)„, gdyż „poglądy reprezentowane przez pana Piotra Lisiewicza, choćby ostatnio w Telewizji Republika, nie licują z powagą i wartościami Radia Poznań”.

Dalej zostały przytoczone trzy sformułowania, które – zdaniem autorów – są naganne: Piotr Lisiewicz nazwał Jerzego Owsiaka „bajkopisarzem”, „największym hejterem” i „świeckim świętym”. Pomijając już „powagę” instytucji w likwidacji, warto nadmienić, że członkowie kolegium redakcyjnego musieli chyba być zażenowani całą sytuacją, gdyż tylko jeden z jedenastu podpisów był czytelny.

Sygnał do ataku na popularnego dziennikarza o wyrazistych (i nigdy nie zmienianych!) poglądach nie był oddolną inicjatywą poznańskich redaktorów, lecz przyszedł  „z góry”. Decyzję o zainicjowaniu awantury podjęła neo-Rada Mediów Narodowych, a jej wykonanie powierzono likwidatorowi Regionalnej Rozgłośni ,,Radio Poznań” S.A. w likwidacji. Ten podrzucił „gorący kartofel” kolegium redakcyjnemu Radia Poznań, które z kolei usiłowało „wrobić” Radę Programową w usuwanie swojego przewodniczącego. Rada miała się zająć tematem na najbliższym posiedzeniu. Jednak nie czekając na jej opinię, przewodniczący został usunięty na miesiąc przed końcem czteroletniej kadencji, co wpisuje się w zwyczaje obecnie rządzących.

15-osobowa Rada Programowa reprezentująca szerokie spektrum partii politycznych i organizacji społecznych, z pewnością nie utrudniała realizacji nowych, już progresywnych założeń programowych obecnego kierownictwa rozgłośni. Warto nadmienić, że natychmiast po zmianie rządów, likwidatorzy nie zajęli się wyprzedażą sprzętu, czy mikrofonów, lecz dokonali masywnych „czystek” wśród personelu, a zakres zmian kadrowych przekraczał ten pamiętany przez starych radiowców z roku 1982, gdy „praworządność” przywracała ekipa Kiszczak/Jaruzelski.

Choć Rada Programowa ma ograniczone kompetencje, nie jest łatwo zmieniać jej skład, gdyż w ustawie nie określono sposobu odwoływania członków. Widocznie jednak znaleziono jakiś paragraf – obecnie rządzący mają  wprawę w poszukiwaniu i znajdowaniu podstaw prawnych…

Nie ulega wątpliwości, że cała akcja stanowi fragment medialnych „przygotowań artyleryjskich” do działań wymierzonych w telewizję Republika.

 

Jan Martini

Graf.: zdj. h/ red/ e

Komentarze KRZYSZTOFA SKOWROŃSKIEGO i HUBERTA BEKRYCHTA w sprawie ostatnich ataków na SDP

W związku z mnożącymi się manipulacjami wobec FSD i SDP a także władz Stowarzyszenia, publikujemy odpowiedź Krzysztofa Skowrońskiego z ZG SDP na ataki w tekście z miesięcznika Press 1-2/ 2025

Miesięcznik Press w artykule „Stowarzyszenie Dziennikarskich Przelewów” zapoczątkował kolejny atak na Stowarzyszenie dziennikarzy Polskich i Fundację Solidarności Dziennikarskiej. Do tej pory nie odpowiadałem na rozmaite nieprawdziwe teksty Press, bo nie poważam redakcji, której jednym z zadań jest zniesławianie dziennikarzy i instytucji których światopogląd odbiega od lewicowo-liberalnej sztampy, a w świecie, gdzie kłamstwo i manipulacja stały się normą człowiek obojętnieje na takie zdarzenia.

Teraz też zachowałbym się podobnie, gdyby nie fakt, że tym razem atak nie jest skierowany przeciwko mnie, ale wziął na cel dwie instytucje którymi przez lata kierowałem, czyli Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i Fundację Solidarności Dziennikarskiej. Ten atak, natychmiast wsparty przez Towarzystwo Dziennikarskie, uznałem za kolejną próbę zniszczenia niezależnych od władzy instytucji.

Przejdźmy do faktów. Zacznijmy od jednego z akapitów pan Boczka. Tytuł brzmi: „Cztery miliony od dobrej zmiany”. Początek jak w każdym tekście dramatyczny. Skarga jakiegoś anonimowego działacza, że nigdzie nie może znaleźć informacji na temat grantów fundacji i SDP (choć one są w sprawozdaniach zjazdowych i innych dokumentach dostępnych publicznie).

Po tym płaczliwym wstępnie pojawiają się konkretne liczby. W sumie, przez 10 lat swojego istnienia Fundacja pozyskała 2 023 000 złotych. Cztery duże granty. Jest się czym chwalić. Ale czy dziennikarz, którego zadaniem jest dokopać Fundacji pochylił się nad tym, czego one dotyczyły, na co były wydawane pieniądze? Nie!

Niech pan Boczek sobie wyobrazi, że w 2015 roku nastąpiło pewne istotne przewartościowanie polegające na odzyskiwaniu podmiotowości w rozmaitych sferach publicznego życia. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich postanowiło wykorzystać sytuację i zbudować swoją pozycję międzynarodową. Tak powstały projekty konferencji i wyjazdów studyjnych. Do Warszawy do Domu Dziennikarza przy ulicy Foksal przyjeżdżali publicyści z całego świata. Tu spotykali się dziennikarze z Estonii, Ukrainy, Niemiec z reporterami z USA, Libanu, Indii czy Afryki.  Gościliśmy władze zarówno europejskiego, jak i światowego stowarzyszenia dziennikarzy.

My pokazywaliśmy polskie media, inicjowaliśmy dyskusje na temat cenzury, politycznej poprawności czy wolności słowa, a w wolnych chwilach gościom pokazywaliśmy Warszawę. Tak w FSD powstawały projekty na takie konferencje czy wyjazdy studyjne do krajów środkowej Europy na spotkania z dziennikarzami Litwy, Łotwy, Estonii, Czech, Słowacji, Węgier, Rumuni. Z tych ostatnich powstał raport o mediach w krajach Europy Środkowej. Tak chcieliśmy stworzyć niezależny ośrodek monitorowania wolności słowa, tworzyć własne raporty konkurencyjne do, naszym zdaniem. skażonych ideologią raportów np. Reporterów Bez Granic.

Na takie cele przeznaczyliśmy pieniądze które FSD otrzymała od Polskiej Fundacji Narodowej (983 450 zł). Podobnie Fundacja Solidarności Dziennikarskiej może się rozliczyć ze wszystkich grantów i te rozliczenia były wielokrotnie weryfikowane.

I tak Fundacja PKO to wsparcie dla dziennikarzy, tytułów prasowych, pomoc prawna, pomoc przy powstawaniu filmów dokumentalnych. Narodowy Instytut Wolności dobrze ocenił i przyznał finansowanie na stabilizację i rozwój Fundacji w wysokości 591 000 złotych. Wynajęcie lokalu, zakup mebli, komputerów, drukarek wyposażenie sali konferencyjnej i przygotowanie dalekosiężnej strategii fundacji było celem tej dotacji. Wszystko powstało, ale pewno pan Boczek nie pamięta, że wybuchła pandemia przerywająca projekty fundacji, później Rosja napadła na Ukrainę, co też zmieniło cele i działania FSD.

Tak jak w Fundacji również w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich potrafimy rozliczyć się z każdej złotówki. A dalej w tekście pana Boczka same insynuacje: 40 000 zł dla Jolanty Hajdasz to 40 000 zł dla firmy, która zrealizowała w trakcie obostrzeń pandemicznych 33 godziny nagrań z operatorem i dźwiękowcem, którzy przyjechali spoza Warszawy. Powstało z tego około 9 godzin emisyjnych audycji na profilu SDP na YouTube. To była usługa, dzięki której mogliśmy zrealizować projekt (inne oferty były wielokrotnie droższe).

A dalej – pomijam informacje na temat moich honorariów, które otrzymywałem zgodnie z intencją fundatorów grantów – kilka kolejnych fake newsów:

Robert Kawałko wykonał swoją pracę (choć pandemia zaważyła na efektach), nie był w żaden sposób związany z Radiem Wnet, księgowy nie był związany z Radiem Wnet, informatyk obsługuje SDP i dziesiątki innych firm od 2012 roku. Mariusz Pilis dostał nagrodę, ale nie dlatego, że był członkiem władz tylko dlatego, że nakręcił najlepszy film, Aleksandra Tabaczyńska (nagroda Fundacji Solidarności Dziennikarskiej) dostała nagrodę za wieloletnie uczestnictwo w procesie zabójców dziennikarza i nigdy nie pracowała w Radiu Wnet. Wszystkie projekty które realizowała fundacja z Radiem Wnet, pochodziły z Radia Wnet i Radio Wnet było oficjalną stroną porozumienia z granatodawcami.

Dziennikarze, którzy występowali w projektach dostawali za to honoraria i słusznie pan Boczek pisze, że pieniądze z grantu „dziennikarze – twórcy kultury” głównie trafiły do członków SDP, ale tak był ten grant pomyślany. Można tylko dodać, że to byli dziennikarze z całej Polski.

Nie było żadnych sprzeniewierzeń, nie było zawyżonych cen, wszystkie projekty zostały prawidłowo rozliczone. Pan profesor Marek Wroński z Głównej Komisji Rewizyjnej SDP, po burzy którą starał się wywołać na zjeździe w 2021 roku otrzymał wsparcie… Fundacji Solidarności Dziennikarskiej, bo uległ wypadkowi – to był właśnie wyraz solidarności dziennikarskiej z chorym kolegą, który wcześniej próbował zdyskredytować FSD.

I jeszcze jedno, na koniec swojego „artykułu” pan Boczek chwali się, że zadał mi poprzez SMS pytanie o kondycje SDP, a ja mu nie odpowiedziałem. To prawda, ale znam Press i wiem od lat, że nie jest wiarygodnym medium i nie udzielam mu żadnych wywiadów, nie przesyłam wypowiedzi i nie odpowiadam na żadne pytania.

Pan Boczek w swoim „artykule” napisał takie zdanie: „konkluzją debaty w Warszawie było, że najważniejsze w zawodzie dziennikarza jest…nie kłamać”. Jak będzie kiedyś okazja zaprosimy pana Boczka na taką konferencję.

 

Krzysztof Skowroński – członek Zarządu Głównego SDP, prezes SDP w latach 2011 – 2024, prezes Fundacji Solidarności Dziennikarskiej   

     ***                                                                                    ***                                                                                      ***

Komentarz Huberta Bekrychta ws. ostatnich ataków na SDP:

Oprócz oczywistych manipulacji, w artykule Press „Stowarzyszenie dziennikarskich przelewów”, znalazło się przesłanie wszystkich zależnych od rządu Donalda Tuska pracowników mediów: SDP jest złe i trzeba je zdelegalizować. Autor tego paszkwilu, Pan Boczek, który usiłuje uprawiać publicystykę, sam złapał się w pułapkę własnych insynuacji. Uwierzył w to, co napisał.

Praca dziennikarza polega na tym, że sprawdza się fakty. Te podane w artykule nie są w ogóle w jakikolwiek sposób fachowo zweryfikowane. Teza o ich sensacyjnym podłożu pochodzi sprzed 4 lat.

Osoby spotwarzone przez Press dawno wytłumaczyły się z prac na rzecz FSD, co więcej na ten temat sporządzono dokumenty, które rozliczyły wszystkie dotacje jakie kiedykolwiek FSD dostała. Nie stwierdzono nieprawidłowości. Co robi Press? Podważa to wszystko raz jeszcze przygotowując grunt do ostatecznego rozwiązania kwestii SDP.

 

  1. Nie ma dowodów na „sprzeniewierzenie” pieniędzy przez Fundację Solidarności Dziennikarskiej ani Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich.
  2. Nie udała się próba powiązania rzekomo „sprzeniewierzonych” pieniędzy z FSD z działalnością SDP poprzez szefa Fundacji i Stowarzyszenia Krzysztofa Skowrońskiego.
  3. Przeinaczenia powtarzane przez Press pochodzą z „raportu” przedstawionego przed zjazdem wyborczym w 2021 roku, w którego tezy nie uwierzyły organy wymiaru sprawiedliwości a nawet ci, którzy ten „dokument” inspirowali.
  4. Powtarzanie tych kłamstw i manipulacji teraz, kiedy prezesem po 13 latach przestał być Skowroński ma skłaniać do myślenia, że w FSD działo się coś niepokojącego, a były prezes SDP (obecnie członek Zarządu Głównego SDP) był w to zaangażowany. Tak mają myśleć zwykli członkowie SDP. Na szczęście tak nie myślą, bo to nieprawda, a SDP będzie broniło swojego dobrego imienia i dobrego imienia swoich członków oraz przedstawicieli władz.
  5. Nie chodzi o liczby, kwoty, daty i to, co rzekomo ustalił sam Pan Boczek, a raczej co firmuje pan Boczek. Tu chodzi o zasianie wątpliwości, w to co jest istotą działalności SDP – skuteczność obrony dziennikarzy. Przed cenzurą, ale także przed atakami bezczelnie politycznymi. A obecny rząd od 20 grudnia 2023 roku, kiedy to bezprawnie przejęto media publiczne, próbuje „unieważniać” swoich krytyków. Szczególnie dziennikarzy.
  6. Prasowy napad na Skowrońskiego ma także osłabić działające pod jego kierownictwem Radio Wnet, rozgłośnię, która stała się ważnym ośrodkiem opinii w przestrzeni medialnej stopniowo zawłaszczanej przez koalicję 13 grudnia. Zarówno ataki taki na Krzysztofa Skowrońskiego, byłego prezesa SDP, jak i obecną prezes SDP i dyrektor Centrum Monitoringu i Wolności Prasy Jolantę Hajdasz i innych członków władz Stowarzyszenia są jakże żałosnymi próbami zdyskontowania ludzi, którzy od lat są zaangażowani w działalność SDP.
  7. Paszkwile wobec SDP, które ostatnio często są w obiegu publicznym mają osłabić środowisko związane z największym w Polsce stowarzyszeniem dziennikarskim, zdeprecjonować je i przygotować do likwidacji. To skutek politycznych ataków kręgów związanych z rządzącą od roku koalicją. Te hańbiące działania spowodowane są obroną podejmowaną przez SDP i CMWP SDP tej części środowiska dziennikarskiego, która nie godzi się na rządową cenzurę i łamanie zasad wolności słowa w Polsce.

 

Hubert Bekrycht – ZG SDP, sekretarz generalny SDP, red. nacz. portalu SDP,

od 2022 roku członek Rady Fundacji Solidarności Dziennikarskiej

Komentarz HUBERTA BEKRYCHTA w sprawie ataków na SDP: Nie damy się „unieważnić”!

Oprócz oczywistych manipulacji, w artykule Press „Stowarzyszenie dziennikarskich przelewów”, znalazło się przesłanie wszystkich zależnych od rządu Donalda Tuska pracowników mediów: SDP jest złe i trzeba je zdelegalizować. Autor tego paszkwilu, Pan Boczek, który usiłuje uprawiać publicystykę, sam złapał się w pułapkę własnych insynuacji. Uwierzył w to, co napisał.

Praca dziennikarza polega na tym, że sprawdza się fakty. Te podane w artykule nie są w ogóle w jakikolwiek sposób fachowo zweryfikowane. Teza o ich sensacyjnym podłożu pochodzi sprzed 4 lat.

Osoby spotwarzone przez Press dawno wytłumaczyły się z prac na rzecz FSD, co więcej na ten temat sporządzono dokumenty, które rozliczyły wszystkie dotacje jakie kiedykolwiek FSD dostała. Nie stwierdzono nieprawidłowości. Co robi Press? Podważa to wszystko raz jeszcze przygotowując grunt do ostatecznego rozwiązania kwestii SDP.

 

  1. Nie ma dowodów na „sprzeniewierzenie” pieniędzy przez Fundację Solidarności Dziennikarskiej ani Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich.
  2. Nie udała się próba powiązania rzekomo „sprzeniewierzonych” pieniędzy z FSD z działalnością SDP poprzez szefa Fundacji i Stowarzyszenia Krzysztofa Skowrońskiego.
  3. Przeinaczenia powtarzane przez Press pochodzą z „raportu” przedstawionego przed zjazdem wyborczym w 2021 roku, w którego tezy nie uwierzyły organy wymiaru sprawiedliwości a nawet ci, którzy ten „dokument” inspirowali.
  4. Powtarzanie tych kłamstw i manipulacji teraz, kiedy prezesem po 13 latach przestał być Skowroński ma skłaniać do myślenia, że w FSD działo się coś niepokojącego, a były prezes SDP (obecnie członek Zarządu Głównego SDP) był w to zaangażowany. Tak mają myśleć zwykli członkowie SDP. Na szczęście tak nie myślą, bo to nieprawda, a SDP będzie broniło swojego dobrego imienia i dobrego imienia swoich członków oraz przedstawicieli władz.
  5. Nie chodzi o liczby, kwoty, daty i to, co rzekomo ustalił sam Pan Boczek, a raczej co firmuje pan Boczek. Tu chodzi o zasianie wątpliwości, w to co jest istotą działalności SDP – skuteczność obrony dziennikarzy. Przed cenzurą, ale także przed atakami bezczelnie politycznymi. A obecny rząd od 20 grudnia 2023 roku, kiedy to bezprawnie przejęto media publiczne, próbuje „unieważniać” swoich krytyków. Szczególnie dziennikarzy.
  6. Prasowy napad na Skowrońskiego ma także osłabić działające pod jego kierownictwem Radio Wnet, rozgłośnię, która stała się ważnym ośrodkiem opinii w przestrzeni medialnej stopniowo zawłaszczanej przez koalicję 13 grudnia. Zarówno ataki taki na Krzysztofa Skowrońskiego, byłego prezesa SDP, jak i obecną prezes SDP i dyrektor Centrum Monitoringu i Wolności Prasy Jolantę Hajdasz i innych członków władz Stowarzyszenia są jakże żałosnymi próbami zdyskontowania ludzi, którzy od lat są zaangażowani w działalność SDP.
  7. Paszkwile wobec SDP, które ostatnio często są w obiegu publicznym mają osłabić środowisko związane z największym w Polsce stowarzyszeniem dziennikarskim, zdeprecjonować je i przygotować do likwidacji. To skutek politycznych ataków kręgów związanych z rządzącą od roku koalicją. Te hańbiące działania spowodowane są obroną podejmowaną przez SDP i CMWP SDP tej części środowiska dziennikarskiego, która nie godzi się na rządową cenzurę i łamanie zasad wolności słowa w Polsce.

 

Hubert Bekrycht – ZG SDP, sekretarz generalny SDP, red. nacz. portalu SDP,

od 2022 roku członek Rady Fundacji Solidarności Dziennikarskiej

 

 

 

Zdj. Pogrzeb śp. Józefa Matusza w Krasnem k. Rzeszowa Fot. Oddział SDP w Rzeszowie

POŻEGNANIE JÓZEFA MATUSZA: „Jak trudno żegnać kogoś, kto jeszcze mógł być z nami…”

Publikujemy tekst pożegnania śp. Józefa Matusza zmarłego 15 stycznia br. a pochowanego 17 stycznia na cmentarzu w Krasnem k. Rzeszowa. Tekst w imieniu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich napisała prezes SDP Jolanta Hajdasz a podczas ceremonii żałobnej odczytała Anna Pakuła-Sacharczuk z oddziału rzeszowskiego SDP:

 

Droga Rodzino, Szanowni Państwo!

Przypadł nam dzisiaj w udziale smutny zaszczyt pożegnania redaktora Józefa Matusza, dziennikarza i publicysty, byłego dyrektora i redaktora naczelnego Oddziału Telewizji Polskiej w Rzeszowie. Pełnił tę funkcję od marca 2016 r. do grudnia 2023 roku. Z dziennikarstwem związał się na początku lat 90-tych, pracował w gazetach takich jak „Dziennik Obywatelski A-Z” i „Nowiny”. Był podkarpackim korespondentem „Rzeczpospolitej” oraz kierownikiem rzeszowskiego oddziału Polskiej Agencji Prasowej.  Z wykształcenia był prawnikiem, ukończył aplikacją sędziowską, ale to media stały się jego zawodową i życiową pasją.

Praktycznie przez cały okres intensywnego życia zawodowego łączył swoją pracę z działalnością społeczną, bo był aktywnym członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, największej i najstarszej organizacji dziennikarskiej w naszym kraju. Był szefem oddziału SDP na Podkarpaciu i przez dwie kadencje w latach 2011-2017 członkiem Zarządu Głównego SDP.

Na forum stowarzyszenia wielokrotnie angażował się w przeprowadzania najbardziej ważnych i fundamentalnych dla naszego zawodu spraw. Wspierał tych, którzy przestrzegali zasad etyki dziennikarskiej oraz stali na straży prawdy i rzetelności w mediach.  Był niepoprawnym optymistą i potrafił zarażać innych tym optymizmem. Bezpośredni, kontaktowy, serdeczny kolega, ktoś, kto w ciągu kilku minut rozmowy potrafił docierać do sedna sprawy, by podpowiedzieć rozwiązanie. I jeszcze dwie ważne cechy Józka, w swoich zawodowych przyjaźniach potrafił być niezwykle lojalny i szczery. W zawirowanym i często zakłamanym niestety świecie współczesnych mediów są to cechy bardzo pożądane i niestety coraz rzadziej spotykane.

 Mówi się, że Pan Bóg zabiera człowieka wtedy, gdy widzi, że on zasłużył sobie na Niebo, dlatego wszyscy dziś możemy mieć pewność, że nasz przyjaciel Józek jest już w tym lepszym świecie, gdzie spotkał się ze swoim ukochanymi przodkami i przyjaciółmi, którzy odeszli przed nim. Razem z nimi zapewne patrzy dziś na nas z góry i po swojemu się uśmiecha, choć my tu na ziemi jeszcze długo będziemy tęsknić i za nim, i za jego życzliwością i pogodą ducha. 

 

 

W imieniu koleżanek i kolegów

z Zarządu Głównego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

 

Jolanta Hajdasz, prezes SDP

 

Józef Matusz - 8 października 2016 roku podczas PiK TVP w Łodzi Fot. archiwum TVP

23 stycznia msza św. w intencji naszego Zmarłego Kolegi, dziennikarza JÓZEFA MATUSZA

 Zmarł Józef Matusz, nasz Kolega dziennikarz, wieloletni prezes rzeszowskiego oddziału SDP.

Był prawnikiem. Wybrał jednak dziennikarstwo. Zaczynał w studenckim „Dwukropku” a potem był „Dziennik Obywatelski AZ”. Stanowił podporę rzeszowskich „Nowin” i regionalnej redakcji „Rzeczpospolitej”, był także korespondentem PAP. Zasiadał w Radzie Nadzorczej Radia Rzeszów i Radzie Programowej TVP3 w Rzeszowie. Od 2016 do 2023 roku był dyrektorem rzeszowskiego ośrodka Telewizji Polskiej.

Józef Matusz był szefem oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w Rzeszowie, zasiadał też w Zarządzie Głównym SDP. Odznaczony przez prezydenta RP Andrzeja Dudę Srebrnym Krzyżem Zasługi. Miał 63 lata.

Józef, Józek, Józio… Zawsze z pomysłami, zawsze w ruchu, zawsze pomocny, zawsze pełen werwy i humoru…

Zawsze.

Zawsze będzie w naszej pamięci.

Nawet pisanie o nim w czasie przeszłym boli…

Do zobaczenia Józiu…

 

Zmarły został pochowany 17 stycznia br. na cmentarzu w Krasnem koło Rzeszowa. 

Msza święta od członków i władz SDP w intencji śp. Józefa Matusza zostanie odprawiona 23 stycznia 2025 roku o godz. 19.00 w kościele pw. Św. Krzyża w Warszawie przy ul. Krakowskie Przedmieście 3.

 

Rodzinie, Bliskim, Przyjaciołom i Znajomym śp. Józefa Matusza

składamy wyrazy głębokiego współczucia

Członkowie i władze Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

 

 

 

HUBERT BEKRYCHT: Wicepremier bez koncesji, minister bez sensu

Nie było jeszcze takiej szarży lewicowych polityków na konserwatywne media. Wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski chce odebrania koncesji telewizji, która nie chwali rządu. Dalej idzie minister ds. równości Katarzyna Kotula. Sama nie wie gdzie, ale idzie…

Jak politycy nie znają się już na niczym, szczególnie zaś ministrowie, to premier kieruje ich na front medialny. Lewicowcy wiodą tutaj prym, bo i wicepremier Gawkowski i minister Kotula znają się na mediach… O ile mają w domu centralne ogrzewanie, prąd i gaz. A chyba mają.

Kotula atakuje mową nienawiści „mowę nienawiści” a zwałaszcze niewygodne pytania zadawane Owsiakowi. Mowę, której „nienawiści” nikt poza szefową resortu równości nie udowodnił. Naparza pani minister w TVP Republika, ale nie prostuje, że zarzuty wobec konserwatywnych mediów pojawiły się i zniknęły, bo policja nie przesłuchała podejrzewanego starszego pana, który tym samym przestał być podejrzanym.

Wicepremier Gawkowski z charyzmatycznym podejściem do spraw cyfryzacji przesadził. Nikt mu nie powiedział, że nie jest od telewizji? Bo jest przecież jednak KRRiT, chociaż politykowi może doradzono, aby jej nie uznawać. Komu można odebrać koncesję na nadawanie też Gawkowski orientuje się średnio.

Pan minister nie uczy się na błędach. Bo już mu kiedyś wyjaśniono, że cyfryzacja to nie są numery telefonów jego ministerstwa. Tym bardziej, że czasem takich zestawów cyfr nie ma.

Mam kolegę, który mawia, że może być prezesem telewizji, bo ma telewizor w domu. Nie wiedziałem, że mam z Gawkowskim i Kotulą wspólnych znajomych. I zupełnie bezpłatna rada dla premiera – odebrać panu wicepremierowi od cyfryzacji koncesję na wypowiadanie się a pani minister ds. równości zabronić mówić o nierównościach.

13 stycznia wyrok w sprawie Donald Tusk przeciwko Tomaszowi Sakiewiczowi – monitoring CMWP SDP

Mimo apelu Sądu o zawarcie w tej sprawie ugody, nie doszło do rozmów między stronami.  19 grudnia w Sądzie Okręgowym w Warszawie miało miejsce kolejne posiedzenie w sprawie cywilnej w powództwa Donalda Tuska przeciw Tomaszowi Sakiewiczowi oraz Niezależnemu Wydawnictwu Polskiemu. 

Przewodniczący Platformy Obywatelskiej zarzuca redaktorowi naczelnemu „Gazety Polskiej” naruszenie dóbr osobistych, domaga się od niego publikacji wielokrotnych przeprosin na łamach mediów tradycyjnych i społecznościowych oraz po 100 tysięcy złotych odszkodowania zarówno od red. Sakiewicza, jak i pozwanego wydawnictwa z powodu okładki tygodnika „Gazeta Polska” z jego wizerunkiem z podpisem „Gott mit uns”. Sąd wysłuchał mów końcowych pełnomocników stron i zapowiedział ogłoszenie wyroku w tej sprawie na 13 stycznia 2025 r.

Sprawa dotyczy okładki GP z 20 lipca 2022 r., na której przewodniczący Platformy Obywatelskiej ma zaciśniętą pięść, a całość jest opatrzona napisem Gott mit uns. Na dole strony znajduje się dopisek: Słowa Donalda Tuska: „Wierzysz w Boga, nie głosujesz na PiS” to odpowiednik pruskiego „Gott mit uns”, obecnego na klamrach niemieckich pasów. Padły, gdy polski rząd wspiera Ukrainę w walce pod innym starym hasłem: „W imię Boga za wolność naszą i waszą”. Patriarcha Cyryl i Tusk głoszą, że najwyższe dobro nie jest po stronie tych, co niosą sztandar wolności, ale po stronie tyranii. Donald Tusk pozwał Tomasza Sakiewicza za naruszenie swoich dóbr osobistych tą okładką poprzez publikację jego wizerunku poddanego bezprawnej modyfikacji graficznej w sposób bezpodstawnie sugerujący wrogą, nawiązującą do neonazistowskiej propagandy postawę wobec obywateli Polski.

Prócz opublikowania wielokrotnych przeprosin na łamach mediów tradycyjnych i społecznościowych – a przede wszystkim na okładce tygodnika „Gazeta Polska” – Tusk domaga się przekazania na rzecz Polskiej Akcji Humanitarnej kwoty 100 tys. zł zarówno od red. Tomasza Sakiewicza, jak i od wydawcy Gazety Polskiej.

Rozprawa rozpoczęła się od wystąpienia Tomasza Sakiewicza, który odniósł się do świeżo wówczas przyjętej przez rząd uchwały, podług której wadliwe z punktu widzenia państwa polskiego publikacje werdyktów Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego będą opatrzone specjalnym przypisem – o czym dzień wcześniej  poinformował premier podczas konferencji prasowej.

Ponieważ sprawa dotyczy samego Donalda Tuska, który jest szefem tego rządu, chciałbym uzyskać pewność, że wyrok – niezależnie od tego czy się spodoba Donaldowi Tuskowi, czy nie – będzie miał znaczenie. Chciałbym się dowiedzieć tego i od Wysokiego Sądu, i od strony, która reprezentuje Donalda Tuska, ponieważ uchwały rządu nie można zignorować. Redaktor naczelny GP zauważył, że przyjęta uchwała będzie mieć ogromne skutki również dla tego procesu: Zostanie ogłoszony wyrok, który może nie zadowalać jednej ze stron. Ale jedna ze stron od wczoraj zyskała możliwość ręcznego unieważnienia tego wyroku. I chciałbym się dowiedzieć, jaki jest rzeczywisty stan prawny w tej rozprawie.

Wobec wystąpienia Sakiewicza przewodniczący sprawie sędzia Rafał Wagner zdecydował się zapytać o zdanie pełnomocników stron.

Wysoki Sądzie problem jest rzeczywiście złożony – zauważył obrońca naczelnego GP mecenas Andrzej Lew-Mirski – dlatego, że gdyby nawet sąd zwrócił się do Trybunału Konstytucyjnego (…), to z tego, co wiemy tutaj powszechnie, ten Trybunał Konstytucyjny też jest  w ocenie rządzących nielegalny. I orzeczenia tego Trybunału nie trafiają do przekonania rządzących, więc jest to trochę wołanie na puszczy. Ale niewątpliwie jest tak, że problem istnieje. Problem prawny istnieje. Bo jeżeli uchwałą rząd próbuje stworzyć taką sytuację, o której mówił nasz klient, to obawy co do tego, jak będzie traktowany wyrok Wysokiego Sądu, są uzasadnione.

Innego zdania był natomiast adwokat Maciej Ślusarek, pełnomocnik Donalda Tuska: Nie po raz pierwszy wyjaśnienia strony pozwanej przyjmują charakter bardziej publicystyczny niż charakter wypowiedzi, które powinny mieć miejsce na sali sądowej. Wysoki Sąd wyrokuje w oparciu o obowiązujące przepisy prawa. Na razie żaden wniosek nie został wskazany ani nawet uzasadniony, który by jakkolwiek powodował wątpliwość co do dalszego postępowania – uznał adw. Ślusarek i wnioskował o dalsze procedowanie sprawy zgodnie z przepisami kodeksu postępowania cywilnego.

Na prośbę strony pozwanej sędzia zarządził 5 minutową przerwę, po której rozprawa była kontynuowana.

Po przerwie jako pierwszy głos zabrał obrońca Donalda Tuska: Ten wizerunek to wizerunek zawierający element hitlerowskiego hasła z pasków żołnierzy niemieckich z okresu II wojny światowej. To charakterystyczny gest pozdrowienia oraz charakterystyczny element w postaci wąsa, który charakteryzował jednego z największych zbrodniarzy dziejów ludzkości. (…) Ubranie współczesnego Polaka w postać Hitlera z wyciągniętą charakterystycznie ręką, z sugestią wąsa, z podpisem „Gott mit uns” to próba okrycia hańbą, pogardą i przypisanie postawy antypolskiej – stwierdził adw. Ślusarek. Nawet dla polityka, który musi się liczyć z takimi obostrzeniami w swojej działalności, nałożenie cech największego zbrodniarza na polskim narodzie nie mieści się i nie może być przyjęte – bronił Donalda Tuska jego pełnomocnik.

Ograniczeniem wolności debaty nie jest ten proces, w którym oczekujemy powiedzenia, że są pewne granice w tym, jak się do siebie między sobą odnosimy, jak możemy do siebie powiedzieć – nie tylko między nami obywatelami, ale również między prasą a politykiem. Tam wszędzie gdzieś są granice. Odbieranie drugiej stronie prawa do zabierania głosu, z którym się można zgadzać albo nie zgadzać, jest poważną ingerencją w wolność słowa – zakończył adwokat przewodniczącego PO, wnosząc o uznanie roszczeń w całości.

Następnie przyszedł czas na mowę końcową strony pozwanej.

Treść tej okładki – zarówno chodzi mi o ten kolaż z wizerunkiem, jak i to, co jest napisane pod hasłem „Gott mit uns” – jest absolutnie kompatybilna z treścią artykułu na stronie szóstej. Tam jest wyraźnie odniesione, do jakiej wypowiedzi, moim zdaniem naprawdę nie do końca rozsądnej, pana Donalda Tuska to się odnosi – rozpoczął swoje wystąpienie mec. Sławomir Sawicki, obrońca Sakiewicza. Każda ze stron politycznych ma swój ostry język i będąc politykiem należy się do tego po prostu przyzwyczajać, a nie odpowiadać właśnie w ten sposóbPonieważ jest żądane ogłoszenie [przeprosin – przyp. am.sz.] na okładce, chciałem zwrócić uwagę, że Sąd Najwyższy się wypowiedział, że zamieszczanie tego typu przeproszeń na okładce tygodnika przekracza zakres proporcjonalności wymaganej do usunięcia skutków naruszeń.

Pełnomocnik dziennikarza odniósł się również do roszczeń finansowych Donalda Tuska: Wysoki Sądzie, chcę zwrócić uwagę, że powód – czy to osobiście, czy też kierowana przez niego Kancelaria Prezesa Rady Ministrów – nie dopuszcza dziennikarzy związanych z pozwanym [red. Tomaszem Sakiewiczem – przyp. am.sz.] na swoje konferencje, co zresztą owocuje sprawami w sądzie (…). Żądanie 100 tysięcy złotych, w momencie kiedy tak drastycznie ogranicza się prawa dziennikarzy do informacji, jest po prostu złamaniem zasady „czystych rąk” i prosiłbym, żeby w ogóle nawet nie rozważać sprawy tego zadośćuczynienia – zaapelował mec. Sawicki. Proszę o oddalenie powództwa.

Mimo wcześniejszej zapowiedzi, która padła podczas poprzedniej rozprawy 29 listopada b.r. Sąd nie ogłosił wyroku. Zapowiedziano jednak że stanie się to 13 stycznia 2025 r.

Sprawa jest objęta monitoringiem CMWP SDP od marca 2023 r. Jej obserwatorem jest red. Anna Maria Szczepaniak.

CMWP SDP obejmuje monitoringiem sprawę z powództwa Donalda Tuska przeciwko Tomaszowi Sakiewiczowi