Konkurs dziennikarski Wielkopolskiego i Lubuskiego Oddziału SDP

Wielkopolski Oddział Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich  we współpracy z Lubuskim Oddziałem SDP ogłasza konkurs o Nagrody Dziennikarskie 2023  w  następujących kategoriach:

  • Nagroda Główna WO SDP
  • Nagroda Virtuti Civili
  • Nagroda im. Wojciecha Dolaty
  • Nagroda dla Młodych Dziennikarzy im. Wojciecha Cieślewicza

Termin nadsyłania zgłoszeń – 30 kwietnia 2023 . Od bieżącego roku Nagroda dla Młodych Dziennikarzy nosi imię 29-letniego dziennikarza „Głosu Wielkopolskiego”, który 13 lutego 1982 r. został śmiertelnie pobity przez ZOMO. Fundatorem i patronem  tej nagrody jest NSZZ „Solidarność” Region Wielkopolska. Fundatorem Nagrody Głównej i pozostałych jest Zarząd WO SDP.  W konkursie w w/w kategoriach mogą brać udział dziennikarze prasowi, radiowi, telewizyjni, internetowi, którzy są związani zawodowo z Wielkopolską i/lub Województwem Lubuskim lub publikują materiały dziennikarskie na tematy związane z Wielkopolską lub Województwem Lubuskim.

W tym roku także Zarząd Wielkopolskiego Oddziału SDP przyzna po raz drugi  specjalne wyróżnienie –  Laur WO SDP  dla dziennikarza, którego praca na przestrzeni lat wyróżnia się ze względu na szczególne przestrzeganie etosu dziennikarza oraz zawodowy warsztat i dorobek.

Nagroda Główna WO i LO SDP , jak co roku, zostanie przyznana za najciekawszy, najbardziej wartościowy materiał dziennikarski, poruszający najbardziej aktualne i najistotniejsze problemy społeczne i polityczne. Nagroda Virtuti Civili zostanie przyznana za szczególną odwagę dziennikarza w podejmowaniu i realizacji trudnych oraz społecznie ważnych tematów. Nagroda im. Wojciecha Dolaty zostanie przyznana osobie, której dziennikarstwo wyróżnia się szczególną rzetelnością i fachowością. Nagroda dla Młodych Dziennikarzy zostanie przyznana autorom poniżej 35 roku życia.

W konkursie dziennikarze mogą zgłaszać się sami, mogą być zgłaszani przez redakcje lub przez dziennikarzy – członków WO i LO SDP oraz instytucje i organizacje za zgodą i wiedzą zgłaszanego dziennikarza. Zgłoszenia elektroniczne dziennikarzy należy przesłać elektronicznie na adres: [email protected] .

Regulamin konkursu TUTAJ.

Karta zgłoszenia TUTAJ.

Specyfikacja techniczna TUTAJ.

Szczegółowe informacje dostępne są na stronie : wielkopolska.sdp.pl

Kwietniowe spotkanie Klubu Publicystyki Kulturalnej SDP. Gościem reżyser Jerzy Zalewski

Czwarte w 2023 roku spotkanie Klubu Publicystyki Kulturalnej SDP będzie filmowe. Zaproszenie przyjął bowiem Jerzy Zalewski – reżyser, producent, autor scenariuszy filmów  dokumentalnych i fabularnych, spektakli teatru telewizji, producent programów publicystycznych. Na spotkaniu zostanie wyświetlony film dokumentalny „Anna Walentynowicz. Skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy” w reż. Jerzego Zalewskiego i Krzysztofa Wojciechowskiego.

Spotkanie odbędzie się w środę, 5 kwietnia 2023 r., o godz. 17.00, w Domu Dziennikarza, przy ulicy Foksal 3/5 w Warszawie.

Serdecznie zapraszam!

 dr Teresa Kaczorowska,

przewodnicząca Klubu Publicystyki Kulturalnej SDP


Jerzy Zalewski – reżyser, producent, autor scenariuszy filmów dokumentalnych i fabularnych, spektakli teatru telewizji, producent  programów publicystycznych. Absolwent wiedzy o teatrze PWST w Warszawie oraz reżyserii PWSFTViT w Łodzi. Autor kilkudziesięciu filmów dokumentalnych, m.in.: „Tata Kazika”, „Obywatel Poeta”, „Dysydent końca wieku”, „Oszołom”, „Był raz dobry świat”, „Jerzy Giedroyć i jego Kultura”. Twórca filmów fabularnych takich jak: „Czarne słońca”, „Gnoje” oraz „Historia Roja czyli w ziemi lepiej słychać”. Współzałożyciel Studia Filmowego „Dr Watkins”.


Film dokumentalny „Anna Walentynowicz. Skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy” w reż. Krzysztofa Wojciechowskiego i Jerzego Zalewskiego to obraz pokazujący niezłomną bohaterkę NSZZ „Solidarność”,  począwszy jej od dzieciństwa na Ukrainie poprzez czasy stalinowskie w Polsce, aż do śmierci w Smoleńsku. Film opiera się na trzech głównych liniach narracyjnych splatających się w żywą i ciekawą opowieść, w której losy prostej dziewczyny z „Kresów” splatają się w sposób niebanalny z historią. Wątek pierwszy – mówi o najważniejszych wydarzeniach z życia prywatnego i zawodowego Anny Walentynowicz, o jej pracy – spawaczki i suwnicowej, o działalności w Lidze Kobiet. W końcu lat 70-tych Walentynowicz działa w Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża, za co zostaje usunięta z pracy. W jej obronie wybucha strajk Sierpnia’80. Mimo że jest jednym z przywódców „Solidarności”, zostaje zmarginalizowana przez Wałęsę. Lata 80-te to działania antykomunistyczne i pobyty jej w więzieniu. Przeciwniczka negocjacjom Okrągłego Stołu i III RP, skazana na polityczny niebyt, jej renesans nastąpił dopiero za prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Ginie w katastrofie smoleńskiej.  Drugi wątek – to podróż syna i wnuka na Ukrainę i odkrywanie prawdy o pochodzeniu Anny Walentynowicz i jej  korzeni. Wątek trzeci – opowiada o tym, jak  syn i wnuk, dwa lata po tragicznej śmierci Bohaterki w katastrofie smoleńskiej, muszą zmierzyć się z poszukiwaniem zwłok matki i babci, by zgodnie z wolą zmarłej pochować ją w grobie obok ukochanego męża. Poszukują Jej zwłok, a także prawdy o Niej. Film powstawał na przestrzeni ponad 20 lat, ale poza telewizją Republika nie był jeszcze emitowany. Realizatorzy od 2000 r. towarzyszyli z kamerą Annie Walentynowicz w jej działaniach na rzecz Polski, towarzyszyli synowi i wnukowi w czasie peregrynacji zwłok matki i babci po Polsce w 2012 r. oraz ich podróży w 2014 r. na polskie Kresy, gdzie urodziła się Anna Walentynowicz. Wracali tam zresztą z kamerą jeszcze kilka razy.

CEZARY KRYSZTOPA: Stu dwudziestu pięciu Piłatów

– Ja jestem wierząca i dla mnie papież Jan Paweł II jest wielkim autorytetem, a także osobą świętą – mówiła ostatnio w Radio Plus Małgorzata Kidawa-Błońska. Jednak kiedy przyszło do głosowania sejmowej uchwały w obronie Papieża-Polaka, wyciągnęła kartę do głosowania.

Nie jestem ani historykiem ani osobą, co może niektórych zaskoczy, wszechwiedzącą. Nie wiem czy w przyszłości nie pojawią się jakieś informacje, które postawią św. Jana Pawła II w jakimś szczególnie niekorzystnym świetle. Póki co jednak, tak się nie stało, a warto brać pod uwagę, że po pierwsze, gdyby komuniści mieli coś konkretnego na Karola Wojtyłę, z pewnością by tego przeciwko niemu użyli, a że woleli do niego strzelać, to raczej świadczyło o ich desperacji. Po drugie, proweniencja „najgłośniejszych badaczy” powyższego, nie daje podstaw do zaufania ich intencjom.

Jego holenderskość Ekke Overbeek

Wprawdzie „holenderskość” Ekke Overbeeka ma robić na nas wrażenie, ale na mnie nie robi i jak wynika z sondaży, chyba nie robi prawie na nikim oprócz wąskiego, nadzianego kompleksami jak dobra kasza skwarkami, kręgu akolitów „świątyni” na Czerskiej i nieco szerszego kręgu wokół totemu  na Wiertniczej. Reszta drapie się po głowie zastanawiając się jak można przedstawiać jako „autorytet” człowieka, który pisywał wcześniej o „rusofobicznej Polsce”, czy uczestniczył w intensywnej promocji oszusta Marka Lisińskiego, który, jak orzekł sąd, kłamał w sprawie rzekomego „molestowania przez księdza”. Z kolei eksperci, zajmujący się tymi samymi przypadkami, co głośni ostatnio „demaskatorzy”, drapią się po głowie, jak można być tak wypranym z warsztatu żeby brać za dobrą monetę zeznania współpracowników, czy przesłuchiwanych przez komunistyczne służby.

Co działo się w ich głowach?

No chyba, że celem nie jest docieranie do jakiejkolwiek prawdy, tylko świadoma destrukcja struktury społecznej w Polsce, która, czy komuś się to podoba czy nie, przerośnięta jest katolicyzmem. Tylko, że to również chyba się nie udało. Granat, który wyglądał jakby miał z hukiem rozpocząć kampanię wyborczą Platformy Obywatelskiej, wybuchł operatorom w rękach i chyba wywołał skutek odwrotny od zamierzonego (przynajmniej w krótkim okresie czasu). Platforma Obywatelska, której medialne ramię w postaci TVN, dokonało jednego z dwóch głównych uderzeń, stoi obecnie w nienaturalnej pozycji, trzyma ręce z tyłu, zadziera głowę, gwiżdże i udaje, że to jej nie dotyczy.

W tym wszystkim, zastanawiam się, co działo się w głowach i sercach tych wszystkich posłów Platformy Obywatelskiej z solidarnościową kartą w PRL, byłych członków NZS, czy wręcz bardzo bliskich środowiskom Kościoła, a nawet współpracujących z katolickimi mediami, kiedy podczas głosowania w Sejmie uchwały w obronie Jana Pawła II wyciągali karty do głosowania? Gdyby byli pełni wiary w tezy TVN i Overbeeka, zagłosowaliby przecież przeciw. Co działo się z ich sumieniami?

Zamiast puenty wymienię nazwisko jednej sprawiedliwej w nadziei, że nie jest to z mojej strony pocałunek śmierci: Joanna Fabisiak.

Gala 29. edycji Konkursu Nagrody SDP. GALERIA ZDJĘĆ

14 marca w Domu Dziennikarza przy ul. Foksal 3/5 obyła się uroczysta Gala wręczenia nagród i wyróżnień 29. edycji Konkursu Nagrody SDP.  Zapraszamy do obejrzenia zdjęć z tej uroczystości.

Fot. Donat Brykczyński

Fot. Pixabay

JAROMIR KWIATKOWSKI: Dziennikarz powinien być sługą prawdy

Najnowszy numer „Forum Dziennikarzy” jest poświęcony fake newsom, czyli zmanipulowanym informacjom (dawniej nazywano je pół- i ćwierć prawdami, czy wręcz kłamstwami), powielanym mniej czy bardziej świadomie przez polityków, dziennikarzy i odbiorców mediów. Obserwuję, że jakby obok rozwija się inne zjawisko: odmowa wiedzy, a więc niedopuszczanie do siebie informacji prawdziwej, której przyjęcie zburzyłoby nasz poukładany świat.

To zjawisko znakomicie widać w mediach społecznościowych, w polityce, ale także – niestety – w mediach bardziej tradycyjnych. Powstały tam bańki informacyjne, które muszą być jednolite. Mamy tendencję do wyrzucania spośród znajomych np. na Facebooku tych, którzy mają inne zdanie. Bo nam zaburzają naszą perspektywę, zasiewają wątpliwości. Coraz częściej czytamy jednorodne gazety (jeżeli „Gazetę Polską”, „Sieci” czy „Do Rzeczy”, to nie „Newsweeka” czy „Politykę” – i odwrotnie), oglądamy jednorodną telewizję (jeżeli TVP to nie TVN – i odwrotnie), wchodzimy na jednorodne portale (jeżeli wPolityce.pl czy niezalezna.pl, to nie Onet czy Wirtualna Polska). Nie konfrontujemy swoich poglądów z innymi, bo po co? A jeżeli nawet, to w dyskusjach emocje najczęściej dominują nad argumentami. Bo emocje sprzedają się dziś lepiej niż argumenty.

Józef Mackiewicz uważał, że „tylko prawda jest ciekawa”. To zdaniem powinno być bliskie każdemu dziennikarzowi. Dziennikarz powinien być sługą prawdy. Tam, gdzie nie ma dążenia do prawdy, następuje śmierć dziennikarstwa. Oczywiście, nigdy nie jesteśmy w stanie określić do końca, na ile udało nam się do tej prawdy zbliżyć. Ale jeżeli mamy poczucie, ze zrobiliśmy wszystko, by tak się stało – to już jest bardzo wiele.

Czasami słyszymy powiedzenie „prawda leży pośrodku”. Nieprawda. Prawda leży tam gdzie leży, a my musimy starać się to miejsce jej „leżenia” odnaleźć. Pamiętam, jak byłem swego czasu zszokowany, gdy w gronie dziennikarzy dyskutowaliśmy na temat prawdy. „Nie ma jednej prawdy obiektywnej, każdy ma swoją prawdę” – usłyszałem. Niewiara w istnienie prawdy obiektywnej to również śmierć dziennikarstwa. Prawda przestała być kategorią, za którą warto „umierać” jak za niepodległość. Nie dziwmy się, że przy takim podejściu dziennikarzy do prawdy jak grzyby po deszczu mnożą się fake newsy.

Czasami nie wierzymy (albo udajemy, że nie wierzymy) w istnienie prawdy obiektywnej z oportunizmu. Chęci pielęgnowania tzw. świętego spokoju.  „Kto prawdę mówi, ten niepokój wszczyna” – mówi Byron do Rafaela w „Rozmowie umarłych” Norwida. Często się tego niepokoju boimy. Boimy się hejtu w internecie, tego, że nas wyszydzą. Często wolimy iść z prądem niż pod prąd. To oznaka karlenia, któremu podlega część środowiska dziennikarzy, poza Warszawą mocno spauperyzowanego, pracującego szybko, bo liczy się „wsad do kotła”, czyli do gazety bądź na portal, a przez to mającego coraz mniej czasu na indywidualny rozwój. Ale czy to nas usprawiedliwia? Czy zwalnia nas od uprawiania dziennikarstwa „jakościowego”?

Często „odmawiamy wiedzy”, bo tak łatwiej i wygodniej. Wiedza daje światło, przybliża nas do prawdy. Lecz po co ją przyjmować? Po co uczyć się, narażać, wysilać?

Czy jednak dziennikarz, który ani razu nie zaryzykował dla poznania prawdy, który nikomu nie nadepnął przy tym na odcisk, może nazywać się dziennikarzem?

Prześledzę to zjawisko na trzech przykładach (jest ich oczywiście o wiele więcej).

Aborcja

„Jako naukowiec wiem, nie sądzę, lecz wiem, że życie człowieka zaczyna się od poczęcia” – powiedział dr Bernard Nathanson. Lecz zanim doszedł do tej pewności, przeszedł długą drogę. Jako dyrektor największej na świecie kliniki dokonującej aborcji (w USA) jest odpowiedzialny – bezpośrednio lub pośrednio – za 75 tys. sztucznych poronień. Później, kiedy wynaleziono USG i zobaczył, że „to coś” w łonie matki jest człowiekiem, przewartościował swoje poglądy i stał się jednym z najbardziej znanych na świecie obrońców życia poczętego. Podobne cytaty, pochodzące ze środowisk naukowych – biologii,  medycyny – można cytować w nieskończoność. Feministki – z powodów ideologicznych – odmawiają przyjęcia do wiadomości tego, co o początkach życia ludzkiego mówi nauka. Wolą wierzyć (bo to jest wiara, a nie wiedza), że dziecko w łonie matki to nie człowiek. Jeżeli ktoś odmawia wiedzy, czyli nie przyjmuje do wiadomości tego co mówi nauka, to kimże jest, jak nie ciemnogrodem?

Czy my, dziennikarze, musimy iść tą drogą? Czy musimy tkwić w tej bańce informacyjnej? Znam dziennikarzy, którzy mają poglądy proaborcyjne. Ale znam także takich, i pewnie jest ich o wiele więcej, którzy – choć wiedzą, jaka jest prawda – milczą. Boją się ostracyzmu środowiskowego, wyszydzenia? Dali sobie wmówić, że to temat zastępczy? Wręcz przeciwnie, to temat z gatunku fundamentalnych. Bo jeżeli politycy zabiorą obywatelom tak podstawowe prawo jak prawo do życia (aborcja, eutanazja), co ich powstrzyma przed odebraniem im innych praw? „Jeśli zgodzimy się, iż matka może zabić nawet własne dziecko, jak możemy mówić innym ludziom, aby nie zabijali jedni drugich?” – pytała retorycznie bł. Matka Teresa z Kalkuty. No właśnie. Koleżanki i koledzy, musimy stać na straży życia! Nie możemy odmawiać przyjęcia wiedzy na temat, co nauka mówi o początkach życia ludzkiego!

Owsiak

W inną bańkę informacyjną wpadli zwolennicy Jerzego Owsiaka i Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Środowisko „fajnych Polaków” nie uznaje żadnej świętości, z Janem Pawłem II włącznie, ale akurat „Juras” jest tam wyjęty spod krytyki. Można machnąć ręką na krzykliwy styl, w jakim prowadzi działalność dobroczynną; można nawet przejść do porządku dziennego nad gigantycznymi kosztami wielogodzinnych transmisji z finałów WOŚP w TVP w przeszłości, co jednak rodzi pytania o ekonomiczną opłacalność tego przedsięwzięcia. Ba! można nawet przymknąć oko na to, iż Owsiak od kilku lat zaprasza na dyskusje podczas Przystanku Woodstock wyłącznie polityków (i duchownych) związanych z obecną opozycją, co czyni mocno wątpliwą jego rzekomą apolityczność. Ale – tak sobie wyobrażam – u każdego przyzwoitego człowieka powinno zapalić się (i u niektórych się zapaliło) czerwone światełko, gdy dwa lata temu Orkiestra zagrała podczas finału m.in. z radykalnie proaborcyjnym Strajkiem Kobiet.

A już na pewno powinna się zapalić czerwona lampka, gdy pojawiły się wątpliwości co do transparentności Owsiakowych finansów. Dziennikarz serwisu kontrowersje.net Piotr Wielgucki, znany jako Matka Kurka, przez kilka lat badał przepływy finansowe w spółkach należących do Owsiaka i jego bliskich. Zadawał pytania. Fundacja WOŚP i Owsiak notorycznie odmawiali udzielenia informacji publicznej, a nawet wykonania zarządzeń i wyroków administracyjnych sądu dotyczących finansowania fundacji oraz zleceń dla firm powiązanych z rodziną Owsiaka. Zarzuty były niebagatelne. Jak choćby ten, że część pieniędzy, które pochodzą m.in. z odsetek, trafia do firm powiązanych z Jerzym Owsiakiem. Czy że na kontach Orkiestry przetrzymywane są miliony złotych, które WOŚP opieszale wydaje na sprzęt medyczny. Albo że rodzinne przedsięwzięcia Owsiaka są umieszczane w takich pozycjach jak: „administracja”, „zatrudnienie” i przede wszystkim „usługi obce”. Faktem jest, że kiedy kilka lat temu analizowałem tabelę, na co idą pieniądze zebrane w ramach WOŚP  w kolejnych latach, zastanowił mnie stały spadek odsetka środków przeznaczonych na zakup sprzętu medycznego w porównaniu z, nazwijmy to, kosztami administracyjnymi.

To jednak nie ma znaczenia dla wyznawców Owsiaka. Oni wiedzą lepiej i odmawiają przyjęcia wiedzy mówiącej, że obraz „Jurasa” nie jest tak kryształowo czysty, jak im się wydaje. Tyle że – czego doświadczyłem przy okazji tegorocznego finału, przed którym opublikowałem spokojny, ale krytyczny (zresztą nie pierwszy) tekst na temat WOŚP – wyznawcy Owsiaka nie potrafią dyskutować merytorycznie. Potrafią jedynie bluzgać na adwersarzy. Po tym tekście dostałem kilka maili z podziękowaniem za odwagę. To tak daleko zabrnęliśmy, że aby pisać o Owsiaku trzeba aż odwagi? Pytanie do dziennikarzy, zwłaszcza regionalnych, bo w mediach ogólnopolskich krytycznie pisali o WOŚP m.in. Łukasz Warzecha i Rafał A. Ziemkiewicz: dlaczego nie drążycie tematu? Dlaczego gorliwie uczestniczycie w Owsiakowym cyrku? Dlaczego nie zadajecie trudnych pytań w kwestii działalności „Jurasa”? Tak boicie się hejtu? Odmowa przyjęcia wiedzy w imię świętego spokoju?

Pandemia

Odmowa wiedzy zwykłych obywateli, ale i dziennikarzy, miała miejsce w przypadku pandemii. Na początku to było nawet zrozumiałe: nie wiedzieliśmy, z czym się to „je”. Ale później… propagandowo przegrzaliśmy sprawę covida, dając sobie narzucić jeden styl narracji, prezentowany przez ekspertów rządowych, a wszelkich mających inne zdanie etykietowaliśmy jako antyszczepionkowców, „foliarzy” itp.  Żeby była jasność. Covid jako choroba istnieje, objawił swoją moc, był groźny, a często śmiertelny. Ale rozpętano wokół niego histerię (kiedyś się dowiemy, z jakich powodów, dziś możemy jedynie snuć domysły), którą tygodnik „Do Rzeczy”, najbardziej konsekwentny spośród mediów konserwatywnego mainstreamu krytyk przyjętej w Polsce strategii walki z covidem, nazwał „globalnym humbugiem XXI wieku”. Jednak z czasem do coraz większej liczby ludzi, na początku przestraszonych, zaczęły przemawiać fakty. Że skuteczność szczepionki na covida nie jest tak wielka jak mówiono i że jej skład budzi poważne wątpliwości. Że państwa, w których stopień wyszczepienia społeczeństwa jest bardzo wysoki, zaczynają stosować drastyczne obostrzenia. Że – nawet według oficjalnych danych resortu zdrowia – zaszczepieni także chorują, a nawet umierają. Na dodatek wraz z agresją Putina na Ukrainę temat covida, dotychczas dominujący, głównie w mediach elektronicznych, w ciągu kilku dni z nich zniknął. Trudno było wtedy nie pomyśleć, że coś tu nie gra. Dlaczego nie dopuszczaliśmy innej narracji niż panów Horbanów czy Simonów? Dlaczego nie prowokowaliśmy dyskusji zwolenników i przeciwników oficjalnej strategii walki z covidem? Dlaczego nie znalazło się więcej Karwelisów i Pospieszalskich punktujących absurdy walki z pandemią? Brak wiedzy? Odmowa wiedzy? Brak odwagi? Czy wypełniliśmy podczas pandemii misję dziennikarską?

Zadaniem dziennikarza jest poszukiwanie prawdy, nawet jeżeli oznacza to nadepnięcie komuś na odcisk. Czy abdykowaliśmy z tej roli, czy to tylko chwilowa zadyszka?

Tak czy owak, mamy o czym myśleć.

O fake newsach, dezinformacji i walce z nimi

czytaj w najnowszym numerze „Forum Dziennikarzy”

Do pobrania TUTAJ.

 

Rys. Cezary Krysztopa

Zawsze są malkontenci, czyli przemyślenia CEZAREGO KRYSZTOPY: Precz z owadobójstwem!

Człowiek żyje w gruncie rzeczy krótko. Nic więc dziwnego, że szczególnie wobec nieskończonej wielości zagadnień, nie zna się na wszystkim i powinien się z tym w dużym stopniu pogodzić. I ja się z tym godzę, co nie znaczy, że nie rodzą mi się w głowie pytania również w dziedzinach, w których nie nadążam za galopującym postępem i konsensusem naukowym.

Zadaję sobie na przykład pytanie – „Co będzie jeśli Unii Europejskiej uda się powstrzymać wzrost gospodarczy w Europie?”. Czy „planeta zostanie uratowana”? Tym bardziej, że Europa pomimo szumnych brukselskich haseł i programów, stanowi coraz mniejszą część światowej gospodarki. I wydaje mi się, że… nic się nie zmieni. Ponieważ żadna z wielkich światowych gospodarek, może oprócz częściowo Stanów Zjednoczonych, nie sprawia wrażenia jakby miała podcinać gałąź na której siedzi. No chyba, że Europa wejdzie w okres nowej epoki kamienia łupanego, a Europejczycy zaczną się z głodu i instynktownej miłości do zwierząt, nawzajem zjadać, czym już z całą pewnością „zainspirują resztę ludzkości”.

                                                                     Zbędny emiter gazów

Inne ciekawe pytanie nasuwa Paweł Jędrzejewski w tekście „Detronizacja Boga to degradacja człowieka” na łamach Tysol.pl – „Czy człowiek ‘pozbywając się’ Boga stanie się „wolnym” i kimś w rodzaju samowystarczalnego ‘boga’?”. I tutaj nie ma pewności, ponieważ trudno nie brać pod uwagę faktu, że skoro wyjątkowość człowieka zawiera się bardziej w religijnej transcendencji niż da się udowodnić naukowo, to być może człowiek „bez Boga” jest rzeczywiście tylko jednym z bardziej inteligentnych zwierząt,  jak pisze Jędrzejewski, „czasowo ożywioną materią”, lub wręcz tylko zbędnym emiterem gazów cieplarnianych?

Z rzeczy nieco bardziej przyziemnych, zastanawia Was czasem, co się stanie ze zwierzętami hodowlanymi, kiedy zlikwidowane zostaną hodowle? Czy ktoś sfinansuje wielkie rezerwaty dla krów, żeby mogły żyć i przedłużać swój gatunek w warunkach szczęścia i wolności? A może rolnicy zaczną je utrzymywać już bez zagrożenia ubojem, gwałceniem i dojeniem? Jest tu pewien problem, niedojona krowa bowiem, strasznie cierpi, może dostać np. zapalenia wymienia, ale może coś się wymyśli? A może będziemy mieli do czynienia z wielką eksterminacją „dla dobra planety”? Jak wyjaśniliby to krowom „obrońcy ich praw”?

Albo gorąca ostatnio kwestia zjadania robaków – „Czy ich przemysłowa produkcja nie będzie szkodliwa dla planety?”. Może powinniśmy zjadać tylko te, które łażą, czy latają tu i tam w sposób zupełnie naturalny? A widzieliście filmy z „produkcji”? Toż to niehumanitarna zgroza. Zapewne kwestią czasu jest pojawienie się radykalnego ruchu obrońców praw robaków pod hasłem „Precz z owadobójstwem!”. I on jednak prędzej czy później stanie przed zarzutem gwałcenia kwiatów przez niektóre owady.

                                                                 Ostateczna harmonia

Takie oto dziwaczne pytania rodzą się czasem w moim nieprzystosowanym do złotych czasów, w których żyję, mózgu. No, ale ja mam już swoje lata, być może to tylko wyblakłe cienie słusznie minionych postśredniowiecznych mroków, które przeminą wreszcie razem z takimi dziwadłami jak ja i mnie podobni, żeby ustąpić eonom powszechnej samorealizacji i harmonii.

Bolesna historia profesora Aleksandra Nalaskowskiego w TVP 3 Regiony. Reportaż z udziałem CMWP SDP

Profesor Aleksander Nalaskowski, którego macierzysty Uniwersytet im. Mikołaja Kopernika  w Toruniu ukarał za opinie opublikowane  w prasowym felietonie, jest bohaterem reportażu filmowego  „Niewizerunkowy” autorstwa red. Mirosława Rogalskiego z TVP.  Reportaż został wyemitowany 19 lutego b.r. w TVP 3 Regiony.   W obronie prawa profesora A. Nalaskowskiego do swobody wypowiedzi występowało publicznie CMWP SDP. Władze UMK nie zgodziły się na udział w realizacji materiału.

Reportaż opowiada historię profesora Aleksandra Nalaskowskiego, pedagoga i nauczyciela akademickiego, który  został ukarany zawieszeniem przez władze Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w prawach nauczyciela akademickiego za krytykę tzw. parad równości wyrażoną w  tygodniku „Sieci”. We wrześniu 2019 roku ówczesne władze toruńskiej uczelni uległy presji dwóch stowarzyszeń walczących o prawa LGBT i wszczęły wobec profesora Aleksandra Nalaskowskiego postępowanie dyscyplinarne za napisanie felietonu pod tytułem „Wędrowni gwałciciele” . Rektor UMK prof. Andrzej Tretyn wycofał się później z tej decyzji, ale po tych wydarzeniach profesor Aleksander Nalaskowski poszedł na emeryturę, choć mógł dalej kształcić kolejne pokolenia pedagogów: magistrów i doktorantów. Sprawa toruńskiego profesora dała asumpt do uchwalenia nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym wprowadzającej „Pakiet Wolności Akademickiej” gwarantujący m.in. prawo do wolności nauczania i wolności słowa z zachowaniem zasad pluralizmu światopoglądowego. Mirosław Rogalski,  dziennikarz i reportażysta z wieloletnim stażem, w swoim reportażu wraca do wydarzeń z 2019 roku i ukazuje w jaki sposób ta historia zmieniła jego życie. Autor przedstawia także prywatne pasje  profesora – stolarstwo i konie. Profesor przez 25 lat był pasjonatem koni i doskonałym jeźdźcem oraz instruktorem jazdy konnej. Ta wielka przygoda została po 27 latach nagle przerwana przez bardzo groźny wypadek i trwałą kontuzję lewej ręki. Profesor był także twórcą pierwszego w Polsce niepublicznego liceum „Laboratorium” w Toruniu, które ukończyło 600 uczniów. Absolwenci szkoły doskonale sobie radzą teraz w świecie nauki i biznesu.

W dokumencie pt.: „Niewizerunkowy” wypowiadają się min.: Krzysztof Czabański, przewodniczący Rady Mediów Narodowych, Jacek Karnowski, redaktor naczelny tygodnika „Sieci” , redaktor Dorota Kania, redaktor naczelna „Polska Press” , profesor Wojciech Polak, profesor Piotr Petrykowski, prof. Radosław Sojak (jako absolwent liceum Laboratorium), minister Edukacji i Nauki – profesor Ryszard Czarnek, artysta malarz Adam Siałkowski oraz dr Jolanta Hajdasz dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP.
Władze UMK nie zgodziły się na udział w realizacji materiału, w imieniu uczelni nie wypowiedziały się ani jej rektor, ani rzecznik prasowy.  Ekipa filmowa nie uzyskała także zgody na filmowanie na terenie uczelni scen z udziałem profesora Aleksandra Nalaskowskiego.

Opinie profesora Aleksandra Nalaskowskiego, wybitnego humanisty i pedagoga dotyczące polskiej rzeczywistości można znaleźć w w jego książce: „Wielkie zatrzymanie. Co się stało z ludźmi” wydanej w 2020 roku. Reportaż został wyprodukowany i wyemitowany przez Telewizję Polską w 550 rocznicę urodzin Mikołaja Kopernika – patrona toruńskiej uczelni.

Link do publikacji TUTAJ.

Link bezpośredni do reportażu w mediach społecznościowych jest tu:

WOŁODYMYR SYDORENKO: Na okupowanych przez Rosję terenach Ukrainy działają obozy filtracyjne

Na terenach Ukrainy czasowo okupowanych przez Rosję stworzono miejsca do przetrzymywania, przesłuchiwania i sortowania” zarówno jeńców wojennych jak i ludności cywilnej.

W pierwszą rocznicę rosyjskiej inwazji na Ukrainę Unia Europejska przyjęła 10. pakiet sankcji wymierzonych w Rosję. Na nowej liście sankcyjnej znalazło się wielu rosyjskich urzędników, w tym komisarz ds. Praw człowieka Federacji Rosyjskiej Tatiana Moskalkowa.

Trafiła tam ponieważ zarzuca się jej, iż zaprzecza istnieniu obozów filtracyjnych, przez które według UE mogło już przejść od 900 tys. do 1,6 mln Ukraińców, w tym tysiące dzieci. Są dowody potwierdzające istnienie takich miejsc. Na przykład raport naukowców z Uniwersytetu w Yale, którzy przy wsparciu Departamentu Stanu USA, pod koniec ubiegłego roku zidentyfikowali co najmniej dwadzieścia obozów filtracyjnych na terenach Ukrainy czasowo okupowanych przez Rosję. Miejsca te służą do przetrzymywania, przesłuchiwania i „sortowania” zarówno jeńców wojennych jak i ludności cywilnej.

Przy tworzeniu raportu wykorzystano m.in. zdjęcia satelitarne. Dokładna analiza danych pomogła z dużą dokładnością zidentyfikować 21 obozów filtracyjnych. W pobliżu jednego z takich miejsc można zobaczyć groby świadczące o masowych pochówkach. Wyniki badań pokazały również, że Rosja i sprzyjające jej władze w Donbasie na kilka tygodni przed inwazją na pełną skalę stworzyły system filtrowania, aby „segregować” ludzi na terenach znajdujących się pod rosyjską okupacją. Według raportu ten rosyjski system filtrowania osób w obwodzie donieckim obejmuje stosowanie pozasądowego przetrzymywania w odosobnieniu, które narusza liczne elementy międzynarodowego prawa humanitarnego. Można więc stwierdzić, że putinowska Rosja powiela najstraszniejsze metody pozbawiania ludzi wolności, jakie stosowały Związek Sowiecki i faszystowskie Niemcy w XX wieku. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski nazwał deportacje Ukraińców i obozy filtracyjne, które wojska rosyjskie utworzyły na okupowanych terenach Ukrainy, „imitacją” nazistowskich deportacji i obozów koncentracyjnych. Ukraińscy urzędnicy państwowi porównują je również do systemu „filtracji” stosowanego w Czeczenii, kiedy tysiące Czeczenów było brutalnie przesłuchiwanych w tymczasowych obozach, a wielu z nich zaginęło.

Rosyjscy urzędnicy zaprzeczają deportacjom, nazywając je „ewakuacją ludności cywilnej opuszczającej strefę aktywnych działań wojennych”, a obozy filtracyjne określają jako „punkty kontrolne”. Wicepremier Ukrainy Iryna Wereszczuk powiedziała, że ​​z kontrolowanych przez Rosję terytoriów Ukrainy bez porozumienia z Kijowem wysiedlono setki tysięcy ludzi. Podaje się, że po przejściu „filtracji” Ukraińcy są często przymusowo wywożeni na daleki wschód Rosji.

Według świadków, w marcu 2022 r. wojska rosyjskie nakazały kobietom i dzieciom opuszczenie schronu w Mariupolu. Zostali siłą wywiezieni autobusami w liczbie 200 lub 300 osób do Nowoazowska, gdzie musieli godzinami czekać, zanim otrzymali rozkaz przejścia przez grupę namiotów do tak zwanego „obozu filtracyjnego”. Rzeczywiście, zdjęcia satelitarne pokazują grupę namiotów w Bezymennym koło Nowoazowska. Przedstawiciele władz okupacyjnych twierdzili, że utworzyli tam „miasteczko namiotowe” z 450 miejscami. Rządowa „Rossijskaja gazieta” poinformowała, że ​​​​w obozie w Bezymennym przetrzymywano 5000 Ukraińców, którzy przechodzili kontrole, aby „ukraińscy nacjonaliści nie wjechali do Rosji przebrani za uchodźców i nie uniknęli kary”. Jeden ze świadków powiedział, że był dokładnie przesłuchiwany przez mężczyzn, którzy twierdzili, iż są z FSB. Pytali go o przeszłość, świadek określił przesłuchanie jako „bardzo upokarzające”. Następnie grupa została przewieziona do Rostowa.

Tatiana Lokszina, dyrektor Human Rights Watch na Europę i Azję, powiedziała: „Zgodnie z międzynarodowym prawem dotyczącym praw człowieka, wysiedlenie lub deportację uważa się za przymusowe, gdy ludzie zostali postawieni w sytuacji, w której nie mieli wyboru”.

Zauważyła, że ​​Konwencja Genewska zakazuje indywidualnych lub masowych przymusowych transferów, a także deportacji osób z okupowanego terytorium. Ambasador USA przy ONZ Linda Thomas-Greenfield stwierdziła: „Nie muszę wyjaśniać, jak wyglądają te tak zwane >obozy filtracyjne< ”. Odniosła się do doniesień o konfiskowaniu Ukraińcom przez funkcjonariuszy FSB paszportów, dowodów osobistych i telefonów komórkowych. Poinformowała również o przymusowej separacji ukraińskich rodzin.

Pod koniec ubiegłego roku OBWE przedstawiono badania dotyczące rosyjskiej „filtracji”. W analizie zauważono, że Rosja podczas wojny w Ukrainie, poprawiając swoje dotychczasowe doświadczenia kryminalne w Czeczenii i naśladując nazistowskie rozwiązania deportacji i obozów koncentracyjnych, stworzyła system filtrowania i przetrzymywania obywateli Ukrainy na czasowo okupowanym terytorium. Jego atrybutami stały się presja psychiczna i fizyczna, tortury, a nawet morderstwa. Delegacja Ukrainy do OBWE przy wsparciu misji amerykańskiej zorganizowała 27 lipca w Wiedniu wydarzenie, podczas którego zaprezentowano badania prowadzone przez ukraińską organizację pozarządową „Media Initiative for Human Rights” i przedstawiono tragiczne historii bezpośrednich świadków i ofiar obozów filtracyjnych. Eksperci zauważają, że według rosyjskich władz wszyscy Ukraińcy powyżej 14 roku życia muszą przejść tzw. „filtrację”. I jeśli na początku wojny proces ten był jeszcze chaotyczny, teraz nabrał ogromnej skali i został już usystematyzowany. Rzeczywistość wygląda tak, że na kontrolowanym przez Rosję terytorium wszyscy Ukraińcy są poddawani próbie lojalności wobec władz okupacyjnych. Proces ten ma trzy poziomy. Pierwszy to filtracja wstępna. Zwykle odbywa się na blokadach drogowych lub w samym mieście czy wsi. Sprawdzane są dokumenty i rzeczy osobiste danej osoby, czasami towarzyszy temu przeszukanie domu lub samochodu. Następnie osoba kierowana jest do specjalnych punktów, w których rozmieszczone są obozy filtracyjne. Stanowią one drugi i główny rodzaj filtrowania. Ludzie stoją tam w kolejkach przez wiele dni i tygodni. Gdy przyjdzie ich kolej są sprawdzani, pobiera się od nich odciski palców i odciski dłoni, a także robi zdjęcia. Nierzadko podczas takiej kontroli stosuje się przemoc psychiczną i fizyczną, znane są przypadki użycia broni. Trzeci poziom filtrowania to areszty śledcze i kolonie karne. Trafiają tam osoby, które nie zostały „pozytywnie zweryfikowane” podczas wcześniejszych etapów. Zatrzymani są brutalnie torturowani, nie otrzymują wystarczającej ilości jedzenia i wody, przetrzymywani są w nieludzkich, niehigienicznych warunkach, nie są objęci opieką medyczną. Często giną.

Dziennikarze z Warmii i Mazur odwiedzili grób swojego patrona

Dziennikarze z Warmii i Mazur jak co roku 24 lutego odwiedzili grób rodziny Pieniężnych, znajdujący się na Cmentarzu Komunalnym przy ul. Poprzecznej w Olsztynie.

Seweryn Pieniężny był m.in. dziennikarzem, redaktorem i wydawcą przedwojennej „Gazety Olsztyńskiej”. Jest też patronem Warmińsko-Mazurskiego Oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, które co roku organizuje obchody i spotyka się na Cmentarzu Komunalnym by kultywować pamięć o swoim patronie i rodzinie Pieniężnych.

– Seweryn Pieniężny jest naszym patronem, który wskazuje stowarzyszeniu kierunki działania – podkreśla wiceprezes Warmińsko-Mazurskiego Oddziału SDP Mateusz Kossakowski. – To postać zasłużona dla kultury i historii całego regionu, którego postawa wielokrotnie uczyła nas patriotyzmu. A wyznawane przez niego wartości są do dzisiaj niezwykle uniwersalne.

Oprócz członków W-M Oddziału SDP w obchodach uczestniczyli także przedstawiciele Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej w Olsztynie z prezesem Markiem Książkiem na czele oraz Andrzej Cieślak, reprezentujący również olsztyński oddział Związku Literatów Polskich. Obecna była też delegacja z Pieniężna, która w tym roku składała się z burmistrza Pieniężna Kazimierza Kiejdo oraz sekretarza Daniela Piotrowskiego. Miasto Olsztyn reprezentował sekretarz Stanisław Gorczyca, wojewodę Władysław Kałudziński, Muzeum Warmii i Mazur Elżbieta Krupa, a delegaturę IPN w Olsztynie dr Krzysztof Kierski.

– Czcząc pamięć Seweryna Pieniężnego wyrażamy protest przeciwko działaniom agresji jednego państwa na drugie i występującym przeciwko poszanowaniu podstawowych praw człowieka i narodów – powiedział burmistrz Pieniężna Kazimierz Kiejdo, nawiązując do rosyjskiej agresji w Ukrainie.

Przy grobie Pieniężnych wygłoszono okolicznościowe przemówienia i modlitwę, a następnie na płycie złożono wieńce i zapalono znicze. W tym roku w imieniu dziennikarzy Warmii i Mazur o głos poproszono ks. Jana Rosłana, redaktora naczelnego czasopisma „Debata”

– Dla mnie dzieło Seweryna Pieniężnego jest zawsze walką o coś. Uważam, że w świadomości społecznej w dzisiejszych czasach przetrwają ci dziennikarze, którzy będą walczyli o jakąś idee i wartości. Jak wiemy ów walka może mieć także swoje poważne konsekwencje, czego byliśmy świadkami w przeszłości, widzimy to również dzisiaj. Seweryn Pieniężny został zamordowany przez hitlerowski reżim. Oddał swoje życie za polskość, za swoje wielkie dzieło jakim była „Gazeta Olsztyńska”. Był wierny swoim wartościom do końca – stwierdził ks. Jan Rosłan.

Więcej zdjęć z uroczystości można obejrzeć na stronie Oddziału Warmińsko-Mazurskiego SDP TUTAJ.

 

 

 

Redaktorzy „Głosu Zabrza i Rudy Śl.” Przemysław Jarasz i Jakub Lazar.

Sąd prawomocnie uniewinnił dziennikarzy „Głosu Zabrza i Rudy Śl.”. Wspierało ich CMWP SDP

Sąd Okręgowy w Gliwicach 16 lutego br., w dwóch niezależnych od siebie wyrokach, prawomocnie uniewinnił dwóch dziennikarzy „Głosu Zabrza i Rudy Śl.” – red. nacz. Jakuba Lazara oraz red. Przemysława Jarasza – od zarzutów zniesławienia (art. 212 kk) stawianych przez Fabiana Pawlaka. Gazeta opisywała jego kontrowersyjną działalność zawodową. Dziennikarzy wspierało Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP.

Rozstrzygająca w obydwu procesach karnych sędzia Grażyna Tokarczyk orzekła, że wszystkie informacje zawarte w publikacjach „Głosu” na temat Fabiana Pawlaka były prawdziwe. Skarżący dziennikarzy będzie musiał pokryć koszty procesu i zwrócić około 1500 zł należności za obronę adwokacką w apelacji.

O co dokładnie chodziło w dwóch właśnie zakończonych prawomocnymi uniewinnieniami procesach? W pierwszym dziennikarze zostali oskarżeni przez Fabiana Pawlaka za serię artykułów z 2018 roku ukazujących kontrowersje wokół jego działalności zawodowej. „Głos Zabrza i Rudy Śl.”  ujawnił w nich zgodnie z prawdą, iż część klientów tego absolwenta prawa czuła się pokrzywdzona jego działaniem i wprowadzona w błąd co do jego uprawnień zawodowych. Bowiem jako nie-adwokat i nie-radca prawny (nie zdał odpowiednich egzaminów zawodowych) nie mógł np. reprezentować ich w sprawach karnych czy rozwodowych, choć na swej stronie internetowej zapewniał, iż świadczy niemal pełen wachlarz usług. Osoby, który czuły się poszkodowane, szukały ratunku w zabrzańskim biurze poselskim Borysa Budki oraz redakcji „Głosu Zabrza…”, złożyli także zawiadomienia do prokuratury (postępowania były wszczęte, ale finalnie je umorzono).

– Problem polegał na tym, że prawnik ten nazywał siebie „doradcą prawnym”, a w nazwie swojej działalności zawarł słowo „kancelaria”. A to u ludzi nieobytych ze specjalistycznym nazewnictwem prawnym, rodziło mylne skojarzenie z zawodowym „radcą prawnym”. Tymczasem w sensie formalnym i prawnym „doradcę prawnego” i „radcę prawnego” dzieli przepaść pod względem uprawnień i możliwości reprezentowania klientów w sądzie, a także w kwestii tajemnicy zawodowej. Ta bowiem w przypadku doradcy prawnego nie istnieje i nie obowiązuje – tłumaczy red. Jarasz.

Niezależnie od tego, że jego artykuł był sprawdzony, udokumentowany i wypowiadał się w nim sam bohater, w imię pełnej otwartości na jego argumentację, redakcja opublikowała jego krótkie sprostowanie, a odpowiedzią na nie było podanie kolejnych faktów i ustaleń w następnym numerze.

Fabian Pawlak w akcie oskarżenia kwestionował jednak niemal wszystkie argumenty i przytaczane fakty, zaś już w trakcie trwania procesu zawezwał oskarżonych dziennikarzy do zawarcia ugody sądowej opiewającej łącznie na blisko milion złotych! Wypłacenie takiej sumy oznaczałoby nie tylko likwidację gazety, ale także prywatne bankructwa redaktorów. Jednakże Sąd Rejonowy w Zabrzu już w pierwszej instancji orzekł, iż artykuły opisywały prawdziwe zjawiska i fakty i w czerwcu ub. r. uniewinnił dziennikarzy. Co prawda sąd wówczas dostrzegł winę redaktora naczelnego w jednym słowie wypowiedzianym przez niego spontanicznie na antenie lokalnej telewizji i w związku z tym warunkowo umorzył postępowanie, ale ostatecznie i w tym zakresie szef gazety został w pełni uniewinniony przez Sąd Okręgowy w Gliwicach.

Drugie oskarżenie Fabiana Pawlaka wobec tych samych dziennikarzy „Głosu…” pojawiło się po roku od pierwszej publikacji. W nowym artykule opisano główne tezy aktu oskarżenia złożonego w sądzie i przypomniano czytelnikom, o co w sprawie chodzi. Po tej publikacji zareagował rzecznik prasowy Izby Adwokackiej w Katowicach mec. Paweł Matyja, który skrytykował postawę „doradcy prawnego” i zaproponował redakcji pomoc prawną w procesie. Te wszystkie fakty i komentarze także zostały opublikowane w gazecie. Po tych dwóch artykułach pt. „Ścigani za prawdę” oraz „Solidarni z Głosem” zarówno dziennikarz, jak i redaktor naczelny zostali ponownie oskarżeni przez bohatera ich tekstów. I także w czerwcu ub. r. – po dwuletnim procesie – Sąd Rejonowy uniewinnił obydwu dziennikarzy, a Sąd Okręgowy w Gliwicach teraz w pełni podtrzymał to rozstrzygnięcie.

Obrońca dziennikarzy, mecenas Paweł Matyja, zwraca uwagę na coraz większy problem nadużywania art 212 kk przeciw zbyt dociekliwym, a przez to niewygodnym dziennikarzom.

– Sprawy prowadzone wobec dziennikarzy „Głosu Zabrza i Rudy Śląskiej” są tego jaskrawym przykładem. Nie powinno być bowiem tak, że samo niezadowolenie bohatera publikacji z ich treści, jest wystarczającym powodem by zaangażować dziennikarzy i cały wymiar sprawiedliwości w wieloletni i pod wieloma względami kosztowny spór. Życzyłbym sobie, aby w sprawach oczywistych, Sądy z większą odwagą sięgały po narzędzia umożliwiające im umarzanie tego rodzaju postępowań. Niejednokrotnie tak się dzieje, co sam obserwuję. Aczkolwiek wciąż normą wydaje się być prowadzenie postępowania dowodowego w całości, nawet gdy zestawienie treści aktu oskarżenia z artykułem prowadzi do wniosku, że nie ma to większego sensu – podkreśla mec. Matyja.

Redaktorów Jakuba Lazara oraz Przemysława Jarasza w sądowej batalii wspierało Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP.