Październikowe spotkanie Klubu Publicystyki Kulturalnej SDP. Wokół malarstwa Marii Wollenberg-Kluzy.

Październikowe spotkanie Klubu Publicystyki Kulturalnej SDP odbędzie się jak zwykle w pierwszą środę miesiąca – 4 października 2023 r., o godz. 17.00, w Domu Dziennikarza, przy ulicy Foksal 3/5 w Warszawie. Tym razem gościem będzie znana malarka Maria Wollenberg-Kluza. Zaplanowano prezentację jej dawno niewidzianych obrazów oraz dyskusję, w której wezmą udział: Maria Wollenberg-Kluza (malarka), Robert Swaczyński (krytyk sztuki), Rena Marciniak–Kosmowska (poetka), Bartosz Maciejewski (fotograf) i Piotr Cegłowski (red. nacz. Magazynu „Manager”). Moderatorem spotkania będzie Jerzy Mosoń (dziennikarz). Podczas rozmowy zostaną poruszone m.in. takie kwestie jak: „Szczerość w sztuce”, „Anegdota w sztuce”, „Autoportret artysty”, czy „Sława i pieniądze”.

Serdecznie zapraszam!

dr Teresa Kaczorowska,

przewodnicząca Klubu Publicystyki Kulturalnej SDP


Maria Wollenberg-Kluza urodziła się w 1945 r. w Puławach. Studiowała na Wydziale Malarstwa w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie (dyplom z malarstwa z wyróżnieniem,  1973). Pierwszą wystawę indywidualną miała w 1967 r., a do 2018 r. – ponad 160 wystaw indywidualnych w Polsce (m.in. w Warszawie, Krakowie, Lublinie, Puławach, Opolu, Rzeszowie, Olsztynie, Łodzi, Gdańsku, Szczecinie, Katowicach etc.) i zagranicą. Jej nazwisko figuruje w Encyklopedii Powszechnej PWN (w wydaniach po 1991 r.).

Maria Wollenberg-Kluza maluje najczęściej monotematyczne cykle (po 20-30 prac), m.in. „Ludzie w mieście”, „Malarstwo inspirowane muzyką”, „Impresje poetyckie – Obrazy z Norwida”, „Gra wyobraźni”, „Impresje z Hiszpanii”, „Pejzaże polskie”, „Zwierzenia matki”, „Saligia – siedem grzechów głównych”, „On i Ona”, „Ver sacrum”, „Obrazy z Turcji”, „notatki z Norwegii”, „Rozmyślania i modlitwy”, „Chopin w malarstwie i motywy muzyczne”, „Paderewski i dawna muzyka polska”, „Camino”, „Ad infinitum”, etc. Interesuje się również tematyką sakralną – jest autorką wizerunku Matki Bożej na warszawskich Siekierkach oraz obrazów (4 x 3 m) o tematyce związanej z objawieniami w latach 1943-49 na Siekierkach.

Jej malarstwo dotyka namiętności, emocji i przeżyć, porusza problemy ogólnoludzkie, egzystencjalne, wprowadza treści metaforyczne. Artystka kieruje się odczuciami, posługuje się skrótem – symbolem, nie unika też komentarza społecznego i historycznego. Symbol w obrazie przekształca się w działanie nastroju i ekspresji, wyrażonych środkami artystycznymi przez stosowanie bogactwa kolorów, ostrych kontrastów światła–cienia i poprzez pozornie szybkie kładzenie farby. Powstają obrazy przesycone wartościami nastrojonymi etyką i filozofią, m.in. Cypriana Kamila Norwida (Biblioteka im C.K.Norwida w Elblągu posiada w stałej ekspozycji prace Marii Wollenberg-Kluza o tematyce norwidowskiej).

Maria Wollenberg-Kluza otrzymała wiele nagród i wyróżnień, m.in. stypendium artystyczne rządu hiszpańskiego i pobyt w Królestwie Hiszpanii, Nagrodę im. Jana Cybisa za całokształt twórczości, Medal  Pro Masovia, Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Jest też autorką publikacji prasowych i wypowiedzi radiowych z dziedziny plastyki. Należy do Societé Européenne de Culture w Wenecji, członek Zarządu Polskiego SEC oraz Towarzystwa Akademickiego „Fides et Ratio”.

MEDIA O NAS, MY W MEDIACH. Konferencja o wizerunku państw Europy Środkowej w zachodnioeuropejskich mediach

„Media o nas, my w mediach. Wizerunek kontra rzeczywistość państw i społeczeństw Europy Środkowej w zachodnioeuropejskich mediach” – to tytuł konferencji organizowanej przez Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Instytutu Współpracy Polsko – Węgierskiej im. Wacława Felczaka. Transmisja wydarzenia na portalu sdp.pl w środę, 27 września od godz. 9.30.

Współczesny świat nie istnieje bez mediów, wkroczyły one w każdą dziedzinę życia publicznego. I co oczywiste, kształtują obraz i nasze opinie także o państwach i narodach.  Co w morzu medialnych przekazów jest prawdą, a co nie, co odpowiada rzeczywistości, a co jest tylko medialną kreacją na temat danego państwa, czy konkretnego narodu? – to pytania, które stawiają sobie mniej i bardziej świadomi odbiorcy mediów.

Paradoksalnie coraz częściej nawet dziennikarze i pracownicy mediów oraz medioznawcy nie potrafią dać jednoznacznej odpowiedzi na te pytania, a coraz częściej możemy zauważyć, jak mocno zakorzenione są przeinaczania, półprawdy i fake newsy powielane i przez to utrwalane przez media tradycyjne i media społecznościowe. Dlaczego zachodnioeuropejskie media powielają stereotypy i nieprawdziwe, często negatywne oceny o krajach Europy Środkowej, komu jest to potrzebne, a komu to szkodzi, czy potrafimy przeciwdziałać tym zjawiskom? – na te pytania chcemy poszukać odpowiedzi podczas konferencji organizowanej przez CMWP SDP i Instytut Współpracy Polsko Węgierskiej im. W. Felczaka.

Do dyskusji zaprosiliśmy dziennikarzy, publicystów i medioznawców z Polski, Czech, Węgier i Chorwacji. Zaplanowaliśmy trzy panele tematyczne:

„O nas bez nas. Prawda i kreacja na temat Polski, Czech, Węgier i Chorwacji w mediach”,

„Między kłamstwem a absurdem. Fake newsy na temat Europy Środkowej”,

„Od diagnozy do działania. Jak zmienić fałszywy wizerunek Polski, Czech, Węgier i Chorwacji w mediach”.

Zapraszamy do oglądania transmisji z konferencji na portalu sdp.pl TUTAJ.

Szczegółowy program konferencji TUTAJ.

Media cytują stanowisko CMWP SDP w sprawie ataków na red. Michała Rachonia

PAP, Wiadomości, Panorama, TV Republika, PR24 , TVP INFO, Radio Poznań , wpolityce.pl, niezależna.pl, fronda.pl, polityka.se.pl, gazeta.pl i dziesiątki portali internetowych cytują protest CMWP SDP w sprawie ataku polityków PO na red. Michała Rachonia z TVP. W związku z groźbami kierowanymi pod adresem dziennikarza  CMWP SDP zapowiedziało złożenie doniesienia do Prokuratury w sprawie tłumienia krytyki prasowej .

W ocenie CMWP SDP było to zarówno utrudnienie, jak i tłumienie krytyki prasowej , które zgodnie z art. 44 Prawa prasowego zagrożone jest  karą  grzywny lub  ograniczenia wolności. Biorąc pod uwagę ważkość tematów politycznych poruszanych w autorskich programach publicystycznych  przez  red. Michała Rachonia oraz zagrożenie dla bezpieczeństwa jego i jego bliskich  będące konsekwencją  tych gróźb (ze strony polityków KO – przyp.red.) CMWP SDP zapowiada złożenie w najbliższym czasie zawiadomienie do Prokuratury z wnioskiem o wszczęcie  śledztwa w tej sprawie – czytamy w stanowisku CMWP SDP.

Sprawa dotyczy  zdarzenia z  19 września przed budynkiem TVP Placu Powstańców  w Warszawie, gdzie w czasie  konferencji prasowej Donalda Tuska(PO) dziennikarz TVP Michał Rachoń usiłował zadać  pytania szefowi Platformy Obywatelskiej. Dziennikarz pytał m.in. o charakter jego relacji z Angelą Merkel i Władimirem Putinem.  Zamiast odpowiedzi spotkał się z agresją polityków PO,  dziennikarza TVP popychał poseł Koalicji Obywatelskiej Piotr Borys, a inny kandydat na posła z listy KO  Michał Kołodziejczak mu wygrażał. Donald Tusk ignorował wszystkie pytania i zapowiedział, że po wygranych przez KO wyborach dziennikarza czeka odpowiedzialność karna.  Inne osoby z otoczenia lidera Platformy Obywatelskiej m.in.  Hanna Gill-Piątek i Andrzej Rozenek  zagłuszali zadawane pytania. Najdalej w swoich groźbach posunął się kandydat do Sejmu z listy KO Andrzej Rozenek, który zapytał  red. Michała Rachonia wprost: „ile masz mieszkań kupionych na wynajem, ile masz mieszkań, sześć czy siedem”? – A wiesz, że mamy adresy tych mieszkań? – dodał. Andrzej Rozenek to były bliski współpracownik Jerzego Urbana, rzecznika prasowego rządu komunistycznego w czasie stanu wojennego, związanego z najbardziej okrutnymi akcjami komunistycznych służb specjalnych.  A. Rozenek był związany z wydawanym przez Urbana tygodnikiem NIE od 1997 roku, w latach 2006–2011 i 2015–2019 pełnił w nim funkcję zastępcy redaktora naczelnego. Ze względu na jego związki ze środowiskiem byłych służb komunistycznych kierowane przez niego groźby należy traktować wyjątkowo poważnie – czytamy w stanowisku CMWP SDP (pełna treść TUTAJ).

Poniżej prezentujemy linki do wybranych materiałów dziennikarskich opisujących zdarzenie z 19 września i cytujących stanowisko CMWP SDP.

https://www.pap.pl/aktualnosci/hajdasz-atak-politykow-ko-na-dziennikarza-tvp-michala-rachonia-naruszenie-prawa

https://www.tvp.info/72825347/atak-politykow-ko-na-michala-rachonia-bedzie-zawiadomienie-do-prokuratury

https://tvrepublika.pl/Hajdasz-Kazda-grozba-kierowana-do-autorow-Resetu-powinna-byc-traktowana-powaznie-wideo,150517.html

https://tvrepublika.pl/Atak-politykow-od-Tuska-na-Michala-Rachonia-Bedzie-zawiadomienie-do-prokuratury,150419.html

https://polskieradio24.pl/5/1222/artykul/3245115,politycy-po-grozili-michalowi-rachoniowi-centrum-monitoringu-wolnosci-prasy-zlozy-zawiadomienie-do-prokuratury

https://wiadomosci.tvp.pl/72836552/190920231930

https://panorama.tvp.pl/72351326/19092023-1800

https://radiopoznan.fm/informacje/pozostale/grozby-wobec-m-rachonia-podczas-konferencji-ko-bedzie-zawiadomienie-do-prokuratury

https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/donald-tusk-atak-michal-rachon-prezes-tvp-propaganda-cenzura

https://wiadomosci.wp.pl/awantura-na-konferencji-tuska-bedzie-zawiadomienie-do-prokuratury-6943239711226624a

https://niezalezna.pl/polityka/opozycja/jest-to-realna-grozba-hajdasz-o-ataku-na-rachonia-padla-zapowiedz-stanowczych-dzialan/498058

https://www.fronda.pl/a/Bedzie-zawiadomienie-do-prokuratury-ws-agresji-siepaczy-Tuska-wobec-redaktora-Rachonia,220632.html

https://polityka.se.pl/wiadomosci/grozby-i-proba-zastraszenia-michala-rachonia-bedzie-zawiadomienie-do-prokuratury-aa-mJAQ-gdkz-34hb.html

https://polityka.co.pl/cmwp-reaguje-ws-rachonia-zawiadomienie-do-prokuratury-3777829.html

https://www.press.pl/tresc/78350,michal-rachon-z-tvp-info-zaklocil-konferencje-donalda-tuska

https://polskieradio24.pl/5/1222/artykul/3244863,szokujace-slowa-rozenka-do-rachonia-bedzie-zawiadomienie-do-prokuratury

https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,30207036,michal-rachon-zaklocil-konferencje-tuska-bedzie-zawiadomienie.html

https://wpolityce.pl/polityka/663231-cmwp-reaguje-ws-rachonia-zawiadomienie-do-prokuratury

Wrzesień w Kazimierzu Dolnym. OFERTA SPECJALNA DLA CZŁONKÓW SDP

Dom Pracy Twórczej SDP w Kazimierzu Dolnym przygotował dla członków Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich specjalną ofertę na pięciodniowy pobyt we wrześniu w tym pełnym uroku miasteczku.

Schyłek lata i początek jesieni jest doskonałym czasem, aby się wybrać do Kazimierza Dolnego. Przyjemna aura – ciepło, ale już bez upałów, nieco mniej turystów, wciąż jeszcze bujna przyroda, to wszytko sprzyja odkrywaniu piękna tego nadwiślańskiego miasteczka. Wizyta na średniowiecznym rynku, podziwianie panoramy z góry Trzech Krzyży, spacery po malowniczych wąwozach czy bulwarach nad Wisłą to obowiązkowe punkty pobytu w Kazimierzu.

Dom Pracy Twórczej SDP oferuje doskonałe warunki do odpoczynku. Wygodne pokoje, duży ogród, smaczna kuchnia, przyjazny personel są gwarancją udanego pobytu. We wrześniu członkowie SDP mogą skorzystać ze specjalnej oferty.

 

Pobyty 5- dniowe z wyżywieniem  dla 2 osób (w tym 1 z ważną legitymacją SDP)  

899 zł /osobę w pokoju  2 – osobowym  

1250 zł  w pokoju 1 osobowym 

Dostępne terminy : 

12 – 17.09.2023 

22 – 26.09.2023 

Zgłoszenia  – [email protected]

 

 

Fot. Wikipedia

Do Auschwitz z Warszawy – TADEUSZ PŁUŻAŃSKI o pierwszym transporcie do obozu

15 sierpnia 1940 r. do Auschwitz przybył pierwszy transport ludności z Warszawy. To głównie więźniowie Pawiaka oraz Polacy schwytani podczas ulicznych łapanek. Razem około 1600 osób. W nocy z 21 na 22 września 1940 r., w drugim transporcie z Warszawy, Niemcy przywieźli do obozu Auschwitz kolejnych więźniów.

W tym drugim transporcie znalazło się 10 kierowników warszawskich szkół, którzy odważyli się świętować razem młodzieżą rocznicę Konstytucji 3 maja. Wymieńmy wszystkich z imienia i nazwiska: Stanisław Boczar, Romuald Buczowski, Stanisław Dobrowolski, Jan Jastrzębski, Kazimierz Mamczar, Stefan Nowiński, Wacław Płużański (mój dziadek), Ludwik Rajewski, Józef Wójcik, Stanisław Zawadzki.

Stanisław Zawadzki zanotował: „We wtorek, 21 września 1940 r., zostaliśmy zgrupowani na placu [w więzieniu na Pawiaku]. Podjeżdżały ciężarowe auta, kryte plandekami. Na rampie kolejowej zostaliśmy załadowali do towarowych wagonów”. Wagony jechały do Auschwitz.

W obozie nauczyciele postawili sobie trzy cele: walczyć z deprawacją i utrzymać ludzką godność; ból przeradzać w nadzieję, zgodnie ze stwierdzeniem Wergiliusza w „Eneidzie”, że życie jest większą powinnością, niż śmierć i wymaga nie mniejszej odwagi, niż śmierć; nie zapomnieć, że Ojczyzna jest w niewoli i nawet w szczególnych warunkach obozowych walczyć o Jej niepodległość.

Zawadzki: „Hitlerowcy byli przekonani, że takie posunięcie sterroryzuje nauczycieli warszawskich spoza murów więziennych i obozów koncentracyjnych – tymczasem nasze wywiezienie do Oświęcimia zapoczątkowało tajne nauczanie”.

Prócz Stanisława Zawadzkiego, Auschwitz przeżył jeszcze Ludwik Rajewski. Pozostali nauczycieli zginęli (Wacław Płużański jeszcze na Pawiaku).

W tym samym transporcie w nocy z 21 na 22 września 1940 r. Niemcy wywieźli do Auschwitz rotmistrza Witolda Pileckiego i Władysława Bartoszewskiego. Jakże inaczej obaj zapamiętali ten moment. Pilecki zapisał: „Transport wtacza się na bocznicę kolejową w Oświęcimiu. Była noc. Wagony zostają otwarte. W świetle reflektorów za pomocą bicia pałkami opróżnia się wagony. Wokół stoją Niemcy w czarnych mundurach. Krzyki Niemców, jęki bitych i szczutych psami więźniów, strzelanina – wydawało mi się, że znalazłem się w samym piekle”.

Bartoszewski (na spotkaniu w latach 90. w Centralnej Bibliotece Wojskowej w Warszawie) powiedział (cytuję z pamięci): „Jechałem do Auschwitz, razem ze mną jechał Pilecki”. Smaczku dodaje fakt, że spotkanie było poświęcone… Pileckiemu. W dalszej części Bartoszewski również mówił głównie o sobie. Nie spotkałem zresztą żadnej wypowiedzi Bartoszewskiego chwalącej bohaterstwo Pileckiego, choć był o niego pytany wiele razy…

Potem było tylko gorzej. Władysław Bartoszewski odmówił Witoldowi Pileckiemu Orderu Orła Białego, jako członek kapituły tego najwyższego polskiego cywilnego odznaczenia. Tłumaczył się pokrętnie: że kapituła nie zajmowała się sprawą, że decyzję podejmował samodzielnie Lech Kaczyński. Ale sprzeciw nie musiał mieć charakteru formalnego. Ważne były wypowiedzi Bartoszewskiego, że rotmistrz nie powinien mieć Orła Białego. A śp. prezydent Kaczyński mógł (musiał) sam podjąć decyzję, wiedząc, że kapituła się temu sprzeciwia. I tylko dzięki ominięciu kapituły rotmistrz Pilecki Order Orła Białego otrzymał (podobna sytuacja dotyczyła generała Augusta Emila Fieldorfa „Nila”).

Potem Bartoszewski swoją „wstrzemięźliwość” uzasadniał faktem, że nikt nie dostał Orderu Orła Białego pośmiertnie. Nieprawda, gdyż taki order pośmiertnie otrzymał m.in. generał Władysław Sikorski, premier i Naczelny Wódz, czy generał Michał Karaszewicz-Tokarzewski, dowódca Służby Zwycięstwu Polski.
Ale Bartoszewski, blokując pośmiertne odznaczenie dla Pileckiego, postąpił dla siebie logicznie. Bo mógł być tylko jeden bohater KL Auschwitz. I miał nim być Władysław Bartoszewski, który po siedmiu miesiącach został wypuszczony. Nie mógł nim być Witold Pilecki, który trafił do Auschwitz z ochotniczą misją i przez dwa lata i siedem miesięcy tworzył więźniarską konspirację zbrojną. Po wojnie był już ktoś, kto kradł życiorys Pileckiego. To wieloletni komunistyczny premier Józef Cyrankiewicz, który w PRL miał być jedynym bohaterem Auschwitz. Dziś to jednak Pileckiemu stawiamy w całej Polsce pomniki i organizujemy marsze jego imienia. Wbrew Cyrankiewiczowi i Bartoszewskiemu.

Władysław Bartoszewski był potem znany z wypowiedzi o nekrofilii (śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego) czy o dyplomatołkach i bydle (PiS). A w owym czasie w Kapitule Orderu Orła Białego zasiadali również: Krzysztof Skubiszewski, Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki.

 

Fot. Robert Woźniak

Nagrody w Konkursie Wielkopolskiego i Lubuskiego Oddziału SDP rozdane

W poniedziałek, 3 lipca w Zamku Królewskim Przemysła II w Poznaniu zostały wręczone nagrody w tegorocznym Konkursie Dziennikarskim Wielkopolskiego i Lubuskiego Oddziału SDP.  Dziennikarze Robert Bagiński, Michał Olszański i Janusz Życzkowski z Gazety Lubuskiej odebrali  Nagrodę Główną, red. Maciej Piotrowski z TVP  został laureatem nagrody Virtuti Civili, a red. Hubert Jach z Radia Poznań odebrał Nagrodę im. Wojciecha Dolaty. Nagrodę dla Młodych Dziennikarzy im. Wojciecha Cieślewicza otrzymały dziennikarki „Głosu Wielkopolskiego”  – red. Blanka Aleksowska i red. Justyna Piasecka.  Laureatami honorowego wyróżnienia Laur WO SDP zostali w tym roku red. Grażyna Wrońska z Radia Poznań i red. Piotr Lisiewicz z Gazety Polskiej.

Redaktorzy Janusz Życzkowski, Michał Olszański i Robert Bagiński swoimi tekstami pokazali patologię systemu władzy lokalnej w zarządzonym przez Platformę Obywatelską województwie lubuskim, gdzie by dostać pracę w instytucji samorządowej trzeba się było zapisać do tej partii politycznej, a w niektórych przypadkach świadczyć nawet usługi seksualne szefowi (…)  Swoją determinacją i rzetelnością dziennikarze udowodnili, że to słowo „prawda” i dążenie do jej poznania jest dla nich najważniejsze. Za przypomnienie tej prawdy o naszym zawodzie dziennikarskim dzisiaj tą Nagrodą Główną im wszystkim dziękujemy – powiedziała Jolanta Hajdasz, wiceprezes SDP i prezes Wielkopolskiego Oddziału Stowarzyszenia wręczając Nagrodę Główną w tegorocznym Konkursie Dziennikarskim WO i LO SDP.

Przypomniała ona także, iż cena jaką za tę zawodową konsekwencję płacą dziennikarze jest wysoka. 

Reakcja władz nadzorujących gorzowski WORD była i jest do dziś zdumiewająca –  powiedziała przewodnicząca Kapituły konkursu  – najpierw nieformalnymi naciskami próbowano uciszyć niepokorną Redakcję, a potem słowne groźby zamieniły się w czyn i dziennikarzom wytoczono proces o zniesławienie, jeszcze on trwa, choć akurat o nim mało możemy mówić publicznie. Na wniosek strony skarżącej, czyli pani Marszałek województwa lubuskiego, prowadzony jest on za drzwiami zamkniętymi. Takie czasy – stwierdziła Jolanta Hajdasz.

Uzasadnienie nagrody Virtuti Civili dla red. Macieja Piotrowskiego z Magazynu Śledczego Anity Gargas przedstawił prof. dr hab. Wiesław Ratajczak, wiceprzewodniczący Kapituły. Reportażysta spotkał ludzi, którzy nie mieli oporów, by posługiwać się groźbą i przemocą fizyczną. Poszedł jednak dalej, obnażył bierność lub opieszałość urzędów i służb, zmusił je do reakcji, nieustępliwie dopytywał o przebieg postępowań. Nie w każdym przypadku dziennikarska interwencja przynosi pełny sukces, zwłaszcza gdy dotyczy interesów potężnego koncernu, zawsze jednak ma sens, bo przywraca obywatelom wiarę w to, że gdy zostaną poniżeni i oszukani, nie będą zdani wyłącznie na siebie. Przykład Macieja Piotrowskiego przekonuje o doniosłej roli dziennikarstwa śledczego, w którym liczą się przede wszystkim profesjonalizm, odwaga wobec silnych i empatia wobec słabych – stwierdził prof. Wiesław Ratajczak.

Z kolei uzasadnienie do Nagrody im. Wojciecha Dolaty przedstawiła w imieniu Jury red. Aleksandra Tabaczyńska . Dziennikarz powinien być świadomy swojej wielkiej misji służenia prawdzie, ale także odpowiedzialności za ludzi, którym tę prawdę przekazuje (…) Redaktor Hubert Jach, w obu nagrodzonych materiałach opublikowanych na łamach Radia Poznań bardzo odważnie sprostał tym wyzwaniom. Sukces jego publikacji znajduje także swoje potwierdzenie w licznych cytowaniach w innych mediach – powiedziała Aleksandra Tabaczyńska, członek Kapituły Konkursu.

Nagrodę dla Młodych Dziennikarzy im. Wojciecha Cieślewicza odebrały red. Blanka Aleksowska i red. Justyna Piasecka z Głosu Wielkopolskiego. Uzasadnił ją  red. Wiesław Kot, członek Jury. Obie panie – niezależnie czy pracują w duecie, czy osobno – pozostają zawsze blisko siebie. Wiąże je czułość wobec ludzkiego losu, nawet takiego, który inni już opłakali i pozostawili w ustronnym segmencie pamięci. I jeszcze inni, którzy woleliby, aby porastał on kurzem jako zapomniana fiszka w piwnicznym archiwum. Jak w przypadku zmarłej tragicznie dziennikarki „Głosu Wielkopolskiego” Anny Karbowniczak. Panie pilnują, aby jej los nie ostygł, ponieważ rozumieją, że ludzki los, nawet, jeżeli wyczerpał się w swym ziemskim przebiegu, to przecież ma swoją kontynuację w pamięci tych, którzy próbują zamknąć sprawy, których zmarła nie zdążyła uporządkować za życia – stwierdził red. Wiesław Kot. Nagroda ta  od tego roku nosić będzie imię red. Wojciecha Cieślewicza, 29-letniego dziennikarza Głosu Wielkopolskiego , który zmarł w szpitalu w 1982 roku po śmiertelnym pobiciu przez ZOMO w trakcie manifestacji – protestu przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego, jaka odbyła się 13 lutego 1982 r.  Jego tragiczne losy i sylwetkę przypomniał Jarosław Lange, przewodniczący NSZZ „Solidarność” Regionu Wielkopolska.

Uroczystość odbyła się w Zamku Królewskim Przemysła II w Poznaniu . Przemysł II był  królem  Polski w latach 1295–1296, pochodził z wielkopolskiej linii dynastii Piastów. Gospodarz uroczystości, Tomasz Łęcki, dyrektor Muzeum Narodowego w Poznaniu przedstawił zebranym dzieje tego Zamku w Poznaniu. Jest to rezydencja królewska, wzniesiona prawdopodobnie w XIII w. przez Przemysła II, a  następnie wielokrotnie rozbudowywana. Zamek był świadkiem wielu wydarzeń historycznych, m.in. w  1493 r. złożył tu królowi Polski hołd lenny wielki mistrz krzyżacki Hans von Tieffen. Zamek był odbudowany szczątkowo pod koniec XVIII w. Ponownie zniszczony w 1945, odbudowany częściowo w latach 1959–1964, został następnie zrekonstruowany w latach 2010–2013 .

Laureaci i wyróżnieni dziennikarze oraz członkowie Jury otrzymali także bilety na plenerowe, realizowane z wielkim rozmachem multimedialne widowisko „Orzeł i Krzyż” , które latem od 2016 r. odbywa się w Parku  Dzieje – historycznym parku rozrywki w Murowanej Goślinie.

Fotorelacja z uroczystości jest dostępna TUTAJ.

Szczegółowe uzasadnienia wszystkich nagród i wyróżnień oraz pełna galeria zdjęć z uroczystego rozdania nagród  zostanie opublikowana na portalu wielkopolska.sdp.pl w ciągu najbliższych dni.

Pełna lista nagrodzonych i wyróżnionych jest TUTAJ.

Wywiad z Piotrem Lisiewiczem:

TUTAJ

Wywiad z Grażyną Wrońską-Walczak:

TUTAJ

Fot. Jarosław Miłkowski/Gazeta Lubuska

Prosta historia urzędniczo-partyjnej bezduszności. Rozmowa z red. JANUSZEM ŻYCZKOWSKIM

To był temat, który należało opisać, a władza, jaka ona by nie była, po prostu miała zareagować na ten skandal. Tymczasem pojawiły się naciski na naszą gazetę i atak na dziennikarzy  – mówi Janusz Życzkowski, redaktor naczelny „Gazety Lubuskiej”, jeden z laureatów Nagrody Głównej w Konkursie Oddziału Wielkopolskiego i Lubuskiego SDP, za publikacje o aferze w gorzowskim WORD.

Gratuluję Panu i dziennikarzom „Gazety Lubuskiej” Nagrody Głównej w Konkursie Oddziału Wielkopolskiego i Lubuskiego SDP. Afera w gorzowskim WORD, za opisanie której zostaliście nagrodzeni, sprawa wydawać by się mogło lokalna, w ubiegłym roku odbiła się szerokim echem w całej Polsce. Jak ten temat trafił do waszej redakcji?

Bardzo się cieszymy z tej nagrody, bo rzeczywiście ta sprawa, opisywanie jej, kosztowało nas dużo pracy i zaangażowania. Pociągnęła też za sobą rożne historie, z którymi musieliśmy się mierzyć i mierzymy się do dziś. Nagroda jest dla trzech dziennikarzy – Michała Olszańskiego, Roberta Bagińskiego i dla mnie, bo to my na łamach „Gazety Lubuskiej” pisaliśmy o tej sprawie, ale trzeba też wspomnieć o Marcinie Kędrynie, moim ówczesnym zastępcy, który tekstów stricte informacyjnych nie pisał, ale zajmował się tematem od strony publicystycznej. Dużo razem rozmawialiśmy jak tę sprawę wyświetlać, na co zwracać uwagę, jak opisywać, doświadczenie Marcina było tutaj dla nas dużym wsparciem.

Jak to się zaczęło?

Pamiętam ten dzień, weekend majowy, byłem z rodziną na wycieczce w Pradze, kiedy odebrałem telefon od Roberta Bagińskiego, do którego zgłosiła się pani Magdalena Szypiórkowska, główna bohaterka i domniemana poszkodowana w aferze WORD. Robert mówił: „jest taka sprawa, to jakaś obyczajówka, nic politycznego, temat dotyczący możliwego mobbingu w miejscu pracy, chodzi o gorzowski Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego”. I opowiadał dalej, że zgłosiła się do niego kobieta, która napisała list i zostawiła go u poseł Krystyny Sibińskiej (PO) z prośbą o interwencję, ale chyba nic się tam nie dzieje i dlatego pyta czy redakcja mogłaby się tym zająć. Powiedziałem wtedy: „dobrze, wyślij mi ten list, zobaczymy co to jest”. Nie zdawaliśmy sobie wówczas sprawy z tego jak bardzo rozwinie się ten temat, jak zacznie eskalować w mediach ogólnopolskich.

Dlaczego tak się stało?

Sprawa stała się głośna, ze względu na to, że mieliśmy tutaj prostą historię zderzenia jednostki z całym aparatem urzędniczo-partyjnym. Jedna osoba musiała toczyć boje o swoje racje, o zwykły szacunek do siebie jako człowieka, z całym aparatem, który nie chciał w tej sprawie wiele zrobić. Ten aparat urzędniczy trzeba było naszą pracą dziennikarską niejako przymusić do pewnych kroków.

Jaka była reakcja tego aparatu urzędniczo-partyjnego na wasze publikacje?

Pierwszy tekst, który powstał był autorstwa Michała Olszańskiego. Pojechał on do Gorzowa, spotkał się z panią Magdaleną Szypiórkowską, spisał jej historię o tym jak była poddawana mobbingowi w pracy, jak musiała wstąpić do Platformy Obywatelskiej, aby tę pracę dostać, w końcu jak otrzymała propozycję od dyrektora WORD, też działacza Platformy, który powiedział jej wprost, że może jej przedłużyć umowę w zamian za utrzymywanie z nim kontaktów seksualnych. Michał uczciwie, rzetelnie to opisał, także skontaktował się z dyrektorem WORD, rozmawiał z nim. W związku z tym, że był to temat, który dotyczył jednego środowiska politycznego, staraliśmy się też dać przestrzeń do odniesienia się do tej sprawy osobom z Urzędu Marszałkowskiego, który sprawuje nadzór nad WORD. I co się okazało? Zamiast podejścia do tematu w sposób zdecydowany, racjonalny, także na poziomie komunikacji z mediami, mieliśmy do czynienia z atakiem na gazetę, dziennikarzy, na naszą pracę, próbę sprowadzenia wszystkiego do jakiś pobudek politycznych, które nie miały tutaj miejsca. To był temat, który należało opisać, a władza, jaka ona by nie była, po prostu miała zareagować na ten skandal, który został ujawniony. Tymczasem pojawiły się różnego rodzaju naciski. Najbardziej znany przykład, który został przez nas nagłośniony, to była ta kuriozalna sytuacja, gdzie marszałek województwa, ustami swojego rzecznika prasowego domagała się od redaktora naczelnego „weryfikacji zespołu redakcyjnego” próbując deprecjonować osobę, która pisała o tej sprawie. Było też spotkanie marszałek województwa z prezesem naszego oddziału Polska Press, na którym przekazała mu, iż jej się to nie podoba, że gazeta krytycznie patrzy na funkcjonowanie urzędu i oczekuje jakiś działań.

Czyli zamiast zająć się wyjaśnieniem opisanej sprawy, Urząd Marszałkowski skupił się na atakach na gazetę i dziennikarzy?

Tak można powiedzieć, chociaż też trzeba zaznaczyć, że coś tam jednak zrobiono. W pewnym momencie, pod wpływem tego, że sprawa eskalowała już do rangi ogólnopolskiej, zdecydowano się na odwołanie dyrektora WORD i jego zastępcy. To było też spowodowane tym, że dotarliśmy do innych osób, które także doświadczyły mobbingu, czy jakiegoś zła, jakie w tej jednostce miało miejsce. Skala nadużyć była tak duża, w rozumieniu braku nadzoru i pewnej patologii, która tam się działa, że nie można już było nic nie zrobić. Jednak równolegle do tych działań, prowadzono atak na dziennikarzy.

Zgłosił pan to do prokuratury, jako próbę tłumienia krytyki prasowej przez marszałek województwa Lubuskiego. Czy podjęto jakieś działania?

Prokuratura w Zielonej Górze wyłączyła się z rozpatrywania tej sprawy i przekazała ją do prokuratury w Poznaniu, a ta do prokuratury w Szamotułach. Tamtejszy prokurator nadesłał nam informację, że nie widzi, aby ta sprawa wskazywała na tłumienie krytyki prasowej.

Chociaż zarówno Rzecznik Praw Obywatelskich, jak i Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP, byli odmiennego zdania. Marcin Wiącek w piśmie do marszałek podkreślał, że „Władze powinny powstrzymywać się od działań mogących wywrzeć skutek w postaci tłumienia krytyki prasowej”, a dyrektor CMWP SDP Jolanta Hajdasz, uznała działania urzędu za skandaliczną próbę ograniczenia wolności słowa i niezależności redakcji.  

Dokończę jeszcze jak to dalej wyglądało. Zaskarżyliśmy decyzję prokuratury w Szamotułach. Trafiło to do sądu w Zielonej Górze. To ciekawa historia, wcześniej bowiem prokuratura w Zielonej Górze nie chciała rozpatrywać sprawy, ponieważ działa na tym terenie, natomiast sąd w Zielonej Górze zaskarżenie już rozpatrywał. Oczekiwaliśmy, że w tej sytuacji sąd z tego terenu też powinien się wyłączyć i że zostanie to rozpatrzone w jakimś innym miejscu. Od strony formalnej sprawa została zakończona, chociaż Prokurator Krajowy może ją przywrócić do dalszego procedowania. Istotny był jednak oddźwięk medialny. Ważne stanowisko wydało Centrum Monitoringu Wolności Prasy. Bardzo za to dziękuję, od początku mieliśmy duże wsparcie ze strony pani dyrektor Jolanty Hajdasz. Naprawdę działalność Centrum jest nieoceniona. Media pozbawione takiej komórki, często nie miałyby podparcia na gruncie prawnym. Stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich również było jednoznaczne. A co ciekawe, pełnomocnik pani marszałek prof. Chmaj, poprosił o ocenę tej sprawy Radę Etyki Mediów. Nawet to grono wypowiedziało się krytycznie o działaniach urzędu. Pismo, w którym żądano „weryfikacji zespołu redakcyjnego” zostało porównane do lat PRL-u i czasów już słusznie minionych. Te trzy głosy były znaczące i na płaszczyźnie medialnej sprawa nacisków na naszą redakcję miała duży wydźwięk. Byłoby oczywiście lepiej, aby sąd też tym się zajął.

Sąd na razie zajmuje się sprawą, którą marszałek Elżbieta Polak, wytoczyła waszej redakcji w związku z opisywaniem afery WORD. W pozwie zarzuciła dziennikarzom, że „dokonali zamachu na cześć zewnętrzną Marszałek Województwa Lubuskiego”. Jak pan to rozumie? Co konkretnie zarzuca wam pani marszałek?

Najogólniej rzecz biorąc stara się ze wszystkich sił udowodnić, że nie ponosi żadnej odpowiedzialności za to co działo się w gorzowskim WORD. Natomiast ta odpowiedzialność jest jeżeli sprawuje się jakąś funkcję publiczną, jeśli jest się urzędnikiem samorządu wojewódzkiego. Zaprzeczanie temu to zaczarowywanie rzeczywistości. Oczywiście, że są struktury, bezpośredni przełożeni, ale marszałek województwa musi liczyć się z tym, że na nią również spadnie krytyka. W artykułach poświęconych WORD były wypowiedzi osób, które obciążały panią marszałek, że pozostawała bierna, albo niezbyt aktywna, jeżeli chodzi o to do czego tam dochodziło. Ale pani marszałek, jak pan wspomniał, poczuła, że jej „cześć zewnętrzną” została naruszona i pozwała w procesach cywilnym oraz karnym trzech dziennikarzy – Marcina Kędrynę, Roberta Bagińskiego i mnie. Ta sprawa na wniosek marszałek jest utajniona, nie możemy więc o tym opowiadać. Myślę, że jest to ze szkodą dla wyjaśnienia całej afery, bo tam pojawia się szereg ciekawych wątków, kolejnych informacji. Ale jesteśmy trochę zakneblowani.

Równocześnie toczy się jeszcze śledztwo prokuratorskie w sprawie byłego dyrektora WORD.

Prokuratura Okręgowa w Szczecinie cały czas zbiera materiały, prowadzi postępowanie. Jeszcze nie ma zakończenia tych spraw, które skutkowałoby na przykład sporządzeniem aktu oskarżenia, ale już prowadzona jest sprawa w sądzie i część materiałów, może także kluczowych dla postępowania prokuratorskiego, już zaczyna gdzieś krążyć. Logiczne byłoby, aby poczekać na  działania prokuratury, bo ona zabezpieczała różnego rodzaju dowody, ale tak mamy skonstruowany system prawny.

A jest jeszcze kolejna sprawa, którą były dyrektor WORD wytoczył domniemanej pokrzywdzonej.

Co ciekawe, dyrektor Jarosław Śliwiński wytoczył sprawę pani Magdalenie Szypiórkowskiej, bo tak nakazał mu wicemarszałek województwa Marcin Jabłoński. Powiedział, że jeśli ten temat ujrzy światło dzienne, zostanie nagłośniony, to ma pozwać panią Szypiórkowską. Ma oczywiście to tego prawo, ale już sam fakt tej inicjatywy sądowej wiele pokazuje. Zamiast zatroszczyć się o domniemaną ofiarę, zabezpieczać materiały, zrobić porządną kontrolę, opracowywano scenariusze obrony.

Obrony przez atak…

Tak, człowiek, który doświadczył zła nie mógł liczyć na uczciwe podejście do problemu.

Afera WORD i wszystko co się wokół niej później działo, pokazała jak władza lokalna traktuje lokalne media, jak chce na nie wpływać. Ten problem dotyka chyba wielu dziennikarzy?

My się zastanawiamy ile takich spraw mogło być wcześniej, ale nie zostały podjęte. Nakłada się na to jeszcze kwestia zmian w Polska Press i tego, że „Gazeta Lubuska” przestała być gazetą, na którą lokalna, samorządowa władza miała wpływ, a wcześniej miała i to bardzo duży. Świadczy o tym fakt, jak wielu dziennikarzy po właścicielskich zmianach przeszło do pracy w urzędzie marszałek. Kiedy to się zmieniło, kiedy dziennikarze zaczęli krytycznie patrzeć w jaki sposób w regionie są prowadzone sprawy, to uruchomiło cały łańcuch kolejnych tematów, które podejmowaliśmy. Kiedy czytelnik, mieszkaniec województwa, zobaczył, że jest gazeta, która w sposób odważny pisze o pewnych deficytach, mankamentach, to nagle zaczęły się do nas zgłaszać osoby z różnymi tematami. I mówię tu o czasach jeszcze sprzed afery WORD. Stało się to dzięki temu, że czytelnicy zobaczyli, że gazeta nie obawia się podejmować trudnych tematów, że staje naprzeciwko władzy. Pani Magdalena Szypiórkowska, jak sądzę, też ze swoim konkretnym problemem, mogła w nas znaleźć medium, które odważnie podejdzie do tematu, będzie zadawać pytania i w pewnym sensie będzie jej rzecznikiem. Daliśmy jej możliwość, aby przedstawiła ten ból, który w sobie nosiła. Nie wiemy jaki wynik będzie miała ta sprawa, może się jeszcze toczyć latami, natomiast my jesteśmy tu i teraz, jest problem, jest człowiek, jest sprawa odpowiedzialności i musimy to pokazać. Oczywiście ostatecznie nasi czytelnicy w swoim sumieniu to wszystko oceniają i na tym to polega.

Rozmawiał Jacek Karolonek      


Uroczysta Gala wręczenia Nagród Konkursu Wielkopolskiego i Lubuskiego Oddziału SDP odbędzie 3 lipca o godz. 17 na w Zamku na Górze Przemysła w Poznaniu. Więcej o Konkursie można przeczytać TUTAJ.  

 

 

Zmarła redaktor Hanna Szumińska z Wielkopolskiego Oddziału SDP. W obronie dziennikarki występowało CMWP SDP

Była odważną i waleczną dziennikarką, zaangażowaną w wiele inicjatyw społecznych, członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Zmarła po ciężkiej chorobie.  O śmierci Hanny Szumińskiej poinformował na swoim profilu na FB jej mąż Andrzej Radke, wielkopolski opozycjonista z czasów PRL-u. W obronie dziennikarki występowało w latach 2018 -2021  CMWP SDP.

Red. Hanna Szumińska prowadziła niezależne  media obywatelskie – nieistniejący już portal internetowy działający głównie w gminie Duszniki  w Wielkopolsce – wikiduszniki.pl. oraz  portal informacyjny o zasięgu powiatowym „Forum Plus” – informacje z powiatu szamotulskiego.  Urodziła się w listopadzie 1962 roku w Złotowie. Po upadku komunizmu w latach 90-tych była dziennikarką kilku ogólnopolskich gazet i tygodników. m.in. „Wprost” i „Gazety Wyborczej”. Przez lata współpracowała z dużymi agencjami reklamowymi. Wraz z mężem – znanym w Poznaniu opozycjonistą z czasów PRL Andrzejem Radke – współtworzyła oraz prowadziła w stolicy Wielkopolski wydawnictwo i drukarnię. Od 2012 roku zaangażowała się w ogólnopolski ruch sprzeciwiający się patologiom związanym z budową farm wiatrowych. Współpracowała z poseł Anną Zalewską, co w 2016 roku doprowadziło do opracowania i uchwalenia przez Sejm RP tzw. „ustawy odległościowej”, która zaowocowała uregulowaniem przepisów ograniczających budowę wiatraków w pobliżu nieruchomości zamieszkałych. Artykuły na ten temat publikowała m.in. w Wielkopolskim Kurierze Wnet. Zapamiętamy ją jako niezwykle barwną i kolorową postać lokalnego świata mediów – napisał o niej red. Maciej Lesicki z portalu internetowy szmo.info.pl .

https://szamo.info.pl/nie-zyje-redaktor-hanna-szuminska/

O śmierci Hanny Szumińskiej poinformował na swoim profilu FB jej mąż Andrzej Radke. Hania zmarła po ciężkiej chorobie, przeżyła 60 lat. Pogrzeb odbędzie się w Złotowie.

W 2018 r. Red. Hanna Szumińska została oskarżona o przestępstwo z art. 212 § 2 k.k., które miało polegać na pomówieniu dwóch osób: lokalnego radnego oraz funkcjonariusza policji.  Na portalu internetowym wikiduszniki.pl oraz  w gazecie „Forum+ Miesięcznika Ziemi Szamotulskiej”  w styczniu 2018 r.  Hanna Szumińska opublikowała felietony, w których stawiała pytania, czy radny „załatwił” policjantowi darmowy wyjazd zagraniczny do Estonii, w zamian za odstąpienie od czynności służbowych (nieodebranie prawa jazdy).  Publikacje te  stały się przyczyną wniesienia aktu oskarżenia przez radnego i przez policjanta oraz wydania przez Sąd Rejonowy w Poznaniu  wyroku skazującego dziennikarkę.  Od tego orzeczenia pełnomocnik Hanny Szumińskiej wniósł apelację. Centrum Monitoringu Wolności Prasy  SDP objęło tę sprawę monitoringiem, obserwatorem procesu była red. Aleksandra Tabaczyńska. Skazanie Hanny Szumińskiej za te artykuły było rażącym naruszeniem zasady wolności słowa demokratycznego państwa. Sąd Rejonowy uznał przy tym, iż dziennikarka dopuściła się dwóch odrębnych czynów i wymierzył jej dwie kary (i przez to dwie tzw. nawiązki finansowe na cele społeczne).  Oznaczało to dwukrotne skazanie za jeden czyn, wbrew przepisom prawa karnego materialnego oraz poglądom judykatury w tej materii. Tymczasem dziennikarka działała w interesie społecznym i w ogóle nie powinna być skazana za ten artykuł. Takie stanowisko CMWP SDP przesłało do Sądu Okręgowego w Poznaniu  (jako opinię amicus curiae), a sąd w rozprawie apelacyjnej uniewinnił dziennikarkę. Od tego wyroku kasację wnieśli obaj oskarżyciele prywatni (radny i policjant) zarzucając zaskarżonemu wyrokowi „rażące naruszenie prawa procesowego i materialnego”.  Odpowiedź na kasację złożyła red. Hanna Szumińska, która wniosła o jej oddalenie w całości. Wspierało ją CMWP SDP.

Sąd Najwyższy na posiedzeniu 14 lipca b.r. stwierdził , iż kasacja wniesiona przez pełnomocnika oskarżycieli prywatnych okazała się „bezzasadna w stopniu oczywistym uzasadniającym jej oddalenie”. Sąd Najwyższy uznał, iż „oskarżona podjęła adekwatne środki do zweryfikowania informacji mających być przedmiotem materiału prasowego”, a brak odpowiedzi i niemożność zweryfikowania swoich hipotez dziennikarka wskazała wprost w swoich tekstach. W uzasadnieniu Sąd Najwyższy podkreślił, iż oskarżona dziennikarka „posługiwała się hipotezami, stawiała pytania, wskazywała na próbę pozyskiwania szczegółowych informacji i brak odpowiedzi zwrotnych” oraz „posługiwała się wyłącznie inicjałami oskarżycieli prywatnych”.  W obu swoich tekstach red. Hanna Szumińska podała jedynie „okoliczności bezsporne”, m.in. sam fakt wyjazdu do Estonii funkcjonariusza policji oraz przyjęcia go na członka OSP Podrzewie oraz fakt prowadzenia w tej sprawie  postępowania wyjaśniającego przez Biuro Spraw Wewnętrznych Policji, w konsekwencji czego decyzją SN „kasację należało oddalić jako oczywiście bezzasadną”.

Pisaliśmy o tym TUTAJ.

Zbrodnia bez kary – JOLANTA HAJDASZ o najnowszym filmie Mariusza Pilisa

Ten film nie wyciska łez, choć opowiada historię potwornej zbrodni dokonanej także na maleńkich, niewinnych dzieciach.  Jest poruszający i trzyma w napięciu, choć jego scenariusz tragiczne losy rodziny coraz bardziej znane w naszym kraju, których nie odmieni żaden film, ani badania historyczne. Ale to ta rodzina jest symbolem najbardziej szlachetnych ludzkich odruchów i najbardziej wzniosłych uczuć.

Na ekrany kin właśnie wchodzi film dokumentalny „Historia jednej zbrodni” jednego z najbardziej oryginalnych i wybitnych polskich dokumentalistów Mariusza Pilisa. Film można obejrzeć w około 70 kinach na terenie całego kraju i gorąco zachęcam do tego, by na stronie dystrybutora filmu firmy Rafael Film, która zajmuje się rozpowszechnianiem i wspieraniem produkcji filmów chrześcijańskich poszukać kina w swojej okolicy i wybrać się, by go obejrzeć. Punktem wyjścia dla autora scenariusza jest zbrodnia, której w 1944 roku dokonali Niemcy, mordując z zimną krwią rodzinę Wiktorii i Józefa Ulmów zamordowanych za ratowanie żydowskich rodzin. Niemiecki żandarm wydał rozkaz zamordowania nie tylko ośmiorga ukrywanych w gospodarstwie Ulmów Żydów, nie tylko małżonków Wiktorii i Józefa, ale także ich siedmiorga dzieci, w tym jednego jeszcze nienarodzonego, pani Wiktoria była bowiem w siódmym miesiącu ciąży, pozostałe dzieci były w wieku od półtora roku do ośmiu lat. Rodziców zamordowano na ich oczach.

To fakty coraz bardziej znane w naszym kraju, ale film nie jest prostą kroniką jednego bestialskiego mordu z II wojny światowej, choć to sugerować może nawet jego tytuł: „Historia jednej zbrodni”. Film ten w prosty sposób pokazuje przede wszystkim mechanizm wręcz globalnego fałszowania historii Holokaustu i obnaża bezkarność Niemców odpowiedzialnych za te zbrodnie. Wnioski, do których prowadzi nas swoim filmem reżyser są jednoznaczne – razem z nim odkrywamy, iż sprawcy tej okrutnej zbrodni nie ponieśli za nią kary, a żandarm, który wydał wyrok na rodzinę Ulmów i ukrywanych przez nich Żydów przez lata cieszył się szacunkiem i uznaniem w Niemczech. Pytanie, na które trzeba sobie teraz odpowiedzieć brzmi – jak możemy to zmienić, jak sprawić, by prawda o zbrodniach II wojny światowej nie ulegała zapomnieniu, ani fałszowaniu i manipulacji. A to przecież jak widzimy w tym filmie jest to naprawdę realne i dzieje się na naszych oczach, niejako tuż obok codziennych wydarzeń politycznych czy gospodarczych.

Film powstawał przez 10 lat – to naprawdę podziwu godna konsekwencja i cierpliwość twórcy, który czeka na odpowiedni moment, by opowiadana przez niego historia miała właśnie tę swoją wewnętrzną dramaturgię, bo ona pozwoli widzom niejako mimowolnie odkryć prawdę, której nie znają.  Film ukazuje historie niemieckich żandarmów, którzy dokonali tej zbrodni. Poznajemy na przykład sympatyczną starszą panią, ukochaną córeczkę Niemca, który wydał rozkaz zabicia całej rodziny. Ona mimo sędziwych lat nie ma pojęcia kim był jej ojciec. Nie jest zresztą w tej niewiedzy odosobniona, szokować może to, że morderca Ulmów już rok po wojnie był policjantem w jednym z niemieckich miasteczek, że pozytywnie przeszedł tzw. denazyfikację.  Był szanowany i lubiany. Fałszowanie historii ma miejsce zresztą także w Polsce – w filmie widzimy fragmenty debaty naukowej o holokauście ,w której Jan Grabowski przekonuje słuchających iż jednym ze skutków okrutnej zbrodni w Markowej było zadenuncjowanie przez Polaków wszystkich ukrywających się w tej wiosce Żydów, historyk twierdzi że było ich ponad 40 i wszyscy mieli zginąć, a to  oczywista nieprawda, było dokładnie odwrotnie , tzn. mimo tak okrutnej zbrodni, która miała zastraszyć mieszkańców wsi, Żydzi w Markowej ukrywani byli nadal, wojnę przeżyło dwudziestu jeden. Sceny dokumentalnej, gdy do wioski przyjeżdża ostatni żyjący z tych Ocalałych i spotyka się z rodziną, która go uratowała nie da się zapomnieć. I koniecznie warto sobie przypomnieć poruszające przemówienie prezydenta Andrzeja Dudy, które wygłosił na otwarciu Muzeum w Markowej. Z pewnością przeszło ono do historii.

I jeszcze jedno – przez cały film oglądamy zdjęcia rodziny Ulmów  – Józef  był bowiem pasjonatem fotografii, sam sobie zrobił swój pierwszy aparat fotograficzny, który do dzisiaj można  oglądać w Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II Wojny Światowej w Markowej. Zachowało się blisko 800 zdjęć jego autorstwa. Dzięki tym zdjęciom możemy poznać codzienne życie tej rodziny, niektóre z nich mają nawet ślady krwi, bo znaleziono je przy zamordowanych. To wszystko jest bardzo ważne – 10 września odbędzie się przecież beatyfikacja rodziny Ulmów czyli Józefa i Wiktorii oraz ich siedmiorga dzieci. Po raz pierwszy w historii beatyfikowane będzie także nienarodzone maleństwo, dziecko, którego poród rozpoczął się wtedy, gdy niemieccy zbrodniarze strzelali do jego mamy. Zachęcam więc każdego do obejrzenia tego dokumentalnego filmu jeszcze teraz na dużym ekranie w kinie.  To lekcja historii i chrześcijańskiej moralności dla każdego z nas.

Mówiąc o rodzinie Ulmów i jej tragedii warto przypominać tych, którzy pioniersko zaczynali pracę nad dokumentowaniem historii Polaków i Żydów w czasie II wojny światowej. Od ponad 20 lat prowadzi je związana z Radiem Maryja Fundacja Lux Veritatis. Z pierwszym apelem o zgłaszanie przypadków pomocy niesionej Żydom przez Polaków wystąpił już w 1998 roku dyrektor Radia ojciec Tadeusz Rydzyk. W kolejnych latach prośby o przekazywanie informacji na ten temat były regularnie ponawiane na antenie Radia Maryja.  W ich efekcie do końca 2017 roku przyjęto ponad 10 000 zgłoszeń drogą telefoniczną, listową i mailową. Zostały w nich opisane historie dotyczące blisko 40 000 osób – zarówno ratujących, jak i ratowanych. Te relacje to wielki skarb, dziedzictwo nas wszystkich, te historie koniecznie trzeba poznać. Przeszłość jest kluczem do zrozumienia teraźniejszości.

„Historia jednej zbrodni”
scenariusz i reżyseria Mariusz Pilis, premiera 9 czerwca 2023,  film dokumentalny

 Lista kin, w których można zobaczyć ten film jest TUTAJ.