Graf. HB/ zdj. hb/ ree

HUBERT BEKRYCHT: Dlaczego większość mediów zwalcza Trumpa?

To właściwie nie tyle pytanie, co obserwacja rzeczywistości towarzysząca dziennikarzom od czasów pierwszych oznak, że ten miliarder z USA może zostać najpotężniejszym człowiekiem świata. Dlaczego większość mediów jest wroga wobec Donalda Trumpa? Bo 45. prezydent Stanów Zjednoczonych narusza od dekad ustalone interesy. Liberalne i lewicowe.

Ktoś powiedział, że gdyby nie – podkreślmy to – luźny, związek Donalda Trumpa z Partią Republikańską nie byłoby wiadomo, że ten polityk nie jest liberałem. Bo w USA każdy może być i każdy nim może nie być liberałem. Zależy od interpretacji stanowego lub federalnego inspektora finansowego.

Łaty i schematy

Wolny rynek amerykański jest tak powiązany z globalną polityką ekonomiczną mocarstwa, że już od dawna do obywateli USA robiących interesy z Chinami i Rosją mógłby przylgnąć plaster „komunisty”, do biznesmena handlującego z Niemcami logo „ryzykanta” a do entuzjasty współpracy z Unią Europejską stygmat „wariata”. Mógłby takie plastry przylepiać ktokolwiek wpływowy ze Stanów Zjednoczonych, ale tego nie robi. Dlaczego? Bo USA są na innym poziomie biznesu. Wyższym. Niestety, polityka amerykańska pozostała, jak w Europie i Azji, wpisana w schemat mafii.

Trumpa zaczęto się bać i na swoim podwórku i w Azji i w Europie. Nie z powodu wyjątkowych talentów biznesowych. Jako konserwatywny polityk zaczął on po prostu zagrażać istniejącemu od dawna podziałowi świata. I podejściu do gospodarki w ogóle.

Spiski 

Międzynarodowe polityczne grupy interesów, które od dawna umawiały się na podział łupów przez 10 czy 20 lat, ze zgrozą patrzyły jak Trump łamie „umowy” i „porozumienia. Teoria spiskowa? Ze wszystkich teorii spiskowych najbardziej prawdopodobna jest taka, że nie ma żadnych teorii spiskowych.

Media, nie tylko zresztą te lewicowe i liberalne zaczęły zwalczać Trumpa wiele lat temu. I powtarzam, nie chodziło tylko o interesy, o góry dolarów, które zarabiał. Gra toczyła się i toczy o władzę. Nie tę absolutną z teorii spiskowych, ale na władzę, która przekłada się na nowych ludzi w polityce i biznesie, na nowe zmienne mające przemodelować podział tortu wpływów na świecie. Media, szczególnie zachodnie i elektroniczne mają zbyt wiele do stracenia, bo wobec nich Trump jest nieprzewidywalny, nie chodzi na pasku narracji rzucanych z Waszyngtonu, Brukseli, Moskwy, czy Pekinu. Tworzy swoje, czasem nieprawdopodobne modele postępowania. Czy to dobrze?

Tak i nie. Tak, bo Trump myśli konserwatywnie, ale i rynkowo – to oznacza, że nie wywoła III wojny światowej. Nie, bo nie wiadomo, czy byłby w stanie jej zapobiec. Nie wiadomo, bo na razie sytuacja tak się zmieniła na korzyść dla świata, że jego powrót do Białego Domu wydaje się gwarancją przewidywalnej przyszłości. Przynajmniej na cztery lata. Z Kamalą Harris jest zaś tak, że jeśli ona zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych na pewno wywoła globalny konflikt.

Dziennikarze zakładnikami właścicieli mediów

Media niechętne Trumpowi, a takich jest zdecydowana większość, obawiają się, że po jego dojściu do władzy nie będą mogły już straszyć ludzi wizjami niszczenia planety przez miliardera. Bo w sumie w pierwszej kadencji nie stało się nic złego dla świata, oprócz „puczu”, który wywołały media po wygranych przez Joe Bidena wyborach, chociaż przeciwnicy Demokratów uważają, że procedury elekcji prezydenckiej w 2020 roku zostały sfałszowane.

Bzdury o „prorosyjskości” i „faszyzmie” Trumpa padają jeszcze gdzie nie gdzie na podatny grunt, ale w coraz mniejszej liczbie krajów. Nagonka zaczyna przypominać groteskę. Prasa, radio, telewizja i Internet razem nie są w stanie okłamać wszystkich. Nawet gdyby Trump miał podobną siłę medialną na świecie jak jego przeciwnicy nic nie powstrzyma pustego śmiechu, kiedy to dziennikarze mediów frontu antytrumpowego nie mogą się porozumieć, co do narracji. Jeden mówi, że Trump zdecydowanie wygrywa a drugi, że wygrywa Harris. I to wszystko w pół minuty najlepszego czasu antenowego. I do tego to nachalne wpychanie wszędzie kandydatki Demokratów jak w reklamie dietetycznego hamburgera.

Podobieństwa

Nie wiem, czy wygra Trump, który też ma sporo wad, czy Harris poparta przez niemądrych celebrytów i kombinatorów politycznych. Wiem jednak, że w każdym medium ludzie nie lubią być okłamywani. A tak jest na froncie przekazu przeciwko 45. prezydentowi USA.

I już zupełnie na koniec. Wiceprezydent USA okrzyknięto zbawczynią Ameryki. Ja w widzę kandydatce Demokratów cechy Ewy Kopacz, nie tylko tę polegającą na rzucaniu przez ludzi kamieniami dinozaury, ale naprawdę niebezpieczne – w przypadku wojny – jest chęć schowania się przywódcy w domu. Jednak lepiej, aby ów był pod ziemią. Lepiej dla przywódcy… Czy mógłbym to napisać w liberalnej gazecie w USA? Nie. Trudno byłoby to umieścić nawet w mniej liberalnym a nawet w całkiem nie liberalnym lub nie lewicowym portalu, bo prawnicy Partii Demokratycznej są jak spragnieni zemsty koledzy Adama Bodnara.

Zdjęcia z Tygodnika Przegląd i FB TP

HUBERT BEKRYCHT: Prowokacje medialnych komunistów mentalnych

W Przeglądzie, takiej tygodnikowej odmianie Trybuny Ludu, ukazały się elukubracje, w których towarzysze z periodyku mogącego ubiegać się o nagrodę im. Pawła Morozowa atakują Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Tym razem miecz klasowej czujności wymierzono w Fundację Solidarności Dziennikarskiej.

Nie zamierzam tłumaczyć, że nie ma w artykule w Przeglądzie sprzed dwóch tygodni odrobiny rzetelności dziennikarskiej. I nie tylko w sprawie FSD, bo to oczywiste. Błędy, z których powodu których każda redakcja spaliłaby się ze wstydu tutaj – stanowiąc standard wspomnianej publikacji – nawet nie rażą, bo to specjalność pism sławiących PRL-owską przeszłość naszego kraju. Razi co innego. Nagonka. Ktoś powie, że to nic dziwnego, ale dla mnie 35 lat po teoretycznym upadku komunizmu politycznego skandalem jest robienie użytku z insynuacji, manipulacji, treści przypominających pomówienia z czasów stalinowskich, czyli tworzenie komunizmu mentalnego, a raczej pieczołowite pielęgnowanie tej podłej narracji (zresztą tę listę wypełnią bez trudu prawnicy). Proszę o wybaczenie wrażliwszych Czytelników, ale w śródtytułach będę stosował język komuszej nowomowy, bo w przypadku tego „artykułu” tak trzeba. Dlaczego? Aby zrozumieć perfidię przekazu organu, który bez trudu mógłby stanąć w szranki plebiscytu na ulubione pismo sierot po PRL.

Z czyjej inspiracji?

Właśnie, po co towarzystwu wydającemu Przegląd publikacja na temat Fundacji Solidarności Dziennikarskiej? „Artykuł” ukazał się 14 października, już po zjeździe Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, na którym wybrano nowe władze. Na stanowisku prezesa SDP Krzysztofa Skowrońskiego już 12 października zastąpiła Jolanta Hajdasz, ale nawet 17 października na FB Przeglądu prezesem SDP był jeszcze Skowroński.

Postkomunistyczny a nawet komunistyczny czas zatrzymał się? A może chciano zapobiec wyborowi Hajdasz na prezesa i Skowrońskiego do Zarządu Głównego SDP? Tutaj też wypalono kulą w płot.

Z dziennikarskiego obowiązku przypomnę, że 12 września, dwa dni przed publikacją omawianego organu, podczas zjazdu SDP, wystąpienie bardzo podobne do „rewelacji” Przeglądu (protokół z obrad można sprawdzić – łącznie z kolejnością nazwisk członków społecznej Rady FSD) miała redaktor Krystyna Mokrosińska.

Oczywiście dziwny zbieg okoliczności, ale na pewno to przypadek. Oszczerczego artykułu nie mogła inspirować osoba powszechnie szanowana w wielu środowiskach dziennikarskich – honorowa prezes SDP. Nie, bo nie. I koniec dyskusji, bo jeszcze kilka osób z oddziału warszawskiego SDP, moja prywatna opozycja (dziękuję kochani, że jesteście) posądzi mnie, że nadal „obrażam” Mokrosińską. Poprzednio ponoć obraziłem ją rymowanką w publikacji o zjeździe statutowym, który prezes honorowa próbowała zdestabilizować oddając mandat delegata. Nie wycofuję się i z wierszyka (brak poczucia humoru jest dla mnie równoznaczny z upadkiem mitu personalnego) i z pytania, dlaczego Krystyna Mokrosińska w ogóle została w SDP? Przecież nie dlatego, aby pisać pisma do KRS w sprawie „wad” nowego Statutu ostatecznie zarejestrowanego pod koniec lipca br.? Nie uwierzę też w to, że redaktor Mokrosińska sabotuje działalność władz SDP. Może po prostu ma złych doradców?

A propos, obrońcą prezes honorowej jest szef oddziału warszawskiego Zbigniew Rytel (też nie ma poczucia humoru i wzywał mnie do „przeprosin” Mokrosińskiej). Ale odrzućmy różnice, uwaga, będę teraz bronił szefa OW SDP. Zbyszek został haniebnie potraktowany przez Przegląd. Na zdjęciu przy „artykule” o sugerowanych „przekrętach” w FSD, Rytel siedzi po lewej stronie nielegalnie odwołanego szefa Rady Mediów Narodowych Krzysztofa Czabańskiego i wieloletniego prezesa SDP Krzysztofa Skowrońskiego, czyli – wedle przeglądowej prowokacji – Rytel to też „zbój” medialny „zamieszany” w „przekręty” FSD i podpisany jeszcze jako członek Zarządu Głównego SDP, a przecież wszyscy wiedzą, że Zbyszek trzy lata temu przegrał wybory do władz centralnych naszego stowarzyszenia i teraz już nie startował.

Wstydź się Przeglądzie!

Zbyszku, gdybyś potrzebował pomocy prawnej w procesie z Przeglądem, pomogą Ci prawnicy SDP i Centrum Monitoringu Wolności Prasy. Tylko daj znak, że chcesz te skojarzenia odrzucić przed sądem.

Wicie, rozumicie

Teraz troszkę poważniej, bo ze szmacianej prowokacji Przeglądu można się tylko śmiać.

Błędy, kłamstwa i manipulacje mające połączyć FSD i SDP z innymi instytucjami państwowymi, których jeszcze nie osądzono, ale działały w latach 2015 – 2023 albo nawet i 2024 mają odciągnąć uwagę od stopniowego zawłaszczania bezprawnie przejętych przez rząd pod koniec ub. r. publicznych mediów i niszczenia innych redakcji, które krytykują koalicję sprawującą władzę w Polsce od grudnia 2023 r.

Wywody umieszczone w Przeglądzie dotyczą de facto nie FSD a innych podmiotów, które w sposób legalny wspomagały fundatora, czyli SDP a zatem ich jedynym „przewinieniem” była działalność za rządów PiS. A ponieważ jest teraz moda na polowanie na PiS to i ruszyła nagonka na SDP, czyli – zdaniem inspiratorów „artykułu” – organizacji wspierającej PiS a PiS wspomagał SDP. Tylko chodzi o finanse i muszą być na to dowody a tych po prostu nie ma. A nawet gdyby ktoś je sfabrykował trzeba udowodnić, że są poza prawem a na to redakcja nie ma intelektualnej siły, bo przekazuje tekst z błędami! Merytorycznymi. Pomijam już nazwiska, daty, tytuły czy stanowiska.

Zgadnijcie po co jednak te bzdury publikuje Przegląd? Przecież, na Boga, nie dla kilku tysięcy czytelników, dla których czas się zatrzymał w stanie wojennym. Ten „artykuł” jest po to, aby „skompromitować” SDP i FSD. No i wymyślono mało sprytnie kilka pogłosek, pomówień (raj dla prawników). Podlano to sosem donosu z matrycy im. Pawika Morozowa i hulaj dusza… Ale piekło jest. Dlaczego zatem „dziennikarze” Przeglądu wybrali wieczne potępienie?

Może dlatego, że wieloletni naczelny przeglądu Jerzy Domański (przez chwilę był nawet prezesem PZPN, co tłumaczy początek upadku polskiego futbolu w latach 1989 – 90) jest szefem postkomunistycznego Stowarzyszenia Dziennikarzy RP (za junty Jaruzelskiego SD PRL) – obecnie stowarzyszenia zawieszonego w prawach członka międzynarodowej organizacji dziennikarskiej EFJ. Może dlatego w Przeglądzie nie boją się piekła, bo w głowach dawnych reżimowych dziennikarzy, sympatyków wicepremiera Jagielskiego i samego dyktatora Jaruzelskiego, pojawił się chaos i pytanie. Ważne: jak żyć? Jak, skoro SDP ma ponad 3 tys. członków a SdRP, któremu lideruje wpływowy redaktor Przeglądu ma tylko kilkuset członków i to wedle własnych danych postkomunistycznej organizacji dziennikarskiej…

Wielkość Gomułki, czyli „stoimy nad przepaścią…”

Skąd w periodyku, który umieszcza oczywiste brednie i manipulacje na temat SDP i FSD takie przekonanie o słuszności „kierunków”.

Jak wiadomo baza musi mieć nadbudowę. Z uporem godnym lepszej sprawy Przegląd lansuje w październiku postać komunistycznego aparatczyka Andrzeja Werblana, któremu dorabia się gębę przyjemnego lewicowego intelektualisty – publicysty w tygodniku założonym przez Jerzego Urbana.

Skąd taka głupota w Przeglądzie, że cytują zdanie Werblana o Władysławie Gomułce? Redakcja chwali się tym na FB i cytuje byłego partyjnego ideologa: „Wielkość Gomułki polega na tym, że potrafił poprawnie odczytać interes narodu” – tako rzekł obchodzący 30 października 100 lat Andrzej Werblan, któremu władze Przeglądu składają z tej okazji życzenia.

Inna rzeczywistość? Tak, zważywszy, że redakcja Przeglądu nie zadała Werblanowi pytania o legendarne „odczytywanie interesu narodu” w postaci masakry robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 r., do czego doprowadziła obłędna ekonomiczna polityka „Wiesława” i wpierani przez niego mordercy w polskich mundurach, którymi sterowali Jaruzelski i Kiszczak.

Może dlatego tych pytań brak, że redakcja i naczelny zajęci są reanimacją medialnego trupa Przeglądu. Nikt im nie powiedział, że ze śmiercią takiego złego formatu się nie wygra? Nic im nie pomoże próba lizusowskiego „wystawiania” SDP władzom rządowym, bo medialni bankruci mogą tyle, co guru Przeglądu Jerzy Domański. A on chyba nie zdaje sobie sprawy, że jego czas jako propagandysty rządów postkomunistycznych minął. Teraz rządzą liberałowie i farbowani lewicowcy. Mają lepszych „specjalistów” od propagandy.

Nie wiadomo, kto wpadł na kiepski pomysł zachęcenia czytelników do lektury felietonu Domańskiego o jednym z polityków opozycji w sposób bardzo ryzykowny. Bowiem redaktor Jerzy Domański na fejsbukowym profilu tygodnika uśmiecha się ze zdjęcia a przy emanującej pewnością siebie twarzy umieszczono, chyba dla żartu, napis: „Przyzwoici ludzie nie nadążają za kolejnymi woltami tej kanalii”.

Dla żartu?

 

 

 

Zdjęcie przypadkowe, bo nawet nie będąc zwolennikiem Halloween w tym obyczaju można znaleźć morał Fot. Sklep z potwornościami świadczący o tym, że od zabawy do tragedii prowadzi bardzo krótka ścieżka...

HUBERT BEKRYCHT: Sejm otwarty nie dla dziennikarzy. Marszałek Sejmu cenzorem!

Co więcej, szef izby niższej polskiego parlamentu Szymon Hołownia nie jest już dla mnie ani dziennikarzem ani nawet politykiem. Ograniczając w parlamencie pracę dziennikarzy zrobił to nie tylko wobec ludzi mediów, których nie lubi.

Hołownia wyrządził krzywdę wszystkim dziennikarzom. Pod tym względem stał się pierwszym na świecie „demokratycznym” cenzorem. Wzywam wszystkich, aby nie nazywać Pana Marszałka „pajacem”.

Nie zasłużył

Szymon Hołownia miał zadatki na prawdziwego medialnego guru, ale spalił się w blokach. Udawał człowieka ogarniętego filozofią chrześcijańską, nawiedzonego „dziennikarza” a potem „pisarza” podążającego pod religijny prąd. Okazał się jednak politykiem bez gustu, bez zaplecza. Politykiem wynajętym przez Donalda Tuska, który – zdaje się – od początku spisał pana Szymona na straty.

Ograniczając pracę dziennikarzy w polskim parlamencie obecny marszałek udowodnił, że nie nadaje się także na scenę polityczną. Bo tu i ówdzie mówiono nie tylko o tlącym się w Hołowni żarze duchowym, ale także aktorskich ambicjach. Nie zasłużył. Tak jak w dowcipie o śnie dyrektora jednego z warszawskich teatrów:

Szefowi sławnej sceny śniły się dwie legendarne aktorki, które źli ludzi wbili przed teatrem na pal. Jedna z nich nieco się kręciła – raz w lewo, raz w prawo –  na co zareagowała druga:

– A koleżanka, jak zwykle, źle obsadzona – zwróciła uwagę artystka.

Tak jest w przypadku obecnego marszałka Sejmu. Rotacja szkodzi. Nie tylko w polityce.

Wodzirej na balu spółdzielczym?

Próba wpływania na pracę – jak to określał Hołownia mając nadzieję, że nadal pracuje w mediach– „swoich koleżanek i kolegów dziennikarzy” zakończy się dla obecnego marszałka Sejmu źle. Nie będzie ani showmanem pokrzykując z miejsca prowadzącego obrady ani nawet wodzirejem na balu spółdzielców w PRL (podobno tam imprezę prowadzili lepsi od Hołowni). Będzie raczej karykaturą hybrydy polityka, który chciał być jeszcze dziennikarzem i człowieka mediów, który nigdy nie został politykiem.

Cenzura to wpływanie lub próba wpływania na zachowanie dziennikarzy w korzystny dla cenzora sposób. Zatem, gdyby ktoś chciał udowodnić, że Hołownia nie został jednak cenzorem, polecam rozmaite lektury o tym, że cenzura jest właśnie chęcią oddziaływania na efekt pracy dziennikarzy. Jeśli miejsce pracy dziennikarzy jest ograniczone, nawet w ciasnym parlamencie, to efekt ich pracy jest mizerny. Albo żaden. Może o to Panu Marszałkowi Hołowni chodzi?

Grafika: sdp.pl/ HB/ re/ ee

HUBERT BEKRYCHT: Newsshit, czyli zaoczny wyrok na księdza i urzędniczki

Kloaczne wpisy zawodowych hejterów nie są tak dotkliwe dla uwolnionych z aresztu księdza Michała Olszewskiego i dwóch urzędniczek jak skandaliczne tytuły w mediach rządowych. Są one specjalnie eksponowane, aby upokorzyć więźniów politycznych Donalda Tuska i Adama Bodnara.

Mediami rządowymi nazywam nie tylko nielegalnie przejęte przez rząd media publiczne w grudniu 2023 r., kiedy to bezprawnie wprowadzono marionetkowe władze w TVP, PR i PAP, ale i media przychylne od lat obecnej koalicji liberałów, ludowców i lewicy. To one w czasie 7-miesięcznego aresztu księdza i urzędniczek już ich osądziły. Do upokorzeń i tortur, które zastosowali bodnarowcy doszły jeszcze razy rozdawane przez rozgrzanych „dziennikarzy” wychwalających rząd 13 grudnia i nowego ministra resortu „sprawiedliwości”. Przyjęto za pewnik, że ksiądz i dwie urzędniczki są przestępcami. Jakie przestępstwo im się zarzuca? Nie do końca wiadomo, bo prokuratorzy, tuż przed końcem terminu tymczasowego aresztowania dodawali jeszcze kolejne zarzuty… Aż do 25 października 2024 roku.

Newsshit

Pewne jest jedno, w prawie polskim, nazywanym nawet teraz cywilizowanym, obowiązuje zasada, że to sąd orzeka o ewentualnej winie. Nie prokuratorzy. Nie usłużne obecnej władzy media. Nie ludzie na forach internetowych wspomaganych przez niektórych koalicyjnych polityków. Prawdziwą jednak porażką demokracji jest to, że argumenty obrony w mediach prorządowych nie istnieją.

Skandalem absolutnym – pominę emocjonalne określenia cisnące się na usta – są ataki na aresztowanych i kpiny z księdza oraz dwóch kobiet. Nie ma takiego systemu etycznego usprawiedliwiającego to, co napisał na platformie X tygodnik Newsweek, który na internetowym profilu poprzedził swój artykuł o wyjściu z aresztu księdza określeniem: „Ks. Olszewski opuścił areszt. Na głowie brak śladów po cierniowej koronie”. I tak to tu zostawię prosząc wszystkich o zapamiętanie tego wpisu, być może kiedyś odważnie ujawni się autor schowany za logo tygodnika.

…i inni

W Polskim Radiu 24 europoseł Michał Szczerba z KO powiedział, że ciekaw jest, skąd wpłacający kaucję mają tyle pieniędzy. „Może jest to łapówka za milczenie tego księdza” – błysnął Szczerba. Oczywiście dziennikarka prowadząca rozmowę nie zapytała skąd takie sugestie naczelnego śledczego formacji rządzącej.

Lewicowy portal Oko press nie bawi się w „subtelności” cytatów politycznych. Umieszcza grafikę z paskiem na oczach księdza Olszewskiego i obok niego publikuje zdjęcie Zbigniewa Ziobro. Myślimy teraz obrazkiem, zatem Oko press – zdaniem wielu odbiorców – chce przekazać, że obaj są przestępcami.

Rzeczpospolita ma najwięcej błota na rękach, bo jej redaktorzy sugerują, że kaucja za księdza i urzędniczki przepadnie…Znowu sugestia winy. Szanowany niegdyś tytuł sięga dna. I to nie tylko dziennikarskiego dna, ale Atradycyjnie ktoś puka od spodu. To Gazeta Wyborcza. W „artykule” o wyjściu na wolność księdza Michała Olszewskiego, Urszuli Dobejko i Karoliny Kucharskiej, GW napisała, że duchowny był witany „grupę osób wspierających go mimo zarzutów, które na nim ciążą”.

Zapamiętajmy te tytuły i te słowa.

 

Wcześniej, 13 października 2024 r. podczas Zjazdu delegatów Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, przyjęto uchwałę ws. księdza Olszewskiego i dwóch urzędniczek a nowa prezes SDP dr Jolanta Hajdasz napisała do więzionego jeszcze wówczas duchownego list z poparciem naszego środowiska.

List Jolanty Hajdasz prezes SDP do księdza Michała Olszewskiego

 

HUBERT BEKRYCHT: Dziennikarska głupota, czyli ćwierć sztucznej inteligencji

Wiele szczegółowo napisano o SI i o skutkach wprowadzania do mediów takich wynalazków. Nie zamierzam pogłębiać tej psychozy. Zachęcam jednak, aby prześledzić jak ową sztuczną inteligencją zabawiają w Polskim Radiu Kraków członkowie nielegalnie wybranych władz rozgłośni na 10 miesięcy po bezprawnym przejęciu mediów publicznych przez rząd Donalda Tuska. Czyli, dyletanci w natarciu.

Przy pomocy SI zakpiono sobie z inteligencji słuchaczy – odbiorców, którzy płacą podatki na te „eksperymenty”. „Wywiad” ze zmarłą dawno temu noblistką i kontekst przekazu „rozmowy” z Wisławą Szymborską poraża. Otóż odpowiedzialni za to „redaktorzy” nie opatrzyli tego jakimś dającym się uzasadnić powodem, narracją, tłumaczeniem. Przymykają tylko oko „wyjaśniając”, że nasza pisarka miała poczucie humoru i pewnie też śmiałaby się z „zabawnego eksperymentu”. Na to dowodów nie ma, a SI to ponoć produkt nauk ścisłych.

Rechot

Uśmiechają się jednak włodarze mediów publicznych. Głośny śmiech słychać nawet w Brukseli. W innych polskich rozgłośniach regionalnych pośpieszono co prawda z odsieczą i mnożą się tam na stronach internetowych „dowcipy” ze sztucznej inteligencji w radio. A to robot za mikrofonem, a to jakiś radiowy mikser przemawia do ludzi… Smutne to bardzo. Żarty w mediach mogą skończyć się po prostu źle. O ile są tak mało wysublimowane jak „żarciki” redaktorów z publicznej rozgłośni w Krakowie.

Nie ma sensu nawet straszyć tym, że po masowym zastępowaniu ludzi w mediach ich miejsce wejdzie sztuczna inteligencja, bo w przypadku krakowskich szefów radia mogłaby zastąpić nawet ćwierćinteligencka namiastka SI. I to na pół etatu.

Banda

Dobra zabawa szefów PRK skończy się jak do rozgłośni, mającej obecnie przesadne ambicje zrobienia audycji w rodzaju „Wojny światów”, zapukają kiedyś ludzie prawdziwi, dziennikarze, którzy zrobią po prostu program o Wisławie Szymborskiej, czy powtórzą wywiad z Andrzejem Wajdą poprzedzając go dyskusją o twórczości reżysera.

Większością mediów w Polsce zawładnęła teraz nie tyle nawet polityka, co banda ludzi niekompetentnych, słabo znających się na wszystkim i używających potwornej odmiany języka polskiego – dialektu urzędniczego pomieszanego z mową popkultury w sosie angielskim. Tu już nie pomoże żadna inteligencja. Bo głupota nie jest sztuczna.

Fot. re/ hb/

HUBERT BEKRYCHT: Rozpacz mainstreamu, czyli kto się boi Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich?

Będą nas krytykować, atakować i pomawiać. Będą kłamać, oczerniać, dezinformować. Już to robią. Coraz częściej. Takie działania wobec SDP po wyborze nowych władz nasilają się. Oznaczają, że „dziennikarze” wspierający medialny zamach stanu w Polsce ze strachu tracą rozum. Są słabi, chociaż mają za sobą wpływowych teraz polityków.

Krytykom Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich jest bardzo smutno, bo na zjeździe w Kazimierzu Dolnym delegaci demokratycznie wybrali nowe władze największej w Polsce organizacji dziennikarskiej. Nowym prezesem SDP została Jolanta Hajdasz, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy, która zapowiedziała m.in. kontynuację walki o wolność słowa i wzmocnienie obrony dziennikarzy podczas pełzającego, bezprawnego przejęcia mediów publicznych w Polsce i bezprecedensowej próby wyłączenia z debaty społecznej konserwatywnych dziennikarzy w niezależnych redakcjach zwalczanych przez rząd Donalda Tuska.

A jednak…

Tym smutniej jest naszym krytykom, bo w większości nowy zarząd tworzą ci sami konserwatywnie myślący dziennikarze, z wieloletnim szefem SDP Krzysztofem Skowrońskim. Co więcej, jest we władzach kilkoro nowych przedstawicieli, i to także z mediów konserwatywnych. To spowodowało rozpacz liberalnego i lewicowego mainstreamu, który krzyczy, że tylko ich informacje i ich publicystyka (sic!) są prawdziwe. Czyli, SDP – zdaniem dziennikarskich pomocników rządowych specjalistów do spraw ujarzmienia niezależności mediów – jest złe… Wolno im, ale nie poprzez pozaprawne metody, a takich przypadków jest niestety od nocy z 19 na 20 grudnia 2023 roku coraz więcej. 10 miesięcy temu siłowo i wbrew przepisom spacyfikowano media publiczne lokując na stanowiskach szefów TVP, PR i PAP marionetkowe władze powołane nielegalnie przez rząd.

Panika maistreamu

„Jak to możliwe, że po takich atakach was wybrano?” – zapytał mnie w poniedziałkowy poranek emerytowany już dziennikarz, jeden z moich znajomych. Odpowiedziałem, że ludzie patrzący normalnie na SDP robią po prostu swoje.

Pobieżny tylko przegląd prasy po wyborach do władz SDP wskazuje, że spodziewano się klęski dotychczasowego nurtu w naszym stowarzyszeniu. Przeliczono się, bo zaledwie kilkanaście na blisko 150 uprawnionych delegatów było przeciwnych wyborowi Prezesa i Zarządu Głównego SDP w obecnym składzie.

Łka zatem Press – biuletyn medialnych celebrytów i producentów bezrobocia na „wydziałach” dziennikarstwa wielu polskich uczelni – pisząc o „reakcjach” na wybór Jolanty Hajdasz na szefową SDP – ale były to tylko słowa krytyki kierownictwa portalu będącego powierzchnią promocyjną dla medialnego mainstreamu. „Nie ma już ratunku dla SDP. Pozostanie na poziomie ideologicznej wspólnoty garstki ludzi związanych niekiedy luźno z mediami” – rozpacza Press milcząc ciągle o tym, dlaczego stracili status periodyku rozdającego niegdyś ważne w środowisku nagrody dziennikarskie…

Kto potrzebuje ratunku?

Nie ma ratunku dla SDP? Tak, ale nie ma ratunku dla tego SDP sprzed 2011 roku, czyli sprzed pierwszej kadencji Krzysztofa Skowrońskiego. Nie ma ratunku dla wzdychających do SDP sprzed 13 lat, kiedy stowarzyszenie było miałkim forum ludzi żyjących w medialnym świecie równoległym, w którym często „taktycznie” nie zauważano zwalnianych bezprawnie dziennikarzy i postępującej degradacji zawodu.

Nie ma ratunku dla ludzi, którzy nie zauważają, że media się zmieniają, że nie ma i nigdy nie było mediów apolitycznych i dziennikarzy bez poglądów. Nie ma ratunku dla ludzi opowiadających bzdury o obiektywizmie biorącym górę nad rzetelnością przekazu. Nie ma też ratunku dla dziennikarzy, który próbują balansować gdzieś pomiędzy.

SDP walczy o wolność słowa, o wolność dziennikarską i dosłownie o wolność a nie więzienie dla ludzi mediów sprzeciwiającym się obecnym władzom. Możemy rozmawiać ze wszystkimi dziennikarzami nie podzielającymi poglądów większości członków SDP. Rozmawiać, nie odpowiadać na głupie zaczepki. Nie będziemy stowarzyszeniem do bicia. Oddamy. Ale nie w maglu. Oddamy honorowo. Nie w publicznej kłótni, tylko w prawdziwej debacie.

Niech w Kazimierzu skaczą sobie do oczu tylko potwory z renesansowych rzeźb... Zdj. arch./hb

HUBERT BEKRYCHT: Gra na konflikt i próba podziału SDP

Zawsze przed zjazdami wyborczymi Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich odżywają spory i dyskusje. Jak granat w błocie wybucha debata o „przyszłości SDP”, którą od kilku kadencji prowadzą „zatroskani”. Kogo obryzga błoto? Wszystkich.

Niechaj nie śmieją się szyderczo, ci którzy próbują znowu grać na konflikt, ci którym marzy się podział SDP na dwie albo na trzy organizacje. Najbliższy zjazd wyborczy w Kazimierzu (11 – 13 października br.) będzie jednak grą o przetrwanie Stowarzyszenia jako organizacji dziennikarskiej.

Trudności to nasza specjalność

Najpierw pandemia, potem kryzys związany z rosyjską inwazją na Ukrainę i pomoc uciekającym przed wojną, m.in. dzieciom z Mariupola, które znalazły schronienie w Domu Pracy Twórczej SDP w Kazimierzu nad Wisłą. Potem podwyżki energii i gazu, remonty i znowu podwyżki tym razem rosnące koszty tzw. dzierżawy Domu Dziennikarza na Foksal fundowane przez warszawski ratusz. To proza życia a właściwie działalności władz naszego stowarzyszenia mijającej kadencji. Zarząd Główny starał sobie z tym radzić. Chyba nie najgorzej. SDP wszak jest organizacją społeczną, zatem wiele zależy od ludzi cieszących się zaufaniem ludzi zrzeszonych w SDP.

Statut i ambicje kilku osób z OW

Stowarzyszenie trzeba powoli profesjonalizować, aby walczyć z kłopotami wolnego rynku i razami wymierzanymi SDP przez liberalne i lewicowe środowiska polityczne oraz tzw. elitę dziennikarstwa głównego nurtu. Widać to wyraźnie po niecałym roku sprawowania władzy przez nowy rząd.

Narzędzia w walce z plagami finansowymi i przekleństwem nacisku politycznego ma nam dać nowy Statut. Uchwaliliśmy go po kilku latach pracy w sporym gronie. Awantura wywołana na tegorocznym marcowym zjeździe statutowym przez kilka, no może kilkanaście osób ze stołecznego oddziału SDP pokazała tylko jak wybujałe są ambicje wąskiego grona „aktywistów” oddziału warszawskiego plus kilku wielbicieli zadymy z terenu. Protesty, szykanowanie obecnych władz, przecieki do tzw. prasy branżowej a nade wszystko brak pomysłu na SDP poczyniło nie mniejsze szkody w stowarzyszeniu niż kampania oszczerstw sprzed 3 lat przeciwko prezesowi SDP Krzysztofowi Skowrońskiemu i wiceprezes, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Jolancie Hajdasz. I gdzie teraz jesteście, o wy zapowiadający zarzuty prokuratorskie i pomawiający o przestępstwa? No gdzie? Napisałbym, ale to jednak publiczny głos w dyskusji i nie wypada używać takich słów…

Obrona mediów przed dyktaturą „demokracji”

Gorzej, że krytycy nie chcą krytykować, tylko rozliczać. I to koniecznie Zarząd Główny i jego zwolenników, czyli większość członków SDP. Sami „krytycy” się z niczego nie rozliczają. Czy naprawdę nikt w oddziale warszawskim nie zapytał, dlaczego dwóch członków jego zarządu było przeciwnych protestowi ws. brutalnego i bezprawnego niszczenia mediów publicznych w grudniu 2023r? Czy to oznacza, że owi dwaj członkowie zarządu stołecznego SDP są zwolennikami nowych metod rządu i przynoszenia „wolności” mediów siłowymi metodami prywatnych firm ochroniarskich? Nie chodzi o prawo do sprzeciwu ws. protestu OW SDP, ale, na Boga, w dokumencie była mowa o metodach przejęcia mediów publicznych. A były to metody rodem ze stanu wojennego. I ci dwaj panowie mimo wszystko tego nie podpisali… Ja tego nie rozumiem, bo taka postawa rzutuje na cały oddział. No i ciekawy jestem, czy panowie ci będą kandydować w kolejnych wyborach do zarządu OW lub władz centralnych?

CMWP i walka o godność dziennikarską

A właśnie to członkowie i władze SDP (z wyjątkiem tych nieszczęsnych dwóch panów, którym może nie przeszkadzała pacyfikacja przez służby TVP, PR i PAP), tak w oddziałach stowarzyszenia, jak i na Foksal, mocno piętnowały brutalne nielegalne metody likwidacji mediów publicznych.

Protestowaliśmy wszyscy w SDP przeciwko represjom jakim zostali poddani przez rząd Donalda Tuska dziennikarze z mediów publicznych. I odbiorcy, którym wyłączono na długo sygnał telewizyjny będący strategicznym kanałem komunikacji w przypadku zagrożenia państwa. Bezprawnie, wbrew zapisom wszystkich kodeksów, zwalniani byli dziennikarze i szefowie oraz kierownicy poszczególnych jednostek TVP, PR i PAP. Dyscyplinarnie z TVP zwolniono twórczynię Biełsatu Agnieszkę Romaszewską-Guzy, pracę straciła Maria Przełomiec prowadząca program Studio Wschód. W TVP dyscyplinarkę dostali także m.in. Michał Adamczyk, Marcin Tulicki, Piotr Gursztyn i Samuel Pereira. Setki osób straciło pracę i należne im pieniądze tylko dlatego, że pracowali w mediach publicznych. Mediach dla picu likwidowanych, aby łatwiej było władzy zwalniać niewygodnych… Także i ja zostałem zwolniony dyscyplinarnie z PAP, bo jako sekretarz generalny SDP protestowałem w tej sprawie i w sdp.pl opisywałem to barbarzyństwo; w Europie tylko w Polsce i na Bałkanach zwalnia się z mediów działaczy organizacji dziennikarskich.

Nie było chyba w minionej kadencji aktywniejszej instytucji SDP niż Centrum Monitoringu Prasy SDP. Jego dyrektor Jolanta Hajdasz alarmowała wszędzie o dziejącym się medialnych bezprawiu nie tylko w TVP, PR i PAP, ale także – o zgrozo – w mediach lokalnych, gdzie i przed dojściem do władzy tego rządu dziennikarzy nie miał często kto bronić.

Za to wszystko szefową CMWP spotkała ostatnio „nagroda”. Stekiem kłamstw obrzucono Jolantę Hajdasz na stronie OW SDP… To po prostu niegodziwość i warto o tym wszystkim pamiętać w obliczu kolejnej przedwyborczej batalii w SDP.

     ***

I tu miało być zakończenie. Sam je jednak wykreśliłem. Było ostre i nie dające nic oprócz naiwnej wiary, że taka metoda jest skuteczna. Nie jest.

Wykreśliłem te słowa nie ze strachu, bo boję się tylko Boga i żony, ale dla dobra SDP. Właśnie dlatego po raz pierwszy w życiu się „ocenzurowałem”. Wszystkim delegatkom i delegatom życzę tylko takiej, nie wymuszonej przez nikogo, „cenzury”. I aby dzieliły nas wyłącznie merytoryczne spory o dziennikarstwo a nie wyniszczające kłótnie.

HUBERT BEKRYCHT: Nie bać Tuska – koniec państwa, nie Polski

Wrzesień 2025 roku: likwidacja TV Republika i TV wPolsce; aresztowania członków Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich; Rada Mediów Narodowych na uchodźctwie potępia ekstradycję do Rosji członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji; Sakiewicz, Karnowscy, Ziemkiewicz, Romaszewska, Lisicki, Hajdasz, Gmyz, Skowroński, Krysztopa, Jastrzębowski organizują partyzantkę medialną w Bieszczadach.

Tak może być nawet wcześniej niż za rok. Przesadzam? Oby, ale to wszystko, co robi koalicja PO/KO, TD, NL naprawdę wymyka się spod kontroli. Nie tylko z powodu nadzwyczajnego wzmożenia politycznego. W końcu zemsta rządu 13 grudnia na PiS to nie tylko zemsta na politykach tej partii, wyborcach prawicy, ale i zemsta na mediach konserwatywnych. A to prowadzi do cenzury.

Nie media

Teraz Tusk i jego kompania testują jeszcze nielegalne decyzje, m.in. wątpliwą prawnie konstrukcję prawną PKW w sprawie pozbawienia subwencji wyborczej PiS, choć i wcześniej bawili się tak, jak red. Wysocka-Schnepf w młodości na lekcjach matematyki. Wcześniej doszło do najtragiczniejszego po upadku komuny wydarzenia. W nocy z 19 na 20 grudnia 2023 roku nowa władza nielegalnie przejęła media publiczne, pacyfikując przy pomocy podejrzanych firm ochroniarskich, jak w stanie wojennym, ich siedziby, wyłączając strategiczny sygnał telewizyjny, wyrzucając dziennikarzy, namaszczając bezprawnie intronizowanych na stanowiska tzw. szefów TVP, PR i PAP, którzy utworzyli folkową grupę „Wejście”. Pewnie dlatego ją tak nazwali, że zmieniając tylko jedną literę łatwiej im będzie przy dymisji…

 Nie obywatele

Przy ustrojowej przewadze opozycji, bo przecież wywodzący się z PiS prezydent Andrzej Duda, będzie rządził jeszcze blisko rok, Tusk i jego kompania manipuluje prawnie obywatelami. Wszystkimi, bo ci, którzy głosowali na tzw. uśmiechniętą Polskę już ze śmiechu pękają. Wszystkimi, bo rząd usiłuje wmówić Polakom, że może sprawować władzę rozporządzeniami, dekretami, czy co tam jeszcze podpatrzyli u Jaruzelskiego a Prezydent RP odejdzie i nie trzeba będzie wgłębiać się w przepisy tak umiłowanej przez Tuska Konstytucji RP.

To nie jest proste, ale trzeba uznać, że niektórzy z bardziej tchórzliwych obywateli zwrócą uwagę przy kolejnych wyborach, że już nie muszą mówić, że „liberalny rząd Tuska jest wspaniały”. Dlaczego? Bo już nie będą musieli…

Nie dowcipy

Chciałbym, aby wszystko było tak właśnie klarowne jak takie facecje. Ale nie jest. Trudno. Przetrwamy. Czy jako oficjalne media, czy jako podcasty na południowoamerykańskim serwerze? Tego nie wiem, ale wiem, że nie przesadzam. Wystarczy popatrzeć ilu dziennikarzy było szykanowanych w „uśmiechniętych mediach publicznych”. Wiem jedno, są tacy dziennikarze, którzy nie zrezygnują ze swojej misji, nawet jeśli będą musieli za „demokracji” Tuska robić gazetkę ścienną w więzieniu.

 

Hubert Bekrycht (także na X i FB)

Na archiwalnym zdjęciu z prekambru autor w chwili wymyślenia Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Na wszelki wypadek dopiszę: to żart. Ale ten na zdjęciu to naprawdę ja... Hubert Bekrycht

HUBERT BEKRYCHT: Ponad 7 milionów dziennikarzy w Polsce

Nie, nie pomyliłem się. Na prawie 37 milionów mieszkańców Polski przypada ponad 7 milionów dziennikarzy. Też Polaków. Chyba. Taką wersję przyjąłem i będę się jej trzymał. A jeżeli ktoś zarzuci mi manipulację, to postraszę sądem. Tak jak ponad 7 milionów dziennikarzy robi codziennie. W sieci.

Skąd wziąłem te liczby? Jeśli każdy dzisiaj może zostać dziennikarzem, to ja mogę, jako dziennikarz – prawie emerytowany – mogę przypuszczać, że mam w Polsce 7 milionów żurnalistów. Skoro, według badania dla Wirtualnych Mediów z końca ubiegłego roku, 25 milionów użytkowników ma w Polsce Facebook, Tik-tok i Instagram razem wzięte to 27 milionów ludzi, X d. Twitter ponad 8 milionów a piąty w tym zestawieniu Pinterest ma ponad 6 milionów internetowych fanów, to wszystko jest możliwe nawet 7 milionów dziennikarzy między Bugiem a Odrą.

Dwója z rachunków

7 milionów dziennikarzy? Tak uważam. Na podstawie obserwacji oraz mojego matematycznego niedouczenia wynikającego z zaufania do statystyk i dużych liczb. Kont w serwisach społecznościowych w Polsce może być ze sto albo lepiej dwieście milionów, tego nikt nie policzy. Dodaję zatem jeszcze 55 milionów, bo mam 55 lat. Zatem 250 milionów polskich kont podzieliłem na 37, czyli orientacyjną liczbę mieszkańców naszego kraju i wychodzi mi 6 milionów 800 tysięcy. Zaokrąglam i średnio wychodzi mi 7 milionów dziennikarzy polskich. A dodam jeszcze, że 7 to moja szczęśliwa liczba…

Niby bzdura w niby prawie

Okrutne te dyrdymały napisałem, aby uzmysłowić niektórym, że jeśli regulacje prawne dotyczące mediów i zawodu dziennikarza, prawo prasowe, prawo autorskie oraz prawa pokrewne nie uregulują podstaw przepisów, to wkrótce może być w Polsce nie tylko 7, ale nawet 10 milionów dziennikarzy. Wynika to po prostu z przeświadczenia niektórych ludzi, że pisząc coś na FB, X czy innych wirtualnych tablicach marzeń, mogą być już dziennikarzami, publicystami i felietonistami. Tak na przykład uważa wielu internetowych trolli, wstawiając sobie „red.” przed imię i nazwisko, często kompensując sobie niedostatki sztuki posługiwania się piórem, czyli klawiaturą i w ogóle niedostatki mózgowia. No, ale jeśli ktoś siedzi przed migotliwym ekranem kilkanaście godzin dziennie to synapsy się wypalają. A prawo medialne w Polsce ciągle bardziej przystaje do rzeczywistości jednego z pustynnych regionów w bardzo źle rozwiniętym państwie afrykańskim.

Prawo jaruzelskie

Władze państwowe i samorządowe od 1989 roku nic nie robią, aby dziennikarstwo wyrwać z komunizmu, bo obecne prawo prasowe, z kosmetycznymi zmianami, pochodzi z roku 1984 roku a pisane było ponoć jeszcze w stanie wojennym. Leżący niesłusznie na Powązkach Jaruzelski, Kiszczak i Urban muszą w piekle naprawdę krztusić się ze śmiechu.

Już nie chodzi o wielkie konstrukcje systemowe dotyczące mediów, rzecz jest pilna, bo dotyczy istoty przekazu i odbiorców. Na Boga, jeśli może być 7 milionów dziennikarzy, bo piszą w Internecie, to może być też codziennie 7 milionów kłamstw. Nie tęsknię za cenzurą, ale prawo musi kontrolować, choćby poprzez czytelny kodeks cywilny, uprawnienia i obowiązki ludzi podających się za dziennikarzy.

Dziennikarz brzmi dum(r)nie

Aha, nie ma w polskich przepisach takiego zawodu jak dziennikarz… Wiem, co piszę, spytajcie agentów. Na początek ubezpieczeniowych. System się kurczy i parcieje, rozwali się za kilka lat, chyba, że lada dzień na konferencję prasową premiera Tuska przyjdzie 7 milionów wkurzonych polskich dziennikarzy, powiedzmy obywatelskich, którzy nie będą mieli akredytacji… I spytają na przykład owi dziennikarze, co dalej z nielegalnie przejętymi mediami publicznymi. Przejętymi przez bezprawnie intronizowane przez rząd władze. Nie każdy lubi takie konferencje prasowe z 7 milionami pytań…

                                                                 ***

Zawód dziennikarza w Polsce formalnie nie istnieje, a mnie, w związku z tym przypomniał się stary dowcip:

 

Rzecz dzieje się za komuny. Milicjant zatrzymał dwóch pijanych facetów.

– Zawód? – pyta stróż „prawa” ubzdryngolonych mężczyzn.

– Krzyżówkowicz – odpowiada z godnością jeden z pijaków,

– Ja ci dam – gniewa się milicjant dobywając pałki.

– Stop! – krzyczy drugi z pijaków – Panie władzo, my – tak jak pan – jesteśmy ofiarami systemu.

– Jak to? – zdziwił się funkcjonariusz.

– Pan nie wierzy, bo pan nie widzi, jak ja mu te kratki dorysowuje…

 

Hubert Bekrycht (X, FB)

 

Czerwone koło fortuny - czasem bywa kapryśne Fot.: arch./ h/ re/ e

HUBERT BEKRYCHT: Dziennikarze mogą kłamać? Niektórzy mówią, że tak… jeśli mają dobrych adwokatów

Mam, poza zażenowaniem, ataki śmiechu przeglądając toporne felietony i artykuły krytykujące „dziennikarzy pisowskich” a nawet – zdaniem niektórych autorytetów obecnej tzw. IV władzy –  „pisoskich” – tak (i z błędem i nie) określa się od grudnia 2023 r. media konserwatywne, reporterów i publicystów o nie liberalnych, nie lewicowych i nie lewackich poglądach.

Wiodącym środowiskiem jest w tym „piętnowaniu pisiorów” pewne towarzystwo a właściwie towarzycho – to od ohydnego śpiewu żenujących piosenek przy biesiadowaniu, podczas którego dali się nawet nagrać i umieścili to w sieci. Towarzycho to skupia ludzi odklejonych od rzeczywistości, ale to nie może być usprawiedliwienia dla ich niecnych czynów. Grupka liczy, według różnych informacji, od 70 do 110 osób, bo przez kilka lat już kilkakrotnie zdążyli się ze sobą pokłócić i rozpaść na sporo części…

To ci ludzie zamiast zająć się swoimi sprawami lub – jak to określają – „walką o wolne media i niezależne dziennikarstwo” nieustannie torpedują już nie tylko największą w Polsce organizację dziennikarską, czyli Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, ale i innych dziennikarzy nie podzielających ich obłędnych poglądów.

Trutnie

To od lat ci sami członkowie towarzycha podczas corocznych zjazdów innego towarzycha dziennikarskiego, ale z całej Europy, z uporem godnym trutni w ulu pogubionych ludzi, manipulują i kłamią nie tylko bzdurząc o działalności SDP (ich kompleksy da się leczyć), ale na temat sytuacji mediów w Polsce. Nie mają zresztą w tych sabotażowych działaniach polotu, nieprawdziwe informacje są szybko demaskowane, ale przynoszą wiele szkód Polsce, nie tylko dziennikarzom konserwatywnym, ale mediom w ogóle.

Najgorsze jest jednak to, że dla wygody w większości liberalnego a nawet lewackiego towarzycha, współpracując ze sterującą organizacją dziennikarską ze Starego Kontynentu, za jej zgodą, doprowadzają do wrzenia w innych stowarzyszeniach i związkach krajowych, bo przecież manipulacja idzie potem nie tylko w Polskę, ale i w świat. Naśladowców polskiego towarzycha jest wielu.

Dama daje znak

Najbardziej krzykliwa dama towarzycha – wg. stołecznych kryteriów – z prowincji pisze jednak niebezpieczne rzeczy, bo rozsiewa plotki, insynuacje, pogłoski, pomówienia. Słowem podżega do potępiania ciągle nowych osób. Na przednówku doszło to tego, że towarzyszącą towarzychu damę zwolniono, już za nowych władz, z jednego z mediów publicznych. Jeden z jej kolegów określił to dosyć plastycznie we wpisie internetowym: „stopiła się jak ołowiana figurka, bo tak paliła się do dyrektorowania lub prezesowania”.

To, że pisze owa dama o obecnych władzach i ludziach wspierających bezprawnie przejęte przez rząd media nie ma żadnych konsekwencji, bo  jej pół i ćwierć „prawdy” nie robią już na neoprezesach publikatorów rządowych żadnego wrażenia. Przekroczyła  owa dama nawet granice swoich liberalnych koleżanek i kolegów, zaczęła bowiem krytykować mechanizm „naprawy” mediów publicznych po ich nielegalnym przejęciu w nocy z 19 na 20 gruddnia. No, trudno. Kłótnia w rodzinie? Patologia społecznego oddziaływania mediów? Zmęczenie materiału „dziennikarskiego? Ich sprawa.

Zmęczenie materiału rządowego?

Z zadowoleniem jednak powitałem informacje, że powtarzane przez damę kłamstwa o zwalnianych teraz z mediów publicznych dziennikarzach i o dziennikarzach oraz pracownikach, którzy pozostali w owych mediach, będą miały swoje konsekwencje prawne. Wbrew dokumentom, dowodom z tychże dokumentów, nagraniom, słowem faktom, dama brnie w procesowe formy szkalowania wielu konserwatywnych reporterów i publicystów. I to się staje niebezpieczne dla – dotąd jej – towarzycha. Nie dość, że obraża umiłowany rząd powstały 13 grudnia 2023 roku to jeszcze obraża swoich i „swoich”. Głupota jest przecież zawsze, wcześniej czy później, karana. W każdym towarzystwie. Nawet w towarzychu.

Grupy medialne straceńczo podlizujące się gabinetowi Tuska mają, paradoksalnie, zły czas. Nawet otoczenie premiera widzi przecież, że nadskakiwacze i nieudacznicy, teraz akolici PO (KO), TD i Lewicy, przez ostatnie 8 lat, zamiast pracować nad „wizją” propagandy tego rządu, kłócili się między sobą.

Radykałowie rządowego nieładu medialnego zapowiadają, jak w pewnym porzekadle, że w końcu „przyjdzie Zdzicho i rozgoni towarzycho”. Parafrazując pewną zgraniczną piosenkę zapytam: „Zdzicho, Zdzicho, wtf* is Zdzicho?”

* (ang.) włączcie te fantazje

Hubert Bekrycht (X, FB)

 

 

 

Fot.: arch

HUBERT BEKRYCHT: Od czego gorsza jest nadgorliwość?

Jeden z portali, które opisują media kierując ostrze krytyki wyłącznie w kierunku konserwatywnych dziennikarzy, zwrócił tym razem uwagę na pracownika neo TVP. Ów dziennikarz miał czelność napisać coś złego o koalicyjnym PSL na, uwaga, uwaga prywatnym profilu w mediach społecznościowych.

Bezprawnie przejęta w grudniu 2023 r. Telewizja Polska, potem w likwidacji, była uprzejma zawiesić reportera Panoramy TVP Bartłomieja Bublewicza a sprawę skierować do Komisji Etyki. Chodziło o niezadowolenie owego dziennikarza wyrażone na profilu społecznościowym. Niezadowolenie opisane bardzo emocjonalnie i – chyba – szczerze.

Sami swoi i tylko swoi

„Nie ma miejsca na PSL w koalicji rządzącej. Na miejscu premiera zaryzykowałbym nawet wcześniejsze wybory” – napisał na X Bublewicz sfrustrowany postępowaniem ludowców podczas debaty w sprawie aborcji. Nie mógł? Zdaniem nielegalnych władz TVP w likwidacji nie mógł. Dlaczego? Bo jego wpis wystawia na szwank koalicyjną jedność? Bo nadal PSL domaga się większej liczny „swoich” ludzi w TVP, jak to jeszcze do 2016 roku bywało…

Reporter chciał się pewnie podlizać PO, ale przeszarżował. Powinien przecież wiedzieć, że arytmetyka jest bezlitosna i bez PSL nie ma żadnej koalicji. I nie ma też bezprawnie wybranych po 19 grudnia 2023 roku władz mediów publicznych. Zawieszono go, ale w przeciwieństwie do innych dziennikarzy w TVP, nikt się chyba za nim nie wstawi. Tak się teraz „robi” media.

Trójpodział władzy: media, nasze media i tylko nasze media

Drugi błąd jaki popełnił Bublewicz to komentarz na platformie X dotyczący bezprawnego zatrzymania b. wiceministra sprawiedliwości Michała Romanowskiego. „Kompromitacja to mało powiedziane. Nieprzygotowana prokuratura, wiarygodność działań na zerowym poziomie. Decyzja sądu pokazuje jak ważny jest i powinien być trójpodział władzy dla całej klasy politycznej” – napisał Bublewicz.

W sumie to reporter Panoramy napisał w tej akurat sprawie z sensem, ale znowu przeszarżował. Zapomniał, że jego nielegalnie wybranie szefowie właśnie dlatego są jego nielegalnymi szefami, że taką krytykę mają dusić w zarodku…

Zawieszony wisi teraz jak relikty komunistycznych i postkomunistycznych czystek w TVP i dziwi się pewnie, że za taką krytykę został potraktowany jak prawicowiec. Nie dziw się chłopie, będzie gorzej.

Sztandar Młodych powraca?

Dziwi coś innego. Zwykle wyrozumiały dla liberalnych mediów portal udający specjalistyczne forum o mediach tym razem „obnażył”, „podkreślił”, „uwypuklił”, że takie zachowanie „niezależnych” reporterów „nie licuje”. Zespół dawnego komunistycznego Sztandaru Młodych byłby dumny z takich interpretacji (SM to w PRL takie przedszkole dla obecnego mainstreamu i nowoczesnych neoreporterów). Zresztą, kilkoro dawnych dziennikarzy Sztandaru Młodych jest jeszcze w obiegu dzisiejszych głównych środków masowego przekazu – na przykład na Mokotowie i Wilanowie.

 

Hubert Bekrycht (FB i X)

TV Republika "Dzisiaj" 8 sierpnia 2024 r.

PROTEST W OBRONIE TV BIEŁSAT PRZED SIEDZIBĄ POLSKIEGO RZĄDU

W czwartek 8 sierpnia w Warszawie przed siedzibą rządu Donalda Tuska odbył się się protest przeciwko likwidacji TV Biełsat.„Białoruska diaspora w Warszawie na czele z Zianonem Paźniakiem zwołała na 8 sierpnia ma 18.30 pikietę w obronie Biełsatu pod Kancelarią Premiera napisała na portalu X była szefowa stacji Agnieszka Romaszewska. Relację z manifestacji przekazała TV Republika.
W demonstracji wzięli udział m.in. przedstawiciele niepodległościowych środowisk białoruskich w Polsce protestujące przeciw próbie liwidacji przez polski rząd i polskie MSZ TV Biełsat, jako osobno nadawanej stacji. Biełsat – co przypominają reprezentanci białoruskiej diaspory – nadaje prawdziwe wiadomości, co bradzo przeszkadza białoruskiemu dyktatorowi Łukaszence i jego mocodawcy zbrodniarzowi wojennemu Putinaowi.

Po demonstacji, w piątek 9 sierpnia uczestnikom pikiety podziękowałą na swoim profilu FB Agnieszka Romaszewska:

Największą radość sprawiło mi spotkanie na pikiecie w obronie Biełsatu kolegów, którzy rozstali się z Biełsatem jakiś czas temu z różnych przyczyn a niekiedy i nie bez mojego udziału…Aleksiej, Żenia, Siarhiej głęboki ukłon dla Was i szacunek!” – napisała b. szefowa Biełsatu.
W środowej (7.08) porannej audycji Radia Wnet Romaszewska podkreśliła: „Nie ma teraz woli politycznej, żeby wspierać media związane z białoruską opozycją w Polsce, bo ten rząd nie prowadzi własnej polityki wschodniej, nie chce wychodzić przed szereg na tle UE” – zaznaczyła b. red. nacz. Biełsatu.
Na profilu FB zwolnionej dyscyplinarnie z TVP i nękanej nieprawdziwymi sugestiami o „winie” za nieprawidłowe zarządzanie sferą informatyczną, twórczyni TV Biełsat red. Agnieszki Romaszewskiej ukazało się kilka dni temu wyjaśnienie, które dziennikarka zatytułowała przewrotnie cytując słowa osoby z kierownictwa TVP: „Nie wyobrażajcie sobie, ze to białoruska telewizja”…
Publikujemy wyjaśnienie Agnieszki Romaszewskiej w całości [zaznaczenia od redakcji]: 
„Ostatnio dziennikarz ważnej gazety zapytał mnie czemu obecne „reformy” Biełsatu przeprowadzane przez TVP i MSZ nie podobają się znacznej części zespołu? No i co ja o tych „reformach” sądzę? I to pytanie jest naprawdę kluczowe. W końcu i TVP i MSZ odpowiadając dziś na pytania dziennikarzy podkreślają, że Biełsat dalej będzie istniał, przecież znak towarowy Biełsatu zostanie zachowany, będzie nadawanie po białorusku, oczywiście będzie pełna niezależność redakcyjna ( jasne…), a że Biełsat ma być tylko jedną z redakcji językowych w większej jednostce produkującej i nadającej programy dla zagranicy, która zostanie utworzona na bazie TVP World, to przecież jakie to ma znaczenie… Czyli o co właściwie tu chodzi?
Otóż problem polega na tym, że ta nowa koncepcja uderza w rzecz podstawową i fundamentalną, jaką była FILOZOFIA utworzenia i funkcjonowania kanalu Biełsat i jego misja niemal po dzień dziesiejszy. [Nowa koncepcja Biełsatu – red.] Uderza w to wszystko, co pozwoliło nam za stosunkowo niewielkie pieniądze, zbudować potężne i bardzo profesjonalne narzędzie polskiej soft power.
Biełsat był utworzony na bazie przekonania, że najcenniejsze w polityce międzynarodowej, a już w szczególności w polityce „miekkiej siły” są te sytuacje, gdzie interesy różnych partnerów się nakładają. I tak jest zasadniczym polskim interesem działanie na rzecz wolności ważnego kraju sąsiedzkiego, jakim jest Białoruś, pozyskiwanie białoruskich elit dla świata zachodniego, wspieranie białoruskiego ruchu niepodległościowego, wspomaganie demokratycznie nastawionej opozycji rosyjskiej – robienie wszystkiego tego co osłabia dyktaturę Łukaszenki i Putina.
Takie same były interesy białoruskich niepodległościowo i wolnościowo nastawionych dziennikarzy, a takze dziennikarzy rosyjskich opowiadających się przeciw wojnie i dyktaturze w Rosji. W imię tego właśnie wspólnego interesu Biełsat był POMOCĄ udzielaną białoruskiej opozycji na wzór pomocy jakiej Polsce udzielano przed 89 r. Dlatego Bielsat był w znacznej mierze tworzony nie tylko DLA Białorusinów ale i PRZEZ Białorusinów, dla wspólnej polsko – białoruskiej sprawy.
Następnie w duchu podobnej filozofii tworzyliśmy część rosyjską. To wszystko wiązało sie ze specyficzną kulturą instytucji inkluzywną, gdzie sami pracownicy utożsamiając się z firmą i z jej misją tworzyli swoje miejsce pracy. To właśnie ta cecha spowodowała, ze byliśmy w stanie zbudować za stosunkowo niewielkie pieniądze medium bardzo sprawne i skuteczne. Bo sami zainteresowani budowali je dla siebie i swoich rodaków.
17 ludzi poszło siedzieć na Białorusi za współpracę ze stacją [TV Biełsat – red.] – to nie była zwyczajna praca redakcji białoruskiej TVP…
Gdy teraz słyszę, że Michal Broniatowski mówi by koledzy „przestali sobie wyobrażać, że to jest białoruska telewizja”, gdy w odpowiedzi na pytania o to czemu kolejne kroki i zmiany nie są w ogóle konsultowane z zespołem, odpowiada że to nie Sejm, a w korporacji regulamin ustala zarząd – to ja już wiem, że to co powstanie, to nie ma być Biełsat.
Nie mam nic przeciwko powołaniu POLSKIEJ TV dla zagranicy w rożnych językach, pod warunkiem,ze będą na to wystarczające środki ( a potrzebne są środki bardzo duże), tak żeby przedsięwzięcie nie wyglądało śmiesznie i kompromitująco na tle innych telewizji dla zagranicy. Niemniej jednak to nie będzie Biełsat.
Żadne sekcje językowe polskiej telewizji dla zagranicy, nie bedą miały w najbliższych latach takiego wpływu i takiego oddziaływania, jakie budowała i jakie mogła zwiększać nasza stacja.
Bardzo proszę o udostępnianie tego wyjaśnienia, bo narazie mam niewiele innych sposobów przekazania swojego stanowiska wobec rozpętywanej obecnie przez Onet kampanii oszczerstw i pomówień wobec mnie i moich współpracowników” – napisała na swoim profilu FB Agnieszka Romaszewska.

Po 32 latach pracy w Telewizji Polskiej, w tym 17 w Biełsacie, została zwolniona Agnieszka Romaszewska.

Agnieszka Romaszewska, dyrektor i założycielka Biełsatu, o zwolnieniu z TVP napisała w marcu br.  na swoim profilu na Facebooku. Zaznaczyła, że pierwotnie zaproponowano jej odejście na własną prośbę i „na niezwykle korzystnych warunkach”.

„Nie zgodziłam się na to. Powiedziano mi też, że budżet stacji ma zostać obcięty o 47% i jest to decyzja MSZ. Stacja ma zostać rozkawałkowana czyli programy rosyjskojęzyczne mają prawdopodobnie przejść docelowo do TVP World . To według mnie wielki błąd i zasadnicze złamanie tworzonej przez lata koncepcji.

Biełsat miał sens i służył Polsce jako stacja skierowana na wschód w obecnej trudnej i wręcz niebezpiecznej sytuacji międzynarodowej” – napisała Agnieszka Romaszewska.

Podkreśliła, że według niej „demolowanie takiego unikalnego dzieła”,  jakim jest Biełsat, „to więcej niż zbrodnia.”

„A co do mnie to nikt mnie nie 'robił’ szefową kanału Bielsat i nikt mnie przekupstwem stamtąd nie wygoni ani nie zamknie mi ust umowami, którymi pozwolę się zakneblować w zamian za ‘złoty spadochron’. Dzieła któremu się poświęciło prawie już 18 lat życia, dobrego dla Polski i jej sąsiadów się nie sprzedaje dla wygody kolejnych jakże przemijających zarządów (?)TVP” – zaznaczyła Agnieszka Romaszewska.

Jak napisano w serwisie internetowym Biełsatu, likwidator TVP Daniel Gorgosz, proponując dyrektor Romaszewskiej rozwiązanie umowy za porozumieniem stron „na bardzo korzystnych warunkach” nie przedstawił zastrzeżeń do jej pracy ani do obecnego funkcjonowania kanału, decyzję uzasadnił potrzebą „nowego otwarcia”.

Budżet Biełsatu ma być obcięty o prawie połowę (TUTAJ),  stanowczy protest w tej sprawie wystosowało Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP (TUTAJ).

Protest Zarządu Głównego SDP przeciwko zwolnieniu Agnieszki Romaszewskiej TUTAJ.

Komentarz Huberta Bekrychta, sekretarza generalnego SDP, redaktora naczelnego portalu sdp.pl TUTAJ.

Ostatecznie w połowie marca br. Romaszewska została zwolniona z TVP dyscyplinarnie.

O pozwie twórczyni Bełsatu przeciwko TVP i jej walce z kierownictwem  telewizji publicznej- poniżej

AGNIESZKA ROMASZEWSKA pozywa Telewizję Polską

Na AGNIESZKĘ ROMASZEWSKĄ trwa nagonka – Likwidator TVP likwiduje TV Biełsat i zdrowy rozsądek + OŚWIADCZENIE