Fot.: HB/ Michał Solarz "Każdy chaos przeradza się kiedyś w porzadek..."

Hubert Bekrycht: ZAMACH STANU LIVE – MEDIA, POSŁOWIE I PREZYDENT RP, ale… las Birnam blisko

Zastanawiałem się kiedyś, ilu jest w Polsce dziennikarzy, którzy w imieniu premiera Donalda Tuska odczytaliby komunikat o wprowadzeniu w Polsce drugiego stanu wojennego? Wskazałem nawet kilkadziesiąt nazwisk, ale kartka mi się skończyła… Teraz, piszę to z całą odpowiedzialnością, takich figur dziennikarskich znalazłoby się setki, może tysiące. Z tym, że nie wszystkim tym panom pasowałby mundur – no może uniform w stylu latynoamerykańskich czy afrykańskich kacyków – i nie wszystkie panie dobrze wyglądałyby w ciemnych okularach.

Próbuję ironii, aby trochę uspokoić sytuację, ale rzeczywistość wrzeszczy jak posłanki lewicy. Mamy oto w Polsce do czynienia – jak zapewne nazwą to eksperci – pełnoskalowym zamachem stanu!

Już nie z permanentnym łamaniem prawa, nie z chaosem wywołanym polityczną interpretacją przepisów przez prawników (sędziów i prokuratorów) będących akolitami ekipy Tuska, tylko właśnie z zamachem stanu. Ów zamach na Polaków i na Polskę pełzał. Najpierw doprowadzono do dezinformacji, która spowodowała, że nabrano sporą część społeczeństwa głosującego 15 października ub. r. na KO, TD i NL. Nie wiem, czy szkoda mi tych ludzi z różnych grup statystycznych, bo to nieprawda, że to tylko pokolenie Tik-Toka. Chyba sami sobie wymierzyli karę, ale na jakąkolwiek refleksję jest dla nich jednak za późno, toteż brną w pochwałach dla ekipy Tuska demontującej kraj. Albo milczą. Liczba tych drugich wzrasta.

Stan wojenny 2.0

13 grudnia, w 42. rocznicę wprowadzenia przez komunistów i juntę Jaruzelskiego, rząd Tuska rozpoczął pracę, a kilka dni później bezprawnie zaczęto przejmować media publiczne (TVP, PR, PAP) praktycznie paraliżując TVP poprzez wyłączenie sygnału kilku programów mających, oprócz informacyjnej, rolę strategicznych na wypadek wojny.

Na przełomie roku rozpoczęto też bezprecedensową nagonkę na dwóch posłów PiS: Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, których, wbrew prawu i prawomocnym ułaskawieniu prezydenckim, wtrącono do więzienia pod sfabrykowanymi zarzutami, bo ośmielili się, w naszym przecież, Polaków imieniu, walczyć z korupcją, jako szefowie CBA.

Polowanie

Teraz Tusk zdecydował, że pora na jednego z największych jego wrogów. Oto szef rządu, – bo nie wierzmy, że to ktokolwiek inny wydał rozkaz, żeby zatrzymać posłów PiS zdobyłby się na takie bezprawie – wysłał policję do Pałacu Prezydenckiego (!), Siedziby głowy państwa polskiego, prezydenta RP Andrzeja Dudy. Dowiedziawszy się o zagrożeniu i napadzie, prezydent i jego kolumna aut – wyjeżdżając z Belwederu – zostali zablokowani przez autobus miejski, …aby nie zdążyć do pałacu z interwencją. Kto tam rządzi w tej Warszawie komunikacją miejską? Nie prezydent Trzaskowski przypadkiem? Zastawić rezydencję prezydencką autobusem, aby kolumna aut głowy państwa nie mogła wyjechać, to już numer niesamowity! Afrykańscy dyktatorzy duzo się muszą uczyć od ich polskich kolegów.

Napad na Prezydenta RP długo nie będzie schodził z czołówek światowych mediów a ludziska na całym globie dziwować się będą, że to nie relacja z jakiejś bananowej republiki a z państwa należącego do UE i NATO.

Upadek

Bezprawie najwyższego stopnia, jeśli pogardę dla obowiązujących przepisów i Konstytucji można w ogóle stopniować, będzie miało bardzo poważne konsekwencje dla wszystkich obywateli Polski. I tych z lewa i z prawa, zwolenników konserwatywnej drogi i obecnej ekipy rządzącej, która coraz bardziej zaczyna przypominać cyrk. Także z zakazanymi pokazami tresury dzikich zwierząt. Bo tak rząd Tuska traktuje Polaków, w tym swoich bezwolnych zwolenników. Premier złamie każde prawo, aby poprzez strach, niepewności jutra i w konsekwencji chaos gospodarczy wprowadzić tyranię. Oczywiście nowoczesną, oświeconą potwierdzoną certyfikatami Brukseli i Berlina. A w Moskwie zabrakło ponoć szampana. I popcornu, bo to chyba nie koniec… Niestety.

Nocniki

Donald Tusk przypomina takiego szefa państwa, który – jak w starym dowcipie – kupił sobie trzy nocniki: złoty, srebrny i brązowy. A i tak… nie zdążył… Bo usłyszał wybuch tłumika samochodowego przed swoją reprezentacyjną siedzibą w stolicy europejskiego kraju.

 

Z ostatniej chwili (aktualizacja 10 stycznia 2024r. po godz. 11.49)

Z komunikatu Polskiej Agencji Prasowej:

„Wiceminister sprawiedliwości Maria Ejchart pytana o strajk głodowy zadeklarowany przez przebywającego w areszcie byłego ministra Mariusza Kamińskiego powiedziała, że każdy ma prawo nie jeść i nie pić, na tym polega prawo do wolności osobistej”.

Przypomnijmy, że pani wiceminister Ejchart nosiła jeszcze nia tak dawno temu inne nazwisko, a mianowicie urzędniczka owa nazywała się Maria Ejchart-Dubois. Tak, to była żona mecenasa Jacka Dubois – adwokata wielu polityków Platformy Obywatelskiej. Pani minister znana jest także jako aktywistka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka a Wikipedia wpomina jeszcze jedno zajęcie pani wicemienister: „Od 2003 r. koordynuje program 'Niewinność’ zajmujący się pomyłkami sądowymi i osobami niesłusznie skazanymi.”

I chciałem tutaj coś napisać, bom wzburzony, ale myślę sobie, że wypowiedzi niektórych urzędników, akolitów rządu Donalda Tuska, nie są warte komentarza!

 

 Las Birnam zbliża się do Al. Ujazdowskich i Krakowskiego Przedmieścia…

Prezydent Andrzej Duda 10 stycznia 2024 r. wrócił do sprawy odmmowy sądowej wpisania do KRS nowych, bezprawnie wybranych przez szefa MKiDN Bartłomieja Sienkiewicza 19 grudnia ub.r. władz Telewizji Polskiej – władz zaangażowanych politycznie po stronie rządu premiera Tuska. Tym samym jak powiedział w środowym wystąpieniu prezydent RPAndrzej Duda: „Bezprawność działania ministra Bartłomieja Sienkiewicza została dzisiaj potwierdzona”.

Las Birnam zbliża się do siedzib KRPM i MKiDN…

Imperium kontratakuje

„Postanowienie Referendarza Sądowego Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy w Warszawie z dnia 9 stycznia 2024 roku w sprawie oddalenia wniosku o wpis zmian w spółce w zakresie zmiany składu osobowego Rady Nadzorczej TVP S.A. (obecnie w likwidacji) nie jest prawomocne” – wskano w komunikacie MKiDN.

Wojska Imperium w gotowości… Lord Vader dusi ministra Sienkiewicza, ale tylko żartuje…

Czarna dziura, która wciąga b. wicepremiera Gowina

Były wicepremier w rządach PiS, lider kanapowego Porozumienia Jarosław Gowin – drobiazgowo relacjonujący spotkania ze „złymi”politykami PiS i „szantaże” wobec siebie przed komisją ws. wyborów kopertowych – traci pamięć. Próbuje to bagatelizować czołowy śledczy RP, szef komisji, Dariusz Joński, który oprócz wszystkiego zna się jeszcze na polityce i oczywiście historii.

Niestety posłowie PiS bezlitośnie pytają, dręczą Gowina, interesuje ich wszystko ws tzw. wyborów kopertowych. Podsumowali oni, że były wicepremier po awarii telefonu komórkowego, istotnego dla sprawy ewentualnych „nacisków” ze strony PiS, do tej pory nie wie, co się z tym aparatem stało. Gowin nie wie też na jakim komuterze – laptopie pisał równie wazną dla sprawy korespodndencję.

Wiadmo tylko, że po głośniej dymisji, Gowin wrócił do rządu, który – zdaniem b. wicepremiera – wywierał na polityka Porozumienia naciski nawet o znamionach szantażu – uff…

Joński, Dariusz Joński

Nieustannie jestem fanem śledczego posła Dariusza Jońskiego, szefa komisji kopertowej, o przepraszam – bo to może jeden z senatotów źle zrozumieć – komisji ds. tzw. wyborów kopertowych (domniemane 70 mln zł strat wobec kilku milardów zł strat, które może kosztować skarb państwa bezprawna próba przejęcia mediów publicznych i ich fikcyjna likwidacja).

Ów skromny poseł Joński, znawca historii najnowszej i wirtuoz mediów, prosił w środę 10 stycznia br. posłów ze swojej komisji, aby „ostrożnie cytowali media”, gdzie moga się pojawić niesprawdzone informacje ujawniające na przykład tożsamość osób, których nazwiska padają podczas, uwaga, uwaga, publicznych i transmitowanych na całą galaktykę posiedzień komisji Jońskiego, Dariusza Jońskiego.

Ostrożnie cytować media

Złośliwcy mówią, że kwalifikacje Jońskiego do wyjaśniania zawiłości tzw. wyborów kopertowych, to przede wszystkim znakomita znajomość dziejów ojczystych i sile argumentów swoich znajomych i współpracowników politycznych, którzy widywani byli jako doradcy posła Jońskiego w kampanii wyborczej.

Milicjant legendą polskiej policji

Chodzi, m.in. b. rzecznika łódzkiej policji a potem radnego wybieranego z list SDP a potem samorządowca SLD, śledczego w stopniu podinspektora Jarosława Bergera. Ta „legenda polskiej policji” – jak mówił o nim Donal Tusk podczas wiecu wyborczego, na którym Berger przepraszał za polską policję kobiety „bite” przez funkcjonariuszy podczas protestów spod znaku błyskawicy. I tylko złośliwi wypominają Jońskiemu, że jego kolega i (niedawny?)współpracowniuk Berger karierę policjanta zaczynał w Milicji Obywatelskiej. No, ale przecież uciśnieni milicjanci i pracownicy komunistycznej bezpieki mają być teraz pupilami rządu Tuska.

Aktualizacja z 11.01.2024 r.

W marszu Wolnych Polaków, ktory przeszedł ulicamy Waszawy po południu i wieczorem 11 stycznia br., w czwartek, wzięło udział – i tutaj proszę o uwagę – wg. optymistycznych szacunków – 500 tys. osób, wg. zbliżonych – jak mówią uczestnicy – do rzeczywistości od 250 tys. do 300 tys. Nawet wg. bardzo nieprzychylnych środowiskom konserwatywnym mediów, na marszu było 100 tys. osób. Wiosna w styczniu? Jeszcze nie, ale przesilenie jest blisko.

(Koniec akualizacji)

Kto to jest PAR? – pyta HUBERT BEKRYCHT: Permanentne ataki „reporterskie” na SDP

Zwykle w minutę przeglądam serwis Press, który ma ambicję być portalem informującym o polskich mediach. Nie jest, ale to nie jedyny powód, dla którego mnie Press nudzi. Po prostu nie mam ochoty czytać codziennie, że TVN jest super (po bezprawnym zajęciu mediów publicznych, „cool” zaczęły też być programy i publikacje TVP, PR i PAP) a konserwatywne media prawicowe cofają nasz kraj do epoki kamienia łupanego. A teraz znowu w Press „hitem” są kierunkowe ataki anonimowych „dziennikarzy” na władze Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

Mam apel do kierownictwa Press, uprzedzajcie proszę, kiedy znowu zaatakujecie SDP, bo wasze elukubracje są tak groteskowe i śmieszne, że znowu przy śniadaniu parsknąłem kawą.

Ktoś podpisujący się PAR pisze w Press, że prezes SDP Krzysztof Skowroński pokłócił się z wiceprezes Stowarzyszenia, szefową Centrum Monitoringu Wolności Prasy Jolantą Hajdasz. I anonimowy dziennikarz dodaje, że Jola – chcąc przejąć przywództwo nad SDP – niebawem zada cios w plecy Krzyśkowi… Przypomina to serię ataków sprzed ponad dwóch lat… Kto za tym stał? Ano wiadomo. I nie wiadomo…

To zaczyna przypominać jakieś zlecenie agenturalne. Stek bzdur przemieszany z półprawdami bez źródeł. A w tle… Oczywiście polityka. Tak prowadzi narrację tajemniczy PAR z Press. Nie muszę wspominać, że znowu ów rzetelny „dziennikarz” nie kontaktował się z bohaterami swojego artykułu. Czyli, najważniejsza reguła reporterska – poznać racje obu stron – nie została zachowana. Ale kto martwiłby się tym w Press? Ważne, aby napisać coś złego o mediach konserwatywnych i SDP, które bronią m.in. bezprawnie przejętych i likwidowanych mediów publicznych.

Ludzie z Press, napiszcie proszę kochani, kto wam to wszystko każe, kto wam zleca te paszkwile? Kto się tak „martwi” coraz skuteczniejszymi działaniami SDP? I objawcie światu ten diamencik o kryptonimie PAR, który chętnie pisze źle o SDP. Niech nie stoi na mrozie przed Domem Dziennikarza na Foksal i nie czeka aż wychodzący z naszej siedziby Skowroński przewróci się na skórce od banana, którą podłożyła tam Jola Hajdasz. Niech PAR wejdzie do sekretariatu, zrobimy kawę, damy ciastko i powiemy mu wszystko. No, prawie wszystko, bo jesteśmy dobrze wychowani.

 

Hubert Bekrycht

sekretarz generalny SDP i red. nacz. portalu sdp.pl

Hubert Bekrycht: KASUJĄC MEDIA PUBLICZNE RZĄD LIKWIDUJE PAŃSTWO

Sprzeniewierzenie się polskiej racji stanu poprzez likwidację mediów publicznych wdrażanej przez, o ironio, ministra kultury i dziedzictwa narodowego, stała się faktem. Podpułkownik służb specjalnych Sienkiewicz zawiódł premiera Tuska, bo najprawdopodobniej zawalił zorganizowanie walne zgromadzenia spółek skarbu państwa, jakimi są TVP, PR i PAP (w MKiDN nieobecni byli wówczas pracownicy odpowiedzialni za monitoring, kody dostępu i książkę wejść i wyjść).  No i minister dostał rozkaz od premiera, aby wdrożyć plan B – postawić media publiczne w stan likwidacji.

Bezprawne działania rządu wobec mediów, m.in. wyłączenie sygnału telewizyjnego TVP INFO wykorzystuje chyba Rosja, bo – jak twierdzą eksperci – zakłócenia nadajników GPS w Polsce mogą być sprawą Kremla, ponieważ Moskwa testuje na ile chaos polityczny pozwoli jej destabilizować politykę w Polsce. Kto pomaga Rosji? Przecież nie konserwatyści z PiS, tylko rząd, przy czym malej liczba obywateli, którzy wierzą, że nieświadomie.

Pełzający zamach stanu

Likwidacja mediów publicznych to bezprawie, którego z niczym porównać nie sposób. To po prostu niemożliwe wobec obowiązującego prawa. Plan B ekipy Tuska polega na likwidacji TVP, PR i PAP, których zlikwidować takim działaniem nie sposób. Tu też, przy wcześniejszym złamaniu przepisów o Radzie Mediów Narodowych, potrzebna jest ustawa, nie decyzje ministrów, nie uchwały sejmowe. Czyli, pełzającego zamachu stanu według scenariusza rosyjskiego, ciąg dalszy.

„Troska” o dofinansowanie mediów publicznych

 Sienkiewicz bez zażenowania pisze w komunikacie, że to wynik prezydenckiego veta wobec ustawy o dofinansowaniu mediów publicznych w kwocie 3 mld zł. „W związku z decyzją Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej o wstrzymaniu finansowania mediów publicznych podjąłem decyzję o postawieniu w stan likwidacji spółek Telewizja Polska S.A., Polskie Radio S.A. oraz Polskiej Agencji Prasowej S.A.” – napisał Sienkiewicz. I dodaje:

W obecnej sytuacji takie działanie pozwoli na zabezpieczenie dalszego funkcjonowanie tych spółek, przeprowadzenie w nich koniecznej restrukturyzacji oraz niedopuszczenie do zwolnień zatrudnionych w ww. spółkach pracowników z powodu braku finansowania.”

Wzruszyłem się. Czy minister dba o dziennikarzy mediów publicznych? Nie. On chce zwolnić, kogo mu będzie wygodnie.

Może zlikwidujemy a może nie

I dochodzimy do punktu kulminacyjnego, bo szef MKiDN kończy swoje prawne elukubracje w ten sposób:

Stan likwidacji może być cofnięty w dowolnym momencie przez właściciela.

Czyli, przekładając to na język polski, „jeśli uda nam się doprowadzić do wyjścia parlamentarzystów z budynków TVP, PR i PAP oraz wyrzucić z gabinetów prawowitych szefów tych mediów, wstrzymamy likwidację”. Tak wyznacza standardy demokracji dawny podpułkownik Urzędu Ochrony Państwa, w którego szeregach po 1990 r. znaleźli się także – oprócz opozycjonistów, bohaterów przewrotu ustrojowego rozpoczętego porozumieniem z komunistami przy Okrągłym Stole – funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa PRL.

Rząd Donalda Tuska stopniowo destabilizuje Polskę, która staje się powoli poligonem dla rosyjskich służb dezinformacyjnych i sabotażystów cybernetycznych Moskwy. Likwidacja mediów publicznych, to – moim zdaniem – niestety tylko pierwszy etap likwidacji państwa.

 

Hubert Bekrycht

27.12.2023 r. g. 20.10

 

 

 

Prezes Polskiej Agencji Prasowej Wojciech Surmacz Fot.: PAP/

Prezes PAP WOJCIECH SURMACZ: Ludzie są przerażeni, bo jeśli można osadzić „nowy” zarząd poza prawem, to można wszystko

Trwa walka o media publiczne – TVP, PR i PAP. Z reguły więcej i częściej mówi się o telewizji publicznej, ale nie słabnie też protest przeciwko bezprawnej próbie likwidacji PAP poprzez nielegalną próbę zmiany władz agencji. Z prezesem Polskiej Agencji Prasowej wieczorem 26 grudnia rozmawiał Hubert Bekrycht.

Jak wygląda sytuacja w PAP?

Trwa interwencja poselska spowodowana nielegalnym powołaniem przez oficera służb specjalnych, ministra kultury i dziedzictwa narodowego Bartłomieja Sienkiewicza pseudo władz PAP. A przecież wiadomo, że powoływanie się ekipy Donalda Tuska na uchwałę z 19 grudnia jest bezprawne. Bo władze mediów publicznych może odwołać tylko Rada Mediów Narodowych. Parlamentarzyści dyżurują już prawie tydzień. Pragnę im podziękować – wybaczcie, że nie wymieniam nazwisk – wszystkim razem i każdemu z osobna.

To dzięki m.in. interwencji parlamentarzystów nie doszło do przejęcia budynku przez nieuprawnione do tego osoby z tzw. firm ochroniarskich, dziwnych ludzi z szerokimi karkami, którzy jednak przestraszyli się posłów.

Co na to pracownicy PAP, chyba wszyscy są już zmęczeni?

Ludzie z PAP mówią, że oni się boją. Przynajmniej większość z nich. Po prostu widzą, co się dzieje. Są przerażeni, bo że jeżeli można było wprowadzić tzw. nowy zarząd poza prawem, to wszystko już można. Nie wiedzą, co się wydarzy, bo możliwe są najbardziej czarne scenariusze. Z bezprawnymi rozwiązaniami siłowymi, szantażem związanym z groźbami zwolnienia z PAP i szykan pracowniczych. Zresztą wskazany nielegalnie przez szefa MKiDN tzw. prezes (Marek Błoński, korespondent PAP na Śląsku i przewodniczący zakładowej Solidarności – sdp.pl) już w pierwszych godzinach po swej „nominacji” próbował zwolnić, bo nie mógł te uczynić legalnie, więcej osób niż ja zwolniłem w trybie specjalnym przez 6 lat.

Jak to wyglądało?

Nie wiem w jakim trybie miałyby być te zwolnienia, bo powtarzam wszelkie próby zmiany moich decyzji i poza Radą Mediów Narodowych, są skandalicznym naruszeniem prawa i dostępu do informacji naszych Odbiorców. To, co próbują zrobić tzw. nowe władze z polecania ministra Sienkiewicza to jest jakaś masakra prawa.

Marek Błoński, bezprawnie wskazany przez szefa MKiDN na tzw. „nowego” nielegalnego prezesa PAP, to jest wieloletni działacz i przewodniczący NSZZ Solidarność w Agencji. On, moim zdaniem, okrył hańbą cały ten związek i wszystkie związki zawodowe w Polsce. Związkowiec nigdy nie powinien się tak zachowywać jak Błoński. Parlamentarzyści go zapytali, czy mu nie wstyd? I wiesz, co im odpowiedział? Mówił, że dla niego to jest ukoronowanie jego 25-letniej kariery dziennikarskiej w PAP… Jak człowiek, który przewodniczy lub do niedawna jeszcze przewodniczył zakładowej Solidarności może wzywać bandytów do firmy?

Jak teraz (wtorek, 26 grudnia br. wieczorem) wygląda Twoja praca, jako szefa PAP?

W tej chwili raczej spokojnie, wykonuję obowiązki. Słyszałem takie pogłoski, że może „coś” nastąpić tej nocy, ale to przecież może być kolejna prowokacja.

Co dalej?

Wysłałem taki apel do 500 dziennikarzy na całym świecie (tekst po wywiadzie), w którym relacjonuję, co się dzieje w PAP. Poprosiłem o taką solidarność w obronie wolności słowa i poszanowania prawa. Czekam teraz na odzew, ze względu na okres świąteczno-noworoczny pierwszych reakcji należy spodziewać się za jakiś czas. Zobaczymy.

  ***

Apel prezesa PAP Wojciecha Surmacza do 500 dziennikarzy z całego świata w sprawie bezpodstawnej, nielegalnej próby przejęcia przez polski rząd Polskiej Agencji Prasowej poprzez próbę wskazania nie mającego legitymacji prawnej zarządu PAP

 

Drodzy Przyjaciele,

Polska Agencja Prasowa (PAP) jest świadkiem wydarzeń bez precedensu w całej swojej ponad 100-letniej historii. Doszło do bezprawnej, brutalnej, siłowej próby przejęcia kontroli nad PAP…

W nocy 19 grudnia 2023 r. Bartłomiej Sienkiewicz, podpułkownik służb specjalnych i były koordynator tych służb w Polsce, obecnie Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, wbrew polskiemu prawu odwołał mnie z funkcji Prezesa Zarządu.

Następnego dnia, przed południem, w siedzibie spółki pojawił się nowy, powołany wbrew prawu zarząd, który podczas mojej chwilowej nieobecności zajął moje biuro, zmuszając dział IT do odcięcia mi elektronicznego dostępu do firmy.

Wróciłem więc w asyście mojego prawnika, mecenasa Tobiasza Szychowskiego oraz prof. Piotra Glińskiego, byłego ministra kultury i dziedzictwa narodowego, obecnie posła na Sejm RP. Poprosiłem go o wsparcie jako człowieka, który przez ostatnie osiem lat nadzorował PAP ze strony Skarbu Państwa.

Na miejscu nowi „zarządcy” PAP okazali się dość agresywni, pojawiły się kamery telewizyjne, pojawili się kolejni posłowie, doszło do przepychanek. Zrobiło się niebezpiecznie, więc wezwałem policję. Dopiero wtedy odzyskałem pełny dostęp elektroniczny do Agencji i do mojego biura.

Ludzie Sienkiewicza opuścili biuro zarządu PAP po interwencji policji i złożeniu przez mecenasa Szychowskiego zawiadomienia do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Ludzie ci spędzili jednak całą noc w budynku agencji, twierdząc, że muszą pracować.

Następnego dnia w Centrum Prasowym PAP zorganizowałem spotkanie z dziennikarzami i pracownikami agencji. Oświadczyłem, że zgodnie z prawem tylko Rada Mediów Narodowych może odwołać mnie z funkcji prezesa, a jeśli podejmie taką decyzję, natychmiast ustąpię. Wezwałem wszystkich do zachowania spokoju, a ludzi pułkownika Sienkiewicza do normalnych rozmów i nieużywania przemocy.

Niestety, 24 godziny później, o godz. 3 w nocy, ludzie Sienkiewicza w asyście kilkunastu wynajętych, silnych, uzbrojonych ochroniarzy wtargnęli do siedziby PAP. Zaczęli zajmować budynek PAP piętro po piętrze. Ale w tym samym czasie zaczęli stawiać im opór obecni tam dziennikarze i posłowie opozycji. Wezwano policję. Agresorzy wycofali się pod naciskiem mediów i opozycji.

 Obecnie budynek PAP jest otwarty i wolny od nielegalnych ochroniarzy, ale spółką próbuje zarządzać nowy, nielegalny zarząd. Dziennikarze i pracownicy innych działów firmy są nielegalnie zwalniani. Ludzie są sterroryzowani, przerażeni, nie są w stanie wytrzymać ogromnej presji psychicznej. Nieoficjalnie ogłaszane są nowe akty przemocy…

Dlatego wzywam wszystkie media i organizacje dziennikarskie do solidarności zawodowej i wystąpienia w obronie wolności słowa i poszanowania prawa.

Jestem zawodowym dziennikarzem od ponad 30 lat. Od 6 lat kieruję Polską Agencją Prasową. Wielokrotnie politycy zarówno koalicji, jak i opozycji próbowali wywierać na mnie presję, zwolnić mnie z pracy. Ale nikt nigdy nie przekroczył prawa.

PAP jest niezależną agencją, która dostarcza ok. 90 proc. codziennych informacji we wszystkich mediach działających w Polsce. Podkreślam: we wszystkich mediach – niezależnie od proweniencji politycznej czy kapitałowej.

W tym roku nasze przychody wyniosą ok. 100 mln zł, z czego 20 proc. to dotacje państwowe. Naszymi klientami są wszystkie media głównego nurtu w Polsce oraz największe koncerny i agencje medialne na świecie, m.in. Warner Bros. Discovery, Bloomberg, Ringier Axel Springer.  PAP jest członkiem międzynarodowych organizacji branżowych, tj. European Alliance Of News Agencies oraz MINDS.

W razie jakichkolwiek pytań proszę o kontakt: [email protected]

 

Wojciech Surmacz

Prezes Zarządu

Polska Agencja Prasowa

 

 

 

 

 

Hubert Bekrycht: ZAMACH STANU NA ŻYWO, CZYLI STAN WOJENNY NIE TYLKO W MEDIACH

Do czarnych dat polskiej historii przejdzie na pewno 20 grudnia 2023 r., czyli wyłączenie nadajników TVP Info i nielegalna próba „odwołania” władz TVP, PR i PAP bez podawania nazwisk nowych tzw. członków zarządów tych mediów. Zresztą, najprawdopodobniej tych ludzi, – jeśli w ogóle tacy są – nikt nie powołał, bo może to zrobić zgodniej z prawem tylko Rada Mediów Narodowych a to gremium tego nie zrobiło.

Nigdy nie zapomnimy rządzącym w gabinecie z 13 grudnia br. bandyckiego przejęcia władzy w mediach, zresztą nie tylko w mediach. Piszę to w liczbie mnogiej, bo wydaje mi się, że nie dotyczy to tylko szeroko rozumianego środowiska Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

Jaruzelski śmieje się z piekła do swoich naśladowców. Serdecznie. To już nie tylko głupota uchwały sejmowej, w której nowa koalicja 13 grudnia „prosi” rząd o interwencje ws. mediów publicznych. To jawne pogwałcenie zasad demokracji. Ja uznaję, że ktoś nas napadł, bo wyłączono sygnał programu TVP Info, programu informacyjnego, dzięki temu można nadawać komunikaty w czasie wojny. Jako dziennikarz PAP nie uznaję też tzw. odwołania moich przełożonych, bo może to zrobić tylko Rada Mediów Narodowych.

Dla zaspokojenia głupiej żądzy zemsty wyborców a nade wszystko akolitów medialnych rządu Donalda Tuska, powtórzono to, czego dokonali komuniści i sowieccy agenci w Polsce 13 grudnia 1981 roku. Z tym, że wówczas to wiedzieliśmy. Teraz oprócz chaosu, który mogą wykorzystać agenci Putina, na przykład w infrastrukturze energetycznej, będzie również dezinformacja medialna, która na pewno wpłynie negatywnie na nastroje społeczne. Także na ludzi, którzy głosowali na zwycięskie partie wprowadzające po 42 latach ponownie stan wojny domowej.

Nowy stan wojenny w Polsce wzmocniony poprzez wyłączanie nadajników i stron internetowych mediów publicznych przypomina działania administracji rosyjskiej, chińskiej, czy białoruskiej.

TV Republika podała, że do siedziby TVP na ul. Woronicza w Warszawie weszła policja. Niesamowite…Brakuje jeszcze tylko, aby szef resortu kultury, przecież w końcu pracownik służb, zarządził pałowanie i powołanie komisji weryfikujących dziennikarzy w stanie wojennym. Panie Sienkiewicz, … nawet chciałem coś napisać, ale nie warto…

Nie ma szans na wymazanie tego z historii. Nowy rząd Tuska dokonał zbrodni i powinien za to odpowiedzieć przed sądem, bo media publiczne to nie tylko polska racja stany, to nie są nadajniki, strefy wpływów politycznych, nawet nie sami dziennikarze – to są ODBIORCY, którym po prostu wyrwano możliwość wyboru źródła informacji, czyli pozbawiono elementarnego prawa obywatelskiego!

                                                               Hubert Bekrycht

sekr. gen. SDP, red. nacz portalu sdp.pl

                                                                                                    20 grudnia 2023 r., godz. 12. 50

Zdj.: Kultowa już naklejka dołączaczana kiedyś do Gazety Polskiej

Czy media publiczne będą takie, jak w stanie wojennym? – pyta HUBERT BEKRYCHT: Kto w komisjach weryfikacyjnych?

Czy nowa ekipa rządząca powoli wprowadza w mediach publicznych stan wojenny? To nie tytuł analizy, to opis stanu faktycznego. Najpierw zastraszanie dziennikarzy i innych pracowników mediów, nie tylko publicznych. Potem, nieudane zresztą, tłumaczenie odbiorcom, dlaczego „demokratycznie” nowy rząd chce im odebrać media publiczne realizujące idee pluralizmu. Czy skończy się na wkroczeniu do TVP, PR i PAP rządowych politruków i wyłączeniu nadajników, zablokowanie stron internetowych i wynajęciu kilku studiów telewizyjnych i radiowych na mieście?

Te czarne scenariusze nie mają już zresztą znaczenia. Nowe siły, tak, tak, siły, rządzące od 13 grudnia 2023 r. mają już i tak na koncie wprowadzenie mentalnego stanu wojennego. Zamiast zapowiadanej, będącej od początku bzdurą na resorach, „zgody narodowej” mamy powszechną zemstę. Cudaczną, ale jednak zemstę.

Media medialne

Są od lat w Polsce m.in. dwa bloki mediów: prywatne liberalno-lewicowe a nawet lewackie i prywatne konserwatywne. Są także media publiczne, które po 2015 roku stały się bardziej konserwatywne, aby nie było jednego przekazu, aby utrzymać pluralizm w mediach w ogóle.

„Jest kilka hal produkcyjnych poza TVP. Można tam zbudować studio, można zacząć nadawanie i wyłączyć sygnał TVP Info. (…) Nie będzie żadnych scen wynoszenia, przepychanek, żadnego mordobicia” – mówił z troską redaktor naczelny „Newsweeka” Tomasz Sekielski.

„Tomku, tylko nie mów nikomu” – można sobie zadrwić. Dziennikarze tzw. głównego nurtu jednak nie żartują. Poza politykami koalicji tworzącej rząd 13 grudnia br., to właśnie „dziennikarscy piewcy” nowego gabinetu Donalda Tuska nie tyle chcą wprowadzenia stanu wojennego w mediach, co już go dawno wprowadzili…

Nie można legalnie

Wszyscy myślący ludzie widzą od lat, jak media skupione wokół PO i jej akolitów podburzają ludzi przeciwko mediom publicznym, co szczególnie było widać w grudniu 2016 roku, kiedy media głównego nurtu zaczęły podburzać do „odparcia puczu PiS”. Groteskowe przekazy zostały później kamieniami węgielnymi propagandy wycelowanej w media publiczne i konserwatywne.

Po ostatnich wyborach i ukonstytuowaniu się rządu 13 grudnia br. rozpoczął się etap kolejny: narracja, że w mediach publiczny trwają „spory i kłótnie” i „masowe odejścia”. Oczywiście to bzdura. Nawet prawnicy w służbie ekipy Tuska przypominają, że nie ma sposobu na legalne przejęcie mediów publicznych, bo działa Rada Mediów Narodowych a jej legalnie odwołać się nie da pseudo jakobińskimi dekretami.

Jaki będzie kolejny etap zatruwania mediów publicznych? Nie wiadomo, ale niektórzy dobosze medialni nowej władzy bardzo się podniecili propozycją Jacka Żakowskiego, aby oddać obecnej opozycji, czyli konserwatystom, jednego programu TVP (była już na początku lat 90. ub. w. taka propozycja uwzględniająca także programy radiowe i gazety). O jak Pan Jacek dostał po głowie za przypomnienie tego projektu. Oczywiście krytykowali go jego medialni sojusznicy ze strony liberalno-lewicowej. A nawet lewackiej. Nabrali się naiwni, bo Żakowski nie chciał wcale pomóc obecnym mediom publicznym a tylko pragnął wesprzeć wyborców potrójnej koalicji – proponując takie rozwiązanie utwardził beton partyjny KO, TD i NL.

Kolejny etap?

Żakowski, jako medialny Jaruzelski w ciemnych okularach? Też mi to nie pasuje. Może Tomasz Lis? Może Krzysztof Luft? Jarosław Kurski, spośród dwóch braci mniej odporny na propagandę antyprawicową? Kto będzie czarnym charakterem ewentualnych siłowych zmian w mediach publicznych? Miał nim być nowy minister kultury, wywodzący się z bardzo tajemniczych po 1989 roku sił specjalnych, prawnuk naszego noblisty Henryka Sienkiewicza. Wyobrażacie go sobie na ekranie w epoletach nowej policji politycznej i kulturalnej PO, jak pyta dramatycznym tonem: „Quo vadis, media publiczne?”. Groteska, zabawa? Jakoś się nie przestraszyłem.

Wiem jednak, kto z bałaganu medialnego w ciężkich czasach ekonomicznych i możliwej kolejnej wojny jest bardzo zadowolony. 13 grudnia br. nawet w Polsce słychać było jak na Kremlu strzelają korki szampana…

Nabór do komisji weryfikującyh dziennikarzy w mediach publicznych

To nie tytuł ogłoszenia. Jeszcze. W takich komisjach mogliby jednak z powodzeniem pracować ideologiczni mentorzy medialni nowego rządu 13 grudnia br. Jako przewodniczącą, sekretrza i głownego członka proponuję Justynę Dobrosz-Oracz. Kolejne nazwiska są zbędnę. Już ona sobie poradzi.

 

Hubert Bekrycht                                                                               18 grudnia 2023r.

 

 

 

HUBERT BEKRYCHT: Mikrodziennikarstwo i nakładanie klapek odbiorcom mediów publicznych

Szarmanckie podniesienie mikroportu Justyny Dobrosz-Oracz z Gazety Wyborczej przez lidera KO jest hołdem Donalda Tuska wobec wiernych mu mediów. Znając miłość do amatorskiej reżyserii tych dwóch osób nie zdziwiłbym się, gdyby to była zwykła ustawka. Niektórzy pewnie się oburzą, boć to przecież premier premierów był uprzejmy wobec kobiety. Zastanówmy się zatem, co stałoby się, gdyby mikroport wypadł dziennikarce TVP czy Polskiego Radia? No właśnie. I to jest ta różnica.

Skandaliczne wypowiedzi polityków KO, TD i NL a także cichego koalicjanta, czyli Konfederacji, wobec ludzi pracujących w mediach publicznych oraz mediach konserwatywnych nigdy nie mogą stać się standardem.

Eskalacja

Musimy je piętnować i po prostu mówić o tym odbiorcom. Straszenie dziennikarzy przez polityków, którzy zrobili z tego amunicję wyborczą to już poważniejsza sprawa, tu trzeba natychmiast zgłaszać taki fakt odpowiednim organom.

Na osobne potraktowanie zasługuje jednak szczególne naruszenie wolności słowa. Otóż służby niezaprzysiężonego jeszcze rządu we wtorek odmówiły akredytacji TVP i Polskiemu Radiu podczas wizyty premiera Tuska w Brukseli. Tak, Tusk ma to, co chciał. Nie lubi dziennikarza, nie dostanie ów dziennikarz akredytacji. Potem, pomimo miłosiernie usuniętych barierek, będzie zakaz wejścia na teren parlamentu – najpierw dla mediów publicznych, potem dla mediów konserwatywnych.

Polowanie

Pogarda dla dziennikarzy, którzy nie sprzyjają ekipie Tuska? Też, to jednak przede wszystkim pogarda, dla odbiorców prześladowanych w ten sposób dziennikarzy. Odbiorców, którzy korzystają (jeszcze) z pluralizmu medialnego.

Ten rządowy już zamach na niezależność mediów pod hasłem tzw. odpolitycznienia ma szansę stać się większym skandalem niż atak na żydowski symbol i zdrowy rozsądek w wykonaniu posła Grzegorza Brauna z Konfederacji. Konfederacji oswajanej przez nową koalicję i hodowanej przez KO, TD i NL. Dlaczego? Aby osłabić PiS. Czyli, nic nowego, ale forma tej politycznej intrygi śmierdzi szkołą moskiewską na kilometr.

Polowanie z nagonką trwa, ale wielu dziennikarzy nie będzie iść pod kule pijanych ze szczęścia myśliwych. Atakowani potrafią się odgryźć. Praworządnie, demokratycznie a nawet stomatologicznie.

Zdj.: Jacek Kowalski - selfie (chyba) z notki o autorze przez samego autora napisanej w Wirtualnych Mediach Fot.: noty biograficzne WM

H. BEKRYCHT: O jednym takim, co dziennikarstwo ma w… „we krwi”, czyli atak na Skowrońskiego, Wnet i SDP

Jest taki portal Wirtualne Media. Jest i nic poza tym. Jego niektórzy autorzy są zupełnie wirtualni, tzn. oderwani od rzeczywistości i podatni na manipulacje oraz fałszerstwa. Bo wiele błędów, niedopowiedzeń, manipulacji drugiego stopnia (czyli powtórzeń cudzych manipulacji) jest w tym portalu. Moim zdaniem portalu medialnym tylko z nazwy. Roi się od bzdur nawet tylko w jednym artykule Jacka Kowalskiego „Przypadek Skowrońskiego: radio i polityka we krwi”. Robi to wrażenie, jakby autor brał udział w nagonce politycznej. Kowalski pisze o sobie, że „dziennikarstwo ma we krwi”. Co miał we krwi Kowalski, aby pisać tak grube bzdury, nie wiem, ale nie było to z pewnością dziennikarstwo.

Megalomania niektórych autorów WM nie jest zbyt eksponowana, bo tak dziwnie nie epatują swoimi nazwiskami w owych sensacjach i paszkwilach na innych dziennikarzy. Wyglądają owe „rewelacje” na pisane albo z uwielbieniem dla zwycięzców październikowych wyborów albo na ich „zamówienie” polityczne, czyli tak, aby skompromitować krytyków KO, TD i NL. We wspomnianym artykule, który jest po prostu brutalnym atakiem na prezesa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, szefa Radia Wnet Krzysztofa Skowrońskiego i na SDP oraz Wnet, po seryjnych napadach w artykule Jacek Kowalski podpisuje się skromnie pod nim – jak mówią młodsi – „na samum końcu Internetu”, czyli już pod zachętą do czytania innych artykułów i logotypami sieciowych odnośników. Dlatego, tak jak WM umieścił w zbitce faktów i bzdur na temat Skowrońskiego jego zdjęcie, tak sdp.pl publikuje fotografię Jacka Kowalskiego, aby wszyscy mogli poznać człowieka, który pisze androny o prezesie SDP i miesza je z politycznym sosem. Taka sława po prostu należy się każdemu, kto odkrywa medialną Amerykę.

Kowalski: dziennikarstwo mam we krwi…

Tak pisze o sobie w nocie biograficznej autor artykułu o Skowrońskim. A na początek „petarda” Kowalskiego: „Przypadek Krzysztofa Skowrońskiego to przypadek osoby, w której żyłach płynie tyle samo miłości radia, co do polityki”. Jak dla mnie, za dużo krwi i krwiożerczości w publicystyce Kowalskiego. Takie „zarzuty” można przedstawić każdemu dziennikarzowi, który robi relacje z parlamentu czy jakiegoś ministerstwa.

Najpierw, jak w opisie każdej służby, nie jest ważne, czy tajnej, czy jawnej, następuje opis kariery Skowrońskiego, gdzie sporo pochwał wymieszano smakowicie z przypuszczeniami, niedopowiedzeniami, wtórnymi manipulacjami (drugiego stopnia) i faktami przedstawionymi „do połowy”.

Kowalski: przez niemal dekadę roku pracowałem w Agorze…

Ależ zaskoczenie w informacji o autorze pisanej przez samego autora. Prawda, że niesłychane zdziwienie? To tam pewnie pobierał nauki w pisaniu artykułów o kimś (K. Skowroński), z kim na temat wielu faktów i mitów nawet nie rozmawiał a przynajmniej nie o zawartości materiału „Przypadek Skowrońskiego…”.

Kowalski: nawiązałem romans z mediami elektronicznymi

Kochliwy ten autor. To jednak sprawa Kowalskiego. Skoro jednak ma związek z elektroniczną częścią mediów, to – moim zdaniem – autor paszkwilu na Skowrońskiego, Radio Wnet i SDP, pojęcie o radiu ma niewielkie, zbudowane pewnie na tym, że ma w domu radio.

Kowalski pisze, że w Radiu Wnet  nie ma miejsca dla osób czekających na wytyczne. Tak, jako słuchacz, potwierdzam – w przeciwieństwie do niektórych mediów elektronicznych zajmujących się mediami w Radiu Wnet nie ma miejsca na wytyczne.

I farmazon Kowalskiego kandydujący do nagrody – „dziennikarska bzdura roku”, chociaż nie, nie dziennikarska – plotkarska. „Skowroński – radiowiec i Skowroński – nieodwoływalny szef mocno ideowego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, to jakby dwie różne osoby” – napisał psychoanalityk Kowalski. Spotykam się z Krzysztofem dość często i podkreślam, że gdyby nie był dobrym dziennikarzem, nie zostałby prezesem SDP. Zatem, bzdura goni bzdurę.

Potem w artykule są insynuacje o niegospodarnym zarządzaniu SDP i politycznych wpływach, którym rzekomo podlega SDP i Radio Wnet. Proponuję, aby autor, zanim napisze te farmazony raz jeszcze, poznał dokumenty, pogadał z ludźmi „drugiej strony” sporu programowego w SDP i nade wszystko porozmawiał z bohaterem artykułu, bo określenie, że Jacek Kowalski „ma dziennikarstwo we krwi” spowoduje, że do redakcji WM będzie trzeba kupić urządzenie do badania stanu trzeźwości. Moralnej i intelektualnej.

Kowalski: dziennikarze to moi bracia w piórze, w mikrofonie, w kamerze

Oj,chyba nie. I nie chodzi mi tylko o tych, których Kowalski – jak szefa SDP i Radia Wnet –  atakuje żonglując powtórzonymi informacjami wbrew dziennikarskiemu warsztatowi. Bo taki autor, po tylu nieprecyzyjnych, plotkarskich informacjach, będzie miał opinię groteskowej niby dziennikarskiej „policji w policji” i nikt z nim gadać nie będzie chciał. Chyba, że związki zawodowe chcące odwołac szefa jakiegoś medium.

Kowalski pisze prawdę

W artykule, który – według entuzjastów powyborczej zemsty na konserwatywnych dziennikarzach – może skompromitować Skowrońskiego, Wnet i SDP,  jest jednak nieco prawdy. Kowalski, znowu powołując się na innych, opisuje jak Skowroński ciągle pali papierosy. To prawda.

Wybacz Krzysztofie, ale palisz za dużo i w ogóle powinieneś rzucić…

        Krajobraz po „zemście”

Zastanawiam się, o czym będą pisać redaktorzy Wirtualnych Mediów, jak już ich umiłowana potrójna koalicja miłości przejmie wszystkie media, z wyjątkiem tych konserwatywnych?

I nawet chciałem zwrócić się bezpośrednio do autora bzdur o Skowrońskim, Wnet i SDP, czyli do Jacka Kowalskiego, ale… nie warto.

 

Hubert Bekrycht,

red.nacz. sdp.pl,

3 grudnia 2023 r.

 

 

 

 

 

 

Fot. z Gazety Wyborczej 20.11.2023 r. Agent Tomek szykuje się do kontrolowanego wręczenia łapówki w operacji przeciwko byłemu prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu

HUBERT BEKRYCHT: „Agent” – bohater „demokracji” i artykułu GW. Służby: jego historia oparta jest na kłamstwach

Jak bardzo Gazeta Wyborcza musi chcieć odbudować swój dawny nakład świadczą elukubracje przesłuchiwanego przez redakcję z Czerskiej „agenta?. Tomasz K. „zaczął sypać” – tako rzecze GW. I całkiem przypadkowo, zanim dostał status świadka koronnego, obrzucił oskarżeniami dziennikarze, którzy nie boją się tropić afery ekipy Tuska. Zanim powiedział coś prokuraturze powiedział GW o jego, jako agenta, związkach służbowych, m.in. z Kanią, Gmyzem, Pereirą i Sakiewiczem, Gargas, Hejke. Co za koincydencja, prawda? Rzucić kamień w piszących krytycznie o rządach PO i PSL dziennikarzy i prosić prokuraturę o ochronę. Za pośrednictwem Gazety Wyborczej.

To naprawdę byłoby śmieszne, że dziennikarzom „zarzuca” się kontakty ze służbami specjalnymi w celu wykonywania obowiązków, ale jest patologiczne. Pomijam, co napisała GW, bo nie jest wiarygodna, skoro redakcja za nic ma procedurę prawną zdradzając szczegóły postępowania. Niewiarygodna jest zreszta nie tylko dlatego….

Jak mają się bronić opluskwione przez Tomasza K. osoby, skoro jeszcze nie dostały nawet wezwania z prokuratury.?Nie wolno wpływać na postępowanie, ale co tam, Gazecie Wyborczej wolno. Bo przecież nie powinno być wszystko jedno, czy ktoś ujawnia dziennikarskiej źródła, zanim sąd o te źródła zapyta.

No i wreszcie najważniejsze, czy wymienieni przez agenta dziennikarze rzeczywiście się z nim kontaktowali w sprawach tak gorliwie opisywanych przez dziennik Michnika?  Zwłaszcza – jak pisze na portalu X Cezary Gmyz – Samuel Pereira, który, w czasie aktywności agenta Tomka jako pracownika służb specjalnych, „nie był jeszcze dziennikarzem”. Z metryki sądzę, że Pereira mógł być jeszcze wtedy w liceum. Ale co tam, pasuje do paszkwilu, bo jest ważnym dziennikarzem sprzeciwiającym się – jak m.in. Gmyz, Kania, Sakiewicz, Gargas, Hejke i wielu innych – patologiom ugrupowań politycznych, których głównym programem w latach 2015 – 2023 było „niszczenie PiS”.

Może tak być, że istotnie agent Tomek podrzucał też mediom informacje, ale nie wiadomo z czyjego polecenia, nie wiadomo też, którym mediom. Agenci bywają przecież podwójni. Czy tylko w powieściach sensacyjnych?

Zastanawiam się, czy wzmożone, szczególnie młodsze osoby związane z GW w ogóle zdają sobie sprawę z tego, co to jest dziennikarstwo? Na pewno nie.

Myślę, że pomówieni dziennikarze obalą absurdalne zarzuty umieszczone w GW. Będzie to jednak długi proces, bo obrzuceni błotem będą musieli udowadniać, że nie są wielbłądami kiedy Tomasz K. będzie pod ochroną prokuratury.

A status świadka koronnego polskie prawo przewidziało dla przestępców.

***************************************************************************************

Oświadczenie

Obecna aktywność Tomasza Kaczmarka jest kolejną próbą uzyskania przez niego bezkarności. Jego historia oparta jest na kłamstwach.

W listopadzie 2019 roku Tomasz Kaczmarek usłyszał szereg zarzutów karnych dotyczących wielomilionowych oszustw finansowych w tzw. aferze stowarzyszenia Helper.

W związku z zarzutami, a także wobec braku zgody Ministra Koordynatora na zapewnienie mu bezkarności, Kaczmarek w kolejnych miesiącach rozpoczął szerzenie insynuacji przeciwko Ministrowi Mariuszowi Kamińskiemu i Maciejowi Wąsikowi – zarówno w mediach jak i prokuraturze.

W związku z kolportowaniem tych fałszywych oskarżeń Tomasz Kaczmarek usłyszał zarzuty dot. składania fałszywych zeznań. W tej sprawie akt oskarżenia przeciwko Kaczmarkowi wpłynął do sądu w sierpniu 2021 roku.

Obecna aktywność Kaczmarka jest kolejną próbą uzyskania przez niego bezkarności. Jego historia oparta jest na kłamstwach.

Biuro Prasowe Ministra Koordynatora Służb Specjalnych

 

 

 

Supermeming

Rubryka zabawna i przez to smutna bardzo – HUBERT BEKRYCHT: Neo-dziennikarstwo

Nigdy nie zastanawiałem się, kto przez ostatnie osiem lat był neo-dziennikarzem i dla kogo.  Pewne jest jednak, że sam termin wyszedł już mody jak buty zimowe Relax, bo wszystko, co „za ponurych rządów PiS” było „neo” teraz w obliczu „światłości” staje się normalne. I przez myśl „normalnym” nie przejdzie, że dawni „neo” mogą – teraz ich – też nazywać „neo”. Czy neo-dziennikarstwo to zemsta ambicji nad prawdą? Chyba tak. Jak nabzdyczony marszałek Hołownia, który gniewa się, że niektórzy dziennikarze nazywają go, z sympatią przecież, laleczką Chucky. No, to coś innego…

 

Postanowiłem od czasu do czasu zaprezentować przegląd postów na portalach społecznościowych rozmaitych dziennikarzy z wielu redakcji. Oczywiście będzie to przegląd mój, czyli stronniczy, konserwatywny w najgorszym dla progresistów wydaniu. Czyli, uwaga, „neo” – przegląd zatytułowany „Ogłoszenia najdrobniejsze”.

Oto, tuż po „wzięciu Sejmu” – zdaniem niektórych dziennikarzy postępu i powracającej wolności – należy koncertowo przykładać PiS, bo przedtem były tylko spontaniczne ataki przeciwko prawicy „pragnącej przywrócić cenzurę”.

 

Przypadek pierwszy: Konrad Piasecki  

(metryczka na X /d. Twitter/)

 

O czymże pisze i kogo zaszczyca uwagą najsławniejszy poszukiwacz rtęci w Wiśle? A pisze, nieoczekiwani zupełnie, o tym, że nie lubi ministra kultury i dziedzictwa narodowego.

„Podłość” powiada Piasecki  wypominając Glińskiemu, że przychodził do jego programów. A jednak minister nie napisał o stacji redaktora „komunistyczna”. A mógł.

 

Przypadek drugi: Cezary „Trotyl” Gmyz

 (metryczka na X /d. Twitter/)

 

Rozbawił mnie, jak zwykle, Gmyz, bo jest niepowtarzalny. Nawet jeśli prezentuje nie swoją twórczość.

 

Szczególnie podoba mi się to, że Gmyz podaje dalej mem, w którym marszałek Hołownia jest przedstawiony w inny sposób niż jako laleczka Chucky… Gmyz, jak my wszyscy, będzie siedział za powielanie propagandy PiS.

 

Przypadek trzeci: Kamil Dziubka

(metryczka na X /d. Twitter/)

Boże jak ja lubię te bezstronne, obiektywne relacje – te perełki redaktora Dziubki… 🙂

„Dojmujące” – pisze redaktor. Tak jak pozostałe jego doniesienia? To chyba u KD z O a dawniej z TVP  jest niemożliwe…

 

Do zobaczenia w lepszym neo-świecie

 

HB

 

Fot.: HB

O nieznośniej lekkości zarabiania pieniędzy przez tzw. dziennikarzy pisze HUBERT BEKRYCHT: Klikarze

Podczas politycznych przełomów jak nigdy widać naszą pracę. Odbiorca praktycznie od ręki dysponuje obrazem, dźwiękiem i opisem tego, co dzieje się np. podczas poniedziałkowego (13.11.2023 r.) rozpoczęcia nowej kadencji parlamentu. Niestety, oprócz dziennikarzy, w tym gorącym czasie dorabiają tzw. klikarze, czyli dawni dziennikarze albo – częściej – ludzie będący pracownikami mediów zatrudniani po to, aby rozliczne portale miały się czym karmić. To tzw. kontent (content), czyli zawartość głów chcących kreować news’y ludzi. Kiedy zaczynałem, jako dziennikarz nie można było nawet pomyśleć o „kreacji wiadomości”. Ale, kto bogatemu (wydawcy) zabroni?

Nie ma żadnych nowoczesnych regulacji prawnych dotyczących nowych form dziennikarskich – to pierwszy problem szkodliwego wpływu klikarzy na nasz zawód. Prawnicy redakcyjni dosłownie wyrębują wąskie ścieżki w dżungli przepisów. Jeśli są nieuczciwi, mogą – jak łyżwiarze figurowi – omijać przeszkody przepisów oczywistych wynikających z kodeksów. Często zresztą przepisów ze sobą sprzecznych. Robią miejsce dla klikarzy i ich pseudoinformacji. Jeśli zaś prawnik redakcyjny jest uczciwy i chce działać ws. klikarzy zgodnie z literą prawa… Może stracić pracę.

Fikcja prawa i prawo fikcji

Pseudowiadomości są w tej chwili podstawową zawartością wielu dużych serwisów informacyjnych. Przy czym klikalność jest tu osobnym zagadnieniem, chodzi też o liczbę cytowań. Kiedyś śmialiśmy się z prasy bulwarowej, z pracujących tam koleżanek i kolegów, z tego, że muszą pisać o tym, że człowiek pogryzł psa lub we wsi opodal dużego miasta na świat przyszło cielę z trzema głowami. Brrr.

Teraz jest gorzej, choć z pozoru niewiele zwiastuje gnicie zawodu. Dziennikarskie, reporterskie relacje, korespondencje, łączenia bezpośrednie – tzw. live’y, felietony, analizy – wszystko to możemy znaleźć bez względu na charakter i formułę działalności mediów. W kilkanaście sekund. Na popularnych portalach, które słyną z tego, że są popularne, jak wrzód na siedzeniu wielu redaktorów naczelnych wyskakują problemy z nowym dziennikarstwem, w tym z wymyślaniem bzdur powielanych potem przez koncerny medialne. Koncerny, które odpowiadają prawnie za pierdółki wypisywane przez swoich „dziennikarzy” – klikarzy.

Tak, ale nie

Dziesiątki przykładów bagnistych wiadomości prezentowanych każdego dnia dostarczają nam portale nowe i te istniejące przy dużych gazetach, rozgłośniach telewizjach.

Rozbawił mnie „dziennikarz” (tak się przedstawia na profilu społecznościowym), który opisywał sytuację po obradach Sejmu, gdzie sensacyjnym tonem obwieszczał, że minister rządu premiera Mateusza Morawieckiego nie został wypuszczony z gmachu na ulicy Wiejskiej. Dlaczego? Bo w kuluarach trwało świętowanie wybrania dwóch posłanek na wicemarszałków KO. Sensacja? Jeszcze nie. Otóż minister został zmuszony do „zmiany trasy” i wyjścia z parlamentu innym wyjściem, bo nie chciał się przepychać… W tym przypadku zamiast ministra internauci wyśmiewali klikarza – „dziennikarza”.

Potem jeszcze, chyba to już „news” kogoś innego, ktoś z sejmowych kondorów (aby nie pisać sępów) do zadań specjalnych zauważył post nowego posła, orzełka z partii mającej malutki klub (sprawdzić, czy okna zamknięte), który opisywał tego samego ministra stojącego w kolejce do aktywacji tabletu „mimo, że wszyscy posłowie dostali kod”. Ów nowy poseł ani klikarz nie zauważyli, że takich procedur nie da się wykonać samemu bez złamania zasad bezpieczeństwa. Wszystko można w komputerze zrobić samemu, tylko później nie należy narzekać na ataki hakerskie Moskwy lub Mińska, chyba, że jakaś partia lubi.

Oddzielną kwestią jest zamierzony atak polityczny, podczas którego z ministra próbuje zrobić się człowieka zagubionego, niekompetentnego…

Ostrzejszy obraz uzyskamy dodając do tego, że gorącym towarem są teraz newsy o latającym „normalnymi” samolotami D.Tuskiem a od rana do wieczora media klikane podają, że jeden z posłów lewicy przerwał konferencję, bo na oczach polityków i dziennikarzy wybuchł pożar. Ów poseł za brawurową decyzję o przerwaniu konferencji jest wychwalany pod niebiosa – to klikarze. Informacja została przekazaa przez klikarzy w takim tonie, jakby parlamentarzysta poskomunistycznej formacji sam ten pożar gasił. Chyba tylko dwóch dziennikarzy dodało, że i tak musiał przerwać, bo na miejsce, gdzie stał powinien wjechać samochód Staży Pożarnej.

Kasa, kasa, kasa…

Wśród durnoty klikarskiej braci zdarzają się też wiadomości prawdziwe, ale podane tak, aby sensacja przelewała się z tych kilku zdań i kilku zdjęć, jak wezbrana rzeka przez tamę. Np. prawdą jest, że znany aktor ukradł smakołyki z cukierni. Nikt jednak nie wspomina, że było to 60 lat temu a cukiernia należała do babci aktora. Nikt nie wspomina na początku tego „wstrząsającego wyznania”. Obłęd. Tyle, że bardzo lukratywny dla mediów tworzących takie odpady uchodzące przez kilka dni za objawienia „dziennikarskiego” kunsztu a nawet „dziennikarskiego śledztwa”.

O szkodliwości procederu uprawianego przez klikarzy, który trwa w najlepsze od kilku lat bez żadnych ograniczeń, świadczy fakt, że tych „newsów” nie trzeba oznaczać – „Uwaga, wiadomość potencjalnego sponsora” albo „Uwaga, to nie do końca prawda, ale i tak nam nic nie zrobicie, zatrudniamy dużą korporację prawniczą i sporo jej płacimy”.

Jeszcze przed pandemią, takie produkty dziennikarsko-podobne łatwo było wychwycić. Teraz, nawet specjaliści nie nazywają tych wykwitów fejkami a relacjami kreowanymi… Koniec świata? Jeszcze nie, jest jeszcze AI, czyli sztuczna inteligencja. I nie piszę o rozumowaniu klikarzy, niektórych dziennikarzy, czy wielu polityków oderwanych od pługa swych dawnych dobrych zawodów.

Rotacyjny obraz kontrolno-zastępczy

HUBERT BEKRYCHT: Dramat arcypolski – Weryfikacja, pacyfikacja, likwidacja. Dziennikarstwo 3.0

Od miesięcy bawią mnie buńczuczne zapowiedzi likwidacji dziennikarstwa. Najpierw politycy lewicowo-liberalni, ci mogą być głupcami. Potem „społecznicy”, czyli też politycy tego samego nurtu, ale w randze autorytetów – ci głupcami zawsze zresztą byli. I na koniec – dziennikarze, który liczą, że po wygranych przez KO, TD i NL wyborach ich zarobki pójdą w górę (jeszcze?), ale przede wszystkim ich mądrość poszybuje w kosmos ku nieznanym układom. Chociaż na pewno układów im przez 8 lat nie brakowało. I ci dziennikarze nie są głupi. Tylko zachłanni.

Nie wiadomo, jak sprawy mediów, szczególnie publicznych, rozstrzygną Tusk, Hołownia i Czarzasty, ale na pewno nie będzie to łatwe na gruncie obowiązującego prawa. A zmienić uregulowania można, w dużym skrócie, tylko uzyskując w Sejmie przychylne kilkadziesiąt głosów posłów, którzy za likwidacją mediów publicznych, czytaj: niewygodnych, nigdy się nie opowiadali.

Uwaga dla zmęczonych kampanią – autor felietonu pisze, że legalnie nie da się zlikwidować ani nawet przejąć mediów publicznych a już na pewno nie da się wysłać na Jowisza czy na Kamczatkę Sakowicza, Karnowskich, Lisickiego, Kanię i kogo oni tam jeszcze chcą…

Weryfikacja:

Chociaż kojarzy się ze stanem wojennym, jej zwolennicy czekają na nią jak komuniści na czołgi.

Jak miałaby wyglądać weryfikacja dziennikarzy po „reżimie PiS”? Zakazać, reedukować, skreślić z listy dziennikarzy mogących wykonywać zawód.

Nie tylko. Przede wszystkim szykuje się nam niezły kabaret:

Po zwycięstwie KO. Tajna narada Komisji ds. weryfikacji dziennikarzy w ukrytym przed partyzantką PiS połączonym biurze Sejmu, Senatu, Rady Mediów Narodowych, Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Centralnego Biura Antykorupcyjnego oraz Ministerstwa Sportu i Turystyki:

Przewodnicząca Komisji ds. weryfikacji dziennikarzy Justyna Dobrosz-Oracz: Wysoki Sejmie i jeszcze wyższy Senacie, wszystko to, co wydarzyło się w dziennikarstwie innym niż nasze musi zostać wypalone do gruntu a grunt potraktowany kwasem.

Członek Komisji ds. weryfikacji dziennikarzy Tomasz Lis: Hurra, kwasem ich!

Przewodnicząca Komisji ds. weryfikacji dziennikarzy Justyna Dobrosz-Oracz: No, nie… Tomku, tak nie można. Kwas nie, wypaczenia tak i wtedy dopiero kwas. Dziennikarze, którzy przez noc reżimu nie byli z nami powinni zostać skierowani do kopania rowów na wschodzie Polski. Reporterzy TVP, PR, PAP oraz konserwatywnych mediów prywatnych powinni na nasz widok zdejmować czapki i kłaniać się nam w pas. Bo w gruncie rzeczy nie o pieniądze tu chodzi, pieniądze, które zresztą słusznie nam się po 8 latach należą. Chodzi jednak i o to, aby już nikt nie ważył się być na lepszej pozycji niż my – dziennikarze prawdziwi, niepokonani, lisio przebiegli, piszący książki o złym PiS i zdecydowani na każde działanie wobec wrogów na prawicy.

Członek Komisji ds. weryfikacji dziennikarzy Tomasz Lis: Hurra! Na pal ich!

Rotacyjny przewodniczący ds. weryfikacji dziennikarzy Bartosz Węglarczyk: Zabierzcie mu mikrofon, bo jeszcze się wyda, że chcemy ich wszystkich zamknąć w ośrodkach reedukacyjnych w Meklemburgii… Co ty mi tu wrzeszczysz do ucha reżyserze z reżyserki? I co, że to idzie na żywo? Wytniecie i po problemie.

Wiceprzewodniczący Komisji ds. dziennikarzy Tomasz Sekielski: Tylko nie mówcie Tomkowi…

Kapelan Komisji ds. weryfikacji dziennikarzy ks. Kazimierz Sowa: Tomku, czy ty nie możesz po bożemu a potem wybaczyć i weryfikować, pacyfikować i likwidować?

Członek Komisji ds. dziennikarzy Tomasz Lis: No przecież k…a mówię, na pal ich!

Kapelan Komisji ds. weryfikacji dziennikarzy ks. Tadeusz Sowa: Nie ty Tomku, mówię do Tomka…

Wiceprzewodniczący Komisji ds. dziennikarzy Tomasz Sekielski: Ale miałem mu nie mówić…

Kapelan Komisji ds. weryfikacji dziennikarzy ks. Kazimierz Sowa: Pacyfikujcie na Boga a potem przebaczcie, bo spóźnię się na ostrygi.

Specjalistka ds. etyki Komisji ds. weryfikacji dziennikarzy Monika Olejnik: No dobra, ale to przeciwko komu teraz będziemy? Przecież nie przeciwko Trzem Partiom? Dobrze byłoby dopuścić paru dziennikarskich oszołomów.

Członek Komisji ds. dziennikarzy Tomasz Lis: To nie na pal ich? Szkoda…

Rotacyjny przewodniczący ds. weryfikacji dziennikarzy Bartosz Węglarczyk: Kogo mamy weryfikować?

Pierwszy, czyli najważważniejszy, rotacyjny przewodniczący ds. weryfikacji dziennikarzy Adam Michnik: To się jeszcze zobaczy, w końcu Trzy Partie mogą chcieć weryfikować nas.  Za różne tam zaszłości… lub czasopisma. Sam fakt istnienia komisji będzie wystarczający.

Specjalistka ds. etyki Komisji ds. weryfikacji dziennikarzy Monika Olejnik: Z tym, że podobno są już dwie komisje ds. weryfikacji dziennikarzy w latach 2016 – 2023 i jedną z nich, tę nie naszą, ma przejąć Łukasz Warzecha. Cholerny galimatias. Co robić?

Członek Komisji ds. dziennikarzy Tomasz Lis: Na pal ich!

Pacyfikacja:

Podziemia PKiN, ostatnie szańce dziennikarstwa w TVP kilkadziesiąt dni po przejęciu siedzib przy ul. Woronicza i pl. Powstańców. Wchodzi komisja ds. weryfikacji dziennikarzy i jej pluton egzekucyjny.

Przewodnicząca Komisji ds. weryfikacji dziennikarzy Justyna Dobrosz-Oracz: Cel, pal…

Rotacyjny przewodniczący ds. weryfikacji dziennikarzy Bartosz Węglarczyk: Zaraz, zaraz, co ty robisz, przecież oni uciekli, TVP ma ze 40. zapasowych siedzib. Tu nie ma do kogo strzelać.

Przewodnicząca Komisji ds. weryfikacji dziennikarzy Justyna Dobrosz-Oracz: Powtarzam, cel, pal…

Dowódca plutonu egzekucyjnego Kamil Dziubka: Ale tu nie ma nikogo!

Przewodnicząca Komisji ds. weryfikacji dziennikarzy Justyna Dobrosz-Oracz:…ale jak ja mam w protokole, „strzelać”, to masz k…a strzelać!

Dowódca plutonu egzekucyjnego Kamil Dziubka: (zrezygnowany): Pif – paf…

 

Likwidacja:

Sejm. Kilka miesięcy po weryfikacji i pacyfikacji.Wszystkiego.

Rotacyjny Król Polski Donald Tusk: Nie mam już siły. I to wszystko nasi… Już trzeci miesiąc kłócą się, kto ma być szefem „Wiadomości”. Niech Nitras idzie do biura PiS i poprosi, aby oni sami zweryfikowali, spacyfikowali i zlikwidowali tę naszą komisję…

Kutryna rotacyjna, czyli nic nie opada

(Na scenę wchodzi rekwizytor i zdejmuje nabitego na pal pluszowego lisa)

  Kurtyna

Oczywiście wszystko jest fikcją a co nią nie jest fikcją będzie. Nazwiska członków komisji są z premedytacją pomylone, aby skompromitować to wszystko, co zostanie w dziennikarstwie po zaoraniu rządu konserwatywnego. Z tym, że to może być prowokacja wrogich służb.

 

Hubert Bekrycht – 13.11.2023 r.