Łukaszenka walczy z „Łupaszką – TADEUSZ PŁUŻAŃSKI o dewastacji kolejnego polskiego miejsca pamięci na Białorusi

„Nieznani sprawcy” właśnie ukradli na Białorusi – we wsi Worziany w obwodzie grodzieńskim tablicę informującą o walce i miejscu spoczynku żołnierzy 5 Wileńskiej Brygady Armii Krajowej, dowodzonej przez majora Zygmunta Szendzielarza ps. „Łupaszka”.

31 stycznia 1944 r. w Worzianach Polacy stoczyli zwycięską bitwę z jednostkami niemieckiego Wehrmachtu i żandarmerii wojskowej. W starciu zginęło jednak 19 partyzantów „Łupaszki”, kilku było rannych, w tym sam komendant Szendzielarz i Lidia Lwow „Lala”. To poległym poświęcono zdewastowaną dziś kwaterę wojenną.

Major Józef Rusak wspominał bitwę pod Worzianami. – Niemcy jakoś się dowiedzieli, że tam stoimy i przyjechali do wsi. Myśmy tych Niemców odpędzili, a oni się wycofali na cmentarz – tam były groby, drzewa, mieli się za czym chować. Gdy Niemcy zostali rozbici, wycofaliśmy się z wioski, ale śledzili nas Rosjanie i z nimi też walczyliśmy, we wsi Radziusze. Pod Worzianami zginęło 63 Niemców.

„Nieznani sprawcy” zaczęli działać na Białorusi 1 lipca br., kiedy nierozpoznani łukaszenkowcy rozebrali polskie groby w Jodkowiczach (powiat berestowski). Potem był 4 lipca i barbarzyństwo w Mikuliszkach (powiat oszmiański). 8 lipca Wołkowysk i 9 lipca Kaczichachy (powiat karelicki). 22 lipca dewastacja cmentarza w Stryjówce pod Grodnem. 25 sierpnia za cel wzięto cmentarz Armii Krajowej w Surkontach (powiat werenowski). W końcu w Piaskowcach zniszczenia tablicy poświęconej Polakom, poległym w walce z wojskami NKWD.

W ostatnich dniach października zniszczono obelisk na zbiorowej mogile żołnierzy Wojska Polskiego poległych we wrześniu 1920 r. podczas Bitwy Niemeńskiej z bolszewikami pod Feliksowem koło Lidy. To kolejny cmentarz zbezczeszczony przez współczesnych bolszewików kołchozowego dyktatora Łukaszenki.

Wróćmy do Mikuliszek. Miejsce cmentarza wybrano nieprzypadkowo, bo partyzanci wileńskiej AK znajdowali tu spoczynek obok powstańców z 1863 r. „Było szaro lub ciemno, gdy już gotowi do wymarszu, na cmentarzu w Mikulaszach żegnaliśmy poległych kolegów. Była salwa honorowa i śpiewaliśmy »Śpij kolego w ciemnym grobie«. Całodzienne przeżycia, zmęczenie i żal spowodowały, że w czasie śpiewania łzy lały mi się po twarzy. Spojrzałem na najbliższych – twarze ich też były mokre. Jakże inaczej brzmiała w tych okolicznościach ta trochę oklepana wojskowa piosenka” – jeden z polskich pochówków wspominał Tadeusz Żuk „Kot”.

W Surkontach z kolei zginął wybitny polski żołnierz mjr Maciej Kalenkiewicz ps. „Kotwicz”. Był polskim inżynierem, podpułkownikiem Wojska Polskiego, żołnierzem Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego mjr Henryka Dobrzańskiego, „Hubala”, pomysłodawcą wykorzystywania w celach dywersyjnych świetnie wyszkolonych skoczków spadochronowych – cichociemnych (sam był jednym z nich), oficerem AK, dowódcą partyzanckim w Okręgu Nowogródek Armii Krajowej.

21 sierpnia 1944 r., pod Surkontami, oddział AK Macieja Kalenkiewicza stoczył bitwę z batalionem NKWD. Było to pierwsze starcie Wojska Polskiego z sowietami od czasu ich agresji na Rzeczpospolitą we wrześniu 1939 r.

Sowieci otoczyli wieś, ale niespodziewanie zostali ostrzelani przez Polaków w trakcie pokonywania podmokłych terenów otaczających Surkonty. Ostrzał zmusił ich do ucieczki, przegrupowania sił i oczekiwania na nadejście posiłków. Major „Kotwicz” pozostał we wsi z ciężko rannymi towarzyszami broni. Pozostali akowcy wycofali się na bezpieczne pozycje.

Po kilku godzinach sowieci ponowili atak, tym razem wsparty nalotem bombowym. Szybko zdobyli wieś, którą następnie spalili i zabili pozostałych przy życiu Polaków. Prócz mjr Macieja Kalenkiewicza po polskiej stronie poległo 36 żołnierzy i kilkunastu cywilów. Po stronie sowieckiej zginęło prawdopodobnie kilkadziesiąt osób.

 

Rysuje Cezary Krysztopa

CEZARY KRYSZTOPA: Znacznie wizyty Zełenskiego widać w niemieckich mediach

Die Welt: „Ukraińcy pamiętają, kto im pierwszy pomógł, dlatego Zełenski honoruje teraz Warszawę, a nie Berlin (…) Wizyta Zełenskiego w Warszawie pokazała, że w odbudowie Ukrainy może dojść do konkurencji między państwami europejskimi”, Der Spiegel: „Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski od rozpoczęcia rosyjskiej wojny napastniczej w lutym ubiegłego roku rzadko wyjeżdżał za granicę. Dla Polski Zełenski robi teraz jeden z nielicznych wyjątków”, Frankfurter Allgemeine Zeitung: „Polska i Ukraina są sobie bliskie nie tylko z powodu wspólnego wroga”.

Żeby w pełni zrozumieć znaczenie wizyty Wołodymyra Zełenskiego w Polsce, najlepiej zapoznać się z doniesieniami niemieckich mediów w tym zakresie. Nie to żebym przeceniał obiektywizm niemieckich dziennikarzy, ostatnia afera z finansowaniem kilkuset z nich przez rząd w Berlinie, nie pozostawia w tym zakresie nadmiernej swobody, ale przebijający się spomiędzy szpalt ton zazdrości, żeby nie napisać – zawiści – jest, wydaje mi się, najlepszym dowodem na to, że wizyta jest znaczącym wydarzeniem. Dokładnie w tym miejscu i czasie.

Odgłosy

Dobiegające zza Odry odgłosy pewnego zdenerwowania nie mają zapewne związku z jakimiś szczególnymi wyrzutami sumienia „moralnego mocarstwa”. To są odgłosy stresu wynikającego z obawy, że tym razem Niemcy mogą na całej sytuacji nie zarobić, a ściślej rzecz biorąc zarobić mniej niż by chciały na potencjalnej odbudowie kraju zniszczonego rosyjską brutalną inwazją. Czy to są obawy realne? Czy Polska potrafi wykazać się nie tylko porywami serca, ale i zrozumieniem własnego interesu? Mnie nie pytajcie, ja nie wiem, ale obecność „emisariuszy” PGNiG w Kijowie, którzy rozmawiają już o przeprowadzaniu odwiertów w czasie kiedy wicekanclerz Niemiec Robert Habeck przyjeżdża z ofertą „dekarbonizacji”, nastraja w tym zakresie pewnym optymizmem.

Dobry dzień

I nie ma się czemu dziwić. Też byście byli w stresie, gdyby się okazało, ze Wasza wielka akcja propagandowa „Niemcy największym dobrodziejem Ukrainy” może nie przynieść satysfakcjonującej stopy zwrotu. Gdybyście mieli poczucie, że „wasz wielki partner” Rosja jest coraz bardziej nieprzystępny, ale za to „wasz partner strategiczny Ukraina” jakby wymyka się z rąk. Jak będzie jutro nie wiem, ale stres jest.

Z kolei dla nas to był dobry dzień. I tylko szkoda, że Wołodymyr Zełenski nie wspomniał znów publicznie ani słowem o Wołyniu. Może następnym razem.

 

P.S. Rysunek jest oczywiście trochę na wyrost, ale oby był proroczy

 

Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze 17 marca 2023 r. wydał nakaz aresztowania Władimira Putina i rosyjskiej rzeczniczki praw dziecka Marii Lwowej-Bełowej, w związku z podejrzeniem o zbrodnie wojenne polegające na bezprawnych deportacjach dzieci z okupowanych terenów Ukrainy. Fot. United24 Media/YouTube

WOŁODYMYR SYDORENKO: Putin ukraińskimi dziećmi chciał załatać dziurę demograficzną w Rosji

Wydanie przez Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze nakazu aresztowania Władimira Putina i rosyjskiej rzeczniczki praw dziecka Marii Lwowej-Bełowej to efekt gigantycznej pracy wykonanej przez ukraińskich i międzynarodowych obrońców praw człowieka.

Świat jest zdziwiony – dlaczego Władimir Putin musiał deportować ukraińskie dzieci do Rosji? Czy nie rozumiał, jakie zło wyrządza nie tylko dzieciom zabieranym z rodzinnych stron, wywożonym daleko od Ukrainy, wydawanym obcym narodom, ale także samej Rosji? Czy nie rozumiał, że to zbrodnia wojenna?

Na to pytanie nie ma odpowiedzi, tak jak nie ma odpowiedzi na pytanie, czy Putin rozumie, jaką zbrodnię popełnia, gdy rosyjskie bomby i rakiety zabijają ukraińskie dzieci. Co oni złego zrobili Rosji? Czy też są „nazistami”? W sumie, według ukraińskiej prokuratury, armia rosyjska zabiła już ponad 500 ukraińskich dzieci, a ponad 1000 zostało rannych. Jeden z przykładów – w listopadzie 2022 r. w miejscowości Wilniańsk koło Zaporoża Rosjanie napadli nocą na jedyny w mieście szpital położniczy. Byli tam położna, lekarz, urodzony trzy dni wcześniej Serhijko i jego matka. Dziecko zabili, matkę i lekarza ciężko ranili. Co to byli za „naziści”, zwłaszcza Serhijko, że armia Putina zabiła go w trzecim dniu jego życia?

Na pytanie, czy Putin rozumie, jakie zbrodnie popełnia, nie ma odpowiedzi, ale można znaleźć odpowiedź na inne: dlaczego to robi?. Według magazynu „The Economist” Rosja jest w stanie „koszmaru demograficznego”. W kraju rozwija się kryzys demograficzny, ponieważ w ciągu ostatnich trzech lat stracił on około 2 milionów ludzi więcej niż zwykle. Publikacja zauważa, że ​​​​szczyt populacji w Rosji odnotowano w 1994 roku i wyniósł 149 milionów ludzi. Na początku 2021 roku było to już 145 mln osób. A w ostatnich latach liczba ta zmniejszyła się jeszcze bardziej: najpierw z powodu pandemii koronawirusa, a potem z powodu wojny rozpętanej przez Putina. Publikacja wskazuje, że jeśli weźmiemy pod uwagę zgony z powodu koronawirusa, Rosjan, którzy zginęli na wojnie oraz tych, którzy uciekli z kraju w strachu przed mobilizacją, okaże się, że w latach 2020 – 23 Rosja straciła od 1,9 do 2,8 mln ludzi. Populacja Rosji nadal maleje. Jest to wyraźny dowód nieudolnego zarządzania Rosją przez jej prezydenta. I jasne jest, że ukraińskie dzieci były potrzebne Putinowi, aby choć częściowo załatać dziurę demograficzną w Rosji, która powstała dzięki jego rządom.

Władimir Putin w wywiadzie dla kanału telewizyjnego „Rosja-1” w programie „Moskwa. Kreml. Putin” oświadczył, że naród rosyjski, jeśli Zachodowi uda się zniszczyć Federację Rosyjską i przejąć kontrolę nad jej ruinami, może nie przetrwać – „będą Moskale, Uralczycy i inni”. Dlatego porwania ukraińskich dzieci i ich deportacje do Rosji nabrały cech polityki państwa.

Na szczęście zwrócił na to uwagę Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze, który wydał nakaz aresztowania Putina, w związku z podejrzeniem o zbrodnie wojenne polegające na bezprawnych deportacjach dzieci z okupowanych terenów Ukrainy. Warto jednak przyjrzeć się gigantycznej pracy wykonanej przez ukraińskich i międzynarodowych obrońców praw człowieka, która doprowadziła do takiej decyzji MTK. Opowiadała o tym w ukraińskiej telewizji Kateryna Rashevska, ekspertka Regionalnego Centrum Praw Człowieka, która podkreśliła, że „Federacja Rosyjska niszczy nie tylko ukraińską teraźniejszość. Próbuje też zniszczyć przyszłość Ukrainy”.

Według różnych danych do Rosji wywieziono od 260 do 700 tysięcy młodych Ukraińców. Zdecydowana większość z nich została przymusowo przesiedlona wraz z rodzicami lub przedstawicielem prawnym. Jest jednak grupa sierot i dzieci pozbawionych opieki rodzicielskiej, które również zostały wywiezione do Rosji. Ukraina nie zgodziła się na to, dlatego też Moskwa naruszyła normy prawa międzynarodowego. Część dzieci została już przymusowo przekazana rodzinom rosyjskim, co nie jest nawet zgodne z ustawodawstwem państwa agresora.

Kateryna Rashevska, jedna z obrończyń praw człowieka, która przygotowała pozew do Hagi, mówiła, że pomysł pozwania Władimira Putina i rosyjskiej rzeczniczki praw dziecka Marii Lwowej-Bełowej, dojrzał i zmaterializował się w ciągu 6 miesięcy .

Złożenie materiałów do MTK poprzedziło 14 wniosków do organów państwowych, aktywna działalność analityczna i dokumentacja istotnych elementów przestępstwa. W celu stworzenia sprzyjającej sytuacji politycznej i zmobilizowania opinii publicznej przeprowadzono cały szereg spotkań i wywiadów, głównie w mediach zagranicznych, m.in. w BBC, Associated Press, „The Times”.

25 października 2022 r. do Międzynarodowego Trybunału Karnego zostało wysłane pismo z Regionalnego Centrum Praw Człowieka we współpracy z Instytutem im. Lemkina ds. Zapobiegania Ludobójstwu.

To był dopiero początek zmagań o powrót dzieci na Ukrainę i pociągnięcie winnych tej zbrodni do odpowiedzialności. Aby zawiadomienie nie zalegało wśród stosów innych, które codziennie napływają do Hagi, potrzebne było coś wyjątkowego. I tym „czymś” był film United24 Media ujawniający plan Putina i Marii Lwowej-Bełowej dotyczący deportacji ukraińskich dzieci (można go obejrzeć TUTAJ).

Później powstało jeszcze kilkanaście publikacji, wśród których prawdopodobnie najbardziej wpływowy okazał się  artykuł w portalu PassBlue (można go przeczytać TUTAJ).

Ważna była również mobilizacja środowiska akademickiego poprzez udział w konferencjach naukowych, spotkaniach i wykładach. To wszystko zakończyło się zainteresowaniem światowej opinii publicznej problemem deportowanych ukraińskich dzieci.

Ostatecznie MTK był przekonany, że nie można dłużej milczeć, że trzeba zareagować. Wydanie nakazu aresztowania głównego przestępcy planety Ziemia w XXI wieku jest wielką porażką Putina i miejmy nadzieję upadkiem jego podstępnych planów porywania ukraińskich dzieci.

 

Fot. archiwum Matusza Kossakowskiego

MATEUSZ KOSSAKOWSKI nowym prezesem Zarządu Warmińsko-Mazurskiego Oddziału SDP

Walne Zebranie Członków Warmińsko-Mazurskiego Oddziału Stowarzyszenia wybrało swoje władze. Zgromadzenie odbyło się 23 marca wc sali konferencyjnej „Civitas Christiana” na Starym Mieście w Olszynie. Statut Stowarzyszenia przewiduje trzyletnią kadencję i na taki czas wybrano wszystkie nowe władze regionalne. Prezesem Warmińsko-Mazurskiego Oddziału SDP został 30-letni Mateusz Kossakowski (na zdjęciu tytułowym).

Do rywalizacji o funkcję prezesa przystąpiło dwóch kandydatów: dotychczasowy prezes W-M Oddziału SDP, od 2021 r. zasiadający też w  Zarządzie Głównym SDP Grzegorz Radzicki i do 23.03. 2023 r. zastępca prezesa oddziału W-M Mateusz Kossakowski. Wynik: 18 do 6 głosów na korzyść Mateusza Kossakowskiego.

Nowy prezes pochodzi z Mrągowa, ze Stowarzyszeniem Dziennikarzy Polskich związany jest od kilku lat. W minionej kadencji był członkiem zarządu, potem wiceprezesem.

Sam mówi o sobie, że jest dziennikarzem i społecznikiem.  Od 5 lat pełni m.in. funkcję prezesa Mrągowskiego Towarzystwa Regatowego Czos. Dziennikarsko był związany z Gazetą Olsztyńską, Kurierem Mrągowskim, Gazetą Warmińską. Obecnie jest redaktorem naczelnym portalu Mragowo24.info oraz Głosów Warmii i Mazur.

– Chciałbym podziękować wszystkim osobom za głosy i za tak dużą dozę zaufanie. Przez ostatnie 2 lata prezesem był Grzegorz Radzicki i nie mogę w tym miejscu nie podziękować mu za wprowadzenie w meandry Stowarzyszenia a także sprawne kierowanie Oddziałem przez ostatni okres – powiedział tuż po wyborze prezes Mateusz Kossakowski. – Nowy zarząd to połączenie doświadczenia z młodością i mam nadzieję, że uda się wspólnymi siłami napisać nowy, pozytywny rozdział w historii SDP. Przed nami sporo pracy. Już niedługo ogłosimy wyniki V. Ogólnopolskiego Konkursu na Rysunek Prasowy im. Aleksandra Wołosa oraz będziemy rozpatrywać prace nadesłane do XIV. edycji Konkursu Dziennikarskiego im. Seweryna Pieniężnego.

Nowe władze W-M Oddziału SDP:

Zarząd 

Mateusz Kossakowski – prezes

Joanna Wańkowska-Sobiesiak – wiceprezes

Zbigniew Piszczako – sekretarz

Zdzisław Piaskowski – skarbnik

Miłosz Babecki – członek zarządu ds. wydawniczych

 

Nowy Zarząd W-M Oddziału SDP, od lewej: Zdzisław Piaskowski – sekretarz, Mateusz Kossakowski – prezes, Joanna Wańkowska-Sobiesiak – wiceprezes, Zbigniew Piszczako – sekretarz, dr Miłosz Babecki – członek zarządu ds. wydawniczych. Fot. Elżbieta Mierzyńska

Komisja Rewizyjna

Grzegorz Radzicki –  przewodniczący Komisji

Uwe Hahnkamp – sekretarz

Wojciech Chromy

Komisja Członkowska

Jan Rosłan – przewodniczący Komisji

Jerzy Pantak – sekretarz

Elżbieta Mierzyńska

Sąd Dziennikarski

Martyna Seroka – przewodnicząca Sądu

Aneta Markowska

Justyna Masiewicz-Grodź

Rzecznik Dyscyplinarny

Andrzej Zb. Brzozowski

Podczas zebrania sprawozdawczo-wyborczego wyłoniono również delegatów na najbliższy zjazd krajowy SDP, nadano tytuł członka zasłużonego Oddziału SDP dla Wojciecha Ciesielskiego, a także wybrano osoby odpowiedzialne za dalszy rozwój czasopisma społeczno-kulturalnego “Bez Wierszówki”. Redaktorem naczelnym został Jerzy Pantak, jego zastępcą ks. Jan Rosłan, a na sekretarzy redakcji zostali powołani: Zbigniew Piszczako Mateusz Kossakowski.

Tekst: Zdzisław Piaskowski

Zdjęcia z zebrania Jerzy Pantak

 

Fot. archiwum

WALTER ALTERMANN: Potrawa z tenisisty, czyli OK Panie Boże

„The Chosen” – to serial produkcji USA, emitowany aktualnie w jednej z naszych stacji telewizyjnych. W wolnym tłumaczeniu powinien nazywać się „Wybrany”, ale – nie wiedzieć czemu – ma angielski tytuł.

 W jednym z odcinków serialu Jezus spotka dwie małe dziewczynki, jedna z nich pokazuje mu swoją lalkę.

– A jak ma na imię? – pyta Jezus.

– Sara – odpowiada dziewczynka.

– Ładna – mówi Jezus.

– O.K., muszę już iść – mówi dziewczynka i odchodzi.

A ja pozostaję w zdumieniu i mam wątpliwości czy przypadkiem twórcy serialu nie przesadzili, w tak modnym ostatnio „przybliżaniu młodzieży” wielkich tematów. Wiemy, że OK jest zwrotem amerykańskim. I takim powinien pozostać. Wplatanie go w Nowy Testament wydaje mi się grubym nietaktem.

Pozostaje jeszcze obawa, że ktoś tam już kombinuje nad „uwspółcześnieniem” Dziesięciorga Przykazań. Byłoby by bluźnierstwem przypuszczać, jak brzmiałyby „współcześnie” przykazanie szóste, siódme i ósme… Więc przestanę.

Aktor słuchowy

Mówią, że Wikipedia jest teraz portalem bardziej wiarygodnym, bo ktoś tam ją kupił… Nie wiem, a nie wiedząc nie wierzę, bo nadal są w nim takie perełki, jak ta o Bohdanie Łazuce, cytuję” Bohdan Cezary Łazuka (ur. 31 października 1938 w Lublinie) – polski aktor teatralny, filmowy i głosowy, piosenkarz, artysta estradowy, prezenter telewizyjny i radiowy, konferansjer.

Co trzeba zrobić, żeby zostać aktorem głosowym? Prawdopodobnie trzeba w dubbingu podkładać głos, pod aktorów i postacie (na przykład) z kreskówek. Ale tego portal nie wyjaśnia. Stwierdza jedynie, że istnieje kategoria „aktor głosowy”. A kim są w takim razie słuchacze radia? Najpewniej są to „odbiorcy słuchowi”.

Nie mają litości… Mordują nas i nasz język z zimną krwią. Lub też „z krwią poniżej przeciętnej ciepłoty ciała, czyli poniżej 36,5 stopnia Celsjusza”.

Czy oni są nas w stanie zrozumieć?

Ryszard Horovitz, wybitny fotografik, mówi w filmie dokumentalnym, że w czasie spotkania z dziećmi, w jednej ze szkół w Nowym Jorku, jakiś 10-latek zapytał go o to, jakie miał zabawki w Auschwitz.

Z kolei Melchior Wańkowicz wspominał o pewnej dziennikarce z USA, która przeprowadzał z nim wywiad. Gdy Wańkowiczowi zdawało się, że wywiad dobiega już końca, dziennikarka powiedziała; „Bardzo panu dziękuję, bo już bardzo wiele dowiedziałam się o wojnie i okupacji Polski. Ale niech mi pan jeszcze powie, żebym miała pełny obraz tamtych czasów – jak Polacy spędzali weekendy podczas tej okupacji.

Nie sądzę, żeby Zachód był w stanie zrozumieć koszmar, który Niemcy zgotowali Europie Wschodniej, a głównie Polakom, Żydom, Ukraińcom i Rosjanom. Informacje o holokauście jakoś do głów ludzi Zachodu dotarły, ale już o naszym losie nie wiedzą nic.

Duża w tym rola Amerykanów, którzy zaraz po zakończeniu II wojny światowej dostrzegli w Niemcach sojuszników, w ewentualnej wojnie z Sowietami. I nie chcą nowych przyjaciół stawiać w złym świetle, woleli nie mówić za wiele o tak niedawnym bestialstwie Niemców. Do tego doszło i to, że Francuzi, Norwegowie, Holendrzy, Duńczycy i parę winnych krajów nie zaznali niczego, co mogłoby – choć w istotnym procencie – przypominać nasz los. No i jeszcze spryt niemieckiej propagandy – powojennej – która odpowiedzialnością za zbrodnie własnego narodu, czyli Niemców, uczyniła jakichś faszystów, hitlerowców i nazistów. I tak się to jakoś rozmyło. Myślę, że też powojenni Niemcy sami uwierzyli we własną propagandę, i są dzisiaj bardzo zdziwieni, że Polska mówi o reparacjach.

Czy uda się nam wrócić do rozrachunku z Niemcami za lata wojny? Myślę, że będzie bardzo ciężko.

Dramaturgia

W czasie meczu tenisa Hubert Hurkacz – Aleksander Szewczenko, sprawozdawca mówi: „Znów zaczyna się dramaturgia…”.  Gdyby powiedział, że zaczyna się dramat – zrozumiałbym. Ale czymże jest, w przypadku tenisa dramaturgia? Nie wiadomo.

 

Według słowników dramaturgia to: 1. twórczość dramatyczna; 2. teoretyczna wiedza o budowie dramatu; 3. napięcie w przebiegu wydarzeń, głównie w utworze literackim. I tak to jest. Gdzieś coś dziennikarz słyszy, coś brzmi ładnie – to mówi. A że bez sensu? Gdyby jeszcze, ale to po meczu, sprawozdawca powiedział, że mecz miał swoją dramaturgię… uszłoby.  A jeszcze można usłyszeć, że: „Mecz miał wspaniały scenariusz”! Przecież scenariusz jest czymś dopiero do zrealizowania. Film może mieć scenariusz, program telewizyjny też, ale już w teatrze nie funkcjonuje pojęcie scenariusza. W teatrze są do wyreżyserowania, zagrania utwory sceniczne – tragedia, dramat, komedia, opera, operetka, farsa, wodewil. Ale scenariusza nie ma!

 

Wracając do sportu – nie można powiedzieć, że w zawodach sportowych istnieje założona wcześniej, napisana dramaturgia. Chyba, że mecze są ustawiane – wtedy tak, ale to jest gruba karalne. I co tu robić z takim językiem? Przecież nikt sprawozdawcom za takie gadanie głowy nie urwie, więc mówią szybko, ale za to byle co. A z tym urywaniem głowy… Niby to tylko figura retoryczna, ale może przydałoby się?

Tenisista z papryką

Mecz tenisa w Indian Wells, grają: Chilijczyk Cristian Garin i Casper Ruud z Norwegii, a sprawozdawca sportowy Tomasz Tomaszewski mówi: „Garin prowadzi, czyli kibice z Chili mogą być zadowoleni”.

Co do faktów sportowych zgoda, ale z tym chili, pan Tomaszewski wiedzie nas na manowce. Otóż – Chile to państwo, a chili to rodzaj papryki, a także potrawy. Jest taka teksańska potrawa chili con carne, czyli mięso w chili. Potrawa naprawdę pochodzi z Meksyku. Ale Amerykanie, po wojnie z Meksykiem, zająwszy Teksas, przywłaszczyli także narodowe dania Meksykanów.  Zatem, potrawka z Chilijczyków? Śmieszne to, czy głupie?

 

Fot. NUJU.org

WOŁODYMYR SYDORENKO: Jak Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy działa w wojennych warunkach

Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy (NUJU) mobilizuje ukraińskich i zagranicznych dziennikarzy do relacjonowania wydarzeń na froncie i za jego kulisami, a także stara się chronić ich życie i pracę.

Wojna Rosji z Ukrainą radykalnie zmieniła życie i pracę dziennikarzy na Ukrainie. Wielu z nich trafiło na front, ale nie porzucili swojego zawodu i często zostawali korespondentami z miejsca walk. Dziennikarze pism ukraińskich na terenach okupowanych w większości wyjeżdżali na wolne terytoria ukraińskie, przenosili swoje publikacje w nowe miejsca, włączali się do pracy w lokalnych mediach w rejonach ewakuacji lub pomagali w Dziennikarskich Centrach Solidarności utworzonych przez Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy wraz z UNESCO. Powstały one m.in. we Lwowie, Iwano-Frankowsku, Czerniowce, Dnieprze i Kijowie. W takich ośrodkach ukraińscy i zagraniczni dziennikarze mogą otrzymać środki ochrony osobistej do pracy w niebezpiecznych miejscach – kamizelki kuloodporne, hełmy, apteczki taktyczne. A także pomoc techniczną – kamery wideo, aparaty fotograficzne, laptopy, inny profesjonalny sprzęt. Centra świadczą też doraźną pomoc materialną, czy pomagają w opuszczeniu strefy działań wojennych lub terytoriów okupowanych. Zapewniają również pomoc prawną i psychologiczną. Działa na przykład całodobowa infolinia udzielająca wsparcia psychologicznego dziennikarzom i członkom ich rodzin.

Obecnie Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy w dużej mierze przekształcił się w organizację praw człowieka, która mobilizuje dziennikarzy do relacjonowania wydarzeń na froncie i za kulisami, a także chroni życie i pracę ukraińskich i zagranicznych dziennikarzy.

W Kijowie odbyło się zainicjowane przez NUJU spotkanie okrągłego stołu z udziałem przedstawicieli Prokuratury Generalnej, Policji Państwowej i Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, na którym dyskutowano na temat postępów śledztwa w sprawie zbrodni wojennych popełnianych przez Rosjan przeciwko ukraińskim i zagranicznym dziennikarzom.

Zastępca Komendanta Głównego Policji Ukrainy Maksym Tsutskiridze poinformował, że w czasie wojny Rosji z Ukrainą na pełną skalę wszczęto 66,7 tys. postępowań karnych, w tym 54 postępowań dotyczące naruszeń praw dziennikarzy. Odnotowano 29 przypadków śmierci dziennikarzy podczas wykonywania obowiązków służbowych,17 rannych oraz 12 przypadków pozbawienia wolności pracowników mediów na czasowo niekontrolowanym terytorium państwa. Wszystkie te fakty są badane. Zastępca szefa ukraińskiej policji podkreślił wagę i znaczenie śledztw w sprawie przestępstw przeciwko przedstawicielom środków masowego przekazu, którzy w trudnym dla kraju czasie relacjonują nieludzkie zachowania przedstawicieli władz okupacyjnych Federacji Rosyjskiej.

Maksym Tsutskiridze skupił się na konkretnych przypadkach. Na przykład na sprawie uprowadzenia w obwodzie chersońskim i pozbawienia wolności dziennikarza gazety „Novy Den” Olega Baturina. Dziennikarz został uwolniony przez ukraińskie wojsko, bierze udział w śledztwie i dostarcza dowodów w sprawie zbrodni wojennych przedstawicieli władz okupacyjnych w Chersoniu, którzy przyczynili się do pozbawienia go wolności.

Śledztwa prowadzone są też w sprawie sześciu dziennikarzy, którzy stracili życie w wyniku ataku rakietowego na wieżę telewizyjną w Kijowie, śmierć szefa służby prasowej połączonej brygady szturmowej Sił Zbrojnych Ukrainy Jurija Lelawskiego oraz zastrzelenia przez rosyjskie wojsko dziennikarza Serhija Puszczenko służącego w obronie terytorialnej.

Maksym Tsutskiridze mówił o pracy policji na terenach okupowanych: „Tam znajdujemy najwięcej okropności. Są to masowe pochówki, obozy tortur i miejsca tymczasowego przetrzymywania naszych obywateli, w tym dziennikarzy”.

Policja zarejestrowała 25 sal tortur i więzień w obwodzie charkowskim, 16 w obwodzie chersońskim, 3 w obwodzie kijowskim i 6 na innych terenach okupowanych. Według Maksyma Tsutskiridze największe masowe pochówki znaleziono w Iziumie w obwodzie charkowskim, gdzie zginęło 941 osób oraz w rejonie kijowskim, gdzie znaleziono ciała 1374 osób. Oczekuje się, że po wyzwoleniu Mariupola, Melitopola i Berdiańska wyjaśnione zostaną kolejne zbrodnie. Wiceszef ukraińskiej policji podkreślił, że trwają prace nad dokumentacją rosyjskich zbrodni wojennych, a zebrane dowody pomogą postawić winnych przed sądami ukraińskimi i międzynarodowymi.

Serhij Tomilenko, szef Narodowego Związku Dziennikarzy Ukrainy, na posiedzeniu Komitetu Wykonawczego Europejskiej Federacji Dziennikarzy (EFJ) wypowiedział się na temat działań jego organizacji w sprawie wzmocnienia bezpieczeństwa pracowników mediów podczas wojny w Ukrainie. W spotkaniu wzięli udział przedstawiciele stowarzyszeń i organizacji dziennikarskich z Włoch, Francji, Belgii, Hiszpanii, Danii, Polski, Wielkiej Brytanii i innych krajów europejskich. Tomilenko powiedział, że „dzięki pomocy i współpracy z innymi organizacjami Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy może dziś wspierać tysiące ukraińskich dziennikarzy pracujących w warunkach wojny. Jesteśmy wdzięczni europejskim dziennikarzom za ich solidarność, apelujemy o inicjatywy na rzecz ukraińskich mediów”.

W ciągu ostatnich sześciu miesięcy NUJU, z pomocą światowych mediów, zdołał wesprzeć finansowo ponad 20 gazet ukazujących się blisko linii frontu i znaleźć regularne finansowanie dla 12 gazet regionalnych na terenach okupowanych o łącznym miesięcznym nakładzie około 100 000 egzemplarzy. Ale to niestety nie wystarczy. Tomilenko zaznaczył, że wciąż nierozwiązana pozostaje kwestia odrodzenia lokalnych gazet na terenach okupowanych i frontowych, które zostały zmuszone do zaprzestania działalności po rosyjskim ataku na pełną skalę.

Serhij Tomilenko wezwał Europejską Federację Dziennikarzy do zainicjowania kampanii solidarnościowej wspierającej publikacje ukazujące się na terenach bliskich linii frontu i na okupowanych terytoriach Ukrainy, gdzie przy braku internetu, a często i elektryczności, prasa drukowana pozostaje alternatywnym źródłem informacji.

Szef NUJU zasugerował również, aby Europejska Federacja Dziennikarzy zorganizowała w Brukseli specjalną wystawę fotograficzną „Sparks of War”, którą przygotowało NUJU pod kuratelą jednego z najlepszych fotoreporterów Ukrainy, Efrema Łukackiego. Ekspozycja ta posłuży zwróceniu uwagi Europejczyków na problemy i potrzeby ukraińskich dziennikarzy, którzy odważnie bronią frontu informacyjnego walki z okupantem.

Koledzy z kierownictwa EFJ – zarówno prezydent Maya Sever, jak i sekretarz generalny Ricardo Gutierrez oraz członkowie Komitetu Wykonawczego – a także przedstawiciele zagranicznych związków dziennikarzy wyrazili poparcie dla ukraińskich dziennikarzy i gotowość do dyskusji na temat praktycznego wdrożenia nowych form solidarności z kolegami z Ukrainy.

 

Ubiegłoroczni laureaci Konkursu im. S. Pieniężnego.

Konkurs im. Seweryna Pieniężnego – wydłużony termin nadsyłania prac

Decyzją Zarządu Warmińsko-Mazurskiego Oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich termin nadsyłania prac do Konkursu im. Seweryna Pieniężnego został wydłużony do 21 marca 2023 r.

Do konkursu można zgłosić teksty drukowane, materiały radiowe i telewizyjne oraz opublikowane w Internecie. Każdy uczestnik może zgłosić maksymalnie trzy prace, które zostały opublikowane od 1 stycznia do 31 grudnia 2022 roku.

W ramach Konkursu przewidziane są następujące nagrody: Nagroda Główna, Nagroda Wolności Słowa oraz Nagroda dla Młodego Dziennikarza (żurnaliści, którzy nie ukończyli 30. roku życia).

Kapituła Konkursu może przyznać także specjalne wyróżnienia za publikacje w następujących kategoriach:

–  dziennikarstwo prasowe/internetowe,

–  dziennikarstwo telewizyjne,

–  dziennikarstwo radiowe/podcast,

–  książka stworzona przez dziennikarza/dziennikarska książka gatunkowa (esej, dziennik, reportaż, autobiografia, książka publicystyczna itp.)

Zgłoszenia (kartę zgłoszenia oraz materiały) należy przesłać na adres e-mail: olsztyn.sdp@gmail.com

Karta zgłoszenia TUTAJ.

Regulamin konkursu TUTAJ.

 

Mateusz Kossakowski i Zdzisław Piaskowski.

Dużo pomysłów i chęci do działania – rozmowa o Kole SDP w Mrągowie

W Mrągowie kilka lat temu powstało jedno z nielicznych w Polsce kół Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Jakie były jego początki, jak wygląda obecna działalność i jakie są plany na przyszłość?   –  opowiadają prezes Koła Mateusz Kossakowski oraz wiceprezes Zdzisław Piaskowski w rozmowie z Hanną Szymborską.

Hanna Szymborska: Z jakiej przyczyny powstało w Mrągowie Koło Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich? Pytam, bo wiem, że to ewenement, rzadkość, żeby w strukturach oddziału terenowego istniało koło powiatowe.

Mateusz Kossakowski: Tak, jest to niezwykle rzadkie. W Polsce funkcjonuje obecnie kilkanaście oddziałów terenowych SDP, które zgodnie ze statutem mogą w swoich strukturach tworzyć koła. Ale, jak widać, nie rwą się do tego. Masz rację, to nie jest normalna praktyka. Wszystkie działające koła w Polsce można policzyć na palcach jednej ręki, w tym jest jedno zagraniczne we Lwowie.

Kiedy koło powstało?

MK: Założył je cztery lata temu śp. Andrzej Badurek. I to on namówił dziennikarzy powiatu mrągowskiego do wstąpienia w szeregi SDP i do powołania koła. Ja byłem nie tylko przeciwnikiem idei powołania koła, ale wręcz przez dłuższy czas nie chciałem wstąpić do stowarzyszenia. Byłem wtedy pracownikiem Referatu Strategii, Rozwoju i Promocji Urzędu Miejskiego w Mrągowie, a tym samym nieformalnym rzecznikiem prasowym burmistrza. Znajdowałem się po drugiej stronie barykady. Do moich obowiązków należała m.in. współpraca z dziennikarzami oraz informowanie ich o pracy burmistrza i urzędu. Współtworzyłem z dziennikarzami audycje i programy, ale moja praca różniła się od pracy stricte dziennikarskiej i dlatego skutecznie Andrzejowi odmawiałem. Poza pracą w urzędzie publikowałem też materiały prasowe i dlatego po półrocznych zmaganiach uległem Andrzejowi i zostałem członkiem SDP. Taki też był urok Andrzeja, któremu trudno było odmówić. W sprawie powołania koła też on miał rację. Potrafił połączyć ze sobą ludzi nieoczywistych, którzy później stawali się kolegami a nawet przyjaciółmi. Prawda, Zdzisławie?

Zdzisław Piaskowski: Tak, Andrzej miał w sobie dużo rozsądku i ciepła, i kiedy widział, że  gdzieś materiał  zaczynał słabnąć, interweniował i zszywał zagrożone miejsce zanim się przerwało. Dzięki tej umiejętności zebrał grupę osób różniących się od siebie w sposób zasadniczy i zainicjował działania, które potem tych ludzi do siebie zbliżyły i  teraz, kiedy Andrzeja  od trzech lat już nie ma, z radością się spotykamy i wspólnie działamy. I… żeby nie być gołosłownym; pomiędzy nami, Mateuszu, też na początki iskry się sypały, ale Andrzej je skutecznie ugasił. Dlatego mogliśmy zaistnieć w Olsztynie i włączyć się w działania organizacji wojewódzkiej. Współorganizujemy większość działań, współtworzymy wydarzenia kulturalne i publikujemy swoje teksty w periodykach. Ty zostałeś  zastępcą prezesa Warmińsko-Mazurskiego Oddziału SDP, a ja członkiem Komisji Rewizyjnej. Dzięki temu mamy szersze pole działania.

MK: Tak, masz rację. A wszystko zaczęło się od współpracy z Biblioteką Pedagogiczną w Mrągowie, której inicjatorem był również Andrzej Badurek, a także od organizacji VI Dni Seweryna Pieniężnego, kończących się właśnie na terenie Mrągowa. Program mrągowskiej części uroczystości obejmował między innymi projekcję filmu „Sto lat polskiego sportu”, spotkanie autorskie z autorem filmu Zbigniewem Rytelem, prezesem Warszawskiego Oddziału SDP, a także otwarcie wystawy „Sukcesy sportowe młodzieży ZOS Baza Mrągowo”.

Wystawy fotograficzne, spotkania autorskie, wystawy rysunku prasowego, liczne spotkania okolicznościowe – to wszystko jest udziałem członków koła.

MK: Wszystkie działania zainicjowane przez naszych członków są realizacją ich pomysłów. Każdy z nas się angażuje, czego efektem jest coraz większa liczba wydarzeń. Na pewno chciałbym, żeby tych inicjatyw było jeszcze więcej, ale na wszystko przyjdzie odpowiednia pora. Obecnie wraz z nowymi członkami wypracowujemy nowe standardy by nie tylko spotykać się częściej, ale żeby zaplanować działania na ten rok. Czas pokaże ile z tych planów uda się zrealizować.

W czerwcu ubiegłego roku  podczas Gali Dziennikarzy Warmii i Mazur otrzymałeś, Mateuszu,  prestiżowe wyróżnienie „Dla młodego dziennikarza” w 13. już edycji Konkursu Dziennikarskiego im. Seweryna Pieniężnego.

MK: Każda nagroda cieszy, a kto twierdzi inaczej to nie mówi prawdy. Dla mnie liczy się jednak nie samo wyróżnienie, a to że zostałem wyróżniony przez doświadczonych dziennikarzy i naukowców. To mobilizuje do dalszej pracy. Miło też poczuć się po raz ostatni „młodym”, bo nagroda jest przyznawana dla dziennikarzy do 30. roku życia (śmiech). Warto podkreślić, że to nie jedyna nagroda, która wróciła do Mrągowa. Wyróżnienie w kategorii „książki” otrzymała mrągowianka Agnieszka Beata Pacek.

W lipcu 2022 roku podczas Dni Mrągowa miała premierę pokonkursowa wystawa IV Ogólnopolskiego Konkursu na Rysunek Prasowy im. Aleksandra Wołosa. Organizatorem tego  konkursu był Warmińsko-Mazurski Oddział Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w Olsztynie, a faktycznym  wykonawcą Mrągowskie Koło SDP.

MK: Dla uściślenia – pomysłodawcą konkursu jest Zbigniew Piszczako, który był przyjacielem śp. Aleksandra Wołosa. Zresztą to za jego sprawą pojawił się w naszym dziennikarskim stowarzyszeniu.  Zbyszek wszystkim kieruje i zawiaduje, a my cieszymy się, że możemy być tego częścią. Co roku organizujemy kilkanaście wystaw pokonkursowych w całym kraju, w tym od 3 lat również w Mrągowie. Gdy tylko pojawiła się możliwość organizacji wystawy w Mrągowie wspólnie z Centrum Kultury i Turystyki (obecnie Mrągowskie Centrum Kultury), grzechem było z tego nie skorzystać. Tym bardziej, że wcześniej zajmowałem się naukowo komiksem. Uznałem, że to nie może być przypadek. Mrągowska wystawa to też „dziecko” Zdzisława Piaskowskiego, który nie tylko od początku prowadzi mrągowskie wernisaże, ale również namówił jednego z naszych lokalnych autorów do uczestniczenia w konkursie.

ZP: Wspomnę tylko, że nieżyjący już niestety Józef Jabłoński, bo o nim mowa, to nie tylko lokalny rysownik, ale autor rysunków wystawianych w całej Polsce i na całym świecie. Był wielokrotnie nagradzany i wyróżniany. Tym razem poprosiłem, go aby wystawił swoją pracę pod tytułem „Muszę coś robić”. Pochwalę się , że podpowiedziałem wtedy panu Józefowi temat, a on to przemyślał i doskonale zinterpretował. Rysunek swoją treścią sięga do czasu, kiedy Szpital Powiatowy w Mrągowie był w dużym kryzysie.

W sierpniu 2022 roku odbyły się  warsztaty dziennikarskie w Mrągowie. Ideą projektu była współpraca z dziennikarzami z Kresów.

MK: W  tym przypadku włączył się mój młodzieńczy bunt. Przez 2 lata miałem przyjemność „opiekować się” dziennikarzami przyjeżdżającymi w ramach Festiwalu Kultury Kresowej. Efektem naszych działań były nie tylko wspólne spotkania, ale również gazeta festiwalowa – „Kresówka”. Gdy dowiedziałem się, że z powodu braku środków finansowych projekt upadł, porozumiałem się z Mrągowskim Centrum Kultury bym mógł go przejąć. I tak „na gorąco” powstawały pierwsze zręby projektu, który później przerodził się w warsztaty integracyjno-dziennikarskie. Wzięli w nich udział dziennikarze z Polski i z Kresów, a prelegentem była między innymi dr Jolanta Hajdasz, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Oprócz samych warsztatów i uczestnictwie w Festiwalu Kultury Kresowej, zwiedziliśmy Świętą Lipkę i Reszel. Wspólnie z zaproszonymi dziennikarzami wydaliśmy tematyczny numer ogólnopolskiego czasopisma „Bez Wierszówki” w całości poświęcony tematyce kresowej.

Pod koniec zeszłego roku ukazała się twoja debiutancka książka, Zdzisławie,  pod tytułem „BezKresy Ryszarda Bitowta”. Co cię skłoniło do jej napisania i jaki jest wkład Koła w wydanie i promocję tej publikacji?

ZP: Co mnie skłoniło? Wszystko! A przede wszystkim ciekawość „BezKresów” Wileńszczyzny i ludzi z nią związanych, ciekawość niezwykłych losów Ryszarda Bitowta i jego rodziny. A kiedy już razem z Ryszardem dotarłem: Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,/ Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych;/ Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,/Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem; to mnie omotało, uwiodło i wciągnęło głęboko. Nie mogłem się oprzeć „BezKresom” Wileńszczyzny i Oceanu Atlantyckiego, bezkresom argentyńskich Pamp i bezkresnym pragnieniom Rysia – małego chłopca, a potem dorosłego mężczyzny. Trzeba przeczytać książkę, żeby to zrozumieć. We wstępie książki wymieniłem wszystkie osoby i instytucje, które przyczyniły się do jej wydania i za każdym razem składam podziękowania wszystkim zasłużonym podczas spotkań oficjalnych i mniej oficjalnych. Wspominam o dofinansowaniu kosztów wydania książki przez Urząd Marszałkowski Województwa Warmińsko-Mazurskiego, o wydawcy, czyli o Zarządzie W-M Oddziału SDP i o indywidualnych darczyńcach. Ale niech mi będzie wolno podziękować też wszystkim członkom Koła SDP w Mrągowie i paniom: Ani Wysuwie-Szefler i Joli Hellis z Powiatowej Biblioteki Pedagogicznej; Krzysiowi Matusiakowi i Ali Sobeckiej za zaangażowanie w promocję książki. Wszystkim Wam dziękuję i jestem bardzo wdzięczny.

Opowiedz jeszcze Mateuszu o najbliższych planach.

MK: Doba ma niestety tylko 24-godziny, choć uwierz mi, próbowałem ją wydłużyć. Mam jeszcze wiele planów, ale godzę się z tym, że nie wszystko uda się zrealizować. Miałem w tym roku zrezygnować ze swojej aktywności żeglarskiej, ale zostałem poproszony by zorganizować jubileuszowy 10. cykl Żeglarskiego Grand Prix Mrągowa. Później jednak zamierzam zawiesić „żeglarską karierę” na kołku. Co do dziennikarstwa – mam jeszcze trochę werwy i pomysłów. Nauczyłem się, że nie ma rzeczy niemożliwych, ale nie ma też we mnie już takiego wewnętrznego przymusu. Ostatnie spotkania w Oddziale oraz Mrągowskim Kole napawają optymizmem. Mam wokół siebie ludzi, którzy chcą działać i mają w głowie ambitne przedsięwzięcia. Moją rolą jest nie przeszkadzać. Dzięki wspólnemu zaangażowaniu te działania nabierają barw. Przed nami wybory zarówno w Warmińsko-Mazurskim Oddziale, jak i w Mrągowskim Kole. Co się później wydarzy? Zobaczymy.

Rozmawiała Hanna Szymborska

Międzynarodowa Federacja Dziennikarzy (IFJ) zawiesiła członkostwo Związku Dziennikarzy Rosji (RUJ)

W środę, 22 lutego komitet wykonawczy Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy (IFJ) podjął decyzję o zawieszeniu członkostwa Związku Dziennikarzy Rosji (RUJ) w tej organizacji. Powodem tego było poparcie rosyjskich dziennikarzy dla agresji Putina na Ukrainę – poinformował serwis prasowy IFJ.

Przypomnijmy, że Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich (SDP) już kilka dni po rosyjskiej agresji na Ukrainę wystąpiło do międzynarodowych organizacji dziennikarskich z apelem o wykluczenie z nich rosyjskich związków dziennikarskich (czytaj TUTAJ). Tego samego zażądał Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy (NUJU).

Niemal rok po tych apelach komitet wykonawczy Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy (IFJ) podjął decyzję o zawieszeniu członkostwa w tej organizacji Związku Dziennikarzy Rosji (RUJ).

„IFJ jest organizacją zbudowaną na solidarności międzynarodowej, na zasadach współpracy między związkami członkowskimi i poszanowania praw wszystkich dziennikarzy. Działania Związku Dziennikarzy Rosji mające na celu utworzenie czterech przedstawicielstw na zaanektowanych terytoriach ukraińskich wyraźnie zniszczyły tę solidarność i zasiały niezgodę” – powiedział szef IFJ Dominique Pradalje.

Odrzucił zarzuty, że decyzja podejmowana była zbyt długo i wezwał do „znalezienia sposobów dalszego wspierania niezależnych dziennikarzy w Rosji i poza nią, którzy są zagrożeni lub potrzebują pomocy”.

​​Międzynarodowa Federacja Dziennikarzy przypomniała, że może zastosować wobec swoich członków jedynie zawieszenie członkostwa. Decyzję o ostatecznym wykluczeniu podejmuje Światowy Kongres IFJ.

Tymczasem Rosja już zareagowała na decyzję IFJ. Szef Moskiewskiego Związku Dziennikarzy Pawło Gusiew powiedział, że „decyzja kierownictwa Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy nie ma żadnych konsekwencji dla rosyjskich dziennikarzy, ale nie doprowadzi do niczego dobrego dla międzynarodowego dziennikarstwa” – donosi TASS.

 

Rysuje Cezary Krysztopa

CEZARY KRYSZTOPA: Żal mi Barta Staszewskiego. Naprawdę

Na świecie upowszechnił się mit o tzw. „strefach wolnych od LGBT” w Polsce.I nie w żadnej tam przenośni, tylko na wzór stref „judenfrei” w III Rzeszy i na terenach okupowanych przez Niemców podczas II Wojny Światowej.

Są ludzie, którzy wyobrażają sobie, że w Polsce istnieją „strefy”, do których nie mają wstępu lesbijki, geje, biseksualiści i transseksualiści. Nie jest do końca jasne jak wyobrażają sobie „weryfikację” na granicy „strefy”.

Bart Staszewski

Do implementacji tego fake newsa w międzynarodowej opinii publicznej przyczynił się twórca jednego dzieła, tabliczki z napisem „strefa wolna od LGBT”, Bart Staszewski. Ten podopieczny Fundacji Obamy jeździł ze swoją tabliczką do gmin i miasteczek, które podjęły prorodzinne uchwały różnego rodzaju (ani jedna nie zawiera zapisów o jakichś „strefach”, niektóre sprzeciwiają się ideologii LGBT, żadna nie ma skutków prawnych), przykręcał ją do znaków drogowych z oznaczeniami miejscowości, robił zdjęcia i puszczał w eter. Oczywiście wyglądało to jak oznaczenie autentycznej „strefy”. Staszewski coś tam czasem bąkał o „performansie”, ale w międzynarodowej przestrzeni publicznej funkcjonowały już tylko zdjęcia, płomienne przemówienia Biedronia na ten temat w Parlamencie Europejskim i plotka urastająca szybko do rozmiaru „faktu medialnego”.

Niestety miało to również konsekwencje praktyczne. Mieszkańcy miasteczek określonych jako „strefy wolne od LGBT” spotykali się z hejtem i niechęcią i to przecież nie tylko w Polsce. Mało tego, oskarżane o „homofobię” samorządy traciły konkretne dotacje liczone w milionach. Zaprzedane Gazecie Wyborczej powtarzającej „tezy” Staszewskiego sądy orzekały na korzyść „performera”, minister podobno konserwatywnego rządu Waldemar Buda, pisał do samorządów, że powinny ze swoich prorodzinnych uchwał zrezygnować. A Komisja Europejska, nasza kochana Komisja Europejska wszczęła przeciwko Polsce… tzw. postępowanie naruszeniowe.

KE zamyka postępowanie

No i słuchajcie ta nasza Komisja Europejska sobie teraz to postępowanie po cichutku zamyka. Jednocześnie nie słychać, żeby ktoś przepraszał mieszkańców lżonych samorządów. Nie słychać, żeby ktoś miał im zwrócić ich pieniądze. Nikt nie prowadzi na świecie kampanii wyjaśniającej, że w Polsce nie ma żadnych „judenfrei”, a sądy, gdyby tak komuś przyszło do głowy pozwać Staszewskiego, zapewne wymyśliłyby jakiś rebus, żeby się „aktywiście” krzywda nie stała.

Można się wściec. I nikt się nie ma prawa dziwić. Ja jednak oprócz tego przepełniony jestem jakimś zażenowaniem i litością dla tego nieszczęsnego człowieka, który w jakimś sensie zaprzedał dusze diabłu dla pięciu minut sławy. I dziś, mało komu potrzebny, być może, o ile były w nim jakieś szczere intencje, siedzi w kącie i zadaje sobie pytanie – czy jego akcja zwiększyła poziom sympatii dla środowisk, które chciałby reprezentować, czy raczej mocno obniżyła?