W nomen omen powodzi złych informacji wiele może nam umknąć. Zdążyliśmy się również przyzwyczaić do nowej hierarchii aktów prawnych w tym co nam zostało po Polsce, w ramach której najwyższe prawo stanowi wściekłość Donalda, nieco niżej stoją komunikaty Bodnara, paski TVN, a potem opinie „autorytetów prawnych” i na szarym końcu uchwały Sejmu. Furda tam konstytucja czy ustawy.
Ale pojawił się też zupełnie nowy element. Pojawił się tuż po orzeczeniu Izby Karnej Sądu Najwyższego, która orzekła, że Prokuratorem Krajowy jest nadal Dariusz Barski, a nie bodnarowiec Dariusz Korneluk. Tam się w ogóle pojawiło wiele ciekawych elementów, bo Izba Karna do chwili wydania tego wyroku była przez „administrację” Tuska uznawana, a jej orzeczenia honorowane. Ba, sam Dariusz Korneluk mówił w wywiadzie, że „Sprawa umocowania Prokuratura Krajowego zostanie definitywnie – jak sądzę – zakończona w Sądzie Najwyższym z końcem września”. Więcej, na rozprawie prokuratorzy Bodnara byli w przepisowych togach i zwracali się do sędziów Sądu Najwyższego per „Wysoki Sądzie”. A i tak, po wydaniu wyroku nie po myśli Bodnara i Tuska, sędziowie Sądu Najwyższego zostali „neosędziami” (chociaż mają za sobą po 20 – 30 lat orzekania), a ich wyrok stał się nie wartym honorowania.
Nowy element
Ale to wszystko już wiemy. Mam jednak wrażenie, że umyka nam zupełnie nowy element w narracji Koalicji 13 grudnia, a co za tym idzie w erzacu systemu prawnego, który nam funduje – Osobiście widziałem dekret, w którym premier powołał Dariusza Korneluka na wniosek prokuratora generalnego na jego pierwszego zastępcę, czyli prokuratora krajowego – mówił na briefingu prasowym „rozwiewając wątpliwości” neo-rzecznik neo-Prokuratury Krajowej Przemysław Nowak. Nie wierzyłem własnym uszom. Byli też tacy, którzy mnie przekonywali, że raczej się przejęzyczył, że to nie możliwe, ale nie, sam Korneluk w wywiadzie dla neo-TVP Info powtórzył – dysponuję dekretem Prezesa Rady Ministrów, który powierzył mi pełnienie obowiązków Prokuratora Krajowego w marcu bieżącego roku – no powierzył – ktoś powie – ale o co chodzi?
Otóż proszę Państwa w obowiązującym systemie prawnym w Polsce NIE ISTNIEJE POJĘCIE DEKRETU. Z małym wyjątkiem, rozporządzenia z mocą ustawy ma prawo wydawać Prezydent RP wyłącznie podczas obowiązywania stanu wojennego. I to tylko w przypadku jeśli nie może zebrać się Sejm. Oczywiście nie jestem prawnikiem, niech mnie ktoś poprawi, ale zapytałem profesora prawa Krystynę Pawłowicz. – Konstytucja RP z 1997 roku nie przewiduje możliwości wydawania aktów prawnych o nazwie „dekret” przez żaden organ – odpowiedziała.
Jak Bierut
Czy Państwo rozumieją powagę sytuacji? Dekretów nie ma w polskim prawie. Dekrety są narzędziem dyktatorów. W Polsce ostatnio dekrety wydawał bodaj Bierut. A najbliższe nam geograficznie państwo, w którym rządzi się przy pomocy dekretów to Rosja, w której dekretami posługuje się Władimir Putin. Kto dał Tuskowi prawo wydawania dekretów?
Być może mówiący o „metodzie putinowskiej” Jacek Żakowski miał o wiele więcej racji niż by sam sądził.