WIKTOR ŚWIETLIK: Kibice przemocy

Fot. Pixabay

Ci, którzy twierdzą, że liberalne czy prorządowe media nie patrzą Donaldowi Tuskowi na ręce nie mają racji. Patrzą i domagają się więcej. Zaczęły spełniać podobną rolę do publiczności walk gladiatorów domagającej się od ukochanego cezara coraz krwawszych widowisk i zagrzewającej go do ich organizacji. 

Epopeja walki z immunitetem Marcina Romanowskiego ma pewną charakterystyczną cechę, podobną do innych tego typu historii z niedawnej przeszłości, która jest – mam wrażenie – mało opisana. A zasługuje na taki opis i w sumie solidną dokumentację. Nie chodzi o cofanie immunitetu byłego wiceministra przez Radę Europy pod naciskiem polskiego rządu, ani nawet wracanie do starych zarzutów. Ponoć jest to niezgodne z procedurami, ale czymże są procedury w czasach demokracji walczącej o praworządność, gdzie prawa stanowi nie jego litera, a opinie zblatowanych z władzą kancelarii. Chodzi o rolę mediów.

Osobom z pewną choćby dozą krytycyzmu patrzącym na postępy tej władzy w umacnianiu demokracji i zwalczaniu wrogów ludu, z reguły rola mediów głównego nurtu jawi się jako reaktywno-wykonawcza. Dobrym przykładem była sprawa byłego szefa Orlenu. Oto służby podległe premierowi wygrzebują nagromadzone po poprzednikach nagrania. Wyciągają bez składu z tego trochę urywków. Tu jakieś przekleństwo, tu o kimś coś nieładnie, i wrzucają „dziennikarzowi” temu co zawsze. Ten składa z tego jakieś chaotyczne story, którego kawałkami od rana zachwycają się telewizje. W południe występuję premier i mówi o aferze stulecia, tysiąclecia, że nie popuści. Potem funkcjonariusze medialni urządzają dziką orgię poparcia dla słusznego gniewu wściekłego Tuska i nienawiści do jego wrogów. Jeśli uda się doprowadzić do autentycznego aresztowania to orgia jest jeszcze większa. Szczytowym przykładem jest radość w stylu nieocenionego w takich sprawach Wielińskiego zachwycającego się, że w brytyjskim więzieniu, gdzie w areszcie przebywa były szef Rządowej Agencji Rezerw Materiałowych, siedzą także gwałciciele i mordercy.

Zresztą funkcjonariusze spełniają też czasem doniosłą rolę na innych niż bezpośrednio medialny frontach. Weźmy chociażby najazd służb Tuska na pałac prezydencki na początku roku, czyli słynne zatrzymanie Wąsika i Kamińskiego. Kolumna głowy państwa została w tym czasie zablokowana przez zupełnie przypadkowo zepsuty autobus miejski. O tym, że autobus miejski zupełnie przypadkowo się zepsuł, zaświadczył pracownik tej co zawsze telewizji, który zupełnie przypadkowo się w tym autobusie zajmował.

Mam jednak wrażenie, że oprócz tych jakże ważnych społecznie ról wspierania władzy, szczucia w jej imieniu i krycia jej, gdy trzeba, nasze „wolne media” spełniają jeszcze jedną nieocenioną rolę. To one popychają ją do naruszeń, szczególnie w obszarze podpuszczania do coraz ostrzejszej przemocy wobec przeciwników. Drwiny z księdza Olszewskiego, kłamstwa o tym, że „ukradł sto baniek”, a także nieustanne oburzenie, że niedostatecznie wiele osób jeszcze wsadzono, że nadmiernie demokracja walcząca przejmuje się jeszcze resztami jakichkolwiek przepisów, immunitetami, procedurami, domniemaniami niewinności. Prorządowe publikatory i ich funkcjonariusze spełniają rolę najbrutalniejszych kibiców żądających od władzy coraz to brutalniejszych ruchów, także w stosunku do innych mediów, celuje w tym oczywiście Czerska, a władza zaspakaja ich marzenia.

Zastanawiałem się, czy było tak jeszcze niedawno. Jednak nie. TVP Jacka Kurskiego jechała po Tusku, kpiono z KOD i atakowano Czerską, niemieckie media, TVN. Ale już choćby kwestie repolonizacji czy opodatkowania TVN budziły dyskusje i wątpliwości. W czasie rządów PiS doszło do kilku aresztowań polityków czy menadżerów związanych z PO. Czy zatrzymaniu Jacka Krawca, byłego szefa Orlenu, towarzyszyła medialna orgia? Nawet słynne omdlenie mecenasa Giertycha budziło powszechne politowanie, ale nie przypominam sobie aż takiego wzmożenia. PiS miał swoje narracje i swoich narratorów, nierzadko nadgorliwych, niektórych także godnych miana funkcjonariuszy, ale nie przypominam sobie, żeby któryś z nich otwarcie życzył komuś z opozycji gwałtu w więzieniu albo w urbanowskim stylu kpił z ewidentnie umęczonego więźnia.

Skąd ta różnica? Mam swoją własną teorię, że dziennikarze z Czerskiej i Wiertniczej jako dzieci raczej nie chodzili na religię i do kościoła. A nawet jak ktoś już dawno zapomniał o tym, co tam mówiono, co dotyczy większości dziennikarzy tak zwanej prawicy, to kilka zasad czasem gdzieś w tyle czachy każdemu zostaje. Miedzy innymi to, że pasienie się sadystyczną nienawiścią do innych, kiedy mają problemy, w dłuższej perspektywie nie popłaca.  A może i wytłumaczenie jest inne. Takie, że zbiorowa agresja i nienawiść to przede wszystkim domena tchórzy i ludzi słabych. Więc i o nich trzeba czasem może pomyśleć z litością, by nie być jak oni? Nie jest to łatwe uczciwie mówiąc. Jest to nawet, szczególnie dziś, cholernie trudne.