CEZARY KRYSZTOPA: Powodzianie cierpią w ciszy

Rys. Cezary Krysztopa

Powódź się skończyła? Sądząc z jedynek największych portali tak, ale sądzę, że tysiące powodzian ma w tej sprawie inną opinię. Woda spłynęła, ale to nie koniec nieszczęścia, to jego początek.

Ludzie zostali bez dachu nad głową, kończą im się pieniądze, lub też dawno im się pieniądze skończyły. Jeśli czyjś dom ocalał, to jego ściany są mokre i do zimy bez potężnych osuszaczy, których bardzo brakuje, nie wyschną. Jeśli nie wyschną nie będą miały podczas mrozów żadnej izolacyjności termicznej. O takich „drobiazgach” jak grzyb nie wspomnę. Infrastruktura jest zniszczona, przy tym poziomie organizacji, o którym opowiadał linczowany dziś przez urzędników Tuska były Komendant Główny Państwowej Straży Pożarnej gen. Bartkowiak, nie daj Boże żeby przeszedł jakiś kolejny kataklizm.

Powodzianie cierpią w ciszy

Co się dzieje z powodzianami? A na przykład są zwalniani z pracy – Taką traumę przeżyłam… wszystko w błocie, w szlamie, a tu jeszcze listonosz wręcza wypowiedzenie. To najgorsza rzecz, ten moment. To jest załamujące doświadczenie, kiedy dobytek życia zabiera woda, zaczyna się sprzątanie, organizowanie jak tu dalej żyć, a tu jeszcze taka dobijająca wiadomość, że nie będziesz miała środków do życia – powiedziała w rozmowie z Tysol.pl pani Julia (imię zmienione na jej prośbę), która dostała wypowiedzenie z PKP Cargo.

Dzisiaj powodzianie wraz żołnierzami WOT, służbami i wolontariuszami pracują i cierpią w ciszy. Przejrzałem strony główne „wiodących mediów”. Temat powodzi i powodzian nie istnieje. Skończyły się putiniady Donalda Tuska, skończył się temat powodzi. Kierownik nie robi przedstawiania, więc nie ma o czym pisać.

Dzielny kierownik

Kierownik jest dziś zajęty czym innym. Jednego dnia „pokona” alkotubki”, następnego dnia postraszy paczkomaty. Każdego dnia rzuci swoim medialnym ogarom taki czy owaki żer, nad którym te będą deliberować w półmózgim zachwycie. Sprawa powodzi przestała się kierownikowi opłacać. „Odrobił” w oczach opinii publicznej katastrofalne słowa o tym, że „prognozy nie są przesadnie alarmujące” odstawiając cyrk, który nawet Jacek Żakowski nazwał „metodą putinowską” i trzeba mu oddać, że jak wskazują sondaże, zrobił to skutecznie. Ach jakiż z niego frant!

Tylko co z tymi ludźmi tam na południu? Tymi wybierającymi tony szlamu, tymi desperacko usiłującymi osuszyć domy, załatwić jakieś lokum dzieciom, ogarnąć im jakąś szkołę. Zastanawiającymi się jak przeżyć. Chowającymi bliskich.

Może i zachwyciłbym się sprytem kierownika, a może i zaśmiałbym się z głupoty „opinii publicznej” pasanej jak głupia krowa na ściśle wyznaczonych pastwiskach, ale kiedy myślę o tych ludziach, jakoś nie umiem.

Wszystko co mi przychodzi do głowy to stek wulgaryzmów.