Robiłem co mogłem, w ramach swoich skromnych możliwości i podczas Pomarańczowej Rewolucji i podczas Majdanu, grafiki, teksty, demonstracje. Po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę, jak wielu innych Polaków, udostępniliśmy uciekającym przed wojną Ukrainkom mieszkanie po Babci.
Pamiętam jak płakały kiedy powiedziałem im po rosyjsku, ukraińskiego nie znam – Nie ispugajties, wy doma – sam się prawie popłakałem. Pamiętam jak jeździliśmy z Synami po warszawskich dworcach karmiąc uchodźców z Ukrainy. I wiecie co? Wcale tego nie żałuję, zrobiłbym to jeszcze raz.
Polska pomoc, ukraińska niewdzięczność
Dopiero ostatnio dowiadujemy się więcej na temat skali pomocy Ukrainie ze strony państwa polskiego, od ekspertów słyszę, że mogliśmy oddać nawet 40% własnego uzbrojenia. A pieniądze, generatory, starlinki, zapewnienie logistyki i wiele, wiele innych rzeczy? Być może ktoś to kiedyś policzy, a być może już się nie da. Podobnie jak wielu innych uważam, ze to trzeba było zrobić, nie dla Ukrainy nawet, tylko dla Polski. Inna sprawa czy nie przekroczyliśmy krytycznego uszczuplenia własnych zasobów. A jeszcze inna to to, że z niezrozumiałych dla mnie powodów, rząd Morawieckiego nie brał pokwitowań za to co w naszym imieniu na Ukrainę wysyłał.
W efekcie, kiedy tylko Polsce skończyły się pieniądze i czołgi do oddania, na arenę powróciły Niemcy, które jeszcze niedawno, jako „sojusznik strategiczny” Ukrainy uważały, że „nie warto jej pomagać”. No, ale skoro ich wielikij drug Władimir nie dał rady Ukrainy zatłuc, to trzeba się było odnaleźć w nowej sytuacji. A żaden Polak nie da Ukraińcowi tyle, ile Niemiec obieca. No więc Zełenski kopnął Polaków w tyłek wykorzystując jako pretekst obronę polskiego rolnictwa i poleciał w te pędy do Berlina, przy okazji mocno przyczyniając się do upadku rządu PiS, który tyle mu bez pokwitowania dał. Razem z Ukrainą (nie w formie państwa, to była bzdura na kółkach, w formie jakiegoś sojuszu) mogliśmy stanowić jakiś w miarę samodzielny środek ciężkości w Europie środkowej i wschodniej. Ukraińcy oddali to za paciorki. Teraz, po ofensywie kurskiej, obrażeni Niemcy zapowiadają zatrzymanie nawet dostaw paciorków.
Kuleba na parteitagu
I po tym wszystkim do Polski przyjeżdża ukraiński MSZ Dmytro Kułeba, który na partyjnym, jebaćpisowym parteitagu nowej, proniemieckiej partii rządzącej, zestawia Rzeź Wołyńską z Akcję Wisła, czyli brutalne zarżnięcie stu tysięcy niewinnych Polaków z dokonanymi przez komunistów wysiedleniami Ukraińców po wojnie. Mało tego, twierdzi, że „zostali wysiedleni z terenów ukraińskich”, a tak w ogóle, to „po co wracać do przeszłości”.
Można powiedzieć, że Dmytro Kuleba na Campusie Polska pokazał, że nie chodzi na nim o „je.anie PiS”, to taka bardziej lekkostrawna wersja light, na finansowanym z niemieckich pieniędzy Campusie Polska chodzi o „je.anie Polski”.
A zwracając się już bezpośrednio do ukraińskiego MSZ, jeśli Polska po latach wspomagania Ukrainy daleko idącym własnym kosztem, ciągle na ekshumacje brutalnie zamordowanych przez Ukraińców Polaków „nie zasłużyła”, niemieckie obietnice ciągle Was bawią, a Pan nie umie uszanować pamięci stu tysięcy polskich ofiar, to Ukraińców i Pana wybór, a także obciążenie Waszych sumień. Ale korzystając z estetyki imprezy, na której było Panu tak dobrze, proszę „czym prędzej opuścić terytorium Polski”, nie wracać, a po MIGi, o których wspominał Pana pryncypał, udać się do Niemiec.