Na jakiej podstawie twierdzę, ze „PiS ukradł sto bilionów”? A wziąłem sobie z sufitu. Wolno rządzącym, to i mnie wolno. Kamaryla Donalda Tuska została z pomocą sił zewnętrznych osadzona w Warszawie nie dla powodzenia Polski czy Polaków – ale że Polska jakimiś resztkami suwerenności, czy demokracji się wykazuje – kamaryla owa przed polską opinią publiczną nie jest w stanie wykazać się żadnymi sukcesami.
Gospodarka leży i kwiczy, inwestorzy uciekają z Polski, nie czytałem jeszcze kompleksowej analizy, ale prawdopodobnie w związku z wynikającym z katastrofalnego tzw. „Zielonego Ładu” szybkim wzrostem cen energii i waleniem się w gruzy wiarygodności otoczenia prawnego, szybko rośnie inflacja, katastrofa unijnej tzw. „procedury nadmiernego deficytu”, zatrzymywany jest każdy strategiczny projekt, który mógłby zbudować jakąś naszą przewagę konkurencyjną nad Niemcami, trwa niepewność wokół kontraktów zbrojeniowych, co jest wyjątkowo groźne wobec wojny za płotem i zagrożenia wojną światową.
Polityka zagraniczna miała być pod rządami Tuska, który „nie da się ograć” pasmem klapsów ze strony jego „europejskich przyjaciół”. Nawet te słynne, oparte na żądzy zemsty „Silnych Razem” rozliczenia PiS, wobec ośmieszenia komisji sejmowych i substytutu prokuratury w jakże wielu przypadkach, prawdę mówiąc wyglądają (choć trzeba pamiętać o tym co się robi ks. Olszewskiemu i byłym urzędniczkom Ministerstwa Sprawiedliwości) bardziej śmieszno niż straszno. Być może jedynym sukcesem Koalicji 13 grudnia jest stanięcie przez Tomasza Lisa murem za polskim mundurem i jego zachwyt nad defiladą w Święto Wojska Polskiego, tą samą defiladą, która w zeszłych latach tak go drażniła.
No ale przecież ludzie Donalda Tuska słyną z talentu do tzw. „polityki przykrywkowej” – Co robić? Co robić? – rozlega się na korytarzach Kancelarii Premiera – Już wiem, ogłosimy że to wszystko to wina PiS – pada genialna propozycja – Wyciągnijmy z nosa jakąś bzdurę i wdrukujmy ją w głowy Polakom. No i wyciągnęli. Ale nie wdrukowali. Bo problem w tym, że i Polacy są inni niż w latach 2007 – 2014 roku, kiedy to Tusk robił z nimi co chciał i osłony medialnej nie ma tak szczelnej jak wtedy.
Zresztą, w gruncie rzeczy Donald Tusk wcale nie powiedział, że „PiS ukradł 100 miliardów”. Tusk powiedział tylko, nie przedstawiając żadnych dowodów zresztą, że „podejrzana kwota wydatków publicznych, ustalona w wyniku kontroli Krajowej Administracji Skarbowej, osiągnęła 100 miliardów złotych”. „PiS ukradł 100 miliardów” usiłowali wdrukować w głowy Polakom wyłącznie jego polityczni i medialni dobosze, którym niespecjalnie się to udało, ponieważ hasztagi, które miały ponieść to coś, zdechły w sieci jeszcze tego samego dnia. A później dobił to minister finansów Domański mówiąc w Polsat News, że „100 mld to kwota, która jest objęta badaniem, 5 mld zł to kwota, gdzie już są ustalone nieprawidłowości, z kolei ponad 3 mld zł to kwota odnośnie, której złożono zawiadomienie do prokuratury”, co potwierdził również szef Krajowej Administracji Skarbowej.
Już sam fakt hucznego podpisywania „porozumienia o współpracy” trzech ministrów Tuska, którzy jako ministrowie jednego rządu są do współpracy zobowiązani, sprowadzał ich do poziomu pajaców skaczących w rytm marnej jakości propagandowej melodii, a po tym jak pękł balonik „100 miliardów”, Andrzej Domański, Tomasz Siemoniak i Adam Bodnar, zostali z tym wszystkim jak Himilsbach z angielskim.
Nie jestem ekonomistą, ale nie jestem również naiwny. Zdaję sobie sprawę z tego, że do każdej władzy i każdej partii władzy w trakcie rządzenia przykleja się coraz więcej cwaniaków i złodziei, ale również jako laik mam prawo zadawać sobie pytanie: „Jak to jest, że PiS tak strasznie kradł i na wszystko wystarczało, a przyszli ci którzy nigdy nie kradli i nie kradną i nagle na wszystko brakuje?”