CEZARY KRYSZTOPA: Uważasz, że jesteś człowiekiem? A masz na to jakieś dowody?

Rys. Cezary Krysztopa

Kiedy piszę ten felieton, wiadomo już, że polska pięściarka Julia Szeremeta zmierzy się w finale Igrzysk Olimpijskich w Paryżu w kategorii do 57 kilogramów z Lin Yu-ting, budzącą ogromne kontrowersje zawodniczką/zawodnikiem z Tajwanu, która/który nie przeszedł testu płci Międzynarodowego Stowarzyszenia Boksu, ze względu na zbyt wysoki poziom testoteronu i posiadanie męskiego zestawu chromosomów XY.

Nie jest to jedyny tego typu przypadek, dość wspomnieć przypadek Imane Khelif, pięściarki/pięściarza z Algierii. Zresztą całe Igrzyska w Paryżu rozpoczęły się od skandalu podczas otwarcia, które zamieniło się w swego rodzaju progresywno-satanistyczną orgię z elementami antychrześcijańskiego świętokradztwa. Jednocześnie groźba kary wisi nad brązową medalistką igrzysk olimpijskich w Paryżu w skateboardingu, Brazylijką Rayssą Leal, która ośmieliła się na wizji przekazać w języku migowym „Jezus jest drogą, prawdą i życiem”. Międzynarodowy Komitet Olimpijski chowa jak może głowę w piasek, ale jeśli francuscy organizatorzy Igrzysk planowali przy ich pomocy pokazać siłę „wartości europejskich”, to z użyciem ogromnych środków pokazali raczej schyłkową dekadencję, upadek idei olimpijskiej i zwyczajną małpią złośliwość.

Skandale

W tym duchu utrzymany jest również ciąg skandali związanych ze startem zawodników, których płeć łatwo zakwestionować. Skandali wynikających nie tylko z zaprzeczenia podstawowej sportowej uczciwości, ale przecież również ogromnego zagrożenia zdrowia, a być może również życia zawodniczek, które z natury są słabsze od zawodników o męskiej budowie i z wyższym poziomem testosteronu.

Jak donoszą media obydwa przypadki nie są przypadkami transseksualistów, choćby takich którzy nawet nie przeszli żadnych „modyfikacji”, a tylko „deklarują” swoją „kobiecość”, ale przypadkami zaburzeń rozwoju płciowego. To nieco inna sytuacja, ale również w takiej, choćby ze względu na bezpieczeństwo zawodniczek, nie powinni z nimi rywalizować. A jeśli wbrew duchowi sportu rywalizują, to tylko po to, żeby zaspokoić cywilizacyjne roszczenia pozostających w mniejszości, ale wpływowych progresywnych inżynierów społecznych.

Ktoś powie – no a co, mamy wykluczać z życia społecznego ludzi z problemami rozwoju płciowego? – z życia społecznego nie – odpowiem – ale ze sportu kobiecego, choćby ze względu na bezpieczeństwo kobiet, tak. Załóżmy nawet, że taki natłok, szczególnie w olimpijskim boksie, bardzo rzadko w naturze występujących przypadków zaburzeń rozwoju płci, jest czymś zwyczajnym, to chyba nie ma chyba przeszkód, żeby rywalizowali z mężczyznami? Tam nie będą budzić takich kontrowersji.

Człowiek kontra goryl

I jeszcze jeden, może nico bardziej długookresowy aspekt całego tego żałosnego przedstawienia. Otóż dziś elementem mainstreamu jest kwestionowanie definicji płci. Natomiast w drodze jest już kwestionowanie definicji człowieczeństwa, ponieważ właśnie do tego zmierzają różne „ruchy transgatunkowe”, które wprowadzają do głównego nurtu językowego pojęcie „osoby zwierzęcej”. Być może więc w przyszłości naszym zmartwieniem będzie nie bicie w ringu kobiety przez mężczyznę, ale np. człowieka przez goryla albo niedźwiedzia.

A jakie to daje pole do popisu przemocowym reżimom, czasem dziś nieco zakłopotanym tzw. „prawami człowieka”.