CEZARY KRYSZTOPA: „Silni razem” zrobili swoje, „Silni razem” mogą odejść

Rys. Cezary Krysztopa

Ci, którzy są aktywni w sieci, szczególnie na platformie „X” (wcześniej „Twitter”) zauważyli na pewno spadek aktywności tzw. „Silnych razem”. Internetowej bojówki znanej z ataków nie tylko, a nawet nie głównie na politycznych przeciwników, ale przede wszystkim na tych, którzy ośmielili się wystąpić choćby na centymetr przeciwko doktrynie, której strażnikiem uczyniono Romana Giertycha.

Dziś mało kto się do ojcostwa i matkostwa „Silnych razem” przyznaje, ale choć pamięć mam słabą, to wujek Gugiel podpowiada mi zdjęcia posła Platformy Obywatelskiej Arkadiusza Myrchy, czy posła Platformy Obywatelskiej Krzysztofa Brejzy reklamujących się na tle furgonetki oklejonej hasztagiem #SilniRazem. Podpowiada zdjęcie Pana kiepsko wykształconego posła Koalicji Obywatelskiej Mieszkowskiego, który uczestniczył w akcji wspierającej „Silnych Razem” bodaj we Wrocławiu. A więcej nie chce mi się szukać. Koalicja Obywatelska reklamowała nawet telefon, pod który trzeba było dzwonić jeśli chciało się zostać „Silnym razem”, ciągle można go znaleźć w sieci.

Kilka teorii

No dobrze, ale dlaczego od kilku tygodni, tak wcześniej aktywni i skuteczni w promowaniu hasztagów na „X” „Silni razem” nie są zauważalni w trendach? Otóż jest kilka teorii.

Jedna głosi, że to cisza przed burzą. Są wakacje, czas flauty, ale internetowe bojówki Romana Giertycha przygotowują się do akcji na początku jesieni. To wtedy może się zdecydować sprawa ewentualnego pozbawienia Prawa i Sprawiedliwości państwowej dotacji przez PKW. A właściwie, podobno, sprawa jest już zdecydowana i bonzowie PKW oczekują tylko od Rympałków Tuska dającej im jakie takie poczucie bezpieczeństwa, podkładki. Osłona ogłoszenia tak kuriozalnej decyzji może się wtedy rzeczywiście w mediach społecznościowych przydać.

Inna teoria głosi, że „Silni razem” nie tylko nie są już z całym swoim szurstwem potrzebni, ale wręcz szkodzą „rewolucji” (znany mechanizm „zjadania dzieci”). A to zaszczekają na „zaprzyjaźnionych dziennikarzy”, a to nawet Nitrasa poszarpią… A tutaj za pasem wybory prezydenckie, które działają zupełnie inaczej niż parlamentarne. Tu trzeba różne środowiska łączyć, do różnych się odwoływać, „politykę miłości” znowu prowadzić. Polaryzacyjną wściekliznę „Silnych razem” trudno tu uznać za wartość dodaną. Być może dlatego właśnie sepsowy zapiewajło dał sygnał do pozostawienia twitterowych berserkerów na polu bitwy.

Rachunki przyszły

Nie wykluczając żadnej z powyższych, mam jednak trzecią teorię, którą pozwolę sobie uznać za równie prawdopodobną. Otóż, wierzę głęboko, że istnieje w Polsce niemała grupa ludzi (nie nazywam ich „Polakami”, bo nie wiem czy bym ich nie obraził), którzy są gotowi żyć w biednym i eksploatowanym przez innych kraju, płacić wysokie rachunki, mało zarabiać i oddawać przyszłość swoich dzieci w zamian za poklepywanie po plecach, byle tylko Kaczyńskiemu zrobić na złość. Tak ich zaprogramowano.

Ale nawet oni mają jakieś ludzkie potrzeby, a być może nawet potrafią liczyć. No i właśnie rachunki przyszły, a my jesteśmy świadkami skutków pewnego dysonansu poznawczego.