Nie, nie pomyliłem się. Na prawie 37 milionów mieszkańców Polski przypada ponad 7 milionów dziennikarzy. Też Polaków. Chyba. Taką wersję przyjąłem i będę się jej trzymał. A jeżeli ktoś zarzuci mi manipulację, to postraszę sądem. Tak jak ponad 7 milionów dziennikarzy robi codziennie. W sieci.
Skąd wziąłem te liczby? Jeśli każdy dzisiaj może zostać dziennikarzem, to ja mogę, jako dziennikarz – prawie emerytowany – mogę przypuszczać, że mam w Polsce 7 milionów żurnalistów. Skoro, według badania dla Wirtualnych Mediów z końca ubiegłego roku, 25 milionów użytkowników ma w Polsce Facebook, Tik-tok i Instagram razem wzięte to 27 milionów ludzi, X d. Twitter ponad 8 milionów a piąty w tym zestawieniu Pinterest ma ponad 6 milionów internetowych fanów, to wszystko jest możliwe nawet 7 milionów dziennikarzy między Bugiem a Odrą.
Dwója z rachunków
7 milionów dziennikarzy? Tak uważam. Na podstawie obserwacji oraz mojego matematycznego niedouczenia wynikającego z zaufania do statystyk i dużych liczb. Kont w serwisach społecznościowych w Polsce może być ze sto albo lepiej dwieście milionów, tego nikt nie policzy. Dodaję zatem jeszcze 55 milionów, bo mam 55 lat. Zatem 250 milionów polskich kont podzieliłem na 37, czyli orientacyjną liczbę mieszkańców naszego kraju i wychodzi mi 6 milionów 800 tysięcy. Zaokrąglam i średnio wychodzi mi 7 milionów dziennikarzy polskich. A dodam jeszcze, że 7 to moja szczęśliwa liczba…
Niby bzdura w niby prawie
Okrutne te dyrdymały napisałem, aby uzmysłowić niektórym, że jeśli regulacje prawne dotyczące mediów i zawodu dziennikarza, prawo prasowe, prawo autorskie oraz prawa pokrewne nie uregulują podstaw przepisów, to wkrótce może być w Polsce nie tylko 7, ale nawet 10 milionów dziennikarzy. Wynika to po prostu z przeświadczenia niektórych ludzi, że pisząc coś na FB, X czy innych wirtualnych tablicach marzeń, mogą być już dziennikarzami, publicystami i felietonistami. Tak na przykład uważa wielu internetowych trolli, wstawiając sobie „red.” przed imię i nazwisko, często kompensując sobie niedostatki sztuki posługiwania się piórem, czyli klawiaturą i w ogóle niedostatki mózgowia. No, ale jeśli ktoś siedzi przed migotliwym ekranem kilkanaście godzin dziennie to synapsy się wypalają. A prawo medialne w Polsce ciągle bardziej przystaje do rzeczywistości jednego z pustynnych regionów w bardzo źle rozwiniętym państwie afrykańskim.
Prawo jaruzelskie
Władze państwowe i samorządowe od 1989 roku nic nie robią, aby dziennikarstwo wyrwać z komunizmu, bo obecne prawo prasowe, z kosmetycznymi zmianami, pochodzi z roku 1984 roku a pisane było ponoć jeszcze w stanie wojennym. Leżący niesłusznie na Powązkach Jaruzelski, Kiszczak i Urban muszą w piekle naprawdę krztusić się ze śmiechu.
Już nie chodzi o wielkie konstrukcje systemowe dotyczące mediów, rzecz jest pilna, bo dotyczy istoty przekazu i odbiorców. Na Boga, jeśli może być 7 milionów dziennikarzy, bo piszą w Internecie, to może być też codziennie 7 milionów kłamstw. Nie tęsknię za cenzurą, ale prawo musi kontrolować, choćby poprzez czytelny kodeks cywilny, uprawnienia i obowiązki ludzi podających się za dziennikarzy.
Dziennikarz brzmi dum(r)nie
Aha, nie ma w polskich przepisach takiego zawodu jak dziennikarz… Wiem, co piszę, spytajcie agentów. Na początek ubezpieczeniowych. System się kurczy i parcieje, rozwali się za kilka lat, chyba, że lada dzień na konferencję prasową premiera Tuska przyjdzie 7 milionów wkurzonych polskich dziennikarzy, powiedzmy obywatelskich, którzy nie będą mieli akredytacji… I spytają na przykład owi dziennikarze, co dalej z nielegalnie przejętymi mediami publicznymi. Przejętymi przez bezprawnie intronizowane przez rząd władze. Nie każdy lubi takie konferencje prasowe z 7 milionami pytań…
***
Zawód dziennikarza w Polsce formalnie nie istnieje, a mnie, w związku z tym przypomniał się stary dowcip:
Rzecz dzieje się za komuny. Milicjant zatrzymał dwóch pijanych facetów.
– Zawód? – pyta stróż „prawa” ubzdryngolonych mężczyzn.
– Krzyżówkowicz – odpowiada z godnością jeden z pijaków,
– Ja ci dam – gniewa się milicjant dobywając pałki.
– Stop! – krzyczy drugi z pijaków – Panie władzo, my – tak jak pan – jesteśmy ofiarami systemu.
– Jak to? – zdziwił się funkcjonariusz.
– Pan nie wierzy, bo pan nie widzi, jak ja mu te kratki dorysowuje…
Hubert Bekrycht (X, FB)