Unia gnoi Tuska. Tusk gnoi Polaków, Polacy nie mają kogo gnoić, więc gnoja się pomiędzy sobą – napisał na Twitterze (jakoś nie mogę przestawić się na „X”) Rafał Otoka-Frąckiewicz, a ja zasępiłem się nad geniuszem tej krótkiej, acz smutnej sentencji.
Z Rafałem stosunki mamy dość złożone, jak na złożonych ludzi przystało. Czasem się zgadzamy, czasem się żremy, ale generalnie mam wrażenie, że dość się lubimy. Ja dodatkowo uważam, że w tym co robi dotyka go czasem przeboska ręka geniuszu. I tak wydaje mi się w przypadku tego krótkiego stwierdzenia, które a prosty sposób opisuje mechanizm podległości, w który sami się wpędzamy.
Nasza wina
Prawdą jest bowiem, że rządzi nami dzisiaj ktoś w rodzaju niemieckiego gubernatora, który za nic ma interesy, bezpieczeństwo czy dobrobyt Polaków. Prawdą jest, że rządzi nie dlatego, że wygrał wybory, tylko dlatego że był sprytniejszy od obecnej największej partii opozycyjnej, która w istocie wybory wygrała i zbudował sobie koalicjantów. Prawda jest również to, że w zasadzie nie tyle rządzi co sprawia wrażenie jakby wykonywał polecenia tych, którzy i tak nim pomiatają i wycierają nim, jak podczas ostatniej wizyty pryncypała Olafa Scholza, podłogę.
No i co z tego, skoro największa w tym nasza wina? Wszystkie te ułożone w kolejne piętra narośla są w stanie na nas pasożytować i nas gnoić głównie dlatego, że daliśmy się podzielić do tego stopnia, że bardziej nienawidzimy wewnętrznych „tamtych” niż jesteśmy w stanie dostrzec zagrożenia zewnętrzne. Gdyby, nie daj Boże, ktoś na nas napadł i wybuchłaby w Polsce regularna wojna, prawdopodobnie w większym stopniu niż agresor, zajmowałaby nas satysfakcja, że „tamci” w końcu „oberwą za swoje”. A przynajmniej takie by można odnieść wrażenie po doświadczeniach naszego codziennego życia publicznego. Co prawda istnieje też wersja, według której „w chwilach kryzysu potrafimy się zjednoczyć”, ale tak na wszelki wypadek może lepiej nie sprawdzać.
Wrogowie nie mają zbyt wiele do roboty
Przez cały ten bajzel nie jesteśmy w stanie uzgodnić nawet minimalnej płaszczyzny wspólnego interesu. Oczywiście antypatriotyczna propaganda, która ma nas pozbawić poczucia wspólnoty nie jest tu bez znaczenia, ale gdybyśmy byli w stanie ze sobą rozmawiać, ta w dużym stopniu, prawdopodobnie trafiałaby w pustkę.
Pewną jaskółką nadziei są tutaj przeróżne oddolne ruchy wspierające rozwój Polski. Rany, jak dobrze wiedzieć, że wokół hasła rozwoju potrafią skupić się i konfederata i pisowiec i razemek i nawet jakiś platformers się uchowa. Jednocześnie jednak trudno nie odnieść wrażenia, że to za późno, za płytko. Mleko nie tyle już się wylało, co każdego dnia leje się strumieniem szerokim jak wodospad Niagara. W tej sytuacji nasi wrogowie w sumie nie mają zbyt wiele do roboty, w zasadzie niszczą nas naszymi własnymi rękoma, podczas gdy nasze oczy niejako niezależnie od kończyn, z przerażeniem relacjonują załamanemu mózgowi rosnącą skalę strat.
Dlatego postanowiłem, za pozwoleniem, ująć sentencję Otoki-Frąckiewicza w formę rysunku, choć też pozwoliłem sobie „Unię” zastąpić „Niemcami”, co wydaje się w ostatnich dniach nieco bardziej aktualne. No ale jeśli ktoś zapyta „a co to za różnica”, to też będzie miał rację.