Zdj. z X Doroty Kani

Hubert Bekrycht: Próba odwrócenia ról, dziennikarka DOROTA KANIA atakowana przez prok. Wrzosek

Wyglądało na to, że po śmierci śp. Barbary Skrzypek, osoba ją przesłuchująca na trzy dni przed tragednią, prokurator Ewa Wrzosek, przynajmniej na kilka dni zamilknie szanując Bliskich Zmarłej. Nic takiego. Wrzosek zaatakowała wszystkich, którzy ją krytykują. M.in. konserwatywną dziennikarkę Dorotę Kanię. Czyli obrona przez atak, a nawet atak poprzez atak. Konto na X @DorotaKania2 zawieszone. Dziennikarce zablokowano publikowanie treści.

Smutne, że nie ma końca tej ponurej historii, która razem z opowieściami o stalinowskim i jaruzelskim „wymiarze sprawiedliwości” przejdzie niestety do historii Polski. Prokurator Wrzosek przez lata bezwstydnie nękała prawicę i sprzyjała ruchowi ośmiu gwiazdek, ponoć finansowanemu przez Moskwę. Teraz w obliczu kompromitacji, po której nie byłoby jej już w prokuraturze Burkina Faso, zaczęła atak na dziennikarzy krytycznych wobec rządu.

Padło na Dorotę Kanię odważną dziennikarkę znaną z opisywania negatywnych dla obywateli realiów liberalnych i lewackich rządów, słynną z tropienia m.in. komunistycznych i rosyjskich wpływów w naszych kraju. Otóż Kania odważyła się ujawnić dane prokurator Wrzosek. Dane ogólnodostępne. I Wrzosek będzie dziennikarza prawnie nękać. Niemożliwe? Możliwe. W folwarku ministra Bodnara, jak najbardziej możliwe.

Dziennikarka, zgodnie z warsztatem zawodowym, opublikowała po prostu dokument z danymi pani prokurator. Chodzi o to, że teraz pani prokurator Wrzosek boi się, że coś niedobrego spotka ją i jej Rodzinę. Wspomnieć należy, że dane pochodzą z legalnych i jawnych źródeł. Można je znaleźć także w dokumentach prokuratury. Jawnych dokumentach.

Ale prokurator Wrzosek widzi problem, tak jak nie widziała problemu w tym, że przesłuchanie śp. Barbary Skrzypek odbyło się bez jej adwokata, ale w obecności antyprawicowo nastawionych dwóch prawników. Nie widziała Wrzosek nic złego, że nie było protokolanta. Sama pisała, co usłyszała. Chociaż prowadzenie przesłuchania i protokołowanie to taka sama sztuka, jak prowadzenie samochodu i jednoczesne szydełkowanie oraz robienie w tym czasie pierogów z serem…

Dorota Kania jest potrzebna prokuraturze i samej Wrzosek, aby najzwyczajniej odwrócić uwagę od śmierci Barbary Skrzypek i po to, żeby prorządowe media oraz grupy hejterskie mogły zalać Internet manipulacjami.

Dziennikarka będzie walczyć i mam nadzieję, że każdy porządny dziennikarz w Polsce będzie ją wspierał. Bo jednyną „winą” Kani jest chyba tylko podanie wieku pani prokurator. Ale to przecież wszyscy wiedzą. Wrzosek ma 55 lat. To nie wstyd, sam skończyłem w ubiegłym roku. Jeśli to tak drażni prokurator Wrzosek, to może ona próbować zamknąć ukazujący się na Wisłą i Odrą niemiecki tabloid, który podaje wiek wszystkich opisywanych w bulwarówce osób.

Trzymaj się Doroto!

HUBERT BEKRYCHT: Czekając na medialny koniec rządowych rozliczeń opozycji

Dziennikarze popierający rząd Donalda Tuska mają spory kłopot, bo tzw. rozliczenia Zjednoczonej Prawicy przekroczyły już poziom absurdu. W Polsce wyraźnie widać łamanie zasad prawnych i obyczajowych, którymi od setek lat kieruje się cywilizacja judeochrześcijańska. Widzą to młodzi i starzy, widzą to też politycy. Wszystkich partii.

Niestety niesprawiedliwość w wymiarze sprawiedliwości zdaje się potwierdzać śmierć śp. Barbary Skrzypek trzy dni po przesłuchaniu jej w prokuraturze. Po przesłuchaniu, które prowadziła nie ukrywająca niechęci do prawicy prok. Ewa Wrzosek. Po przesłuchaniu, do którego nie dopuszczono adwokata wieloletniej dyrektor biura PiS i bliskiej współpracownicy prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Przesłuchaniu, którego celem był powrót do tzw. sprawy dwóch wież, sprawy dawno już wyjaśnionej. Przesłuchaniu, w którym uczestniczyli prawnicy powszechnie i bez zażenowania okazujący pogardę do ugrupowań konserwatywnych, w tym PiS.

Nie wolno mysleć

Media liberalne i lewackie związane z obecnym rządem już kilka godzin po ogłoszeniu śmierci śp. Barbary Skrzypek orzekły, że nie można powiązać zgonu kobiety z przesłuchaniem jej przez prokurator Wrzosek. Czy te media są rzetelne? Nie. Bo nie można niczego wykluczyć. A dziennikarz musi przynajmniej pytać. Pytać o związek przesłuchania z nagłą śmiercią osoby, która od lat pracowała na rzecz głównej polskiej partii prawicowej.

Może media rządowe przeraziły się gróźb prokuratury i prawników? Chodzi o mało subtelne oświadczenia o karach dla tych, którzy odważą się wątpić w to, że śmierci Barbary Skrzypek nie można łączyć z jej przesłuchaniem bez adwokata, za to w obecności znanych z prorządowych sympatii prawników. Media nie są nieomylne, ale nie mogą być naiwne. Słysząc oficjalne rządowe, koalicyjne, „komunikaty” o „absurdalności” zarzutów wobec orwellowsko-kafkowskiego przesłuchania pod nieobecność obrony, przypomina mi się ton mojej niespokojnej młodości.

Dojrzewanie do buntu

Otóż dorastałem, jak zdychała hydra komuny, zbrodniczy potwór, który najpierw sprzymierzył się z faszyzmem w 1939 roku, a potem dominował w naszej części Europy, zresztą nie tylko tutaj. W 1989 roku miałem 20 lat i wpatrywałem się w Okrągły Stół jak alkoholik w inny stół, gdzie stoją butelki. Jak człowiek, który jednak chcąc się wyrwać z jednego nałogu wpada w inne uzależnienie. Z tego uwielbienia dla koncesjonowanej przez Wałęsę, Michnika i Geremka opozycji wyrwały mnie zbrodnie komunistycznej bezpieki. Oficjalnie popełnione przez „nieznanych sprawców” morderstwa księży Stefana Niedzielaka, Stanisław Suchowolca i Sylwestra Zycha.

Myślano, że mordercy duchownych to pogrobowcy komunizmu, ale to byli i są komuniści. Milicjanci i esbecy wmawiali wszystkim, że jeden z księży spadł z krzesła a inny nadużył alkoholu. I dlatego zmarli… Odrażające. Komunizm to nie tylko obecny ustrój opresyjny Korei Północnej czy Kuby, ale to także mentalny stan wielu Polaków wierzących w bezstronność wymiaru sprawiedliwości bez prawa do adwokata dla osoby przesłuchiwanej.

Pęknięcia

Dlaczego o tym opowiadam? Bo po kłamstwach PRL o masowych morderstwach kapłanów tuż przez objęciem władzy przez liberalne skrzydło Solidarności, w wielu młodych ludziach, we mnie też, coś pękło. Przekonaliśmy się właśnie wówczas, że komuna przemalowana na socjaldemokratów nigdy nie przestanie łżeć. Tak jest do dzisiaj.

A media, które powtarzają albo, co gorsza, wierzą w kłamstwa komuny AD 2025, powinny się same rozwiązać płonąc ze wstydu. I już nigdy nie powracać do życia publicznego. Kiedy coś pęknie w zmanipulowanych młodych ludziach nienawidzących konserwatyzmu? Nie wiem, ale oby jak najszybciej.

HUBERT BEKRYCHT: Między wierszami, czyli rządowa cenzura pod patronatem UE

Smutne i dziwne czasy nastały. 36 lat po upadku komuny rząd w Polsce chce cenzury treści internetowych. Dlaczego? Bo tak chce rząd  i władze UE. Liberałowie i lewacy panując udzielnie nad unijnymi strukturami chcą też rządzić w poszczególnych państwach członkowskich. Także rząd RP zatęsknił za dyktaturą demokracji i komunistycznymi urzędami kontroli publikacji i widowisk.

Czy da się zarządzać przy pomocy cenzury? Da się. Chociaż na razie Unia Europejska jest wspólnotą, a nie związkiem przypadkowych krajów z cesarzami niemieckimi lub francuskimi na czele. Jeszcze. Już jednak da się cenzurować treści internetowe na terenie UE. I publikując te słowa nie wiem, czy one do kogoś dotrą, czy może ktoś zechce coś tu „pozmieniać”, ale ja zawsze będę pisać i mówić, co myślę.

Strach przed samodzielnością

Zamysł kontrolowania procesów politycznych poprzez autorytarne działania, mające pod prasą cenzorską ścisnąć wolność słowa, nie jest niczym nowym. Historia cenzury to przecież dzieje urzędników zdjętych strachem i wizją pozbawienia ich władzy. Tak jest teraz w wielu krajach UE, w Polsce też.

U nas cenzura, którą chce nam na wybory prezydenckie zafundować rząd pod „parasolem” kontrolującym Internet „dla dobra obywateli”, to propozycje haniebne, ale wynikające z prawa unijnego. Prawa, które – przypominam – nie jest nad naszym prawem krajowym. Na szczęście. W ogóle nie da się skutecznie cenzurować Internetu podczas kampanii wyborczej. Orędownicy tego pomysłu UE – czyli, między licznymi działaczami polskiej demokratury, premier Tusk i wicepremier, minister cyfryzacji Gawkowski – dobrze o tym wiedzą.

Cenzura i kara

Rząd chce po prostu karać opozycję i konserwatywne media za coś, co zawsze będzie mógł wytłumaczyć „unijnymi regulacjami”, m.in. DSA – aktem o usługach cyfrowych. Koalicji zależy na nie mającej reguł walce wyborczej i zainstalowaniu swojego człowieka w Pałacu Prezydenckim. I tylko temu jest podporządkowane cenzurowanie „treści niezgodnych z DSA”. Na przykład za napisanie, co czynię, że DSA to bzdura.

Zatem, jeśli rząd uruchomi do walki wyborczej zakazy internetowe, to o ile nie zdąży bezprawnie wsadzić do aresztów takich parlamentarzystów opozycji jak poseł Matecki, obejmie restrykcjami i karami pozostałych polityków konserwatywnych mających olbrzymie grono obserwatorów na profilach społecznościowych, tzw. zasięgi. I o taką, w istocie komunistyczną, cenzurę chodzi. Nie tylko o treści chodzi, lecz o piszących słowa krytykujące rząd Tuska. Mam nadzieję, że nie aparat władzy nie zdąży do 1 czerwca br.

Precz z komuną!

Był taki skecz Kabaretu Moralnego Niepokoju. Radiowiec tłumaczył praktykantce kto to był Jaruzelski emitując przemówienie zbrodniarza, który wprowadził stan wojenny. „A to taki sympatyczny dziadunio” – mówi dziewczyna. Radiowiec precyzuje. „Dziadunio… On mógłby ci wyłączyć fejsbuka” – wyjaśnia. I wówczas praktykantka niszczy płytę z nagraniem dyktatora.

I tak, bardzo prosto, trzeba tłumaczyć, co to jest wolność słowa… Jeśli przestaniemy nostalgicznie i głupio patrzeć na PRL, tak jak na „najweselszy z baraków obozu komunistycznego”, wtedy cenzura prewencyjna UE, rządu w Polsce i ta najgorsza, w nas, w końcu upadnie.

  ***   ***  ***

Czy nic się, do cholery, nie zmieniło? Czy urząd cenzury przeniósł się z ulicy Mysiej w Warszawie do budynku przy al. Ujazdowskich? Ponoć na Mysiej przy Brackiej, nad tablicą sławiącą wolność słowa, unosi się krztuszące się ze śmiechu cenzorkie echo Polskiego Apatycznego Prewencyjnego Ducha Ustawy Prawie Aktualnej.

O przyzwoitości przypomina posłom koalicji SŁAWOMIR JASTRZĘBOWSKI: 239 zhańbionych

Trudno nie czuć odrazy. Rozumiem brutalność polityki, strach przed partyjnymi bonzami, chęć utrzymania pracy i czegoś w rodzaju prestiżu, bo chyba bycie posłem przestaje już być prestiżowe, a wielu z tych przedstawicieli narodu to zwykłe lenie i nieuki. Nawet oni jednak powinni wiedzieć czym jest zwykła przyzwoitość, bo wymaganie zachowań honorowych, to chyba nazbyt wiele. Przyzwoitość.

239 posłów zagłosowało za aresztowaniem Zbigniewa Ziobry na 30 dni. Szokujące i hańbiące. Jeśli ktoś z tych 239 nie wie, czemu się zhańbił, to króciutko wytłumaczę. Otóż chcecie wsadzić na miesiąc do więzienia byłego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, bo oszaleliście z nienawiści, zemsty i chyba już strachu. Oszaleliście z całą pewnością i z całą bezczelnością, bo wy go chcecie upokorzyć i poniżyć dlatego, że… wasi ludzie, ludzie z komisji do spraw pegasusa tchórzliwie przed nim uciekli! Tak, zwiewali aż się kuksali!

To pierwszy w historii znany mi przypadek, w którym władza, chce wsadzić kogoś za to, że przed nim uciekła. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie twierdzić, że komisja do spraw pegasusa przed Ziobrą nie uciekła, bo wszyscy wiemy, że poseł Sroka pospiesznie zakończyła działanie komisji wiedząc, że świadek jest w budynku Sejmu i czeka na przesłuchanie. Tu nie chodzi o to, że na posła Ziobrę trzeba było czekać, wystarczyło go wpuścić.

Mówimy tu cały czas o świadku Ziobrze, o świadku, a nie o podejrzanym, oskarżonym czy skazanym i ten fakt potęguje hańbę 239 głosujących posłów. Państwo Sroki, Zembaczyńskie i Trele zaślepione nienawiścią i prymitywnym odwetem uciekają więc przed świadkiem (na oczach kamer relacjonujących na żywo). Chcą wsadzić Ziobrę za niestawiennictwo, chociaż wszyscy słyszeli, że się stawił, był i można go było przesłuchać. Ja się nie będę tu znęcać nad intelektem tej komisji, który wprowadza nas w stan depresji i prowokuje do zadania wielu pytań… Większość sejmowa powinna mieć jednak więcej rozumu.

I żeby była jasność, nie jest to żadna obrona Ziobry, tylko obrona zasad, podstaw, fundamentów demokracji. Jeśli Ziobro jest winny jakiegoś przestępstwa to go oskarżcie i niech zostanie osądzony tak, żeby i opinia publiczna mogła sobie wyrobić zdanie o jego winie bądź niewinności, bo polskim sędziom wierzą już tylko żony tych sędziów, a i to nie wszystkie. Nie wykluczam więc, że może się znaleźć jakaś długo losowana osobopostać w sędziowskiej todze dysząca chęcią zemsty, jak niesławna sędzia Kamińska (ta od nadzwyczajnej kasty), która tę hańbę 239 posłów zamieni na areszt dla Ziobry robiąc z niego męczennika.

Oczywiście celowo pomijam tu jeden wątek: komisja, zgodnie z prawem i orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego nie istnieje, a zwykły rozsądek nakazuje ją rozgonić, skoro o każdym podsłuchu decydował sędzia (w tym na przykład Tuleya) a nie politycy PiS-u. Pominąłem też gdybanie, co stałoby się, gdyby komisja nie uciekła przed Ziobro. Bo po tym, jak członkami komisji publicznie zamiatał Kaczyński czy Pogonowski należało się spodziewać, że merytoryczny i uzbrojony w wiedzę Ziobro mógłby się nad komisją w sposób wymyślny przy kamerach znęcać…

Kończąc: ciężko żyć w kraju, w którym większość sejmowa okazuje się obłąkana nienawiścią i zemstą zapominając o podstawowych wartościach, w których wychowuje się Polaków.

To do was wróci nieszanowni 239.

 

Sławomir Jastrzębowski

Komentarz HUBERTA BEKRYCHTA w sprawie ataków na SDP: Nie damy się „unieważnić”!

Oprócz oczywistych manipulacji, w artykule Press „Stowarzyszenie dziennikarskich przelewów”, znalazło się przesłanie wszystkich zależnych od rządu Donalda Tuska pracowników mediów: SDP jest złe i trzeba je zdelegalizować. Autor tego paszkwilu, Pan Boczek, który usiłuje uprawiać publicystykę, sam złapał się w pułapkę własnych insynuacji. Uwierzył w to, co napisał.

Praca dziennikarza polega na tym, że sprawdza się fakty. Te podane w artykule nie są w ogóle w jakikolwiek sposób fachowo zweryfikowane. Teza o ich sensacyjnym podłożu pochodzi sprzed 4 lat.

Osoby spotwarzone przez Press dawno wytłumaczyły się z prac na rzecz FSD, co więcej na ten temat sporządzono dokumenty, które rozliczyły wszystkie dotacje jakie kiedykolwiek FSD dostała. Nie stwierdzono nieprawidłowości. Co robi Press? Podważa to wszystko raz jeszcze przygotowując grunt do ostatecznego rozwiązania kwestii SDP.

 

  1. Nie ma dowodów na „sprzeniewierzenie” pieniędzy przez Fundację Solidarności Dziennikarskiej ani Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich.
  2. Nie udała się próba powiązania rzekomo „sprzeniewierzonych” pieniędzy z FSD z działalnością SDP poprzez szefa Fundacji i Stowarzyszenia Krzysztofa Skowrońskiego.
  3. Przeinaczenia powtarzane przez Press pochodzą z „raportu” przedstawionego przed zjazdem wyborczym w 2021 roku, w którego tezy nie uwierzyły organy wymiaru sprawiedliwości a nawet ci, którzy ten „dokument” inspirowali.
  4. Powtarzanie tych kłamstw i manipulacji teraz, kiedy prezesem po 13 latach przestał być Skowroński ma skłaniać do myślenia, że w FSD działo się coś niepokojącego, a były prezes SDP (obecnie członek Zarządu Głównego SDP) był w to zaangażowany. Tak mają myśleć zwykli członkowie SDP. Na szczęście tak nie myślą, bo to nieprawda, a SDP będzie broniło swojego dobrego imienia i dobrego imienia swoich członków oraz przedstawicieli władz.
  5. Nie chodzi o liczby, kwoty, daty i to, co rzekomo ustalił sam Pan Boczek, a raczej co firmuje pan Boczek. Tu chodzi o zasianie wątpliwości, w to co jest istotą działalności SDP – skuteczność obrony dziennikarzy. Przed cenzurą, ale także przed atakami bezczelnie politycznymi. A obecny rząd od 20 grudnia 2023 roku, kiedy to bezprawnie przejęto media publiczne, próbuje „unieważniać” swoich krytyków. Szczególnie dziennikarzy.
  6. Prasowy napad na Skowrońskiego ma także osłabić działające pod jego kierownictwem Radio Wnet, rozgłośnię, która stała się ważnym ośrodkiem opinii w przestrzeni medialnej stopniowo zawłaszczanej przez koalicję 13 grudnia. Zarówno ataki taki na Krzysztofa Skowrońskiego, byłego prezesa SDP, jak i obecną prezes SDP i dyrektor Centrum Monitoringu i Wolności Prasy Jolantę Hajdasz i innych członków władz Stowarzyszenia są jakże żałosnymi próbami zdyskontowania ludzi, którzy od lat są zaangażowani w działalność SDP.
  7. Paszkwile wobec SDP, które ostatnio często są w obiegu publicznym mają osłabić środowisko związane z największym w Polsce stowarzyszeniem dziennikarskim, zdeprecjonować je i przygotować do likwidacji. To skutek politycznych ataków kręgów związanych z rządzącą od roku koalicją. Te hańbiące działania spowodowane są obroną podejmowaną przez SDP i CMWP SDP tej części środowiska dziennikarskiego, która nie godzi się na rządową cenzurę i łamanie zasad wolności słowa w Polsce.

 

Hubert Bekrycht – ZG SDP, sekretarz generalny SDP, red. nacz. portalu SDP,

od 2022 roku członek Rady Fundacji Solidarności Dziennikarskiej

 

 

 

Czy będzie zamiana kandydatów? Wieszczy to STEFAN TRUSZCZYŃSKI: Tusk wykopie Trzaskowskiego

Patrzę i widzę to jasno. Tusk w końcu wykopie Rafałka. – Nie sprawdziłeś się synku Muszę ratować sprawę. I dlatego to ja w końcu będę kandydował i oczywiście wygram – mógłby powiedzie ć prezydentowi Warszawy premier. A co na to platformersi? Przyjmą woltę choć z zaskoczeniem to jednak z potulnym zrozumieniem.

Ściągną tak jak poprzednio wielotysięcznym tłumem w Aleje Ujazdowskie, Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście,  wypełnią Plac Zamkowy. Tak będzie! Przekonacie się o tym sami, bo tak to jest z tuskami. Argumentacja pana Donalda  nie będzie nawet zbyt duża. – Nie oddamy prezydentury polskiej.

„Nie chcem, ale muszem” – powtórzmy za dawnym sloganem Wałęsy.  Oddani i wystraszeni  dziennikarze „!9:30”, „TVN i pokrewnych mediów wyjdą ze skóry, aby z przekonaniem dogłębnym i osobistym zaangażowaniem tłumaczyć, że tak trzeba. Inaczej bowiem bokser i koleś ludzi z półświatka przejmie władzę. A do tego dopuścić przecież nie wolno. Nie ważne co pan Tusk mówił o swoim niestartowaniu w wyborach. Ważne co teraz trzeba zrobić. Rafałek Trzaskowski się zasapał.

Ciekawe za to jak podziękuje Tusk obecnemu prezydentowi Warszawy, jak go przeprosi za numer  który niechybnie mu wkrótce wytnie. Wiadomo jednak, że zdrada i kłamstwo to zachowania normalne, to chleb powszedni. Ten najbardziej ze wszystkich polityków wykrętny i sprytny, elokwentny  na pewno sobie poradzi.

Euroentuzjaści powiedzą w dwóch językach: – Ja, ja natürlich. To jest słuszna decyzja i nasz idol ratuje w ten sposób naszą partię, nasz sojusz międzypartyjny no i nas wszystkich. Zusammen. Popatrzcie ludkowie co trzeba robić… I tym razem Donald Tusk wam powie. Jarosław Kaczyński w szranki nie stanie, to przecież rozważny polityk i wygłupiać się nie będzie. Zresztą zobaczymy. Jeszcze poczekajmy, jeszcze się nie spieszmy.

Ktoś powie że to szalone prognozy. No może, zobaczymy. Piszę co myślę. Kleksy niosą ci co rządzą mediami. Jeśli w ogóle mnie wydrukują. Rozwinę prognozę. Czy dyrektor IPN-u z małym dorobkiem póki co będzie miał szansę w walce z politycznym tuzem – Tuskiem? A to już zależy w dużej mierze od pana doktora Karola. Jeszcze jest czas by przedstawił się jak najszerzej społeczeństwu. Najskuteczniejszą formą są bezpośrednie wizyty i spotkania z ludźmi. Z dnia na dzień widzimy, że z tym jest u pana Nawrockiego coraz lepiej. Potrafi mówić i przekonywać a potencjalni wyborcy coraz liczniej przychodzą go słuchać. I to jest właśnie bardzo ważne, jeśli chce się wygrać wybory.

Wygra więc? Tak, jeśli nabierze pewności siebie, pewności, przekonania, że to on właśnie zostanie prezydentem Polski. Jeśli jak w hippice przy skoku na koniu przerzuci się duszę i ciało przez przeszkodę to koń przeskoczy.  Pan Karol ma wielu doradców. Ale ten nawet wybitnie naukowy tłumek za niego sprawy nie załatwi. Ludzie przychodzą na spotkania i uważnie słuchają, przyglądają się. To ich trzeba przekonać. Oni musza uwierzyć w szczere intencje  kandydata, jego determinację, która potem pozwoli skutecznie działać.

Wiara czyni cuda. Wiadomo. Pierwszy obywatel Polski musi być mocny. Mięśniami też, ale przede wszystkim mądrą głową. Przydałyby się pojedynki telewizyjne, na żywo.  To sprawdzona forma rywalizacji, by ludzie zobaczyli na własne oczy i usłyszeli na własne uszy who is who. Tusk dyskusji przed kamerami się nie przestraszy. W tej konkurencji jest bardzo pewny siebie. Ale Donald Tusk nagadał już bardzo wiele. Wystarczy przypomnieć liczne obietnice. Był tupet i nadal jest zupełny brak wstydu.

Dziś w natłoku słów wszystko zapomina się szybko. Bajanie zastępuje kolejna fatamorgana. Ludzie jednak łykają nadal obietnicy bo zawsze przyjemniej myśleć, że będzie lepiej. Ludzie nie patrzą na jakich mizernych podstawach te zapowiedzi są czynione. A politycy wiedzą że i tak nie będą odpowiadać za błędy. Najwyżej stracą stołki, synekury.

Oczywiście każda sprawa, każdy przekręt jest inny. Jeśli jednak lawina obietnic płynie niepowstrzymanym nurtem trzeba się po prostu puknąć w głowę Gadanie w nieskończoność się znudzi Tak myślę. Czerwone światło już się zapaliło. Będzie najprawdopodobniej tak jak z pewną panią kilka lat temu. Platforma ją wystawiła i odwołała, rzekomo na jej wniosek.

 

HUBERT BEKRYCHT: Wicepremier bez koncesji, minister bez sensu

Nie było jeszcze takiej szarży lewicowych polityków na konserwatywne media. Wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski chce odebrania koncesji telewizji, która nie chwali rządu. Dalej idzie minister ds. równości Katarzyna Kotula. Sama nie wie gdzie, ale idzie…

Jak politycy nie znają się już na niczym, szczególnie zaś ministrowie, to premier kieruje ich na front medialny. Lewicowcy wiodą tutaj prym, bo i wicepremier Gawkowski i minister Kotula znają się na mediach… O ile mają w domu centralne ogrzewanie, prąd i gaz. A chyba mają.

Kotula atakuje mową nienawiści „mowę nienawiści” a zwałaszcze niewygodne pytania zadawane Owsiakowi. Mowę, której „nienawiści” nikt poza szefową resortu równości nie udowodnił. Naparza pani minister w TVP Republika, ale nie prostuje, że zarzuty wobec konserwatywnych mediów pojawiły się i zniknęły, bo policja nie przesłuchała podejrzewanego starszego pana, który tym samym przestał być podejrzanym.

Wicepremier Gawkowski z charyzmatycznym podejściem do spraw cyfryzacji przesadził. Nikt mu nie powiedział, że nie jest od telewizji? Bo jest przecież jednak KRRiT, chociaż politykowi może doradzono, aby jej nie uznawać. Komu można odebrać koncesję na nadawanie też Gawkowski orientuje się średnio.

Pan minister nie uczy się na błędach. Bo już mu kiedyś wyjaśniono, że cyfryzacja to nie są numery telefonów jego ministerstwa. Tym bardziej, że czasem takich zestawów cyfr nie ma.

Mam kolegę, który mawia, że może być prezesem telewizji, bo ma telewizor w domu. Nie wiedziałem, że mam z Gawkowskim i Kotulą wspólnych znajomych. I zupełnie bezpłatna rada dla premiera – odebrać panu wicepremierowi od cyfryzacji koncesję na wypowiadanie się a pani minister ds. równości zabronić mówić o nierównościach.

Orszak Trzech Króli w Łodzi - 6 stycznia 2024 r. Fot. HB

Współcześni dziennikarze nie zauważyliby, gdyby teraz narodził się Zbawiciel – pisze HUBERT BEKRYCHT: Pisarczykowie nie prorocy

„[Jerozolima; o poranku]. Z potwierdzonych pustynnych źródeł dowiadujemy się, że ciągną do nas w bogatej karawanie trzej goście. Idą ze Wschodu zasłyszawszy pogłoski. Ponoć zmierzają do Betlejem. A jak wiemy to tam gdzie były zamieszki w związku z tym, że w nocy z 24 na 25 dzień ostatniego miesiąca ubiegłego roku urodziło się zdrowe dziecko żydowskie, w skali Eskulapa 10, z matki Marii z d. Judejskiej, gospodyni domowej i Józefa Cieślaka, stolarza z Nazaretu” tak mogliby napisać wówczas w „Wieściach z Betlejem” lub „Bethleiem Post” czy w „Galilea Zeitung”. Ani słowa o Istocie, ani słowa o Nadziei. 

„Tam właśnie, w Betlejem, owego dnia pijani pasterze wszczęli burdę z powodu decyzji właściciela restauracji <<U Chama>> – Kaanana N., który nie chciał wpuścić do gospody Marii i Józefa. Pasterze zaprowadzili parę do pobliskiej groty, gdzie brzemienna niewiasta powiła syna a sami poszli wymierzyć sprawiedliwość szynkarzowi. Nagle, z groty zaczęły wydobywać się jakieś niezidentyfikowane ognie i poblaski, co pracownicy zakładu owczarskiego tłumaczyli <<cudem>> i <<początkiem końca>>. Pasterzy aresztowano. Na Kaanana N. nałożono karę. Zawiadomiono Kwiryniusza, bo obawiano się spisku i Heroda, bo dobrych miał szpiegów. Strat nie oszacowano. Galilejski Sąd Najwyższy zbierze się w tej sprawie po najbliższym szabacie” – tak mogłaby wyglądać depesza z owej Nocy. A Jezus? A Dobra Nowina? No cóż, to się też i wtedy „nie klikało”…

Dawno, dawno temu, kiedy nie było CNN…

Dobrze, że ponad 2 tysiąca lat temu nie było Fox News i CNN, Haaretz i Die Welt, Guardiana, Le Monde i Corriere della Sera. No i dzięki Bogu – nigdy to nie było aż tak adekwatne – nade wszystko, podczas Nocy Narodzin, nie było mediów społecznościowych. Chociaż pierwsi dziennikarze pojawili się grubo wcześniej, to chwała Panu, że nie mieli Internetu i laptopów z szybkim transferem danych.

Nawet św. Łukasz Ewangelista mając już „dziennikarską legitymację” pomylił się sporządzając ten opis na podstawie większej dawki informacji. Bo to Sencjusz wówczas, a nie Kwiryniusz był namiestnikiem Rzymu w Syrii i administrował pobliską Judeą. Taki błąd zresztą i teraz uszedłby płazem.

Dlaczego postawiłem tezę, że gdyby wówczas dziennikarze mieli transmitery, routery i te wszystkie inne dziennikarskie narzędzia nie dowiedzielibyśmy się o Narodzinach Zbawiciela? Z ich przekazów na pewno nie. Wszystko to przez dziwne zamiłowanie ludzkości do plotek, pogłosek i ćwierć prawd, które towarzyszą nam od zarania. Gdyby anioły rządziły w redakcjach gazety i portale padłyby z braku pieniędzy.

Najważniejsze…

2 tysiące lat temu – gdyby byli tam dzisiejsi dziennikarze – wybuchłyby kłótnie o płeć, narodowość, pochodzenie a nawet kolor skóry Zbawiciela. Dalej – gdyby działały w Galilei współczesne redakcje – dziennikarze szukaliby haków na rodziców Bożego Dziecięcia.

I gdyby wreszcie jakiś przytomniejszy pismak, dajmy na to z Jerozolimy, opisał ładnie najważniejsze Narodziny w historii świata, zaraz padłby ofiarą kolejnej afery. Dziennikarze, powiedzmy, że z Nazaretu, obwiniliby go o plagiat. A na dowód przedstawili pergamin, ale za to spisany w Rzymie, bo skąd miał niby być Król nad Królami? Niemożliwe?

Na szczęście istnieje jeszcze nadrzędne pismo. Pismo Święte.

 

Dobrego Święta Objawienia Pańskiego, wspaniałych informacji od Trzech Króli i radosnych wieści w całym Nowym Roku 2025 !

 

Hubert Bekrycht

 

Czy Kurski wraca do mediów, czy tylko na antenę? – pyta HUBERT BEKRYCHT

Tak się akurat ułożył medialny przełom roku 2024 i 2025, że – oprócz spekulacji na temat sprzedaży TVN – najwdzięczniejszym tematem jest nowy program Jacka Kurskiego na antenie telewizji wPolsce24. U nas taki komentarz to wciąż novum, ale w wielu krajach Europy polityk w roli dziennikarza to nic nadzwyczajnego. Zresztą dziennikarz w roli polityka też.

Publicysta kierujący telewizją wPolsce24 Michał Karnowski zaznaczył, że były prezes TVP jest na antenie politykiem prawicy, który rozmawia z dziennikarzami prowadzącymi wieczorne pasmo. To po prostu komentarz polityczny Kurskiego pod trochę przestarzałym tytułem „Barwy kampanii”.

Po co mu ten program?

Czy szef telewizji publicznej w latach 2016 – 2022 wita się z nową rolą polityka w telewizji, czy jest politykiem w wPolsce24? I tak i nie. Stacje poza Polską nie boją się obsadzać polityków w roli oficjalnych komentatorów. I tutaj ukłon pod adresem braci Karnowskich, którzy są odważnymi wydawcami. Nie są jednak eksperymentatorami. Wiadomo, że mocno kontrowersyjny – i jako dziennikarz i jako szef TVP i jako polityk konserwatywny  – Jacek Kurski zapewni oglądalność. Czy tylko w pierwszych odsłonach „Barw kampanii”? Zobaczymy.

Na pewno Kurski nie będzie owijać w bawełnę. Na pewno nie będzie unikał trudnych tematów na „przedpolach” procesu. Na pewno nie będzie się krygował. Bo Jacek Kurski chce być i jest wyrazisty.

Dobry

Byłego szefa TVP spotkałem przed świętami Bożego Narodzenia w siedzibie SDP podczas konferencji o roku bezprawia po nielegalnym przejęciu przez rząd Donalda Tuska mediów publicznych. Był to temat szczególnie bliski Kurskiemu. I to było widać i słychać. Były szef TVP jak ryba w wodzie czuł się wśród dawnych współpracowników, podwładnych, których bezprawne działania medialnych akolitów Tuska pozbawiły pracy i spowodowały, że przenieśli się do mediów konserwatywnych.

Kurski był skupiony, podając sporo szczegółów nie popadał w pułapkę dygresji a swoje dokonania w TVP przedstawiał, jak na siebie, w dosyć skromny sposób. Jedno jest pewne, mimo wielu zastrzeżeń – także moich – stwierdzić należy, że Kurski to najlepszy prezes TVP. Jak to mawia młodzież „ever”.

Lepszy 

Oczywiście – „propagandowy przekaz”, „mocna ręka”, „zdecydowane działania” wobec konkurencji to fakty. Tylko czy polityk na stanowisku szefa narodowego nadawcy ma być słaby, czy raczej ostro stosować dostępne przepisy dozwolone przez prawo?

Może trochę wbrew sobie, jako wolnej dziennikarskiej duszy, odpowiadam taki Kurski w latach 2016 – 2022 musiał być „zamordystą”, bo do czego doprowadzili następcy oddając telewizję praktycznie bez walki (nie piszę o dziennikarzach broniących się przed medialnym zamachem stanu na Placu Powstańców), co stało się, kiedy zabrakło silnej ręki Kurskiego? Ten polityk prawicy znający się na mediach, który nie jest ulubieńcem nawet niektórych swoich kolegów z formacji, nie musi być uwielbiany. Ma być skuteczny.

Najlepszy?

Taki był Kurski. Bo to dzięki niemu TVP stała się wreszcie dobrze funkcjonującą spółką państwową a otwarcie pluralizmu na telewizję publiczną nie było tylko propagandowym hasłem. Poza tym, jak mawia mój znajomy, po co nam rząd bez wpływu na media? A że trzeba mądrzej, lepiej i zgodnie z zasadami prawa, to wiedzą wszyscy. Tylko robić tego pluralizmu nie było komu. Kurski się odważył.

Może nie zrobi „kariery” w wPolsce24, ale na pewno znowu Kurski zrobił szum w mediach. I to taki ożywczy. Będzie zatem politykiem wykorzystującym media? Tak, ale media, w tym przypadku wPolsce24, też skorzystają na polityku.

Już słyszałem tych komentatorów, że „Kurski to polityk, nie publicysta, nie powinien zatem…” i że były szef TVP „niszczy dziennikarstwo”. Ręce opadają. Puknijcie się w głowę „krytycy”. Kurski nie jest z mojej idealistycznej dziennikarskiej konserwatywnej bajki, ale to tacy ludzie jak Kurski właśnie mogą doprowadzić do odrodzenia się wolnych mediów w Polsce. Nawet jeśli jedne będą wolne i prawicowe a inne wolne i – wybacz Panie Boże – liberalno-lewackie. Ale wolne…

 

Hubert Bekrycht

Życzenia dla Członków i Przyjaciół SDP na Nowy 2025 Rok !

Koleżanki i Koledzy, szanowni Państwo i drodzy Przyjaciele ! 

W tym wyjątkowym ostatnim dniu roku pragnę Wam Wszystkim złożyć z serca płynące życzenia wszelkiej pomyślności i dobra w Nowym 2025 Roku i przy okazji dziękuję najserdeczniej za współpracę, pomoc i pracę każdego z Was. W tym trudnym dla nas roku 2024 jeszcze wyraźniej niż wcześniej mogliśmy sobie uświadomić, jak ważną sprawą jest zawodowa solidarność oraz wsparcie grupy przyjaciół i współpracowników we wszystkich sprawach, którymi zaskakuje nas rzeczywistość dookoła. Za tę solidarność i lojalność zawodową dziękuję każdemu, ufając że będziemy trzymać się razem mimo różnicy zdań w pojedynczych sprawach. System wartości mamy jednak spójny i to jest naprawdę wspaniała sprawa, o której może nie zawsze pamiętamy.
W Nowym Roku życzę Wam także stałych i dobrych relacji w gronie najbliższych osób, by potrafili Was (a raczej nas) zrozumieć, bo ta nasze praca dziennikarska jest taka zaborcza, tak często każe nam wybierać nie zostawiając praktycznie wyboru …(pracujesz w Wigilię czy w pierwsze święto? w Sylwestra czy w Nowy Rok? itp, itd…), że ciężko domownikom z nami wytrzymać.  Oby Was (nas) kochali i  tolerowali z tym naszym wybuchowym charakterem,  emocjonalną osobowością, indywidualizmem i jeden Pan Bóg wie czym jeszcze, co sprawia, że czasem ranimy Najbliższych nawet o tym nie wiedząc. Niech Boża Opatrzność ma Was, tzn. nas wszystkich pod swoją stałą opieką w  2025 !!!
Szczęśliwego Nowego Roku dla wszystkich związanych ze Stowarzyszeniem Dziennikarzy Polskich !
Jolanta Hajdasz