Tusk w swojej drogiej kurteczce na granicy, Tusk z żołnierzami, Tusk ze strażnikami granicznymi. Tusk opowiadający o „Tarczy Wschód”. Proszę, proszę, jakiego mamy obrońcę granicy. Co prawda tylko jednej, ale zawsze.
I tak, to jest ten sam Tusk, który podczas najwyższej fali operacji hybrydowej białoruskich i prawdopodobnie rosyjskich służb przeciwko Polsce mówił o polskim rządzie, że „oni robią jakichś ohydny spektakl, ohydne polowanie na te dzieci i matki”, a jego Platforma Obywatelska głosowała w Sejmie przeciwko powstaniu zapory na granicy z Białorusią. Zanim do Donalda Tuska „dotarło”, że „90 procent tych, którzy przekraczają polską granicę nielegalnie, to ludzie dysponujący rosyjskimi wizami”, mówił, że „wypowiadanie znowu tych słów, które są kompromitujące, że Polska obroni się, tak jakby ci ludzie wypowiedzieli nam wojnę. To są biedni ludzie, którzy szukają swojego miejsca na ziemi”. Otwarcie również wpisywał się w retorykę porównującą działania funkcjonariuszy państwa polskiego do działań „nazistów”- „Postawi mur i płot, i jeszcze jeden mur, i jeszcze najlepiej, żeby prąd elektryczny podłączyć pod to ogrodzenie” – perorował. A teraz proszę, dziś jest tak wielkim obrońcą granicy, że nawet swoją drogą „kryzysową” kurteczkę założył.
Tusk nie broni polskich granic
A żeby nie było tak różowo, jego administracja jednocześnie organizuje pokazy kłamliwego i obraźliwego dla polskich żołnierzy i funkcjonariuszy filmu „Zielona Granica” Agnieszki Holland w kinach na Ukrainie. Pokazy w ramach Dni Kina Polskiego zorganizował dyrektor Instytutu Polskiego w Kijowie, Jarosław Godun, mianowany na to stanowisko przez koalicję rządzącą. Instytut jest nadzorowany przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
Zatem, z jednej strony Donald Tusk, wprawdzie kłamliwie, ale chciałby się spektakularnie jawić jako wielki obrońca granicy z Białorusią. Tylko co z granicą z Niemcami? O zagrożeniu ze wschodu trzeba pamiętać zawsze, ale dziś to Niemcy podrzucają nam konsekwencje swych błędów politycznych w postaci tysięcy nielegalnych imigrantów. Skale procederu ujawniła na łamach Tysol.pl Aleksandra Fedorska. Granica z Białorusią nie jest w 100% bezpieczna, ale jest już chroniona. Ma swoją zaporę i oddziały wojska oraz Straży Granicznej. Tymczasem granica z Niemcami jest chroniona tylko po niemieckiej stronie, po stronie polskiej nie ma nic, państwo polskie jest tam ślepe. A będzie jeszcze gorzej. Po wejściu w życie paktu migracyjnego, któremu Tusk pozornie się sprzeciwił, ale na takim etapie żeby mu się krzywda nie stała, mówi się już o dziesiątkach tysięcy nielegalnych imigrantów, którzy wjadą do Polski z Niemiec. A to przecież nie koniec. Tusk zgodził się przecież na przyspieszenie realizacji paktu. Dlaczego tej granicy Tusk nie broni? Dlaczego nie wizytuje jej w drogiej „kryzysowej” kurteczce?
Z bardzo prostej przyczyny. Otóż Tusk nie broni polskich granic. Tusk broni tylko swojego odcinka granicy niemieckiej Unii Europejskiej. Nastroje w Niemczech się zmieniły, Niemcy nie krzyczą już „herzlich willkommen”, Niemcy teraz bardzo chcieliby się pozbyć konsekwencji swojej równie głupiej co butnej polityki. Niemiecki establishment boi się dojścia AfD do władzy. Dlatego czym prędzej wziął się za realizację antyimigranckich postulatów AfD. „Na szczęście”, dzięki Donaldowi Tuskowi mają teraz Polskę, gdzie mogą składować nie tylko toksyczne odpady. I będą „składowali”, już „składują” ku absolutnej bierności administracji niemieckiego gubernatora na Polskę.
Patrzmy na zachód
Kłamstwo jest w jakimś smutnym sensie techniką warsztatową polityki. Jednak Donald Tusk wyniósł tę sztukę na rzadko, a być może wcale niespotykane w Polsce „wyżyny”. Dlatego, nauczeni przecież wieloletnim doświadczeniem rządów tego człowieka, któremu kłamstwo przychodzi równie łatwo jak szyderczy uśmiech nad upadającymi polskimi potencjałami, za każdym razem kiedy usiłuje przyciągnąć nasza uwagę na wschodzie, tym bardziej intensywnie powinniśmy sprawdzać, co tam znowu odwalił z drugiej strony.