Kiedy stałem się słuchaczem „Trójki”? We wczesnych latach 70-tych XX wieku, gdy już nie musiałem wyłapywać w radio zagłuszanej audycji Basi Nawratowicz w RWE o 18.10, w której przez kwadrans nadawała muzykę rockową, bo odkryłem, że jest w PRL taka rozgłośnia, która puszcza Black Sabbath, Deep Purple czy Hendrixa.
Później odkryłem też inne audycje, „Rodzinę Poszepszyńskich” Macieja Zembatego, który odkrył też mi Leonharda Cohena. Oczywiście „Sześćdziesiąt minut na godzinę” Marcina Wolskiego z plejadą gwiazd: Jackiem Fedorowiczem wcielającym się w Kolegę Kierownika, Kuchmistrza, Spikera, Tłumacza itd., Andrzejem Zaorskim i Marianem Kociniakiem w Para-męt pikczers czyli kulisy srebrnego ekranu, artystami kabaretu Elita, monologami Janka Kaczmarka; wierszami Andrzeja Waligórskiego, monologami Krzysztofa Jaroszyńskiego, cudownym „pamiętnikiem młodej lekarki” Ewy Szumańskiej z Janem Kaczmarkiem, Rossmówkami…
A ile piosenek napisanych dla tego programu stało się przebojami! (Ragazza da Provincia Jacka Zwoźniaka, Czego się boisz głupia, Los Andes Cordillera Jana Kaczmarka i inne piosenki kabaretu Elita).
Jak w stanie wojennym zabrano nam tę audycję, to jeszcze została Lista Przebojów z Korą i jej „Kreonem” czy Grzegorzem Ciechowskim.
Radiowa Trójka była przez dziesięciolecia programem dla ludzi inteligentnych, tak jak w TVP „Kabaret Starszych Panów”, a w prasie „Przekrój”. Zapewne Wydział Propagandy KC PZPR liczył na to, że przy okazji słuchania audycji muzycznych i kulturalnych, podprogowo kupimy też propagandę, którą lokowano pomiędzy. Mówiło się też, że „Trójka” spełniała rolę „wentyla”. Jeśli o mnie chodzi, a myślę że i o zdecydowaną większość słuchaczy, „Trójka” dawała chwilę oddechu od szarej rzeczywistości, ale w żadnej mierze nie mogła mnie przychylnie nastawić do reżimu komunistycznego.
W wolnej Polsce PRiTV ani na moment nie wyszły spod kontroli polityków. Mimo szumnych zapowiedzi oddzielenia mediów publicznych od polityków, kolejne rządy traktowały je jako bardzo ważny łup i jak narkoman, nie wyobrażały sobie życia bez tego „narkotyku”.
Na szczęście „Trójkę” jakoś omijało kierowanie przez ludzi pokroju „Brunatnego Roberta”. Dlatego wolałem „Śniadanie w Trójce” od wywijającej mikrofonem niczym pałką polityczki i ideolożki Moniki Olejnik, udającej dziennikarkę, prowadzącą „Siódmy dzień tygodnia” w Radio Zet.
Owszem, Magda Jethon nie ukrywała swoich sympatii politycznych, a jej „czekoladowy orzeł”, to był straszny obciach i kompromitacja (nie z powodu czekolady, tylko lizodupstwa wobec prezydenta Bronisława Komorowskiego). Jednak ciągle dominowała na antenie lekkość i dowcip.
No i przyszła „dobra zmiana” i epoka „mediów narodowych”. Moi znajomi dość szybko uznali, że „Trójka” przestała być ich stacją. Jednak ja ciągle byłem Trójce wierny. Liczyłem, że ta stacja zostanie oszczędzona, iż tutaj zwycięży miłosierdzie i pluralizm, i nadal np. Jerzy Sosnowski będzie mógł prowadzić Klub Trójki. Pomyliłem się, ale nadal miałem mądre audycje Dariusza Rosiaka nadal bawił mnie, podczas powrotu autem z pracy, Artur Andrus w „Powtórce z rozrywki”.
Artur Andrus zniknął, ale pojawiła się audycja Anny Gacek i Wojciecha Manna, którzy zawsze mnie odprężali swoimi przekomarzankami. W niedzielę pojawiła się audycja Jana Młynarskiego wskrzeszająca świat muzyczny przedwojennej Warszawy, której stałem się fanem.
I nagle wszystko się skończyło. Okazało się, że Anna Gacek sepleni, a Manna już nikt nie chce słuchać. Ruszyła fala odejść w geście solidarności. Nie przedłużono umowy z Dariuszem Rosiakiem (czym on podpał?).
Muszę przyznać, że udało się rozwalić „dobrej zmianie” „Trójkowy Znak Jakości”. Straciłem swoją ulubioną stację. Zastanawiam się tylko, komu to przeszkadzało i dlaczego? Rozumiem, że prezesowi chodzi o stworzenie nowych elit. Gdyby w miejsce moich ulubieńców kierownictwo znalazło równie wybitne osobowości radiowe, jeszcze bym zrozumiał. Ale gdzie one są, gdzie jest przysłowiowy, prawicowy Artur Andrus?
Media poinformowały, że byli dziennikarze Trójki chcą uruchomić radio internetowe „Nowy Świat”. Reprezentują spółkę m.in. Magda Jethon, Jan Chojnacki, Piotr Jedliński i Wojciech Mann.
Ruszyła zbiórka pieniędzy, mają już prawie pół miliona złotych. Życzę im jak najlepiej i trzymam kciuki, ale dla mnie pewna epoka się skończyła, akurat gdy osiągnąłem wiek emerytalny. Dziękuję „Trójce”, że mi towarzyszyła tyle lat.
Adam Socha