Państwo w sprawie Smoleńska jest nieskuteczne  – rozmowa z EWĄ STANKIEWICZ-JØRGENSEN

Fot. Donat Brykczyński

Polska jest w posiadaniu bardzo wielu dowodów w sprawie katastrofy smoleńskiej i tylko od woli państwa i profesjonalizmu osób, które zajmują się badaniem i śledztwem, zależy jak sprawnie i skutecznie zostanie to przeprowadzone.  Jak dotąd widać, nie ma ani tej woli, ani właściwych liderów – mówi Ewa Stankiewicz-Jørgensen, laureatka Głównej Nagrody Wolności Słowa SDP za film „Stan zagrożenia”.

Pani film czekał rok na premierę, Telewizja Polska sześć razy przekładała datę jego emisji. Dla kogo „Stan Zagrożenia” był zagrożeniem?

Mam przekonanie, że rozliczenie ludzi, którzy w Polsce przyczynili się do śmierci Prezydenta RP i 95 osób reprezentujących państwo polskie ma bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo państwa. Do dzisiaj, mimo bardzo wielu dobrych rzeczy, które się dzieją ze względu na interes naszego kraju, akurat w tej sprawie państwo wciąż ma egzamin do zdania. I to bardzo boli. Znacznie bardziej niż wstrzymywanie filmu.

Kiedy postanowiła pani zrobić ten film?

Materiał właściwie zbierałam od samego początku. Zaczęło się to od dokumentowania reakcji ludzi na Smoleńsk, a potem była próba dotarcia do źródeł dostępnych w Polsce.

Czy trudno było dotrzeć do materiałów, na podstawie których powstał „Stan zagrożenia”?

Z jednej strony są to materiały prokuratorskie, na tamtym etapie to było jakieś 150 tysięcy kart śledztwa, ale próbowałam także dotrzeć do bezpośrednich świadków, czy też osób, które mogły mieć jakąś wiedzę w tej sprawie. Część z nich w ogóle nie była przesłuchana przez prokuraturę. Trudno było dotrzeć do osób, które były odpowiedzialne za bezpieczeństwo tej wizyty i potem sabotowanie badania. Zależało mi na kontakcie z 6 technikami obsługi Tupolewa w nocy z 9 na 10 kwietnia, z funkcjonariuszami Biura Ochrony Rządu, którzy dojechali na miejsce tragedii w ciągu 40 minut z Katynia.

Ten materiał jest ogromny, trzeba było dokonać jakieś selekcji, na czym chciała się pani najbardziej skupić?

Chciałam bazować na źródłach. Wiedziałam, że będą próby podważenia treści filmu, dlatego bardzo przywiązywałam wagę do tego, aby za każdym razem podać źródło skąd dana informacja pochodzi. W filmie są elementy śledztwa dziennikarskiego i przełożone na publicystyczny język wyniki badania technicznego, skąd wiemy o eksplozjach na pokładzie. Chciałam pokazać tę tragedię w kontekście zrozumiałym dla międzynarodowego widza. Nie da się zrozumieć zabicia prezydenta Lecha Kaczyńskiego bez historii relacji polsko-rosyjskich, bez przywołania rosnącej ówcześnie agresji Putina i korumpowania świata poprzez rosyjską broń w postaci sprzedaży gazu oraz roli Lecha Kaczyńskiego w powstrzymywaniu tej agresji w Polsce i w świecie.

Jak „Stan zagrożenia” był właśnie odebrany poza Polską? Film otrzymał wiele nagród na zagranicznych festiwalach, mogłoby to wskazywać, że został tam doceniony.

Tu, w Polsce próbowano dyskredytować, że są to jakieś nieistotne festiwale. No nie wiem, czy na przykład nowojorski Big Apple Film Festival , który istnieje 17 lat i gdzie filmy oceniają znamienite osoby, jest jakimś małym, anonimowym festiwalem. Część z tych festiwali była bardzo poważna, natomiast wykorzystano niewielkie festiwale aby zdyskredytować w ogóle odbiór tego filmu w świecie. Miałam za granicą sporo spotkań, wywiadów, odbiło się to też echem w mediach.

Czy na świecie jest jeszcze zainteresowanie tematem Smoleńska, czy sprawa ta nie staje się już powoli zapomniana?

Jest zainteresowanie zwłaszcza teraz, po agresji Rosji na Ukrainę. Sprowadza się to do pojedynczych dziennikarzy, ale są to poważne osoby, cenione w swoich krajach, które podjęły własne badania w tym zakresie.

Co pani sądzi o reakcji widzów w Polsce? Krytycy mówili, że tak naprawdę film powtarza znane od dawna tezy, inni zaś skupili się tylko na sensacyjnych zdjęciach ówczesnej minister zdrowia Ewy Kopacz pozującej z pracownikami moskiewskiego prosektorium.

Jak już mówiłam, badanie śmierci Prezydenta RP oraz osób reprezentujących państwo polskie, którzy zginęli w 2010 roku na terenie Rosji, ale wylecieli samolotem z Polski, ma wpływ na bezpieczeństwo państwa. Z jednej strony w filmie są niepodważalne dowody na to, że to był zamach, z drugiej zaś jest wypunktowanie bezkarności ludzi, którzy byli odpowiedzialni za bezpieczeństwo tej wizyty. Mam wrażenie, że reakcje na film, to była taka zasłona dymna, która miała przykryć najważniejszy problem, czyli bierność wobec zagrożenia państwa. Podaję jeden z „najdrobniejszych” przykładów: co najmniej jeden z techników obsługi tego samolotu w nocy z 9 na 10 kwietnia 2010 roku na wojskowym Okęciu w Warszawie, którego rola w doprowadzeniu do tragedii do dzisiaj nie została wyjaśniona, w dalszym ciągu obsługuje samoloty VIPowskie na lotnisku Okęcie. Osoby odpowiedzialne za to, że serwer rejestrujący wejścia do stref VIPowskich na lotnisku w dniu wylotu był nieczynny, za to że niektóre kamery, bardzo kluczowe, nie działały, za ten szereg tzw. zbiegów okoliczności, które składają się na sabotaż bezpieczeństwa prezydenta i przedstawicieli państwa, do dzisiaj nie zostały pociągnięte do odpowiedzialności, czy odsunięte od stanowisk.

Jak pani myśli, dlaczego? Zjednoczona Prawica rządzi już prawie osiem lat, ma do dyspozycji cały aparat państwa, a wciąż nie udało się w sposób przekonujący dla większości społeczeństwa wyjaśnić tragedię smoleńską, wskazać winnych, postawić zarzuty.

Wyjaśnienie, czy postawienie zarzutów to jest jedna sprawa, ale druga to naprawa systemu bezpieczeństwa państwa, tak by niemożliwe było powtórzenie tej tragedii. Obecne władze zrobiły bardzo dużo dla bezpieczeństwa państwa, dlatego trudno jest je krytykować. Niestety, w sprawie śmierci Prezydenta RP na terenie Rosji i niesuwerennej reakcji polskich władz bezpośrednio po tragedii  – do dziś nie zostały poczynione elementarne działania. Prezydent Lech Kaczyński przekonywał, że zdolność powiedzenia prawdy o tym kto zabił polskich oficerów w sowieckim Katyniu jest miarą suwerenności Polski. Dziś miarą suwerenności jest zdolność powiedzenia prawdy, kto zabił polskich państwowców w Rosji i zdolność wyciągnięcia konsekwencji wobec tych ludzi. Na poziomie oficjalnych dochodzeń to się nie dzieje lub jest markowane.

Z czego to wynika?

Z decyzji i postępowania konkretnych ludzi.

Od premiery pani filmu minęły już prawie dwa lata, w międzyczasie poznaliśmy raport podkomisji Antoniego Macierewicza, w którym przyczyny tragedii są zasadniczo zbieżne z tezami przedstawionymi w filmie. Myśli pani, że ten raport nie spełnił oczekiwań?

Po 13 latach mamy zrobiony ułamek tego, co inne cywilizowane kraje przeprowadzają w ciągu kilkunastu miesięcy. Co się udało? Wielkim wysiłkiem poszczególnych osób w podkomisji państwo polskie zdobyło ogromną wiedzę dowodową. Mamy wystarczająco dużo dowodów na zaistnienie eksplozji materiałów wybuchowych w samolocie. Jednak źle prowadzone badanie może powodować niepotrzebne wątpliwości lub wręcz pułapki wobec prawdziwej tezy. Raport powinien być tak sporządzony, by stanowił trudny do podważenia argument w postępowaniu sądowym (co było całkowicie w zasięgu ręki). Na ogół takie postępowanie trwa kilkanaście miesięcy góra dwa lata. Zwłoka czasowa naraża państwo na niebezpieczeństwo, bo zalecenia należy wdrożyć jak najszybciej. Kwestia badania technicznego to jest zaledwie jedna trzecia zadania podkomisji. Pozostałe dwie trzecie i cel istnienia komisji to jest zbadanie łańcucha decyzyjnego, który doprowadził do tragedii, wskazanie luk w systemie bezpieczeństwa państwa i sformułowanie zaleceń.

Ale raport zawiera kilka stron zaleceń, które mają zapobiec tego typu przypadkom w przyszłości.

Te zalecenia, co trzeba podkreślić – w części właściwe – są na bardzo dużym poziomie ogólności. Takie „ogólnoświatowe”. I dlatego można bardzo łatwo „utopić” je w pozorowanym działaniu. Zresztą na jakiej podstawie miałyby być konkretne?  Z mojej wiedzy wynika, że przesłuchania świadków zostały wstrzymane na etapie przesłuchań osób niższych rangą. Gdyby nie przewlekłość postępowania, gdyby zalecenia zostały sformułowane prawidłowo, być może nie byłoby możliwe dopuszczenie firmy Strabag do budowy strategicznych inwestycji w Polsce w ostatnich latach. Jednym z trzech największych udziałowców Strabagu jest firma Rasperia Trading powiązana z Olegiem Deripaską, a są bardzo mocne przesłanki, że to w jego zakładach w rosyjskiej Samarze podłożono ładunki wybuchowe w Tupolewie przewożącym polską państwową delegację. To tylko jeden z przykładów jak przewlekłość i brak właściwego działania organów państwa przekłada się na kolejne szkody w sferze naszego bezpieczeństwa i może doprowadzić do kolejnej tragedii.

We wrześniu ubiegłego roku, ówczesny wiceszef MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk, pytany o kolejne kroki rządu po publikacji raportu podkomisji smoleńskiej powiedział: „Kontakty dyplomatyczne Polski z Rosją są obecnie praktycznie zamrożone. W związku z tym nie ma dziś przestrzeni do tego, by podejmować temat katastrofy smoleńskiej”. Czy Pani zdaniem można coś jeszcze w obecnych warunkach zrobić?

Można bardzo wiele zrobić. Zarówno w Polsce jak i na arenie międzynarodowej. Pokazują to Holendrzy w sprawie katastrofy samolotu MH17. Państwo polskie nie musi być nieskuteczne w tej sprawie, ma bardzo wiele narzędzi, dowodzi tego na przykład poseł Arkadiusz Mularczyk (przewodniczący parlamentarnego zespołu do spraw reparacji wojennych – przyp. red), który po sprawnie przeprowadzonych badaniach skutecznie przebija się w świecie z wynikami raportu. Miał zadanie do wykonania, zrobił plan, zatrudnił właściwych ludzi, poważnie ich traktował, teraz skutecznie lobbuje w świecie w tej sprawie.

Ale po stronie podkomisji jest przynajmniej część technicznego badania. Po stronie prokuratury, co mamy? Jakie skutki? Kto stanął przed sądem? Jedynie Arabski z oskarżenia rodzin ofiar. To jest całkowita kompromitacja, przedawnienia, fikcja. A po stronie służb specjalnych, MSZ,MON?

W przypadku badania tragedii smoleńskiej postawiono na niewłaściwe osoby?

38 milionowe państwo ma takie narzędzia, że może być skuteczne, jeśli tego chce. W tej sprawie jest nieskuteczne i to widać po 13 latach.

Czy pani nadal będzie zajmować się tematem tragedii smoleńskiej? Mam na myśli zapowiadaną drugą cześć filmu.

W tej sprawie nie można się poddać, bo na szali jest bezpieczeństwo państwa. Smoleńsk jest takim papierkiem lakmusowym naszej suwerenności. Jednym z kilku, ale bardzo ważnym. W niektórych dziedzinach widzę, że państwo zdaje egzamin i bardzo się cieszę, iż są takie działania jak np. przekop Mierzei Wiślanej, próba uniezależnienia się energetycznego od Rosji, wspieranie Ukrainy. Jest wiele strategicznych działań, które wzmacniają bezpieczeństwo Polski. Natomiast jeśli chodzi o Smoleńsk w dalszym ciągu nie zrobiono podstawowych działań, co w efekcie naraża państwo polskie na niebezpieczeństwo. Powinno się sprawdzić co doprowadziło do śmierci 31 marca 2022 roku głównego prokuratora zajmującego się Smoleńskiem – Marka Pasionka, niezależnie od tego czy była to śmierć samobójcza czy nie. I też co sprawiło, że 13 stycznia 2021 roku nagle zmarł młody sędzia Hubert Gąsior, który jako jedyny wydał wyrok skazujący w sprawie Smoleńska.

Zbrodnia bez kary, to nowe ofiary. Chodzi tu o bezpieczeństwo pojedynczych obywateli i władz państwa. Nie mówiąc już o gigantycznym cierpieniu rodzin ofiar i ranach, które się nie zabliźnią, dopóki państwo nie zachowa się jak trzeba w tej sprawie. Nie doczekał tego śp. Jan Gosiewski, ojciec wicepremiera poległego w Smoleńsku. Zapytany kiedyś przeze mnie czego oczekuje od państwa w tej sprawie odpowiedział: skuteczności. Tej wciąż nie ma.

Wciąż pozostaje pytanie, dlaczego?

To są mocne słowa, ale na pewnych szczeblach, w pewnych sprawach widać, że jakby te wpływy, które się jeszcze ciągną od czasów wasalizacji Polski wobec Rosji, nie zostały przerwane. I Smoleńsk to pokazuje.

Sądzi pani, że ta tragedia zostanie kiedykolwiek uczciwie wyjaśniona?

Raczej rozliczona, bo jeśli chodzi o wyjaśnienie, to my już bardzo dużo wiemy. Zdaję z tego sprawę, że jest wielka społeczna kłótnia na ten temat, że próbuje się dyskredytować różne ustalenia. A działania organów państwa nie pomagają w zachowaniu powagi w tej sprawie. To musi się wydarzyć na poziomie państwa, bo śledztwo dziennikarskie to jest tylko jedna rzecz. Polska jest w posiadaniu bardzo wielu dowodów i tylko od woli państwa i profesjonalizmu osób, które zajmują się badaniem i śledztwem, zależy jak sprawnie i skutecznie zostanie to przeprowadzone i przełożone na efekt w postaci naprawy bezpieczeństwa i pociągnięcia do odpowiedzialności winnych. Jak dotąd widać, że nie ma ani tej woli, ani właściwych liderów w tej kwestii.

Czego będzie dotyczyć druga część pani filmu o Smoleńsku?

Nie chciałabym teraz tego zdradzać.

Rozmawiał Jacek Karolonek


Ewa Stankiewicz-Jørgensen, reżyserka, scenarzystka, dziennikarka. Absolwentka reżyserii w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej w Łodzi oraz polonistyki na Uniwersytecie Wrocławskim. Jest autorką wielu nagradzanych reportaży telewizyjnych i radiowych oraz filmów fabularnych. „Dotknij mnie”, wyreżyserowany wraz z Anną Jadowską zdobył w 2003 r. nagrodę główną w Konkursie Polskiego Filmu Niezależnego na 28. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. W 2008 r. za film „Trzech kumpli”, zrealizowany wraz z Anną Ferens, otrzymała m.in. Nagrodę Główną Wolności Słowa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. W 2023 roku została laureatką tej samej nagrody za dokument „Stan Zagrożenia” opowiadający o tragedii smoleńskiej. Założycielka i prezes Fundacji „Dobrze że jesteś” oraz prezes Stowarzyszenia Solidarni 2010.