STEFAN TRUSZYŃSKI: Nasze gwiazdy

Fot. Pixabay

Redaktorzy telewizyjni to najcenniejsze znajomości. Tele gwiazdy zważniały niebotycznie. Oblężenie twierdz telewizyjnych trwa.

Pytam żony: – Jak tam twój wymoczek?

Obraziła się. A wymoczek grasuje po małym ekranie. Nie jest mały, ale bardzo chudy. Pasuje do TVP. Bo ta też politycznie chudzina. Pluralizmu brak. Gdyby był nikt by innych stacji nie oglądał – słuchał.

Tak to już jest. Wszyscy zazdroszczą wszystkim. Wszystkiego. Koleżanki się całują. Ale naprawdę się cieszą, gdy widzą, że konkurentka brzydnie, starzeje się. Botoks to w końcu kuracja okresowa. Potem jest gorzej niż było. Żyje się jednak tu i teraz. Nie wspomnieniami. Ani tym co przyniesie jutro.

Zawsze są gwiazdy i aspirujące gwiazdeczki. Np. w TVP szczególne miejsce zajmują trzy: Gargas, Jaworowicz i Popek. Pierwsza z nich obsypywana nagrodami, bo atakuje złodziei i partaczy, jeździ na niebezpieczny Wschód i powala (niektórych) urodą.

Druga – pochyla się nad ludzką biedą i wraz ze swoją studyjną drużyną udziela porad , obiecuje pomoc w beznadziejnych sprawach. Czasem da kopa. Ludzie ją lubią.

Trzecia – to wywiadowczyni. Już od rana na posterunku. Warszawianka, ale przyjmują ją w krakowskich sukiennicach i na kazimierzowskim rynku.

Opatrzyły się mocno eksploatowane polityczne spikerki. Popiersia z brązu biorą na klatę cały propagandowy trud. Po piętach depczą młode, też dyspozycyjne. Może nawet bardziej ale rozpoznawalność i popularność przychodzi powoli. Trzeba się nawysilać „wyosobować” z tłumu. Gorliwość nie zastąpi wiedzy i inteligencji.

W Polskim Radiu już na przełomie ’89 jedna pani, bardzo bystra, zaczynała audycję mówiąc, że właśnie z dzieckiem wychodzi z kościoła lub doń zmierza. Startowała wprawdzie z kandydatami Jaruzelskiego do gmachu na Wiejskiej, ale się nie udało. Nic to. Zdolni zawsze się przebiją.

Walczyć trzeba. Ale być napaloną szkodzi. Prezesi celibatu kultywować nie muszą i za daleko… zaszła jedna z sekretarek jednego z wodzów TVP. Przeskrobał chłopina, ale skrobać dalej już nie pozwolił. I chwała mu za to. W nagrodę podobno jest teraz bogaty.

Sport to zdrowie, ale jedna z naszych wspaniałych (szczególnie zimą na nartach) popadła w depresję i straciła kondycję właśnie przez wpływowego i usportowionego redaktora. Jak sobie pościelisz tak się wyśpisz. Jedni do mety biegną dłużej, inni szybciej.

Marzeniem prowincjuszki jest Woronicza. Duet Szczepański-Patyk miał nawet drużynę hostess. Jedną wyratowała „matka Polka” Miroszowa zatrudniając do konkretnej roboty organizacyjnej w redakcji. Inne wróciły do domu, może krowy doić. Bo wtedy krasule jeszcze były.

Dość często puszczają w telewizji Dyzmę z Wilhelmim. I chociaż to bajeczka wiele dziewczątek i wielu chłopców daje się nabrać. Słuchają potem z rozrzewnieniem Marino-Mariniego „Nie płacz kiedy odjadę”, który oczywiście nigdy nie wraca. Nic to i tak zaludnia się u nas ze Wschodu. Przyjeżdżają bardzo muzykalni.

Było zimno ale idzie ku wiośnie. I ku wyborom. Politycy coraz bardziej przebierają nogami. Synekura albo trzeba będzie wrócić na szychtę. O ile kopalń nie zabraknie. Redaktorzy telewizyjni to najcenniejsze znajomości. Tele gwiazdy zważniały niebotycznie. Oblężenie twierdz telewizyjnych trwa.

Na Warszawę! Na kasę! To skoki marzenie. Ale tylko dla nielicznych. Kurskiego gdzieś daleko wywiało. Nowy prezes porządkuje powoli. Bardzo powoli. To specjalista od kultury, filozofii i historii, więc siłą rzeczy działa pomalutku. Mówi po cichutku. Tak jak nasi delikatni profesorowie eurodeputowani.

Na Woronicza zamykają się w kabinie dźwiękoszczelnej, sprawdzonej uprzednio kontrwywiadowczo, i kolaudują. Co puszczają potem to oglądamy. Natomiast bardzo ważnego filmu dokumentalnego Jerzego Zalewskiego o życiu, śmierci i pohańbieniu zwłok Anny Walentynowicz puścić – od wielu miesięcy – nie chcą! A to niezwykle ważny, szczególnie teraz, film o zbrodni Putina. Dlaczego nie chcą? Skoro nawet pan prezes naczelny kraju – mówi jednoznacznie: to była nie katastrofa lecz zbrodnia! Najwyraźniej Telewizja Polska jest niezależna od Pana prezesa Kaczyńskiego. Co ty na to TVN?

Skoku na kasę dokonują notable i nowi właściciele Polski tuż przed odejściem na emeryturę. Przekrętu korupcyjnego dokonuje się, mimo że na pewno pójdzie za nim dochodzenie. Kara nie odstrasza. Przecież i tak koleś odchodzi ze stanowiska. „Co mi zrobisz, nawet gdy mnie nakryjesz?”. Nic. Niewydolny aparat sprawiedliwości długo będzie trzymał oskarżonego w areszcie wydobywczym. Ale i tak się opłaca odpękać karę, a potem korzystać z ambergoldu przekrętu. Powszechnie znane są przykłady. I co? Nico! Trochę przejdzie przez podatkowe raje, resztówkę zabezpieczą obdarowani przedtem krewni i znajomi. Pecunia non olet.

Wścibscy dziennikarze wywąchali, że Jacek Kurski dał swojemu przyjacielowi ponad milion złotych za prace organizacyjne. Też bym chciał!

Śmierdzi oczywiście nepotyzm i złodziejstwo. Ale więzienia i tak już przepełnione (ponad 80 tysięcy osadzonych). I kosztowna to dla państwa „reedukacja”. Władza wprawdzie ostrzega i apeluje do sumień. To groch o ścianę. Pogardę dla biednych frajerów mają złodzieje. Grypsujący na ogół nie wracają na uczciwą drogę. I tak już jest!

Z wiadomości dobrych miła jest, że – jak już napisałem – przychodzi wiosna. Może i rzeki wyleją i może zmyją trochę brudu. Gdyby jeszcze zabrały zdrajców i zaprzańców. Ale ich ponoć aż ok 25 proc., ćwiartka obywateli. Skąd się biorą? Cholera wie!