To był dziwny ptak – wspomnienie o śp. Halszce Szczerskiej (14 VI 1948 – 26 IX 2023)

Wpadała do redakcji na chwilę, kładła na biurku szefa działu społeczno-kulturalnego, Tomka Miareckiego, kilka tekstów – plon pracy minionego tygodnia, po czym opromieniała wszystkich uśmiechem, krótko porozmawiała i już jej nie było. Taką zapamiętałam Halszkę z lat dziewięćdziesiątych, kiedy razem pracowałyśmy w „Gazecie Wrocławskiej”.

Zajmowała się głównie tematyką zdrowotną w szerokim zakresie, a więc dietetyką, profilaktyką, służbą zdrowia. W 1994 roku zaangażowała się w obsługę dziennikarską Europejskiego Spotkania Młodych organizowanego we Wrocławiu przez wspólnotę Taizé. Prowadziła również szereg wywiadów ze znanymi wrocławskimi księżmi, jak z ks. Franciszkiem Głodem zajmującym się opieką nad biednymi, z ks. Stanisławem Orzechowskim „Orzechem”, który prowadził duszpasterstwo akademickie „Wawrzyny”. Z „Orzechem” współpracowała przez wiele lat i można dziś powiedzieć, że jego słynne kazania to inspiracja Halszki. Ostatni rok życia poświęciła na pisanie książki o nim, z zapałem i poświęceniem, co niewątpliwie bardzo nadszarpnęło jej zdrowie.

Z jej opowiadań wiem – bo utrzymywałyśmy przyjazny kontakt do ostatnich dni – że pracę w „Gazecie Robotniczej”, poprzedniczce „Gazety Wrocławskiej”, rozpoczęła po studiach prawniczych na Uniwersytecie Wrocławskim; że jako młoda dziennikarka pracowała pod okiem red. Hanny Pstrokońskiej, która uczyła ją jak pisać prawdę i zachować godność w komunistycznym organie, a zarazem uniknąć ingerencji cenzury. W redakcji „Gazety Wrocławskiej” Halszka pracowała do przejścia na emeryturę w 2003 roku. Należała do Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, przed delegalizacją stowarzyszenia po wprowadzeniu stanu wojennego była członkiem Sądu Koleżeńskiego.

Opowiadała mi także o swoim rodzinnym domu w Andrychowie, o inteligenckiej przedwojennej rodzinie, o ukochanym ojcu, również prawniku, którego nazywała „Jureczkiem”, o jego akowskiej przeszłości i działalności opozycyjnej po wojnie.

Przez wiele lat współpracowała z Romanem Szulem, twórcą urządzenia do generowania pól elektromagnetycznych korzystnych dla organizmu ludzkiego. Ubolewała nad niedocenianiem jego wynalazków i zamierzała przygotować publikację o jego działalności.

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych przeniosła się z Wrocławia do Wilkowej. Szybko wrosła w społeczność tej wsi, zaczęła żyć problemami jej mieszkańców zawsze pełna troski i gotowa nieść pomoc każdemu człowiekowi. Z werwą próbująca naprawić ten świat i mobilizująca innych do aktywności. Z jednej strony mocno stąpająca po ziemi, radosna, z drugiej zagubiona, potrzebująca wsparcia. Miłująca przyrodę, psy, przygarniająca bezdomne koty. Bardzo religijna, choć niebezkrytyczna, przede wszystkim ufająca Panu Bogu.

Jej marzeniem było zamieszkać w miejscu bez zasięgu sieci komórkowych, z dala od zgiełku, w czystym, naturalnym środowisku, najchętniej w bliskich sercu Beskidach.

Mój syn na wieść o jej śmierci powiedział: „Pani Halszka to był dziwny ptak”. To bardzo trafne określenie. Bo była jak wielobarwny, rzadko spotykany, nieuchwytny ptak. Żyła na swoich prawach i na swoich prawach odeszła. Z pewnością ma zasłużone miejsce tam, gdzie jest tylko dobro i Boża miłość.

Anna Fastnacht-Stupnicka

Msza św. pogrzebowa zostanie odprawiona 4 października o godz. 14 w kościele pw. Św. Judy Tadeusza w Obornikach Śląskich.

Pogrzeb odbędzie się 5 października o godz. 12 na cmentarzu w Andrychowie.