Tusko-wstręt i Kania pełna nadziei – felieton Stefana Truszczyńskiego

Na portalu sdp.pl, nie schodzący tu z ekranu Łukasz Warzecha opowiada o swoich niespełnionych rozmowach z Donaldem Tuskiem. Pasjonujące. Miało się to dziać, ale nie działo w 2008 roku. Dziennikarz – młodzieniec (wówczas) uważany był za prawicowca (wywiad rzeka z Sikorskim), więc go Cerber Graś nie dopuszczał do ukochanego wodza. To bardzo smutne i niezwykle ważne wydarzenie sprzed lat ma pokazać dziś jaki to był wredny dla dziennikarzy pan Tusk.

 

Szukam w internecie korzeni b. premiera, które kojarzą się z Gdańskiem. A teraz szczególnie po germańskim szwargocie nadawanym spod żurawia na Motławie. A tu zaskoczenie. Wystukałem: Tusk – nazwisko. I czytam o wielotysięcznej kolonii Żydów zamieszkałej w Bełchatowie i okolicy. Przybyli tu na przełomie XIX i XX wieku. Społeczność była liczna i świetnie się tam rozwijała. Potem jednak nastąpił jak w całej Polsce lokalny Holocaust i zbudowano Żydom getto. To Niemcy zgotowali starozakonnym piekło na ziemi. Ciekawe jak to dziś ma się do odkrycia Jacka Kurskiego o „dziadku” z Wermachtu.

 

Jeśli już ma się zacząć przedwyborcza walka z Donaldem to chyba nie poprzez informacje, że onegdaj nie chciał się spotykać z panem Łukaszem. Zresztą teraz po urlopie pan Tusk na pewno dopuści wszystkich chętnych, bo jak na razie po mocno nagłośnionym powrocie nie ma ich zbyt wielu.

 

Gdyby TVP działała mądrze robiłaby jak najwięcej wywiadów z liderami PO. Nieważne, że na razie okazuje się – od kilku tygodni – iż kompletnie nic nowego nie mają do powiedzenia. Trzeba by to NIC powtarzać bez końca, aż naród puści pawia (niech się ptak nie męczy).

 

TVN-u nie trzeba będzie likwidować. Pracujący tam ludzie są naprawdę inteligentni i dobrze wyglądają, szczególnie panie, robią program lepszy niż telewizja państwowa. Oni zresztą sami rychło zorientują się, że tuskolubcy niewiele mają do powiedzenia (może Trzaskowski, obrażony, coś wymyśli; a może Hołownia). Poradziłbym dzielnym dziennikarzom, niech spróbują zaprosić państwa Sobolewskich, pana Suskiego, pana Sasina. Myślę, że na pewno przyjdą do Moniki Olejnik, która (np. mnie!) coraz bardziej się podoba. Niczego nie ujmując pani Werner i mniejszym od niej ale tylko wzrostem koleżankom z Wiertniczej. Wiercić dziury w brzuchu politykom to dziennikarska powinność. Nie dziwi więc, że nomen omen żurnaliści z takowej ulicy z zapałem to robią.

 

Gdybym miał telewizję – ale niestety nie zanosi się by do jakiejkolwiek mnie wpuszczono – podrzucałbym codziennie tematy np. pani Dorocie Kani, która na razie dzielnie walczy z przemiennym skutkiem obsadzając szefów gazet Polska Press. Ponad 55 lat jako reporter objeżdżam nasz piękny kraj i znam bardzo wielu dziennikarzy (również młodych). Pani Kania pomału odkrywa karty. Niestety tylko co druga nominacja pani Doroty wydaje się być trafiona. Zdaję sobie sprawę, że pani prezeska Kania jest pod naciskiem różnych wpływowych ludzi – środowisk pisowskich, solidarnościowych, a nawet byłych NZS-owców, kleru i Bóg wie jeszcze kogo. Nie zawsze podzielałem poglądy publicystyczne wyrażane przez tę panią. Ale powierzono jej niezwykle ważną funkcję, jest teraz wielką szefową. Jak Neron kciuk w górę i klient zakwita, kciuk w dół i oznacza won chłopie. Jestem wierzący i pani Kani mimo wszystko ufam, że będzie starała się tworzyć Polską Press, a nie niemiecką. W tej intencji pójdę nawet piechotą do Częstochowy i poproszę arcybiskupa Wacława Depo o audiencję i modły w intencji niezależności dziennikarskiej. Nawet jeśli na stanowisku pani Kania będzie krótko – warto zapisać się w pamięci ludzi dobrze. Zadecyduje odwaga, pracowitość (a tej pani Dorocie nie brakuje) oraz oczywiście prawda i sprawiedliwość. Zapomniane będą grzechy bywsze. Utrwali się nowa prezeska Polska Press jako piękna i bojowa kobieta. A kobiety mogą dużo. Szczęść Boże.

 

Stefan Truszczyński