Narzekania na młodzież trwają od początków piśmiennictwa. Wcześniej starsi zapewne również narzekali, ale dokumentów brak. Młodzież, to niełatwy temat. Po pierwsze jest naszą przyszłością, głownie w kwestii emerytur. Po drugie nie można jednoznacznie powiedzieć, że młodzież jest taka, lub taka. Tak jak i wśród dorosłych – różnie z młodzieżą bywa.
Niemniej do podjęcia tematu skłoniły mnie łódzkie tramwaje i autobusy. Zdarza się, że jestem zmuszony podróżować po rodzimym mieście tymi pojazdami. Zauważyłem zatem, że póki były wakacje w miejskich środkach zbiorowej komunikacji było luźno, ale już z początkiem września autobusy i tramwaje zaludniły się. To nasza dorodna młodzież wróciła do szkół. I rano jeździ do nich, a potem – około 14-tej – wraca do domu. I zaczyna się horror.
Nie widzą, nie słyszą
Młodzież nasza i traci wzrok oraz słuch. To przykre, gdy widzi się przyszłość narodu tak okrutnie okaleczoną. Oto bowiem, zaledwie w kilka dni po dwumiesięcznym odpoczynku, młodzież jest słaba, wycieńczona i niczego nie widzi, i nie ma siły wstać, żeby ustąpić miejsca staruszkom.
Nasi staruszkowie są na tyle dobrze wychowani, że nie proszą o ustąpienie miejsc. Staruszkowie, często o laskach, trzymają się kurczowo poręczy krzesełek, na których siedzi młodzież. Miejskie autobusy w całej Polsce, gwałtownie hamują, żeby zaraz potem przyśpieszyć, wykonują nagle slalomy, żeby uniknąć dziur w jezdni… Więc pojazdy miotają staruszkami niemiłosiernie.
Odnoszę wrażenie, że te wakacje młodzież – lub jej rodzice – zmarnowała. Teoretyczne służą one wypoczynkowi, ale – jak widać w tramwajach i autobusach – nasza młodzież musiała przeżywać jakieś fizyczne i psychiczne koszmary, skoro teraz jest osłabiona, traci wzrok i słuch.
Rząd nasz wymyślił i zrealizował ideę bonu turystycznego. Zatem, zmarnowały się także budżetowe pieniądze, a to już jest sprawa poważna, wagi państwowej. Co prawda młodzież nic nie widzi, bo jest wślepiona w ekraniki komórek, a niczego nie słyszy, bo na uszach ma słuchawki. Ale wrażenie jest w sumie przykre.
Kto wychowuje dzieci i młodzież?
Niejako automatycznie nasuwa się pytanie: kto wychowuje nasze dzieci i młodzież? Odpowiedź nie jest oczywista. Szkoła uważa, że jest od edukacji, czyli dydaktyki, ergo od wtłaczania do głów wiedzy. Pedagogiką – uważają nauczyciele – powinni zajmować się rodzice. Rodzice natomiast do wychowywania nie mają czasu, zdrowia i nerwów. I oczekują od nauczycieli, że wychowają im dzieci.
Kto zatem wychowuje młodzież? Odpowiedź jest jedna: młodzież wychowuje się sama. Czerpiąc wzorce zachowań z najbliższego otoczenia. Najpierw rodziców, potem rówieśników. Pociechy nasze są bacznymi obserwatorami i wszystko sobie w głowach notują. Jeżeli ojciec pali papierosy, pije wódkę w nadmiarze, klnie w domu – to jak w banku, że jego przychówek będzie robił to samo.
I nie zadziałają tu światłe wskazówki: „Nie pij i nie pal, jak tatuś”. Jest jeszcze gorzej. Jeżeli bowiem w domu rodziców panuje pogarda dla bliźnich, którym się nie udała kariera finansowa, to jest pewne, że przychówek przyswoi to sobie, jako własny światopogląd. Jeżeli zaś, dla przykładu, rodzice będą się zachowywali wobec innych kunktatorsko, pochlebczo, to i tę cechę odziedziczą ich dzieci.
Dobre wzorce istnieją
Czy zatem poruszamy się wszyscy w zaklętym kręgu niemożności i fatalnego dziedzictwa? Niekoniecznie. Możemy przecież wynieść z domu również dobre wzorce. Dobry nauczyciel, swym postępowaniem, swoją prawością i obiektywizmem wobec delikwentów, czyli uczniów, może również wskazać im właściwą ścieżkę postępowania. Za moich młodych lat było harcerstwo, w którym spotkałem wielu prawych i szlachetnych ludzi. Są różne zespoły młodzieży. Są kluby sportowe, grupy turystyczne, które mogą młodzieży pomóc, w dostrzeganiu dobrych relacji międzyludzkich. Pod warunkiem, że młody człowiek jest otwarty na innych.
Młodzieżówki partyjne
Od lat przypatruję się też młodzieży z różnych organizacji politycznych. Mam tu na myśli tak zwane „młodzieżówki partyjne”. Gromadzą one młodych ludzi, którzy są aktywni politycznie i pod opieką „dojrzałych” działaczy partyjnych mają dorastać do dorosłego członkostwa w danej partii. Tutaj niestety – niezależnie od barw klubowych, niezależnie od partii – mamy do czynienia z młodymi karierowiczami. Oczywiście w większości tylko.
Ci młodzi, którzy podejmują działalność partyjną – w wieku 17-19 lat – mają oczy i uszy szeroko otwarte… I uczą się wszystkiego co w polityce najgorsze. Kopiują zachowania starszych, naśladują swoich „przywódców” w walce o partyjne stanowiska i zaszczyty. Mierząc jednocześnie, ku stanowiskom państwowym, ale tylko tym nieźle płatnym.
Uważam, że światopogląd zdobywa się z wiekiem. Wraz z przeżytymi sukcesami i rozczarowaniami. Krótko mówiąc – nie wierzę młodym kopiom starszych polityków. Choć czasem mnie śmieszą, głównie wtedy, gdy cytują swoich dorosłych wodzów, z minami, jakby to sami przed chwilą wymyślili.
Żeby wstali z miejsc
Wracając do dzisiejszego przykładu z nieustępowaniem miejsc przez młodych w tramwajach i autobusach… Co robić zatem, żeby nasza młodzież miała szacunek dla starości, współczucie dla cudzego niedołęstwa i sympatię dla ludzi w kłopocie? Po prostu dawać dobry przykład. Jeżeli jedziemy tramwajem z własnym dzieckiem, które ma już 8-10 lat, to prosimy je o ustąpienie miejsca osobie starszej. Zrozumie, a nawet będzie dumne, że komuś pomogło.
Jeżeli zaś widzimy w autobusie człowieka w kłopocie, powiedzmy z laską, to dyskretnie, delikatnie, prawie do ucha prosimy siedzącego młodziana lub panienkę, o ustąpienie miejsca. Zaręczam, że to skutkuje. Nie są ci młodzi tacy źli, tylko okropnie osamotnieni.
Kultura narodowa to nie tylko znajomość dzieł Słowackiego, Mrożka i Gombrowicza, czy też bywanie w teatrach, w filharmoniach. O poziomie kultury społeczeństwa, narodu świadczy szacunek wobec bliźniego swego. I nie rzucanie na trawniki butelek po izotonikach.