Jeszcze przed wojną tytuły w gazecie wymyślał najczęściej sekretarz redakcji. I najczęściej był to człowiek dobrze wykształcony, z ogromnym doświadczeniem zawodowym. Dzisiaj na tytuł nie zwraca się najmniejszej uwagi.
Przeglądam programy telewizyjne i widzę, że ktoś wyprodukował coś nowego. Tytuł programu „Echo lasu”. Zamarłem z przerażenia, bo pomyślałem, że skoro już tytuł nawiązuje do dzieła Żeromskiego „Echa leśne”, to i treść programu musi być przykra, a nawet porażająca. Ale na szczęście nie.
U Żeromskiego mamy bowiem do czynienia z wstrząsającymi opowieściami z okresu powstania styczniowego. Jest tam przedstawione polskie poświęcenie w walce z rosyjskim zaborcą, ale jest też ukazana polska małość, pazerność i zdrada. W tej powieści Polak, ale zarazem rosyjski generał, Rozłucki skazuje na śmierć polskiego powstańca. Tym skazanym jest Jan, bratanek Rozłuckiego. Przed śmiercią Jan prosił o wychowanie swego syna na Polaka. Ale po latach, przy leśnym ognisku Rozłucki nie chce nic powiedzieć na temat losów syna Jana. Z pewnością nie wykonał ostatniej woli skazanego przez siebie na śmierć bratanka.
Co do „repliki” noweli Żeromskiego moje lęki okazały się bezpodstawne. Bo „Echo lasu” okazało standardowym programem o urokach współczesnego lasu i gospodarce leśnej.
Zastanawia mnie dlaczego autor dobrego materiału o przyrodzie nadał mu taki tytuł. Prawdopodobnie coś mu się z lasem i echami kojarzyło, coś słyszał, coś mu się o uszy obiło. I chyba noweli Żeromskiego nie czytał, a jeśli nawet czytał, to nic nie zapamiętał.
Taka to jest, niestety, smutna rzeczywistość, co do tytułów prasowych i medialnych. Jeszcze przed wojną tytuły wymyślał najczęściej sekretarz redakcji. I najczęściej był to człowiek dobrze wykształcony, z ogromnym doświadczeniem zawodowym. Dzisiaj na tytuł nie zwraca się najmniejszej uwagi, a jest to przecież zawołanie, przywołanie uwagi czytelnika do przeczytania tekstu, wysłuchania radiowej audycji czy obejrzenia programu w telewizji.
Rozumiem, że liczy się „chwytliwość tytułu” a nawet zaszokowanie odbiorcy. Pamiętam, że kilkanaście lat temu w londyńskim metrze zamarłem ze grozy, bo w „Daily Mirror”, gazecie czytanej przez współpasażera, i ja przeczytałem: „Śmierć w królewskim pałacu”. Okazało się że zdechł ulubiony kot monarchini. Takie są prawa rynku i zawsze tak było. Jednak takie zabiegi w poważnej, niebulwarowej prasie są przecież niedopuszczalne. Tak samo jak niedopuszczalna jest kradzież tytułów, bądź nieznaczne tylko ich przerabianie – co zresztą na jedno wychodzi.
Mając jednak współczucie dla zapracowanych dziennikarzy, nie mających czasu na wymyślanie oryginalnych tytułów i nie przywiązujących wagi do tego czy kradną klasyczne tytuły czy nie, pozwolę sobie zaproponować im kilka chwytliwych tytułów na różne okazje.
Szkice węglem – na okoliczność artykułów i innych form opiewających trud górnika, trudną sytuację górnictwa lub podejmujących temat przekrętów w sferze handlu węglem. Co prawda Sienkiewicz pisząc „Szkice węglem”, ukazał porażający moralnie stan polskiej wsi po powstaniu styczniowym, samotność chłopa, któremu nie pomagają ani ksiądz, ani dziedzic, ale co tam… tytuł jest fajny i pojemny.
Popioły – dla artykułów o marnym stanie zabezpieczeń przeciwpożarowych, o niebezpieczeństwie nieszczelnych instalacji gazowych i skutkach niesprawdzania kominów. W oryginale, u Żeromskiego, mamy do czynienia z epopeą napoleońską, zawiedzionymi nadziejami Polaków, ale nic to. Tytuł jest naprawdę dobry.
Eros na Olimpie – fantastyczny tytuł dla rzeczy o intymnym życiu naszych warszawskich elit. I choć Jan Parandowski pisząc „Erosa na Olimpie”, żartobliwie zgłębiał i analizował życie miłosne greckich bogów, ale u Parandowskiego przecież, też chodzi o ważnych osobników.
Bramy raju – trafny tytuł do rzeczy o kandydatach do Sejmu i Senatu. Autorem tytułu jest Jerzy Andrzejewski, ale już odszedł z tego świata, więc awantur nie będzie. Jego powieść jest alegorią nieludzkich systemów totalitarnych, ubraną w kostium wypraw krzyżowych, ale kto by się tam tym przejmował.
Na zakończenie jeszcze raz powtórzę – dbajmy o oryginalność tytułów, są równie ważne jak to, co zapowiadają.