RUSŁAN SZOSZYN: Brukselskie baśnie o solidarności

Wygląda na to, że w Unii Europejskiej na wolnej Białorusi najbardziej zależy Polakom.

 

Wielu europejskich polityków, urzędników i szefów dyplomacji zrobiło sobie zdjęcie ze Swiatłaną Cichanouską, by z dumą zademonstrować swoim wyborcom jak dzielnie wspierają walczących z dyktaturą Białorusinów, którzy w sierpniu wywalczyli sobie miejsca na czołówkach światowych mediów. Stojąc przy uroczej, zarazem niezwykle skromnej i dzielnej kobiecie, wychodzą na mównice recytując farmazony o wartościach europejskich, przy okazji „stanowczo potępiając” autorytaryzm i deklarując „pełne poparcie” jego przeciwnikom. Wracają do prezentów i świątecznych kominków, a następnego dnia będą się już musieli nauczyć na pamięć innych deklaracji, które zarecytują w obecności już kogoś innego, z innej części świata. Cichanouska jedzie dalej i nie wie kiedy jej mąż wyjdzie z białoruskiego więzienia, nie wie kiedy wraz z dziećmi będzie mogła go zobaczyć i wrócić do swojej ojczyzny. Zastanawia się jak może pomóc tym tysiącom represjonowanych, wyrzuconych z pracy, więzionym rodakom, dla których stała się symbolem nadziei.

 

W ubiegłym tygodniu liderka białoruskiej opozycji demokratycznej odwiedziła Brukselę. Komisarz do spraw sąsiedztwa i rozszerzenia Olivér Várhelyi uroczyście ogłosił, że Unia Europejska przeznaczy na wsparcie niezależnych białoruskich mediów i osób represjonowanych 3,7 mln euro. Kolejne 30 mln euro mają trafić do szeroko rozumianego społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi. Białoruska opozycja demokratyczna potraktowała to jako sukces, gdyż początkowo Bruksela miała przyznać 50 mln euro na walkę z koronawirusem w ich kraju, ale po fali negatywnych komentarzy zdanie zmieniono i część pieniędzy (30 mln) przekierowano. Mają zasilić białoruskie inicjatywy społeczne po drodze zasilając rzeszę pracowników unijnych instytucji i fundacji. Pacyfikowane zaś przez reżim media, aresztowani aktywiści i dziennikarze oraz zwalniani z pracy strajkujący robotnicy mogą liczyć na pomoc z Brukseli w wysokości 3,7 mln euro (równowartość 16,5 mln złotych). Cichanouska grzecznie podziękowała i wróciła na Litwę, którą przygarnęła ją po tym jak białoruska bezpieka wyrzuciła ją z kraju.

 

Tylko w tym roku budżet nadającej z Polski jedynej białoruskojęzycznej niezależnej telewizji Biełsat (nadaje od 2007 roku) wyniósł niemal 40 mln złotych, z czego większość pochodzi z MSZ. Polscy podatnicy finansują też niemal w całości lub w dużej mierze takie niezależne białoruskie media jak Radio Racja, Europejskie Radio dla Białorusi (Euroradio) czy wyrzucony z kraju niezależny portal Karta97 (charter97.org). Do tego dochodzi rządowy Program im. Kalinowskiego, dzięki któremu setki represjonowanych Białorusinów zdobyły wykształcenie wyższe w najlepszych polskich uczelniach. Biorąc pod uwagę liczbę fundacji i instytucji, działających w Polsce na rzecz walczących o wolność Białorusinów, rocznie państwo polskie wydaje na ten cel dziesiątki (a może i ponad sto) milionów złotych. A ile milionów euro przyznali na wolną Białoruś Niemcy, Francuzi, Austriacy, Włosi czy Hiszpanie?

 

To dzięki solidarności Białorusinów, którzy skrzyknęli się w kraju i za granicą, represjonowani, zwalniani z pracy i prześladowani mogą liczyć dzisiaj na jakiekolwiek wsparcie materialne i pomoc prawną. Inicjatywa BY_help dotychczas zebrała na to w sieci ponad 3,8 ml dolarów i mniej więcej tyle samo udało się zebrać inicjatywie bysol.org. W sieci zebrano więc dwa razy więcej na wsparcie represjonowanych, niż przyznała Unia Europejska, której budżet na najbliższe lata wyniesie ponad 1,8 biliona euro.

 

Na pocieszenie komisarz Várhelyi zapewnił białoruskich gości, że Unia Europejska obecnie pracuje nad „kompleksowym planem wsparcia gospodarczego nowej demokratycznej Białorusi”. To zresztą też była inicjatywa Polski, Warszawa po wybuchu protestów w kraju Aleksandra Łukaszenki nalegała, by EU przedstawiła w końcu konkretną ofertę dla wolnej Białorusi. Na razie konkretów brak, oferty też. Czyli niech Białorusini własnymi siłami najpierw obalą dyktaturę, a później Unia Europejska coś im zaproponuje, albo nie. Ale na jedno Cichanouska będzie mogła liczyć z pewnością, europejscy politycy i urzędnicy z Brukseli przylecą do stolicy już wolnej Białorusi by zrobić z nią zdjęcie. Jeżeli ich zaprosi.

 

 

Rusłan Szoszyn