Od ogłoszenia niepodległości przez Białoruś, kiedy to nad krajem załopotał biało-czerwono-biały sztandar, mija 30 lat. Marzenia Białorusinów tworzących przed 100 laty Białoruską Republikę Ludową, zniszczoną przemocą przez bolszewicką Rosję, spełniły się wraz z rozpadem Związku Sowieckiego. Najmłodsze pokolenie nie pamięta sowieckich czasów. Wprawdzie pod rządami Łukaszenki nie było to całkiem demokratyczne, wolne państwo, i w dodatku tworzące ZBiR (Związek Białorusi i Rosji), ale zawsze niepodległość przynajmniej nominalnie była.
Przez te trzydzieści lat wyrosło nowe pokolenie, posługujące się nowymi technikami teleinformatycznymi. Wiedzą, jak się powodzi ich rówieśnikom w wolnym świecie. Pragną podobnie żyć, mieć perspektywy i, jak to młodzi, zmieniać wszystko, co przeszkadza wolności. Chcą móc decydować o swoim kraju. Wspiera ich pokolenie, które w swojej młodości na przełomie lat 80. i 90. wybiło się na niepodległość. Białoruski Front Narodowy zorganizował się błyskawicznie. Jego lider Zenon Paźniak nagłośnił odkrycie Kuropat, gdzie w dołach zagrzebano kilkadziesiąt tysięcy ofiar NKWD, zamordowanych na rozkaz władz Rosji Sowieckiej. Taki białoruski Katyń, tylko znacznie większy. Początek lat 90. XX w. był czasem nadziei. Niestety prezydentem został w 1994 r. Aleksander Łukaszenka – dyrektor sowchozu, mający za sobą karierę w sowieckim wojsku i formacjach ochrony granic. Warto sprawdzić, jak to się stało, że został powołany na ten urząd. Może to być przestroga dla wszystkich narodów, aby bardziej uważać, komu powierza się władzę.
Stracono 30 lat, nie odbudowano powszechnej znajomości języka białoruskiego. Od czasu upadku I Rzeczypospolitej zaborcy prowadzili aktywną politykę wynaradawiania. Niemcy germanizowali, a Rosjanie rusyfikowali zarówno Białorusinów, jak i Polaków. Zmieniała się także mentalność. W Polsce do dziś widać granice zaborów. Tak samo na ziemiach ukraińskich i białoruskich łatwo zauważyć granice kolejnych terenów, które dostały się pod rosyjskie panowanie. Białoruś, niestety, nie poszła drogą Ukrainy i nie wprowadziła języka białoruskiego jako języka urzędowego, państwowego.
Łukaszenka i jego rosyjski mocodawca Putin byli przekonani, że naród został wystarczająco spacyfikowany i zatomizowany. Wielu geopolityków też nie wierzyło w to, że Białoruś się może przebudzić. Nie jest teraz ważne, czy to, co się stało po wyborach, było rosyjską prowokacją, mającą na celu zdyscyplinować Łukaszenkę albo podmienić go na kogoś bardziej wygodnego dla Moskwy. Zdobyczą Białorusinów jest przebudzenie i konsolidacja narodu. Polska i inne zniewolone narody właśnie dzięki powstaniom, buntom, strajkom umacniały swoją tożsamość i konsolidowały się w walce o wolność. Nie wolno pouczać Białorusinów, jak mają postępować, to zawsze się źle kończy. Każdy naród musi sam o sobie decydować. Jedyne, co można radzić, to aby wyciągali wnioski z własnej historii, a korzystali z doświadczeń i uczyli się na błędach innych narodów.
Wolny świat może i powinien wspierać Białorusinów w ich walce o wolność. Dla nas, Polaków, w latach komunistycznego zniewolenia bezcenne były audycje Radia Wolna Europa czy Głosu Ameryki. Bardzo pomocne było wspieranie druku niezależnych wydawnictw. Tak więc powinniśmy spłacić swój dług wdzięczności, pomagając Białorusinom. Od wielu lat działa TV Bielsat. A teraz Radio WNET nadaje programy w języku białoruskim. Programu „Świt wolności” można słuchać codziennie od godz. 7:00 czasu białoruskiego rano, a od 23:00 czasu polskiego – programu „Białoruskie noce”.
Współczesna wojna to przede wszystkim walka o rząd dusz. Społeczeństwa, aby podejmować rozsądne i odpowiedzialne decyzje, muszą mieć szeroką wiedzę o historii i kulturze własnego narodu i informacje bieżące. Wszystkie totalitaryzmy bazują na głupocie i cenzurze. Uwaga! Bardzo niebezpieczna jest „polityczna poprawność” – nowoczesna skuteczna forma cenzury, bo bazuje również na autocenzurze. Dziennikarze są więc na pierwszej linii frontu współczesnych wojen. Ich zadaniem jest nie tylko dostarczanie bieżących informacji, ale powinni też sprzyjać edukacji narodu. Poszukiwać prawdy. Popularyzować prawdziwą historię. W Polsce w czasie 16 miesięcy czasów Solidarności powstały tysiące bibliotek i czytelni, w których można było kupić wydawane nielegalnie bądź sprowadzane z emigracji książki. Drukowano niezależną prasę. Polacy poznawali swoją najnowszą historię i kulturę. To sprawiło, że nawet stan wojenny nie spacyfikował narodu i po 10 latach komuniści przegrali wybory stosunkiem 20% do 80%. Teraz na Białorusi nastał czas podobny do lat Solidarności 1980–1981 i ukraińskiego Majdanu – rewolucji godności. To duży krok na drodze do budowy wolnego, demokratycznego państwa.
W grudniu mija 50 rocznica pacyfikacji protestów robotniczych na Wybrzeżu, kiedy władza ludowa strzelała do robotników, i 39 rocznica wprowadzenia „stanu wojennego” i pacyfikacji śląskich kopalń. Ofiary życia nie poszły na marne – przybliżyły nas do wolności. Tak samo „Niebiańska Sotnia” dała Ukrainie możliwość decydowania o własnym losie.
Aby walczyć, trzeba mieć wiarę w zwycięstwo i świadomość, że suwerenem w każdym państwie musi być naród, a wybrane władze mają jedynie mu służyć i przysparzać korzyści.
Teraz na całym świecie toczy się nowoczesna wojna. Nowa odmiana komunizmu, głosząc hasła genderyzmu i klimatyzmu, chce zapanować nad światem.
Wiele wskazuje na to, że wypuszczony z Chin wirus i pandemia to broń biologiczna mająca na celu nie tylko zrujnowanie gospodarek na całym niemal świecie, ale i wywołana panika – terror strachu – ma doprowadzić do zgody obywateli na coraz skuteczniejszą ich kontrolę i podporządkowanie.
Jadwiga Chmielowska
Zdjęcie: archiwum SDP, Donat Brykczyński