KAROLINA BACA-POGORZELSKA: Bo nie chodzi o to, by i tu oglądali więzienia

– Jest jeszcze coś, co możemy dla was zrobić? – pytam Dimę, białoruskiego aktywistę z Białegostoku. – Tam już nie, zrobiliście i tak wiele. Ale tu jeszcze się da – przekonuje.

 

Pamiętam moją pierwszą wizytę w Mińsku. Dokładnie trzy lata temu. Uderzył mnie porządek (zobaczyłam go znów na manifestacjach po sfałszowanych wyborach, gdy protestujący wchodząc np. na ławki zdejmowali buty) i ta niezwykła uprzejmość zwykłych ludzi na ulicy (bo oczywiście z urzędnikami, jak łatwo się domyśleć, tak miło nie zawsze było). Zastanawiałam się, jak żyjąc w reżimowym kraju od lat rządzonym przez tego samego dyktatora Aleksandra Łukaszenkę ci ludzie są wciąż tak pogodni. Ale swój hart ducha tak naprawdę pokazali nam i chyba całemu światu teraz, a konkretnie pokazują go od sierpnia podtrzymując swój sprzeciw wobec wyniku sfałszowanych wyborów prezydenckich. I to, że protestują dziś głównie w weekendy też o nich wiele mówi – na co dzień wykonują swoje obowiązki.

 

– Duch w narodzie nie ginie, ani tam, ani tu – mówi mi Dima, Białorusin od czterech lat mieszkający w Polsce, wspierający i współorganizujący od sierpnia protesty w Białymstoku, gdy pytam ile jeszcze mają siły po czterech miesiącach nierównej bądź co bądź i brutalnej walki. – Gdyby nie pandemia i związane z nią obostrzenia, to naprawdę wyglądałoby inaczej. W Białymstoku, gdy organizowaliśmy w sierpniu marsz „Solidarni z Białorusią”, przyszło ponad dwa tysiące ludzi. Pod konsulatem stale były pikiety, i zresztą nadal są. Tylko inne. Jednoosobowe, ale po kilka godzin. Po prostu co 20 minut uczestnicy się zmieniają – tłumaczy. Jak się organizują? – W Internecie. Założyliśmy we wrześniu fundację Białoruś 2020 i na jej stronie zarówno uchodźcy mogą zgłaszać swoje potrzeby, jak i chętni do pomocy to, co mogą zaoferować – tłumaczy Dima. I dodaje, że wierzy w zwycięstwo wiosną. – Zobaczcie, jaki Łukaszenka jest wk…y po decyzji Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, który go zawiesił. Jego holuje już tylko Putin. Skoro nawet Chińczycy uciekają z Białorusi z inwestycjami, to pokazuje jego słabość – dodaje. I uważa, że najnowsza decyzja o zamknięciu granic lądowych przez białoruskie władze nie ma nic wspólnego z pandemią koronawirusa, ale jest po prostu kolejnym naciskiem na mieszkańców tego kraju. Zamknąć, zgasić, zdławić. Tylko że oni już nie są cisi i przestali się bać. A tego zdaje się Łukaszenka nie przewidział.

 

Dima mówi, że nawet jeśli polskie władze kompletnie uprościłyby wjazd Białorusinów do Polski, to i tak na dziś nic nie da, bo Łukaszenka ludzi z kraju po prostu nie wypuści, co właśnie zresztą swoimi decyzjami potwierdził.

 

Właśnie to Dima miał na myśli mówiąc, że tam nie możemy zdziałać więcej niż zdziałaliśmy. Ale po chwili namysłu pyta, czy może mi coś powiedzieć o Polsce. Bo nie wie, czy o tym napiszę. – Oczywiście jedzenie i ubrania to wielka pomoc, pieniądze to sprawa wtórna, sam wiem, że i wy nie macie łatwo. Ale jest jeszcze jedna sprawa. Może udałoby się przygotować jakieś domy tymczasowe dla uchodźców, zwłaszcza tych z dziećmi? Bo z tymi ośrodkami dla uchodźców… Dobra, powiem. Byliśmy w Czerwonym Borze, gdzie trafiają rodziny z dziećmi. Z tego ośrodka wychodzi się prosto na więzienie. Ci ludzie, a zwłaszcza te dzieciaki mają już naprawdę ślady na psychice. Może nie musiałyby oglądać tych krat i drutów kolczastych. Bo nie chodzi o to, by i tu oglądali więzienia – mówi mi Dima. I wie, że „Solidarni z Białorusią” to nie tylko slogan. Piotr Czaban z białostockiego oddziału TVN24 dzień przed wyborami na Białorusi zainicjował i zorganizował koncert „Mury runą – Żywie Biełaruś”. Jak mało kto wiedział, co znaczy solidarność, w każdej postaci. Razem prowadziliśmy zakończoną sukcesem akcję #UwolnićOmara (para syryjskich dziennikarzy z dwójką dzieci dzięki pomocy m.in. ambasadora RP w Turcji Jakuba Kumocha i polskiego MSZ otrzymała w Polsce azyl polityczny) i dobrze wiedział, co się dzieje, gdy zostaje się samemu.

 

– Moi polscy sąsiedzi na przykład od początku przygotowywali posiłki dla protestujących. My nie jesteśmy sami, przynajmniej ja nie mam takiego poczucia – mówi Dima.

 

Karolina Baca-Pogorzelska