Ciężko być dziennikarzem na Słowacji – rozmowa z politologiem dr. ŁUKASZEM LEWKOWICZEM

Ján Kuciak stał się symbolem bezkompromisowości w dążeniu do ujawnienia patologii władzy Po jego śmierci można zauważyć pewien rozkwit dziennikarstwa śledczego i politycznego  – mówi dr Łukasz Lewkowicz, politolog z Wydziału Politologii i Dziennikarstwa UMCS i Instytutu Europy Środkowej w Lublinie w rozmowie z Tomaszem Nieśpiałem.

 

13 stycznia rozpoczął się na Słowacji proces czterech podejrzanych o zlecenie i wykonanie zabójstwa dziennikarza śledczego Jána Kuciaka. Jak to możliwe, że w XXI wieku, w środku Europy, w demokratycznym państwie, mogło dojść do takiego morderstwa?

 

To jest dobre pytanie, bo prędzej takiego wydarzenia można się było spodziewać w państwach, które mają problem z demokracją, gdzie do zabójstw dziennikarzy dochodziło wcześniej – w Rosji, na Ukrainie, czy w Turcji.

 

Kuciak zginął, bo interesował się związkami grup przestępczych z władzą i biznesem. Właśnie mija dwa lata od tragedii, którą obserwuje Pan od samego początku. Pamięta Pan pierwsze reakcje na doniesienia o zabójstwie?

 

Byłem w szoku, bo to było przełomowe wydarzenie na Słowacji. Jak chyba wówczas każdy zadawałem sobie pytanie: dlaczego Kuciak zginął? Należy jednak pamiętać, że zanim jeszcze doszło do tego zabójstwa, od dłuższego czasu na Słowacji panowała nieprzychylna dla dziennikarzy atmosfera.

 

Ówczesny premier Robert Fico znany był ze swoich wulgarnych wypowiedzi kierowanych pod adresem dziennikarzy zadających mu niewygodne pytania.

 

Tak, zdarzało się, że nazywał krytykujących go dziennikarzy „prostytutkami”.

 

Była nagonka na dziennikarzy?

 

Na pewno atmosfera nie sprzyjała komfortowi pracy mediów.

 

Ján Kuciak i jego narzeczona Martina Kušnírová zostali zamordowani 21 lutego 2018 roku w swoim domu niedaleko Trnawy. Od początku te zabójstwa wiązano z pracą dziennikarza.

 

To była egzekucja w stylu mafijnym. Kuciak interesował się powiązaniami najważniejszych słowackich polityków i biznesmenów z lokalnymi grupami przestępczymi. Pisał o działalności włoskiej mafii, której przedstawiciele podejrzewani byli o wyłudzenia podatku VAT i dopłat rolniczych z UE we wschodniej Słowacji. Miał wielu wrogów.

 

Wróćmy do procesu. Na pierwszej rozprawie, były wojskowy Miroslav Marček przyznał się do zabójstwa dziennikarza. Miał za to otrzymać 50 tys. euro. Ale wciąż nie wiadomo kto był zleceniodawcą.

 

W marcu ubiegłego roku zarzut zlecenia zabójstwa postawiono Mariánowi Kočnerowi – przedsiębiorcy, przeciwko któremu Kuciak prowadził dziennikarskie śledztwo. Ten jednak nie przyznaje się do winy i odmawia składania zeznań.

 

Ale mówią inni. Na przykład były dziennikarz śledczy i były współpracownik służb specjalnych Péter Tóth.

 

Tak. Podczas procesu Tóth zeznał, że na zlecenie Kočnera śledził Kuciaka i 27 innych dziennikarzy. Chodziło o znalezienie i opublikowanie dyskredytujących ich informacji. Według Tótha akcję tę miał wspierać finansowo syn jednego z najbogatszych słowackich biznesmenów. Za jego pieniądze kupiono m.in. dwa samochody, sprzęt podsłuchowy, opłacano także współpracujących w ramach inwigilacji ludzi.

 

Skoro to była szersza akcja obejmująca nie tylko Kuciaka, to znaczy, że dziennikarstwo śledcze na Słowacji było wówczas w dobrej kondycji?

 

Jest kilku rozpoznawalnych dziennikarzy, którzy zajmują się dziennikarstwem śledczym lub też pracą na pograniczu dziennikarstwa śledczego i politycznego. To są zwykle osoby związane z mediami należącymi do dużych koncernów medialnych.

 

Tak jak w przypadku Kuciaka. Za nim stał Ringier Axel Springer.

 

To prawda. Wprawdzie on zmieniał redakcje, ale w okresie przed śmiercią pracował dla Aktuality.sk, które jest częścią tego koncernu.

 

To pomagało?

 

Na pewno. Siła mediów słowackich jest wprost proporcjonalna od siły finansowej, organizacyjnej i prawnej koncernu, który za nimi stoi.

 

A jak zatem wygląda rynek medialny na Słowacji?

 

Prywatyzacja z lat 90. spowodowała, że mamy duże koncerny medialne kontra media publiczne, prezentujące głównie punkt widzenia rządzących, sprawujących w danym momencie władzę. Jeśli chodzi o media niezwiązane z władzą, to do najbardziej opiniotwórczych mediów należy zaliczyć liberalny dziennik „SME”, antyrządowy w tym momencie „Denník N”, prezentująca lewicowy punkt wiedzenia „Pravda” i „Hospodářské nowiny”, w których dominuje tematyka ekonomiczna.

Bardzo popularny jest oczywiście portal Aktuality.sk, w którym publikował Kuciak. Wśród tygodników można wymienić „.týždeň”.

Jeśli chodzi o telewizję, to poza publicznymi „Jedynką” i „Dwójką” popularna jest  informacyjno-publicystyczna, komercyjna stacja TA3. Jest też bardziej rozrywkowa Markiza oraz TV JOJ.

Całkiem nieźle radzi sobie na słowackim rynku medialnym radio, głównie stacje prywatne, jak Radio Expres czy Fun Radio.

Natomiast pewną specyfiką medialnego rynku na Słowacji jest duży wpływ mediów alternatywnych, które nie wiadomo jak są finansowane i w czyim interesie występują, ale często mają charakter prorosyjski.

 

Z czego to wynika?

 

To są pewne tradycje historyczne wywodzące się jeszcze z XIX wieku, czyli związane z popularnym na Słowacji panslawizmem. Właściwie poza 1968 rokiem, Słowacja nie postrzegała Rosji jako swojego wroga. I te historyczne i kulturowe doświadczenia do dzisiaj rezonują i powodują, że społeczeństwo słowackie nie jest antyrosyjskie. A to oznacza, że te media mają racje bytu.

 

Jaki jest ich cel?

 

Zwykle nie są wprost prorosyjskie. To nie jest słowacka wersja Sputnika. To są często media z pozoru neutralne, utrzymywane z wpłat niezwiązanych z biznesem rosyjskim, czy rosyjskimi służbami. Teoretycznie to są oddolne inicjatywy, które nie wychwalają wprost Rosji, lecz bardziej skupiają się na sianie spiskowych teorii dziejów.

 

Typowa rosyjska propaganda, która swój rozkwit przeżywa od momentu aneksji Krymu.

 

Dokładnie. To są media antyzachodnie, antyliberalne. Pisze się w nich i mówi o „zgniłym Zachodzie”, krytykuje działania amerykańskie na świecie. Ta narracja jest zdecydowanie antyzachodnia, a przez to automatycznie prorosyjska.

Co ciekawe, jest wielu polityków zarówno z lewej, jak i z prawej strony sceny politycznej na Słowacji, którzy promują te media, co niewątpliwie je wzmacnia i sprawia, że są wpływowe.

 

Co to są za strony?

 

Jest ich bardzo dużo. Niektóre funkcjonują od dłuższego czasu, niektóre są zawieszane lub likwidowane, a po jakimś czasie wznawiają działalność.

Z głównych tytułów można wymienić bardzo popularny magazyn „Zem&Vek”, którego nakład sięgał swego czasu 30 tys. egzemplarzy, rozgłośnię Slobodný Vysielač, czy też stworzony przez mieszkającego na Słowacji Rosjanina chelemendik.sk. Do siania dezinformacji wykorzystywane są także popularne media społecznościowe, przede wszystkim Facebook.

Dużo tego typu serwisów i stron internetowych uaktywniło się na Słowacji po 2014 roku i pokazywało rosyjską wersję konfliktu na wschodzie Ukrainy.

 

Wróćmy do Jána Kuciaka. Śmierć dziennikarza wywołała niespotykane od 1989 roku masowe demonstracje na Słowacji, w wyniku których doszło do wielu dymisji i upadku rządu Roberta Ficy. Czy zatem sprawa Kuciaka jest dowodem na siłę dziennikarstwa śledczego na Słowacji, czy wręcz przeciwnie: zabójstwo dziennikarza, którego państwo nie było w stanie obronić, obnażyło patologie państwa?

 

Na pewno państwo słowackie pokazało słabość przed tym morderstwem. Tym bardziej, że były sygnały o tym, że już wcześniej grożono Kuciakowi. I wówczas państwo i jego służby nie zareagowały, choćby poprzez przyznanie dziennikarzowi ochrony. Z drugiej strony było to wydarzenie, które wywołało ogromną zmianę na scenie politycznej. Poza tym zaczęto też dyskutować o kondycji dziennikarstwa śledczego i w ogóle o stanie mediów na Słowacji.

 

I jaka jest diagnoza?

 

Słowacja jest ciekawym krajem, w którym funkcjonuje wiele mediów niezależnych od władzy. Po śmierci Kuciaka można nawet zauważyć pewien rozkwit dziennikarstwa śledczego i politycznego, który doprowadził między innymi do ujawnienia działalności albańskich grup mafijnych na Słowacji. Dość powszechnie analizowane są w mediach powiązania byłego premiera Roberta Fico i innych polityków ze światem przestępczym.

 

Czyli jest coś takiego jak mit Kuciaka?

 

W pewnym sensie tak. Kuciak stał się symbolem niezależności i bezkompromisowości w dążeniu do ujawnienia patologii władzy. Z drugiej strony pamiętajmy o cenie jaką za to zapłacił. Ta pokazowa egzekucja pokazała, że dziennikarstwo na Słowacji jest niebezpiecznym zawodem i nie wiadomo, czy ostatecznie nie odstraszy ona mediów od prowadzenia działalności śledczej.

 

Jest takie zagrożenie?

 

Oczywiście, bo mimo niezależnie od sprawy Kuciaka, dziennikarstwo śledcze na Słowacji boryka się z takimi samymi problemami jak i w Polsce. Redakcje rezygnują z tej formy działalności, bo jest czasochłonna i droga.

 

A jaka jest kondycja zawodowa samych dziennikarzy?

 

Ta sytuacja jest niejednoznaczna. Z jednej strony środowisko dziennikarskie zmaga się z tymi samymi bolączkami co dziennikarze w Polsce. Najczęstsze problemy to niestabilność zatrudnienia i niezbyt wysokie zarobki.

Do tego dochodzi niestabilne prawo prasowe, które politycy próbują zmieniać „pod siebie”.

 

To znaczy?

 

Choćby wprowadzenie obowiązku publikowania sprostowań. Politycy, którzy są niezadowoleni z artykułu mają prawo do sprostowania, które musi zostać wydrukowane. Potem redakcja pisze znowu swoje, a polityk znów prostuje. Taki swoisty ping-pong. Nadawca, który nie zastosuje się do nowego prawa, może zostać ukarany wysoką grzywną.

Dodając do tego, niedawną próbę wprowadzenia 50-dniowego moratorium na publikowanie przedwyborczych sondaży, która ostatecznie się nie powiodła, nie sposób nie odnieść wrażenia, że media są na różnych polach atakowane. Co powoduje, że chyba ciężko jest być dziennikarzem na Słowacji.

 

Rozmawiał Tomasz Nieśpiał

 


 

Łukasz Lewkowicz

 

Absolwent politologii i stosunków międzynarodowych na Wydziale Politologii UMCS w Lublinie. W 2011 r. uzyskał stopień doktora. Tematem jego zainteresowań naukowych są m.in. stosunki polsko-słowackie i polsko-czechosłowackie, polityka zagraniczna Słowacji, Grupa Wyszehradzka oraz współpraca transgraniczna w Europie Środkowej.

Pracuje na Wydziale Politologii i Dziennikarstwa UMCS i w Instytucie Europy Środkowej w Lublinie.