KS. ARTUR STOPKA: Czwarta władza i wata cukrowa

Fot. Pixabay

Po tym, co się działo w sferze mediów w Polsce w 2021 r. trudno dokonywać podsumowań i niełatwo prognozować przyszłość.

 

Najprawdopodobniej udostępniony pod koniec 2021 r. film Adama McKaya „Nie patrz w górę” dla niejednego odbiorcy może być swoistym podsumowaniem minionych dwunastu miesięcy w mediach na całym świecie. W recenzjach rzadko jednak nazywany jest po imieniu główny problem, który je nie tylko we wspomnianej (dość topornej) satyrze kształtuje, ale robi to w rzeczywistości. Zachowując tzw. poprawność polityczną należałoby chyba powiedzieć, że fundamentalnym problemem mediów (zarówno tradycyjnych, jak i nowych), jest poziom ich użytkowników, zarówno odbiorców, jak i właścicieli oraz dysponentów, twórców kontentu.

 

Nie chodzi tylko o poziom intelektualny, choć głupota jest od lat jedną z czołowych bolączek, które dotykają media i w minionym roku niewątpliwie dawała o sobie w świecie mediów znać. Chodzi też o poziom poczucia odpowiedzialności za skutki medialnych działań w najróżniejszych sferach, w tym również w wymiarze indywidualnym ich użytkownika. Jak korzystanie w mediów wpłynie na jego egzystencję, poglądy, stan majątkowy, ale również podejście do informacji, do zasad regulujących funkcjonowanie społeczności? Jakie odzwierciedlenie znajdzie w jego etycznych postawach i zachowaniach?

 

Pieniądze i politycy

 

Ktoś może wzruszyć ramionami, że wymienione wyżej kwestie mieszczą się raczej w sferze zagadnień na poziomie meta i choć niewątpliwie dotyczą również mediów w Polsce, to jednak tutaj musiały się one zmierzyć z problemami z kategorii znacznie bardziej przyziemnych, z realnym zagrożeniem dla istnienia i funkcjonowania włącznie. To prawda, że media lubią zajmować się same sobą, jednak w naszym kraju w minionym roku co najmniej w kilku przypadkach zmuszone były do tego przez okoliczności mniej lub bardziej zewnętrzne.

 

Wśród uwarunkowań mających ogromny wpływ na funkcjonowanie mediów czołowe pozycje zajmują pieniądze i politycy. Niejednokrotnie te dwa czynniki występują wspólnie, we współpracy, a nawet w symbiozie. To od nich zależy realna wolność istnienia i funkcjonowania środków przekazu. W minionych dwunastu miesiącach zwłaszcza media tradycyjne w Polsce zostały postawione w sytuacji zagrożenia.

 

Niemal z dnia na dzień

 

Warto od razu zaznaczyć, że w potocznej, często stosowanej w mediach narracji, utożsamiane swą dwie różne wolności, których istnienie wskazywał m.in Cyprian Kamil Norwid w swej „Rzeczy o wolności słowa”. To wolność słowa w sensie ścisłym i – mająca zupełnie inny wymiar – wolność mówienia, czyli publikowania dowolnych treści.

 

W minionym roku tradycyjne media w naszym kraju odczuły zagrożenie właśnie tej drugiej – wolności mówienia. Powodowali je politycy. Używali jako narzędzia pieniędzy i władzy. Usiłowali np. narzucić mediom nowy podatek lub pod znakiem zapytania stawiali samo istnienie niektórych mediów, tworząc przepisy trudne do spełnienia w krótkim czasie.

 

Mieliśmy również do czynienia z mającą tło polityczne zmianą właścicielską liczących się mediów działających w naszym kraju. Zmiana ta znalazła bardzo szybkie odbicie w ich profilu i publikowanych przez nie treściach. Niemal z dnia na dzień odbiorcy w całym kraju otrzymali pod tym samym tytułem zupełnie inne od dotychczasowych treści. Łączyło się to również z odejściem z pracy sporej grupy pracowników tych mediów (nie tylko ich szefów). Tego typu ingerencje w rynek medialny nie tylko nie wzmacniają ich wiarygodności, ale są sygnałem instrumentalnego ich traktowania.

 

Niestabilność i wiarygodność

 

Niestabilność krajowego rynku medialnego powiększały pogłoski o zakusach polityków na jeden z opiniotwórczych dzienników ukazujących się w Polsce. Ostatecznie nie znalazły one potwierdzenia, jednak niepewność wokół własności tak ważnego medium zaprocentowała negatywnie.

 

Negatywnie na ocenę sytuacji mediów w naszym kraju wpłynęły też poważne konflikty wewnątrz innej dużej firmy medialnej. Choć różnice koncepcji nie są w medialnych przedsięwzięciach niczym nadzwyczajnym, to jednak ich upublicznienie przy bardzo dużym nasileniu emocji, również nie przysłużyło się ani odbiorcom, ani twórcom tych mediów.

 

Wiarygodności mediów nie wzmaga także podejmowanie przez polityków decyzji o niewpuszczaniu dziennikarzy do miejsc, których rozgrywają się wydarzenia o charakterze newralgicznym, mających znaczenie dla bezpieczeństwa całego społeczeństwa, ale także dla konkretnych ludzi, którzy w nich uczestniczą.

 

Czas na nowy samizdat

 

W świetle powyższej listy trudno podejmować merytoryczną ocenę zawartości mediów, z których korzystali polscy odbiorcy w minionym roku. Tym bardziej, że politycy (różnych opcji) nie kryli, iż postrzegają je wyłącznie w kategoriach narzędzi propagandy i ideologizacji. Ucierpiała na tym nie tylko prawda, do której dostęp dla tzw. zwyczajnego zjadacza chleba stał się jeszcze bardziej utrudniony, ale także w poważnym zagrożeniu znalazła się przyszłość mediów, zwłaszcza tych tzw. tradycyjnych.

 

Bogusław Chrabota na początku grudnia 2021 r. stwierdził publicznie „Czas na nowy samizdat”. Nie tylko on ma poczucie, że w obecnej sytuacji mediów w naszym kraju potrzebny jest „drugi”, a może nawet „trzeci obieg”. Czy jego rolę może spełnić internet? Niekoniecznie. Choć akurat w Polsce politycy jeszcze się nie zabrali do jego urządzania po swojemu, skupieni póki co na mediach tradycyjnych, to jednak wiele państw na świecie pokazało już, że to nie jest przestrzeń bezpieczna przed ich ingerencją.

 

Kanały do wyboru

 

Dla polskich użytkowników mediów rok 2022 nie jawi się w optymistycznych barwach. Wiele wskazuje na to, że politycy i ideolodzy różnych maści nie tylko nie zmniejszą swoich wysiłków, aby zapanować nad medialnym przekazem i narzucić, gdzie tylko się da, swoją narrację, ale będą wynajdywać coraz skuteczniejsze sposoby, aby postawić na swoim.

 

W czasach PRL-u (gdy polski widz miał do wyboru tylko dwa kanały TVP) krążyła anegdota o człowieku sowieckim, który po powrocie z pracy zasiadł przed telewizorem. W ZSRR miało być tych kanałów do wyboru osiem. Włączył więc pierwszy program, a tam transmitowane na żywo przemówienie sekretarza generalnego partii. Przełączył więc na drugi – to samo. Spróbował na trzecim kanale, a tam plansza z napisem „Ty taki owaki, kanały sobie chcesz przełączać?”. Jak wymknęło się niedawno jednemu z naszych polityków, chcą oni mieć wpływ na to, co się dzieje w mediach. Mówiąc wprost, chcą je kontrolować i traktować jako swoje narzędzia i nie dopuścić do sytuacji, w której okazują się one „czwartą władzą”. W takiej sytuacji trudno oczekiwać w mediach nie tylko prawdy, wolności, ale w ogóle jakichkolwiek wartościowych treści. Choć, jak przypomina film „Nie patrz w górę”, media pełne waty cukrowej i głuche nawet na najważniejsze sprawy, to nie tylko zasługa polityków. A może nawet nie głównie ich.