Di-Day – ELŻBIETA KRÓLIKOWSKA-AVIS o tym jak media wykreowały świecką świętą

Wielkimi krokami zbliża się Di-Day. I nie ma to nic wspólnego z D-Day, dniem lądowania wojsk alianckich w Normandii. 31 sierpnia, to kolejna, tym razem 22. rocznica śmierci księżnej Walii i  światowe media już ogarnęło szaleństwo.

 

Poważne dzienniki poświęcają temu wydarzeniu większą notkę lub artykuł, ale kolorowe pisma kobiece oraz tabloidy – sążniste teksty oraz galerię pięknych zdjęć, często jej nadwornego  fotografika Patricka Demarchelier. Lady Diana była przecież jedną z najczęściej fotografowanych celebrytek świata! Już od dobrych kilku lat artykuły te powiązane są z informacjami o jej synach, Williamie Harrym, oraz wnukach. Po Di-manii, Kate-manii i Maghan-manii, dobra passa brytyjskiej monarchii trwa i wciąż  karmi newsami  świat.  A w okolicach 31 sierpnia odżywają dodatkowo sentymenty i resentymenty, a temat  przewija się nie tylko przez amerykański tygodnik z życia wyższych sfer „Hello!”, ale i „Mombai Mirror”, kenijski „Daily Nation” czy  niemiecki „Bild”.

 

31 sierpnia 1997 roku  byłam już na placówce w Londynie i od momentu breaking newsa o wypadku samochodowym w paryskim tunelu d’Alma do dnia pogrzebu tydzień później,  dzieliłam czas między  telewizorem a Pałacem Kensington, domem Diany,  pod którym gromadziły się  wielkie tłumy. Wtedy to pierwszy raz widziałam – czarne na białym – jak media żerują na  ludzkich uczuciach i jak  nakręca się  emocje społeczne. Ale był to także znakomity  kurs świetnego, w sensie sprawności, dziennikarstwa.  Największe wydarzenie telewizyjne od czasów pogrzebu Winstona Churchilla w 1965 roku, w dodatku w skali świata. Pogrzeb Lady Diany oglądało 32 mln Brytyjczyków, a więc 59% ówczesnej populacji, plus widzowie w 142 innych krajach. Tak  że światowa widownia wynosiła ok. 2 mld, wtedy ok. 1/3 populacji Ziemi!  Był to w kategorii brytyjskiej telewizji wysiłek bezprecedensowy, a jeśli idzie o zasięg i skalę wydarzenia, należał on do największych w tej konkurencji w całej historii  mediów.

 

Brytyjscy reporterzy telewizyjni wydawali się być wszędzie: w Londynie, w Liverpoolu i w Brighton.  Jedynie z BBC  ponad  50 czołowych dziennikarzy, 100 kamer, 300 techników, tylko w stolicy 22 stanowisk kamerowych.  Pogrzeb komentowali najlepsi z najlepszych, m.in. David DimblebyTrevor McDonald, a już w kilka godzin po podaniu newsa z Paryża, przed oczami zszokowanych telewidzów  przesuwali się liderzy rządu Tony Blaira i  opozycji, przedstawiciele brytyjskiej arystokracji i dworu, rodziny WindsorówSpencerów,  gwiazdy show businessu, przyjaciele i nieprzyjaciele Diany. Schemat rozmów był następujący: „To wielka tragedia”  – rozpoczynał reporter. – „Tak, to ogromna tragedia”  – odpowiadali zebrani  ludzie. Ale jeszcze nic nie zapowiadało dalszego rozwoju wypadków.

 

Bo potem brytyjskie media coraz bardziej pogrążały się  w nieutulonym żalu i przez bity tydzień z trudem można było chwycić jakiś program, który nie byłby związany z  księżną Dianą. „Królowa ludzkich serc”, „Diana Pierwsza Dama globalnej wioski”, „Telewizja łączy świat w żałobie”, „Święta naszych czasów”,  to najbardziej powściągliwe określenia, jakimi posługiwali się dziennikarze oraz ich gości. A kiedy już zaczęto wspominać o beatyfikacji, los spłatał  mediom niemiłego figla, zmarła prawdziwa święta, Matka Teresa z Kalkuty. A media poświęciły jej ze trzy zdania, z których jedno brzmiało: „Matka Teresa wysoko ceniła prace charytatywną księżnej Diany”.  Wydawało się, że świat oszalał.  Ale to nie świat, lecz media lewicowo-liberalne , no i było to „szaleństwo kontrolowane”. Przecież Diana, walcząc na kły i pazury ze swoim mężem, księciem Karolem i królewskim establishmentem, stała się najcenniejszą bronią w rękach antymonarchistów, czyli właśnie liberalnej lewicy. Pozostawało wykreować Dianę na „świętą naszych czasów” i w walce o zniesienie monarchii posługiwać się jej pamięcią  jak sztandarem.

 

Przez te ostatnie 22 lata Elżbieta II przeprowadziła szereg reform, które zmieniły tę anachroniczną monarchię nie do poznania. Zaczęła płacić podatek dochodowy, choć na mocy umów z rządem nie musiała,  kobiety mogą dziedziczyć tron i  książę Walii może już ożenić się z katoliczką. Wspaniale przeprowadzone uroczystości Diamentowego Jubileuszu, popularność wnuków królewskich sprawiły, że słupki popularności monarchii, w ankiecie zrobionej na zlecenie lewicowego w końcu „Guardiana”, skoczyły do prawie 70%! Dziś prasa konserwatywna nie musi już obawiać się – jak w 1997 roku – wspierać poczynania królowej, choć  BBC, „Guardian”, „Independent”, nie mówiąc o postkomunistycznej „Morning Star”, wciąż bronią swojej agendy.

 

A więc zbliża się 31 sierpnia, Di-Day. Już od niemal miesiąca brytyjskie media nawiązują do tej tragicznej rocznicy.  Przypominają  dokumenty jak  „7 Days That Shook The Windsors”, z udziałem obu młodych książąt, WilliamaHarry’ego, którzy ze wzruszeniem opowiadają o swojej matce. O tym jak ich wychowywała, aby nie stracili kontaktu z ludźmi spoza pałacu, jaką była osobą i jaką matką, mądrą i kochającą. Inny, „The Day Britain Cried”, wyprodukowany w 20-lecie  wypadku, w którym pojawiają się ludzie z otoczenia księżnej. Oraz  pełen teorii spiskowych, zrobiony na zlecenie Mohammeda Al-Fayeda – ojca Dodiego, ostatniego boyfrienda Diany – byłego handlarza bronią i podejrzaną figurę.  Na półkach księgarskich pojawiają się znów publikacje jak „Diana and Dodi. The Truth” autorstwa Michaela Cole’a, pełne oskarżeń rodziny królewskiej o spowodowanie katastrofy w Paryżu, dostaje się także służbom, MI5  i MI6.  I oczywiście, dziesiątki artykułów, opatrzonych pięknymi zdjęciami zmarłej księżnej.  31 sierpnia, to dla światowych mediów  prawdziwy „czas żniw”.

 

Ciekawe, z perspektywy 22 lat  widać jak zmienia się tenor mediów, opowiadających o życiu i śmierci Lady Di. Mniej bezkrytycznych uwag i klajstrowania prawdy, więcej obiektywizmu. Mówi się i pisze o dramacie młodej dziewczyny z rozbitego środowiska rodzinnego i chorej na bulimię, poważnej chorobie psychicznej, która zakłóca obraz ludzi i świata. Ale także o odwadze i dzielności królowej, która „odrobiła lekcję”,  przeprowadza reformę po reformie i często mówi o Dianie – nieszczęśliwej osobie i wspaniałej matce, która wychowała synów, którzy mogą być dziś wzorcami osobowymi dla młodych Brytyjczyków. A my, widzowie BBC  World  i czytelnicy „Timesa” czy „Hello!”, jeszcze raz  przypominamy sobie jak prowadziła synów do hosteli dla bezdomnych czy hospicjów dla terminalnie chorych, aby przekazać dzieciom umiejętność współczucia dla mniej uprzywilejowanych. To nauka dobra nie tylko dla następców tronu. I o tym właśnie opowiadają brytyjskie, światowe media w okolicach 31 sierpnia. I jest to akurat wartościowy przekaz.

 

Elżbieta Królikowska-Avis