Dobrostan plus – felieton JERZEGO TERPIŁOWSKIEGO

Czy planowany w programie PiS samorząd dziennikarski będzie zajmował się określaniem tego, co dla władzy jest słuszne i przydatne, a co szkodliwe?

 

Nareszcie! Kiedy nadejdzie pora, będę mógł spokojnie zamknąć oczy, nie martwiąc się o los moich i Waszych dziatek. Wysiłek wszystkich dramatycznie przeżytych lat zostanie ukoronowany w kształcie Polski, będącej jednym pasmem szczęśliwości społecznej, narodowej i religijnej. Zapowiada to program wyborczy Prawa i Sprawiedliwości. W oczekiwaniu na jego realizację będę mógł spokojnie zająć się hodowlą róż, beztroskimi wakacjami za trzynastą wypłatę emeryta, którego średnie świadczenia miesięczne wystarczają na życie, lekarstwa, opiekę zdrowotną wedle tzw. szybkiej ścieżki, bez kolejek, niepotrzebnego bólu i poniżenia. Przydała się na coś moja walka z okupacją, kiedy to jako pięcioletni szczeniak skopałem hitlerowskiego żandarma (a raczej cholewy jego buta – patrz: powieść „Ujrzanów”), plucie krwią z dziewięcioletniego gruźliczego płuca z okien sanatorium na stalinowskich ubeków, w czasach „kiedy to przez pewien czas po wojnie próbowano prowadzić niezależną działalność polityczną i wydawniczą, a kultowi jednostki można było przeciwstawić już tylko honor, następnie piętnowanie nadużyć peerlowskiej władzy oraz osobista sekretna wojna o wolną Polskę w latach 1976-1989, wreszcie ośmieszanie tumiwisizmu liberalnych rządów PO i ich premiera w prasie, a także opłatkowe spotkania w gronie przyjaciół, tak jak ja oczekujących na szansę dla Polski, którą miał być PiS.

 

Taka było moje pierwsze wrażenie po pobieżnym zapoznaniu się z aktualnym  programem wyborczym tego ugrupowania. A już naprawdę słodkie ssanie emocji  w tzw. podołku, poczułem po lekturze passusu dotyczącego dziennikarzy. Czytam bowiem: „Rząd Prawa i Sprawiedliwości […]  zwiększył zakres wolności dziennikarskiej! […] Niekorzystnych wywiadów nie można już blokować lub zmieniać w taki sposób, aby wypaczać ich sens. Dziennikarz nie jest już ścigany za opublikowanie wywiadu bez zgody rozmówcy, jeżeli publikacja odzwierciedla rzeczywistą rozmowę. […] Zlikwidowaliśmy przepis pozwalający zwolnić dziennikarza z pracy za pisanie prawdy […], należałoby również stworzyć zupełnie odrębną ustawę regulującą status zawodu […]. Wprowadzałaby ona rozwiązania podobne do tych, jakie mają inne zawody zaufania publicznego, np. prawnicy lub lekarze. Głównym celem zmiany powinno być utworzenie samorządu. Możliwe byłoby wtedy zlikwidowanie art. 212 KK, bo powstałaby gwarancja nienadużywania mechanizmów medialnych w sposób nieetyczny”.

 

Pisiory moje najdroższe i ich Szara Eminencjo! Tak, po trzykroć tak!  Wobec tego nareszcie sobie na Was poużywam. Jako na władzy, którą przecież po tych wyborach ciągle będziecie, bo któż inny potrafiłby stworzyć podobny dokument, wprowadzając mnie i moich fejsbukowych i twitterowych przyjaciół w stan tak znacznej emocji oraz podziwu. Przecież dziennikarstwo – nikt inny, tak bardzo, jak my – istnieje po to, aby informować o wydarzeniach, z którymi na co dzień, teraz, tu i gdzieś tam, spotykają się nasi bliźni lub tych bliźnich zagraniczni bliźni i prostować wiadomości nieprawdziwe, a także – jeżeli nie przede wszystkim – patrzeć na ręce wszelakiej władzy. Nie opozycji, ale właśnie władzy, która zawsze z paskudnej albo tylko zmiennej i nieobliczalnej natury człowieka – najbardziej narażona jest na pokusy wynikające z faktu posiadania należnych jej przywilejów. A więc nie „jadowym zębem” wprawdzie (jak pisał Jan Nowak Jeziorański, przykładając niektórym publicystom „Gazety Wyborczej”), ale w szczerej, braterskiej czy ojcowskiej trosce o to, aby się do cna nie wypaczyła, pójdziemy teraz na całego w TVP, PR i innych Narodowych Mediach. Pomożecie? Pomożemy! Bo nikt nas już nie wyrzuci za nasze zdanie, za ujawnienie faktu kompromitującego rządowego dygnitarza, za krytykę. A w razie gdyby się ten stawiał, uruchamiając podległe sobie służby, to weźmie nas w obronę rada samorządu dziennikarskiego ustawowo powołana dla podtrzymywania wysokiego statusu zawodu.

 

Bo przecież: „Prawo i Sprawiedliwość zdecydowanie opowiada się za wolnością w sferze praw jednostki i dąży do zabezpieczenia wolności w życiu społecznym. W tym celu będziemy konsekwentnie kontynuowali reformę instytucji państwowych, społecznych i gospodarczych w kierunku ich wolnościowego funkcjonowania”.

 

Zaraz, zaraz, moi Drodzy. Czy to lapsus linguae, czy celowe wypunktowanie, o co tak naprawdę chodzi? Przecież jak dotąd reformowaliście wszystkie te instytucje (ku naszemu zadowoleniu lub protestom) głównie po to, aby umocnić władzę (potrzebną oczywiście, aby zagwarantować zapowiadany obecnie dobrostan). Usunęliście kierownictwa stadnin koni czystej krwi oraz wbrew zaleceniom UE postawiliście higieniczny kordon wysokokwalifikowanym uchodźcom z kulturalnej, wielowyznaniowej, arabskiej jednak Syrii, przyjmując w ich miejsce po cichu dziesiątki tysięcy  niewyględnych Azjatów z Indii i może Bangladeszu. Nadkruszyliście fundament trzeciej władzy, czyli sądownictwo. Trzyma się jeszcze Zwierz Alpuhary (utwór Słowackiego w uczniowskiej interpretacji), ale w Grenadzie (sądownictwo) zaraza trolli pod nazwą „Emilia i jej towarzysze”. Wyrzucaliście na lewo i prawo także moich przyjaciół, którzy z serca przyłożyli się do Waszego sukcesu, bo chcieliście  zrobić miejsce dla karuzeli stanowisk potrzebnych do przekupywania władzą i zarobkami. Komuż zatem będzie przysługiwało owo wolnościowe funkcjonowanie? Podmiotom działania tych instytucji czy im samym?

 

A jeśli tak, to czy wzorem powołanych narodowych centrów kultury, nauki i tak dalej, które obsadziliście swoimi ludźmi, i które tak sterują lub próbują sterować przydziałem środków i grantów, żeby otrzymali je ludzie Wam ulegli, nie przejmiecie również władzy nad kierownictwem dziennikarskiego samorządu, który od tej pory  „dbając o standardy etyczne i zawodowe, dokonując samoregulacji oraz odpowiadając za proces kształtowania adeptów dziennikarstwa”, będzie zajmował się określaniem tego, co dla władzy jest słuszne i przydatne, a co szkodliwe?

 

Zwłaszcza że w ogóle za dużo w Waszym programie jest określania, jakoby głównym beneficjentem wszystkich działań społecznych miało być państwo. „Państwo obejmuje swoim oddziaływaniem wszystkie inne organizacje”.  „Rozwój gospodarczy oprócz kapitału potrzebuje także dobrze wykształconych ludzi, którzy mogą pracować na rzecz państwa”. Nie narodu albo społeczeństwa albo po prostu ludzi, tylko właśnie państwa. Oczywiście państwa PIS-owskiego, bo bez rządu państwo nie istnieje, choć ja osobiście wolałbym, aby nim administrowano, a nie rządzono.

 

Co prawda „szkoła, zwłaszcza szkoła średnia, wyposaży młodego człowieka w wiedzę i umiejętności pozwalające poznać i zrozumieć uregulowania prawne, jak i realne mechanizmy demokratyczne oraz pozwoli mu odróżnić manipulację od rzeczywistości”, ale dotychczasowe Wasze poczynania w obszarze edukacji są – powiedzmy szczerze – dość żałosne, a jeżeli mieliby się nimi zajmować w przyszłości ludzie, których jedyną zaletą jest służebność wobec swej partii, to wątpię, czy efekty owych szczytnych założeń przysporzą pożytku czemukolwiek więcej niż krótkowzrocznemu celowi  politycznemu.

 

Jeśli zaś po wygranej wyborczej spełni się Wasza obietnica, iż poseł lub senator będzie mógł być pociągnięty do odpowiedzialności karnej, a także zatrzymany lub aresztowany, decyzją podjętą na wniosek Prokuratora Generalnego”, to taki stan rzeczy ułatwiać będzie rządzącym, aby w granicach ustanowionego prawa, określając swe postępowanie jako demokratyczne, działali totalitarnie. I wtedy przyszłość, tak kusząco zarysowana w programie, nabiera zupełnie innego kształtu, niż nam się do tej pory wydawało. Wszak programy tak rządzących ugrupowań zawsze pełne były pięknie sformułowanych przewidywań lepszego jutra, postulatów wyrzeczeń dla wspólnego interesu itd. A przecież nie chodziło w nich o dobro tej czy innej grupy społecznej, tylko o tytuł do sprawowania władzy, zadośćuczynienie żądzy jej posiadania oraz kasę dla tych, którzy ją popierają. Są to mechanizmy społeczne oddziałujące nawet wbrew zamierzeniom kreatorów. Jako tłumacz i protagonista Friedricha von Hayeka (Droga do zniewolenia) nie przyłożę do tego ręki. Ale róż też chyba nie będę hodował. Nie będę także haratał w gałę, jako że nigdy nie pasjonowały mnie sporty drużynowe. Może uda mi się jakoś pozostać po prostu sobą? Aha! Ten „Dobrostan plus”, którym pozwoliłem sobie zatytułować felieton, dotyczy, jak się okazuje, hodowli zwierząt i rolnictwa w ogóle. Ot, taka nieuwaga starcza.

 

Jerzy Terpiłowski