Dobry człowiek, twardy facet – sylwetka Andrzeja Poczobuta, laureata Głównej Nagrody Wolności Słowa SDP

Poważnie traktuje swoje dziennikarskie posłannictwo, podobnie jak działalność w Związku Polaków na Białorusi i bycie Polakiem. Szalenie bezkompromisowy dziennikarz, bardzo oddany zawodowi. Ideowy, zacięty, strasznie twardy facet, co widać nawet w osobistych relacjach – nie kryje swojej sympatii do Andrzeja Poczobuta Agnieszka Romaszewska-Guzy. Podkreśla, że jest częścią białoruskiej społeczności dziennikarskiej i człowiekiem szanowanym przez innych dziennikarzy. W swoich ocenach szefowa TV Biełsat nie jest odosobniona.

 

Poczobutowi należy się ogromny szacunek za to, że mimo choroby odmówił wyjazdu z Białorusi. W latach 80. też uważałam, że należy pozostać w kraju. Nawet za cenę aresztu – mówi sekretarz generalna SDP i działaczka opozycji antykomunistycznej w PRL Jadwiga Chmielowska.  Podkreśla, że władze totalitarne zawsze chcą się pozbyć z kraju odważnych, aktywnych i mądrych ludzi.

 

Współpracujący z polsko-białoruskim dziennikarzem, współautor „Programu Wschodniego” w Radiu Wnet Paweł Bobołowicz zwraca uwagę na inną, rzadką cechę. – Nawet w Polsce potrafi jednoczyć ludzi, których jest bardzo ciężko połączyć ze względu na funkcjonujące u nas podziały. Bez względu na to czy nasze serca ciągną bardziej do prawicy, czy do lewicy, wszyscy wiemy, że do Andrzeja można zadzwonić i dowiedzieć się prawdy o wydarzeniach na Białorusi – mówi.

 

Poczobut od kilkunastu lat jest korespondentem „Gazety Wyborczej” w Grodnie, a od kilku miesięcy dzieli się wiedzą ze słuchaczami Radia Wnet, gdzie prowadzi redakcję białoruską. – Absolutnie profesjonalny i bardzo rzetelny – chwali dziennikarz Radia Wnet.

 

Profesjonalizm, rzetelność, duża wiedza, znajomość poruszanych tematów, docenienie przez media z różnych stron dziennikarskiej i politycznej barykady. To dużo, ale to tylko część cech blogera i dziennikarza, ale również działacza polskiej mniejszości i historyka. Dyrektor telewizji Biełsat wskazuje kolejną dość rzadką cechę w dzisiejszym, nie tylko dziennikarskim świecie.

 

Jest dobrym i lojalnym kolegą. Mogłam to wypróbować, kiedy w czasie rządów PO-PSL zaproponowano mu, żeby zajął moją posadę dyrektora TV Bielsat. Nie zgodził się. Nie dlatego, że nie podobał mu się pomysł, ale uważał, że tak się nie robi i uprzedził mnie o propozycji jaką otrzymał. Zrobił to, chociaż nie byliśmy bliskimi przyjaciółmi – wspomina Agnieszka Romaszewska-Guzy.

 

Poczobut woli przekazywać informacje, co jest misją jego zawodu, niż gwiazdorzyć w mediach. Nie szuka wyznawców. Prawdopodobnie wynika to z jego charakteru.

 

Jest dość skrytym człowiekiem. Nie jest typem gwiazdora. Nie obnosi się ze sobą, nie jest zakochany w sobie z wzajemnością – opowiada Agnieszka Romaszewska-Guzy. Jak mówi większość rzeczy, które wie o Poczobucie, dowiedziała się z innych źródeł niż on sam. Od niego niewiele można się dowiedzieć, bo nigdy specjalnie nie opowiada o życiu prywatnym.

 

Ma swoje zdanie na dany temat. Jak sobie je wyrobi, twardo się go trzyma. Pasjonat historii i samouk w tej dziedzinie, bo ukończył wydział prawa. Wszystkie badania historyczne prowadzi sam – dodaje szefowa TV Biełsat.

 

Szczególnie od sierpnia ubiegłego roku, podczas rozmów z nim, miałem uczucie, że mówię z osobą, która za swoje słowa może zapłacić cenę wolności. I tak się niestety stało – wskazuje Bobołowicz.

 

25 marca Andrzej Poczobut po raz kolejny za działalność dziennikarską, społeczną i polityczną trafił do aresztu. Tam obchodził 48. urodziny. Można powiedzieć, że przebywanie w aresztach to jego smutna codzienność od 2011 roku. Wtedy prokuratura postawiła mu zarzut o znieważenie prezydenta Aleksandra Łukaszenki w artykułach publikowanych w „Gazecie Wyborczej”, na portalu „Biełorusskij Partizan” oraz na jego blogu. Zatrzymano go na 72 godziny po czym umieszczono w areszcie śledczym. W lipcu 2011 roku sąd w Grodnie skazał go na 3 lata więzienia w zawieszeniu na okres 2 lat. Dwa lata później sąd zdecydował o zwolnieniu Poczobuta z odbywania kary.

 

Ostatnio dziennikarz usłyszał absurdalny zarzut podżegania do nienawiści, za co w białoruskim kodeksie karnym grozi od 5 do 12 lat więzienia. A wszystko w związku z organizacją tradycyjnego kiermaszu Kaziuki, który według tamtejszych władz jest nielegalny. Powiedzieć, że to absurdalne zarzuty to stwierdzić banał. Jak podkreślają rozmówcy portalu sdp.pl, z olbrzymim szacunkiem zawsze odnosił się do swoich dwóch ojczyzn  –  Białorusi i Polski.

 

Byłem zaskoczony tym, że władze białoruskie posunęły się do aresztowania Poczobuta pod sfingowanym zarzutem działalności antypaństwowej. To dowód, że reżim Łukaszenki jest gotowy na bardzo zdecydowane działania. Przed porwaniem samolotu z Ramanem Pratasiewiczem to było chyba najbardziej drastyczne posunięcie białoruskiego reżimu na styku Polska-Białoruś – komentuje dziennikarz Krzysztof M. Kaźmierczak.

 

 Andrzej to człowiek olbrzymiej tolerancji i otwartości. Jak można mu stawiać zarzuty, że może rozbudzać nienawiść międzyetniczną czy międzyreligijną? – retorycznie pyta Paweł Bobołowicz.

 

Można, bo w sowieckim systemie na każdego znajdzie się paragraf.

 

Świadomość kolejnego aresztowania towarzyszyła Poczobutowi cały czas. – Pytałem go w sierpniu ubiegłego roku czy nie obawia się utraty wolności. Andrzej odpowiedział, że to kwestia czasu, a nie tego, czy tak się stanie – wspomina dziennikarz Radia Wnet.  I na sięganiu po najbardziej drastyczne metody – jak wskazuje Paweł Bobołowicz – polega przewidywalność reżimu Łukaszenki.

 

Z najnowszych informacji wynika, że stan zdrowia Andrzeja Poczobuta jest zły. 16 czerwca w rozmowie z portalem Kresy24.pl, jego żona Oksana poinformowała że zaraził się koronawirusem, kaszle i słabnie. W areszcie w Żodzinie nie ma ambulatorium. Dziennikarz przebywa w przepełnionej 13-osobowej, zawszonej celi, w której nie ma stałego dopływu powietrza. Najbliższe dni będą dla Poczobuta, który cierpi na wadę serca szczególnie trudne, bo Białoruś czeka fala upałów.

 

Przetrzymywanie go w warunkach, które są bardzo ciężkie nawet dla w pełni zdrowej osoby jest dużym zagrożeniem. Nie należy lekceważyć informacji, które do nas docierają. Przede wszystkim apeli pani Oksany Poczobut, która upomina się o badania lekarskie dla Andrzeja i dostarczanie leków – mówi Bobołowicz.

 

Obaw nie kryją i inni. – Może być zagrożone jego życie. A dla reżimu byłoby wygodne, żeby się go pozbyć np. gdyby zmarł na COVID-19 – ocenia Kaźmierczak.

 

Poczobut mógł opuścić areszt. Musiałby się jednak zgodzić na emigrację np. do Polski. Nie zdecydował się na ten krok.

 

To człowiek niezłomny, a niestety takie osoby płacą wysoką cenę. Andrzej nie jest osobą, która będzie chciała skorzystać z prostych możliwości. Przez tyle lat nie dał się wyrzucić z Białorusi. Od początku jest jednoznaczny w ocenie reżimu Łukaszenki. Więzienie nie stanowiło dla niego strachu, który miałby spowodować, że przestanie mówić prawdę. Ale to niestety odciska się na nim i musimy się martwić o niego, o Andżelikę Borys i o wszystkie osoby, które reżim traktuje z pełną brutalnością – podkreśla Bobołowicz.

 

Kaźmierczak liczy, że władzom nie uda się zmusić Poczobuta do emigracji, bo jego siłą jest to, że przygląda się z bliska ich działaniom.

 

Polska i Unia Europejska zrobiły za mało w sprawie Poczobuta i innych zatrzymanych osób. Dlatego podpisałem list, który był nie tylko sprzeciwem wobec tego co dzieje się na Białorusi, ale również apelem do władz Polski i UE o podjęcie zdecydowanych działań w sprawie więzionych na Białorusi osób z polskimi korzeniami, w tym Andrzeja Poczobuta – wskazuje nasz rozmówca.

 

Fala prześladowań niezależnych mediów i dziennikarzy na Białorusi przyspieszyła po wyborach prezydenckich, które odbyły się w sierpniu 2020 roku. Wcześniej takie działania też były podejmowane, ale teraz są znacznie bardziej dotkliwe i zataczają znacznie szersze kręgi.

 

Władze białoruskie realizują konsekwentnie swoją strategię, która polega na uciszaniu czy zamykaniu środków komunikacji, z których można czerpać niezależne informacje. Najpierw aresztowano dziennikarzy, którzy relacjonowali protesty. Potem zaostrzono represje wobec nich. Można nawet powiedzieć o polowaniu na dziennikarzu relacjonujących protesty, które w kilku przypadkach zakończyły się wyrokami długoletniego więzienia – nie ma wątpliwości publicysta portalu wPolityce.pl i analityk spraw międzynarodowych Marek Budzisz. Wskazuje, że działania dotyczyły nie tylko największego portalu TUT.by, który generował około 60 proc. wszystkich odsłon w sieci, ale również Niezależnego Związku Dziennikarzy Białoruskich czy lokalnych mediów.

 

W ocenie sekretarz generalnej SDP Jadwigi Chmielowskiej jesteśmy świadkami przebudzenia się narodu białoruskiego i wielkiej identyfikacji narodowej wśród społeczeństwa naszych sąsiadów. Tamtejsi dziennikarze odgrywają w niej znaczącą rolę. – Dziennikarze relacjonujący to, co się u nich dzieje stanowili zagrożenie dla reżimu, który nie chciał, żeby Białorusini się identyfikowali z własną narodowością. Zamykanie dziennikarzy jest gestem rozpaczy władz totalitarnych, które nie chcą, żeby ich naród był świadomy. Dziennikarze i media służą do komunikacji w społeczeństwie – przekonuje była działaczka opozycji w PRL i wskazuje, że prześladowanie dziennikarzy grozi destabilizacją państwa.

 

Prognoza dalszych działań władz białoruskich nie nastrajają optymistycznie. Nic nie wskazuje, że w najbliższym czasie dojdzie do liberalizacji systemu. – Białoruskie władze wielokrotnie, nawet publicznie deklarowały, że pójdą do końca i zlikwidują niezależny obieg informacji na Białorusi. Zrobią to zastraszając dziennikarzy, aresztując i zamykając w więzieniach, zmuszając niepokornych do emigracji albo przejmując media. Z tym ostatnim działaniem mamy do czynienia w przypadku portalu TUT.by – twierdzi Budzisz. Trudno więc w jego ocenie mówić o przejawach czy zwiastunach, że obecna linia polityczna stanie się mniej represyjna. – Niestety spodziewam się, że pan Poczobut, niezależny dziennikarz i jeden z liderów polskiej mniejszości na Białorusi, który na dodatek odmówił emigracji, zostanie skazany na długie więzienie – ubolewa analityk. Dodaje: – Ale to nie znaczy, że należy rezygnować z wywierania presji. Prędzej czy później władze w Mińsku muszą ustąpić. Najprawdopodobniej więźniowie polityczni zostaną wypuszczeni na wolność. To powinno być w ogóle warunkiem jakichkolwiek rozmów czy poluzowania presji.

 

Zakres możliwych działań podejmowanych na rzecz uwolnienia Andrzeja Poczobuta i innych więźniów politycznych nie jest szeroki. Nie można jednak rezygnować. – Potrzebny jest maksymalny rozgłos na arenie europejskiej i międzynarodowej. Jestem również zwolenniczką sankcji i bardzo ostrego potraktowania reżimu białoruskiego oraz rosyjskiego, bo one są ze sobą połączone – podsumowuje Agnieszka Romaszewska-Guzy.

 

Tomasz Plaskota, fot. Wikipedia