Termin dekoncentracja mediów odmieniany jest dziś przez wszystkie przypadki. Przez jej wrogów i sojuszników. Jedni, ekonomiści lewicowo-liberalni, twierdzą, że kapitał nie ma narodowości, i że korporacje zagraniczne kierują się wyłącznie chęcią zysku. Inni upierają się, że owszem, kapitał ma narodowość, bo zyski wypracowane przez te korporacje zasilają konkretne, zagraniczne budżety. Jeden argument nie wyklucza drugiego, zagraniczne korporacje medialne chcą oczywiście zarabiać jak najwięcej, ale ich zyski zasilają narodowe, niemieckie czy amerykańskie budżety.
Jak to wygląda w Polsce? Od 30 lat powoli i mozolnie budujemy swoją demokrację, ale wciąż widać tu białe plamy. Jedną z nich jest właśnie brak pluralizmu mediów. W Wielkiej Brytanii, choć media elektroniczne są w 97 proc. lewicowo-liberalne, rynek prasowy dzieli się w ujęciu światopoglądowym w stosunku 50:50 proc. Czyli każdy Brytyjczyk ma „swoją” gazetę, po którą regularnie sięga – polscy czytelnicy nie mają takiego komfortu. Zwłaszcza w segmencie prasy terenowej czy kobiecej, które w ponad 90 proc. są opanowane przez kapitał niemiecki i prezentują niemiecki polityczny punkt widzenia i niemieckie interesy. W Stanach Zjednoczonych rynek medialny jest ideologicznie bardziej urozmaicony i zróżnicowany, na CNN mamy FOX News, na Washington Post – The Wall Street Journal i sporo prasy terenowej. Ale czy to w Zjednoczonym Królestwie, w Stanach Zjednoczonych czy w samych Niemczech stosunki własnościowe są identyczne. Media należą do grup narodowych, Brytyjczyków, Amerykanów czy Niemców oraz istnieją instytucje, które czuwają, aby nie doszło do nadmiernej koncentracji, zwłaszcza w rękach właścicieli zza granicy. Na Wyspach jest to OFCOM / The Office of Communications/, powiązany z parlamentem, tak więc państwo, organizacje pozarządowe i same media pełnią tu rolę stróżów porządku medialnego.
Żaden cywilizowany kraj nie dopuści do tego, aby jakieś inne państwa dyktowały mu jak rządzić, jak mają żyć jego obywatele, dyktować „way of life”. Spójrzmy na motywacje Brytyjczyków, którzy zdecydowali się na Brexit. Nie godzili się na wtrącanie się UE do polityki wewnętrznej i zagranicznej, sugerowanie jakie wprowadzać ustawy do Izby Gmin, według jakich przepisów prawnych sądzić i jak żyć? A przecież w Zjednoczonym Królestwie demokracja działa od wieków, podczas gdy w Polsce, gdzie porządek demokratyczny dopiero się odradza, rynek medialny jest dopiero w powijakach! Także dotyczący stosunków własnościowych. Przejdźmy do konkretów. Konserwatywne „The Daily Telegraph” i „Sunday Telegraph” należą do The Telegraph Media Group czy też Barclay Brothers Group, bo od bodaj 50 lat właścicielami są 85-letni dziś bracia bliźniacy Barcleyowie. Tabloid „The Daily Mail” (1,2 mln nakładu) jest własnością Daily Mail Group Media, także pieniądze brytyjskie. Lewicowy dziennik „Guardian” i gazeta niedzielna „The Observer” należą do Guardian Media Group, kapitał lokalny. A lewicowa The Mirror Group, która, prócz flagowego „Daily Mirror” (2 mln nakładu), wydaje 240 gazet regionalnych, także reprezentuje kapitał brytyjski. Nieco inna, bardziej skomplikowana, jest sytuacja właścicielska z „Timesem”, „Sunday Timesem” i „Sunem”. Szacowny dziennik „The Times” (360 tys. nakładu), oraz „Sunday Times” (400 tys.) należą do News Corporation News UK czyli amerykańskiego magnata medialnego Ruperta Murdocha. Jak również tabloid „Sun” (2 mln nakładu). Ale na więcej Brytyjczycy się nie zgodzili. Pamiętam kiedy kilka lat temu Murdoch, już właściciel 39 proc. udziałów w British Sky Broadcasting chciał zakupić pozostałych 61 proc. udziałów tej firmy, CMA czyli Competition and Markets Authoryty, powiązana z rządem, do tego nie dopuściła! Motywacja: „z lęku o dominację na rynku, który mógłby być cenzurowany przez Ruperta Murdocha”. I w końcu doprowadzono do tego, że miliarder sprzedał swoje 39 proc. udziału w BSkyB. A kiedy w posiadanym kiedyś przez tego właściciela tabloidowi „News of the World” wybuchł skandal hakerski – okazało się, że podsłuchiwał rodzinę królewską, celebrytów czy rodziców ofiar pedofila – wtrąciło się państwo. Murdoch został wezwany przed komisję parlamentarną ds. mediów, i w efekcie licząca sobie 168 lat gazeta niedzielna została zamknięta! Tak się broni swoich, także medialnych, interesów!
My popełniliśmy bardzo poważny błąd – o dekoncentracji i repolonizacji mediów, co u nas znaczy w istocie to samo – mówi się od 30 lat, przy czym nic lub prawie nic nie zostało zrobione. Tygodnik „Newsweek”, portal Onet, tabloid „Fakt” i ponad 90 proc. prasy terenowej, kobiecej i motoryzacyjnej, life-stylowej i poradnikowej należy do właścicieli niemieckich, a regionalna – do jednego niemieckiego koncernu Passauer Neue Presse! Jest to wielki grzech zaniechania prawie nie do odrobienia, za który płacimy ogromną cenę. Ekonomiczną i wizerunkową, w kraju i za granicą. Tracimy wpływ na przebieg wydarzeń, politycznych, gospodarczych i kulturowych w kraju, a także w relacjach z Unią Europejską. Dominacji kapitału niemieckiego na polskim rynku medialnym, to najbardziej dramatyczny dowód na teorię, że kapitał ma narodowość, i w dodatku że z tego pełnymi rękami korzysta. Przy czym sami Niemcy pilnują czystości narodowej własnych mediów jak oka w głowie. Kiedy Anglicy chcieli zakupić dziennik „Berliner Zeitung”, politycy, związki zawodowe, organizacje pozarządowe i obywatele podnieśli taki harmider, że do tej transakcji nie doszło. I dziś na 650 tytułów prasowych w Niemczech jedynie w 3 z nich mają udziały inwestorzy zza granicy.
Jeśli zapytać o przyczyny tej sytuacji w Polsce, jawi się kilka: na początku brak doświadczenia i rozeznania, potem – bezczynność, brak odwagi by stanąć w prawdzie Prawa i Sprawiedliwości. Za wiele rozwiązań należy Zjednoczoną Prawicę chwalić, lecz choć od lat mówiło się o dramatycznych skutkach koncentracji mediów w rękach Niemców, nic się nie działo. Nic dziwnego, że dziś niemieckie media czują się nad Wisłą kompletnie bezkarne. Rodzaj V kolumny, która próbuje – to siłą, to sposobem – podporządkować polską politykę Berlinowi. Zwłaszcza, że ma sojusznika w Unii Europejskiej, Donalda Tuska, który nigdy nie zmarnuje okazji, żeby w imieniu UE, czy EPL przyłożyć ojczyźnie, no i polską opozycję, która stoi za interesami niemieckimi murem. Pamiętamy liczne informacje o „polskich obozy śmierci”, jadowite dokumenty o „wypędzonych”, licznych atakach Deutsche Welle, „Frankfurter Allgemeine Zeitung” czy „Die Zeit” na nasze reformy wymiaru sprawiedliwości, nie wspominając o torpedowaniu uruchomienia niemieckich reparacji wojennych. A ostatnia inwokacja redaktora naczelnego „Die Welt” Ulfa Poschardta pt. „Musimy porozmawiać, panie Duda!” Nie, Panie Prezydencie, czy Proszę Pana, lecz Panie Duda! A okładka brukowca „Fakt” zestawiająca prezydenta Andrzeja Dudę z cytatami zeznań pedofila. Niespotykane przykłady niemieckiej manipulacji, bezczelności i hucpy!
Ale nie tylko Niemcy poczynają sobie z Polską nad wyraz śmiele. Oto przykład z lewicową amerykańską agencją Associated Press, której korespondentką w Warszawie była dwa lata temu Vanessa Gera. Prowadziłam wtedy w MSZ anglojęzyczny portal poland.pl. W pewnym momencie zorientowałam się, że pani Gera tekst o „60 tys. polskich faszystów, maszerujących w Marszu Niepodległości” wysłała w świat prawie 24 godziny przed zdarzeniem! I ten artykuł cytowała prasa amerykańska, indyjska, chińska, brytyjska etc. jako tekst źródłowy! Opisałam to w portalu MSZ, zgłosił się „doradca ds. etyki AP”, który bardzo chciał się spotkać z ministrem Witoldem Waszczykowskim. Moja opinia eksperta była: „konie kują, żaba nogę podstawia, żadnego spotkania z doradcą ds. etyki AP, bo wiemy, co by nam doradzał, i tego nie chcemy”. Ciekawie jak, po wymianie szefów resortu, potoczyła się ta sprawa? Ostatnio zanotowaliśmy także kilka kontrowersyjnych tweetów pani ambasador Georgette Mosbacher, broniących z uporem wartym lepszej sprawy, TVN. Która jest w Polsce dokładnie tym, czym CNN w Stanach Zjednoczonych. Dlaczego MSZ nie przekaże prezydentowi Trumpowi, który ma wielkie problemy z CNN w USA, notki o toksycznej roli, jaką pełni TVN w Polsce? O tym, że stacja nie daje nam zapomnieć, że go nienawidzi, i że w listopadzie będzie miała wpływ na wybory Polonusów w USA? Przecież stosunki własnościowe wciąż się zmieniają, a dla Discovery TVN jest tylko drobną cząstką jego imperium?
Niemcy już dawno wprowadzili przepisy antykartelowe, chroniące interes swoich mediów przed ekspansja zagranicznego kapitału. Wielka Brytania i Francja mają je od dawna, Hiszpania od 1988 roku. W Polsce takich zapisów nie ma. A więc tuż po 1990 roku rozpoczęła się inwazja na Polskę, ale także na Czechy, Węgry i Bułgarie, gdzie podobnych ustaw także nie było. Dziś proces kolonizacji mediów i umysłów naszych obywateli jest bardzo zaawansowany. Autocenzura, kontrola poglądów polskich dziennikarzy tam zatrudnionych, jedynie słuszny sposób pisywania o polskiej polityce wewnętrznej i zagranicznej, zgodny nie z naszą, lecz niemiecką racją stanu. Wyłoniły się dwa projekty. Solidarna Polska opowiada się za „pokrojeniem” wszystkich wiodących mediów, prócz sektora państwowego. M.in. Polsatu Zygmunta Solorza, amerykańskiej Discovery, m.in. właściciela TVN, Ringier Axel Springer Polska („Newsweek”, „Fakt”, Onet). Choć nie bardzo wiadomo jak to „pokrojenie”, a może „okrojenie”, miałoby wyglądać? Z kolei Ministerstwo Kultury optuje za wprowadzeniem przepisów, które miałyby obowiązywać w przyszłości – co wydaje się rozwiązaniem naiwnym, bo nie uszczupliłoby dotychczasowego stanu posiadania. A może dobrze byłoby przejrzeć brytyjski Office Communication Act 2002, który powstał z inspiracji rządu, m.in. nadzorujący i kontrolujący rynek mediów? Reprezentuje on „interes obywateli poprzez promowanie konkurencji i ochronę społeczeństwa przed treściami szkodliwymi i ofensywnymi”. Czyli m.in. reprezentowaniem w kraju obcych interesów. I kształtuje politykę i dalekosiężną strategię rynku medialnego. Taka ustawa potrzebna jest natychmiast. Jak to mówią Anglicy – now!
Elżbieta Królikowska-Avis
Tekst ukazał się w numerze 4/2020 „Forum Dziennikarzy”.
Całe wydanie do pobrania